Siedziałem na korytarzu, przepisując jakieś zadanie, gdy podeszła do mnie pani Clover.
-Widzę, że wróciłeś Near. Miło cię ponownie widzieć, ale mam prośbę. Mógłbyś mi przynieść przybory na następną lekcję do sali matematycznej?
Podniosłem głowę zaskoczony.
-O, dzień dobry. W sumie - przeciągnąłem się, żeby rozluźnić mięśnie - to mogę pójść.
-Byłabym wdzięczna - powiedziała ruszając już w stronę sali.
Niechętnie się podniosłem i ruszyłem biegiem, jak to miałem w zwyczaju, w kierunku pracowni astronomicznej. Po krótkim czasie wpadłem przez drzwi do klasy o mało nie wpadając na jakiś model i wzdrygając się na odgłos trzaśnięcia drzwi o ścianę, w której pewnie odbił się ślad nagłego wtargnięcia. Pierwsze co zrobiłem, to przeczesanie wzrokiem pomieszczenia, jednak po chwili dostrzegłem pewną osobę...
-Głośniej się kurwa nie da?! - warknął chłopak, na którego miałem nieprzyjemność wczoraj wpaść. - Człowieku pukać cię nie uczono? Zresztą te klasy są nieużywane, więc łaskawie spieprzaj mi stąd, bo coś robię - mówiąc to podszedł do mnie, przyszpilając mnie do ściany.
-No chyba, że chcesz się zabawić.
-Co ty pierdolisz?! - warknąłem, zadzierając głowę do góry i patrząc na niego wrogo.
-Jak nie to spierdalaj - mruknął wbijając we mnie wzrok.
-Nawet jak nie chcę się zabawić to mam coś tutaj do roboty - prychnąłem odpychając go od siebie i pochodząc w stronę składziku, skąd wziąłem linijkę i cyrkiel do tablicy. Wychodząc, cały czas czułem na sobie wzrok chłopaka, więc na pożegnanie rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.
Lekcje grzecznie przesiedziałem ze słuchawkami w uszach. Dalej mnie rozwala to, że nauczyciele albo tego nie zauważają, albo mają to gdzieś, no ale dla mnie spoko. Po ostatnim dzwonku, stwierdziłem, że mam ochotę sobie pograć w kosza, więc wróciłem jedynie do pokoju po strój i zostawiłem torbę. Już miałem wychodzić, jednak widząc pyszczek Seta, stwierdziłem, że dam go do pokoju brata, gdzie będzie miał towarzystwo. Jak powiedziałem, tak zrobiłem, prowadząc jasną psinę do sąsiednich drzwi. Brata nie było, więc nawet nie pytałem o pozwolenie, zostawiając zwierzę i kierując się do wyjścia. Po drodze zebrałem kanapkę i butelkę wody z jadalni, którą w drodze spożyłem. Po piętnastu minutach, biegałem już w kółko rzucając osobiste, robiąc dwutakt, czy zatrzymania na jedno tempo. Co jakiś czas próbowałem dosięgnąć obręczy, ale ni cholery nie byłem w stanie doskoczyć, co tylko mnie frustrowało.
Po jakiejś godzinie ćwiczeń, wyłożyłem się na asfaltowej nawierzchni, chcąc złapać oddech, jednak skończyło się to tak, że zwyczajnie usnąłem w towarzystwie składającym się jedynie z piłki do kosza.
A co będzie, jak przestanie być potulny?
-Widzę, że wróciłeś Near. Miło cię ponownie widzieć, ale mam prośbę. Mógłbyś mi przynieść przybory na następną lekcję do sali matematycznej?
Podniosłem głowę zaskoczony.
-O, dzień dobry. W sumie - przeciągnąłem się, żeby rozluźnić mięśnie - to mogę pójść.
-Byłabym wdzięczna - powiedziała ruszając już w stronę sali.
Niechętnie się podniosłem i ruszyłem biegiem, jak to miałem w zwyczaju, w kierunku pracowni astronomicznej. Po krótkim czasie wpadłem przez drzwi do klasy o mało nie wpadając na jakiś model i wzdrygając się na odgłos trzaśnięcia drzwi o ścianę, w której pewnie odbił się ślad nagłego wtargnięcia. Pierwsze co zrobiłem, to przeczesanie wzrokiem pomieszczenia, jednak po chwili dostrzegłem pewną osobę...
-Głośniej się kurwa nie da?! - warknął chłopak, na którego miałem nieprzyjemność wczoraj wpaść. - Człowieku pukać cię nie uczono? Zresztą te klasy są nieużywane, więc łaskawie spieprzaj mi stąd, bo coś robię - mówiąc to podszedł do mnie, przyszpilając mnie do ściany.
-No chyba, że chcesz się zabawić.
-Co ty pierdolisz?! - warknąłem, zadzierając głowę do góry i patrząc na niego wrogo.
-Jak nie to spierdalaj - mruknął wbijając we mnie wzrok.
-Nawet jak nie chcę się zabawić to mam coś tutaj do roboty - prychnąłem odpychając go od siebie i pochodząc w stronę składziku, skąd wziąłem linijkę i cyrkiel do tablicy. Wychodząc, cały czas czułem na sobie wzrok chłopaka, więc na pożegnanie rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.
Lekcje grzecznie przesiedziałem ze słuchawkami w uszach. Dalej mnie rozwala to, że nauczyciele albo tego nie zauważają, albo mają to gdzieś, no ale dla mnie spoko. Po ostatnim dzwonku, stwierdziłem, że mam ochotę sobie pograć w kosza, więc wróciłem jedynie do pokoju po strój i zostawiłem torbę. Już miałem wychodzić, jednak widząc pyszczek Seta, stwierdziłem, że dam go do pokoju brata, gdzie będzie miał towarzystwo. Jak powiedziałem, tak zrobiłem, prowadząc jasną psinę do sąsiednich drzwi. Brata nie było, więc nawet nie pytałem o pozwolenie, zostawiając zwierzę i kierując się do wyjścia. Po drodze zebrałem kanapkę i butelkę wody z jadalni, którą w drodze spożyłem. Po piętnastu minutach, biegałem już w kółko rzucając osobiste, robiąc dwutakt, czy zatrzymania na jedno tempo. Co jakiś czas próbowałem dosięgnąć obręczy, ale ni cholery nie byłem w stanie doskoczyć, co tylko mnie frustrowało.
Po jakiejś godzinie ćwiczeń, wyłożyłem się na asfaltowej nawierzchni, chcąc złapać oddech, jednak skończyło się to tak, że zwyczajnie usnąłem w towarzystwie składającym się jedynie z piłki do kosza.
A co będzie, jak przestanie być potulny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz