czwartek, 31 grudnia 2015

Od Sky

Poszłam do miasta, trochę je zwiedzić...Jestem tu od niedawna, więc chyba powinnam coś już znać. Zakręciłam się wokół parku, potem poszłam dalej.
Miasto wydawało się ładne...ale ta przytłaczająca ilość ludzi była nieco denerwująca. Zostawiłam więc zwiedzanie na później.

XXx

Byłam w szkole pierwszy dzień. Z tego co wiedziałam, miałam udać się do dyrektora. Tylko gdzie to jest? Szkoła była dosyć duża, więc z łatwością się w niej zgubiłam. Szłam wzdłuż korytarza, a sądząc po krzykach w klasach obok, trwała właśnie lekcja.
Rozglądnęłam się i zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Podeszłam więc do niego.
- Może wiesz, gdzie jest pokój dyrektora..?-Spytałam niepewnie.

Ktoś?

Od Michaela Cd. Ophelii

Zmarszczyłem czoło wyjmując telefon. Szybko napisałem sms-sa do cioteczki Marii.
- Do kogo piszesz? - spytała przechylając głowę.
- Do rodzinnego kardiologa. Pytam, się czy na pewno będzie.
Michael: Czy w tym roku zaszczycisz nas swoją obecnością?
Maria: Jestem co roku. Czyżbyś stęsknił się za ciiocią kochanie?
Michael: Mmm, oczywiście. Pozdrów swojego kota.
Maria: Masz przewalone, szykuj się na solówkę za domem po świętach...
Uśmiechnąłem się pod nosem wrzucając urządzenie do torby. - Będzie, czyli mogę być o ciebie spokojny.
- Miło, że się tak o mnie martwisz.
- Wybacz, jednak chyba mówiłem, że mają być to twoje najlepsze święta, prawda? Zamierzam dotrzymać słowa.

Ophelia? XD Widzisz, solówa za domem zawsze dobra.

Od Ophelii Cd. Michaela

Zerknęłam w jego stronę, ale natychmiast odwróciłam wzrok.
- Nie lubię mówić o tej sprawie. - mruknęłam, znów na niego patrząc.
- Przepraszam, nie chciałem-
Westchnęłam, machając ręką żeby go uciszyć.
- Czekaj, nie mówiłam że ci nie powiem. - powiedziałam szybko - Po prostu.... Tylko moja rodzina i kilka osób w szkole o tym wiedzą... A przez tych kilka osób, mam na myśli dyrektorkę, pielęgniarkę i kilku nauczycieli...
Michael skinął głową, gdy przerwałam, czekając na jego reakcję.
- Ok. - westchnęłam - Mam postępującą wadę serca. Dokładnie przewlekłą dusznicę bolesną i niewydolność krążenia. Od trzeciego roku życia spędzałam święta sama, bo rodzice podostawali awanse i mogli w końcu zacząć zarabiać na moje leczenie i tym podobne. Wiesz, trochę kasy na to leci... osiem lat temu, rodzina Xaviera zabrała mnie do siebie na święta, żebym nie spędzała ich ciągle samotnie, odpakowując prezenty przysłane z Ameryki... jeszcze przed kolacją wigilijną miałam bardzo silny atak duszności i zabrali mnie do szpitala. Byłam tam do nowego roku i nie chciałam tego powtarzać, dlatego nie spędzałam już potem z nikim świąt. - wytłumaczyłam cicho, patrząc gdzieś w dal.

Miczu?

Od Ophelii Cd. Natalii

Szłam przez korytarz, kiedy zauważyłam jak wyraźnie nowa uczennica kręci się to tu, to tam, najprawdopodobniej szukając sali, bo patrzyła na numery drzwi.
Obserwowałam ją przez kilka minut, ale widząc że wyraźnie nie jest w stanie samodzielnie zakończyć poszukiwań podeszłam do niej.
- Nowa? - zapytałam z uśmiechem.
Natychmiast się odwróciła i zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Spokojnie, nie gryzę. - uniosłam ręce w geście kapitulacji.
- A co jak tak? - dziewczyna odburknęła, na co wywróciłam oczami.
- Szukasz swojej sali, nie? - zignorowałam jej zaczepkę - Jak przestaniesz mi skakać do gardła, zaprowadzę cię, gdzie chcesz. - oznajmiłam.

Natalia? ;)

Od Michaela Cd. Ophelii

- W takim razie postaram się aby te święta były dla ciebie najlepszymi świętami jakie przeżyłaś - odparłem z uśmiechem. - A! Właśnie, zapomniałem o jednej osobie. Mój kuzyn ze strony ojca - moja mina zmieniła się na moment jednak szybko wróciłem do poprzedniego stanu. - Lukas. Casanowa, podrywacz, flirciarz. Uważaj na niego. Postaram trzymać go z dala, ale zapewne nie wyjdzie jak to w święta bywa.
- A cóż takiego może mi zrobić, hę?
Skrzywiłem się. - Wybacz, jednak nie odpowiem.
- Dobra, nie pytam.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze - odetchnąłem wyglądając przez okno. Dalsza część podróży minęła nam bezproblemowo. Na zmianę słuchawki z muzyką i książka, słuchawki z muzyką i książka. - Powiesz mi dlaczego tamte święta były aż tak nieprzyjemne? - Wiedziałem, że się nie powstrzymam.

Op?

Od Ophelii Cd. Michaela

Zagwizdałam.
- Fajną masz rodzinkę. - skomentowałam.
- Mówiłem. - Michael skinął głową.
- Podejrzewam że będę się z nimi dobrze bawić. - wyjrzałam przez okno.
- Ocenisz na miejscu.
Na zewnątrz przesuwał się śnieżny krajobraz: pagórki z niewielką ilością drzew to tu, to tam i płotami - wszystko przykryte grubą warstwą śniegu... Xav by się "ucieszył". Ciekawe jak minie mu czas z rodziną...
- Tak właściwie... To nie masz czasem kuzyna w akademii? - Michael przerwał ciszę po kilkunastu minutach.
Zerknęłam w jego stronę.
- Mam. To pan przewodniczący. - wyjaśniłam.
- Nie myślałaś żeby z nim spędzać święta?
Znów spojrzałam na krajobraz za oknem.
- Raz spędzałam, ale nie były to przyjemne święta, więc się nie powtórzyły.
- Wybacz...
Uśmiechnęłam się do niego.
- Spoko.

Michael?
Tęskniłam ;-; <3 p="">

Od Michaela Cd. Ophelii

- Sprawisz mi tym wielką przyjemność - odparłem z uśmiechem. Już kilka dni później siedzieliśmy w pociągu w drodze do mojego, oddalonego o naprawdę duży, duży kawałek drogi domu.
- W tym roku na losowaniu wypadło, że to moja matka robi święta czyli jedziemy do mnie.
- Macie losowania? - spytała zdziwiona.
- Bardziej ustalanie kolejki raz na trzy, cztery lata. W tamtym roku byliśmy u... mojego pradziadka bodajże. Za rok będzie babcia. Wiesz, trzeba jakoś to ogarnąć przy sporej rodzinie.
- I ja... będę z nimi wszystkimi pod jednym dachem?
- Nie ze wszystkimi. Tak jakoś wypadło, że kilku nie będzie. No ale o tym zaraz. Chyba muszę mniej więcej streścić ci na co powinnaś wiedzieć.
- Zamieniam się w słuch.
- Mnie już znasz, więc wiedz, iż jestem osobnikiem najnormalniejszym w całej tej zbieraninie. Zacznę może od swojej rodzicielki. Seraphim Masterton, pierwsza i najważniejsza sprawa, nie krytykuj jej, nie zwracaj uwagi, nie mów, że coś jest źle zrobione nawet jeżeli jest. To może źle się skończyć... dla mnie oczywiście. Następna osoba, starsza siostra mojej matki - Maria Nightwood. Bezdzietna, niezamężna, z zawodu kardiolog, po studiach dwa lata spędziła z buddyjskimi mnichami. Wiesz, harmonia, Nirvana, dobre życie i tym podobne bzdety. Ostoja spokoju puki nie zobaczy swojego brata. Wtedy wyrastają jej rogi. No i właśnie, wujek Leonard, dla rodziny Leo. Najstarszy z rodzeństwa. Jako jedyny posiada blond włosy, co powiem ci, było nie lada aferą. Kontynuując rodzinną tradycję swoje życie oddał morzu i zaciągnął się do marynarki wojennej. Jego najprawdopodobniej nie będzie ze względów zawodowych. Jego żona zginęła w niewiadomych mi okolicznościach. Zrobili z tego wielką tajemnicę. Mieli, a raczej mają dwie córki. Starszą Annę, i młodszą Sally. Anna jest dość... specyficzna. Nie uśmiecha się, nie płacze, nie denerwuje się, nie jest szczęśliwa - tak jakby nie okazuje uczuć, co psycholog wyjaśnia tym iż wcześnie straciła matkę. Wiadomo jednak, że czuje nienawiść gdyż na każdym kroku okazuje ją swojej młodszej siostrze. Ogółem taka porypana historia. Sally jest na swój sposób normalna. Dalej jest babcia z dziadkiem, którzy zajmują się Anną i Sally gdy nie ma Leona. Akaja i Ace. Wielka miłość. Poznali się gdy mieli dwadzieścia lat i do tej pory są razem. Często zachowują się jak para nastolatków. Dziadek jest emerytowanym marynarzem a babcia prowadzi firmę swojego ojca, oczywiście związaną z transportem morskim. Morze jest wielką tradycją rodzinną i nie zdziwię się, jeżeli i mnie gdzieś tam wcisną. - Wziąłem głęboki wdech. Dawno nie wypowiedziałem tak wielu słów za jednym razem. - Pradziatków sobie odpuszczę jeżeli pozwolisz, to jeszcze cięższa historia niż to wszystko a mówię jedynie ogólnikowo. Chyba o nikim nie zapomniałem... Moja matka. Matka, ojciec kuzynek, rodzice naszego pokolenia, pradziatkowie... No dobra, jest miej więcej git.

Op? To tylko ogólnikowo :')

niedziela, 27 grudnia 2015

Od Ophelii Cd. Nathaniela

Nawet się nie obejrzałam i tylko podniosłam rękę pokazując mu środkowy palec. Natychmiast jednak westchnęłam, kiedy wybuchnął śmiechem.
- Złotko, fuck z tej dłoni znaczy "kocham cię".
Ok. To jednak nie był dobry pomysł.
Owinęłam się kołdrą, czekając na moment kiedy lekarze w końcu uśpią tego dzikusa.
Ale jak to bywa w życiu, dzisiaj nie był mój szczęśliwy dzień. Właściwie w szpitalach nigdy nie miałam szczęśliwych dni, chyba że kiedy mnie wypuszczali do domu... te były ok.

Nathaniel? ;-;

Od Nathaniela cd Opheli

-Jak się nazywasz chłopcze?-spytał jeden z lekarzy
-A w bazie danych mnie nie ma?- spytałem sarkastycznie. Zazwyczaj taki nie byłem...to narkotyki tak mnie zmieniają ale cóż...takie życie
- To nie czas na zabawę- powiedziała ostro piguła
-Nie? Pech...Musicie sobie ustalić terminy a nie wpadacie tu jak nie wiadomo kto- parsknąłem śmiechem
-My mówimy serio. Chcemy ci pomóc - powiedział lekarz siląc się na spokojny ton
-Niech pan na żyłkę uważa...Jestem Nathaniel- uśmiechnąłem się złośliwie...ej ale serio nie wiedziałem że narkotyki aż tak mnie zmieniają...
-Nathaniel jaki? i gdzie mieszkasz?- dopytywali się lekarze
-Nathaniel Raven a co do adresu to miejski sierociniec przy Wolf street 12- odparłem
-Było trzeba tak od razu. Musimy ci teraz podać antytoksynę więc możesz być tak łaskaw i podnieść rękaw bluzy do zgięcia łokciowego?- spytała piguła
-Ach...Będziecie mnie teraz obmacywać? Hej Op ciebie też macali?- wybuchłem śmiechem

Ophelia?

Od Ophelii Cd. Nathaniela

Sarknęłam, rozbawiona.
- Nie mam pojęcia, nie oglądam takich. - odparłam z sugestywnym uśmieszkiem.
- Czasem trzeba się odmóżdżyć. - Nate odparował, a ja uśmiechnęłam się szerzej.
- A czy ja coś mówiłam, że się tłumaczysz?
W tym momencie do pokoju weszła pielęgniarka i dwóch lekarzy. Nathaniel mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, a ja odwróciłam się na drugi bok, tyłem do przedstawienia, zastanawiając się ile mnie tu jeszcze będą trzymać.

Nathaniel? Sorry że nie dłużej :v wena gdzieś sobie poszła...

Od Nathaniela cd Ophelii

Piguła spojrzała się na mnie to znów na nią
-Coś go boli ze potrzebuje?-spytała zmieszana
-Tak. Wszytko - zakpiłem
-Nie...Chcę powiedzieć że on brał morfinę- odparła dziewczyna
-Oh...Uff...Idę powiedzieć lekarzowi- wysapała i poszła
-Och a więc teraz mnie będą obmacywać w tym szpitalu przy zmianie kroplówek i tak dalej?-spytałem
-Tak.- uśmiechnęła się
-Dzięki za wsypanie- westchnąłem
-Nie ma za co- stwierdziła
-Jestem Nathanie ale wolę jak mówi się do mnie Nate- przedstawiłem się
-A ja Ophelia ale Op wystarczy- powiedziała
-Op...Czemu kojarzy mi się to z kiczowatym filmem...-mruknąłem

Ophelia?

Od Ophelii Cd. Nathaniela

Podparłam się na łokciu, po czym nacisnęłam przycisk "bezpieczeństwa" - to czerwone cholerstwo, które kazała mi mieć przy sobie pielęgniarka i wciskać, jakby mi wróciły duszności czy którykolwiek inny z objawów. Pomyślałam sobie jak bardzo się zdziwią że to nie z mojego powodu.
- Jesteś tam jeszcze? - spytałam.
- A gdzie niby mam być? - odburknął chłopak.
- Nie wiem, może w świecie "La la la". - wzruszyłam ramionami - Jakiż to powód mogłeś mieć żeby tak bardzo przesadzić? Dziewczyna, smutna przeszłość, czy może namówili cię wspaniali znajomi? - zmieniłam temat, w oczekiwaniu na przybycie pielęgniarki lub lekarza.
- Nie twoja sprawa.
Właśnie w tym momencie otworzyły się drzwi. Z cichym sapnięciem opadłam spowrotem na łóżko i kciukiem wskazałam na współlokatora.
- Morfina. - wytłumaczyłam zdyszanej kobiecie.

Nathaniel? Masz. Specjalnie dla ciebie odłożyłam rysowanie na później -3-

Od Nathaniela do Ophelii

Siedziałem na ławce. Znów sam... Wspominałem pierwsze lata mojego istnienia. Czy było dobrze? Można to tak rzec ale idealnie też nie było. Mojej rodzinie ostatnio się nie przelewało. Mama pracowała jako opiekunka do dzieci a ojciec jako sprzedawca broni. Nagle coś poszło nie tak...dobrze pamiętam ten dzień...jakby to było wczoraj. Mama siedziała na fotelu i cerowała mojego ulubionego pluszaka. Ja siedziałem pod stołem i bawiłem się żołnierzykami. Nagle do domu wpadł ojciec, był mocno wstawiony. Zaczął krzyczeć na mamę że jest głupią puszczającą się po katach zdzirą. Mama chciała się jakoś bronic lecz nie wiedziała jak. Nagle ojciec wyciągnął z za paska nóż i dźgnął mamę raz,drugi, trzeci. Mama padła na ziemię i poruszyła ustami. Nie wiedziałem co chciała powiedzieć ale siedziałem pod stołem cicho jak mysz. Serce chciało mi wyskoczyć z piersi a łzy spływały cicho po policzkach. Nagle drzwi ponownie otworzyły się z hukiem. Do domu wpadła policja wezwana przez sąsiadkę która słyszała awanturę. Mojego ojca aresztowali,mamę zabrali a ja trafiłem do domu dziecka...Nigdy nie zapomnę tego dnia...nigdy. Wyciągnąłem z kieszeni niewielką strzykawkę i podwinąłem sobie rękaw. Delikatnie wbiłem igłę w żyłę i zaaplikowałem sobie potężną dawkę morfiny. Potem pustka. Obudziłem się w karetce.
-Halo! Słyszysz mnie?- pytał się sanitariusz
-Nie krzycz...głuchy nie jestem- jęknąłem mrużąc oczy
-Obudził się- powiedział sanitariusz do kogoś innego i znów pustka. Znów się obudziłem. Leżałem na jakiejś sali w szpitalu a obok mnie leżała jakaś dziewczyna
-No stary niezłą aferę zrobiłeś- zaśmiała się
-Co?- zdziwiłem się
-No to że był tu ordynator szpitala i wiele innych osób. Nie mogą określić co wziąłeś- powiedziała
-Oj tam...To tylko morfa- jęknąłem

Ophelia?

Od Nathaniela cd Jessicy

-Ejejejej...Ale mi tu nie płacz okej?- powiedziałem łagodnie
-Ja nie płaczę!- krzyknęła
-Ty przynajmniej kogoś miałaś a ja? Jak skończyłem 5 lat to trafiłem do sierocińca bo ojcu coś odbiło i zadźgał mamę na moich oczach i go wsadzili do paki- mruknąłem
-Tak jasne- prychnęła
-Jak chcesz mogę ci pokazać moje akta z sierocińca- stwierdziłem

Jessica?

sobota, 26 grudnia 2015

Od Touki cd Felix'a

Spojrzałam na chłopaka i się delikatnie uśmiechnęłam. Nie spodziewałam się, że zagada do mnie.
- Nawet dobrze. Słyszałam o tym co wczoraj zrobiłeś tamtym chłopakom.- westchnęłam cicho.
- Wkurzyli mnie.- odparł chłodno.
- Ehhh... Nie radzę się bić w tej szkole, bo potem będziesz mieć problemy.- powiedziałam spokojnie.
- Trudno.- wzruszył ramionami.
- Ale dzięki.- spojrzałam na niego łagodnie.
- Za co?- uniósł jedną brew.
- No za wczoraj. Pomogłeś mi.- odpowiedziałam.
- Drobiazg.- burknął. Nagle poczułam na sobie wzrok kilku dziewczyn. Cóż... Nie podobało im się pewnie to, że rozmawiam z takim osobami jak oni... Odwróciłam się i spiorunowałam je wzrokiem. Od razu się zamknęły, jednak tylko na chwilę.
- Może potem pogadamy po szkole?- zaproponowałam.- Bo mało kto nam da porozmawiać.- spuściłam głowę, ale to prawda. Albo co chwilę na nas ktoś się gapił lub robił zdjęcia. Wkurzało mnie to, dlatego zaproponowałam jemu lepsze miejsce.- Oczywiście ty proponujesz miejsce.- puściłam mu oczko.


Felix?

piątek, 25 grudnia 2015

Ogłoszenia duszpasterskie

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze: zdrowia, spełnienia marzeń, wytrwałości w dążeniu do celu, a przede wszystkim znalezienia tego celu. 
Jako że w tym roku blog dopiero zaczął swoją działalność, tym razem nie organizowałyśmy żadnych konkursów i im podobnych, ale jeśli dotrwamy do następnego roku, spodziewajcie się konkursu na opowiadania świąteczne z nagrodami na Hw ;)

Druga sprawa, tym razem smutna:
Liv Correy opuszcza naszą akademię, ponieważ, cytuję "nikt nie chce mi odpisać". 
Prosimy na przyszłość, żeby zauważać nowych członków, by takie sytuacje więcej się nie zdarzały :)
Eren Jeager, z powodu niepisania opowiadań przez jego sterującą, zgodnie z regulaminem, zostaje przeniesiony do postaci "do adopcji".



Jeszcze raz, Wesołych Świąt,
Administracja

czwartek, 24 grudnia 2015

Od Jessicy CD Nathaniel'a

Uśmiechnęłam się mimo woli.
- Taki grzeczny chłopiec i narkotyki?- prychnęłam.
- Jak widać - jak na razie widać tylko, że raczej nie odpuści - chciałem tylko powiedzieć, że sobie z tym poradziłem, pokonałem to. I wiesz, że ty też możesz to zrobić - spróbował spojrzeć mi w oczy, ale odwróciłam wzrok. Chciałam odejść, ale zawachałam się.
- Nie nie mogę.
- Możesz - złapał mnie za ramię i zmusił do spojrzenia w oczy. Ponownie położył mi dłoń na poliku, nie wiem czemu jej nie strąciłam. - Potrafisz przestać, zaufaj samej sobie.
- A jeśli nie chcę? - warknelam z nagłym przypływem agresji. - Jeśli tak jest łatwiej, jeśli...
- Nie widzisz jak jesteś przez to słaba.
- Nie jestem słaba! - krzyknęłam.
- Wiesz, że możesz odejść, jeśli dla ciebie ta rozmowa dobiega końca.
- Dla mnie ta rozmowa nie miała nawet początku - syknęłam.
- Szkodzisz sobie i swoim najbliższym i...
- Jakim najbliższym!? Oni wszyscy mnie zostawili - miałam łzy w oczach. - Rozumiesz!? Zostawili mnie jestem dla nich nikim... NIKIM...

Nathaniel?

Od Natalii

Ojciec podwiózł mnie pod szkołę. Zarzuciłam plecak na ramię i westchnęłam. Czemu kur** to ja znów oberwałam za bójkę? Tym razem to nie zaczęłam! Weszłam do budynku szkoły i jęknęłam. Gdzie ja kurna mam pierwszą lekcje? Z torby wygrzebałam plan lekcji który wydrukowałam w domu. Zerknęłam szybko na tabelę i westchnęłam. Miałam lekcje geografii...Cholera która to sala?! Co prawda na korytarzu stało kilka osób ale nigdy nie lubiłam kogoś nowego poznawać. To nie była bym ja. Ostatnio jak pierwsza chciałam się zaprzyjaźnić dostałam tytułową fangę w nos...Zerknęłam jeszcze raz na plan po czym zrezygnowana ruszyłam korytarzem licząc, że przed końcem przerwy znajdę klasę

Ktoś?

środa, 23 grudnia 2015

Od Nathaniela cd Jessicy

- Ja cię nie oceniam. Stwierdzam tylko że przydała ci się pomoc. - uśmiechnąłem się głaszcząc ją po policzku.
-Kiedy ja nie potrzebuję jej- warknęła
-Potrzebujesz. Tylko nie chcesz jej przyjąć- odparłem
-Mylisz się- mruknęła
-Byłem podobny do ciebie. Tyle że ja jeszcze brałem narkotyki- westchnąłem i dodałem- Jak nie chcesz ze mną gadać to nie musisz

Jessica?

Od Jessicy CD Nathaniel'a

Popatrzyłam na niego z politowaniem.
- Mylisz się - powiedziałam cicho.
- Uwierz, wiem więcej niż ci się zdaje - uśmiechnął się. - a tym naprawdę sobie...
- Nic nie wiesz - przerwałam mu. - NIC o mnie nie wiesz. - syknekam złowieszczo.
- O tobie nie, ale o tym - wskazał ręką na mój rękaw- wiem naprawdę dużo. Nabijasz się z ludzi, wyładowujesz swoją złość, bo jesteś bezsilna...
- Skończ! - syknelam, ale chłopak ciągnął dalej;
- Nie radzisz sobie sama z sobą...
- Zamknij się!
- ...spójrz na sie...
Byłam bliska płaczu. Przeraziło mnie to.
- Nie oceniaj mnie, skoro mnie nie znasz!

Nathaniel?

Od Ophelii Cd. Michaela

- Nie, dziękuję. - potrząsnęłam głową - Jak mówiłam, słodycze nie są moją ulubioną formą jedzenia.
Chłopak wywrócił oczami i zabrał się do jedzenia.
- Nie rozumiem jakim cudem możesz nie lubić słodkiego. - stwierdził.
Podparła łokcie na stole i położyłam głowę na otwartej dłoni.
- Podejrzewam że to ma coś wspólnego z dziwnym działaniem moich kubków smakowych. - odparłam poważnie.
Michael uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Ale z drugiej strony może wiedzą że cukier to najniebezpieczniejszy narkotyk i oczywiście trucizna na świecie. - machnęłam wolną ręką, mówiąc to.
- Co ty nie powiesz..? - Michael uniósł brew, stukając widelcem o ciasto, co je lekko pokruszyło.
- Cukier nazywa się białą śmiercią nie bez powodu. - puściłam mu oczko - Tylko w tym roku zmarło ponad trzy miliony osób z powodu hiperglikemii. Ale spoko. Ciebie to nie dotyczy. - dodałam, widząc jego minę.
Odchrząknął.
- To jak..? Zastanowiłaś się już?
- Nad? - przekrzywiłam głowę na bok, dopasowując się do zmiany tematu.
- Chcesz być moim gościem na Święta?
Zachichotałam.
- Rany, jak to dziwnie brzmi kiedy mówisz to w taki sposób. - skomentowałam.
Wywrócił oczami i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Nie przestaniesz naciskać, co? - upewniłam się, a widząc uśmiech formujący się na jego twarzy, pokręciłam z rozbawieniem głową - Dobra. Wygrałeś.
- Serio?
- A co mi tam? - zaśmiałam się - Z przyjemnością spędzę z kimś święta.

Michael? Jest dłużej -3- odrobinę, ale jest -3-

Od Nathaniela cd Jessicy

-No pięknie...Z domu dziecka do więzienia- mruknąłem bardziej do siebie niż do dziewczyny
-Ha! Nie dość że nowy to jeszcze sierota- zakpiła dziewczyna
-A co...Niby moja wina że rodzice zginęli w wypadku?- spytałem dość ostro. Nigdy nie lubiłem gadać na ten temat a ona to już przesadziła
-Ale cięta riposta- prychnęła
-Nie pokalecz sobie znów ręki- powiedziałem widząc proste cięcie na jej lewym nadgarstku. Dziewczyna szybko poprawiła rękaw
-Nie twój interes czy se skaleczę czy nie - odparła
-Może nie mój ale tak tylko sobie szkodzisz- stwierdziłem
-Och znalazł się spec- mruknęła
-Spec to może nie...ale wiem co nieco o tym.- uśmiechnąłem się

Jessica?

Od Jessicy CD Nathaniel'a

Szłam jak zwykle korytarzem z słuchawkami na uszach, gdy nagle ktoś na mnie wpadł... A może to ja wpadlam na niego. Podniosłam głowę i przyjrzalam się chłopakowi.
- Ojć... Sorry, nie chciałem - próbował się wytłumaczyć.
- Po postu Uważaj gdzie leziesz - odwarknelam.
- Czekaj, przepraszam, jestem tu nowy i nie bardzo wiem... - zaczął nawet dość przyjaźnie. Przerwałam mu;
- Nowy!? - Zaśmiałam się szyderczo - Sorry, ale jak ja byłam nową w tym zasranym więzieniu, nikt mi nie pomógł.
Spróbowałam spojrzeć mu w oczy ale przy moich 157 cm nie było to łatwe. Chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- No co się tak lampisz?

Nath?? XD zły dzień.

Od Alany Cd. Rena

Boże! Z przerażenia odruchowo wykonałam uderzenie z półobrotu pokazane mi przed wieloma laty przez kochaną cioteczkę Seraphim, matkę Michaela. "I pamiętaj All, celuj w krocze. Faceci tego nie lubią. Celuj w krocze!". W nic nie trafiłam. Tym bardziej utwierdziło mnie to w przekonaniu, iż za mną stoi istota paranormalna. Okrutny, ociekający krwią duch bez oczu, który tylko czeka na odpowiedni moment by mnie zabić. Pisnęłam gotowa do ucieczki. Już miało mnie tam nie być, jednak usłychałam coś dziwnego. Zmarszczyłam czoło i powoli zaczęłam się odwracać. To co tam zobaczyłam...
- Ren - wycharczałam zaciskając pięści. Ogółem cała postawa była tą samą postawą, którą widzi się gdy przeskrobało się coś pod nosem mamuśki gdy ta ma ostrego nerwa. Chłopak prawie tarzał się po ziemi ze śmiechu. Obtarł wyimaginowaną łezkę rozbawienia i wyprostował się.
- Dziękuję, dawno nie miałem takiego ubawu.
- Głupi! Wredny! Chamski! Jak tak mogłeś?!
- Najwyraźniej mogłem. Jesteś przezabawna.
- Mmm, a ty okrutny i jak już mówiłam, głupi - warknęłam uderzając pięścią w jego tors. Nawet się nie skrzywił. To dobrze, musiałam się na czymś wyżyć. Jednak zamiast niego na swą ofiarę wybrałam biednego, starego dęba stojącego tuż obok. Jak mawiał mój ojciec "Jesteś spokojna, ale pamiętaj - nie trzymaj zbyt długo frustracji. Przywal w coś.". Psychiatra w domu i masz zapewnione wieloletnie rady życiowe. - A gdyby ktoś z nauczycieli mnie usłyszał?
- Usłyszałby ciebie, to ty miałabyś problem.
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Doprawdy? Mam inne zdanie – powoli wracał do swego standardowego, ostro oschłego tonu.
Coś przerwało nam tą jakże emocjonującą konwersacją, która prędzej czy później skończyła się rękoczynem. Usłyszeliśmy coś podobnego do dźwięku wydawanego przez człowieka, który chce zwrócić na siebie uwagę "ekhem".
- Ekhem - powtórzyło się tym razem już z wyraźną złością. Odwróciliśmy się. To co ujrzałam było gorsze od jakiegokolwiek ducha tej szkoły.
- P-pani dyrektor? - wyjąkałam odruchowo cofając się dwa kroki w tył.
- Pani Benvood - skinęła mi. - Panie Cauther, nie byłabym taka pewna mówiąc "to ty miałabyś problem". Zapraszam do mojego gabinetu.
***
- Proszę panią, ale to nie było tak! - krzyknęłam pochylając się do przodu. Już od dobrych czterdziestu minut siedzieliśmy przy biurku szanownej pani dyrektor Poots słuchając kazań w starym stylu. Zacytowała nam chyba większą część Statutu Szkoły po kolei wymieniając wszystkie nasze przewinienia. "Przebywanie w szkole bez wiedzy nauczyciela. Zniszczenie zamka w drzwiach. Wyważenia okna (serio, nie mieli czego wymyślić?). Ucieczka przez okno. Narażenie własnego życia i zdrowia. Ucieczka przed nauczycielem. Deptanie trawnika. Pyskowanie." Z każdym naszym kolejnym słowem znajdowała coraz więcej.
- Proszę, jeżeli chcecie się spotykać to róbcie to bardziej legalnie, dobrze? Dzienne zajęcia. Kółka zainteresowań. Przerwy. Ale nie w nocy, gdy szkoła jest zamknięta!
- Ja z nią?
- Ja z nim?
- Pffff~
- Jasne.
Raz się zgodziliśmy. A ona i tak wiedziała swoje...
- Naprawdę, nie interesują mnie wasze sprawy sercowe. Jako że wcześniej nie było z wami problemów dostaniecie najlżejszy wymiar kary: prace społeczne na rzecz schroniska dla zwierząt. Zaczynacie od jutra. Po lekcjach jeden z nauczycieli odprowadzi was na miejsce. Będziecie czyścić boksy, zamiatać, karmić, zajmować się psami, wyprowadzać je na spacery. Jak to mówią? "Zwierzęta łagodzą obyczaje". A teraz odejść. Nie mam na was siły.
W kompletnej ciszy wyszliśmy z jej gabinetu.
- Całkiem przyjemna kara - mruknęłam wsadzając ręce w kieszenie i skręcając w korytarz prowadzący do damskiego skrzydła. Zawsze uwielbiałam zwierzęta. Kiedyś już pomagałam w schronisku jako wolontariusz, ale potem jakoś nie było możliwości dojazdu i wszystko się za przeproszeniem pizgło. - Dobrej nocy - machnęłam mu ręką i zniknęłam za zakrętem. Jedyne o czym teraz marzę to sen.

Ren? Zwierzęta łagodzą obyczaje :')

wtorek, 22 grudnia 2015

Od Nathaniela

Wyszedłem z autobusu mając torbę na ramieniu. Rozejrzałem się i ruszyłem w stronę budynku. Tak...Nie ma jak to zmieniać szkołę...znowu...Nieważne. Wszedłem do budynku i podszedłem do sekretariatu.
-Em...Przepraszam jestem nowy...mógłbym dostać plan lekcji?-spytałem
-Tak oczywiście. Do której klasy?-spytała z uśmiechem
-Pierwsza B- odparłem
-Proszę kochaneczku- powiedziała kobieta dając mi kartkę z planem
-Dziękuję- odparłem i poszedłem na korytarz. Kręciło się już kilka osób a ja za bardzo nie wiedziałem co robić. Ktoś jest z mojej klasy? A co jak...STOP! Za dużo myślę o poprzedniej szkole...Ogarnąłem wzrokiem korytarz. Ruszyłem dość szybkim krokiem przed siebie i przeglądałem plan gdy na kogoś wpadłem
-Ojć...Sorry nie chciałem- powiedziałem

Ktoś?

Od Rosemary CD Michaela

Nieco zmieszana zaistniała sytuacją, ale i przy okazji ucieszona faktem, że wreszcie spotkała osobę, która nie uciekła przy pierwszej lepszej okazji, dziewczyna ruszyła w kierunku wyjścia.
- Muszę odebrać swój bagaż – wytłumaczyła chłopakowi.
Michael otworzył jej drzwi. Rose podziękowała skinieniem głowy i przyspieszyła nieco, gdy dostrzegła, że czarne Volvo XC90, którym przyjechała właśnie włączyło silnik. Gdy dotarła do samochodu, wyszedł szofer. Gołym okiem dało się dostrzec, że był bardzo zniecierpliwiony, jednak za wszelką cenę starał się to ukryć. Mężczyzna otworzył bagażnik i wyjął wielki, staroświecki kufer-walizkę dziewczyny. Rosemary chciała chwycić bagaż, lecz towarzyszący jej przez cały czas chłopak był szybszy. Czarnowłosa niechętnie zostawiła walizkę w jego rękach. Nagle poczuła silne uderzenie w pierś, które mało co nie zwaliło jej z nóg. Jej dwu i pół letni chart rosyjski nie mógł ukryć swojej radości na widok właścicielki.
- Dobrze, już dobrze mały – powiedziała dziewczyna targając psa po brzuchu – uspokój się, przynosisz mi wstyd.
- Mały? – spytał nieco zdziwiony, ale i rozbawiony za razem Michael.
- To przezwisko przywarło do niego, gdy był jeszcze szczenięciem… - wytłumaczyła dziewczyna.
Gdy pies wreszcie przestał taranować swoją panią zauważył obcego jegomościa. Podszedł niepewnie i obwąchał go dokładnie. Robiłby to pewnie w nieskończoność, gdyby Rose nie odciągnęła go za obrożę. Przypięła psa do smyczy. Następnie podziękowała serdecznie cierpliwemu szoferowi. Gdy samochód odjechał obróciła się do Michaela.
- Czy mogłabym ponownie prosić cię o wskazanie mi drogi?

Michael?

Od Rena Cd. Alany

Usadowiłem się w drugim kącie sali, tylko po to, by być z dala od tej idiotycznej dziewczyny. Nienawidziłem jej całym sercem i teraz mam wyrzuty sumienia, dlaczegóż to jej nie spoliczkowałem. W pomieszczeniu rozlegał się nieprzyjemny chłód, jednak zbytnio mi to nie przeszkadzało, w przeciwieństwie do jaśnie królowej, która okryła się bluzą. Westchnąłem sam do siebie, po czym wstałem z zimnej podłogi i zacząłem poszukiwać jakiegoś wytrychu, by podważyć zamek. Jednakże niczego takiego nie znalazłem. Zrobiło mi się bardziej zimno, więc zacząłem dłoni pocierać ramiona, by trochę się ocieplić. Postanowiłem, że poszukam jakiegoś koca lub czegokolwiek co dawałoby ciepło. Spojrzałem, więc do szafy. Mimo słabego oświetlenia dostrzegłem, że coś wystaje z górnej półki. Wyciągnąłem to i okazało się iż, że to był koc. W dodatku nie byle jaki! Niebieskawy, miękki i ciepły! Boże… co ja piep/rzę… Wziąłem koc pod pachę i już miałem wrócić do swojego przytulnego kątka, kiedy dostrzegłem coś błyszczącego na półce. Sięgnąłem po to coś. A tym cosiem był.., a bardziej była.. wsuwka! Eureka! Czyli jednak jest jakaś nadzieja z wyjścia z tego cholernego pomieszczenia. Wpakowałem koc z powrotem na półkę, po czym z wsuwką zacząłem gmerać w zamku od klucza. Po chwili do moich uszu dobiegł cichy odgłos kroków zza moich pleców.
- Co Ty.. – Dziewczyna nie dokończyła, gdyż przerwałem jej szybko szorstkim tonem głosu:
- Przymknij się. Nie widzisz, że coś robię?
Dziewczyna jedynie prychnęła w odpowiedzi, jednak nie dopowiedziała niczego innego, co niezmiernie mnie radowało. Ślęcząc na jednym kolanie mocowałem się z zamkiem, który za nic nie chciał odpuścić, jednakże po chwili rozległ się cichy szczęk, a drzwi zaczęły otwierać się z cichym skrzypnięciem. Wyjrzałem lekko poza pokój upewniając się, czy aby na pewno nie ma jakiegokolwiek nocnego patrolu szkolnego. Nie widziałem nikogo, więc powoli wyszedłem z pomieszczenia, a czarnowłosa założywszy bluzę i wziąwszy swoją torbę podążyła za mną. Przy okazji schowałem wsuwkę, przecież nie wiadomo czy jeszcze się nie przyda. Zaczęliśmy krążyć po korytarzach, w celu odnalezienia wyjścia. Po około pięciu minutach dziewczyna wyprzedziła mnie, jednak w porę zauważyłem światło latarki, więc szybko pociągnąłem dziewczynę za kaptur, a ta o mało co nie wywaliła się na podłogę. Spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem i już chciała coś powiedzieć, ale zauważyła to dziwne światło, więc cofnęła się o dwa kroki. Nerwowo rozejrzałem się wokół siebie, by znaleźć jakąś drogę ucieczki. Ściana, obraz, otwarte okno, nie zakratowane, ściana… Chwila wróć. Otwarte okno, niezakratowane? Jest szansa. Kiedy dziewczyna obserwowała zbliżające się światełko, ja niespostrzeżenie podszedłem do okna i wyjrzałem przez nie. Po prawej stronie w górę rozciągała się rura, więc bez zastanowienia, chcąc stąd wyjść wychyliłem się bardziej i złapałem za rurę, po czym zacząłem się po niej wspinać. Nim się obejrzałem byłem już na dachu budynku, a dziewczyna była tuż, tuż za mną. Kiedy bez jakiegoś szczególnego problemu wszedłem na dach, usłyszałem za sobą wściekły syk dziewczyny:
- Fajnie mnie tak zostawiać na pastwę losu?
- Ażebyś wiedziała… - Warknąłem w odpowiedzi.
Po chwili skakaliśmy, czołgaliśmy się oraz szliśmy po dachu, by zaraz potem dostać się na coraz to niższe stopnie wysokości dachu. Szczerze mówiąc olewałem dziewczynę, by skupić się na tym, by nie zostać jakkolwiek przyłapany przez nocnego dozorcę. Po chwili w na nas prawie padła strużka światła, ale uniknęliśmy jej szybko padając na dach. Kiedy światło zniknęło poderwaliśmy się z miejsca i wręcz pobiegliśmy dalej. Dopiero teraz dostrzegłem, że dziewczyna lekko dygocze i to nie było spowodowane biegiem, czy też czymś w tym rodzaju. Uniosłem jedną i prychnąłem pogardliwie:
- Boisz się sierotko?
Dziewczyna milczała. Prychnąłem pogardliwie, po czym przyspieszyłem tempa mojego biegu. Zorientowałem się dość szybko, iż skoro jest noc, to dziewczyna może bać się jedynie dwóch rzeczy. Albo ciemności albo duchów, demonów.. itp. Itd. Stawiałem na to drugie, gdyż już wcześniej bym zaobserwował u niej dziwne zachowanie. Po chwili do naszych uszu oprócz cichego odgłosu naszych kroków, można było dosłyszeć łamanie gałązek. Czarnowłosa gwałtownie się zatrzymała i rozejrzała na boki.
- Słyszałeś to? – Szepnęła.
- O Jezu. Nie bój się takich rzeczy… Idiotka.. – Ostatnie słowo wypowiedziałem cicho, z zażenowaniem. Kto boi się takich rzeczy? Tylko małe dzieci.
Po chwili Alana ponownie wystartowała z biegiem. Po chwili musieliśmy skakać z dachu na niższe piętro i po chwili byliśmy już na ziemi. Szybo oddaliliśmy się od budynku i w tym samym momencie dobiegł dziwny szelest w krzakach bardzo blisko nas. Dziewczyna podskoczyła do mnie i kurczowo złapała się za moje ramiona.
- Puść mnie sieroto… - Powiedziałem chłodno strącając jej dłonie.
Ruszyliśmy dalej i właśnie w tym momencie uświadomiłem sobie, że ciekawie by było postraszyć trochę tę dziewczynę, którą tak bardzo nienawidziłem.
- A wiesz, że tutaj podobno straszy? – Złośliwy uśmiech sam wpełzł mi na usta.
- Ta jasne… - W jej głosie dało się słyszeć lekki niepokój.
Po chwili czarnowłosa wydarła się wniebogłosy i odskoczyła od pewnego drzewa. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem cień gałęzi, przypominający kościstą dłoń.
- A widzisz? Duchy próbują Cię wystraszyć… - Zaśmiałem się szyderczo.
- Zamknij się! – Dziewczyna była bardzo blada i wyglądała na przerażoną.
Na ten widok wybuchłem niekontrolowanym śmiechem, który z lekka przypominał psychopatę. Dziewczyna natomiast rozglądała się wokoło bojaźliwie, jakby w obawie, że coś zaraz wyskoczy. Nagle wpadłem na pomysł, że kiedy dziewczyna nie będzie patrzeć schowa się, gdzieś w ciemnym miejscu i ją przestraszę. Taaak. To był wybitnie piekielnie dobry plan. Kiedy dziewczyna akurat patrzyła się przerażona za siebie, ja bezszelestnie rzuciłem się w krzaki.
- Ren..? A co tam… i tak był debilem… - Wydukała dziewczyna.
Kiedy niepewnym krokiem ruszyła przed siebie oraz gdy już mnie minęła, schowanego w krzakach, w odpowiednim momencie zacząłem podążać za nią. Po chwili jakiś dziwny dźwięk wydobył się z jakiegoś krzaka, przez co Alana cofnęła się o krok. Mało na nią nie wpadając uśmiechnąłem się chytrze, po czym złapałem ją gwałtownie za ramiona i powiedziałem przerażającym głosem:
- Boo.
Przez tę czynność Alana zakryła sobie dłońmi uszy i krzyknęła na całe gardło w geście przerażenia. Przez to zacząłem śmiać się nie na żarty i aż mnie rozbolał brzuch, przez co coraz to bardziej zaczynałem zginać się w pół. Szczerze nie obchodziło mnie to, że dziewczyna zechce mnie uderzyć czy też cokolwiek mi zrobić. Przecież i tak mnie to nie zaboli.

Alana? Masz tu opo powyżej 1000 słów C:

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Od Alexy'ego

Znowu. Po raz setny zmiana szkoły, bo ojcu pasuje praca gdzie indziej. ,,Synku, to już ostatni raz." Ta, poprzedni też był ostatni. ,,Dlaczego nie przyprowadzasz swoich kolegów?". Bo ich nie mam. Zawsze mówili to samo. Rok w rok te same kłamstwo. To już ostatni raz. Jasne...
Szedłem korytarzem. Byłem w tej szkole już od jakiejś godziny. Nowy rekord. Zazwyczaj pierwszego dnia udawało się przebywać w szkole pięć minut. Rodzice złożyli za mnie papiery, ponieważ ja sam nie spodziewałem się, żeby mnie przyjęli. A jednak... Udało się.
Stałem tak oparty o ścianę, kiedy ktoś został popchnięty przez tłum i wpadł na mnie.

Kto to był?

Od Jessicy

Szłam pustym korytarzem. Dziwne... Jestem tu już prawie tydzień, a nadal nie udało mi się nikogo wkurwić... Hm... Trza to nadrobić. Jednak zanim zdołałam wybrać sobie ofiarę zadzwonił dzwonek na lekcje. No cóż... Mówi się trudno. Podeszłam pod klasę. Byłam spóźniona i nawet przez chwilę rozmyślałam nad wagarami, ale weszłam na biologię. I... Zasnęłam....?

***
Poczułam jak ktoś tracą mnie w ramię. Odruchowo strzeliłam gościowi w twarz i zaczęłam go napier*****. Nagle poczułam mocny uścisk wokół nadgarstka i w jednej chwili zostałam przyparta do ściany. Usłyszałam głuchy huk. Ostry ból przeszywający tył czaszki i mroczki przed oczami uświadomiły mi, skąd wziął się owy huk. Popatrzyłam na gościa. Był... Hm... Na pewno nie z mojej klasy...
- Co do kurw*!? - krzyknęłam. Ból był niesamowity. Chciałam osunąć się na podłogę, lecz gostek trzymał mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. Z jakiegoś niewiadomego powodu zrobiło mi się duszno.
- Zajęcia się skończyły. Kazali mi cię obudzić - oznajmił ostrym tonem. spróbowałam się wyrwać.
- Puść mnie! Bo ci przypier****! - zaczęłam się drzeć. Poczułam, że jeden z nadgarstków mam wolny, ale nie na długo. Koleś zatkał mi jedną ręką usta, drugą objął mnie tak, że jego usta były przy moim uchu. Zaczął coś szeptać.

Ktoś dokończy? Chłopaki?

Od Michaela Cd. Ophelii

- Wszystko co stare - odparłem z uśmiechem. - Starodruki, antykwariaty, targi staroci. Ciężko jest znaleźć coś godnego uwagi, ale uwierz mi, naprawdę warto.
- Nie wątpię - zaśmiała się. - Są różne rodzaje moli książkowych.
- Pięknie powiedziane, każdy ma coś swojego. - Odsunąłem krzesełko powoli wstając. - Wybacz mi, wracam za chwilę.
Niezdarnie się wygramoliłem po czym ruszyłem w stronę baru. Od kilkunastu minut spędzonych w tym przybytku miałem straszną ochotę na szarlotkę. Kusiła mnie patrząc mi w oczy tym jabłkowym musem. Zachowam się jak świnia jedząc przy kimś kto nie je, ale huk z tym. Chcę to ciasto.
Wróciłem po kilku minutach z wyszczerzem na gębie. Tak, wiem, że uśmiechałem się jak idiota, ale nigdy nie opanowałem w pełni uśmiechu zadowolenia. Usiadłem na swoim krzesełku.
- Nie obrazisz się jeżeli zjem to na twoich oczach?
- Nie krępuj się, jedz - sarknęła .
- Dziękuję. Może chcesz spróbować?

Op?

Od Ophelii Cd. Michaela

- Serio? - Michael uniósł brwi.
- Aha. - uśmiechnęłam się - Wyglądam na taką co niekoniecznie zniża się do poziomu plebsu i się nie lubi uczyć, a jak juz coś przeczyta, to będzie to magazyn modowy, prawda? - puściłam mu oczko.
- Szczerze.. Masz rację. - chłopak podrapał się po karku.
- Czyli jak widać, jest tak jak zauważyłeś. Pozory mylą. - machnęłam ręką - Masz jakiś ulubiony gatunek?
- A ty?
- Pierwsza zadałam pytanie. - uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Ale ja odpowiedziałem na pierwsze od razu, teraz możemy się zamienić.
Wywróciłam oczami.
- Psychologia, historia, kryminalistyka. - wymieniłam - Więc?

Michael?

Od Michaela Cd. Ophelii

- Pfuuu... - wypuściłem głośno powietrze z płuc. - Mhm. Tak "troszeczkę".
Odchyliłem się na krzesełku wspominając setki godzin spędzonych w bibliotekach. Zawsze szukałem tego samego - staroci.
- Uprzedzę twoje pytania. Tak, czytam dużo. Nie, nie jestem kobietą. Nie, nie czytam romansów. Nie wiem po co ludziom takie informacje.
- Nie mam pojęcia. Nie wyglądasz na kogoś... czytliwego?
- Wyglądam na metala? A może tępego mięśniaka? - zaśmiałem się. - To też już słyszałem. Pozory mylą. A ty Ophelio? Jesteś osobą czytliwą?
- A wyglądam na taką?
- Niekoniecznie.
- Widzisz, pozory mylą.

Op?

Od Ophelii Cd. Michaela

Westchnęłam, rozkładając ramiona na boki.
- Szczerze, nie jestem fanką psów. Szczególnie dużych i głośno szczekających - zaśmiałam się, po czym się skrzywiłam - Ale z jakiegoś powodu psy lubią mnie.
Michael zaśmiał sie w odpowiedzi.
- Nie cieszy cię to?
- Nie. Mówiłam że ich nie lubię.
- No to rzeczywiście musi to być dla ciebie nieprzyjemne.
Zatarłam dłonie.
- Dobra. Zmiana tematu. Czytasz czasem?

Michael? Op poczuła się niezręcznie przez to wracanie do świątecznych tematów xD

Od Ophelii Cd. Alany

Gdy już w końcu wyszłyśmy z księgarni z górą książek, przez które zarówno klienci jak i później przechodnie patrzyli na nas jak na kosmitki. Ekspedientka za to tylko wywróciła oczami i wyszczerzyła się do mnie, pamiętając moje częste eskapady.
Jeszcze trochę pochodziłyśmy po mieście, pokazałam Alanie muzea (oczywiście tylko z wierzchu, ale i tak do 19 roku życia wstęp był darmowy), weszłyśmy do ratusza i katedry wyrastającej nad całym rynkiem jak wielka góra.
Do akademika wróciłyśmy kiedy było już ciemno.
- Mieszkam w 12. - oznajmiłam - Ty w 35, nie?
Alana skinęła głową.
- No to decyduj, czy chcesz się do mnie wbić na herbatkę od razu, czy najpierw rozplacujesz zakupy? - puściłam jej oczko.

Alana?

Od Alany Cd. Ophelii

Obie wpadłyśmy tam tak szybko, że wszystkie pary oczu skierowały się na nas.
- Historyczne i psychologia - powiedziałam pewnie nurkując w stronę regałów z książkami.
- Psychologia - przyznała Op idąc w ślad za mną. Chyba wyczuwała książki nosem bo od razu trafiła do odpowiedniego działu. Nasz koszyk zapełniał się niebezpiecznie szybko.
- Będziemy się wymieniać, co? - zaśmiałam się przeliczając banknoty w portfelu. - Nie mogę kupić tak dużo.
- Kupimy na pół i będziemy się wymieniać - zgodziła się. Przybiłam z nią żółwia.
- Mole książkowe górą!
Spędziłyśmy tam dobrą godzinę, jeżeli nawet nie dłużej. Ach ten szał zakupów.

Op?

Od Michaela Cd. Ophelii

- Ten pies zareagował gorzej - mruknąłem biorąc kolejny łyk. - Gdy chciałem go wziąć ugryzł mnie w rękę - na potwierdzenie swoich słów odsłoniłem kawałek prawej kończyny górnej ukazując piękne blizny po ugryzieniu. - Skończyło się szyciem. Podobno niewiele brakowało a straciłbym czucie.
Ophelia popatrzyła chwilę na moją rękę. - Uśpili go?
Parsknąłem śmiechem wyciągając telefon z kieszeni. Postukałem trochę w szklany ekranik i pokazałem jej zdjęcie dobermana. Ogromnego dobermana z odgryzionym kawałkiem prawego ucha i bliznami na całym ciele. - Raczej nie uwierzysz, ale jest teraz łagodny jak baranek.
- Nie, raczej nie uwierzę - przyznała z rozbawieniem.
- I dobrze, bo to tylko kawałek prawdy. Jest grzeczny jedynie przy mojej matce. Jak tylko jego ukochana pani znika z pola widzenia zatruwa mi życie niszcząc prace domowe i wszelkiego rodzaju potrzebne papiery.
- Nie mów, że nie radzisz sobie z psem?
- Prawda jest taka, że radzi sobie z nim jedynie mamusia. No i babka. Ogółem kobiety w mojej rodzinie są strasznie dominujące. Ale o tym później. Z tego co udało mi się dowiedzieć to czystej krwi doberman z typowej, nielegalnej hodowli. Używali go do walk w klatkach. Po przegranej walce trafił na ulicę. A teraz leży sobie na kanapie w różowych skarpetkach. Piękne, nie sądzisz? Miałabyś go na karku podczas świąt.
- Nie zachęcasz mnie...
- Ja cię tylko ostrzegam - powiedziałem z uśmiechem. - Przed Houdem. Wredny psi demon.

Op? Na psa mnie wzięło XD

niedziela, 20 grudnia 2015

Od Felix'a cd Touki

-Czy ja wiem... - odpowiedziałem ponuro - nie w moim stylu żeby wcinać sie w nie swoje sprawy ale jak już nalegasz...
Poszedłem i pomogłem zanieść tego biedaka. Nie był jakoś wybitnie pobity. Sam by się z łatwością doczołgał do pielęgniarki.
Pomogłem zanieść tego chłopaka i wróciłem do internatu. Wieczorem nie miałem zbytnio nic do roboty więc włączyłem komputer, muzyke w tle, otworzyłem okno i uruchomiłem deepweb.
Miałem ochotę pooglądać noże, które mógłbym sobie podarować. Rozpocząłem przeglądanie ale nic ciekawego nie znalazłem. Zamknąłem okno, wyłączyłem komputer i muzykę. było lekko po 23 więc poszedłem się przejść po internacie z czystych nudów.
Wracając natknąłem się na grupę tych ćwoków, którzy znęcali się nad owym Kuroko. Postanowiłem ich zignorować i po prostu sobie przejść obok nich jak gdyby nigdy nic.
Mijając ich jeden udeczył mnie łokciem w plecy. Zatrzymałem się dwa kroki dalej.
- Masz jakiś problem? - spytałem.
- Tak mam, wku**ia mnie Twoja piz**watość.
Zaczęli się wszyscy śmiać. A, że nienawidzę takich śmieszków odwróciłem się, złapałem go i z całej siły uderzyłem nim o ścianę. Był oszołomiony i nie był w stanie podnieść ręki. Wykorzystałem ten moment i cały czas napier***ałem go prawą ręką a lewą nim szarpiąc trzymając.
Skończyłem po minucie. Jego Twarz była cała we krwi i stracił kilka zębów. Jego koledzy nawet nie drgnęli. W końcu jeden się wkurzył i podszedł do mnie gwałtownie i chciał mnie uderzyć ale złapałem go i wykręciłem mu ręce przewracając go twarzą do podłogi. Pod wpływem szału skoczyłem mu z pełnym impetem na głowę prawdopodobnie uszkadzając mu czaszkę.
- Macie jeszcze jakieś pytania? - zapytałem.
Zrobili w tył zwrot i uciekli prawdopodobnie po pomoc dla chłopaków.
Kucnąłem przy poturbowanych i szepnąłem:
- Jeszcze raz zobaczę, że ktoś przez was cierpi, karma wróci do was z maksymalną mocą. I wiecie od kogo się jej możecie spodziewać.
Odwróciłem się i poszedłem.

~Następnego dnia~

Obudziłem się odziwo nie w internacie a w jakiejś celi. Aa chwila. To nie cela tylko gabinet dyrektorki.
- Masz chociaż odrobinę pojęcia coś Ty najlepszego zrobił Felix?! - zapytała pani dyrektor.
- Aaa chodzi o wczoraj? Tak mam. Jeśli coś mi się niepodoba to to zmieniam albo sam obdarzam sprawiedliwością. - odpowiedziałem.
- Felix! Przez Ciebie możemy mieć tutaj niezłe kłopoty plus tony policji!
- I co z tego. Co mogą mi zrobić?
- Przeraża mnie Twoje płytkie podejście do sprawy! Mam nadzieję, że nikt poza nami nie wie o Twojej przeszłości. Jeżeli ona się wyda to po Tobie kolego.
- *wzdycha* Nie, nikt o tym nie wie. Wkurzali mnie Ci goście i trochę mnie poniosło.
- Trochę?! Felix prawie jednego zabiłeś a Ty mówisz, że Cie poniosło?!
Zacząłem mieć w tamtym momencie lekkie wyrzuty sumienia ale po chwili mi przeszło. Nie czułem ani złości do tych chłopaków ani współczucia. Po prostu chciałem wrócić do pokoju i odpocząć bo się nie wyspałem.
- Mogę już iść? - zapytałem.
- Jeśli obiecasz, że to Twoja pierwsza i ostatnia akcja to tak, możesz.
- Obiecuję... - odpowiedziałem po czym wstałem i poszedłem wprost do pokoju. Idąc korytarzem obok pielęgniarki zauważyłem, że tych dwóch jeszcze tam leżało. Jeden i drugi miał bandaż na twarzy z tym, że drugi był nieprzytomny. Przejechałem ich wzrokiem i poszedłem dalej.

~Po odpoczynku~

Obudziłem się o 13 ale był weekend więc to było u mnie normalne. Umyłem się i wyszedłem z pokoju. Było dziwnie spokojnie. Tak jakby połowy szkoły nie było. W oddali zobaczyłem stojącą dziewczynę, dla której jestem tajemniczy, a że dzisiaj miałem dzień otwarty na ludzi postanowiłem zagadać.
-Hej, jak tam? Dobrze się czujesz?

Touka plz

Od Ophelii Cd. Alany

- Jasne. - odpowiedziałam uśmiechem, po czym wskazałam na uliczkę po drugiej stronie głównej drogi - Chińczyk, - przesunęłam dłoń i wskazałam w stronę centrum - Czy pamiątki?
Alana postukała się palcem w policzek, po czym się wyszczerzyła.
- Chińczyk!
Zaprowadziłam ją do wybranego sklepu, w którym od razu zagłębiła się z koszykiem i zaczęła do niego zrzucać różne pierdółki z półek. Gdy zapłaciła za swoje nowe trofea, obrałyśmy za cel "Sklep z Pamiątkami i Antykami Borge", gdzie Alana napchała do torby jeszcze więcej drobiazgów.
Jak ona kocha swojego brata...
A, przy okazji sama kupiłam stary nakręcany zegarek na biurko dla ciotki.
Kiedy miałyśmy buszowanie świąteczne za sobą, ruszyłyśmy w stronę księgarni. Przyznam szczerze, że był to mój ulubiony sklep w mieście i nawet pasmanteria się do niego nie mogła umywać.

Alana?

Od Kim Cd. Artema

- Nic Ci się nie stało? – Zapytał chłopak z miłym uśmiechem na ustach. Spojrzałam mu w oczy, co wymagało wykrzywienia mojej głowy w kierunku sufitu. Wydawał się rozbawiony swoim zachowaniem. "Bo ty z natury taki miły, huh?" - zaśmiałam się w duchu.
- Poza tym, że przywaliłam w twoje ciało głową? Nie, nic - powiedziałam z lekkim rozbawieniem. Chłopak jeszcze przez chwilę spoglądał na mnie.
- Artem - podał mi rękę. Po chwili wahania uścisnęłam ją:
- Kim.
- Jesteś tu nowa? - to pytanie mnie nie zaskoczyło, w końcu dopiero przyjechałam i nikt mnie tu wcześniej nie widział.
- Taak. Mama uważa, że tu lepiej uczą i mają większą dyscyplinę, przez co przestanę pakować się w kłopoty - cicho parsknęłam śmiechem, bo według mnie to niemożliwe. - A ty? Od kiedy tu chodzisz?

Artemiś?

Od Artema Cd. Kim

Ziewając przeciągnąłem się leniwie na ławce przed budynkiem akademii. Dostałem się tu stosunkowo niedawno. Moi rodzice ubzdurali sobie, iż będę tutaj uczęszczał, ponieważ moja inteligencja nie może się zmarnować. Jednak ja dobrze wiem, że to była jedynie ich wymówka, bo tak naprawdę nie chcieli się mną zajmować, gdyż sprawiałem zbyt duże problemy wychowawcze. Taak… Czasami w życiu bywa i tak, że nawet rodzice Cię nie chcą. No, ale cóż. Ja, ja to ja mam na to szczerze wywalone, tak jak prawie na wszystko. Ojciec załatwił jakieś sprawy w sekretariacie, powiedział mi co i jak, a potem.. odjechał z piskiem opon. Westchnąłem głęboko i wygodniej rozsiadłem się wygodniej na ławce. Zaczęłam wpatrywać się tępym wzrokiem przede mnie. Szczerze nic ta szczególnego nie było jedynie jakieś pojedyncze roślinki.. Dźwignąłem się z ławki i niespiesznym krokiem ruszyłem w kierunku akademii, by z lekka pozwiedzać. Przechadzając się po korytarzach, które po trochu raziły po oczach swoją bielą przypominał on, trochę korytarz z jakiego psychiatryka. Skręcając kolejno w jakieś korytarze, miałem wrażenie, że wszystkie są takie same i niczym, ale to niczym się nie różnią. Odgłos moich kroków rozbiegał się echem na całą szerokość co przypominało trochę scenę z horroru. Brakowało jeszcze tylko ciemnej scenerii. Począłem zastanawiać się jakież to problemy sprawiałem moim rodzicom, przez co nie pilnowałem, gdzie i jak idę. Szczerze mówiąc przypominałem sobie jedynie kłótnię z matką, o to, że ścigałem się moim motorem i o mało co nie zostałem złapany przez funkcjonariuszy policji. Wtedy o mało co moja maszyna nie została mi odebrana przez rodzicielkę. Chciała ją nawet kiedyś sprzedać. No, ale tyle odkładałem na tą Hondę… Ostatecznie mój motorek został pod moją jakże zacną opieką. Z zamyśleń wyrwało mnie gwałtowne uderzenie, gdzieś tak w okolicy brzucha. Spojrzałem w tę stronę i ujrzałem dziewczynę, która gdy tylko mnie ujrzała cofnęła się o krok.
- Nic Ci się nie stało? – Zapytałem z miłym uśmiechem na ustach. Znowu zaczyna się zabawa w „grzecznego chłopca”…

(Kim? ^^)

Od Ophelii Cd. Michaela

- No nie wiem... - mruknęłam, nieprzekonana - Znam cię dopiero od godziny.
- Myślisz że ten bezdomny mnie znał? - Michael uniósł brew.
- To był facet, nie? - wydęłam policzki - No i poza tym, jaką mam pewność że nie kłamiesz? - dodałam żartobliwie.
Chłopak posłał mi dziwne spojrzenie.
- Ty tak na serio?
Parsknęłam śmiechem.
- Dasz mi trochę czasu na zastanowienie? - poprosiłam.
Wzruszył ramionami.
- Trochę czasu masz.
- Dzięki.
Oboje przenieśliśmy uwagę na nasze herbatki, dokańczając je.

Michael? Ale można odłożyć decyzję na później :v

Od Alany Cd. Ophelii

Rozglądałam się uważnie. Hmmm, ścieżka, dziura w płocie, lasem... no dobra, pamiętam jak na razie całą drogę. Potknęłam tylnej kieszeni spodni, w której trzymałam portfel. Był na miejscu.
- To jak, idziemy na zakupy? - uśmiechnęła się Ophelia gdy wyszłyśmy na ulicę.
- Na pierwszy rzut oka wasze miasto niczym nie różni się od naszych - zaśmiałam się ruszając chodnikiem tam gdzie nogi chciały. - Ba! Ale najpierw sklep z pamiątkami. Jak już mówiłam, Nathaniel musi dostać pudło badziewia na święta.
- W takich momentach cieszę się, że jestem jedynaczką.
- I masz z czego - przyznałam z westchnieniem. - Potem może pokazałabyś mi księgarnie, co? Nowe książki zawsze są mile widziane.

Ophelia?

Od Michaela Cd. Rosemary

- Raczej ich nie będzie - stwierdziłem z westchnieniem wsadzając ręce w kieszenie. - A jeżeli jednak będą jestem na to gotów. Nie przyszedłem, poniosę konsekwencję.
- Prosiłam cię jedynie o wskazania drogi.
- Nie potrafiłbym tego zrobić - uśmiechnąłem się miętoląc swoją mapkę. - Nie posiadam orientacji w terenie. Ta umiejętność jest u mnie równa zeru.
Dziewczyna zmarszczyła czoło. - To jest w ogóle możliwe?
- Najwyraźniej tak. Ale spokojnie, podczas pierwszego spotkania samorządu planuję podsunąć pomysł wprowadzenia strzałek orientacyjnych. Ułatwiłyby życie niejednemu nowemu w tej szkole.
- Jesteś w samorządzie?
Lekko skinąłem głową. - Rzecznik praw ucznia. - Spojrzałem na zegarek. - Mamy jeszcze jakieś 20 minut. Mogę cię odprowadzić do twojego pokoju.
- Raczej nie wypada...
Zaśmiałem się miło. - Spokojnie, nic ci nie zrobię. Będziesz miała czas żeby mi o sobie opowiedzieć.

Rosamery?

Od Alany Cd. Rena

- Chole/rny damski bokser – warknęłam wyciągając z szafy swoją torbę. Dawno nie byłam aż tak wściekła. Co ten koleś sobie myślał? Mogłam na złość mu wydrzeć się na cały głos. Usłyszałaby nie tylko nauczycielka, ale i pół szkoły. – Nie znasz innych sposobów uciszania ludzi?
- Właśnie poznałaś drugi. Coś nie pasuje?
Co za szuja! Tylko wziąć za gardło i nie puszczać. – Jesteś jednym z najgorszych typów ludzi jaki istnieje. Po co ja w ogóle tu przychodziłam… - mruknęłam do siebie wściekłym krokiem kierując się w stronę drzwi. Nacisnęłam klamkę i nic. Zmarszczyłam czoło i nacisnęłam jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze. Przyklęknęłam patrząc na szparę między drzwiami a framugą. Wstałam i z wręcz histerycznym wyrazem twarzy ruszyłam w stronę okna. Zakratowane. Przez dłuższą chwilę chodziłam między jednym a drugim.
- Sierota nie potrafi otworzyć drzwi? – zadrwił chłopak idąc w stronę „Bram Edenu”. Pod jego naciskiem również nie drgnęły. Spojrzałam na niego trzepocząc rzęsami.
- Ojej, czyżbyś nie potrafił otworzyć drzwi?
- Zamknij się lepiej, dobra? – warknął. – Co z oknem?
- Zakratowane. Tak jak wszystko w tej szkole – mruknęłam niechętnie podchodząc do fortepianu. Ciężko usiadłam na krześle. - A szlag by to wszystko. Musiałeś sobie urządzać wieczorne koncerty?
- Musiałaś tu za mną włazić? Gdyby nie ty już dawno mnie by tu nie było.
- Oho, teraz to moja wina, tak?
- A nie? Księżniczka od siedmiu boleści.
- Damski bokser.
- Idiotka.
- Debil.
- Zamknij się.
- Bo mi przywalisz, co? – prychnęłam. – Nie potrafisz w inny sposób pozbyć się frustracji? To oznaka słabości. Albo niezrównoważenia psychicznego.
- A ty co, psycholog? – warknął już nieźle wkurzony. Znów zatrzepotałam rzęsami.
- Córka psychiatry, miło mi.
Sapnął gniewnie. Naprawdę go zdenerwowałam… A chuj z tym. Zarzuciłam bluzę na ramiona i usiadłam pod ścianą. W sali powoli zaczęło robić się zimno a zapowiadało się, że spędzimy tu calutką noc. Może jest tu jakiś kaloryfer…? Kurna, jednak nie ma. Czyli będę marznąć. Pocieszała mnie jedynie myśl, że ten pacan, który właśnie usiadł w drugim końcu sali też.

Ren?

Od Michaela Cd. Ophelii

Słuchałem jej w milczeniu. Tak, z rodziną tak właśnie jest. Albo słodko, albo gorzko. Albo są, albo ich nie ma. Albo interesują się tym co się z nami dzieje, albo nie. Cała prawda o rodzicielskiej miłości.
- Nie próbowałaś z nimi o tym rozmawiać?
Oczywiście, że nie próbowała. Wiedziałem o tym bardzo dobrze.
- Nie, nie było ku temu sposobności.
- I chęci - dopowiedziałem ze smutnym uśmiechem. Wziąłem łyk gorącej herbaty i wypaliłem ni z tego ni z owego:
- Może chcesz spędzić święta ze mną, co? Znaczy ze mną i moją kochaną rodzinką.
Jej mina była bezcenna. - Jaja sobie ze mnie robisz.
- Dlaczego? W tamtym roku zgarnąłem bezdomnego z ulicy. Dwa lata temu moją starą opiekunkę, której zmarł mąż. Trzy przyprowadziłem psa... Każdego roku kogoś sprowadzam więc raczej się nie zdziwią - stwierdziłem wzruszając ramionami. Taka prawda. U nas zawsze dwa miejsca były wolne. Jedno dla "nieznajomego wigilijnego gościa" drugie dla mojego ojca chociaż głośno się o tym nie mówi. Tradycją jest, że zawsze jedno z nich zapełniam. - Będziesz miłym gościem.
- Nie sądzę, że powinnam...
- A dlaczego nie? - zaśmiałem się podpierając głowę na łokciu. - Nie odpowiadaj od razu, zastanów się dlaczego nie chcesz się zgodzić. Ponieważ nie wypada? W takim dniu można zrobić wszystko. I uprzedzę twoje pytania - tak, mam bardzo liczną rodzinę. I z deczka stukniętą, ale o tym dopiero jak się zgodzisz.

Ophelia? XD Nie można odmówić.

Od Ophelii Cd. Michaela

Odwróciłam wzrok.
- Nie lubię rozmawiać o sobie. - oznajmiłam.
- Już zaczęłaś. - zauważył Michael.
Skrzywiłam się, opierając łokcie na blacie stołu, po czym położyłam głowę na otwartych dłoniach.
- Nie lubię zebrań rodzinnych. - odpowiedziałam wymijająco.
Michael uniósł na to brwi.
- Dlaczego?
- Czułabym się niezręcznie, gdybym miała usiąść z rodzicami przy jednym stole i grać idealną córkę w idealnej bogatej rodzinie. - w tym momencie przyszła kelnerka z naszymi herbatami i cukierniczką.
- Podać coś jeszcze? - zapytała, a po uzyskaniu negatywnej odpowiedzi odeszła spowrotem do kontuaru.
- Co masz na myśli? - drążył Michael
Upiłam łyk herbaty. Gorzka, idealna. Niekoniecznie byłam szczęśliwa że zaczęłam ten temat, ale tak to jest jak człowiek wypali coś, czego nie chciał powiedzieć.
W końcu westchnęłam.
- Moi rodzice pracują w Ameryce. Właściwie non stop. Dla dobra rodziny, czy jakoś tak. Nigdy nie byli przy mnie, więc... nie bardzo czuję więzy rodzinne...

Michael?

Od Michaela Cd. Ophelii

Zmarszczyłem czoło. – Nie wyjeżdżasz do rodziny?
- Bywa z tym różnie.
- Poczekaj… - mruknąłem bo coś zaczęło mnie niepokoić. – To nie jest zamknięty ośrodek, prawda?
Dziewczyna zaśmiała się głośno. – Jasne, że nie. Skąd ten pomysł?
- Siedzisz tu cały rok? – podsunąłem wsadzając ręce w kieszenie. Chyba gdzieś z boku mignął mi szyld kawiarenki.
- Nie myśl o tym. To nie jest ośrodek zamknięty. Będziesz mógł jeździć na święta do rodziny.
- Tyle dobrego – odetchnąłem z ulgą. Samotne święta to nie święta.
Weszliśmy do małego budynku, w którym unosił się słodki zapach świeżo parzonej kawy. Usiedliśmy przy stoliku pod oknem. – Spokojne miejsce – przyznałem rozglądając się po pomieszczeniu. Podeszła do nas młoda kelnerka.
- Podać coś?
- Dwie herbaty – odparłem z uśmiechem odprowadzając ją wzrokiem. – No dobra Op, a teraz mów, dlaczego siedzisz tu cały rok.


Op?

Od Rena Cd. Alany

Spojrzałem na dziewczynę pytająco, jednocześnie unosząc jedną brew. Dziewczyna przyglądała mi się badawczo, co chwila mierząc mnie wzrokiem. Westchnąłem głęboko, po czym mruknąłem:
- Z 14 lat będzie.
- 14 lat? – Spytała zdumiona dziewczyna, unosząc zaskoczona brwi. – Czyli zacząłeś jak miałeś… 5 lat?! – Dodała podniesionym tonem głosu.
- Matematyka chyba nie kłamie, nieprawdaż? – Westchnąłem z zrezygnowaniem, wzruszają ramionami.
Po chwili do moich uszu dobiegł głuchy łoskot, który rozniósł się po sali muzycznej. Spojrzałem na ziemię, by zobaczyć co takiego spadło pod wpływem grawitacji ziemskiej. Na podłodze leżała książka, której okładka wydawała mi się dziwnie znajoma. Wstałem z krzesełka, po czym podszedłem do owej książki i ją podniosłem. Domyśliłem się iż jest to lektura dziewczyny, a wypadła ona z jej torby jakimś dziwnym trafem. Spojrzałem na tytuł – „Plaga”. Nie wierzę. Ona takie rzeczy czyta..?
- No proszę… Widzę, że czytasz Masterton’a. – Uniosłem jedną brew w geście zaskoczenia.
- Lubisz go? – Spytała dziewczyna, odbierając pospiesznie powieść z moich rąk.
- Jeszcze się pytasz? – Prychnąłem lekceważąco. – To co trzymasz w dłoniach to jedna z lepszych książek jego autorstwa…
- Szczerze mówiąc też ją lubię.. – Powiedziała dziewczyna uśmiechając się lekko.
Dziewczyna chciała coś jeszcze dopowiedzieć, ale usłyszałem podejrzane dźwięki. Przyłożyłem palec do ust, a ona od razu zrezygnowała z powiedzenia jeszcze czegoś. Po chwili do naszych uszu dobiegł głuchy stukot butów na obcasach, który zbliżał się do tego pomieszczenia. Szybko zamknąłem drzwi, tak na wszelaki wypadek. Szybko rozejrzałem się po pokoju. Fortepian, lustro… kurna nigdzie nie ma, gdzie się schować. Spojrzałem w drugą stronę pomieszczenia. Szafa! Bingo! Dziewczyna wcisnęła szybko książkę do torby, po czym złapałem za nadgarstek i szybkim ruchem otworzyłem szafę. Los nam sprzyjał – w szafie nic szczególnego nie było. Wcisnęliśmy się tam pospiesznie i prędko zamknęliśmy szafę. Stukot obcasów rozlegał się coraz to bliżej. Po chwili dziewczyna odezwała się szeptem:
- Jak myślisz kto to?
- Ćśśś. – Przyłożyłem palec do ust.
- Ale… - Zaczęła dziewczyna, jednak widząc mój wzrok jedynie wydęła policzki. – To że jesteś jakimś twardzielem nie oznacz… - Tu zamilkła.
Czemu? Uciszyłem ją. Jak? Krótkim pocałunkiem. Nie chciało mi się jej zbytnio bić, mimo iż jestem sadystą to niepotrzebny dźwięk uderzenia, mógłby zwabić nauczycielkę. W tym momencie jak na zawołanie rozległo się ciche skrzypienie drzwi, a potem stukot butów. Siedząc w szafie nasłuchiwałem, natomiast osłupiona Alana siedziała oparta o ściankę w szafie tępo patrząc się przed siebie. Po chwili usłyszałem jak nauczycielka wychodzi z pomieszczenia i odchodzi dalej i dalej. W końcu mogliśmy wyjść z dusznej szafy i odetchnąć chłodnym powietrzem. Kiedy tylko wyszli usłyszał za sobą syk dziewczyny:
- Idioto! Co to miało być?!
- Ciesz się, że Cię nie spoliczkowałem. – Warknąłem, jednocześnie wywracając oczami.

(Alana? I co? x3)

sobota, 19 grudnia 2015

Od Alany Cd. Rena

- Dobry mecz – przyznałam z uśmiechem na ustach. – Zawsze tajemnicą było dla mnie to, jak to wszystko działa.
- Praca zespołowa?
- Piłka! Cho/lerstwo zawsze coś zrobi. Albo ci z ręki wypadnie, albo uderzy tak gdzie nie trzeba… Jak wy to robicie?
Michael spojrzał na mnie dziwnie. Ludzie za każdym razem patrzyli na mnie w ten sposób, gdy mówiłam, jaki mam stosunek do sportów z tym okrągłym flakiem. Heh, zabawne. Dużo bardziej interesował mnie sam flak.
- Kiedyś postaram ci się pokazać co i jak. Ale nie teraz. Mam zapchany cały tydzień. Muszę jeszcze uzyskać pozwolenie od dyrki na dodatkowe zajęcia z karate. Nie mogę teraz przerwać. Jeszcze trochę i będę w odpowiednim wieku, żeby mieć ten… - przerwałam mu.
- … czarny pas? Tak wiem. Mówiłeś. – Kolejny zabawny paradoks. Michael z reguły jest dość małomówny a jeżeli chodzi o walkę może trajkotać przez pół dnia.
- Hah, przepraszam. Odprowadzić cię?
- Ja~ - spojrzałam na swoje gołe ramiona. – A jednak nie. Muszę wrócić się po bluzę. Nie czekaj na mnie. – Machnęłam mu na pożegnanie i pobiegłam w kierunku z którego przyszliśmy. Sala sportowa świeciła pustkami. Wszystkie światła zgasły. Było ciemno, głucho. Nie słyszałam nic poza muzyką. Chwila… wróć. Muzyką? Skąd tu u diabła muzyka? Chyba dochodziła z sali obok.
Chwyciłam bluzę i wypadłam na zewnątrz. Dość szybko zlokalizowałam miejsce z którego dochodził cudowny dźwięk fortepianu. Sala muzyczna. Wślizgnęłam się do środka przez uchylone drzwi. Podeszłam bliżej instrumentu i grającego na nim chłopaka. Zamknęłam oczy całkowicie zatracając się w słodkiej melodii. Znałam ją. Nie wiem skąd, ale znałam.
- Tak słodka, słodka melodia… - wyszeptałam gdy ten wieczorny koncert dobiegł końca. Jeszcze chwilę nuciłam to cudo muzyki po czym „wróciłam do żywych”. Połowicznie. - Długo grasz? – spytałam go. Dlaczego nie miałam ochoty uciekać przed chłopakiem, który z taką lekkością rozdawał ciosy na prawo i lewo? Nie wiem. Chyba zaczęłam traktować go jako swego rodzaju wyzwanie.


Ren? Grzecznie do bogini

Od Rosemary CD Michaela

Dziewczyna zignorowała ten, według niej, nieco obraźliwy epitet i ruszyła za Michaelem. Chłopak był wyższy od niej o głowę, jeśli nie dwie, więc musiała w duchu, z ciężkim sercem przyznać, że „Mała Rose” jednak do niej pasuje. Czarnowłosy od czasu do czasu wskazywał jej w którym kierunku trzeba iść, żeby dojść do jakiegoś ważniejszego miejsca. Mijając stołówkę dziewczyna poczuła apetyczny zapach z niej się ulatniający i przypomniała sobie, że ostatnią rzeczą, którą zjadła było skromne śniadanie sprzed 5 godzin. Po chwili dotarli do celu. Minęli drzwi dyrektorki i podeszli do recepcjonistki. Kobieta akurat rozmawiała przez telefon, jednak, gdy spostrzegła przybyszów po paru słowach odłożyła słuchawkę.
- Dzień dobry – powiedzieli uczniowie niemal równocześnie.
- Dzień dobry, dzień dobry – przywitała ich kobieta, po czym zwróciła się do czarnowłosej – Panna Stark, nieprawdaż?
- Zgadza się.
- Wyśmienicie – uśmiechnęła się nieco, po czym wyjęła koszulkę z papierami i kluczem podpisaną imieniem dziewczyny – tutaj masz swój plan lekcji, mapkę budynku, klucz do pokoju oraz parę informacji o naszej szkole, klubach i tym podobnych.
- Dziękuję bardzo – Rose odebrała od kobiety wszystkie papiery i klucz.
Pożegnała się z recepcjonistką i już miała wychodzić, gdy kobieta nagle dostrzegła towarzyszącego jej chłopaka.
- A Pan, panie Masterton – zmrużyła swoje zielone oczy – Nie powinien być właśnie na lekcji?
- Nie myli się Pani – przyznał Michael – Ale czułem się zobowiązany pomóc Pannie Rosemary dojść do recepcji.
- Rozumiem – powiedziała kobieta i uśmiechnęła się delikatnie – Uprzedzam cię jednak, że Pani dyrektor nie byłaby zadowolona widząc cię teraz tutaj.
- Dziękuję za ostrzeżenie – uśmiechnął się chłopak i razem z Rosemary wyszli z pomieszczenia.
W drodze powrotnej do hallu, Rose zwróciła się do Michaela.
- Nie boisz się konsekwencji ucieczki z lekcji?

Michael?

Od Liv

Waśnie jadę do akademii.Mam już dosyć siedzenia w tym samochodzie...Spojrzałam za okno,mijaliśmy właśnie wielki las.Zaczynam się porządnie nudzić!Ehh...położyłam sie na tylnym siedzieniu i założyłam słuchawki.Przynajmniej muzyka umili mi tą podróż...Włączyłam sobie piosenkę mojego ulubionego zespołu i zaczełam nucić: ''Over and over,over and over I fall for you.Over and over,over and over I try not to''Po około godzinie dojechałam na miejsce.Akademia wyglądała jak średniowieczny zamek!Po wejściu dostałam klucz do mojego pokoju i tam właśnie sie udałam.Trochę błądziłam po korytarzach ale w końcu trafiłam.Pokój był nawet ładny ale...nie było tam nic ciekawego.Rozpakowałam się.Ale...chwila...Gdzie jest moja gitara!?Wybiegłam z pokoju nawet nie zamykając go.Gdzie ona jest!?Zaczełam lekko panikować.Cholera!Ta szkoła jest za duża!Biegłam przez korytarz ledwo wyrabiając na zakręcie.Przyśpieszyłam ale...Tym razem nie wyrobiłam.Huknęłam całą swoją masą na posadzkę.Nieźle sie poobijałam i zakręciło mi się w głowie.Usiadłam i zaczęłam oglądać swoje siniaki.Usłyszałam kroki.Ktoś do mnie podszedł.Podniosłam głowę.
-To twoje?- ten ktoś miał w ręku moją gitarę!

Ktoś?

Od Kim

- Jak przyjemnie poczuć wreszcie świeże powietrze! - krzyknęłam. Pani Owen nie była jedną z tych cudownych, przesadnie kochających matek, tak więc mruknęła tylko z dezaprobatą.
- Kim... Eh... Poradzisz sobie, prawda?
- Mamo, mam już 17 lat - uśmiechnęłam się pocieszająco - Tutaj ludzie są na serio inteligentni, także problemów raczej mieć nie będę.
- Jak ciebie znam, sama sobie jakieś stworzysz!
- Ale przynajmniej zaraz je rozwiążę - mrugnęłam do niej.
- A ja w to mam uwierzyć! - zaśmiała się nerwowo - Sekretariat znajdziesz sama, ja już muszę jechać. Mam ważne spotkanie. Trzymaj się, kocham cię! - Teresa przytuliła mnie mocno, po czym tak po prostu odjechała.
- Świetnie - odwróciłam się w kierunku szkoły i bez chwili wahania, ruszyłam ku niej. Po drodze rozglądałam się, z lekkim przerażeniem patrzyłam na jednokolorowe, idealnie utrzymane budynki. Gdzieniegdzie zauważałam pojedyncze osoby idące szybkim krokiem, szybko znikające za rogami budynków.
Otworzyłam ogromne drzwi, po czym zaśmiałam się nerwowo.
- I gdzie tu teraz pójść?

ktosiu?

piątek, 18 grudnia 2015

Od Ophelii Cd. Michaela

- Nie jestem fanką słodyczy? - odpowiedziałam.
- Na diecie..? - Michael uśmiechnął się pod nosem, ale pokręciłam głową.
- Nie wiem jak to wytłumaczyć ale... Są za słodkie..? - podrapałam się po karku.
- Sok pomarańczowy?
- Za słodki.
- Pomidorowy?
Zmarszczyłam nos.
- To może herbata albo kawa? - chłopak kontynuował, na co westchnęłam.
- To już chętnie.
Michael wstał i rozłożył swoją mapkę, po czym ze zdeterminowaną miną zaczął ją oglądać, najwyraźniej w poszukiwaniu kawiarni, wśród zaznaczonych przeze mnie budynków akademickich.
- To tam! - oznajmił w końcu, wskazując na wschód.
- Mniej więcej. - wstałam i przesunęłam jego wyciągniętą rękę bardziej na prawo.
- Wybacz. - mruknął, na co uniosłam brwi.
- Niby co? Ważne że mniej więcej się teraz orientujesz. - odparłam - Mało kto pokaże gdzie dokladnie się coś znajduje w tej szkole bez patrzenia na to.
- No właśnie. A jak ty to robisz? - chłopak zapytał, idąc alejką, prowadzącą w stronę kawiarni.
- Co?
- No jak to jest, że się tak dobrze orientujesz?
Schowałam ręce do kieszeni.
- Każdego roku siedzę w akademii trzysta pięćdziesiąt pięć lub sześć dni. - odparłam - Jak nie mam co robić, odkrywam i zapamiętuję. Ale to ma chyba też coś wspólnego z dobrą orientacją w terenie.

Michael?

czwartek, 17 grudnia 2015

Od Rena Cd. Alany

Koszykówka. To chyba najlepsza rzecz jaka kiedykolwiek została stworzona na świecie, zaraz po piłce nożnej. Oczywiście to tylko moje zdanie, ale za pewne większość chłopaków tak uważa. Ale chwila.. Co mnie to obchodzi? Dobra.. nie ważne, czas skupić się na grze. Zająłem miejsce na środku boiska obok jakiegoś bruneta z przeciwnej drużyny. Byłem od niego wyższy od dobre dziesięć centymetrów, przez co na pewno zdobyłbym piłkę. Kiedy powietrze przeszył dźwięk gwizdka trenera piłka wyleciała w powietrze. Wybiłem się z ziemi i skoczyłem najwyżej jak mogłem. Chłopak koło mnie mimo iż był ode mnie niższy całkiem wysoko skakał, jednak nie mogłem pozwolić mu na przejęcie piłki. Dosłownie w ostatnim momencie przejąłem piłkę i z automatu podałem ją chłopakowi z mojej drużyny. Ten pokozłował ją w zawrotnym tempie, po czym podał do innego chłopaka. Ten podbiegł jeszcze kawałek i wykonał dwutakt, po czym celnie trafił do kosza. Przybił piątkę z paroma osobami, w tym ze mną. Na mojej twarzy widniał sztucznie miły uśmiech, musiałem być miły, by przypadkiem nie próbowali mnie wywalić z klubu. Jakiś rosły chłopak podszedł pod kosz i podał jakiemuś blondynowi, a ten bardzo szybko trafił czystego. Po naszej drużynie przeszedł szmer niezadowolenia. Czarnowłosy chłopak podszedł pod nasz kosz i podał jakiejś dziewczynie. Podbiegła ona nieco pod kosz, po czym podała mi piłkę. Złapałem ją podkozłowałem bliżej, po czym zrobiłem wsad. Z głuchym hukiem opadłem na ziemię i z uśmiechem na twarzy przybiłem żółwika paru osobom. Po chwili najwyższy z chłopaków przeciwnej drużyny podszedł pod ich kosz, po czym chciał podać do jednego ze swoich, jednak skutecznie kryłem tego gostka. Natomiast inne osoby z mojej drużyny kryły inne osoby. Chłopak nie miał wyboru rzucił do jednego z nas. Jednak o dziwo jeden z krytych przechwycił piłkę i pokozłował ją naprawdę szybko, wręcz pobiegł jak Usain Bolt. Jednak szybko go dogoniłem i ze śmiechem oznajmiłem:
- Przechwyt!
Po tych słowach przechwyciłem piłkę i skierowałem się w stronę kosza przeciwników. Jednak szybko mnie zakryli, a do swojej drużyny nie miałem jak podać. Nie miałem wyboru. Rzuciłem.
I tak po dalszej rozgrywce wygraliśmy 36:28. Szczerze mówiąc była to naprawdę przyjemna rozgrywka, którą dotychczas grałem. Po przybiciu sobie setek piątek wszystkie drużyny ruszyły kierunku szatni. W męskiej szatni przez cały czas gadaliśmy o bzdetach. Powoli czułem, że mój tryb „miłego chłopaka” zaraz się wyłączy. W sumie dobrze, bo męczyło mnie już, że muszę zgrywać pozytywnego. Kiedy wyszedłem z szatni zauważyłem, czarnowłosą dziewczynę, którą uderzyłem w brzuch. Zauważyłem także jej towarzysza – czarnowłosy chłopak, o długich włosach upięte w wysoki kucyk. Co on? Baba? A może metalowiec? Kurna jak ja nienawidzę gości z długimi włosami… Zmierzali w moją stronę, więc udałem, że ich nie zauważyłem i poszedłem w swoją stronę.
Dotarłem pod salę muzyczną, w której nikogo nie było. Drewniane drzwi stały otworem, co mnie z lekka zdziwiło. Wychyliłem się lekko do środka, po czym rozejrzałem się w niej i przekonałem się, że nie ma tu ani żywej duszy. Wszedłem do środka i niemal od razu moją uwagę przykuł fortepian stojący w kącie sali. Od razu do niego podszedłem i podniosłem klapkę na klawisze. Nacisnąłem jeden z białych klawiszy. Rozległ się cichy dźwięk, który wypełnił pomieszczenie. Uśmiechnąłem się sam do siebie, po czym zasiadłem na krzesełku, które stało naprzeciw instrumentu. Rozsiadłem się wygodniej i zacząłem grać.



( Alana? )

Od Michaela Cd. Ophelii

- A to jest bardzo prawdopodobne – mruknąłem kiwając kilkakrotnie głową. Jej mina była bezcenna. – Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? A może nie podoba ci się moje towarzystwo, co? – uśmiechnąłem się siadając na ławce pod drzewem.
- Tiaa, robić za psa przewodnika – westchnęła siadając przy mnie. Z plecaka wyjąłem kartkę i długopis.
- Dobra, mów po kolei co gdzie jest. Ja sobie to zapiszę a potem wyliczę ile kroków jest na każdy odcinek.
- O boże…
- Wybacz, inaczej się tego nie nauczę – zaśmiałem się. Zaczęła się „praca” nad którą ślęczeliśmy dobre dwadzieścia minut. Było to gorsze od projektów w gimbazie.
- Dobra, chyba skończyliśmy. Masz wypisane wszystkie miejsca na terenie szkoły.
- Aniele – uśmiechnąłem się promieniście. – Pączek w ramach podziękowania?

Opuś pączusiu? XD

Od Michaela Cd. Rosemary

Nagle wybiegłem z biblioteki taranując przy okazji kilka dziewcząt, które tak jak ja śpieszyły się na lekcję. Cho/lera, już jestem spóźniony. Znowu. Trzeba chyba na razie skończyć z książkami. Wbiegłem na główny korytarz i już miałem skierować się do klasy, gdy ktoś mnie zatrzymał.
- Przepraszam cię bardzo – zagadnęła dziewczyna. Wziąłem wdech i odwróciłem się na pięcie. Szybko zlustrując ją wzrokiem. Wyglądała jak wyjęta wprost z lat 20 ubiegłego wieku. - Czy mógłbyś mi wskazać kierunek do recepcji? Byłabym ci dozgonnie wdzięczna…
- Nowa? – spytałem z uśmiechem wyjmując z kieszeni mapkę rozrysowaną mi przez Ophelię. Do tej pory gubiłem się w prostej linii idąc do szkolnej łazienki, jednak mapka ułatwia co nieco. Podniosłem kawałek papieru na wysokość oczu. – Korytarzem w prosto i na lewo. Drugie drzwi. Nie wchodź w pierwsze. To pokój dyrektorki.
Jej mina nie świadczyła o niczym dobrym, jednak starała się zachować klasę. – Dziękuję bardzo.
- Nie ma sprawy – odparłem patrząc na zegarek. – Już chyba nie opłaca mi się iść na lekcje – mruknąłem do siebie. – Odprowadzę cię pani…
- Rosemary.
- Michael – skłoniłem się po czym ucałowałem jej dłoń tak jak to dobry obyczaj nakazywał. - A więc chodźmy Mała Rose. Mapa będzie nam przewodnikiem.

Rosemary? Chciałam ci odpisać od dwóch dni. Gdy to zaczęłam robić, okazało się, że nie mam pomysłu XD 

środa, 16 grudnia 2015

Od Alany Cd. Rena

Moim ciałem wstrząsnęła ogromna fala bólu. Zgięłam się gwałtownie w przód z całej siły zaciskając pięści. To wcale nie boli, to wcale nie boli! – powtarzałam w myślach powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Łzy są upokorzeniem. Łzy nie są dobre. Łez wcale nie powinno być.
I nie było. Wzięłam głęboki wdech, który nieco uspokoił moje skołatane ciało. Powoli wyprostowałam się. Kolejna porcja mieszaniny gazów. 71% azotu, 21% i 1% całej palety wszystkiego co inne pozwoliła mi powrócić do pełnej świadomości. Chłopaka już nie było. Bardzo dobrze. Upokorzył mnie a to było niewybaczalne.
Z twarzą wykrzywioną grymasem bólu ruszyłam w stronę Akademika. Korytarz, schodami w górę i będę w swoim wymarzonym pokoju. W moim zaciszu. Ostoi.
- Ariel! – Oho, chyba jednak sobie nie poleżę. Odwróciłam się na pięcie.
- Michael – uśmiechnęłam się lekko. Chłopak szybko mnie dogonił. Ruchem głowy wskazałam torbę sportową, którą miał zawieszoną na ramieniu. – Zajęcia?
- Jak sama widzisz – odparł przyglądając mi się uważnie. Ch/olera, zauważy, że coś jest nie tak. On zawsze widzi.
- Czemu mi się tak przyglądasz? Mam coś na twarzy?
- Mhm – mruknął nachylając się lekko w przód. – Co się stało?
Wiedziałam. – Nie drąż tematu. Nie mam siły.
Pokręcił głową wzdychając cicho. – Dobrze, nie drążę. Może wybierzesz się ze mną na trening, co? Popatrzysz na zgraję spoconych facetów grających w piłkę. No i pobiegasz rozdając wodę i ręczniki. Świetna zabawa, nie? – zaśmiał się.
- Tiaaa, pełno adrenaliny – mruknęłam wywracając oczami. – No dobra. Pójdę, bo jeszcze się zgubisz.
Na SKS rzeczywiście zobaczyłam zgraję facetów, ale nie zabrakło też damskiej części trenujących. Usiadłam na ławce pod ścianą obserwując ludzi. Całkiem spora zbieranina. Brunet, blondyna, jakiś czarnowłosy kolo… chwila, wróć… czarnowłosy kolo?
- Ej, Miczu, kim jest tamten chłopak? – spytałam ruchem głowy wskazując swojego oprawcę.
- To? Ren Cauther, nowy. Całkiem przyzwoity koleś, dobrze się z nim gra. Z tego co wiem trenuje sztuki walki – Michael uśmiechnął się z iskierką zapału w oku. Heh, jak on uwielbia te sporty. – Jest chyba z twojego rocznika.
- Am – mruknęłam w odpowiedzi. Usiadłam z powrotem na ławkę. Mecz się zaczął.


Ren? To jest kurna wyzwanie!

Od Rena Cd. Alany

Nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru, ta dziewczyna mnie już wkur.iała. Wstałem gwałtownie, po czym otrzepałem się z brudów. Zmierzyłem pogardliwym wzorkiem dziewczynę, po czym prychnąłem lekceważąco. Najpierw atakuje mnie różnym słownictwem i mnie prowokuje, a potem nagle próbuje załagodzić sytuację? Dziwna dziewczyna, która od samego wejrzenia nie przypadła mi do gustu. Jeszcze rozwala się jak jaka księżna tylko po to by było jej wygodnie, bo wygoda zawsze musi być na pierwszym miejscu. Szczerze mówiąc przewaliłem się jedynie dlatego, iż owszem chciałem iść środkiem trawnika, by łamać liczne znaki „Nie deptać trawy!”. Jak ja lubię robić na złość ludziom… Po chwili powiedziałem:
- Nie rozwalaj się jak królowa, bo Ty to na sprzątaczkę się nadajesz.
- Osz Ty mendo jedna… - Warknęła dziewczyna gwałtownie się podnosząc.
Zaśmiałem się szyderczo i spojrzałem na dziewczynę z wyższością, a po chwili powiedziałem:
- I co mi zrobisz? Uderzysz? – Zakpiłem.
Jak na zawołanie dziewczyna właśnie to uczyniła. Uderzyła mnie chyba z całej swojej siły, jednak… nic nie poczułem. Przecież nie czuję bólu. Uśmiechnąłem się jak psychopata, a czarnowłosa spojrzała na mnie zarówno ze zdziwieniem jak i z przerażeniem, że nic nie poczułem.
- Oko za oko… ząb za ząb! – Wykrzyknąłem i kopnąłem ją z średnią siłą w brzuch, jednak w moim wykonaniu jest to dosyć mocne. Widać było, że ją to zabolało.
Złapała się za brzuch i powoli usunęła się na ziemię. Spojrzałem na nią z wysoka i prychnął pogardliwie, po czym odwróciłem się napięcie i rzuciłem jedynie do niej:
- Nie obchodzą mnie konsekwencje tego co zrobiłem. Rób co chcesz tylko za mną nie łaź.

(Alana? Chamskość lvl. Ren)

TAK. Damski bokser. Czyli zabijaka totalny. Tak. TAK. Przepraszam ja tworzę tylko: Świrów, Sadystów i Psychopatów ;_;

Od Ophelii Cd. Michaela

Odwróciłam się w stronę wyjścia z budynku głównego, w którym się znajdowaliśmy i poprowadziłam Michaela na zewnątrz.
- Akademik jest na lewo od budynku głównego, z którego właśnie wyszliśmy, prowadzi do niego druga odnoga głównej drogi, nazywanej dziedzińcem. - wytłumaczyłam, skręcając w drugą z kolei boczną, ale nadal szeroką alejkę - Myślę że jeśli zapamiętasz po ilu krokach skręcić, nie będziesz się na tej trasie gubił.
- To brzmi dość łatwo, ale jak wcześniej widziałaś, gubię się na prostej drodze. - Michael westchnął, idąc za mną.
- Może rozrysuję ci mapkę? - zaproponowałam, po czym szybko dodałam - Z napisami.
Chłopak się zaśmiał.
- Możemy spróbować - po czym wyjął swoją mapkę i machnął nią w powietrzu -  Ale ta niewiele pomogła.
Wydęłam policzki, na co Michael się zaśmiał.
- Nie martw się o mnie, jakoś sobie poradzę. - zapewnił.
- A dzie! Martwię się o to że będę twoim psem przewodnikiem do końca szkoły. - wytknęłam język.

Michael?

wtorek, 15 grudnia 2015

Od Nikodema Cd Clodii

Przyjrzałem się uważnie dziewczynie. Miała ciekawy kolor włosów... Jednak nie podobały mi się jej usta... Zbyt czerwone. Cóż... Mam dziwny gust. 
- Mhm.- przytaknąłem.
- A ty?- zapytała się zadośnie.
- Nikodem.- westchnęłem.- Nikodem Black. Znany również jako Kuroko.- dodałem.
- Czy czasami nie chodzisz do tej samej klasy co ja?- spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Nie wiem... Jestem z 2c więc może, ale to nie jest takie ważne.- odparłem.- I tak z nikim nie rozmawiam. Nie przepadam za ludźmi. Zbyt wielu mnie zraniło.- powiedziałem tak cicho by tylko ona mogła mnie usłyszeć. 
~ No no no... Powiedziałeś coś więcej niż powinieneś.~ pomyślałem i odwróciłem się do niej plecami.
- Wybacz, ale ja już idę...- delikatnie się uśmiechnąłem i poszedłem przed siebie. 


Clodia? 

Od Rosemary

Gdy pierwszy raz weszłam do szkoły, skojarzyła mi się z mrowiskiem. Nigdy nie byłam w takim miejscu. Indywidualne lekcje, które miałam ja i moi starsi bracia uratowały mnie od codziennego wstawania o 6 rano i przebierania się w mundurek. Nigdy nie byłam nawet w budynku szkolnym. Mówiąc, że żadnego w życiu nie widziałam, byłoby już lekką przesadą. Tak więc, gdy pierwszy raz weszłam do szkoły poczułam się jak w mrowisku. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy był natłok ludzi. Zdziwiło mnie, że tyle ich może zgromadzić się w jednym miejscu. W dodatku efekt mrowiska potęgował fakt, że każdy gdzieś się śpieszył, ale zarazem dokładnie wiedział gdzie iść. Zaś gdy przechodził nauczyciel, wszyscy witali go z należytym szacunkiem. Stałabym tak pewnie jeszcze jakiś czas przyglądając się tym humanoidalnym insektom, jednak pełne nienawiści i zniecierpliwienia pomruki uczniów, którym tarasowałam drogę zmusiły mnie do dalszego marszu. Od natłoku ludzi robiło mi się duszno. Chciałam jak najszybciej wyjść na zewnątrz. Odetchnąć świeżym powietrzem, ale powstrzymałam zawroty głowy i strach. Wcześniej powiedziano mi, że muszę pójść do recepcji, gdzie powinnam dostać klucz do pokoju i plan lekcji. Najpierw jednak trzeba było znaleźć ową recepcję. Pierwsze próby pytania uczniów o drogę nie powiodły się. Nieco zmieszana postanowiłam spytać jakiegoś nauczyciela, ale oni również nie mieli dla mnie czasu. Znowu zakręciło mi się w głowie. Zbawieniem dla mnie okazała się ławka, która w jakiś magiczny sposób znalazła się tuż za mną. Usiadłam ciężko. Musiałam nieco odetchnąć. Nagle zadzwonił dzwonek. Podskoczyłam zaskoczona. Dźwięk ten było bardzo głośny i nieprzyjemny. Zauważyłam nagłe poruszenie wśród uczniów. Wszyscy zaczęli się poruszać dwukrotnie szybciej, co wydawałoby się wręcz niemożliwe biorąc pod uwagę fakt ilu ich się tam kłębiło. I wtedy zaczęli powoli znikać. Z początku fakt ten niezmiernie mnie ucieszył, jednak gdy doszłam do wniosku, że kompletnie nie wiem, gdzie jestem, natychmiastowo mam się stawić w recepcji, a samochód z moimi rzeczami i Dymitrem czeka tylko do dwunastej, ogarnął mnie mały niepokój. Wstałam szybko i zatrzymałam pierwszego lepszego idącego chłopaka.
- Przepraszam cię bardzo – zagadnęłam zachowując wszelkie zasady kulturalnej konwersacji – czy mógłbyś mi wskazać kierunek do recepcji? Byłabym ci dozgonnie wdzięczna…

Kto chętny?

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Od Alany Cd. Rena

Myhym. A co z odgłosem kroków? Po chwili przestałam je słyszeć, jednak uśmiechając się pod nosem kontynuowałam swoją wędrówkę. Tym razem już spokojnie i na luuuzie. Dziwny był z niego facet. Jestem ciekawa czy jego zgorzknienie jest wrodzone czy czymś spowodowane? Bardzo ciekawe. Bardzo, bardzo mnie to interesowało!
Jednak nie na tyle by zrezygnować z pączka. Zaszłam do szkolnego sklepiku, wzięłam dwa po czym udałam się do swojego pokoju po książkę, zeszyt i coś do pisania. Czas na relaksik na czymś zielonym. Mam tylko nadzieję, że mnie dyrekcja nie wywali za deptanie chwastów…
Dziesięć minut później już wygodnie siedziałam pod jednym z drzewek. Rozwaliłam się jak królowa i pani tych ogrodów oddając się kontemplacji na temat egzystencji istot ludzkich. Z arogancką gnidą na czele. No i tej wiewiórce co właśnie obok przebiegłe. No i jeszcze picuś-glancuś pan przewodniczący. I Op. No i… (czterdzieści osób później) tej pani ze spożywczaka co kupowałam u niej bułki 11 lat temu. I facetowi od opon i… (tak dalej i tak dalej). Z rozmyślań wyrwał mnie ból w kostce i duże coś zasłaniające mi widoki.
- Uważaj jak cho… - zacięłam się widząc znów tę mordę z zabójczym spojrzeniem. – Oho – mruknęłam wietrząc kłopoty. – Cześć zabijako. Żyjesz?
- Gdzie ty się rozwalasz? – warknął wstając z godnością. – Nie widzisz, że tu ludzie chodzą?
Rozejrzałam się. Środek trawnika. Chodnik był 10 metrów dalej.
- Wybacz – niech ma. – Już się podnoszę. – Nie miałam najmniejszej ochoty na kłótnie. – To jak, żyjesz?

Hmm, jednak jest miła XD Ren?

Od Clodii C.D Nicodem'a

Dość szybko się zaaklimatyzowałam w nowej szkole. Nie mogłam narzekać miałam tutaj wszystko czego chciała. Po udanej kolacji z Puszkiem wróciłam do pokoju i usiadłam przed komputerem. Nie chciało mi się uczyć więc od razu odpaliłam jedną z moich ulubionych gier Mass Effect 3 nie mogłam się doczekać kiedy wyjdzie następna część. Od razu wyciągnęłam się w fabułę mojej protagonistki. Dopiero obudził mnie budzik który był nastawiony na 6 rano. -Znów przegrałam cala noc.- powiedziałam i poszłam bez życia do łazienki. Można było zauważyć moje piękne wzory pod oczami. Pięknie.. wyglądam jak czupakabra! Szybko wskoczyłam pod prysznic by się odświeżyć a gdy tylko tego dokonałam przygotowałam się na zajęcia. -Jak wyglądam kochanie?- zrobiłam piruet. Wąż zadowolony wlazł na mnie i razem wyszliśmy z pokoju. Niestety ten dzień był zbyt piękny.. poranek bez żadnych kłopotów lub wpadek. Jednak moje wyobrażenia zniknęły w sekundę. Mój wierny przyjaciel zauważył mysz i od razu rzucił się za nią. Musiałam go złapać by ktoś by mógł mu zrobić jakąś krzywdę. Gdy biegłym za nim krzycząc głośno wpadłam nagle na jakiegoś chłopaka. - Nie czas na to! Łap Puszka!- wskazałam na węża i popchnelam chłopaka tak by zaczął go gonić. -Szybciej! Ja się już mecze..- zaczęłam dostawać zadyszki. Ludzie się na nas patrzyli jak na jakiś wariatów. W pewnym momencie rzuciłam się do przodu miażdżąc Puszkowi ogon. Syknął z bólu i od razu się opamiętał. Wlazł mi na ramię a ja wstałam i spojrzałam na chłopaka. -Dziękuję ci za pomoc.. dobry człowieku! A gdzie moje maniery? Jestem Clodia a to mój towarzysz Pan Puszek.- przedstawiłam nas.

(Nicodem?)

Od Rena Cd. Alany

Uniosłem jedną brew w geście zdegustowania zachowaniem dziewczyny. Mimo iż była dość wredna, a właśnie takie dziewczyny lubi to ona jakoś do gustu mu nie przypadła. Patrzyłem na nastolatkę pogardliwym wzrokiem, a moja twarz z automatu wykrzywiła się w krzywym grymasie niesmaku. Westchnąłem z niezadowoleniem jednocześnie kręcąc głową z zrezygnowaniem. Jednak pomysł pączka nie był takim złym pomysłem, od dawna nie jadłem nic słodkiego. Wywróciłem oczami, po czym powiedziałem chłodnym tonem głosu:
- Niech Ci będzie…
- Serio?! – Powiedziała zdumiona dziewczyna, unosząc wysoko brwi.
- Ale Ty stawiasz. Coś za coś. – Mruknąłem przyglądając się badawczo dziewczynie.
Dziewczyna zamrugała oczami parę razy. Po czym powiedziała:
- Ale Ty jesteś kurna wymagający.
- Fajnie. – Warknąłem jednocześnie wywracając oczami. – Prowadź do kawiarenki czy cokolwiek to to jest, bo zaraz zrezygnuję z Twojej propozycji.
Dziewczyna ponownie zamrugała oczami zaskoczona, po czym odwróciła się napięcie co chwila mrucząc coś pod nosem i odwracając się w moją stronę. Wolnym krokiem podążyłem za Alaną.. czy tak miała na imię? Chyba tak. Nie wiem, nie pamiętam, zapomniałem. Dziewczyna co chwila się odwracała by upewnić się czy aby na pewno za nią podążam. Szedłem za nią z niechęcią, jednak szedłem. Niech się w ogóle cieszy, że się jakoś zgodziłem. Szliśmy w ciszy i dość długo, właśnie wtedy dziewczyna przestała się do mnie odwracać, co mnie niezmiernie cieszyło. Po chwili dziewczyna skręciła za rogiem, a ja.. no cóż. Zrezygnowałem z pomysłu na pączka.. czy coś i odwracając się na pięcie ruszyłem w przeciwnym kierunku niż ona. Jako iż byłem dosyć dalej, a ona już się nie odwracała to się nie zorientuje, że sobie od niej pójdę….

( Alana? No i co zrobisz? x3 )

Od Touki do Felix'a

Głos chłopaka był zimny. 
- Ho ho... Jaki zimny.- zaśmiała się moja znajoma.- Już go nie lubię. Dziwak z niego.- szepneła mi do ucha.
- Nie oceniaj ludzi, których nawet nie znasz.- powiedziałam i spojrzałam jej w oczy.- Każdy ma inna przeszłość.- dodałam.
- To odpowiesz mi na pytanie?- chłopak nadal na mnie patrzył z niesmakiem.
- Po pierwsze, bo mogę. Po drugie...- wzięłam głęboki wdech.- Jesteś interesującą osobą. W sensie inna.- wyjaśniłam. Nagle usłyszałam jak jacyś chłopacy się śmieją. Odwróciłam się w ich stronę. Jakaś grupka się śmiała z jakiegoś emo- chłopaka. Popchnęli go na ziemię i zaczęli kopać. Nie sprzeciwiał się... Dziwne. 
- Poczekaj chwilkę.- powiedziałam do ciemnowłosego chłopaka, w którego dzisiaj wpadłam. Podbiegłam do ucznia leżącego na ziemi. Odepchnęłam napastników. Oczywiście nie miałam tyle siły by odepchnąć na kilka metrów. Ważne, że cofnęli się kilka kroków.
- Czego od niego chcecie?- warknęłam.
- Dlaczego bronisz tego pedała?- krzyknął na mnie jeden z znęcających się.
- Nic nie zrobił złego. Może inaczej wygląda, ale to nie jest powod by go od razu bić.- pochyliłam się nad emosem.- Kuroko?- cóż... Wiele plotek już się o nim nasłuchałam, jednak wchodziły jednym uchem a wychodziły drugim. Nie tylko w tej szkole oczywiście. Znaliśmy się już porządne kilka lat i zawsze był bity. Nigdy się nie buntował. Był silny... I to bardzo. Ma czarny pas karate i judo. Nie bił się, bo wiedział, że może im poważną krzywdę wyrządzić. Jest zbyt miękki, jednak to stara się ukrywać. Nikt poza mną o tym nie wie. Jest to jedna z jego tajemnic.
- Tak...- odparł słabo.
- Idziemy do pielęgniarki.- powiedziałam stanowczo.- Ej ty!- krzyknęłam do nowego "znajomego".- Pomożesz mi go zanieść do pielęgniarki. Sprzeciwów nie przyjmuję.- pokazałam mu język i czekałam przez chwilę przed drzwiami.

Felix? Pomożesz? (A właściwie musisz xD)

Od Felixa do Touki

- Dlaczego nie jestem na lekcji? Nie wydaje mi się żeby to była Twoja sprawa. Sama powinnaś się pospieszyć. Twoja klasa siedzi już w sali.
Spojrzałem na nią obojętnym wzrokiem, odwróciłem się i poszedłem w przeciwnym kierunku. Czułem jej spojrzenie na moich plecach całą drogę wzdłuż korytarza ale w końcu usłyszałem jej bieg do klasy w przeciwnym kierunku.
Bawiłem się przez chwilę jeszcze trochę telefonem ale w momencie, w którym zaczął się zacinać o mało nie wpadłem w szał. Chciałem już nim rzucić o ścianę ale za każdym razem przypominam sobie że to jedyna rzecz jaka została mi po mojej matce, i że nie stać mnie na nowy telefon.
W tej szkole jest tak cicho i spokojnie jak trwają lekcje - pomyślałem i dalej podążałem przed siebie prosto na dach. Usiadłem tam przy murku i w spokoju zacząłem słuchać muzyki.
Zacząłem się zastanawiać co by było gdybym przyniósł do szkoły broń. "Jeeezuuu o czym ja myślę... ehhh miałem z tym skończyć raz na zawsze" - powiedziałem do siebie i kontynuowałem wsłuchiwanie się w swoje klimaty.

~Po lekcjach~

Mimo, że byłem w szkole pół dnia, byłem tylko na 3 lekcjach. Na reszcie nie byłem w stanie się skupić.
Wychodząc z budynku zauważyłem tę dziewczynę, która dzisiaj na mnie wpadła. Wygląda na bardzo popularną i dość otwartą na wszystkich. Dla mnie taki charakter automatycznie równa się byciem osobą imprezującą co noc. Nie lubię imprezowiczów i nie szanuje większości z nich, bo po prostu zachowują się jak dzieci i tylko udają dorosłych.
Poza tym są przeważnie dla mnie bardzo niemili i oczerniają mnie za każdym razem jak nadarzy się dobra okazja. Przekraczając próg bramy wciąż się na mnie nieustannie patrzyła.
- Czego ode mnie chcesz? dlaczego cały czas się na mnie patrzysz? - zapytałem dość chłodno.

Touka?

Od Nikodem'a

Obudziłem się z koszmaru, cały spocony i zdyszany. Spojrzałem na zegar, była 5:50. Położyłem się z powrotem do łóżka, jednak nie byłem w stanie zasnąć. Spojrzałem na swoje ręce, które były całe pokryte bliznami. Westchnąłem ciężko i sięgnąłem po papierosa. W opakowaniu zostały z 4. Wstałem wolno z łóżka i podszedłem do okna. Zapaliłem jednego. Przez kilka minut obserwowałem cichą i ciemną ulicę. Kiedy skończyłem ruszyłem w stronę  łazienki. Wziąłem szybki prysznic. Potem ogarnąłem się do szkoły. Po godzinie byłem już w szkole. Jak zawsze większość patrzyła na mnie niechętnie.
- O patrzy! To ten pedał!- krzyknął jakiś chłopak do swojego kolegi.
- Idź się potnij emosie!- dodała jakaś dziewczyna z tonem pudru na ryju.
- Radzę twojemu chłopakowi, by na randki zabierał Cię na basen...- uśmiechnąłem się złośliwie.- Wtedy te tony pudru się zmyją z twojego ryja.- dodałem po chwili złośliwym tonem. Widocznie wkurzyła się. Chciała do mnie podejść, ale widziała, że w jednej dłoni bawiłem się swoim ulubionym nożem.
- Idź do szpitala psychiatrycznego, a nie do szkoły!- krzyknął inny uczeń. Zignorowałem ich i skierowałem się w stronę sali lekcyjnej. Nie chciałem wracać do tego szpitala... Co dopiero z niego wyszedłem... Nienawidzę tego miejsca... I za nic na świecie nie chcę tam wracać. Nagle poczułem jak jakaś dziewczyna we mnie wpada. Spojrzałem na nią.
- Nic Ci nie jest?- zapytałem się łagodnie.


(Jakaś chętna?)

Od Touki

Ponownie trafiłam do nowej szkoły w środku drugiego semestru. Nie lubiłam tego, ale cóż... Nie miałam wyboru. Jak zawsze, swój pierwszy tydzień w szkole spędzałam w samotności. Musiałam się przyzwyczaić do normalnego otoczenia i poobserwować trochę ludzi. Zdarzyło, że kilku uczniów do mnie zagadało, co mnie cieszyło. Jednak od samego początku najbardziej mnie zainteresował pewien chłopak... Z równoległej klasy. Zawsze sam stał w odludziu. Z nikim nie chciał gadać. Ktoś do niego podchodził, natychmiast go ignorował i nie wymienił z tą osoba ani jednego zdania. Widocznie nie miał najmilszej przeszłości. Chciałam do niego zagadać, ale bałam się jak zareaguje. Zamiast podejść i powiedzieć zwykłe cześć obserwowałam go przez kilka tygodni.

~Kilka tygodni później~

~Cholera! Spóźnię się na lekcję!~ pomyślałam spanikowana. Biegłam przez korytarz i nagle poczułam jak wpadam w coś... Albo w kogoś. Upadłam na ziemię, jednak szybko się pozbierałam. Uniosłam głowę by zobaczyć w kogo wleciałam z pośpiechu. Był to tamten chłopak.
- Przepraszam...- powiedziałam.- Nic Ci nie jest?- zapytałam się cicho.
- Tak.- rzucił obojętnie. Chciałam zadać pytanie, jednak nieprzyzwyczajona do zaczynania rozmów, spanikowałam.
- Dlaczego nie jesteś na lekcji?- spojrzałam na zegar.- 5 minut temu zaczęła się lekcja.- dodałam po chwili. Przez cały czas nie spuszczałam wzroku z niego.


Felix?
Theme by Bełt