niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Anny CD Michaela

Popatrzyłam na niego zirytowanym wzrokiem.
- Nie mów w ten sposób do mnie – poradziłam mu. Spojrzał na mnie wzrokiem, z którym spotykam się codziennie, ale u niego szybko on minął. Jakby próbował to wszystko ignorować. Jeśli mu się uda i nie pęknie, tak jak każdy, że ma już dosyć moich odzywek i charakteru, będę z niego dumna. A tak na prawdę stwierdzę, że nie wszyscy są tak słabi.
- Anna? - zapytał, a ja pokręciłam głową otwierając książkę na pierwszej stronie. Sprawdziłam spis treści, aż udało mi się znaleźć odpowiedni wiek. Sprawdziłam stronę i zaczęłam przelatywać przez kartki szukając odpowiedniej strony.
- Nie. Chodzi mi o takie optymistyczne podejście. To denerwujące - powiedziałam całkowicie bez uczuć i nawet nie zwracając już na chłopaka uwagę. Tak, jakbym mówiła sama do siebie, a jego tu wcale nie było. Temat, pod którym znajdowały się wojny Francuskie nazywał się "Będąc wszystkim". Zgadzam się z tą nazwą, Francja była wszystkim po kolei, jakby szukała sobie odpowiedniego ustroju. W rzeczywistości żaden z nich nie był dobry, nawet ten, który powinien, w ręku ich władców okazał się beznadziejny. Bynajmniej to jest moja opinia. - Do kiedy mogę przetrzymać książkę? - zapytałam wertując słowa i szukając odpowiednich haseł, jak "wojna". Chłopak chwilę myślał, jakby znowu się nad czymś rozmarzył, albo nie chciał odpowiadać.
- W sumie to nie wiem, nie pamiętam planu. Ale może ci pomóc? - zaproponował, ale ja pokręciłam przecząco głową.
- Poradzę sobie - odpowiedziałam. Wyjęłam z torby piórnik.
- Na pewno? - czyli co? Będzie się upierał, aż zgodzę? W sumie...
- Dobra, jeśli chcesz pomóc - wstałam z krzesła. - posiedź tutaj i popilnuj rzeczy. Ja muszę iść po dużą kartkę - dokończyłam i nie czekając na jego słowa ruszyłam w kierunku wyjścia.
Szybko znalazłam sekretariat, tam byłam parę sekund, wzięłam tylko potrzebną mi kartkę A3 i zaczęłam wracać do biblioteki dość szybko. Nie chodziło o to, że nie chciałam, aby chłopak siedział długo sam. Ja po prostu chciałam jak najszybciej skończyć ten cholerny plakat i wrócić sobie do pokoju.
Michael spokojnie siedział na krześle sprawdzając strony w swojej książce. Kiedy mnie zobaczył zostawił ją na odpowiedniej stronie. Położyłam na stół biała kartkę, po czym powyjmowałam cztery zeszyty z torby, które położyłam na wszystkich końcach kartki, aby przypadkiem mi się nie zwinęła w rulonik, kiedy będę na niej pisać, aby wszystko mi się zepsuło.
- To jak? Może coś jeszcze pomóc? - zaproponował, a ja pokręciłam głową. Chłopak westchnął, ale mimo to siedział. - Poczekam, aż skończysz. Bynajmniej nie będziesz musiała się trudzić, żeby mi potem oddać książkę - nie mam pojęcia, czy po prostu nie miał co robić i mówił to w miły sposób, czy chciał mi dogryźć, że jestem leniwa. Nie spojrzałam na niego, tylko wyjęłam z torby telefon i słuchawki do uszne. Podłączyłam kabel do telefonu i miałam już zamiar włożyć obie słuchawki do uszu, kiedy przypomniałam sobie o chłopaku. Chwilę się mnie ruszałam, jakby mnie coś zmroziło, aż w końcu rzuciłam w jego stronę jedną słuchawkę i jakby nigdy nic włożyłam drugą do swojego ucha.
- Chyba ci uszy nie będą krwawić - powiedziałam bardziej sama do siebie włączając na początku Nirvanę. Za trzy pionki włączy się System of a Down, a potem jeśli starczy czasu posłucham jeszcze Fall Out Boy. Jedne z lepszych zespołów na mojej komórce jak i z tych, które znałam.
Wetknęłam nos w książkę i zaczęłam czytać. Na górze kartki napisałam dużymi ozdobnymi literami "Wojny Francji", po czym zaczęłam pisać to, co znajdowało się w książce. Niestety wszystko było długie i nie miałam ochoty tego przepisywać, dlatego wszystko skracałam. Dopiero w ostatniej wojnie miałam problemy, a nie miałam ochoty zaglądać co raz do książki, po zapomniałam, co mam dalej napisać.
- Czytaj mi to - dałam chłopakowi książkę. On czytał, a ja szybko pisałam słowo w słowo. Jeśli się pomylił, ukatrupię go. Kiedy skończył, podpisałam się na samym dole, po czym zwinęłam kartkę w rulon. Zabrałam słuchawki, zeszyty i resztę, co leżało na stole, po czym oddałam chłopakowi książkę. - Dzięki - mruknęłam nieco niewyraźnie. Nie lubiłam tego słowa. Zarzuciłam torbę na ramię i zabierając swój plakat ruszyłam do nauczycielki, aby jej to oddać.

<Michael? Wiem, nudne...>

sobota, 29 kwietnia 2017

Od Yeol CD Akashiego

Ruszyłam biegiem za Akashim, który dzięki swoim długim nogom, pokonywał o wiele większe odległości w stosunku do mnie. Wiedziałam jedynie, że ścigamy kogoś, zapewne dziewczynę. Akashi po chwili przyspieszył, ale ja nie zostałam mu dłużna. Szybko dogoniłam, pędzącego jak gazela czarnowłosego. Biegnąca przede mną różowo-włosa dziewczyna, zwolniła nieco zmęczona. Wykorzystałam sytuację i skoczyłam jej na plecy. Siła ciężkości pociągnęła nas w dół. Upadłyśmy z głośnym hukiem na trawę. Usiadłam okrakiem na wyższej ode mnie dziewczynie i załapałam książkę. To oto chodziło Akashiemu.
Między mną, a dziewczyną pojawiła się agresja. Mocniej ścisnęła dłoń na przedmiocie i próbowała mi go wyrwać. Ja jednak nie poddałam się i analogicznie pociągnęłam do siebie. Przez chwilę walka była wyrównana, lecz już po niecałej minucie, różowo-włosa widocznie osłabła. Zacisnęłam zęby i z całych sił wyrwałam jej skradziony przedmiot. Co to to nie.
Wstałam cała ubrudzona ze świeżej ziemi i zielonej trawy. Wkurzona zaistniałą sytuacją, chciałam komuś przyłożyć ale w ostatniej chwili cała złość wyparowała.
Otworzyłam księgę i znalazłam tam fioletową kopertę. To dlatego Akashi tak bardzo chciał ją złapać. W między czasie dziewczyna podniosła się i pobiegła, zostawiając nas samych.
Podniosłam papierek do góry i pomachałam nim energicznie przed nosem kolegi.
- Czyli po to tak się rzuciłam na dziewczynę?- zaśmiałam się i otworzyłam liliowy papier.
W środku oczywiście znajdowała się kolejna zagadka.
- Skrzypiąca podłoga, najwyższy poziom, a to wszystko owiane tajemnicą - przeczytałam na głos.
- To musi być strych szkolny! - prawie krzyknął Akashi, ale prędko wrócił do swojego ulubionego stanu, udawania obojętnego.
- Chodźmy tam szybko, mam przeczucie, że będzie to ostatnie zadanie. I tym razem poprowadź nas, a nie żebym musiała prosić bezbronnego kotka.
Hyin automatycznie zmaterializował się przy moich nogach. Otarł się o nie z nadzieją, na małe co nie co.
- Nie teraz - pogłaskałam białego Hyina po grzbiecie - Jak znajdziemy wszystko, wtedy dostaniesz swoją nagrodę.
- Dobra idziemy Yeol - mruknął chłopak i nie czekając na mają odpowiedź, pomknął w kierunku szkoły.
- Hej! Czekaj na mnie! - krzyknęłam głośno ale nie zareagował.
Szybko postanowiłam dogonić czarnowłosego, który oddalał się w zastraszająco szybkim tempie.

<Akashi? Przepraszam, kompletny brak weny :c>

czwartek, 27 kwietnia 2017

Od Michaela CD Yeol

Zajrzałem do stajni, rozglądając się uważnie po jasnym, nowoczesnym wnętrzu. Przede mną rozpościerała się duża, oświetlona, głównie przed sporej wielkości lampy zwieszające z sufitu pomalowanego na biało, a podtrzymywanego przez solidne, drewniane belki. Naprzeciwko mnie rozciągał się długi, wyłożony kostką korytarz, a po bokach - szerokie boksy, zza których patrzyło na mnie kilkanaście dużych, ciemnych, końskich oczu. Przyjemny, znany mi od maleńkości zapach słomy, którego tak brakowało mi w Irlandii, wypełniał całe pomieszczenie. Nigdy właściwie nie byłem jakoś bardzo wmieszany w całe to rolnicze życie - kiedy trzeba było, jeździłem na pole i pomagałem przy gospodarce, ale nie miałem z tym większego obycia i nie wiązałem z tym przyszłości, co początkowo dziadek przyjął z pewnym rozczarowaniem, jednak wtedy z jeszcze większą energią uczył mnie malarstwa, do czego absolutnie się zapaliłem. Chciwie łowiłem każde jego słowo i śledziłem pociągnięcia pędzlem, zaś w dniu dzisiejszym, szczególnie podczas po bytu w siedzibie klubu sztuki, wpojone przez niego nauki często odbijały się echem w mojej głowie. Warstwa farby na taki a taki kolor, by uzyskać taki z taki efekt, przy malowaniu zachodów...
Rżenie konia tuż przy moim uchu wyrwało mnie z otępienia. Odruchowo położyłem dłoń na chrapach zwierzęcia. Nie miałem nigdy z nimi za wiele doświadczenia, u nas mieliśmy je podajże wtedy, gdy miałem jakieś pięć-sześć lat, a potem zastąpiły je krowy, kozy i podobna ferajna. Od tej pory mogłem pojeździć tylko tedy, gdy przyjeżdżałem do cioci mieszkającej niemal na drugim końcu kraju.
Zastanawiałem się, w jaki sposób właściwie mogę zabrać wierzchowca ze sobą. Wolno ot tak wyprowadzać ze sobą jakiegoś, bez uprzedniego pytania o zgodę jakiegoś opiekuna? Rozejrzałem się po okolicy, ale to była pora, kiedy większość, nawet nauczyciele, odpoczywała w budynku szkoły, zaś cały potrzebny ekwipunek był obok. Cóż, raz się żyje, a konik raczej nie będzie miał mi za złe, jak zabiorę go na przejażdżkę.
- Prawda, kolego?- przejechałem delikatnie po grzywie gniadosza, a ten w odpowiedzi zarżał przyjaźnie. Chyba trafiłem na wyjątkowo spokojnego i ufnego osobnika. Usiłując przypomnieć sobie wszystkie nauki, jakimi raczyła mnie ciocia Helga, po chwili wyprowadziłem konia tam, gdzie, jak przypuszczałem, czekała Yelliś razem ze swoim koniem, Hadesem. Daliśmy im chwilę na zapoznanie się, po czym zabraliśmy się za dokładne czyszczenie.
Musze przyznać, że gdyby nie dziewczyna, tkwiłbym w miejscu chyba do północy, bo zanim nie ogarnąłem, jak należy porządnie czyścić zwierzę i założyć prawidłowo ekwipunek, byłem o krok od popełniania szeregu błędu, zapewne banalnie łatwych do wyłowienia nawet przez początkujących jeźdźców.
Całe szczęście, udało mi się wejść na grzbiet mojego nowego przyjaciela bez wywrotek. Ciocia byłaby dumna, biorąc pod uwagę, jak często załamywały się jej ręce, kiedy mnie uczyła tego, co sama wiedziała.
- To jak?- zapytałem, kiedy względnie pewnie siedziałem już w siodle.- Ruszamy?

< Yelliś? >

środa, 26 kwietnia 2017

Od Michaela CD Anny

- Świetnie- warknęła prawdopodobnie jednym ze swoich najlepszych sarkastycznych głosów.- Masz książkę do historii?
W duchu cicho westchnąłem, usiłując przypomnieć sobie, co właściwie skrywają czeluści mojego plecaka. Tak właściwie, to jakie lekcje w ogóle miałem? Dobrą chwilę trwało, zanim nie przypomniałem sobie, że przecież na tuż przed najdłuższą przerwą, musiałem pisać na tablicy jakieś daty. Tak, chodziło na pewno o historię, więc i podręcznik do niej powinienem mieć przy sobie, może i zeszyt się nawet znajdzie.
- Tak się składa, że mam- odparłem, ignorując sarkastyczny ton wypowiedzi dziewczyny.- Więc dzisiaj zostaniesz uratowana!
- Książę na białym koniu się znalazł- prychnęła, wyciągając rękę, z której sposobu ułożenia - wewnętrzna strona skierowana w górę - wywnioskowałem, iż chce, abym podał jej książkę. Niezrażony, uścisnąłem lekko wyciągniętą dłoń.
- Michael, miło mi!
Spojrzała na mnie wyczekująco, jednak ona również milczała, zacięcie mierząc mnie spojrzeniem, które mogłoby kroić chleb.
- Anna- warknęła w końcu.
Uśmiechnąłem się szeroko, po czym w końcu puściłem jej dłoń, zaskakująco ciepłą. Swoją chłodną postawą, częściowo nawet wyglądem, przypominała mi Akashi'ego, tyle że w wydaniu żeńskim i nieco mniejszym. Byłem jednak pewien, że zarówno ona, jak i on, kryją w sobie pokłady serdeczności. Nawet kiedy patrzyła na mnie, jakbym irytował ją do granic możliwości, jej oczy nie przypominały lodu. Albo ta sytuacja z rana, kiedy przeganiała chłopaków dręczących kruki - mimo wszystko, jej motywy były szlachetne, chociaż wykonanie dość... hm, brutalne? Z drugiej strony, zastanowiłem się, jak sam bym zareagował, gdyby ktoś zaatakował Immi. Albo, nie daj Boże, Marianne. Krew zawrzała mi w żyłach na samą myśl o tym, że ktoś mógłby choć pchnąć mocniej te dwie kochane, nawet jeśli momentami złośliwe istotki. Tak, zdecydowanie nie dziwiłem się reakcji dziewczyny.
Zdjąłem z ramion znoszony już nieco plecak, muskając palcem zdjęcie siostry ukryte w wewnętrznej kieszonce. W końcu natrafiłem na sporych rozmiarów podręcznik, a także stojący obok niego zeszyt. Rzuciłem wszystko na stół stojący obok i gestem wskazałem dziewczynie, by usiadła na wolnym krześle. Przewróciła oczami, ale klapnęła lekko na siedzisko, a ja po chwili przysunąłem sobie kolejne z pozapisywanymi, nieznanymi mi imionami i obklejone jakimiś małymi obrazkami, podobnymi do tych, jakie można znaleźć w paczkach chipsów. Najwyraźniej miało już swoje lata, ale osobiście całkiem takie lubiłem. Ba, kiedyś nawet namalowałem przynajmniej dwa obrazy, gdzie na główny plan wysuwały się właśnie takie typowo szkolne meble. Nie pamiętałem już, o co dokładniej mi chodziło, chyba o coś z końcem roku szkolnego i klasą, która opuszczała już na zawsze ową placówkę, by podjąć edukację w nowym miejscu. Hm, chyba nawet namalowałem je w przerwie, kiedy miałem pójść do liceum. Pamiętam, że byłem wtedy dość przygnębiony po rozstaniu ze szkolnymi kolegami, z którymi, mimo wszystko, zżyłem się dość mocno przez dziewięć lat. Rzecz jasna, z częścią nadal utrzymywałem słaby kontakt, a kiedy jeszcze mieszkałem w Niemczech, co jakiś czas się nawet spotykaliśmy, ale mimo wszystko, kiedy zostaliśmy wrzuceni w wir nowych doświadczeń w liceum - nowi znajomy, nawał nauki, coraz poważniejsze rozmyślania o przyszłości - nasze relacje nieco się zatarły, a odkąd wyjechałem tutaj, brakowało mi już tej bliskości, świadomości, że wystarczy przejść przez kilka przecznic, by się spotkać w niektórymi. Ciężko przychodziło mi utrzymywanie kontaktów na odległość, szczególnie gdy wynosiła ona ponad 1000 kilometrów! Abstrakcyjną rzeczą było dla mnie czasem, kiedy ja przebywałem na wycieczce szkolnej w pobliżu rodzinnej wsi Zeithain i musiałem kontaktować się za pomocą telefonu z rodziną, co więc, kiedy dzielił nas ocean głęboki i szeroki.... Zdecydowanie byłem typem domatora, z kiedy usłyszałem, że mam szansą na wyjazd jako stypendysta do renomowanej szkoły w Irlandii, o mało nie pochorowałem się ze szczęścia... i strachu. W życiu nie leciałem samolotem, nie płynąłem statkiem, a wyjazd samochodem do stolicy, Berlina, był jak podróż do innego świata. Zastanawiałem się nawet, czy nie zrezygnować, ale wujek Hans w przymierzu z dziadziem, mając do pomocy skaczącą dookoła Mariś i pokrzykującą wesoło z kuchni mamę, prędko wybił mi ten pomysł z głowy.
Wziąłem głęboki oddech i wypuściłem nabrane powietrze z cichym westchnięciem, jak zwykle wtedy, kiedy orientowałem się, że znowu odpłynąłem. Strzyknąłem palcami, powracając do rzeczywistości. O czym to była mowa? Ach tak, wojny, chyba we Francji. Z początku, w gimnazjum, nie przepadałem za tymi tematami, ale kiedy poczytałem o nich nieco więcej i posłuchałem o nich na lekcjach pana Mitchella, zapałałem do nich sympatią - mimo wszystko, okazały się być dość ciekawe, szczególnie ich przebieg i przyczyny.
- No- zacząłem wertować strony książki w poszukiwaniu konkretnego działu- to jak, Anna, gotowa? Walniemy pracę, że mucha nie siada, zobaczysz!

< Anna? >

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Od Yeol CD Michaela

- I jak?- zapytał mnie Michael kierując wzrok gdzieś na liście jabłoni jakby nie chciał usłyszeć mojej odpowiedzi - Odnajdujesz jakieś podobieństwo?
Moje oczy powędrowały do kartki, która falowała lekko. Ujrzałam doskonałe odwzorowanie siebie samej, z każdym detalem uchwyconym przez jasnowłosego chłopaka. Przejechałam palcami delikatnie po powierzchni pracy, jakby gładząc najdroższe dzieło na świecie.
- Doskonałe Misiu - szepnęłam, wciąż delikatnie obrysowując kształt twarzy, oczu i ust.
- Jesteś niesamowity - spojrzałam na karmelowookiego - Jak... jak ty to narysowałeś w tak krótkim czasie i tak perfekcyjnie?
Na policzkach Michaela pojawił się drobny rumieniec, a na ustach zakwitł szczery uśmiech.
- Dziękuję Yelliś, wiele to dla mnie znaczy - pokazał białe zęby - Chciałbym jednak jeszcze dodać trochę kolorów.
- Ah oczywiście - odsunęłam się od niego - Dzisiaj po lekcjach chciałam wybrać się konno na przejażdżkę... może chcesz dołączyć?
Na krótką chwilę Miś zanurzył się w myślach, zapewne przemyśleć za i przeciw. Ostatecznie skinął głową i najwidoczniej bardzo spodobał mu się mój pomysł, bo cały się rozpromienił niczym słońce w lecie.
Osobiście również ja ucieszyłam się bardzo, Michael zna tą szkołę, więc będzie mógł pokazać jakieś ciekawe obejrzenia szlaki.
- O 16:00 przy stajni. Oporządzimy konie i pojedziemy - posłałam uśmiech.
- Oczywiście - potwierdził - To do potem!
Pomachał ręką, zabrał teczkę z pracą i luźnym krokiem oddalił się ode mnie.
Ja również musiałam wrócić na lekcję (znowu ta biologia). Nie żebym tym się nie interesowała, po prostu mam swoje ulubione tematy, a reszta zajęć mnie nudzi.
Westchnęłam. Słońce paliło tak niemiłosiernie, że musiałam zasłonić dłonią oczy. Szybkim krokiem ruszyłam na zajęcia lekcyjne.
Lekcję biologii prowadzi Pani Cecille Brooks, chociaż są one ciekawe, nie zbyt do końca potrafi mnie zainteresować. Lekcja mimo tego, że do najciekawszych nie należała, to i tak czas minął szybko, a wręcz zaskakująco. Chwyciłam czarny plecak i pobiegłam schodami na górę, gdzie znajdowały się szkolne szafki. Otworzyłam ją (moja ma numer 8) i wrzuciłam do niej wszystko za jednym zamachem. Nie miałam zamiaru tracić czasu na składanie książek. Zgrabnym ruchem ręki zatrzasnęłam szafkę i pobiegłem w miejsce spotkania.
Po drodze spotkałam dyrektorkę, która jak na swój wiek potrafiła szybciej chodzić niż nie jeden uczeń tej zacnej akademii.
- Młoda panno proszę nie biegać po szkolnych korytarzach - zaczęła kazanie i załamała ręce na piersiach - Czy nie uważasz, że to bardzo nie rozsądne z twojej strony? Możesz przecież wpaść na kogoś i zrobić mu krzywdę...
Schyliłam głowę.
- Tak jest pani profesor - odpowiedziałam, żeby tylko jak najszybciej odczepiła się ode mnie.
- Nie mogę sobie wyobrazić jak to jest, że moi uczniowie nie przetrzegają regulaminu szkoły...
- Przepraszam pani profesor.
- Następnym razem nie będzie przepraszam, tyko szlaban po zajęciach - dodała na koniec i odeszła w stronę swojego gabinetu.
Tym razem mi się upiekło, nikt nie zdoła zniszczyć mojego dzisiejszego dnia.
Szybko omiotłam spojrzeniem teren dookoła mnie i ruszyłam dalej.
Do stajni dotarłam trochę spóźniona, a Michael już tam był, stał oparty o wejście do stajni.
- Przepraszam - zdyszana oparłam się o boks - Wpadłam na dyrektorkę, a ta zaczęła mi tłumaczyć, o tym że nie powinnam biegać.
Miś zaśmiał się melodyjnym głosem.
- Nic się nie stało, to co czyścimy zanim wyruszymy? - spytał i wskazał na stajnię pełną koni. Każdy uczeń miał własnego konia, który pomieszkiwał w stajni.
- Tak jasne. Bierz swojego konia na zewnątrz. Dzisiaj jest ładna pogoda, więc będzie nam wygodniej.
Podeszłam do prawie ostatniego boksu i wyciągnęłam z pobliskiego worka, marchewki.
- Cześć Hades - przywitałam się z białym koniem i podałam mu przekąskę - Najpierw czyszczenie potem bieganie.
Ogier na to zarżał radośnie i machnął długim czarnym ogonem.
Otworzyłam zamek boksu i weszłam do środka. Nałożyłam mu na tę chwilę liliowy kantar i wyprowadziłam. Hades był siwym arabem czystej krwi o ciemnym przenikliwym spojrzeniu i grzywą oraz ogonem czarnymi jak węgiel. Był koniem żywiołowym o piekielnie dobrych zdolnościach do skoków. Jednak okropnie boi on się ognia, to chyba jego trauma z życia u wcześniejszego gospodarza. Hadesa uratowałam, gdy właściciel chciał go uderzyć palcatem. Od tamtej pory jesteśmy nierozłączni.
Poklepałam go lekko po grzbiecie.
- Dzisiaj poznasz swojego kolegę albo koleżankę - oznajmiłam, na co potrącił mnie łbem wesoły.
Wyszłam z nim na trawę obok padoku i czekałam, aż przyłączy się jasnowłosy ze swoim przyjacielem.

<Michael? Kto jest twoim konikiem :v?>

niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Michaela CD Yeol

Nakładałem cienie na rysunek, co chwilę podnosząc spojrzenie na dziewczynę, najwyraźniej już nieco obolałą od siedzenia w tej samej pozycji przez dobre kilkadziesiąt minut. Z boku kartki, gdzie zostało mi jeszcze trochę miejsca, dorysowałem chowającą się za głową Yelliś gałąź uginającą się pod ciężarem kwiecia.
- I jak wyszło?- zapytała, kiedy obwieściłem zakończenie pracy.
- Jak modelka ładna, to i rysunek ładny- krytycznym okiem przyjrzałem się swojej pracy i kilkoma szybkimi pociągnięciami dorysowałem jeszcze pukiel włosów targanych przez wiatr.- Nie no, powiedzmy, że nie jest źle, czasu tylko trochę mało, bo bym tło jeszcze jakieś porządne dorobił. Zabiorę ten rysunek, to kiedyś nadrobię wszystko farbami, obiecuję!
- Nie musisz, starczy ołówkiem- zaśmiała się Yelliś.
- Daj spokój, Księżnej przyda się lekcja pokory, żeby nie było, że tylko jej portrety można malować!- zaprotestowałem żywo.- Poza tym, muszę poćwiczyć malowanie ludzi, wiesz, proporcje i te sprawy.
- W porządku. A teraz... mogę w końcu zobaczyć siebie?- pochyliła się nieco, jakby chcąc podejrzeć rysunek. Z szerokim uśmiechem zabrałem kartkę nieco dalej, poza zasięg wzroku dziewczyny. Rzuciła mi pełne wyrzutu spojrzenie. Przypominał mi się wzrok Immi, kiedy coś chciała. Nigdy nie umiałem wtedy odmówić. Podałem jej swoją pracę, przejeżdżając dłonią po karku, nieco jednak zakłopotany. Ktoś mógłby powiedzieć, że ile lat siedzę już w malarstwie, powinienem przyzwyczaić się do krytyk i oceniania tego, co stworzyłem, ale zdawało mi się, że to było jedno z tych niemożliwych zadań - i że sprawa oddawania swoich spraw pod oko innych jest rzeczą dość kłopotliwą nie tylko dla mnie, ale większości tych podążających drogą sztuki. Czułem wtedy, jakbym był poddawany wiwisekcji, jakby ktoś oglądał fragment mojej duszy pod mikroskopem. Choćby się malowało coś wziętego kompletnie z kosmosu i oddalonego o tysiące galaktyk, niedotyczącego nas w najmniejszym stopniu, przy stworzeniu tego tworzyła się więź z danym obiektem. Malarz, przelewając w to cząstkę swojej duszy, składał niewidzialny podpis swoich uczuć. Podobnie było, dajmy na to, z przedstawianiem wydarzeń z przeszłości. Matejko mógł tylko uczyć się o bitwie pod Grunwaldem, ale przedstawiając na płótnie jej losy, stał się kimś na kształt żołnierza biorącym udział w walce, również stając się jej uczestnikiem.
No a przynajmniej ja to w ten sposób odbierałem. Może były to po prostu jakieś głupoty. Ale istota malowania dla każdego artysty, nawet tego dopiero dążącego do godności noszenia owego tytułu (jak chociażby ja), była sprawą naprawdę intymną. Nie chodzi o to, że teraz miałem jakiś wielki problem z pokazaniem Yelliś jej portretu. Ale gdybym miał swoje obrazy zaprezentować swoje obrazy, zapewne chodziłbym jak na szpilkach. Odczucia jednej osoby łatwo było odczytać, dokładnie zbadać, odpytując chociażby. Kiedy jednak chodziło o wrażenia tłumu, sprawa znacznie się komplikowała, rzadko kiedy można było zapytać każdego z osobna o szczegółową opinię, tym bardziej, że zazwyczaj kończyła się ona na "Hm...jest w porządku, oby tak dalej", a kiedy próbowało się drążyć temat, głośne, nieco może zakłopotane chrząknięcie drugiej strony temat definitywnie kończyło.
Spojrzałem uważnie na dziewczynę, uważnie studiującą swój portret. Usiłowałem odczytać z jej wyrazu twarzy jakieś pierwsze odczucia, cokolwiek, ale ostatecznie odwróciłem wzrok na kwiecie jabłoni, by zająć czymś wzrok.
- I jak?- zapytałem w końcu.- Odnajdujesz jakieś podobieństwo?

< Yelliś? Wybacz, że opko takie nijakie, wena już zasypia >

Od Akashiego CD Yeol

Morderczy maraton wreszcie dobiegł końca, a ja mogłem w spokoju odetchnąć, pozbywając się, zdobytych po drodze, liści i gałęzi, którymi aktualnie byłem wręcz oblepiony. Właśnie w takich sytuacjach przeklinałem swój wzrost, uważając go za jedną z najgorszych rzeczy, jakimi zostałem obdarzony. Przydawał się, to fakt, jednak niezwykle utrudniał poruszanie się, przez co nieraz wpadałem we wszelkiego rodzaju konstrukcje. Kiedy wreszcie zrzuciłem z siebie zbędny balast, spojrzałem w kierunku Yeol, która wyglądała weselej, niż kiedykolwiek wcześniej. Najwidoczniej nie natrafiła po drodze na żadne trudności… szczęściara.
Narzekania w końcu dobiegły końca, a ja zbliżyłem się do jasnowłosej, której palce, z niezwykłą subtelnością, wędrowały po ciele owego pupila, który uczepił się nas, jak rzep psiego ogona, nie mając zamiaru odpuścić. Po chwili uciekł, jakby wystraszony, próbując za wszelką cenę wspiąć się na sporych rozmiarów stolik, będący najpewniej częścią czytelni.
-Jak mogłaś nazwać kota Hyin?- zagadnąłem, mierząc wzrokiem ową białą kulkę
-Skąd to nagłe zainteresowanie zboczeńcu?- zapytała, a na jej twarzy pojawił się zaczepny uśmieszek, prowokujący do dalszej wymiany zdań- Zresztą, to urocze imię, pasuje do niej, nie sądzisz?
-Skoro tak twierdzisz.- wzruszyłem ramionami, opierając się o jeden z regałów- Nie mam głowy do takich rzeczy.
-Nigdy nie miałeś zwierzątka?- westchnęła, nieco zaskoczona moją ignorancją
-Miałem… nazywały się Uno i Tres.- wyszczerzyłem zęby w łobuzerskim uśmiechu, przymykając oczy
Yeol westchnęła po raz kolejny, ignorując moją, mało znaczącą, wypowiedź. Wyciągnęła z kieszeni znajomą kartkę papieru, uważnie lustrując ją wzrokiem. Wydawała się, jakby zahipnotyzowana, próbująca wyciągnąć ze zwitku o wiele więcej, niż dotychczas wiedzieliśmy. Po chwili uniosła, zawiedzione i jakby wyprane z emocji, oczy znad kartki, nawiązując kontakt wzrokowy.
-Nie ma tu żadnej podpowiedzi, Akashi, nie mamy pojęcia co dalej robić. To będzie jak szukanie igły w stogu siana.- rozłożyła ręce, czując narastające uczucie bezsilności
-Tak szybko się poddajesz?- zagadnąłem, odpychając się od owego regału- Wcześniej też nikt nie powiedział nam wprost, co mamy zrobić, a jednak daliśmy radę. Brakuje ci ducha walki Yeol.- pstryknąłem ją w czoło, znikając między krętymi alejkami
-Ej, nie rób tak!- zawołała, rozmasowując nieco obolałe miejsce- Poza tym, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będziesz musiał mnie uspokajać.
-Pozory mylą maluszku.- zaśmiałem się pod nosem, nie będąc pewnym, czy w ogóle mnie usłyszała- Radziłbym zabrać się do roboty, jeśli chcemy wyjść stąd do jutra.
-Jakiś pomysł od czego zacząć?- ledwo słyszalny pomruk z trudem dotarł do moich uszu, zmuszając do zgadywania, co tak właściwie miała na myśli
-Sprawdzę lewą część, ty możesz zająć się prawą. Szukaj wszystkiego, co jakkolwiek się wyróżnia, albo wygląda podejrzanie.- podsumowałem, pogrążając się w otrzymanym zadaniu
Z początku pełen zapału, po chwili jakby kompletnie z niego wyprany, przytłoczony ilością starych ksiąg, których większość od zawsze wydawała mi się niezwykle monotonna i mało interesująca. Przechadzałem się kolejnymi alejkami, pobieżnie sprawdzając mijane zbiory, które z każdą kolejną chwilą wydawały mi się dokładnie takie same. Renesans, oświecenie, pozytywizm...musiałem trafić na dział literacko-historyczny, to dobrze wróżyło. Pomimo ścisłego umysłu uwielbiałem ową tematykę, która od zawsze wydawała mi się barwna i mało nużąca, znacznie wzbogacająca wiedzę młodych ludzi. Nie mając lepszych zajęć, zażarcie się jej uczyłem, potrafiąc z pamięci wyrecytować najważniejsze bitwy minionego stulecia. To dość ciekawe, zważając na to, jak leniwym typem człowieka jestem. Po wielu minutach bezowocnej tułaczki, w końcu natrafiłem na coś, co przykuło moją uwagę.
-„Fitopatologia”- odczytałem, przekrzywiając głowę- Co książka przyrodnicza robi w dziale historycznym?
Nie zwlekając zbyt długo, podszedłem bliżej, sięgając po owe znalezisko, wyglądające na znacznie nowsze, niż pozostałe okazy. Błyszcząca okładka wręcz namawiała, by zajrzeć do środka, kusząc nawet tak beznamiętne osoby, jak ja. Bez zbędnych przygotowań przekartkowałem znalezisko, uważnie lustrując każdą z mijanych stron.
-Diagnostyka, patogeneza, etiologia…- mruczałem pod nosem, licząc, że w jakimś stopniu pomoże mi to skupić myśli
Powoli traciłem nadzieję, będąc bliskim porzucenia lektury, jednak liliowy zwitek, ukryty w koronie kwiatu o podobnym odcieniu, sprawił że wbrew własnej woli uśmiechnąłem się, pragnąc jak najszybciej znaleźć Yeol. Trzymając papierek w dłoni, ruszyłem przed siebie, nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat, wręcz zapominając o jego istnieniu. Na ziemię sprowadziło mnie uderzenie w okolicy klatki piersiowej, podobne do tego, jakim obdarzyła mnie liliowo-włosa, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Spuściłem wzrok, a moim oczom ukazały się owe bliźniaczki, które miałem okazję poznać w trakcie drugiego zadania.

Zmierzyłem je wzrokiem, próbując najzwyczajniej w świecie odejść, jednak zablokowały mi drogę, nie pozwalając na odejście w swoją stronę.
-Możecie łaskawie się odsunąć? Mam co robić.- warknąłem, wbijając w nie wzrok godny zabójcy
Nie odpowiedziały, jedynie śmiejąc się pod nosem. Ponowiłem próbę, jednak po raz kolejny zastawiły przejście. Westchnąłem ciężko, nie mając zamiaru przebijać się siłą, pomimo nieprzyjemnej natury nie słynąłem z krzywdzenia istot słabszych od siebie.
-Możesz się kur*wa przesunąć?- czułem, jak puszczają mi nerwy, kiedy po raz kolejny usłyszałem ich przesłodzony śmiech, przepełniony ironią i jadem
-Nie.- w końcu jedna z nich odważyła się odezwać, opierając dłonie na biodrach- Jesteś naszym rywalem, nie możesz wygrać, ani ty, ani tamta dziewczyna w oficerkach.
-Trzymanie mnie tutaj raczej wam nie pomoże, to nie zadanie czasowe. Następnym razem radziłbym pomyśleć- odpowiedziałem im równie złośliwym uśmiechem- Mogę wreszcie stąd pójść? Męczy mnie wasze towarzystwo.
Wtem poczułem, dziwne ukłucie w okolicy lewego przedramienia, by po chwili dostrzec drugą z sióstr, oddalającą się z ową książką, która była mi obecnie niezbędna. Puściłem pod nosem dość nieprzyjemną wiązankę przekleństw, puszczając się pędem za ową kobietą. Byłem zmęczony i niezwykle zirytowany, czując, że skończy się to źle dla nas obu, jeśli cokolwiek stanie się ze skradzioną wskazówką.
Wybiegłem z alejki, szukając wzrokiem różowowłosej. Pomachała mi wesoło, opuszczając bibliotekę. Była dużo szybsza, niż myślałem, cholera to zły znak. W tym samym momencie pojawiła się Yeol, której zawiedziony wzrok spotkał się z moim. Nie miałem czasu na wyjaśnienia, posyłając jej porozumiewawcze spojrzenie i wybiegłem z pomieszczenia, pragnąc za wszelką cenę odzyskać zgubę.

<Yeol? Jak to się skończy ;w; >

Od Anny CD Michaela

- Bo to gówniarze bez szacunku. Rzucali kamieniami w kruki – spojrzałam na czarnego ptaka, do którego wrócił jego towarzysz. Gdybym tak mogła być jednym z nich... z wielką chęcią bym uprzykrzała wszystkim życie swym krakaniem, waliłabym odchody komuś na głowę, albo bym zwiastowała czyjegoś pecha. Niektórzy mówią, że kruki pojawiają się w złych momentach i że niby chodzą za śmiercią. Zabawne, gdybym tak było, już dawno bym nie żyła.
- No dobrze, rozumiem – powiedział bardzo spokojnie, jakby mówił do małego króliczka, który miał się zaraz spłoszyć. Przeszły mnie okropne dreszcze na tą myśl, ponieważ przypomniałam sobie "słodkiego króliczka" ostatnio w zoo. Prawie się na mnie rzucił, bynajmniej miałam takie wrażenie. W rzeczywistości gdy chciałam mu zrobić zdjęcie odwrócił się tyłkiem i zaczął się załatwiać, a potem mi uciekł. Jego towarzysz nie był lepszy, chciał we mnie rzucić marchewką, gdyby nie fakt, że miał za krótkie łapki.
- Mówisz do mnie jak do dziecka – założyłam ręce na krzyż, ponieważ moja pidżama była pozbawiona kieszeni. Nie podobał mi się taki spokojny ton chłopaka, tym bardziej, że poruszał się powoli, robił niewielkie kroki w moją stronę, jakbym zaraz się miała na niego rzucić. Czy on myśli, że ja tego nie zauważę? Naprawdę ludzie są jacyś dziwni. - Wybacz, ale muszę iść się przebrać – powiedziałam to całkowicie bez uczuć, także równie dobrze mogłam się obejść bez tego pierwszego słowa.
Nie czekając na jego odpowiedź odwróciłam się i ruszyłam w kierunku drzwi. Gdy byłam blisko nich i złapałam za klamkę, ktoś mnie uprzedził, prawie że uderzając mnie w twarz tymi ogromnymi drzwiami.
- Ku*wa! Uważaj! - warknęłam. Czy ja naprawdę jestem taka mała, że mnie nie widać za szybą? Czy po prostu wszyscy są tak zadufani w sobie, że nie zwracają na nikogo uwagi? Bynajmniej na mnie? Ignorując tą osobę wróciłam do pokoju. Widząc godzinę i tę pięć minut do lekcji szybko zrzuciłam z siebie czarna pidżamę, nałożyłam czarne jeansy i szarą bluzę. Ponieważ już rano się ogarniałam, teraz nie musiała się ani rozczesywać, czy malować. Szare kapcie, na które czasem mówię kapucie, zamieniłam na swoje glany. Chwyciłam jeszcze po drodze torbę i zarzucając ją na ramę weszłam na korytarz. Był już on pusty co świadczyło o tym, ze wszyscy zaczęli już lekcję. Musiałam się nieco pośpieszyć, aby nauczycielka fizyki się na mnie nie rzuciła za kolejne spóźnienie. Podpadłam już dyrektorce, teraz zostało mi tylko słuchać i zapamiętywać, aby mnie nie zaskoczyła jakąś jedynką, dzięki której będzie miała wymówkę mnie zostawić w tej klasie.
Lekcje jak lekcje, tak samo nudne jak zawsze. Chociaż dzisiaj miałam biologię, pani Brooks była moją ulubioną nauczycielką – miałam u niej ciągle dobre oceny, a to tylko dlatego, że gdy brakowało mi punktu, odpytywała mnie. Ponad to świetnie opowiadała, szkoda tylko, że przeważnie o zwierzętach i ani razu nie wspomniała o krukach, ale co zrobisz? Nie wyłączysz się, kiedy jesteś tak słuchany w jej historię. Bynajmniej dzięki temu biologia bardzo łatwo mi wchodzi do głowy.
Na ostatniej lekcji dostałam dodatkową pracę, za uderzenie kolegi (ciągle mi kopał krzesło, więc co miałam zrobić, skoro nauczycielka nas ignorowała, jak i moje słowa?). Miałam zająć się plakatem mówiącym o wojnach Francji. Nie widziałam sensu, potem się jednak okazało, że miałam to zrobić dla młodszej klasy. Oczywiście bez książek z biblioteki się nie obejdzie, nie dysponuje książką do drugiej klasy i nie znam nikogo stamtąd.
Po lekcjach poszłam do biblioteki, gdzie udało mi się znaleźć książkę o wojnach z tamtego wieku. Tylko co gorsza stało na najwyższej półce, a ja ledwo co sięgałam do trzeciej od góry. Obecnie bibliotekarka była zajęta, więc mnie ignorowała. Miałam zamiar wziąć krzesło, ale gdy tylko kobieta widziała, że mam zamiar je zabrać, szybko mi to zabroniła. Jedyne co mi pozostało to wspinanie się po palcach i być może po regałach.
- Może ci pomóc? - usłyszałam z tyłu. Miałam zamiar to zignorować, ale gdy weszłam na pierwszą półkę i poczułam, jak się pode mną ugina, zgodziłam się. Osoba wyciągnęła dla mnie książkę i dopiero wtedy na nią, a raczej na niego spojrzałam.
- To ty? - zapytałam zdziwiona widząc tego chłopaka, z którym się dzisiaj rano spotkałam.
- No tak – odparł z lekkim uśmiechem. - Lubisz historię? - oddał mi książkę.
- Nienawidzę – "nie obchodzi mnie co było" dodałam w myślach. - Taka kara – mruknęłam i wyszłam spomiędzy regałów, aby odłożyć książkę na stoliku. Nie miałam zamiaru jej taszczyć do pokoju, nie będzie mi zaśmiecać szafek.
- Za co? - zapytał idąc za mną.
- Bo uderzyłam chłopaka – fuknęłam pod nosem. Na chwilę się zatrzymał, ale kiedy położyłam książkę na stoliku, a raczej nią rzuciłam (była tak gruba, że sama wydała z siebie taki dźwięk) chłopak znowu pojawił się obok.
- Może pomóc? - zapytał, na co się zaśmiałam w duchu.
- To dla drugiej klasy o wojnach Francji – powiedziałam być może dlatego, że może będę miała szczęście i zna się na tym. Jeśli nie, to niech mnie zostawi w spokoju, ale jeśli tak, być może będę miała mniej pracy.
- Jestem w drugiej klasie i właśnie ta mam – powiedział jakby z siebie dumny. Zamknęłam książkę i spojrzałam na niego zadzierając nieco głowę do góry.
- Świetnie – bez emocji znowu to brzmiało sarkastycznie. - Masz książkę do historii? - zapytałam.

<Michael? Może pomożesz?>

Od Yeol CD Michael

Dzwonek głośno zabrzmiał w całej szkole, przypominając wszystkim o porze odpoczynku. Odsunęłam się cicho na krześle i wstałam z krzesła. Szybkim krokiem i z nadzieją w głowie, podążyłam w stronę swojego ulubionego miejsca odpoczynku - na dziedziniec. Znajdowały się tam dębowe ławki z metalowymi okuciami, brukowany chodnik dla uczniów akademii i ścieżka konna dla klubu jeździeckiego, do którego należałam ja. Jeszcze dokładnie nie obejrzałam, gdzie one prowadzą i jak daleko sięgają, ale zrobię to po lekcjach, teraz mam szansę na mały relaks dla moich palców. Całą lekcję biologi pisaliśmy różnicę między amebą, a pantofelkiem. Na to wspomnienie poruszyłam palcami u prawej ręki, jakby chcąc upewnić się czy jeszcze aby na pewno nie odpadła, po takich okrutnych katuszach. Szybko wyrwałam się jednak z zamyślenia, nie chcąc stracić miejsca na rzecz innych kolegów i koleżanek, przyspieszyłam tempo. Dzięki temu dotarłam na dziedziniec niemal pierwsza. Pod jabłonią, na szczęście jeszcze nikogo nie było. Uradowana podeszłam bliżej i położyłam się pod nią. Przymknęłam oczy i w miarę płytko zaczęłam oddychać, chcąc uregulować oddech. Błoga cisza i lekki wiaterek owinęły mnie niczym miękki kocyk, nie pozwalając nikomu do mnie dotrzeć. Słyszałam ptaki (chyba skowronki ), których melodię niósł wiatr. Głodna, wyciągnęłam z plecaka trochę sałatki i powoli konsumowałam ją, wciąż nie otwierając powiek. Delektowałam się dopóki nie usłyszałam znajomego głosu.
- -Hej, Yelliś!- powitał mnie wesoło Michael, siadając obok mnie - Smacznego, co tam masz?
- Cześć - na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech - Dzięki, dzisiaj akurat sałatkę. Chcesz trochę?
- Pełny jestem, za dużo spaghetti. Tak w ogóle, masz może czas?- podniósł w górę kilka kartek - Wiosna przyszła, przyszła wena. Mogę Cię narysować?
Spaliłam buraka na te słowa i spojrzałam na Misia.
- Jesteś pewny? Bo nie wydaje mi się, żebym była dobrym materiałem do rysowania - zaśmiałam się.
- Jesteś w sam raz - pokiwał głową i pokręcił ołówkiem w palcach - To co ty na to?
- Jeśli ci tak bardzo na tym zależy to czemu by nie spróbować - odparłam - Jakaś specjalna poza?
http://pre08.deviantart.net/a878/th/pre/i/2017/063/0/9/kirigiri_kyouko_by_hirein13-db15duv.jpg
- Usiądź wygodnie na trawie, ta jabłonka jest idealna - zauważył.
W tym czasie ja wygodnie siadłam, a gdy tylko to zrobiłam Michael kilkakrotnie zmieniał położenie głowy i kręcił nią.
- Spójrz wprost w moją stronę - pomachał do mnie ręką - doskonale. Możesz tak wytrzymać?
Skinęłam twierdząco głową. Misiu również usiadł, tylko po turecku i zaczął nanosić ołówkiem pierwsze kreski. Wkładał w to wiele skupienia i wysiłku. Jego wzrok ślizgał się cały czas po mojej twarzy i włosach, chcąc oddać jak najdokładniejszy kształt. Jego ręka delikatnie niczym płatki róż przesuwały się po kartce papieru, kreśląc czarne linie.
Wiatr rozwiewał Michaelowi jasne włosy, ale on nie zwracał uwagi na to co się działo dookoła niego. Jego karmelowe oczy patrzyły się raz na szkic, a raz na mnie.
Po pewnym czasie, mój kark zesztywniał. Dzięki Bogu Miś był na wykończeniu swojej pracy. Nanosił zapewne jeszcze poprawki, których nie musiał dodawać, jest przecież w klubie artystycznym. Każdy kto tam był, musiał posiadać jakiś niesamowity i niepowtarzalny styl.
Wreszcie, gdy karmelowooki ukończył swoje arcydzieło, wstał i posłał mi szczery uśmiech zadowolenia.
- I jak wyszło? - spytałam wstając z ziemi i otrzepałam się z brudu.

<Michael? Co ty tam naszkicowałeś? :3>

sobota, 22 kwietnia 2017

Od Michaela do Yeol

Niebo miało śliczny kolor. Niemalże lazurowy, jakby odbijał fale Morza Śródziemnego. Czysta definicja piękna. Dopełniając ten obraz kolejną porcją doskonałości, kwiaty jabłoni niedawno rozkwitły, wychylając się nieśmiało z zielonych pąków. Pas przy wschodniej ścianie szkoły zaroił się od białego kwiecia, drgającego żwawo w takt wiosennego wietrzyku. Szmaragdowa trawa, nosząca jeszcze na sobie ślady kryształowej rosy, skrzyła się w złotych promieniach słońca. Już nie mogłem się doczekać, kiedy razem z zestawem ołówków i plikiem kartek legnę pomiędzy aksamitnymi, łaskoczącymi po twarzy źdźbłami, by naszkicować, jak promienie przeskakują pomiędzy białymi płatkami. Przeczuwałem, że czeka mnie ciekawy wieczór - miałem w planach namalowanie w pokoju tego, co uda mi się uwiecznić na rysunku w wersji impresjonistycznej. A potem przedstawienie tego w wersji nocnej. Księżyc wchodził w fazę pełni, a niebo ostatnio było upstrzone gwiazdami. Idealne warunki, tylko zanurzyć pędzel w maleńkim pojemniczku i zaczynać. Uśmiech sam wpełznął mi na twarz, kiedy w mojej głowie rozległ się cichy szmer włosia po chropowatym płótnie.
Tyle właśnie wyniosłem z dzisiejszej lekcji angielskiego. Znaczy, nie chodzi o to, że była nudna albo coś w tym sensie, żywo interesowałem się tym językiem. Sposób prowadzenia lekcji przez nauczycielkę też był świetny. Przyjemnie było słuchać ledwo wyczuwalnego zachodniego akcentu pani Brooks. Udało mi się jednak dostać miejsce tuż przy oknie, a kiedy tylko mój wzrok spoczął na białym kwieciu, wiedziałem, że oto odnalazłem inspirację, której za nic nie odpuszczę. Temat zawsze mogłem przerobić w zaciszu pokoju, z weną już tak łatwo nie będzie.
Tym razem, moją uwagę przykuła niewielka kulka upierzona brązowo-białymi plamami i czarnymi, błyszczącymi oczkami, a przekrzywiony nieco w prawo, maleńki łebek, najwyraźniej intensywnie myślał, czy na tym drzewie znajdzie coś do jedzenia. Na próbę skubnął dziobkiem płatek kwiatu jabłoni, ale najwyraźniej mu nie zasmakował, gdyż ruszył w poszukiwaniu innych łakoci. Uśmiechnąłem się, opierając podbródek na wewnętrznej stronie dłoni. Łokieć, usadowiony na drewnianym blacie ławki, prawie zepchnął piórnik na podłogę.
- Powodzenia, mały tłuściochu- mruknąłem, obserwując starania szkraba. Machinalnie między palcami obracałem ołówek, który, nie wiadomo kiedy, zaczął szkicować wróbla chadzającego po konarze. Jego również chciałem umieścić na obrazie. Ujął mnie swoimi krótkimi skokami z miejsca na miejsce.
- ...który Michael nam zaraz odczyta- usłyszałem nagle głos nauczycielki, nagle zmaterializowanej tuż przy mojej ławce.
Podniosłem głowę, odrywając się z krainy marzeń. Zapewne chodziło o jakiś tekst. Z niemą prośba o pomoc spojrzałem na kolegę z ławki, a ten w odpowiedzi parsknął śmiechem i palcem wskazał na jakiś urywek w tekście, szczęśliwie na stronie, którą akurat miałem otworzoną przed sobą. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem czytać, dopóki pani Brooks nie wyznaczyła następnej osoby. Uratowany!
- Dzięki- szepnąłem do chłopaka.- Masz u mnie bułkę z szynką.
Wszyscy w klasie wiedzieli, że nasz Panda je kocha, a jeśli chciało się od niego jakąś szczególną przysługę, można go było przekupić właśnie takowymi bułkami z szynką, sprzedawanymi w szkolnym sklepiku.
- Żaden problem, tylko przestań wreszcie bujać w obłokach, jutro klasówka- odparł równie cicho, poprawiając okulary w czarnych oprawkach. Nadawały mu wygląd pandy, której to zawdzięczał swoją ksywkę. Ale chyba był z niej całkiem zadowolony.
Głośny, świdrujący dźwięk dzwonka obwieścił koniec lekcji. Niedbale upchałem książki w torbę i umieściłem bezpiecznie szkic w teczce, by się nie pogniótł, po czym sprintem ruszyłem w kierunku wyjścia na dziedziniec, by jak najlepiej wykorzystać kilkadziesiąt minut długiej przerwy, rzecz jasna, na rysowaniu mojej jabłoni.
Kiedy jednak dotarłem na miejsce, spotkałem tam jasnowłosą dziewczynę, którą już znałem z wycieczki szkolnej. Oparta o pień drzewa, z na wpółprzymkniętymi powiekami, wsłuchiwała się w śpiew ptaków i powoli jadła drugie śniadanie z pudełka. Ostrożnie podszedłem w jej stronę. Zmieniłem plany, promienie przelatujące przez kwiaty narysuję później.
- Hej, Yelliś!- powitałem wesoło znajomą, siadając obok niej. Smacznego, co tam masz?
- Cześć- na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.- Dzięki, dzisiaj akurat sałatkę. Chcesz trochę?
- Pełny jestem, za dużo spaghetti. Tak w ogóle, masz może czas?- uniosłem plik kartek i swoje ołówki.- Wiosna przyszła, przyszła wena. Mogę Cię narysować?

< Yelliś? >

Od Akashiego CD Kozume, Yeol, Michael, Akari, Chris

Rozdzielanie pokoi, które okazało się dużo cięższym zadaniem, niż mogłoby się wydawać, dobiegło końca, a każde z nas wydawało się zadowolone. Szczerze mówiąc było mi wszystko jedno, gdzie spędzę kilka następnych nocy, byleby móc w spokoju się wyspać. Westchnąłem ciężko, przejeżdżając wzrokiem po moich tymczasowych lokatorach. Kilku z nich miałem okazję spotkać na szkolnych korytarzach, jednak nie łączyła nas żadna bliższa reakcja, czego nie zamierzałem zmieniać. Odgarnąłem z czoła kilka hebanowych kosmyków, które z ogromną zawziętością opadały na oczy.
Błogą ciszę przerwało pytanie białowłosej dziewczyny, o której kilkukrotnie słyszałem od Alexandra. Jej ledwo słyszalny szept z trudem dotarł do moich uszu, jednak gdy ponowiła pytanie, postanowiłam zadziałać natychmiastowo, nie dając innym dojść do słowa.
-Uważam, że powinniśmy rozdzielić obowiązki.- mruknąłem, wprawiając innych w niemałe zaskoczenie- Nie myślcie sobie, że zamierzam żyć w syfie.
Reszta, najwidoczniej wciąż oszołomiona faktem, że potrafię mówić, jedynie pokiwała głowami, jednak żadne nie wyszło z inicjatywą, czy jakąkolwiek chęcią pomocy. Przewróciłem oczami, przykładając dłoń do czoła. Co w ogóle strzeliło mi do głowy, żeby wybierać się na klasową wycieczkę?
-Skoro tak stawiacie sprawę...- zbliżyłem się do reszty grupy, wbijając w nich, może aż nazbyt oziębły, wzrok- Tak swoją drogą mam na imię Akashi, nie miałem jeszcze okazji się przedstawić.- odsłoniłem zęby w cwaniackim uśmiechu, wsuwając dłonie do kieszeni czarnych dresów- Nie mam pojęcie ile umiecie, ale z posprzątaniem po sobie i pościeleniem łóżka powinniście sobie poradzić.- przejechałem wzrokiem po każdym z osobna- Pasuje?
W odpowiedzi otrzymałem jedynie skinienie głową i cichy pomruk, który okazał się jedynym dźwiękiem, jaki byli w stanie z siebie wydać. Nienaganna znajomość savoir-vivre, czy może strach, wywołany przez widok mej, mało przyjaznej, osoby? Odkaszlnąłem, przechadzając się po pokoju. Czy to aby na pewno wystarczy? Czy nie pominąłem przypadkiem niczego ważnego, przez co później moglibyśmy się rozczarować? Przekrzywiłem głowę, przygryzając wargę- to swojego rodzaju odruch, objawiający się za każdym razem, kiedy gorliwie nad czymś myślałem. Z zadumy wyrwał mnie głos nadpobudliwego blondyna, prawdopodobnie Michaela, który aż nazbyt tryskał energią.
-Co z wyżywieniem? Ośrodek nam go nie zapewnia.- zapytał przejęty, przerzucając wzrok między mną, a resztą gromady
Mimowolnie uderzyłem się w czoło, przeklinając swój brak organizacji. Nie wierzyłem, że niemal zapomniałem o najważniejszym aspekcie, przez który moglibyśmy mieć poważne kłopoty. Po raz kolejny odgarnąłem włosy, ukradkiem spoglądając w kierunku przesuwanych drzwi, prowadzących do kuchni.
-O ile nie będziecie mi przeszkadzać i nazbyt denerwować, myślę że będę w stanie was wszystkich wyżywić.- wzruszyłem ramionami, siląc się na uśmiech- Mam nadzieję, że się rozumiemy.
- Potrafisz gotować?- białowłosa istotka niepewnie podniosła głos, uważnie mi się przyglądając, jakby nie wierząc we wszystko, co powiedziałem
-Oczywiście...powiedzmy, że miałem okazję się nauczyć.- starałem się zabrzmieć najspokojniej, jak tylko umiałem, jednak nawracające wspomnienia sprawiały, że byłem bliski wybuchu- Idę się przejść, choIera wie kiedy wrócę- warknąłem, próbując jak najszybciej oddalić się do reszty grupy
Wyszedłem spokoju, nie dając im nawet szansy na jakąkolwiek reakcję. Miałem sobie za złe, że uciekłem, jak zwykły tchórz, nie potrafiąc opanować własnych emocji, ulegając słabością, nawet nie stając do walki. Nietrzeźwo myśląc, uderzyłem w ścianę, pozostawiając po sobie lekkie wgłębienie. Swoją wędrówkę zakończyłem dopiero na tarasie, bez namysłu zagłębiając się w odmęty ciemności. Oparłem się o drewnianą barierkę, rozkoszując się przyjemnie chłodnym wiatrem, pomagającym w ukojeniu zszarpanych nerwów. Spuściłem głowę, oddychając głęboko. Mimo wszystko czułem cholerną ulgę, że nieumyślnie nie skrzywdziłem żadnego z towarzyszy, wbrew pozorom nie szukałem zbędnych kłopotów, a nawet, w pewnym stopniu, czułem się odpowiedzialny za tą bandę dzieciaków, której brakowało zdrowego rozsądku.
Po raz kolejny wyrwano mnie z zadumy, jednak tym razem, nieco zdezorientowany, nawet nie zareagowałem, jedynie spoglądając w kierunku, z którego dochodził, dziwnie regularny, odgłos męskich kroków. Wtem z ciemności wyłonił się całkiem wysoki, ubrany w kruczą czerń mężczyzna, dzierżący w dłoniach mały zwitek papieru. Zmierzyłem go wzrokiem, nie będąc pewnym jego zamiarów. Nie musiałem długo czekać, bowiem już po chwili podszedł do mnie, delikatnie szturchając palcem.
-Cześć...szukam grupy ósmej, wiesz może gdzie ich znajdę?- zapytał, wskazując palcem na ową karteczkę
-Jestem w grupie ósmej, czego chcesz?- odparłem, prostując się i wbijając wzrok w czarnowłosego
-Mam do was dołączyć...moja grupa została rozwiązana i przydzielono mnie właśnie do was.- pomimo przenikliwej ciemności mogę przysiąc, że na jego twarzy pojawił się blady uśmiech- Mów mi Chris.- dodał, wyciągając rękę
-Akashi...- odwróciłem się, kompletnie ignorując owy gest- W takim razie chodź za mną.- wzruszyłem ramionami, znikając w plątaninie korytarzy
Nieznajomy zrównał się ze mną, nie odzywając się nawet słowem. To dobrze, nawet nie wiedziałbym o czym z nim rozmawiać. Wędrówka nie trwała długo, bowiem już po kilku minutach naszym oczom ukazały się drzwi, na których dumnie widniała nazwa naszego zgrupowania.
-Harem?- zapytał, śmiejąc się pod nosem
-Owszem, to całkiem normalna nazwa...tak myślę.- wyminąłem Chrisa, wchodząc do środka
Wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku, jednak kompletna cisza i brak żywej duszy nie wydawały się dobrym omenem. Kaszlnąłem znacząco, próbując w ten sposób oznajmić, że w końcu wróciłem. Drużyna najwidoczniej zrozumiała sygnał, bowiem już po chwili, jakby spod ziemi, wyrósł przede mną jasnowłosy Michael, a tuż za nim, równie niespodziewanie, pojawiła się reszta kompanów.
-Kto to?- zapytał Kozume, wskazując palcem czarnowłosego przybysza
-Jego grupa się rozpadła, od dzisiaj należy do nas.- wyjaśniłem, wycofując się w cień- Przedstawcie się...cokolwiek- machnąłem ręką, narzucając na ramiona jedną z leżących pod ręką bluz

<Chris, Kozume, Michael, Yeol, Akari?>

Od Michaela do Anny

Mimo wszystko, zdecydowałem się pobiec za dziewczyną, na którą wpadłem... albo która na mnie wpadła, licho wie! Po pierwsze, chciałem sprawdzić, czy aby na pewno nic jej nie jest. W teorii, skoro pobiegła potem jak oparzona, nic sobie raczej nie połamała, ale ostrożności nieco nie zawadzi, tym bardziej, że dość wujek, emerytowany już lekarz, opowiadał mi różne historie, zarówno te, w których on był świadkiem, jak i anegdotki zasłyszane od jego kolegów po fachu czy ratowników medycznych. Nieraz się już zdarzało, że ranni po różnych wypadkach uciekali gdzie pieprz rośnie, by potem okazywało się, że wymagali natychmiastowej pomocy. Rzecz jasna, nasz upadek nie był raczej zbyt groźny, ale wolałem się upewnić, że nic jej nie jest. Nie no, co to by w ogóle było. Ledwo przyjechał do szkoły, znokautował uczennicę i pozwolił jej szwendać się licho wie gdzie, nie sprawdziwszy uprzednio, czy dziewoi nic nie jest. Tak się nie robi i tyle.
Po drugie, może kierował mną egoizm, chociaż częściowo. Nie chciałem być kojarzony przez pierwszego spotkanego rówieśnika jako "ten nowy, co wywala ludzi i nie patrzy, jak lezie". Wolałem zrobić w miarę pozytywne pierwsze wrażenie. Mariś, kochana siostrzyczka, od początku wiedziała. Jak już wychodziłem ostatni raz, spojrzała na mnie tymi oczkami aniołka i z niezachwianą pewnością stwierdziła, że na pewno już pierwszego dnia palnę jakąś głupotę, podpalę halę sportową albo zrobię komuś krzywdę swoimi wygłupami.
W odpowiedzi usłyszała, że wyrośnie na piękny okaz złośnicy aniołkowej. I że też ją kocham. Ależ będzie triumfować, kiedy odczyta list. A kiedy przyśle odpowiedź, swoim nieco koślawym, dopiero co wyuczonym pismem przekaże, że wiedziała. No wiedziała, co ja zrobię. Przepowiednie aniołków zawsze się sprawdzają, nawet te pesymistyczne. W rodzince dostała jej się fucha wieszcza.
Biegłem przez jasny korytarz, zerkając w przelocie na zegar. Doszedłem do wniosku, że w sumie znowu za wcześnie ustawiłem budziki, bo do lekcji zostało jeszcze sporo czasu, chociaż niektórzy uczniowie wychodzili już z pokoi, kierując się do odpowiednich klas. Lawirowałem między sylwetkami z oczami wbitymi nieraz w podręcznik zapisany drobnymi literami bądź tubkę pasty do zębów.
Niemal z rozpędu przebiłem się przez wysokie, białe drzwi. Momentalnie wyskoczyłem z ciasnego, zatłoczonego pomieszczenia prosto na przestronny dziedziniec porośnięty kiełkującymi kwiatami i wszechobecną zielenią. Poranne słońce delikatnie opromieniało mgiełką tańczącą jeszcze tu i ówdzie, ale nie zdołało jeszcze przepędzić także resztek chłodu. Wiatr delikatnie szumiał między liśćmi drzew, a cały szkolny rozgardiasz pozostawiłem za sobą, oddzielając go od czystego błękitu nieba potężnymi drzwiami, przez które niemal nie miał szans przedostań się żaden dźwięk, nawet ten wydawany przez zaspaną, młodą dziatwę podrostków zmierzających na lekcje. No scena niemal sielankowa...
Więc tym bardziej zaskoczy mnie widok dziewczyny, rzucającej bluzgami, bynajmniej nie pod nosem, i mierzącej z zatrważającą celnością w dwójkę uciekających chłopaków. Z pobliskiej gałęzi, obrośniętej młodymi pąkami kwiatów wiśni, zakrakał kruk, jakby z pewną satysfakcją, utkwiwszy błyszczące oczy w oddalających się sylwetkach. Po kilku sekundach obok niego przysiadł drugi czarnopióry ptak, dołączając się do chórku.
Dziewczyna po chwili odwróciła się w moją stronę, cała czerwona ze złości. Jej oczy dosłownie błyszczały, trochę jak ślepia stworzeń kraczących obok. W czarnej, dwuczęściowej piżamie wyglądała, jakby zaraz miała zrzucić ludzką skórę i przywdziać czarne, aksamitne skrzydła, by dołączyć do grona pobratymców. Zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem i uniosła ręce, jakby chciała wsadzić je do kieszeni. Zaraz jednak odkryła, że jest ich pozbawiona i dłonie ponownie opadły swobodnie wzdłuż jej boku. Albo jakby szykowała się do lotu, ale w ostatniej chwili sobie przypomniała, że nie ma skrzydeł.
Przypominała mi trochę zwierzątko. Nie, żeby to słowo miało jakiś negatywny wydźwięk, po prostu odniosłem wrażenie, jakby była trochę... oddalona? Wahałem się przed podejściem, jakby mogła się spłoszyć, mimo że pokaz, jaki przed chwilą zademonstrowała, dowiódł, że zapewne w starciu nie miałbym zbyt wielkich szans. Z niesmakiem w dalszym ciągu mnie obserwowała, jakby próbując przewiedzieć mój następny ruch. Na całe szczęście, w dłoni nie trzymała już kamieni.
- Wszystko w porządku?- zapytałem po chwili milczenia, powoli zmniejszając dystans dzielący mnie od dziewczyny, próbując mówić jak najspokojniej.- Co takiego przeskrobali tamci, że tak ich przepędziłaś?

< Anna? >

środa, 19 kwietnia 2017

Od Kozume CD Akari, Michael, Akashi, Yeol

Rozejrzałem się w ciszy po pokoju. Urządzony w stylu silnie wzorowanym na japońskim, wręcz przesadnie. Umeblowanie i wystrój kojarzyły mi się z okresem Edo, a dokładniej jego końcówką. Wszyscy, zwartą grupą weszliśmy do pokoju, który spokojnie pomieściłby co najmniej piętnaście osób. Pokój podzielony był na dwie części, oddzielone tylko ścianą i japońskimi "drzwiami" przesuwnymi, podobnymi do tych przy wejściu. Na środku pokoju dostrzegłem kotatsu, czyli stolik z przymocowanym dookoła kocem, oraz grzałką pod spodem. Otoczone było czterema poduszkami. Oznaczało to, że jedna osoba będzie musiała ściskać się z inną, ale w tamtym momencie nie myślałem o tym.
Spodobały mi się też duże okna, które również dało się zasłonić przesuwnymi ściankami, bądź jak kto woli - drzwiami.
-W Japonii śpi się na takich materacach, futonach, czy jakoś tak, co nie?-Zapytał Michael, jasnowłosy chłopak.
-Tak-przytaknąłem krótko-wbrew pozorom są bardzo wygodne.
Zerknąłem jeszcze tylko za ściankę, ale nie chciałem tak wchodzić. W drugim pokoju co prawda nie było kotatsu, a pokój był mniejszy, ale znajdowały się w nim łóżka, których w większym pokoju nie było.
-Pokój jest podzielony w pewnym sensie na dwie części, może niech dziewczyny śpią w tej bez tego stolika z kołdrą?-Zaproponowała Yeol, a ja kiwnąłem głową, pochwalając w pełni jej pomysł. Uznałem, że "stolik z kołdrą" to kotatsu, co było wyjątkowo trafnym opisem.
-Popieram-mruknął ktoś z tyłu, a zawtórowało tym słowom kilka kolejnych przytaknięć. Ostatni odezwał się ten wysoki czarnowłosy chłopak, który burknął tylko krótkie "niech będzie".
-No to... Co dalej?-Zapytała białowłosa dziewczyna, która wcześniej nie odzywała się zbytnio.

<Akari? Michael? Yeol? Akashi?>

Odchodzi

Eurus (czyt. Jurus) Nina Connolly 
 Ksywka: Eu (Ju), Nina
Wiek: 18 lat
Klasa: IB
Powód: Brak kontaktu z właścicielką(usunięcie konta na howrse)

od Yeol CD Akari, Kozume, Akashi, Michael

- Ma ktoś jakieś pomysły? - spytała białowłosa dziewczyna z kosmykami włosów między palcami.
Ja! - krzyknął jakiś głos i w górze pojawił się uniesiony kciuk. Proponuję Harem!~! A jak z Waszymi pomysłami?
Jasno włosy widocznie bardzo chciał wcielić swój pomysł w życie, co nie przeszkadzało mi, a nawet pomagało, bo ja sama nie miałam żadnego lepszego pomysłu. Również bardzo ciekawiła mnie sama nazwa, która musiała mieć jakiś ukryty podtekst ale tego dowiem się w trakcie.
- Podoba mi się twój pomysł ee... - spojrzałam na jasnowłosego z pretekstem do powiedzenia mi swojego imienia.
- Michael - oznajmił i posłał wszystkim uśmiech - Miło mi was poznać.
Uśmiechnęłam się ciepło.
- Tak więc podoba mi się twój pomysł z nazwą - dokończyłam wcześniejsze zdanie - A jak wam pasuje? I mi również miło was poznać. Jestem Yeol.
Pierwsza odezwała się niska białowłosa dziewczyna, która wcześniej bawiła się swoimi włosami.
- Akari, również bardzo się cieszę, że mogę was poznać i oczywiście jak najbardziej przypadł mi do gustu pomysł Michaela.
Kolejny był złotooki, niski chłopak. Jego oczy przypominały kocie, moim zdaniem bardzo ładne.
- Cześć, Kozume jestem - przywitał się i po chwili jakby sobie przypomniał sedno sprawy, dodał - Jestem za nazwą Harem
Obróciłam głowę na czarnowłosego. Ten jednak tylko wzruszył ramionami.
- Przegłosowane - rzekł beznamiętnie.
Nim zdążyliśmy się wypowiedzieć na ten temat, pani Clover postanowiła przemówić.
- Jeżeli już skończyliście, proszę aby udać się do pokoi, w których będziecie przez cały okres trwania wycieczki integracyjnej, spać. O godzinie 18:30 odbędzie się kolacja na stołówce. Waszym drugim zadaniem będzie znalezienie pokoi i stołówki, a uprzedzam, nie jest to tak łatwe, jak uważacie.
Chwyciłam za drużynową tabliczkę i wbiłam palce w nią.
- Chodźmy znaleźć nasze miejsce noclegowe - złapałam Akari za dłoń i pociągnęłam ją. Reszta osób nie zastanawiając się długo, podążyła za nami.
Wraz z białowłosą szłam dość szerokim korytarzem, wystrój domu wypoczynkowego japońskiego. Osobiście bardzo mi się podobało, lubię takie klimaty. Korytarz miał wiele rozwidleń prowadzących do różnych pomieszczeń. Na ścianach powieszone były tradycyjne japońskie obrazy, wachlarze i półki, na których stały książki.
- Sprawdźmy może ten na wprost? - spytał Kozume i tak jak zaproponował, tak podeszliśmy pod drzwi. Były one rozsuwane, a na jeden stronie wisiała kartka z numerem 8.

<Akari? Kozume? Akashi? Michael?>

Od Toshiro CD Akari

Nienawidziłem koszykówki, pomimo wzrostu i tego, że mógłbym się do tego nadawać, to nie był mój sport. Zdecydowanie wolałem grę w siatkówkę, nawet ręczna była lepsza od tego. Wszystkie zasady nie trzymały się siebie, oderwane od całości. Zamiast grać stałem przy koszu, żeby czasem pomachać rękoma, gdy piłka leciała w kierunku naszego kosza. Nawet nie robiłem dwóch kroków, gdyż cały czas odrzucałem od siebie piłkę, podając ją pozostałym. Nie zależało mi. Nie rozumiałem trenera i jego logiki, graliśmy w siatkę, było świetnie to musiał to zmienić. Zauważyłem jak mała białowłosa dziewczyna stoi przy swoim koszu i rozgląda się dookoła. Zaskoczyło mnie to, wcześniej była dosłownie wszędzie, a teraz stała niczym słup soli.
- No stary rusz się! - Jeden chłopak z mojej klasy dźgnął mnie łokciem. Spojrzałem na niego piorunującym spojrzeniem.
- Nie mam zamiaru latać za piłką po całym boisku - Wycedziłem przez zęby, co na jego szczęście wystarczyło bo już po chwili stał na drugim końcu boiska. Wyczekiwany przeze mnie dźwięk gwizdka, oznaczający koniec. Bez skrępowania ściągnąłem koszulkę, która była przemoczona od potu, chcąc nie chcąc, przy pierwszej grze chciałem się trochę postarać.
http://static.tumblr.com/fc1144559fe8e00685964f447811f86d/xecsyfg/fEImmodfu/tumblr_static_abs-anime-art-black-and-white-boy-favim.com-244312.jpg
Przerzuciłem koszulkę przez ramię, kierując się do szatni, gdzie znajdowały się normalne ubrania.
~*~
Leżałem już u siebie w pokoju, odpisując na meile i szukając przy okazji mieszkania. Kilka wydawało się nawet w miarę fajnych, jednak był jeden mankament. Mieszkania były w miarę duże, pieniądze nie stanowiły problemu, ale wielkość już owszem. Nie jestem zbytnim czyściochem i już widzę co się stanie z takim mieszkaniem, w którym będę mieszkać sam. Taiga, ta mała menda nie chce nawet o tym słyszeć. Chłopaków za bardzo nie znam, zresztą jak pozostałych uczniów w szkole. Wziąłem do ust różowego lizaka i zacząłem pisać ogłoszenie, na temat tego iż poszukuje współlokatora. Niespodziewanie usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem niezadowolony i podszedłem. W drzwiach ujrzałem małą białowłosą dziewczynę z rana, która trzymała w rękach małą białą karteczkę. Podniosłem zaskoczony brew.
- Musisz to przeczytać i podpisać, bhp pracy na sali gimnastycznej - Podała mi kartkę, na co westchnąłem
- Dobra wejdź, zaraz Ci to oddam - Odwróciłem się i ruszyłem do biurka, gdzie zacząłem szukać długopisu
- Szukasz współlokatora? - Usłyszałem ciche pytanie za sobą
- Jesteś zbyt ciekawska - bez czytania podpisałem świstek i podszedłem do niej, aby jej to oddać - Nie mam zamiaru tutaj mieszkać za długo - Podałem jej kartkę z obojętnym wyrazem twarzy

Akari?

Od Yeol CD Akashiego

- Jest tam gdzieś może napisane jak to cholerstwo wygląda? Jakieś cechy szczególne? W takiej scenerii wszystko wygląda jak walony kamień - rzucił czarnowłosy zginając się i szukając tajemniczej skrzyneczki.
Spojrzałam raz jeszcze na skrawek papieru, na którym zamieszczone były informacje, próbując nie zwracać uwagę na Akashiego w pół nagiego, zanurzonego do połowy w wodzie. Przeszukałam wzrokiem całą treść, lecz nie znalazłam ani jednej wskazówki. Z małą nadzieją odwróciłam papier. Puste. Nic.
Potarłam palcem powierzchnię kartki jakby myśląc, że może jednak coś przeoczyłam. Nic jednak się nie stało. Przegryzłam wargę i spojrzałam na wysokiego chłopaka, albo raczej zadarłam głowę tak wysoko, aby jego zobaczyć.
- Niestety, nie ma nic o tym jak wygląda skrzynka - kucnęłam nad wodą i machnęłam palcem po lustrze wodnym, próbując ukryć moje zakłopotanie, tym, że nadal był bez koszulki na sobie - Zapewne będzie o niewielkiej kubaturze i metalowe.
Akashi znowu spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Zobacz czy tam coś jest - wskazałam ręką drugi koniec zbiornika wodnego - Wydaje mi się, że tam może się ukrywać.
Chłopak posłusznie przeszedł na drugą stronę i po raz kolejny zanurzył swoje umięśnione ręce.
~
Akashi zmęczony już wykonywaniem swojej pracy wyszedł zziębnięty i podszedł do mnie. Automatycznie spojrzałam w inną stronę i wyciągnęłam dłoń z jego koszulką.
- Dzięki - chwycił ją i sprawnym ruchem założył na siebie - Chodź sprawdzimy teren dookoła wody.
- Dobra - mruknęłam i wstałam, otrzepując się z pyłu i ziemi.
- Yeol co to jest? - klepnął mnie w ramię i obrócił. Nachyliłam się i spostrzegłam to czego cały czas szukaliśmy. Tym skarbem była drewniana skrzyneczka z zamkiem.
- Popatrz! Znalazłeś jedna... - nie dokończyłam, bo napotkałam wlepiony we mnie wzrok czarnowłosego.
- Yeol! Siedziałaś na tym cały czas! Mogłaś mi powiedzieć - spojrzał z wyrzutami.
- Ee... no mogłam, ale to ty zacząłeś - odparłam na atak chłopaka.
- Ja? Niby w jaki sposób? - stawiał się, a na jego twarzy znowu zagościł niewzruszony wyraz twarzy.
- Zdjąłeś przy mnie specjalnie koszulkę - bąknęłam pod nosem - Mam Cię uważać za zboczeńca czy co?
- Patrzyłaś na mnie? - poruszył brwiami i uśmiechnął się - Aż tak bardzo chciałaś zobaczyć...
Cisnęłam w niego drewnianym pudełkiem zanim zdążył dopowiedzieć resztę. Czułam dziwne uczucie, które szybko odrzuciłam na bok.
- Hej, a to za co? - wyszczerzył swoje białe zęby w moim kierunku.
-Otwieraj, jestem ciekawa kolejnej zagadki - i skoczyłam wysoko, próbując dojrzeć treści karteczki z ametystową wstążką, która powiewała lekko na wietrze.
Stanełam na palcach, jednak i ta metoda nic nie pomogła. Posłusznie, więc zaczekałam, aż czarnooki przeczyta mi ją.
- mądrość, ilość, świata wiedza - przeczytał - a to oznacza, że musimy udać się...
- Do Biblioteki - wypaliłam szybko, nie dając mu dojść do słowa.
https://68.media.tumblr.com/1fc394ed35d16b1870b4b5406aedbe75/tumblr_o3ozxdgfC11utdap1o1_500.gif
Posłałam mu uśmiech i złapałam go za dłoń, nie bacząc na jego sprzeciw, ale po kilku krokach się zatrzymałam. Przecież ja nie wiem gdzie ona się mieści. Obróciłam się przez plecy.
- Gdzie jest biblioteka drogi kolego? - spytałam śmiało, lecz sądząc po jego wyrazie twarzy (obojętność jak zwykle) nie miał zamiaru mi powiedzieć.
Już chciałam go prosić na kolanach, ale poczułam, że coś ociera się o moje nogi. Stał przy nich nasz puszysty kotek. Poczułam szczęście i błogość, gdy go ujrzałam. Schyliłam się i podniosłam go, układając go przy tym na rękach. Pogłaskałam go delikatnie po uszkach, które radośnie poruszyły się.
- Cześć Hyin - powiedziałam do kotki, a ta przytuliła się do mnie łebkiem - Może ty wiesz gdzie znajdę bibliotekę szkolną?
Kotka zamiauczała głośno i skoczyła na ziemię, lądując przy tym lekko na swych łapkach i skierowała się w stronę szkolnych murów. Ruszyłam za nią, a Akashi za mną. Już po chwili zrównał się ze mną tempem. Spojrzałam w jego kierunku i pokazałam język i niczym zawodowy lekkoatleta pobiegłam za oddalającą się kotką. Chłopak dołączył do mnie i już po chwili znaleźliśmy się w ogromnej bibliotece.
Odetchnęłam z ulgą i nim zdążyłam coś powiedzieć, odezwał się Akashi.
- Jak mogłaś kota nazwać Hyin?

<Akashi? Nie zaczepiaj Yeol~>

wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Akane CD Anthony'ego

Coś mi tutaj nie pasowało i to jeszcze bardzo. Anthony był zbyt uroczy i w dodatku bardzo miły. Uroczy, miły i w dodatku romantyczny A-chan, którego nie znałam tej strony, aż za bardzo. Mogłam tę stronę widzieć tylko raz na jakiś czas i to w dodatku mało kiedy, przez krótki czas no i w dodatku wtedy jak tylko się pokłóciliśmy.
Swoją drogą Francja nie była taka zła. Mogłabym się chyba nawet do niej przekonać i miałam nadzieję, że nie zbrzydnie mi do końca.
Mieliśmy zajęcia odpuścić, tak po prostu! Spojrzałam się na niego zaskoczona.
-Jak to?! Mamy tak po prostu odpuścić sobie zajęcia, a co z nauczycielami? - spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się szeroko.
- Spokojna głowa. Wszystko załatwione - jemu coś chodziło po głowie i to dosłownie. Nie mogłam go przejrzeć, a chciałam dzisiaj zrobić kolację i jakoś powiedzieć o tym, że nie chodzę na dodatkowe zajęcia.
- A co dzisiaj mój uroczy kucharzu zrobisz na kolację i deser? Bo się już nie mogę doczekać - objęłam go ramionami, a nasze oczy się spotkały.

<Anthony?>

Od Michaela CD Akari, Yeol, Akashi'ego i Kozume

Wylosowałem ósemkę.
Lubiłem tę liczbę, więc w sumie nie miałem co narzekać. Ale nie miałem nic przeciwko innym liczbom, więc gdybym miał chociażby czwórkę czy pięćdziesiątkę trójkę, byłbym zadowolony, jak zresztą miałaby się sprawa z dowolną inną wartością. Zastanawiałem się raczej, jacy będą ludzie, którzy również wyciągnęli z ręcznie plecionego, małego koszyka małą karteczkę złożoną na cztery z wykaligrafowaną eleganckim pismem ósemkę z dolnym brzuszkiem nieco większym, niż górny i małym zawijasem z boku. Rozpoznawałem w tym pismo pani Marii Clover, w identyczny, wytworny sposób zapisywała kartkówki, nieśpiesznie skrobiąc piórem po papierach. Z tego, co słyszałem, to ona zajmowała się w głównej mierze organizacją przygotowania uczniów do bieżącego wydarzenia, nie było więc w tym nic dziwnego. Bez trudu mogłem sobie wyobrazić, jak spędza mnóstwo czasu na zapisywaniu kolejnych liczb swoim starannym pismem, gdzie każda litera czy cyfra wyglądała jakby wychodziła spod linijki.
Zerknąłem przez ramię dziewczyny stojącej obok - niziutkiej, o liliowych włosach pannie, która przypominała nieco lalkę. Prawdopodobieństwo, że na jej karteczce również zobaczę ósemkę była doprawdy znikoma - byliśmy podzieleni na kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt, pięcioosobowych grup, ale życzliwy los się do mnie uśmiechnął.
- Yaj!- wyrwało mi się z gardła, nim zdążyłem przemyśleć sprawę. Wiedziony impulsem szczęścia, objąłem szyję dziewczyny ramieniem, machając jej przed nosem własną karteczką.- Jesteśmy w jednej drużynie!
Odsunąłem się i zacząłem się rozglądać, czy w pobliżu nie dostrzegę aby innych ósemek, ale obok zgromadziły się głównie dwunastki. Dobrze byłoby znaleźć resztę.
- Hm, rzeczywiście!- potwierdziła.- Widziałeś jeszcze kogoś od nas?
- Tylko Ciebie!- dotknąłem palcem wskazującym koniuszka nosa dziewczyny.- Oj tam, na pewno zaraz się znajdą. Z tego, co słyszałem, grupy będą się ustawiać po kolei, a tu są dwunastki, z drugiej strony mamy...- obejrzałem się w stronę wysokiego, czarnowłosego chłopaka, którego skądś kojarzyłem, a który akurat rozmawiał o czymś wesoło z niziutką blondynką- ...jedenastki! Nasi zapewne są zaraz obok, biegniemy!
W rzeczywistości, zrobiliśmy jakieś cztery kroki, aby obejść grupę czy dwie obok. Rzeczywiście, w pobliżu kręciły się dwie osoby, dziewczyna i chłopak. Ta pierwsza, o niespotykanym, białym kolorze włosów tupała nieco poddenerwowana w podłogę, rozglądając się dookoła, zaś nasz drugi potencjalny kompan okazał się być jeszcze wyższy, niż poprzednio chłopak o czarnych włosach opadających w grubych puklach na czoło i wyraźnie znudzonej twarzy. Mógłby grać w kinie akcji, dobrze sprawdziłby się też pewnie w roli seryjnego mordercy. Moglibyśmy dostać zadanie z kręceniem jakiegoś filmu, mielibyśmy przynajmniej obsadę.
Po chwili do grupki podszedł też drobny chłopak, zapewne z pierwszej klasy, ściskając w delikatnych palcach swoją kartkę. Szatyn spojrzał na niego z góry, taksując go wzrokiem. Zdecydowanie nadawałby się jak ulał do roli zbrodniarza, chyba że okaże się być kochanym uwielbiającym słodycze słodziakiem. Ale wtedy można by dać mu po prostu jakąś milczącą rolę.
- No, to chyba oni, brakuje im akurat dwójki- uznałem, ciągnąć dziewczynę za sobą. Rzeczywiście, okazali się być drużyną ósmą. Jeszcze trochę i zrobimy ekranizację przygód drużyny 8 z Naruto.~
- Ósemki?- upewniłem się. Reszta kiwnęła głowami.
- Skoro wszyscy już się ustawili względnie jak należy- popłynął z głośników mocny głos pana Edmunda Collinsa- to zaczniemy od nudnych formalności, zanim przejdziemy do poważnych spraw, młodziki. Na stołach, po jednym dla każdej grupy, macie brystole i mazaki, napiszcie nazwę swojej grupy, co tam chcecie, ale bez zbędnych wymysłów, bardzo proszę.
Rozległ się szmer, kiedy każdy udał się w wyznaczone miejsce - całe szczęście, numery stołów były dobrze widoczne, więc długo to nie zajęło.
- Ma ktoś jakieś pomysły?- zapytała białowłosa, miętoląc między palcami swoje długie kosmyki.
- Ja!- wystrzeliłem palcem w górę jak uczeń w klasie- Proponuję "Harem!~"! A jak z Waszymi pomysłami?

< Yeol? Akari? Kozume? Akashi? Zakładamy harem?~ >

Od Akashiego CD Yeol

Zaszklone oczy i pełna negatywnych odczuć twarzyczka były ostatnim widokiem, jaki zapamiętałem, nim zniknęła mi z pola widzenia. Uciekła, nie mając pojęcia dokąd. Pogrążony w niemałym zamyśleniu, stałem zszokowany, nie reagując, kiedy jej niewielka postura zniknęła wśród niezmierzonej, leśnej gmatwaniny. Wszystko dotarło do mnie jakby z opóźnieniem, a zgnieciona paczka papierosów utwierdziła mnie w przekonaniu, że cała sytuacja nie była jedynie wytworem mojej wyobraźni. Z początku jedynie machnąłem ręką, tłumacząc sobie, że niedługo wróci, że bieganie za nią to nie mój obowiązek, jednak minuty mijały, a Yeol wciąż nie zawróciła. Poczułem dziwny dreszcz, rozchodzący się po całym dziele, niemający zamiaru odpuścić. Co jeśli coś jej się stało? Owe myśli uderzyły we mnie, niczym taran, wywołujący nieprzyjemny skręt w żołądku. Podniosłem się, jak oparzony, z nutą zawahania nawołując jej imię. Brak odpowiedzi zdenerwował mnie jeszcze bardziej, zmuszając do ruszenia jej śladami prosto w głąb lasu.
~~
Nie mam pojęcia ile już tak chodziłem, jednak okazało się to kompletnie bezowocne. Stała sceneria, wywołująca wrażenie pętli, w której wciąż krążyłem, nie mogąc się wydostać. Kiedy powoli traciłem nadzieję, tuż przede mną ukazała się niewielka, szczupła istotka, o włosach tak charakterystycznych, że nie sposób je pomylić. Poczułem przedziwną ulgę, jakby ogromny ciężar spadł mi z serca, jednak szybko odrzuciłem wszelkie uczucia, przybierając tak przydatny, niewzruszony wyraz twarzy. Lubiłem go i uważałem za coś praktycznego, czym zawsze mogę się wykręcić. Nie ukazywałem wielu uczuć, uważając to za wyraz słabości, jednak momentami nawet ja nie byłem w stanie ich powstrzymać. Mimo tego, starałem się jak mogłem, by nie pokazać jej, że wbrew wszelkim pozorom, faktycznie się o nią martwiłem.
Podszedłem bliżej, najciszej jak tylko mogłem, kładąc rękę na jej ramieniu. Okazało się to największym błędem, jaki mogłem popełnić, bowiem już po chwili poczułem rozlewającą się falę agonii, której centrum mieściło się gdzieś w okolicach podbrzusza, a krzyk Yeol przerwał tę, wręcz przygnębiającą, ciszę. Trafienie w niezwykle czuły punkt, jak i wiecznie plączący się pod nogami kot sprawiły, że mimowolnie wylądowałem na ziemi. Syknąłem przeciągle, zasłaniając oczy przed rażącym błyskiem latarki, skierowanym prosto w moje oczy.
-Wyłącz to cholerstwo.- warknąłem, powoli podnosząc się do siadu
Nie posłuchała prośby, a jedynie skierowała blask w zupełnie inne miejsce, nieco niżej. Kolorowe plamy ograniczały moje pole widzenia, jednak jakimś cudem zdołałem się podnieść, podpierając o pobliskie drzewo. Odetchnąłem głęboko, nienaturalnie mrużąc oczy. Kiedy poczułem, że mój stan wraca do normy, spojrzałem w kierunku jasnowłosej, na której twarzy malowało się zdecydowanie za wiele uczuć.
-Takiego przywitania jeszcze nie miałem.- mruknąłem pod nosem, a na mojej twarzy pojawiło się coś na wzór bladego uśmiechu- Tak swoją drogą, nic ci nie jest? Bieganie samej po lesie nie jest zbyt bezpieczne.- wsunąłem ręce do kieszeni, starając się zachować niewzruszoną postawę
-Już jest w porządku… a ty? Też dość mocno oberwałeś…- zaśmiała się nerwowo, odwracając wzrok
-Jak widać żyję...- wzruszyłem ramionami- W każdym razie powinniśmy wrócić na trasę i poszukać wreszcie tych cholernych wstążek… gdziekolwiek się one znajdują.- rozejrzałem się, próbując znaleźć cokolwiek, co pomogłoby nam określić, gdzie tak właściwie się znajdujemy
W tym samym momencie oczy kobiety zajęły się migoczącymi iskrami, a ręka powędrowała do jednej z bocznych kieszeni. Z początku spojrzałem na nią z ukosa, nie bardzo rozumiejąc, co owy gest miał oznaczać, jednak kiedy wyjęła z niej niewielką wstążeczkę, do której przyczepiono zgiętą kartkę w identycznym kolorze, wszelkie wątpliwości zniknęły.
-Znalazłam ją gdzieś po drodze… to chyba niedaleko.- stwierdziła, podchodząc bliżej mnie
-Pamiętasz mniej więcej gdzie?- zapytałem, mając nadzieję, że wreszcie uda nam się poprawnie ukończyć jedno z zadań
Zamyśliła się, by po chwili przecząco pokręcić głową. Westchnąłem ciężko, powstrzymując się od kilku komentarzy.
-No nic…- zacząłem, próbując zabrzmieć choć trochę przyjaźnie- Co jest tam napisane?
Jasnowłosa przez chwilę mocowała się z ową wstążeczką, by po chwili rozwinąć, dość niepozornie wyglądającą rolkę papieru. Rozpoczęła lekturę, jednak po chwili mina jej zrzedła, a głowa nieco przekrzywiła.
-Akashi… to jakaś zagadka.- odparła, podsuwając mi pergamin przed twarz, a właściwie próbując to zrobić
Z początku niechętnie, jednak po chwili pochwyciłem owy zwitek, przejeżdżając wzrokiem po kolejnych, niedbało zapisanych wersach. Nigdy nie przepadałem za poezją, więc sposób, w jaki zapisano ową łamigłówkę nie był mi zbyt na rękę.
-Świetliki, spadające gwiazdy, lustrzane odbicie, puchacze…- wyczytałem słowa, które wydały mi się w tym wszystkim kluczowe- Jakieś pomysły?- posłałem jej pytające spojrzenie, mając nadzieję, że zrozumiała z tego wszystkiego nieco więcej, niż ja
-Macie tu jakiś zbiornik wodny?- zapytała nagle, jakby doznając oświecenia
-Jakiś jest, ale co to ma do rzeczy?- odparłem, by po chwili zażenowany uderzyć się w czoło- No tak, dlaczego na to nie wpadłem
Chwyciłem jej nadgarstek, ciągnąc kobietę za sobą. Kilkukrotnie wypowiedziała moje imię, a nawet próbowała się stawiać, jednak bezskutecznie, byłem zbyt skupiony, by zwracać uwagę na cokolwiek, co działo się wokół mnie. Omamiony wizją szybkiego dotarcia do celu, wymijałem kolejne alejki, czując, że to już naprawdę blisko. Zwolniłem dopiero w momencie, w którym poczułem przyjemną bryzę, a flora uległa nagłej zmianie. Poluzowałem uścisk, jednak wciąż prowadziłem, nie dając Yeol możliwości samodzielnego poruszania się.
-Prawdopodobnie o to miejsce chodziło.- odezwałem się wreszcie, spoglądając w stronę, nieco zmęczonej, kobiety- Tak, tak nie powinienem był cię tak ciągnąć, ale bałem się że nie nadążysz.
Przerzuciłem wzrok na rozpościerające się przed nami jezioro, nad którego taflą aż roiło się od przeróżnych pyłków i kolorowych owadów, nadających sytuacji pewnej niezwykłości, której nie sposób było przeoczyć.



Podszedłem bliżej zbiornika, zanurzając dłoń w jego, aż nienaturalnie czystej, tafli. Poczułem nawracającą falę wspomnień, z którymi wiązało się to miejsce. Pierwsze wagary, miejsce odpoczynku od męczącego życia codziennego, ucieczka od rodziców… te trzy rzeczy sprawiały, że nie potrafiłem zapomnieć, wracając tu za każdym razem, kiedy coś zaczynało się walić.
Mimowolnie się uśmiechnąłem, by po chwili zmienić owy gest w niezadowolony grymas, jaki widniał u mnie na co dzień. Z głuchym westchnięciem odwróciłem się w stronę jasnowłosej, wymownie spoglądając na liliowy skrawek papieru.
-No więc, co mamy tu zrobić?- zapytałem w końcu, wycierając mokrą dłoń o materiał bluzy
Dziewczyna po raz kolejny zajrzała do owych zapisków, by po chwili delikatnie się zaczerwienić, co jednak szybko ukryła, będąc przekonaną, że nic nie zauważyłem. Nie zamierzałem wyprowadzać jej z błędu, jednak przyznam, że było to całkiem rozkoszne.
-Coś nie tak?- zapytałem po raz kolejny, mając nadzieję, że tym razem uzyskam odpowiedź
-W wodzie jest skrzynka, trzeba ją wyłowić, żeby znaleźć wskazówkę…- wydusiła w końcu, wymownie spoglądając w moim kierunku
-I pewnie chcesz żebym ją wyłowił?- dokończyłem, nim zdążyła w ogóle otworzyć usta
-Tak… masz dłuższe ręce i nie zmoczysz się aż tak bardzo…- próbowała za wszelką cenę zrzucić na mnie całą robotę, sięgając nawet najgłupszych argumentów
-Skoro chcesz, wbrew pozorom jest całkiem czysta.- wzruszyłem ramionami, łapiąc za materiał koszulki
-Czekaj! Co ty robisz?- wyrzuciła nagle, jakby przeczuwając moje zamiary
Wyszczerzyłem zęby w głupim uśmiechu, by po chwili pozbyć się górnej części garderoby. Nie miałem pojęcia, czy odwróciła wzrok, czy może wciąż dzielnie spoglądała w moim kierunku, jednak sądząc po jej wcześniejszej reakcji szczerze wątpiłem w prawdziwość drugiej opcji. Zdążyłem jeszcze podwinąć dresy, nim do moich uszu dotarło stłumione pytanie jasnowłosej.
-Tak właściwie, po co w ogóle ją zdjąłeś?
-Szczerze? Nie mam pojęcia.- ukazałem rząd śnieżnobiałych zębów, ostrożnie wchodząc do wody- Powiedzmy, że mam dziwne przeczucia, że mógłbym ją zmoczyć.- puściłem jej oczko, jednak szybko powróciłem do swojego pierwotnego zajęcia- Jest tam gdzieś może napisane jak to cholerstwo wygląda? Jakieś cechy szczególne? W takiej scenerii wszystko wygląda jak walony kamień.
<Yeol? ( ͡° ͜ʖ ͡°) >

Od Christophera CD Kozume

Przysiadłem obok nieznajomego. Wydał mi się godny zaufania, więc czemu by się nie przedstawić? W końcu, pierwszy raz od dłuższego czasu zaczynam wychodzić na ludzi. Chłopak spojrzał na mnie kątem oka.
- Mam Ci w czymś pomóc? – zapytał podirytowany.
Oparłem się rękami o siedzenie.
- Jesteś tu nowy, prawda? Pomyślałem, że łatwiej będzie się odnaleźć w szkole, jeśli będziesz miał kogoś, do kogo możesz przyjść i porozmawiać.
Chłopak skinął głową i począł majstrować coś przy urządzeniu.
- Może i masz rację. Ale pewnie, gdy się dowiesz, że jestem z IA, zmienisz zdanie. Czyż nie? – zmarszczył brwi.
- Nie, no co ty. – posłałem mu delikatny uśmiech. – Człowieka poznaje się po charakterze, a nie po wieku. Jestem Christopher.
Chłopak podniósł lekko głowę, nie odrywając wzroku od laptopa.
- Kozume. Twój akcent wskazuje na to, że jesteś z Anglii.
- Zgadza się. Ty za to jesteś z Japonii?
- Aha. – potwierdził.
Nie utrzymywaliśmy kontaktu wzrokowego. Kozume zajęty był wpatrywaniem się w monitor. Z jego zachowania można odebrać, iż trochę boi się społeczeństwa, ale nie można mieć mu tego za złe. Można powiedzieć, że sam przeżywałem podobny okres.
Chwyciłem za plecak, wyciągając z niego papierosa i odpalając go. Z moich ust wyleciał pierwszy, mały kłąb dymu.
- Możesz palić gdzie indziej?
- A, jasne. Jeśli Ci to przeszkadza, mogę pójść gdzie indziej. – podrapałem się niezręcznie w kark.
- Prosiłbym.
Wstałem i założyłem sobie plecak na barki.
- Kozume, jeśli będziesz miał jakiś problem, możesz na mnie liczyć. – zaoferowałem stanowczo.
- Jasne, dzięki.
Chociaż nasza rozmowa, nie była długa, trwam w nadziei, iż chłopak obdarzył mnie chociaż niewielkim zaufaniem i odnajdzie się w tej szkole. Nie ma nic gorszego niż brak akceptacji.

Kozume? Mały brak weny, mógłbyś wybaczyć? :>

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Od Anny CD Michaela

Schowałam wszystkie książki do plecaka, gdy tylko odrobiłam to, co miałam zadane, oraz to, co umiałam, a raczej zapamiętałam z lekcji. Jeśli o czymś nie powiedział, to nie moja wina, to on ma mnie uczyć, nie ja samą siebie. Położyłam czarny plecak pod ścianę i wskoczyłam na łóżko ze słuchawkami w uszach. Do lekcji miałam jeszcze czas. Z biurka po drodze zabrałam biała kartkę oraz mały węgielek, który powoli mi się kończył. Narysował szkic niewielkiego drzewa z grubą gałęzią. Na dole kot, który przednimi łapami opierał się o pień, a na gałęzi piękny czarny kruk. Potem jeszcze to wszystko wypełniłam, rozmazałam, dodałam detale i tak o to ukończony obrazek włożyłam do swojej teczki, w której była masa innych pomalowanych kartek. Podeszłam do okna i oglądałam to, co widziałam. Czyli duże miasto, nic więcej. Ludzie na chodniku, samochody na ulicy, zmieniające się światła, bezpańskie sierściuchy, budynki. A co było tłem? Niebo pokryte szarymi chmurami, które najwidoczniej miały ochotę dać o sobie znać w postaci deszczu. Zniżyłam wzrok na ziemię, gdzie zobaczyłam drzewa, a na jednym z nich dwa kruki. Oparłam łokieć o parapet i z muzyką w uszach oglądałam to cudowne stworzenie, gdy nie zobaczyłam jak w jego stronę leciał kamień. Jeden ptak się wzniósł i zakrakał głośno. Dopiero wtedy zobaczyłam dwóch chłopaków, którzy bezkarnie rzucali w ptaki kamieniami. Od razu wyjęłam słuchawki nie przejmując się melodią i wybiegłam z pokoju. Nie zwracałam uwagi na ludzi, w głowie jedynie snułam plan, jak mogłabym torturować tą dójkę. Najpierw będzie trzeba ich mocno przywiązać, a potem wziąć nóż i pomalutku rozcinać im skórę. Lepiej! Najpierw ostrze nadstawić nad płomień, a potem gorącym metalem robić im krzywdę. O tak! Z takimi właśnie wyobrażeniami biegłam w kierunku wyjścia, gdy nagle jakiś cień stanął przede mną i zamienił się w człowieka. Nie uniknęłam upadku na tyłek. Leżałam tak parę sekund, aż osoba, na którą wpadłam, ale on na mnie (czy to ważne w tym momencie?!) zaczął machać mi przed oczami ręką i pytał ile widzę palców. 
- Nie mam czasu - mruknęłam niewyraźnie odsuwając jego rękę i twarz od siebie, po czym szybko wstałam i nieco chwiejnym krokiem dobiegłam do owego miejsca. Jeden kruk postanowił już odlecieć, a drugi dalej krakał na nich. Widząc jak się z tego śmieją, coś we mnie pękło. Chwyciłam byle jaki kamień i rzuciłam nim mocno w klatkę piersiową. Zaczęłam się na nich wydzierać, wyzywać nie wiadomo od czego, a przy okazji obrzucać kamieniami gdzie popadnie. Co zabawniejsze, zawsze trafiałam.
- Jak jeszcze raz zobaczę coś takiego, to was pozabijam! - krzyknęłam gdy uciekali, a po drodze jeszcze rzuciłam pociskiem trafiając jednemu w łeb. Spojrzałam w stronę ptaka, który to wszystko obserwował. W głowie miałam jedynie najpodlejsze wyzwiska i przekleństwa kierowane w stronę tej dwójki, gdy nie poczułam na sobie czyjegoś wzroku. Odwróciłam głowę i spojrzałam w kierunku osoby, która stała i najwidoczniej wszystko widziała. Ponadto był to ten sam chłopak z którym wcześniej się zderzyłam. - Co się gapisz? - warknęłam chowając ręce do kieszeni. Kieszeni... zaraz... ja ich nie mam! Jestem w pidżamie! Mam na sobie czarną dwuczęściową pidżamę, a na nogach szare kapcie. O chole*a...

<Michael?>

Odchodzi

Yuu Nikiforov
 
Ksywka: Brak
Wiek: 20 lat
Klasa: IVC
Powód: Decyzja właściciela

Od Michaela

Spróbowałem podrapać Immi pod podbródkiem, kocica jednak wciąż grała obrażoną, tym razem śmiertelnie poważnie. Złote ślepia Księżnej uparcie omijały moją sylwetkę, wyrażały pogardę i królewską dumę. Całe jej ciało, począwszy od sztywno wyprostowanego ogona, aż po wysoko uniesiony łebek, z nastroszoną sierścią, wyrażało oburzenie moim skandalicznym zachowaniem. Zerknąłem na płótno, znad którego spoglądały na mnie niewykończone, z założenia błyszczące w księżycowym blasku oczy kotki. Póki co zdążyłem ledwo rozsmarować w całości dwie warstwy, ale zanim odpowiednio nałożyłem cienie, zmorzył mnie sen, co też pozująca uznała za śmiertelną zniewagę.
Przeciągnąłem się, wodząc z ciekawością oczami po nowym pokoju. Mieszkałem tu ledwo od kilku godzin, ale już zdążyłem zaplamić podłogę farbą, zgubić się w korytarzach trzy razy i prawie spaść ze schodów, ale jeszcze nikogo nie udało mi się poznać. No i rozpakować rzeczy. Z rezygnacją spojrzałem na piętrzące się przy przeciwległej ścianie pudła. Nie było ich dużo, bo przywiozłem ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ale wolałem mieć ze sobą własne przybory malarskie, a te zajmowały sporo miejsca. Już nie mogłem się doczekać wycieczki do pokoju klubu Miłośników Sztuki, o którym tyle słyszałem.
Póki co jednak, jak pomyślałem z rezygnacją, zerkając na stos podręczników na małym, noszącym znamiona używania biurku, czeka mnie minimum godzina ślęczenia nad fizyką i innymi podręcznikami. Złożyłem uroczystą obietnicę Marianne, że porządnie się przygotuję przynajmniej do pierwszego dnia i słowa zamierzałem dotrzymać. W szufladzie czekała już koperta, do której miałem zapakować pierwszy list do rodziny ze szczegółowo opisanymi także moimi pierwszymi wynikami. Miałem nawet rozpiskę, co komu pisać. Mama koniecznie chce wiedzieć, jak będę sobie radził z nauką. Marianne, czy poznałem jakichś nowych ludzi, którzy lubiliby się bawić z dziećmi, no i jak czuje się Immi. Dziadkowi miałem szczegółowo opisać działalność Klubu Miłośników Sztuki. A wujek Hans po prostu powiedział, żebym dał znać, jak ogólne wrażenia.
Zerknąłem na zegar, cicho tykający nad drzwiami. Zaraz będzie cisza nocna, a mnie już morzył sen, dlatego ułożyłem się na łóżku i założyłem słuchawki na uszy. Immi, niezadowolona, że postanowiłem pójść spać bez próby chociażby dokończenia obrazu, miauknęła oburzona i bezszelestnie zeskoczyła na podłogę, by znaleźć sobie legowisko godne jej szlachetnej obecności. Szuranie materiałów co kilkanaście sekund utwierdzało mnie w przekonaniu, że dalej nie znalazła nic dla siebie. Jej kochaną podusię miałem schowaną głęboko w jednym z pudeł, a nie miałem siły go szukać. Dopiero kiedy minęło przynajmniej dziesięć minut, a kotka miauczała coraz głośnej, wysunąłem się z ciepłej pościeli. Wiedziała doskonale, że to ja mam jej skarb i nie zamierzała dać mi zasnąć, dopóki go nie wyciągnę, a gdyby jakimś cudem mi się to udało... cóż, rano zapewne nie poznałbym pokoju.
Zacząłem grzebać w stercie rzeczy, wyciągając co chwilę i przekładając a to ubrania, a to książki czy inne farfocle. Oczywiście, podusia musiała się schować na dnie ostatniego pudła. Ziewając i kichając, wyciągnąłem ją, a Immi błyskawicznie wskoczyła na łóżko. No tak, Marianne, wbrew wszystkiemu, musiała jej pozwalać spać ze sobą i teraz nie szło jej oduczyć. Z rezygnacją postawiłem podusię z wyszytymi ręką mamy pyszczkami kotów na poszewce, a Księżna bez trudu wskoczyła na górę, układając się wygodnie. Z zadowoleniem mruknęła, wyrażając swoją aprobatę. Pogłaskałem ją po już udobruchanym łebku.
- Słodkich snów, królewno!- przewróciłem się na drugi bok, zasypiając niemal od razu...
***
Niestety, obudziłem się dopiero po którymś z kolei pisków budzika. A właściwie, zawdzięczałem swoją pobudkę kotce, bowiem ta, zirytowana do granic irytującymi dźwiękami nie wiadomo skąd, oparła swoje łapki na mojej twarzy, miaucząc mi prosto do ucha i stopniowo zwiększając nacisk pazurków na skórę, wyraźnie czekając, aż położę kres tej kakofonii, by dalej mogła drzemać. Spanikowany wstałem, przy okazji niemal zrzucając Immi z łóżka. W przypływie wdzięczności, z całej siły przytuliłem ją, ale po wyraźnych protestach, zaraz puściłem. Pędem zacząłem się ogarniać, co jakiś czas zerkając z paniką na budzik - całe szczęście, że zostały mi jeszcze jakieś kanapki z podróży. Chwyciłem plecak, swobodnie oparty o nogę krzesła i niemal wyskoczyłem z pokoju, wracając się jeszcze dwa razy - by dać jeść Immi i aby wziąć podręcznik od fizyki.
Biegnąc przez korytarz, w ostatniej sekundzie dostrzegłem wyłaniający się z drugiej strony cień. Zacząłem czynić rozpaczliwe wysiłki, by jakoś wyhamować, ale mój trud okazał się być daremny - niemal staranowaliśmy się nawzajem, próbując przecież przynajmniej częściowo uniknąć kolizji.
Przez kilka sekund leżałem nieruchomo, usiłując ustalić, jak się nazywam. Zaraz jednak wstałem i ostrożnie zbliżyłem się do poszkodowanej osoby.
- Haloo! Ziemia mówi, odbiór! Ile palców widzisz?

< Ktoś? >

Nowy uczeń

 Michael Walter Rosenthal
 Ksywka: Zwany czasem Miśkiem i innymi misiopodobnymi ksywkami
Wiek: 19 lat
Klasa: IIB

Od Akari CD Alexandra

- Nie przepraszaj, jest w porządku – powiedziałam ze śmiechem. – Możemy w takim razie iść na lody!
- Skoro tak to za mną! – Uśmiech rozświetlił jego twarz.
Widząc, że Alex się rozluźnił, odetchnęłam z ulgą. Niepotrzebnie się tak martwi, ale ma to swój urok.
Ruszyłam w ślad za nim, rozmawiając o błahych sprawach, ale miałam wrażenie, jakby chłopak chciał poruszyć poważniejszy temat. Postanowiłam jednak go nie poganiać, jeśli będzie chciał porozmawiać, to zawsze może zagadać.
Zanim się obejrzałam staliśmy pod kasą, wybierając lody. Sprzedawczyni była miłą panią w podeszłym wieku i wydawało mi się, że była jedyną osobą pracującą w tym miejscu. Alex poprosił o lody o smaku jakiegoś egzotycznego owocu, a ja wzięłam gałkę o smaku Straciatelli. Nie zdążyłam nawet zareagować, kiedy zapłacił za mnie i dziękując ruszył w stronę drzwi. Również podziękowałam i wychodząc wyjęłam portfel z torby przewieszonej przez ramię.
- Proszę – wystawiłam mu banknot przed twarz, a on spojrzał rozbawiony na banknot, śmiesznie marszcząc nos.
- Nie przyjmę od ciebie pieniędzy – powiedział z uśmiechem niewinnego dziecka.
- Z jakiej racji miałbyś za mnie płacić? – Spojrzałam na niego z błagalnym wyrazem twarzy.
Mój towarzysz celowo zignorował pytanie i ruszył zadowolony przed siebie. Zrezygnowana wcisnęłam papierek do kieszeni i zrównałam się z Alexem, czując dziwne rumieńce na policzkach. Machnęłam głową, żeby się uspokoić i zajęłam się lodem, który swoją drogą był przepyszny.
Szliśmy alejką w kompletnej ciszy, jednak nie była ona w żadnym razie krępująca. Oboje się wyciszyliśmy, a przynajmniej ja tak sądziłam. W końcu znalazłam czas na przemyślenia. Obserwując drzewa otaczające mnie z obu stron, zastanawiałam się, czy podjęłam dobrą decyzję, co do wyjazdu w to miejsce, rozmyślałam o tym co w tej chwili robi mój brat i czy dzieje się coś ciekawego u moich znajomych. W końcu z tych przyziemnych, oczywistych spraw, przeszłam na rozmyślania o chłopaku , który spacerował właśnie obok mnie. Było w nim coś intrygującego, niby był radosny, uśmiech miał naprawdę ujmujący, a śmiech zaraźliwy, jednak co jakiś czas w jego oczach gasła iskierka ekscytacji.
- Może usiądziemy? - Z rozmyślań wyrwał mnie głos Alexa.
- Jasne – namierzyłam najbliższą ławeczkę po boku alejki i ruszyliśmy w jej stronę. Gdy już usiedliśmy, kątem oka zauważyłam, że Alex mnie obserwuje z zaciekawieniem, przez co znowu wprawił mnie w zakłopotanie.
- O co chodzi? Mam coś na twarzy? – Przetarłam twarz rękawem zarazem, aby sprawdzić, czy faktycznie czegoś nie mam, ale także aby ukryć zawstydzenie.
- Skądże! – Odparł ze śmiechem, jednak po chwili zamilkł i spojrzał na mnie, jakby poważniej, a ja miałam wrażenie, że atmosfera się zagęściła.
<Alex? ;^;>

niedziela, 16 kwietnia 2017

Od Alexandra CD Akari

Z ogromnym wytęsknieniem odliczałem minuty pozostałe do dzwonka, które jak na złość wydawały się nie ubywać, a wręcz zwiększać swą ilość. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem coś tak niezwykle mi się dłużyło, wręcz wywoływało przedziwny ucisk w żołądku, który nie pozwalał skupić się na niczym, poza nowopoznaną dziewczyną o ślicznych, białych włosach. Pomimo maski, którą musiałem przyjąć, miałem niesamowitą ochotę na poznanie jej bliżej, na odkrycie wnętrza tej niewielkiej istotki. Liczyłem, że jej obecność pozwoli mi się uspokoić, przywróci radość, której tak zażarcie szukałem. Kiedy w końcu, po niekończących się męczarniach, w mych uszach rozbrzmiało stłumione dzwonienie, niemal od razu pognałem w stronę głównej bramy, przy której umówiłem się z dziewczyną. Kiedy tylko opuściłem budynek, moim oczom ukazała się niezwykle żywa, zapierająca dech w piersiach sceneria. Promienie słońca rozświetlały uczniowskie sylwetki, liczne drzewa i krzewy, by pobudzić do życia wszystko to, co jeszcze nie zdążyło się obudzić. Poczułem przyjemne ciepło, rozlewające się po całym ciele, nadając owej chwili jeszcze więcej niezwykłości. Uśmiechnąłem się szeroko, czując w kościach, że dzisiejszy dzień przyniesie coś dobrego, że wyróżni się na tle pozostałych. 
Napędzany niezwykłym optymizmem, przemierzałem kolejne alejki, napawając się kojącą zmysły ciszą, przerywaną jedynie przez subtelny szum wiatru. Po kilku sekundach, kiedy moja wędrówka wydawała się dobiegać końca, ujrzałem znajomą sylwetkę, stojącą samotnie, będąc pochłoniętą przez, zapewne interesującą, lekturę. W momencie, w którym zamierzałem zdradzić swą obecność, do głowy przyszedł mi pewien plan, który zamierzałem na niej przeprowadzić. Na placach zakradłem się tuż za nią, opierając się o ceglane ogrodzenie. Zajrzałem jej przez ramię, przejeżdżając wzrokiem po niewielkich literkach, która tak dobitnie pochłonęły jej umysł. Zamknęła się w swoim własnym świecie, nie zwracając uwagi na świat zewnętrzny, co swoją drogą wydawało się całkiem urocze.
-Ej! Nie zdążyłem przeczytać!- wypaliłem nagle, nieumyślnie zdradzając swą obecność
Białowłosa odskoczyła, jakby wystraszona, przyciskając książkę do klatki piersiowej. Spojrzała w moim kierunku, by po chwili wbić wzrok w ziemię, nerwowo uderzając palcami w twardą okładkę. 
-Huh, przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć…- w niemałym zakłopotaniu podrapałem się po karku, a nieśmiały uśmiech wkradł się na moją, nienaturalnie wręcz oświetloną, twarz- Plan wyglądał nieco inaczej…
-Plan?- zapytała, w końcu zbierając się na odwagę- Długo tak stałeś?
-Chwilkę… zresztą to mało ważne!- podszedłem bliżej, zdecydowanie naruszając jej przestrzeń osobistą- Pokażę ci coś fajnego!
Chwyciłem jej drobny nadgarstek, by po chwili, nabierając wręcz szaleńczego tępa, puścić się w głąb ulicy. Przemieszczaliśmy się zatłoczonymi chodnikami, wymijając bardziej problematycznych ludzi. Po kilku minutach biegu nagle przystanąłem, odwracając się za siebie, Skierowałem wzrok prosto w jej heterochromiczne tęczówki, które obecnie wręcz tryskały zmęczeniem i chęcią odpoczynku.
-Trochę się zapomniałem… nie wiem, który to już raz, ale naprawdę przepraszam!- mógłbym przysiąc, że nieznacznie się zaczerwieniłem, czując niezwykłe zakłopotanie tym, do jakiego stanu ją doprowadziłem
-Tak właściwie… dokąd mnie prowadzisz?- zapytała, łapiąc się za głowę, która zatrzęsła się w niecodzienny sposób
Przygryzłem wargę, a rozległy świat ludzkiego umysłu niemal od razu mnie pochłonął, sprawiając, że najprawdopodobniej kompletnie odleciałem. Przymknąłem oczy, próbując przypomnieć sobie dokąd właściwie chciałem ją zabrać, jednak nic nie przychodziło, kompletna pustka. Gdyby tak głębiej się zastanowić, czy ja choć przez chwilę miałem plan? Czy aby na pewno całe to wyjście nie było jedynie spontaniczną próbą przezwyciężenia samotności? 
Po raz kolejny uśmiechnąłem się nerwowo, przeczesując włosy. 
-Bo ja emm…- udałem zamyślonego, jakbym faktycznie się nad czymś zastanawiał- Nie wiem, ale w okolicy mają świetną kawiarnię i lodziarnię, i piękny park!- zacząłem wymieniać na palcach, może aż nazbyt przy tym fantazjując, nie mając pewności, czy Akari w ogóle za mną nadąża- Jest gorąco, więc możemy pójść po coś zimnego! Zresztą chyba trochę cię wymęczyłem i potrzebujesz dawki energii..tak, to dobry pomysł!- zawołałem, wsuwając ręce do kieszeni- Jeszcze raz przepraszam za wcześniej, mogłem skrzywdzić cię drugi raz tego samego dnia… to byłoby dość niefortunne.- udałem zamyślonego, wbijając wzrok w bliżej nieokreślony punkt
<Akari? Ten dzieciak jeszcze cię nie wystraszył, prawda? >

Theme by Bełt