wtorek, 4 września 2018

Od Antonia CD Toriel

Cały czas obserwowałem dziewczynę. Zastanawiałem się, czy ona nie zdaje sobie sprawy z tego, że procenty już zaczęły uderzać jej do głowy, czy po prostu nie przyjmowała tego do świadomości.
Na razie jednak się nie awanturowała ani nie robiła nic, co łamałoby zasady klubu. Nawet dała napiwek... No cóż. Była bardzo otwarta.
Gdy chciała kolejne Mojito, robiłem jej kolejne. I następne, pilnując ją jednak i odstraszając facetów równie na bani co ona.

Przez cały ten czas wpatrywała się we mnie niczym ciele w malowane wrota. Te kilka, kilkanaście drinków później stwierdziłem, że dość jej mocnych trunków i każde kolejne zamówienie było porcją wody z sokiem z limonki i miętą. Wydawało się że nie widziała różnicy.
Dziwne było to, że ani razu nie była w toalecie. Musiała mieć naprawdę mocny pęcherz... Szacunek się należy.

Po pewnym czasie przestała zamawiać. Siedziała jedynie, wciąż we mnie wpatrzona. Aż tu nagle...
Zręcznie pomimo upojenia wdrapała się na bar, zeskoczyła z niego prawie łamiąc nogi i uczepiła się mnie, gdy próbowałem ją podtrzymać. Cały czas chichotała.
- Oj, tobie już na pewno starczy... Może ktoś po ciebie przyjechac? Albo chociaż odebrać cię z taksówki?
- Njheee.... Myheszzkam ssshaamaa... - wymamrotała, klejąc się do mnie. Dosłownie nie mogłem jej od siebie odczepic. I co ja mam z nią zrobić?!

...pomimo że myślałem, że jestem na tyle przy zdrowych zmysłach, by nigdy nie sprowadzić do domu nic innego oprócz piskląt które wypadły z gniazda, okazało się, że jednak całkowicie mi odbiło.
Szef puścił mnie do domu. Tłum zaczął się przerzedzać, więc pomoc nie była już potrzebna.
I tak oto stałem teraz na parkingu, próbując załadować pijaną dziewczynę na siedzenie pasażera w moim pick-upie. Szło ciężko, ale wreszcie udało mi się bezpiecznie ją zapakować. Wiedziałem, że będę tego żałował. Już to czułem.

Szybko dotarliśmy do mnie. Jak na złość okazało się, że Toriel oblała się którymś z napojów. Byłem zmuszony przebrać ją w jedną ze swoich koszulek.
Już prawie leżała w pokoju gościnnym, owinięta kołdrą jak naleśnik, gdy nagle znów zaczęła chichotać, przerywając swoje ciągłe mamrotanie.
- Siusiu. - zaczęła się domagać. No, każdy pęcherz ma swoje limity. Nie. Ma wyjścia..
Zabrałem ją do łazienki, mając nadzieję, że będzie w stanie sama sobie poradzić.
Przynajmniej w takiej mierze miałem szczęście. Gdy dosarczyłem ją do łazienki sama zajęła się swoją potrzebą, pamiętając nawet o umyciu rąk i podciągnięciu majtek, chociaż w tych drugich znalazła się wtedy cała koszulka.
Przy kolejnej próbie położenia jej do spania osiągnąłem sukces. Zasnęła momentalnie....
...zapowiada się ciekawy poranek

< Śpiąca krolewno~? >

poniedziałek, 3 września 2018

Od Toriel CD Antonia

Przyglądałam się barmanowi z ogromnym zainteresowaniem. Byłam ciekawa, bo przypominał mi kogoś, kogo znałam jak byłam młodsza. Ten ktoś uratował mi życie, ten ktoś... Ten ktoś mnie pocałował, a potem mnie uratował za cenę samego siebie. Byłam mu tak wdzięczna. Antonio, chyba tak miał na imię. Tak dawno nie przypominałam sobie go, patrząc w artykuł w internecie. Powinnam. Obiecałam przecież samej sobie, że to właśnie on zdeterminował mnie do pisania mojej pierwszej książki, która była tak naprawdę moim pamiętnikiem. Jedyne co, to pozmieniałam imiona, nazwy ulic. Sama ja jednak wiedziałam, że tym chłopakiem o imieniu Fernando był Antonio, a ta pechowa dziewczyna o imieniu Sinnlig była tak naprawdę mną. Znowu odleciałam. Pokręciłam kilka razy głową, a następnie pokierowałam wzrok na barmana, który podał mi moje zamówienie. Uśmiechnęłam się zalotnie, nieco opierając o blat.
- Dziękuję, panie barmanie. Cóż, chcę się bawić, a taki shot na rozluźnienie zawsze jest dobry. A co do drinka, bardzo go lubię. - powiedziałam z uśmiechem i wzięłam słomkę do ust, aby napić się alkoholu. - Może zechciałby pan ze mną porozmawiać? Muszę się rozkręcić. - dodałam, zadziornie się do niego uśmiechając.
- Oczywiście. Mogę robić nawet za spowiednika - powiedział, słodko się uśmiechając.
Mężczyzna naprawdę był zachwycający, przystojny i przypominał mi Antonio. Podałam dłoń barmanowi, uroczo się szczerząc do niej.
- Jestem Toriel.
- A ja Antonio.
Antonio... On to też Antonio. I jest do niego podobny. Dlaczego... Dlaczego teraz? Nieco zaskoczona, przygryzłam nerwowo wargę, po czym uderzyłam shota. Nieco się skrzywiłam, zapijając go Mojito. Popatrzyłam potem znowu na barmana, uśmiechając się nieco nerwowo.
- Miło mi pana poznać... Cóż tak przystojny mężczyzna robi za barem, skoro może robić za modela. - powiedziałam, uśmiechając się do niego figlarnie.
- Hah, robię to co kocham. A co taka piękna kobieta robi w tak małej mieścinie, gdy mogłaby zostać aktorką?
- Skarbie, wystarczy mi pieniędzy. Gram w miejscowej reprezentacji koszykówki. Poza tym, moi rodzice to żyłka złota. - zaśmiałam się. - Nie narzekam na brak sławy, a poza tym... - palcem wskazującym dotknęłam podbródka mężczyzny i nieco zbliżyłam do siebie jego twarz. - Tylko w takich małych miasteczkach spotyka się takich przystojniaków... - szepnęłam.
- Hm, czy ten shot na pewno nie był zbędny? Mojito tutaj też jest mocne.
- Nie jestem jeszcze pod wpływem alkoholu mój drogi. To tak szybko nie działa. - zaśmiałam się, patrząc mu w oczy. - Nie podoba ci się moje zachowanie, Antonio?
- Raczej chodzi mi o to, żebyś na siebie uważała. Różne typy się tu kręcą.
- A jak ci powiem, że będę tutaj siedziała obok ciebie całą imprezę, to dasz mi jeszcze jedno Mojito? - zapytałam, opierając głowę o dłonie, a łokcie o blat.
- Jeśli będziesz grzeczna~
Po tych słowach, chłopak zabrał się za robienie dla mnie kolejnego drinka. Zadowolona patrzyłam na jego pracę, dostrzegając wiele podobieństw do tamtego Antonio. Nie był to tylko wygląd... Jego zachowanie też się zgadzało. Po chwili kiedy mi podał napój, poprzedni już dopiłam i odstawiłam. Wzięłam od razu drugi do dłoni, sącząc go przez słomkę.
- Antonioo... - powiedziałam, a kiedy ten zwrócił na mnie uwagę, wyjęłam z portfela o wiele większą sumę niż za kilkanaście drinków i wsunęłam mu to do kieszeni w koszuli.
Złapałam go potem za nią i do mnie go przyciągnęłam. Pochyliłam się do jego ucha.
- Dziękuję ci... A to już na zapas i razem napiwek dla tak przystojnego barmana...
Kiedy to powiedziałam, pocałowałam delikatnie jego policzek i wróciłam do picia drinka z uśmiechem. Patrzyłam ciągle w oczy mężczyźnie. Tak, to na pewno był mój Anvas... Pachnie tak samo...
< Antoniuś? :3 >

sobota, 1 września 2018

Od Antonia CD Toriel

Tak właściwie nie była to moja zmiana, ale gdy szef zadzwonił do mnie, wręcz błagając, bym przyszedł i pomógł, nie potrafiłem mu odmówić. I tak był piątek, a ja nie miałem dosłownie niczego do roboty. Miałem więc wybór, cały wieczór siedzieć w domu, albo spędzić trochę czasu w klubie i mieć okazję do nawiązania jakiejś miłej rozmowy z kimś innym niż z Frytką. Nie, nie frytką-frytką, ziemniaczaną, tylko z Frytką, moją papugą. Chociaż właściwie to  Frytkiem...Niby samiec, ale mówi o sobie w formie żeńskiej. Mówiąc krótko, mam papugę transwestytę.
Gdy tylko połączenie się skończyło przebrałem się w strój roboczy, a Frytce wyciągnąłem zabawki i smakołyki. Potrafił sam się sobą zająć.
Już w drzwiach zawołałem do niego, by był grzeczny i pilnował domu.
- Gragh! Spadaj! - usłyszałem jedynie w odpowiedzi. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem. Zawsze był taki miły.

Wieczór był bardzo miły. Jak zwykle Lexus był pełen ludzi, którzy albo przyglądali się pokazom, albo tańczyli na parkiecie, albo też przesiadywali przy barze i zamawiali coraz to kolejne drinki. Miło się rozmawiało.
W pewnej chwili na wysokim stołku zasiadła dziewczyna, ubrana wyjątkowo wyzywająco. Jej czerwona sukienka przyciągała wzrok.
Podszedłem do niej.
- Witam w Lexusie. Co podać? - zapytałem z uśmiechem, poprawiając okulary na nosie. Robiłem to z przyzwyczajenia, mimo że bardzo dobrze się trzymały.
- Virgin Mojito. I shot. - odpowiedziała po prostu, a ja od razu zabrałem się do przygotowania koktajlu. Tonik, limetka, mięta. Kobiety często zamawiały Mojito, ale rzadko kiedy ktoś zaczynał wieczór od shota. Podałem jej jednak zamówienie.
- Proszę bardzo, VM oraz shot. Chociaż, czy to nie za wcześnie żeby pić shoty? Noc jeszcze młoda - zagadnąłem.

< Toooori? >

Od Lizawiety DO Michaela

Wyszłam poza teren lotniska i wraz z telefonem i włączoną w nim nawigacją udałam się wzdłuż głównej ulicy. Chmurzyło się i wiał lodowaty wiatr, więc chodnik był pusty, a jedyne dźwięki wydawały przejeżdżające samochody i moja walizka. Jej stukot donośnie ogłaszał otoczeniu, że oto jestem, Lizawieta Peverell przybyła do miasta. W oddali zamajaczyły mi jakieś postaci, a zza rogu wyszło kilku innych ludzi. Wraz z nimi pojawił się również deszcz spadający z nieba. Przyspieszyłam, bo pod płaszcz wpadały mi duże, zimne krople. Nawigacja prowadziła mnie poboczem wzdłuż ruchliwej ulicy, więc stanęłam przy przejściu dla pieszych i dotknęłam dłonią żółtego pudełka przyspieszającego zmianę świateł. Niestety nic takiego się nie stało i stojąc na tej ulewie, owinęłam się szczelnie płaszczem. Moje włosy były już przemoczone i oklapły, przyklejając się do całej buzi. Nagle deszcz przestał na mnie padać, więc spojrzałam zaskoczona w górę, gdzie zauważyłam parasol w kolorowe... tak, w kolorowe żółwie i uśmiechniętą twarz blondwłosego chłopaka.
 – Nie ma za co – uprzedził mnie i zapytał uprzejmie. – Gdzie idziesz?
 – Do akademika Green Hills – odrzekłam, zaplatając zmarznięte ręce pod biustem.
 – Znaj me dobre serce, pójdę z tobą. – powiedział, a widząc moje uniesione brwi, dodał. – To znaczy i tak tam wracam.
     Światła zmieniły się na zielone, więc ramię w ramię przeszliśmy przez jezdnię. Pokonaliśmy jeszcze fragment drogi, po czym chłopak gwałtownie wystawił do mnie dłoń, przy okazji odsuwając się lekko i strzepując na mnie wodę z całego parasola. Zaklnęłam głośno, gdy poczułam, jak spływa mi aż na plecy.
 – Przepraszam! – krzyknął i wolną ręką pogłaskał mnie po głowie, ulizując mi włosy jeszcze bardziej.
    Cofnął dłoń, gdy tylko zobaczył mój wzrok.
 – Jeśli chciałeś się przedstawić, mogłeś to zrobić bez chlapania mnie. – przysunęłam się do niego, chroniąc się przed deszczem. – Mam na imię Lizawieta.
    By złapać kontakt wzrokowy musiałam podnieść głowę, gdyż chłopak należał do wysokich ludzi. Mnie los niestety nie obdarzył czymś więcej niż niecałym metrem sześćdziesiąt. Tymczasem blondyn patrzył w kamienicę niedaleko przejścia dla pieszych, gdyż nie pokonaliśmy zbyt dużo drogi i nagle zwrócił się do mnie:
 – Dlaczego nie pojechałaś autobusem?

Michael? :3

Od Toriel

Siedziałam właśnie w swoim domu. Na moich kolanach leżała moja kotka Haylee i spokojnie spała, a ja właśnie przed swoim laptopem myślałam nad ciągiem dalszym historii w mojej książce. Cóż pocznie teraz biedna Maeve, będąc zamknięta w lochach potężnej bestii Rotpara, który miał wobec niej okropne zamiary. Jaszczurolud chciał, aby ta stworzyła z nim nową, nieśmiertelną rasę, ale... różowowłosa bohaterka nie chciała. Bała się tego, co on może zrobić, musiała przecież uciec z tego miejsca. Teraz właśnie była w trakcie ucieczki. Myślałam więc, co mogę zrobić, aby ta książka była jeszcze ciekawsza. Poprawiłam okulary na nosku, bo miałam lekką wadę widzenia z bliska. Uważnie wertowałam cały rozdział jaki teraz napisałam i główkowałam, co mogę jeszcze dodać. Co by sprawiło, aby książka była jeszcze ciekawsza, aby miała miłe zwroty akcji... Pogładziłam łepek białej kotki, która głośniej zamruczała pod wpływem mojego dotyku. Widać było, że podobało się jej na moich kolanach i że nikt nie przeszkadzał jej w spaniu. Westchnęłam ciężko i poprawiłam swój niechlujny kok. Która to godzina? Już późno. Wzięłam ostrożnie kotka na ręce, a ta przeciągnęła się i wtuliła w moją szyję. Uśmiechnęłam się na to i powoli położyłam się na łóżku. Podrapałam delikatnie się po głowie, nieco zdezorientowana. Chyba za długo wpatrywałam się w ekran komputera, który stał teraz w stanie uśpienia z zapisanym już plikiem. Westchnęłam, gładząc kotkę po głowie, po czym zdjęłam swoje okulary i odpłynęłam w krainę snu.
Z samego rana obudziłam się ze świadomością, że jest piątek. Leniwie popatrzyłam na zegarek, a potem zwlokłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki na poranną toaletę. Kiedy to co powinnam zrobić już było w stanie ukończonym, wyruszyłam spokojnie na wybór dzisiejszego ubioru. I co postanowiłam nałożyć? Mój ulubiony ścięty top w kolorze bieli. Na niego narzuciłam czarną bejsbolówkę, a na nóżki ubrałam kusą, ciemną spódnicę oraz ukochane podkolanóweczki pasujące do reszty. Na stopy nałożyłam ulubione, kryte, czarne buty na obcasie. Kiedy byłam już gotowa z ubrania, na głowę nałożyłam białą opaskę z czerwonymi rogami, poprawiłam oczy czerwonym eyelinerem oraz zwykłym tuszem do rzęs i ruszyłam do szkoły z plecakiem na swoich ramionach. Przymknęłam oczy i zmęczona nieco po całonocnej prawie pisaninie książki wsiadłam na swój ukochany motor. Założyłam kask i pojechałam do słynnego budynku edukacyjnego.
Po lekcjach opuściłam teren szkoły i już dawno odwiedziłam dom. Przebrałam się w czerwoną, kusą sukienkę z dużym dekoltem. Na nogach miałam cieliste zakolanówki, a na nogach czarne, wysokie buty na obcasie. Wysmarowałam swoje pełne, malinowe usta czerwoną szminką, a włosy pozostawiłam w stanie normalnym, czyli zwykłej, prostej fryzurze. Do podręcznej torebeczki włożyłam pieniądze, gumkę do włosów oraz kilka innych potrzebnych rzeczy. Teraz wchodziłam do klubu, chciałam się zabawić, w końcu mamy piątek! Radośnie wleciałam do pomieszczenia z parkietem do tańczenia, ale zanim to, zasiadłam przy barze, aby walnąć sobie shota oraz małego drinka. Musiałam przecież się rozkręcić. Kto wie, kogo mogę dzisiaj spotkać...

<Ktuś, cuś?>

czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Aksela CD Lucie

Przyglądałem się dziewczynie, pomagając jej złapać stały grunt pod stopami. Ładniutka, naprawdę. I do tego francuska dama, tego byłem prawie pewny. Widać i słychać. No i jeszcze ten pies. Wszystko aż krzyczało "Żabie udka na śniadanie!"
Jej pupilek najpierw obserwował mnie równie uważnie jak ja jego panią, a potem mnie obszczekał. Hah, uroczy. Mała bestyjka
Zauważyłem, że dziewczyna mocniej ścisnęła smycz psa. Hmm, czyżby się lekko podenerwowała? Mam nadzieję, że to przeze mnie~
- Nie ugryzie, spokojnie. - zapewniła mnie. Uśmiechnąłem się.
- Nie boję się psów. A te urocze stworzonka do agresywnych i niebezpiecznych raczej nie należą. - przykucnąłem, by pogłaskać psa. Uparcie obwąchiwał moją dłoń. Starłem mu śnieg z pyska. - Jak się nazywa? - znów podniosłem na nią wzrok.
- Pomme. - odpowiedziała. Ciekawiło mnie, czy patrzyła na mnie, czy jednak na psa.. Ciężko było to stwierdzić.
- Pomme, hmm... Chyba Pomme de Terre. Pasuje idealnie. - zaśmiałem się cicho i znów wyprostowałem.
Dziewczyna wydęła wargi. Ten pies to chyba jej maluszek... Widać też po kubraczku.
Pies był cały przemoczony od śniegu. A gdy spojrzałem na dziewczynę, zrozumiałem, że ona była równie mokra, jak nie bardziej. Biedactwo. Chyba nie była do końca przygotowana do tej pogody.
- Cała przemokłaś... Na pewno marzniesz. Co powiesz na kawę? Albo herbatę? Powinnaś się jak najszybciej ogrzać, bo jeszcze złapiesz jakiegoś bakcyla. - uśmiechnąłem się do niej zachęcająco. Nie wyglądała na przekonaną... Rozsądna dziewczyna.
- Obiecuje, nie mam żadnych złych zamiarów! Po prostu chcę pomóc małemu, słodkiemu pieskowi... A jako że jego właścicielką jest taka urocza dama w potrzebie, to bardzo chętnie się zapoznam. Mało znam tu ludzi~ - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. - Oh, zapomniałem. Nazywam się Aksel. Więc? Dasz się namówić?

< Śliczna? :3 >

Od Daevy CD Nory/Czeslava

- Oh, ale przyznaj, że lubisz tam przychodzic... Jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś przychodził tam tak cżesto w tak krótkim czasie jak ty! Mogłabym nawet załatwić ci kartę zniżkową! - huhuh, co za towarzystwo.... Nigdy bym nie pomyślała... - No i czemu miałoby to być miejsce nieodpowiednie? Mamy pokoje prywatne, z karaoke, konsolami... Załatwię też jedzenie. Będzie fajnie, zobaczycie! - ignorowałam ich z lekka zdziwione spojrzenia. Wszyscy patrzyli, jakbym gadała w innym języku... No cóż, trudno. Nikt się przecież nie odezwał~
- No to postanowione~! - klasnęłam w dłonie. - Ja się wszystkim zajmę! Misiek, napiszę ci potem o której się spotkamy, przekażesz im! Ja lecę! - nakręciłam się jak zabawka na kluczyk. Sprężystym krokiem ruszyła, do drzwi, zabierając jedynie potrzebne rzeczy a reszte, jak zwykle, zostawiając tutaj.

Nie skupiałam sie dzisiaj zbytnio na lekcjach. Obmyślałam i zapisywałam wszystko, co było nam potrzebne na nasze małe spotkanie. Gdy tylko miałam wolną chwilę zadzwoniłam do szefa, prosząc go, by wszystko przygotował. Nie było problemu...

Po lekcjach szybko ruszyłam do klubu, by wyrobić jeszcze swoją zmianę. Byłam w wyjątkowo dobrym humorze. Już dawno nie dostałam tylu napiwków....
Skończyłam zaledwie pięć minut przed ustalonym terminem. Szybko poleciałam pod prysznic, lecz jeszcze gdy stałam pod strumieniami wody jedna ze współpracownic zajrzała do łazienki by przekazać mi, że moi "specjalni goście" już dotarli.... No świetnie!
Zdążyłam jedynie podsuszyć włosy i już biegłam do nich, starając się jakoś ogarnąć.
Tak jak rano wbiegłam do pokoju, ale tym razem odsuwane drzwi otworzyły się jeszcze zanim ich dotknęłam. Wobec tego nie zdążyłam wyhamować... Wpadając na Miśka.
Z rozpędu. A może i byłam sporo od niego mniejsza, ale właśnie ten pęd zrobił swoje.
Tuż za drzwiami był mały schodek, i po raz pierwszy się cieszyłam, że te pokoje mają baaaardzo miękką, piankową podłogę. Zazwyczaj wkurzałam się, bo obcasy sie zapadały, ale teraz, biorąc pod uwagę to, że Misiek leciał na plecy, a ja na niego... No i tak trochę wyżej poleciałam. No, trochę bardziej. Tak.. Nie do końca normalnie, booo... Biustem na twarz. Rozmowa Chesa i Nory natychmiast ucichła... Ups?

<Hm, kto teraz? >

Od Czeslava CD Nory i Daevy

- ZABIJĘ CIĘ! - warknąłem łapiąc za dłonie Michaela i próbując je oderwać od swoich włosów - JESTEŚ JUŻ MARTWY!
- Jak na razie jeszcze żyję - uśmiechnął się perfidnie
- Ty kurwo ty - zacisnąłem mocno powieki, gdy szarpnął niespodziewanie na przód
- Nie wyrywaj się, i tak nic Ci to nie da - zaśmiał się
- Jeszcze zobaczymy - syknąłem i wbiłem mocno paznokcie w jego skórę
- AŁ! To zabolało!
- I miało zaboleć - próbowałem go kopnąć w nogę, ale ten tak mocno pociągnął mnie w górę, że aż musiałem stanąć na palcach
- Uspokój się Czesiek, a nic złego Ci się nie stanie - powiedział spokojnie
Obdarzyłem go zabójczym spojrzeniem i przeklinając w duchu ruszyłem powoli. Naprawdę on się prosi o jakąś śmierć. Nie dość, że wyciąga mnie tak brutalnie z łóżka, po zaledwie godzinie, może dwóch snu. To jeszcze wyciąga mnie w piżamie i na bosaka na dwór. Niech go chuj w końcu strzeli, bo ja już nie wytrzymam. Sakra trzeba było brać ten osobny pokój! Uniosłem głowę lekko do góry, żeby zobaczyć, gdzie ten skurwesyn mnie prowadzi.
- CHYBA CIĘ POJEBAŁO! - warknąłem zatrzymując się w miejscu
- Co? - spytał zdziwiony
- Jeszcze się pytasz? Prowadzisz mnie do szkoły!
- I tak musisz iść na lekcje...
- Zaczynam dopiero o 9! Jak mogłeś mi to zrobić...
- Oj już już, luzuj gacie bro. Jest ósma, zdążysz jeszcze wrócić do akademiku
- Nie ma mowy.
- To będziesz cały dzień w piżamie? - zmarszczył brwi
- Tak - uśmiechnąłem się - I będę cały czas za Tobą chodził
- Debil
- Idiota

___________________

- Sak... - znowu prawie się wywaliłem - Sakra! Ty mendo jedna! - warknąłem powracając do wyprostowanej pozycji - Może byś trochę uważał na tych schodach, co? I może w reszcie byś mnie puścił? Przecież nigdzie Ci nie ucieknę...
- Nie ma mowy - odpowiedział - I tak jesteśmy już prawie na miejscu
- Aha? Co czyżby jakieś tajemnicze spotkanie ciepłolubnych?
- Zamknij się
- Oj w końcu byś się przyznał - uśmiechnąłem się
Nagle chłopak pchnął mnie z całej siły w otwarte drzwi.
- Sakurwa! Normalnie Cię uduszę! - wrzasnąłem odwracając się w jego stronę
- Oj no już, bro. Bo ci żyłka pęknie - wyszczerzył się szeroko
- Żeby zaraz Tobie coś nie pękło, ty szwabski pomiocie! - zacisnąłem mocno pięści i zrobiłem krok na przód.
- Um... chłopcy...? - odwróciłem głowę w kierunku, z którego nadeszły te słowa
- Oh! Nori! - Misiek mnie minął i uścisnął mocno Norę. Pieprzony ignorant -  Widzę, że już poznałaś się z Daevą.
Nagle Nora zwróciła się do mnie.
– Wywalił cię z łóżka, prawda?
Skrzyżowałem ramiona i posłałem temu pijackiemu nasieniu zabójcze spojrzenie.
- Owszem, a ty, co tutaj robisz?
- Właściwie sama nie wiem... - dziewczyna potarła kciukiem skroń - Mam być jakimś sekretarzem, czy czymś...
- Hę? - uniosłem brwi - Co?
- Dokładnie tak - uśmiechnął się Misiek
- Co ty brałeś padalcu? - uniosłem jedną brew
- Zachowuj się - mruknął - Jesteśmy na zebraniu samorządu szkolnego.
- Co? - parsknąłem śmiechem - I co ja niby tutaj robię?
- Zaraz się dowiesz... Dziewczyny. Pierwsza i najważniejsza zasada - wycelował palcem prosto we mnie - Nigdy, przenigdy nie dajemy przepustki temu osobnikowi
- CO?! - prawie zakrztusiłem się własną śliną
- To co słyszałeś bro - uśmiechnął się - dobrze wiem, że wykorzystałbyś ją na nielegalne przebywanie w części żeńskiej, albo poszedłbyś sobie na nocne penetrowanie.
- Taaa jakby brak przepustki mnie przed czymś powstrzymywał - przewróciłem oczami
- Dlaczego, akurat on? - zapytała nieznajoma mi dziewczyna
- Bo to największy lowelas jaki nosiła ta ziemia i lepiej go powstrzymać
Wbiłem wzrok w tę niewysoką dziewczynę i momentalnie zbladłem, gdy rozpoznałem znajomą twarz. Co prawda wyglądała teraz inaczej niż zazwyczaj, a jej strój to już kompletnie odmiana. Nie spodziewałem się, że spotkam ją w akademii... a już zwłaszcza na zebraniu samorządu szkolnego.
- Ale wracając - kontynuował Misiek - Jak zapewne wiecie, po przeniesieniu zostałem Przewodniczącym Samorządu...
- ... dupolizem - przerwałem
- Zamknij się. I zostałem poproszony o przydzielenie osób na dwa pozostałe stanowiska.
- Dlaczego, akurat ty? - uniosłem brew
- Bo tak się składa, że ja znam najlepiej osoby, które tutaj się przeniosły, bo Dea jeszcze ich nie zna.
,,Dea'' a więc tak ma na imię...
- Dobraaaa.... to co ja tutaj robię? - zapytałem
- Jest potrzebny ktoś na stanowisko skarbnika i pomyślałem...
- HAHAHAHAHAHA To źle pomyślałeś - parsknąłem śmiechem - Nie mam zamiaru pchać się do samorządu.
- Miałbyś przepustkę...
- Nie, nie i jeszcze raz nie - pokręciłem głową - Nie liczcie na mnie w tych sprawach.
- A ty Nora? - zwrócił się do dziewczyny - Zostaniesz sekretarzem?
- Co miałabym robić? - zapytała
- Tak naprawdę to tylko sporządzać raporty na temat spotkań, spisywać to co robiliśmy na zebraniu, to co obmówiliśmy i ustaliliśmy.
- Mmm no może być...
- Świetnie! - powiedział uradowany i zapisał coś na kartce - Ches... no weź, będzie tylko trzymał kasę w pokoju...
- Nie ma mowy - pokręciłem głową - Po moim trupie. Co najwyżej mogę wpadać rzucać wam pomysłami, ale do zarządu nie dołączę. Z resztą jakbyś usadził mnie na stanowisku to dyrekcja, by Cię zdetronizował. Na tysiąc procent znają moje zasługi z Irlandii.
- Taaa, ale no...
- Nie. Zdania nie zmienię.
- Bro...
- Nie.
- Jak nie chce to go nie męcz - odezwała się Dea - Znajdzie się kogoś innego.
- Skoro tak mówisz - westchnął Michael
- To co? Może wieczorem wybierzemy się na jakieś spotkanie integracyjne?
- Uuuu brzmi ciekawie. Dokąd?
- Możemy jechać do Lewiston i wstąpić do Lexusa - odrzekła - nie musielibyście nic płacić.
- Lexusa? - nie sądziłem, że jest aż tak bezpośrednia
- Owszem - uśmiechnęła się do mnie - Nie podoba Ci się to miejsce? Przecież często tam wpadasz.
- Nie przesadzajmy - przełknąłem ślinę - Nic do niego nie mam... ale to dosyć nietypowe miejsce na spotkanie samorządu szkolnego...

Dea?

Od Nory CD Daevy

„Jutro pójdę spać wcześniej”
Ile razy już to sobie obiecywałam i ile razy te plany szły hen, hen daleko na bok? Zbyt często. Wynik ja zawsze 1:1.
Położyłam przedramiona na stoliku, przy którym siedziałam od dobrych dziesięciu minut i podparłam brodę na dłoniach, przymykając tym samym oczy. A mogłam wyjść z pokoju jak najpóźniej, by na spotkanie przyjść na ostatnią chwilę. Tak byłoby chyba najlepiej. Przynajmniej nie zasypiałabym na siedząco w oczekiwaniu na wszystkich. I pomyśleć, że przede mną jeszcze sześć godzin wytężania mózgu. Zasnę... po prostu zasnę...
„Już zasypiasz” – odezwała się podświadomość, wzdychając głośno z niesmakiem. Ewidentnie była zawiedziona moim podejściem do snu. I szczerze powiedziawszy wcale jej się nie dziwiłam.
Zmusiłam się do otwarcia oczu, co przyszło mi z ciężkim trudem, więc ostatecznie jedynie je uchyliłam i zerknęłam na godzinę w telefonie. Powoli dochodziła siódma czterdzieści, a nikt jeszcze nie przyszedł. Odblokowałam telefon i weszłam na pocztę. Po zaktualizowaniu nie pojawiła się żadna nowa wiadomość. To samo na messengerze i w innych miejscach.
Nudyyy...
Gdzie są wszyscy? Oparłam czoło o blat stolika i jęknęłam przeciągle. A co jeśli pomyliłam dni? Może wcale nie chodziło im o ten poniedziałek? Może chcieli się spotkać w przerwie na lunch? A może zupełnie po lekcjach?
Jedna negatywna myśl podziałała jak palec tykający pierwszą kostkę domina. Mój mózg zaczął wymyślać coraz to kolejne i kolejne, mniej lub bardziej absurdalne, zmyślne, a ja przez zmęczenie i narastające obawy coraz to bardziej się w tym wszystkim pogrążałam.
„Chcę umrzeć...” – pomyślałam, uporczywie wbijając czoło w to cholerne biurko. – „Błagam, niech ten dzień skończy się jak najszybciej...”
Mruknęłam cicho, układając się wygodniej, jednak kiedy tylko usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, od razu zerwałam się, siadając do pionu. Zrobiłam to tak szybko, że aż zrobiło mi się czarno przed oczami. Dosłownie wszystko, co jeszcze przed chwilą widziałam, spowiła ciemność. Mimo beznadziejnego stanu wstałam ostrożnie, mrugając, by pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia.
– Nowa sekretarka, tak? Ja jestem Daeva, Vice. Mów mi Dei. – przedstawiła się i kontynuowała:
– Misiek, przewodniczący, pewnie gdzieś się szwenda...
Początkowo nic nie było w stanie do mnie dotrzeć. Jaka sekretarka? Jaka Dei? Jaki Misiek? Co to była za dziewczyna? Co tu robiła? Po co tu przyszła?
I kolejna fala pytać doprowadziła mnie do chwilowego, tak bardzo znienawidzonego przeze mnie laga mózgu. Jedyne, co byłam w stanie zakodować, to fakt, że stałam przed jakąś uczennicą z prawdopodobnie wielką czerwoną plamą na czole.
„Chcę umrzeć jeszcze bardziej...”
Potarłam niesfornie czoło, jakby odcisk biurka miałby zetrzeć się niczym plama brudu i mruknęłam cicho, chcąc odpowiedzieć... ale właściwie to co? Czy w ogóle z ust nieznajomej padło jakiekolwiek pytanie?
„Ogarnij się dziewczyno” – warknęła ostro podświadomość.
No tak, już się wybudzam. Już... Nie śpię.
Przetarłam szybko oczy i dopiero zauważając wyciągnięta rękę w moją stronę, od razu ja uścisnęłam.
– Nora – wybełkotałam niewyraźnie. – Miło mi.
– Mnie również i mam nadzieje, że...
– Sak... Sakra! Ty mendo jedna!
Zamrugałam kilka razy, nie rozumiejąc, co się stało. Szatynka zrobiła dokładnie to samo, z tym że ona dodatkowo zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, aż w końcu spojrzała w stronę uchylonych drzwi.
– Też to słyszałaś?
– Nie dało się nie...
Jak ja dobrze znałam ten poirytowany głos.
Chwilę po najróżniejszych czeskich przekleństwach w drzwiach do pokoju samorządu stanął Michael z garścią rudych włosów w ręce. Dlaczego ten widok kompletnie mnie nie zdziwił? Uniosłam wysoko brwi, zastanawiając się tylko, co tym razem Czesiek musiał przeskrobać, że Michael aż przytargał go tu za włosy. Włożyłam dłonie do kieszeni bluzy i zerknęłam kątem oka na zdezorientowaną dziewczynę, która z szeroko otwartymi oczami stanęła obok mnie. Następnie spojrzałam na blondyna. W momencie, w którym brutalnie wrzucił rudego do środka, odsunęłam się na bok, by uniknąć zderzenia.
– Sakurwa! Normalnie cię uduszę!
– Oj no już, bro. Bo ci żyłka pęknie.
– Żeby zaraz tobie coś nie pękło, ty szwabski pomiocie!
Nim się obejrzałam, nieznajoma znowu stanęła obok mnie, nachylając się nieco w moją stronę.
– Kto to? – dyskretnie wskazała palcem na Cześka.
– Jeden wielki huragan.
Widząc, jak Czesiek szykuje się do skoku na Michaela, zwróciłam na siebie ich uwagę:
– Um... chłopcy...? – choć powiedziałam to cicho i po raz kolejny niewyraźnie, efekt był taki, jaki zamierzałam. Chociaż trzy pary oczu wpatrujące się we mnie to zdecydowanie za dużo.
– Oh! Nori! – Misiek uśmiechnął się szeroko i rozwarł ręce do uścisku. Śmiało podeszłam i z lekkim uśmiechem przytuliłam go mocno, po czym odskoczyłam do tyłu. – Widzę, że już poznałaś się z Daevą.
Pokiwałam tylko głową w odpowiedzi i w międzyczasie jak chłopak witał się z dziewczyną, spojrzałam na Cześka. Jego włosy jak zwykle sterczały w każdą stronę, ale bardziej niż normalnie. Do tego pomięta koszulka i jakieś materiałowe, krótkie spodenki. Podstawowe trzy dowody na świeżo obudzonego Cześka.
– Wywalił cię z łóżka, prawda? – spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź. Stanęłam obok niego, obserwując, jak marszczy brwi i ze skrzyżowanymi ramionami mierzy wzrokiem swojego współlokatora. Oh, gdyby jego wzrok mógł zabijać, z pewnością byłoby tu już o jedną osobę mniej.




Czes? Dae?

wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Lucie CD Aksela

Poprawiłam po raz dziesiąty sweterek w bałwanki, który bez przerwy zsuwał się z mojego szkraba, odsłaniając zdecydowanie zbyt dużo wrażliwej, pomarszczonej skóry na szyi.
- Pomme, tak nie wyjdziemy, nie ma mowy - powtarzałam, całując go lekko w wilgotny nosek. - Przeziębisz się, wiesz? Chcesz zachorować już, jak w zeszłym roku? Masz ładne, ciepłe ubranko, więc będziesz zdrów jak ryba, tak? Żaden śnieg nas nie zaskoczy, nie ma mowy!
Psiak radośnie zamerdał krótkim ogonem, uderzając o szafki.
- Bo coś sobie urwiesz, kochanie! Urwiesz i co będzie? Pomme bez ogona, co wtedy, co?
Podniosłam się z kucek, cały czas obserwując kątem oka pupila, który teraz zajął się swoimi zabawkami - ganiał po całym pokoju piłeczkę, a ta piszczała i turlała się dalej, ilekroć skakał na nią i naciskał ją krótkimi łapkami. Zaczęłam myszkować w szafie, szukając czegoś, co mogłabym na siebie narzucić - biorąc pod uwagę, że założyłam już jasne dżinsy i kilka warstw bluzek, z czego na samym wierzchu gruby, wełniany sweter, uznałam, że nie muszę wkładać grubej, ciężkiej kurtki, jaką kupiłam na szybko zaraz po przyjeździe do Szkocji - była ciepła i wygodna, ale i nie mogłam się do niej do końca przekonać, pomyślałam zatem, że wystarczy mi kamizelka. Starczyło jednak jedno dodatkowe zerknięcie przez okno - w nocy napadało sporo śniegu, a termometr za szybą dalej wskazywał sporo poniżej zera - westchnęłam cicho i zdjęłam z siebie dwie bluzki, zostawiając cienki podkoszulek i sweter. Kamizelkę ledwo zdjęłam z wieszaka, zaraz odwiesiłam z powrotem i zdecydowałam się na kurtkę. Cóż, nie mam nic do khaki, stwierdziłam, wsuwając dłonie w rękawy podszyte puszkiem, podobnie jak przy kapturze. Przynajmniej będzie mi ciepło, a do kurtki powoli się coraz bardziej przekonywałam - tu zapewne będzie moją wierną towarzyszką. Żal mi było tylko wychodzić z Pomme - buldogi francuskie to rasa wrażliwa na temperatury, czyż nie? Całe szczęście miał swoje ubranko, które dostał ode mnie na urodziny - wyjdziemy zresztą tylko na kilka minut. Pochyliłam się nad rozbrykanym psiakiem, przyczepiając mu cienką smycz do obroży.
- Możemy ruszać, malutki - uśmiechnęłam się, zamykając za sobą ostrożnie drzwi. Wzięłam pupila na ręce, kiedy schodziliśmy ze schodów - mieszkałam, co prawda, na parterze, ale i tak musiałam pokonać parę oblodzonych stopni prowadzących na dziedziniec - mogłyby stanowić dość spore wyzwanie dla mojego nieporadnego malca.
Ostrożnie szłam chodnikiem, po drodze mamrocząc nieprzychylne komentarze pod adresem zimy. Tutaj najwyraźniej jeszcze nie zdążyli posypać chodników piaskiem ani niczym, więc naprawdę łatwo było o upadek - Pomme radził sobie, ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, nieźle, czasem tylko zdarzało mu się lekko poślizgnąć, zwłaszcza gdy wywąchał innego psa i chciał koniecznie podejść - ciągnął wtedy za smycz i koniecznie chciał poznać towarzysza, do którego wiedzie go nos, czy to dla zabawy, czy w celu zlokalizowania zagrożenia - różnie reagował na inne zwierzęta, zwłaszcza swojego gatunku, więc w takich chwilach lekko ciągnęłam go za smycz, przywołując przyjaciela do porządku.
- Noga, Pomme - pogroziłam mu palcem schowanym w rękawiczce.
Niestety, w którymś momencie i ja straciłam równowagę - chciałam cofnąć się o krok, by lepiej złapać równowagę - psiakowi było to jednak nie w smak, zwłaszcza że akurat próbował złapać śnieg. Nim zdążyłam się zorientować, obcasem poślizgnęłam się na śliskim chodniku i zaczęłam lecieć do tyłu. Zamknęłam oczy, gotowa na twarde zderzenie z oblodzoną ziemią, wylądowałam jednak w zaspie - pewna ulga, która jednak szybko okazała się chwilowa - po całym moim ciele przebiegł lodowaty dreszcz,  gdy grudki śniegu dostały się za kołnierz. Próbowałam nieporadnie wstać, ciągle jednak traciłam równowagę na niepewnym oparciu - dopóki czyjeś silne ręce nie złapały mnie za ramiona i niepodniosły w górę.
Spojrzałam na twarz nieznajomego - był wyższy ode mnie o dobre trzydzieści centymetrów, więc musiałam poderwać głowę w górę, by móc to zrobić - wtedy jednak dostrzegłam łagodną, sympatyczną twarz, okoloną aureolą białych jak śnieg włosów i... oh mon Dieu, różnokolorowe oczy? Tak, zielone i niebieskie, wpatrywały się we mnie z uwagą.
- Nic ci nie jest? - zapytał. Głos miał głęboki, mocny, ale i bardzo miły.
Minęła dobra chwila, nim zdążyłam się wysłowić:
- Wszystko w porządku, merci - skinęłam lekko głową. - Poślizgnęłam się, to wszystko.
Pomme w tym czasie zdążył obtoczyć cały pysk w śniegu - teraz i on wyszedł z zaspy, z ciekawością wpatrując się w nieznajomego. Szczeknął raz, potem drugi. Chłopak uniósł lekko brwi, a jego pełne wargi uniosły się w lekkim uśmiechu.
- Nie ugryzie, spokojnie - dodałam, zaciskając nieco mocniej dłonie na smyczy.

<Aksel? >

Od Aksela CD Lucie

Obudziłem się gdy było jeszcze całkiem ciemno. Sam nie wiem czemu... Przecież poszedłem późno spać, a do tego mamy weekend. Powinienem jeszcze kimać!
Przez kilka chwil leżałem, patrząc na ledwo widoczny sufit. Właściwie mógłbym zapalić światło, ale to by było morderstwo dla moich oczu.
Przeciągnąłem się, tłumiąc senny pomruk. Kości mi strzelały.
Usiadłem wreszcie. Na ślepo sięgnąłem po telefon....
...Pół do dziesiątej? Jakim cudem, skoro jest tak ciemno??
Podnioslem się z łóżka. Powędrowałem do okna, by zobaczyć... Śnieg. I śnieg. I jeszcze trochę śniegu. I jeszcze więcej białego puchu, który po prostu zasłonił całe okno... Parapety na zewnątrz to zło.
Ale kto by pomyślał... Przecież wczoraj było tak ciepło, bez kurtki można było wyjść. Zero śniegu... A teraz? Normalnie zasypało.
Musiałem wreszcie włączyć światło, bo ta ciemność była irytująca. Moje biedne oczy
Wróciłem do mojego jakże wygodnego i dziwnego łóżka... Dwie warstwy szlifowanych palet, na tym kolejne trzy warstwy, tym razem materacy. Poukładane raz tak, raz tak, tworzyły imponującą i niezwykle miękką budowle o wymiarach 2,5 na 3 metry. W ten sposób mogłem się zawsze wygodnie ułożyć~
Włączyłem telewizor. Skakałem po kanałach, zbyt leniwy by rozpocząć już dzień. Zacząłem planować wszystko, co miałem dzisiaj zrobić. Wybrać się do sklepu, pobiegać. I... Tyle. A właściwie można zrobić to na raz.
Spokojny dzień się zapowiada, hmm... Nareszcie
Wstalem. Porozciągałem się trochę, czekając, aż zagotuje się woda na kawę.
...hmm. Zapomniałem kupić. Niech będzie herbata. A kawe dopiszę do listy zakupów.
Ubrany w sportowe rzeczy, trochę cieplejsze niż zazwyczaj, ruszyłem na zakupy. Biegłem powoli, oddychając głęboko. Nie marzłem, przynajmniej na razie. Już po kilku chwilach stwierdziłem, że założenie na buty pasów przeciwpoślizgowych było dobrym pomysłem. Nieliczni ludzie, którzy przechadzali się po chodnikach, często tracili równowagę.
Zrobiłem zakupy. Wszystko zmieściło się do plecaka. Truchtem wracałem do domu.
I pewnie szybko bym się tam znalazł, gdyby nie to, że nagle usłyszałem coś jak pisk...
Rozejrzałem się. Mocno się zdziwiłem, widząc, że jakaś dziewuszka mocno poślizgnęła się na oblodzonych kamieniach... I wylądowała w zaspie.
Zachichotałem cichutko i zatrzymałem się tuż przy niej. Złapałem ją delikatnie za ramiona i podniosłem, stawiając mniej więcej pewnie na nogach. Ładniutka...
- Nic ci nie jest? - zapytałem słodko.
< Czekam~ >

Od Daevy CD Nory

Już od wczoraj miałam urwanie  głowy. Najpierw przedłużyła mi się zmiana, potem nie mogłam zasnąć...
A dzisiaj poniedziałek. Jak zwykle wsiadłam na motor i ruszyłam do szkoły.
Jedyną dobrą rzeczą było to, że było wyjątkowo ciepło. Ubrana krótkie spodenki i lekką bluzke, jak i porządny kask, jechałam tuż przy granicy maksymalnej prędkości, by jak zwykle dotrzeć na miejsce minimum pół godziny wcześniej. Po pierwsze, by dopilnować swoich obowiązków... No i przez Nich. Przy odrobinie szczęścia zobaczę oboje...
Gdy tylko zaparkowałam i weszłam do budynku skierowałam się do pokoju samorządu.
Wiedziałam, że pewnie nie będę miała nic do zrobienia. Już w piątek zrobiłam wszystko, co mogłam, by pomóc Miśkowi. Ten tydzień powinien być spokojny...
Aaaa, prawie zapomniałam! Przecież dzisiaj nowy sekretarz się miał pojawić!
Nareszcie kogoś wybrali... Mam nadzieję że kogoś, kto potrafi dokładnie uporządkować sprawy...
Wpadłam do pomieszczenia. Miałam nadzieję, że będę pierwsza, żeby zdążyć przygotować coś na powitanie....
No ale nie zdąrzyłam. Gdy stanęłam w drzwiach z kaskiem pod jedną pachą i torbą pod drugą zobaczyłam siedzącą na krześle drobną dziewczynę, której imienia na pewno nie znałam... Jasne włosy i zielone oczy...
Spojrzała na mnie i wstała. Hmmmm, drobna... Ale na pewno jest mojego wzrostu.
Podeszłam do niej z szerokim uśmiechem, odkładając swoje rzeczy na stolik i wyciągając do niej dłoń.
- Nowa sekretarka, tak? Ja jestem Daeva, Vice. Mów mi Dei. Misiek, przewodniczący, pewnie gdzieś się szwęda...
< Przywitaj się miło! >

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Nory CD Czeslava

Patrzyłam się z uśmiechem na ustach, jak pokojowe drzwi zamykają się z cichym szczekiem. Siedziałam tak na skraju łóżka jeszcze przez chwilę, cały czas trzymając wzrok w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał Czesiek, z nadzieją, że znowu się tam pojawi. Minuty jednak mijały, a po moim rudzielcu śladu nie było widać.
Westchnęłam głośno i odchyliłam się do tyłu, bezwładnie padając na plecy w miękką pościel. Zaraz po zamknięciu oczu poczułam się jak na prawdziwej karuzeli. Takiej jak są w wesołych miasteczkach - duże i podwieszane. Skrzywiłam się mocno i zmusiłam się do otwarcia ślepi. Przekręciłam się na bok, od razu zgarniając całą kołdrę w coś chyba podobnego do rulonu i przytuliłam ją rękami i nogami. Kolejna próba zamknięcia patrzałek zakończyła się porażką. Tym razem walczyłam z uczuciem obracania się wokół własnej osi.
– Gdzie jest mój Ches? – mruknęłam markotnie. Gdyby był tu w tej chwili, czułabym się i niebo lepiej. No i mogłabym zrzucić winę na niego, że to on zawrócił mi w głowie.
Zaśmiałam się po kilku porządnych minutach, zdając sobie sprawę, co pomyślała moja głowa.
„Zawróóócił oj tak” – zaczęłam nucić pod nieznaną mi melodię – „Tak bardzo tak… Aż tak?”
– Co ja wyprawiam? – spytałam sama siebie z wyrzutem. Ścisnęłam mocniej zwiniętą kołdrę i schowałam twarz w grubych fałdach. – Ogarnij się, głupia…
Starałam się jakoś uspokoić podpity umysł, ale ten był silniejszy. Na same wspomnienia o tym, co między mną a Cześkiem miało tej nocy miejsce, robiło mi się cieplej; i zamiast po prostu przestać o tym myśleć, dalej w to brnęłam. W klubie, gdy tylko mnie wyciągnął na parkiet, do tych wszystkich ludzi… tego potwornego tłumu chciałam jak najszybciej uciec w miejsce, gdzie bylibyśmy tylko we dwoje. Nie sądziłam jednak, że wystarczyła tylko powolna muzyka i on, by wszystko, co działo się wokół, straciło na znaczeniu. Nadal czułam jego ciepłe ciało kurczowo przylegające do mojego, dłonie we włosach, delikatny oddech na szyi i twarzy, kiedy jego usta były tak cholernie blisko moich. To wszystko… mi się podobało… ale co mi po tym? Zwykłe, pijackie zachowania… Czesiek pewnie nawet tego nie będzie pamiętać.
Westchnęłam głęboko przez nos i bardziej schowałam prawdopodobnie już zburaczałą twarz w pościeli. Posmutniałam od razu.
„Jesteś zbyt łatwa po alkoholu” – skarciła mnie podświadomość. Bez bicia przyznałam jej rację.
*
Nigdy nie sądziłam, że ze snu mogą mnie wyrwać takie dźwięki jak szelest trocin, picie z poidełka i najzwyklejszy szczebiot. Przewróciłam się na drugi bok i zakryłam uszy dłońmi. Coś okropnego. Niby takie ciche odgłosy, ale po takiej nocy znacznie głośniejsze i bardziej irytujące niż zazwyczaj.
– Który to tak nakurwia w poidełko? – poderwałam się gwałtownie i spojrzałam w kierunku klatki. Wszystkie dźwięki nagle ustały, a obie myszy spojrzały się na mnie swoimi błyszczącymi oczkami, jakby nie wiedziały, o co tyle krzyku.
Winnym tych hałasów był Nitro. No tak, mogłam się tego spodziewać. Taki mały, a tyle szumu. Zmrużyłam oczy, mierząc go wzrokiem od stojących uszu po ogon, a następnie w ciemne oczka. Myszor ze spokojem i nieprzerwanie patrzył na mnie, ruszając noskiem, po czym dalej patrząc mi w oczy, zaczął ponownie telepać języczkiem w kulkę.
– Nosz prze… – urwałam nagle, zauważając, że właściwie rudzielec pochłania ostatnie krople. – Oh… Nitro…
Padłam twarzą w poduszkę i jęknęłam głośno. Kończyło im się picie… Trzeba wstać, podnieść tyłek z ciepłego i mięciutkiego miejsca…
– Niech was szlag… – westchnęłam, słysząc, jak rudy dalej hałasuje. No, ale siła wyższa. Nie mogę przecież zaniedbać moich podopiecznych. W końcu to tak jakby byli moimi synkami. Czesiek to by mnie chyba udusił, gdyby coś im się stało z mojej winy.
Podniosłam się niechętnie na łokciach i ziewnęłam przeciągłe. Rozciągnęłam jeszcze kręgosłup i byłam gotowa to wstania. Przyszło mi to z o wiele większą łatwością, niż sądziłam. Do łazienki dzieliło mnie kilka kroków i to pokonanych nadzwyczaj szybko. Nim się zorientowałam, już zakładałam na klatkę pełne poidełko ze świeżą wodą. Mruknęłam w pewnym momencie niezadowolona, siłując się z drucikami.
– Czy każdy gryzoń musi obgryzać takie pierdółki? – spytałam się, nie wiem, czy sama siebie, czy młodych. Odpowiedzi i tak nie otrzymałam.
– No, gotowe – otrzepałam teatralnie ręce – Mam tylko na… – przerwałam w połowie zdania, słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości na messengerze.
A któż to o tej porze może chcieć coś od mej osoby?
Padłam bezwładnie na łóżko, zakopując się w ciepłej kołdrze i chwyciłam telefon, od razu odblokowując ekran. Szybko otworzyłam aplikację.
> Noriii
Brzmiała treść pierwszej wiadomości.
Uśmiechnęłam się, widząc, jak po stronie Cześka pokazuje się znaczek dalszego pisania, ale banan z twarzy zniknął od razu, gdy przypomniałam sobie, co wczoraj wyprawialiśmy.
> Co tam słychać? Rurka bardzo suszy?
< Hejka, Chesy
< Właściwie to niedawno wstałam i tak sobie leżę i nieee XD jest ok
> Oo
> No no, to tak samo jak ja
> Leżę i się nudzę
< Bardzo interesujące zajęcie ^^’
> Jeśli chcesz możemy ponudzić się razem
> Ta niemiecka szuja właśnie wyjeżdża, więc no
> Wbijaj śmiało jak się ogarniesz
< No pewnie, w sumie też nie mam co robić
> No to się widzimy
Odłożyłam telefon na bok i spojrzałam w sufit z głupio… naprawdę głupio szerokim uśmiechem.
„Oj już się tak nie ciesz!” – warknęłam podświadomość. Nie posłuchałam się jej. W końcu poczułam się inaczej niż zwykle. Nic właściwie się nie stało, a czułam radość. Tą głupkowatą, dziecinną radość.
*
Zapukałam dwa razy do drzwi ze znajomym numerem i odeszłam na krok do tyłu, splatając dłonie za plecami. Chwilę czekałam, aż ktoś mi otworzy. Chwilę… Sprawdziłam godzinę na ekranie telefonu; w tym samym momencie jedna z cyfr symbolizujących minuty zmieniła się na wyższą. Schowałam telefon do kieszeni spodni i po raz drugi zapukałam, jednak tym razem głośniej. Czując się z tym dziwnie, cofnęłam się, niemal prawie wpadając na drzwi z naprzeciwka. Nie chciałam być aż tak nachalna… może chłopak ma teraz ważniejsze sprawy? Może przyszłam za wcześnie? Może...
Podniosłam głowę, słysząc szczęk otwieranego zamka. Już miałam się szeroko uśmiechnąć na widok tego małego rudego kurwika, ale nie. W drzwiach stanął Michael. Zaskoczył mnie jego widok… i to chyba wzajemnie.
– Nora...?
– Misiek...?
Patrzyliśmy się tak na siebie zdezorientowani i nieco zmieszani. To była zdecydowanie ta typowa niezręczna sytuacja rodem z serialu. I to nawet nie takiego śmiesznego…
– Ee… Wejdź, śmiało. – Michael gestem dłoni zaprosił mnie do środka. Podziękowałam z miernym uśmiechem i przekroczyłam próg. I och! Dlaczego mnie to nie zdziwiło, gdy zobaczyłam półnagiego Cześka, rozwalonego na łóżku i pogrążonego w głębokim śnie.
Szybko odwróciłam wzrok. Kurwa, przecież on leży w samych gaciach!
– Przepraszam cię za bałagan – blondyn zaśmiał się nerwowo i zaczął rozkraczać się nad walizką z rozrzuconymi wokół niej rzeczami, by dostać się do Czesiowego łóżka. – I za niego… – odchrząknął cicho, narzucając na niego kołdrę.
– Heh… – spuściłam wzrok, przyglądając się pokojowymi bałaganowi, dopóki Michael znowu się nie odezwał.
– Co cię do nas sprowadza, Nori? – zapytał, odchodząc od łóżka z trupem. Obserwowałam, jak powoli pochyla się, by podnieść jedną z koszulek.
– Jakby to powiedzieć...
– Prosto z mostu, Nori.
– Noo… Właściwie to on wskazałam kciukiem na truchło pod kołdrą.
Misiek jakby zatrzymał się w czasie. Patrzył się na mnie ze zmarszczonym czołem, jakby nie wiedział, o czym mówię. Ba, na pewno nie wiedział. Postanowiłam więc szybko wyjaśnić, niż dłużej trwać w tej niezręcznej ciszy po raz kolejny, patrząc się na siebie.
– Ee...
– Boo... napisał do mnie niedawno. Mówił, że wyjeżdżasz…
– Że cooo?? – otworzył szeroko oczy.
– Noo…
– Czeslav! – blondyn wydarł się na całe gardło i rzucił trzymaną w ręku koszulką w stronę dalej śpiącego na łóżku Cześka. Ja za to wzdrygnęłam się na ten niespodziewany hałas i gest. Nim zdążyłam się otrząsnąć, Michael trzymał w ręku poduszkę. Zamachnął się i rzucił w to samo miejsce, tylko celując znacznie wyżej.
„Czy ja tu w ogóle powinnam być...?” – spytałam się w myślach.
Kiedy poduszka uderzyła z głośnym hukiem w głowę Cześka, ten ruszył się leniwie i mruknął głośno, zrzucając z siebie całą kołdrę.
– Ty pieprzona ruda gnido!
– I czego drzesz ryja…? Warknął słabo, wtulając ryjek w poduszkę.
– Nawet nie zdążyłem wyjechać ze szkoły, a ty już sprowadzasz panienki?! – rozłożył ręce w poszukiwaniu jeszcze czegoś, czym mógłby rzucić – oczywiście bez urazy, Nori – zwrócił się do mnie o wiele, wiele ciszej. Zdążyłam się tylko bezproblemowo uśmiechnąć i machnąć ręką. To nic takiego.
– Co ty pierdolisz? – Czesiek podniósł się na łokciach i odwrócił głowę w naszą stronę. Jego rozczochrane włosy sterczały w każdym kierunku i jedynie po stronie, na której spał, przylegały do czoła. Do tego mocno przymrużone oczy i zmarszczone czoło. Typowa dezorientacja, która wyglądała ilu niego tak cudownie...
Hej! Bogowie, co ja wygaduję?! Nie… nie, nieee, tobie zmierza w tym kierunku, w którym powinno. To tylko kolega. Bardzo bliski kolega. Bardzo…

Czes czes?

czwartek, 5 lipca 2018

Od Finney'a CD Ursuli

Odrobinę miałem wyrzuty sumienia, w końcu nawet nie potrafię zabawiać gości i to zadanie zostawiam sierściuchowi, którego widzę może trzeci raz w życiu? Ursuli to nie przeszkadza, więc dlaczego tak bardzo się męczę z myślami, które jak mantra powracają do moich kiepskich umiejętności komunikacji ze społeczeństwem? Chociaż jak tak na nią spojrzę. Chyba nie poczuwa się jako część społeczeństwa, jest bardziej aspołeczna czy coś, wydaje mi się, że ludzi unika jak ognia i stroni od jakichkolwiek kontaktów z resztą klasy. Odstrasza ich od siebie, kreując siebie w taki, a nie inny sposób... No, chyba że się mylę, co jest bardzo prawdopodobne. Szczerze mówiąc, w dalszym ciągu nic o niej nie wiem. Nie no, gardzi psami i kocha kotki, a i możliwe, że ma jeszcze wieczną ochotę na czekoladę, znaczy na coś słodkiego. Regał ze słodyczami wciąż tkwi w mojej głowie.
Zacząłem się brać za te naleśniki, robiąc sobie miejsce na szafce i przygotowując patelnię. Gdzie ona to trzymała? Sięgnąłem do szafki, która wisiała tuż nad moją głową. Sukces. Znalazłem coś, na czym będę mógł przygotować posiłek. Trochę mi nie pasuje, no ale najwyżej zrobię naleśniki nieco grubsze niż te zwykłe, ale mniej puszyste od tych... puszystych.
– Finney – odezwała się, zatrzymując się w drzwiach do kuchni. Nie skłamię, jeśli powiem, że na początku nie usłyszałem jej wołania. Męczenie się z własnymi myślami i próba udawania kuchcika zbyt mocno mnie wciągnęły. Odchrząknęła. – Finn.
– Tak? – Odwróciłem się w jej stronę odrobinę speszony. – Przepraszam, że nie słyszałem wcześniej.
– Nie szkodzi... Miałeś go nakarmić, ale od razu zająłeś się naleśnikami... Gdzie twoja znajoma trzyma żarcie dla kota?
Podrapałem się w tył głowy. Nie wiem, czy w ogóle wiedziałem, gdzie ono jest, ale istnieje możliwość, że po prostu wyleciało mi to z głowy. Oderwałem się od tworzenia ciasta naleśnikowego i podszedłem do szafki, która stała w kącie, tak daleko od tego wszystkiego. Wyglądała na samotną, taka biedna szafeczka. Otwarłem ją i przykucnąłem, aby móc zajrzeć do niej głębiej. W połowie odległości do tylnej ścianki stały puszki z ładnym kotkiem na opakowaniu. Całkiem urocze, ciekawe czy ściemniają z ilością mięsa, tak jak to czasami jest z psią karmą. Sięgnąłem po jedną puszkę i wyciągnąłem ją na blat. Ursula podeszła nieco bliżej. Ostrożnie mnie wyminęła i wzięła do ręki konserwę, uważnie sprawdzając dane zawarte na jej etykiecie. Kątem oka zauważyłem, jak kiwa do siebie głową, czyli mamy tutaj coś w miarę dobrego.
– Dostanę nóż? – zapytała. Podnosząc się z kucków, spojrzałem na nią, ponieważ nie dosłyszałem pytania. – Albo daj inną puszkę, bo w tej zawleczka się urwała.
Podrapałem się po głowie i powolnym krokiem ruszyłem do szuflady. Zacząłem szukać jakiegoś noża, który by się nadał do otwierania, a może znajdę otwieracz do puszek? Podałem średniego rozmiaru nóż do rączki Ursuli. Dziewczyna postawiła opakowanie na wolnym blacie. Wymierzyła i po chwili wbiła go prosto w wieczko i zaczynała się z nim siłować... Kiedy skończyła, odłożyła narzędzie i z otwartym już jedzeniem ruszyła w stronę miski kotka. Wrzuciła do niej zawartość konserwy i zawołała kitku, który posłusznie przyszedł sobie ucztować. Ja w tej chwili skończyłem smażyć pierwsze naleśniki.
– Chyba o to jeszcze nie pytałem. A ty masz kota? – Pokręciła głową. – Ale chciałabyś mieć, prawda?
– Mhm.
– To dlaczego sobie jakiegoś nie załatwisz?

Ursula? Atak kotka zostawiam tobie jakbyś chciała.

sobota, 30 czerwca 2018

Od Czeslava CD Nory


Bożeeee jaki cudny klub! Kroczyłem w głąb lokalu rozglądając się na boki. Muzyka grała głośno z głośników, a dyskotekowe światło migało w rytm aktualnego hitu. Czułem jak krew pulsowała mi w żyłach, gdy zbliżałem się do wolnego stolika, tuż obok baru.
- Nora, tu jest cudownie! – powiedziałem wprost w twarz dziewczyny – zostańmy tu trochę.
- Ches, ale…
- Proooooszę – spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem – Chociaż z godzinkę, i tak masz wolne.
Dziewczyna pokręciła nosem i skinęła lekko głową.
- Super! – złapałem ją za dłoń – Jakiego chcesz drinka?
Spojrzała na mnie z niezrozumiałym spojrzeniem. Przygryzłem wargę i puściłem ją
- Wracam za chwilę! – zeskoczyłem z siedzenia i podszedłem do baru. Wbiłem wzrok w listę drinków wywieszoną za barem. Większość nazw niewiele mi mówiła, ale była jedna, którą znałem bardzo dobrze MAD DOG. Wyszczerzyłem się pod nosem i szybko złożyłem zamówienie. Barman od razu zajął się przygotowaniem drinków. Przyglądałem się jak powoli nalewa sosu tabasco, do każdego z dziesięciu kieliszków, a potem uzupełnia je wódką. O tak, to było to! Z uśmiechem odebrałem od niego zamówienie i wróciłem do stolika, gdzie zastałem dziewczynę ze wzrokiem wbitym w telefon. Scrollowała coś zawzięcie, więc bez słowa klapnąłem naprzeciwko niej. Z resztą pewnie i tak nic by nie usłyszała, bo muzyka grała naprawdę głośno. Podsunąłem jej pod nos tacę z drinkami. Ta uniosła wysoko brwi.
- Pięć dla mnie, pięć dla Ciebie – wyszczerzyłem się i wystawiłem kieliszki na stół
- Pogięło Cię Ches?!
- Jak najbardziej – puściłem oczko – To co, po maluchu?
Wyciągnąłem w jej stronę dłoń z kieliszkiem, wypełnionym dwoma palącymi przełyk płynami. Dziewczyna wykrzywiła twarz w lekkim grymasie i powoli odebrała ode mnie drink. Wziąłem drugi kieliszek i uniosłem lekko do góry, skinając przy tym głową, by zaraz po tym wypić go duszkiem. W gardle od razu poczułem znajome pieczenie i krótki ostry ból. O tak, to było to. Uśmiechnąłem się patrząc jak dziewczyna robi to samo. Po sekundzie skrzywiła się jeszcze bardziej, wstrząsnęła lekko głową i odłożyła pusty kieliszek.
- Huh, mocne
- I to jeszcze jak – wziąłem do ręki drugiego drinka – Na zdrowie!
Przechyliłem go jednym ruchem i parsknąłem krótko, gdy po raz kolejny w gardle zagościł mi żywy ogień. A przede mną stały jeszcze trzy kieliszki, czekające na opróżnienie. Zamrugałem kilka razy i uśmiechnąłem się pod nosem. Oblizałem wargi i podniosłem wzrok na dziewczynę. Delikatnie mieszała kolistym ruchem nadgarstka zawartość szkiełka. Sos tabasco niewzruszenie pozostawał na swoim miejscu i nie mieszał się z wódką. Chciałem jej powiedzieć, że pożałowałaby, gdyby te dwa płyny się zmieszały, ale na szczęście szybko go opróżniła w prawidłowej postaci. Dziewczyna podniosła wzrok i siedzieliśmy tak patrząc na siebie. Czułem jak powoli robi mi się gorąco. Wow… nie wiedziałem, czy to przez wódkę, czy przez te spojrzenie, ale jednego byłem pewien, pora pozbyć się tej bluzy. Szybkim ruchem pociągnąłem za kaptur i pozbyłem się zbędnego odzienia.
- Nie wiem jak Tobie, ale mi jest w čurak gorąco – chwyciłem za kołnierzyk koszulki i zawachlowałem kilka razy
- Może troszkę – przymrużyła oczy w uśmiechu
- A co byś powiedziała – następna zawartość kieliszka zniknęła w moim żołądku – gdybym powiedział, że jesteś gorąca?
Nora zakrztusiła się i spojrzała na mnie uważnie. Wyszczerzyłem się i podparłem na łokciu, wbijając jeszcze bardziej wzrok w jej twarz.
- Powiedziałabym, że jesteś pijany.
- Do tego jeszcze trochę – mruknąłem i się przeciągnąłem
Dziewczyna zanurzyła dłoń w miseczce z orzeszkami i po czym zjadła kilka.  Przekrzywiłem charakterystycznie twarz i uniosłem brwi, jednocześnie uśmiechając się. Norka spojrzała na mnie z ukosa lekko marszcząc brwi i dalej zajadając się orzeszkami. Wytknąłem jej lekko język po czym sięgnąłem po kieliszek.
- Ja ty tak możesz pić raz za razem – mruknęła zagryzając przekąskę
- Lata wprawy – machnąłem ręką
- Mój żołądek dawno by się zbuntował
- Mój już nawet się nie buntuje, tylko pogodził się ze swoim losem – zaśmiałem się i popchnąłem pusty kieliszek w jej stronę – Coś ciężko Ci wchodzą.
- Ja tak szybko nie piję – pokręciła lekko głową na boki – powolutku i z zagryzką.
- Typowa baba… a podobno nią nie jesteś!
- Phi!
Zaśmiałem się i posłałem jej zachęcający ruch głową. Przewróciła oczami i sięgnęła po kolejne orzeszki. Również przewróciłem oczami i wypiłem swojego ostatniego drinka. Ciepło rozeszło się od przełyku po żołądek i dalej po całym ciele. Mlasnąłem cicho i ponownie podparłem się na łokciu. Jejuuuuuu jaka ona jest krasna! Aż normalnie bym ją… ugh!
- Ches!
- Co?! – zamrugałem szybko i spojrzałem na dziewczynę
- Mówię do Ciebie, a ty mnie nie słuchasz.
- Wybacz, zamyśliłem się… to co mówiłaś? – uśmiechnąłem się lekko i wyprostowałem
- Pytałam, czy chcesz mojego drinka, bo ja już więcej nie wypije…
- No weeeeź, zostały Ci dwa, dasz radę – kiwnąłem głową
- Nie dam rady… chyba, że chcesz, żebym skończyła w kiblu, zwracając całą zawartość żołądka.
- Nie, no dobra dobra – wziąłem kieliszek i opróżniłem
Czułem jak alkohol powoli zaczyna wchodzić, a mi robiło się coraz goręcej i weselej. Przeciągnąłem się raz jeszcze i strzeliłem palcami rozprostowując je do tyłu. Patrzyłem jak ostatni mad dog znika w gardle Nory. Oblizałem suche wargi i zeskoczyłem na ziemię. Podszedłem do dziewczyny, złapałem za ręce i pociągnąłem.
- Co ty robisz! – Nora stanęła chwiejnie na podłodze i wbiła we mnie wzrok
- Wyciągam Cię na parkiet – uśmiechnąłem się ciągnąc dalej
- Ja nie tańczę
- Teraz nie, ale za chwilę owszem będziesz – byłem nieugięty
- Ja nie umiem tańczyć – powiedziała głośniej wyrywając dłoń
-Nie musisz umieć tańczyć – wyszczerzyłem się – Daj się ponieść muzyce
- No jakoś jej nie czuję… techno do mnie nie przemawia – skrzyżowała ramiona na piersi
- To nie techno tylko dubstep, i nie bądź taka sztywna jak Misiek – doskoczyłem do jej boku i pociągnąłem za ramię – Chodź, szybko zanim się skończy!
- Ches, proszę…
- Ja też Cię proszę – mruknąłem obejmując ją mocno w pasie i pchając dalej – Chociaż dwa tańce
- Ches…
- Dwa tańce
- Jeden
- Okej – wyszczerzyłem się i popchnąłem ją mocniej
Dziewczyna zachwiała się i objęła mnie mocno za szyję. Gdy nasze spojrzenia się spotkały wybuchnąłem takim śmiechem, że aż kilka osób się spojrzało na nas. Wyprostowałem się i z uśmiechem na twarzy wyciągnąłem do niej dłoń. Nora delikatnie ją chwyciła. Przyciągnąłem ją do siebie i wtedy dobiegł do mnie ten przerażony niepewny głosik
- Ches, ale ja nie umiem w takie szybkie tańce…
I  jak na zawołanie odezwał się DJ… NOSZ ZABIŁBYM GO GDYBYM TYLKO MÓGŁ!
- Kochani, kochani, pięknie trzymacie tempo, ale pora na coś wolniejszego – dobiegał głos zza konsoli – Dajmy odpocząć płucom, stopom… Pora na coś klimatycznego, have fun!
Z głośników dobiegła jakaś wolna muzyczka, a z sali dało się słyszeć kilka gwizdów i niezadowolonych głosów. Sam należałem do części niezadowolonej… Przed chwilą była taka zajebista nuta! A tu nagle jakieś smęty, ech… Spojrzałem na Norę, której oczy dosłownie się skrzyły
- Znasz to? – zapytałem
- No jasne – uśmiechnęła się – To Pilotsi!
- Mmmm…. – wykrzywiłem się lekko – To ten… zatańczymy?
Nora skinęła lekko głową z uśmiechem. Przybliżyłem się i objąłem ją kładąc jedną dłoń na plecach, a drugą splatając z jej dłonią. Dziewczyna zrobiła to samo i położyła swoją głowę na moim ramieniu. Zaczęliśmy powoli bujać się w rytm piosenki.
- Powoli – szepnęła mi prosto do ucha
Po całym ciele przeszły mnie ciarki i fala gorąca. Nabrałem powietrza głęboko w płuca i delikatnie wypuściłem. Zwolniłem kroku do powolnego dreptania w miejscu. Dziewczyna wbiła głowę bardziej w moje ramię i westchnęła cicho. Przełknąłem ślinę i wtuliłem polik w jej ucho. Poczułem jak zaciska palce na mojej dłoni i porusza lekko głową. Zjechałem dłonią niżej i usadowiłem ją na jej lędźwiach przyciągając dziewczynę mocniej do siebie. Czułem dokładniej każdy kawałek jej ciała przylegający do mnie. Nora puściła moją rękę i splotła dłonie na moim karku. Zesztywniałem lekko i przygryzłem wargę.
- Spokojnie, nic Ci nie zrobię – mruknęła cicho, a jej ciepły oddech wywołał kolejną falę dreszczy.
Mruknąłem w odpowiedzi i objąłem ją drugą ręką. Ponownie przełknąłem ślinę i spuściłem głowę, wbijając czoło w jej ramię. Wow… kto by pomyślał, że będę kiedyś tańczył przytulańca… i to jeszcze z TAKĄ dziewczyną! Przekrzywiłem głowę na bok i wtuliłem nos w jej szyję. Na tle spokojnej muzyczki, śpiewał chłopak o pięknej dziewczynie, marznącej wśród padającego śniegu, która beczała z jakiegoś powodu… Głębokie… Ścisnąłem Norkę mocniej. Tak bardzo chciałem, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Gdyby tylko ona wiedziała, co siedzi w mojej głowie… Heh, pewnie by uciekła jak najdalej stąd. Wryłem nos bardziej w jej szyję i zacisnąłem mocno powieki. Gdybyś tylko wiedziała, że Cię pokochałem, tak prawdziwie… Westchnąłem krótko i przeniosłem jedną dłoń na głowę Nory. Wbiłem palce w jej włosy i lekko podrapałem. Piosenka dobiegała już końca, i gdy rozbrzmiały ostatnie nuty dziewczyna powoli odkleiła się z uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłem go i wyszczerzyłem się mocniej.
- A jednak umiesz tańczyć.
- To tylko zwykłe tuptanie w miejscu
- Ale jednak taniec – puściłem ją i odsunąłem się kawałek – Dziękuję za taniec, to… wracamy?
- Nie chcesz już tańczyć? – uniosła lekko brwi
- Miał być jeden taniec – podrapałem się po głowie i uśmiechnąłem – Był jeden.
Nie czekając na odpowiedź wróciłem do stolika i wskoczyłem na siedzenie. Heh… przeklęty DJ! Że też musiał puścić przytulańca w takim momencie… Nora podeszła do stolika i zgrabnie klapnęła naprzeciwko mnie. Jej dłoń od razu zanurkowała w orzeszkach. Podparłem się na łokciu i wbiłem wzrok w tańczących na parkiecie. Tym razem grała już zdecydowanie szybsza muzyka. Moją uwagę przykuł pewien chłopak, który wywijał na parkiecie jakby się na nim urodził. Miał tak płynne ruchy, że aż hipnotyzował. Nagle poczułem jak czyjeś palce wbijają się w moją czuprynę. Zastygłem w bezruchu i czekałem na ciąg dalszy. Paznokcie zaczęły skrobać, czubek mej łepetyny. Powoli odwróciłem głowę w lewo i ujrzałem uśmiechniętą Norkę.
- Lubię te Twoje kłaczki – powiedziała – Takie rude i puchate.
- Puchate? – zmarszczyłem brwi, unosząc jedną wyżej od drugiej
- I mięciutkie – uśmiechnęła się zaciskając palce na moich włosach
Puściła je i rozczochrała mocno. Mruknąłem cicho i zmrużyłem oczy. Ty lubisz moje włosy, a ja lubię, gdy mi tak robisz. Oblizałem wargi i złapałem za bluzę.
- Chodźmy stąd – powiedziałem
- Co, już? – Nora wyglądała na bardzo zdziwioną
- Zgłodniałem – odrzekłem – Skoczmy gdzieś na jakiegoś kebsa, czy coś
- Jak tam chcesz… - dziewczyna wstała i zgarnęła płaszcz. Zaczęła go powoli na siebie zakładać. Minąłem ją zgrabnie i otworzyłem drzwi, przytrzymując otwarte na oścież. W moje ciało momentalnie uderzył zimny podmuch wiatru. Zmrużyłem oczy zaciskając dłoń na bluzie. Gdy Nora znalazła się na zewnątrz, poszedłem w jej ślady, zamykając za sobą drzwi. Trzepnęło mną porządnie, gdy znowu zawiał wiatr.
- Załóż bluzę Ches – usłyszałem głos dziewczyny – Bo się rozchorujesz.
- E tam, to mi nie straszne – mruknąłem powoli wciągając na siebie kangurkę
- Dlaczego nie wziąłeś kurtki? – zapytała, gdy zrównałem z nią krok
- Nie lubię kurtek, jest mi w nich za gorąco – odpowiedziałem
- Nie możesz chodzić tylko w samej bluzie… kiedyś się porządnie rozchorujesz – spojrzała na mnie z ukosa
- A tam, nic mi nie będzie – wskoczyłem na niewielki murek. Zachwiałem się mocno i rozłożyłem ręce żeby złapać równowagę.
- Ostrożnie Ches!
- Nie bój nic Norka – wypiąłem dumnie pierś, gdy złapałem równowagę – A teraz kierunek kebab!
Ruszyłem powoli przed siebie, stawiając ostrożnie kroki. Co chwilę traciłem równowagę i musiałem ponownie wchodzić na murek. Gdy w końcu dotarłem do końca, zeskoczyłem z niego wprost na Norę i objąłem ją mocno.
- Norka! Czy ty widzisz te piękne niebo! – powiedziałem głośno wskazując palcem na niebo
- Są chmury Ches…
- I co z tego? Jest piękne! Całe pomarańczowe od lamp ulicznych
- Prawie jak Twoje włosy
- Tym bardziej piękne!
Dziewczyna zaśmiała się głośno i ruszyła naprzód. Mlasnąłem niezadowolony i ją wyprzedziłem. Szedłem tyłem, tak, żeby być zwrócony twarzą do Nory.
- Uważaj, bo się wywrócisz
- Oj już tak nie dramatyzuj mamo…
- Nie pyskuj!
Uniosłem wysoko brwi i się zatrzymałem. Dziewczyna też zatrzymała się jak wryta. Patrzyliśmy na siebie przez sekundę po czym, oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Głupek! – powiedziała i wyprzedziła mnie szybko
- Hej! To ty mi tu matkujesz! Matko!
- Głupek, głupek, głupek!
Przewróciłem oczami i podskakując ruszyłem w kierunku budki znajdującej się na końcu ulicy.

~~~

- Poproszę podwójnego kebaba dla mięsożerców bez cebuli z sosem łagodnym – zwróciłem się do sprzedawcy – I… Nora jakiego chcesz?
- Ja poproszę zwykłego rollo, również bez cebuli i z sosem łagodnym – powiedziała
- To wszystko?
- Tak – uśmiechnąłem się
- Osiemnaście pięćdziesiąt – podałem sprzedawcy pieniądze i klapnąłem na krzesło tuż obok lady
Nora poszła w moje ślady. Rozpięła powoli płaszcz i westchnęła.
- Oby tylko nie padał śnieg
- Dlaczego? – zapytałem – Nie lubisz śniegu?
- Mmm może być, ale nie lubię mieć go w jedzeniu
- Oj tam, to prawie jak lody – uśmiechnąłem się
- Podziękuję za takie lody – potarła szybko dłonią o dłoń
- Zimno? – zapytałem ziewając
- Troszkę – uśmiechnęła się lekko dalej trąc dłonią o dłoń
- Daj – wyciągnąłem rękę w jej stronę i złapałem za dłoń.
Otuliłem jej dłonie moimi dłońmi i ścisnąłem mocno.
- Lepiej?
- Uhum, ale masz ciepłe dłonie – mruknęła
- Już taki gorący ze mnie chłopak – wyszczerzyłem się
Nora parsknęła śmiechem i przymknęła oczy.  Patrzyłem na te oczy spowite powiekami i zastanawiałem się, czy tak samo wygląda, gdy śpi. Z zamyślenia wyrwał mnie głos sprzedawcy. Puściłem norę, zeskoczyłem z siedzenia i odebrałem zamówienie. Podałem dziewczynie jej rollo, a sam wziąłem się za mojego podwójnego mięsożercę. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz, mroźny wiatr uderzył mnie prosto w twarz i przeszył aż do szpiku kości.
- Huh - wzdrygnąłem się – Ale zawiało!
- A jednak Ci zimno – zaśmiała się wgryzając w ciasto
- Nie zimno, tylko mówię, że zawiało – burknąłem odchylając mocniej bułkę i nabierając na widelec duży kawałek mięsa – Jezu tego mi było trzeba!
- I ty to wszystko zjesz? – uniosła lekko brwi
- Nie doceniasz Pana Nesladka! – zaśmiałem się wgryzając w bułę – Ja jeszcze będę głodny
- Ja to bym nawet połowy nie zjadła…
- Boś ty baba jest – mruknąłem
- Dzięki…
- Ej Nora!
- Co? Czemu krzyczysz? – zmarszczyła nos
- Prominte! Słuuuuchaj jesteśmy niedaleko tego pałacyku, o którym opowiadał Collins, pójdziemy go zobaczyć?
- Teraz? – zamrugała szybko – Ches jest zimno, ciemno i zimno
- No choooodź! – mruknąłem głośno – Jak nie teraz to kiedy? Na dniach będziesz lecieć do domu i zobaczymy się dopiero po Sylwestrze.
- Mmmmm, ale jest już późno…. – zajęczała
- Oj nie jęcz tylko chodź! – wyprzedziłem ją szybko i ruszyłem naprzód
- Ches! Ty mnie w ogóle nie słuchasz!
- Hey, hey, hey – zacząłem śpiewać idąc jeszcze szybciej - Ba de ya, say do you remember
- Ches…
- Ba de ya, dancing in September
- Ches!
- Ba de ya, never was a cloudy day
- CZESLAVIE NESLADKU!
- Ba duda, ba duda, ba duda, badu. Ba duda, badu, ba duda, badu. Ba duda, badu, ba dudaaaaaaaaaaa – śpiewałem dalej, gdy nagle poczułem mocne pacnięcie w głowę. – Ał!
Odwróciłem się i ujrzałem Norę stojącą tuż obok. Uśmiechnąłem się szybko.
- Ba de ya, say do you remember – kontynuowałem
- Ches błagam Cię – jęknęła – Wracajmy do domu…
- Oj noooo, proszę chodźmy. Chociaż na pięć minutek, nic nam się nie stanie przecież… Zobaczysz, to bardzo ładne miejsce…
- A skąd ty możesz o tym wiedzieć?
- Jak Pan Collins mówi, że ładne to musi być ładne – wyszczerzyłem się
- Głupek…
- To idziemy? – zapytałem radośnie
- Prowadź…
- Jeeeej! – wyprzedziłem ją szybko i kiwając się na boki zacząłem śpiewać – I’m to sexy for my love, I’m to sexy for my love
- Czeslavie co ty masz za hity w tym repertuarze
- I’m to sexy for my love – odwróciłem się do niej i zacmokałem – Najlepsze hity!
- Mmmm…. – dziewczyna pokręciła głową – Odwróć się, bo się wywrócisz
- I’m to sexy for your body, I’m to sexy for your body
Usłyszałem głośne przeciągłe westchnięcie. Wgryzłem się w kebsa i oblizując usta z nadmiaru sosu rozglądałem wokoło w poszukiwaniu tajemniczego pałacyku. Wkrótce po prawej pojawił się niewielki budyneczek, który był naszym celem. Wow… faktycznie był malutki. Myślałem, że Collins żartował z tą wielkością i tekstem ,,Ten pałacyk to Czeslav wśród pałacyków’’, ale no faktycznie był niewielki… Za to schodów to miał chyba z pierdyliard! Im bardziej się zbliżałem tym wydawało się ich więcej….
- Uroczy – powiedziała nagle Nora
- U/roczy? – spojrzałem na nią z ukosa
- Nuuu, taki malutki…
- Nie wnikam – pokręciłem głową – Chodź na górę!
- Co? Ches błagam Cię, nie każ mi tam wchodzić…
- Ja Ci nie każę – uśmiechnąłem się – Ja Cię gorąco zachęcam, abyś udała się ze mną na sam szczyt, tego jakże uroczego pałacyku, aby móc podziwiać w pełni jego piękno!
- Jesteś pijany
- Jak najbardziej! – zaśmiałem się głośno i wbiegłem po schodach prawie na samą górę
Odwróciłem się na palcach, żeby spojrzeć, czy dziewczyna idzie za mną. No tak, jakże by inaczej. Stała jak słup soli!
- Norkaaaaa rusz, że się! – zawołałem – Nie każ mi się siła wciągać na górę.
- Nie zrobiłbyś tego – mruknęła
- Tak? – zszedłem kilka schodów w dół – Zaraz się przekonamy
- Jej, dobra dobra już idę – pokręciła głową i weszła powoli na schodek – Ależ ty jesteś upierdliwy!
- Nie ma za co – wyszczerzyłem się i wbiegłem na szczyt. Od razu dopadł mnie podmuch wiatru. Wciągnąłem głęboko powietrze nosem i odetchnąłem mocno. Ach tego mi było trzeba! Odwróciłem się i spojrzałem na dziewczynę, która była w połowie długości schodów.
- Dawaj, dawaj, dawaj! – zacząłem ją zachęcać głosem i klaskać głośno – Dawaj Norka! Jeszcze trochę!
- Ches zamknij się – warknęła łapiąc z trudem oddech – Bo zaraz zawrócę i pójdę do domu
- Oj no już się nie obrażaj – przewróciłem oczami – Chodź tu do mnie!
Rozłożyłem szeroko ramiona i stałem tak patrząc jak  dziewczyna pokonuje schodek za schodkiem. Szło jej to powolnie, więc wziąłem się za jedzenie kebsa… Ale, gdy tylko znalazła się pięć schodków ode mnie, od razu z powrotem rozłożyłem ramiona.
- Welcome in rude land! – wyszczerzyłem się
- Jak już to ginger land – powiedziała łapiąc oddech
- Rude rude – zaśmiałem się i przytuliłem ją mocno
- Ches mam kebsa w dłoni – mruknęła tylko
- To mi go daj – odsunąłem się szybko i wyciągnąłem do niej dłoń
Dziewczyna podała mi jedzenie. Prężnym krokiem podszedłem do murka i położyłem na nim oba kebaby. Od razu zawróciłem i podbiegłem do dziewczyny mocno ją przytulając. Obkręciłem się z nią wokół własnej osi i przycisnąłem mocno do piersi.
- Woah! Ches! – dziewczyna pisnęła, gdy podniosłem ją do góry i obkręciłem jeszcze bardziej – Co ty robisz?
- Kręcę Tobą, tak jak ty mną – powiedziałem
- Co? – zaśmiała się
- A tak to – parsknąłem śmiechem i postawiłem ją na ziemi i zanuciłem – Oh miss beliver…
- Ches, czy ty śpiewasz Pilotsów? – zdumiała się
- Może – uśmiechnąłem się lekko i wtuliłem głowę w jej ramię – My pretty sleeper
- Your twisted mind is like snow on the road – zanuciła Nora
- Your shaking shoulders prove that it's colder – kontynuowałem
- Znasz tekst? – odchyliła głowę i spojrzała na mnie
- Nooo – odwróciłem wzrok
- Nie wyglądałeś jakbyś znał tę piosenkę, wręcz nie byłeś nią zachwycony – powiedziała mrużąc oczy
- Wtedy nie byłem zachwycony, bo przerwali mi Fat Rat’a dla tej piosenki – westchnąłem ponownie wbijając głowę w jej ramię - Inside your head than the winter of dead…
Zrobiłem lekko krok w bok. Nora bez protestu ruszyła w moje ślady. Przełknąłem ślinę i kontynuowałem
- I will tell you I love you – ścisnęło mi gardło, gdy wypowiadałem słowa tej zwrotki
- But the muffs on your ears will cater your fears – pociągnęła Nora - My nose and feet are running as we start. To travel through snow…
- … Together we go – uśmiechnąłem się pod nosem
- We get colder
- As we grow older – odchyliłem głowę I spojrzałem Norze prosto w oczy
- We will walk – uśmiechnęła się lekko
- So much slower – odwzajemniłem uśmiech - Oh, Ms. Believer, my pretty weeper…
- Your twisted thoughts are like snow on the rooftops
- Please, take my hand – poczułem jak palce Nory oplatają moją dłoń. Przełknąłem głośno ślinę, ale na szczęście dziewczyna pociągnęła
- we're in foreign land – zacisnęła mocniej dłoń na mojej - As we travel through snow
- Together we go – wyszeptałem
- Together we go – uśmiechnęła się tak pięknie, że aż zrobiło mi się ciepło na serduchu
- Together we go – odpowiedziałem i przybliżyłem się lekko
- Together we go – nie była mi dłużna i też się przysunęła
Byliśmy tak blisko, że prawie stykaliśmy się nosami. Dokładnie widziałem każdą jej rzęsę na powiece i płatki śniegu na nich…. Wowowowowow, kiedy zaczął padać śnieg? Zamrugałem kilka razy
- We get colder – mruknąłem
- As we grow older – Nora przysunęła się na tyle, że czubki naszych nosów spotkały się
- We will walk – wyszeptałem z trudem i otworzyłem szeroko oczy
- So much slower – jej oddech musnął delikatnie moje wargi i brodę
Przymknąłem lekko oczy i mruknąłem cicho. To jawa, czy sen? Otworzyłem oczy i ona nadal tam stała. Czyli jednak jawa… Westchnąłem cicho i oblizałem wargi. Dziewczyna podniosła wzrok i, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, zalała mnie jeszcze większa fala gorąca. A gdy tylko poczułem ten ciepły oddech na moich ustach, miałem wielką ochotę ją pocałować. Ot tak, po prostu połączyć nasze usta. Przechyliłem lekko głowę na bok, zachęcony tym, że dziewczyna zrobiła to samo. Przybliżyłem się do niej tak bardzo, że nasze wargi dzieliły milimetry, a jej oddech podrażniał skórę na mojej twarzy. Przymknąłem oczy i objąłem ją lekko, po czym odchyliłem głowę w prawo i położyłem ją na ramieniu. Nie mogę tego zrobić. Nie po alkoholu… to i tak nic by nie znaczyło. Zwykłe pijackie zachowanie. A tego bym nie chciał… Niby za jej zgodą, ale wbrew woli… Nora wbiła palce lewej dłoni w moją czuprynę i zaczęła ugniatać i ciągnąć. Mruknąłem cicho i ścisnąłem ją mocniej, ech gdybyś tylko wiedziała, co do Ciebie czuję…
- Ches? – zapytała cicho
- Tak? – mruknąłem
- Czy możemy już wracać? Zimno mi….
- Jasne – kiwnąłem lekko głową i odkleiłem się od niej
Minąłem ją i ruszyłem w stronę murka, na którym leżały nasze kebsy. Dziewczyna szła tuż za mną. Złapałem jedno z zawiniątek i rozchyliłem. Wgryzłem się szybko w bułkę i westchnąłem.
- Będziesz jadł takie zimne? – uniosła brwi
- Uhum, zimne mięso to nadal mięso. Pysznościowe!
- Mmmm, ja podziękuję – pokręciła głową – Nie lubię takiego zimnego
- W porządeczku
Dziewczyna oparła się mocno o murek i wychyliła.
- O patrz Ches, nie jesteśmy sami
- Hmm? – podszedłem do niej i też się wychyliłem – Motocykliści?
- Na to wygląda – powiedziała – I chyba bajerują jakieś laski.
- Śmiesznie by było, gdyby nasrał im teraz jakiś ptak na głowę, hehe
- Nooo, szkoda, tylko, że żadnych nie ma o tej porze – mruknęła – Co najwyżej nietoperze
- Mmmm to trzeba im w tym pomóc – uśmiechnąłem się
- Co masz na myśli? – zapytała
- Zobaczysz – mruknąłem  i ściągnąłem folię z kebsa, która cała była od sosu
Wyciągnąłem ją jak najdalej za krawędź i ścisnąłem mocno. Biały płyn poleciał na dół i idealnie trafił w cel.
- Kurwa – siarczyste przeklnięcie jednego z facetów dał jasno do zrozumienia, że trafiłem
- Ale Cię gołąb osrał – parsknął śmiechem drugi
- Gr ugru sakra gr ugru – zarechotałem głośno
- Ta kurwa gołąb – warknął tamten – WYŁAŹ ŚMIECIU, ŚMIESZKÓW CI SIĘ ZACHCIAŁO!
- Adi uspokój się…
- Jakie kurwa uspokój! Już nie żyjesz gnoju! – motocyklista był co najmniej wściekły
- Nori… spierdalamy! – pociagnąlem ją mocno za rękę
To wystarczyło żeby dziewczyna się poderwała i ruszyła za mną. Do uszu doszedł mnie jeszcze słuch odpalanych silników. No to się porobiło…

~~~

Wpadłem zdyszany za róg budynku i szybko przykleiłem się do ściany. Serce tak mi waliło, że spokojnie było słychać jego łomot z odległości kilometra. Kątem oka patrzyłem na dziewczynę, która podobnie jak ja była przyklejona do ściany. Jej klatka piersiowa w szybkim tempie unosiła się i opadała. Nie sądziłem, że tak to się skończy… Motocykliści byli nieugięci i cały czas nas ścigali. Odkleiłem się od ściany, złapałem ją za rękę i pociągnąłem w głąb uliczki. Dziewczyna bez protestu ruszyła za mną.
- Zgubiliśmy ich? – wydyszała
- Mam taką nadzieję – mruknąłem pocierając wierzchem dłoni oko
- To było głupie…
- Powtórzyłbym to jeszcze raz z przyjemnością – wyszczerzyłem się obracając głowę w jej stronę
Nasze spojrzenia się skrzyżowały i po sekundzie dziewczyna uśmiechnęła się kręcąc głową.
- Głupek – mruknęła
- I tak mnie lubisz – zaśmiałem się
- No lubię lubię, ale co Ci wpadło do głowy, żeby to robić!
- Hej, przepraszam bardzo, ale jakoś nie protestowałaś, gdy o tym mówiłem
- Bo nie sądziłam, że to zrobisz! – pokręciła energicznie głową
- Nie doceniasz mnie – zarechotałem
- Najwidoczniej nie…
- Ale musisz przyznać, że to było dobre – uśmiechnąłem się szelmowsko
- Nadal nie mam pojęcia jak na to wpadłeś…
- Halo, to aż samo się prosiło – zaśmiałem się – Gdy tylko zobaczyłem tych motocyklistów w skórzanych kurtkach, wystarczyło, że spojrzałem na sos i od razu wpadł mi do głowy pomysł, że można ciutkę na nich wylać i wkręcić ich, że ptak im narobił
- Ches… może i to by się udało – wbiła we mnie wzrok – gdyby nie to twoje ,,gru gru sakra, gru gru’’
- Wymsknęło mi się – podrapałem się po głowie – przynajmniej im uciekliśmy
- Prawie przez Ciebie wyplułam płuca…
Odwróciłem się do niej całym ciałem i zatrzymałem. Dziewczyna zrobiła to samo i patrzyła oczekując na ciąg dalszy. Ścisnąłem ją mocno i wbiłem brodę w jej obojczyk.
- Już ja je w Tobie zatrzymam – mruknąłem
Nagle do naszych uszu dotarł dźwięk silników motorów. Shit… w jednej sekundzie Nora złapała za kaptur od mojej bluzy i naciągnęła, go mocno na czubek głowy.
- Obejmij mnie mocno – wydyszałem i popchnąłem ją do przodu tak, że oparła się o ścianę. Szybko przytknąłem moje czoło do jej czoła.
- Co ty…
- Cicho – wysyczałem – Udawaj, że się całujemy, to może nas zignorują…
Przycisnąłem ją swoim ciałem jeszcze bardziej do ściany. Dziewczyna objęła mnie mocno dłońmi przyciągając do siebie. Dźwięk silników był coraz głośniejszy. Schowałem twarz w jej szyi, po sekundzie Nora zrobiła to samo i zaczęła jeździć dłońmi wzdłuż moich pleców. Wsadziłem jej nogę między uda i przycisnąłem jeszcze bardziej. Położyłem dłonie na jej pośladkach uśmiechając się wewnętrznie. Och yeah taka dupka w mych rękach! Gdyby nie Ci motocykliści… Nora klepnęła mnie mocno w plecy. Stałem sztywny jak kołek i nasłuchiwałem. W głębi duszy dziękowałem Bogu, że założyłem dzisiaj czarną niczym nie wyróżniającą się bluzę. Ktoś nad nami tam czuwa… Gdy tylko motocykle znalazły się na tej samej ulicy, co my, serce od razu podeszło mi do gardła. Przez ciało przeszły mnie wibracje, gdy przejechały tuż za naszymi plecami i czułem jak serce łomocze mi tak, że obija się o zęby. Kilka sekund później, gdy pojazdy oddaliły się na bezpieczną odległość, oderwałem się od dziewczyny. Złapałem ją za dłoń i pociągnąłem w przeciwnym kierunku
- Musimy jak najszybciej wsiąść do jakiegokolwiek autobusu – powiedziałem głośno
- Oby tylko coś jechało…
- Też mam taką nadzieję, ale czy trafimy na jakiś nocny, ugh…
Dobiegliśmy do najbliższego przystanku autobusowego. Nora wyciągnęła telefon i zaczęła sprawdzać, o której ma przyjechać pojazd.
- Za dwadzieścia trzy minuty… - mruknęła
- Mam nadzieję, że do tego czasu nie spotkamy się ze skórojazdami – westchnąłem
- To twoja wina! – pacnęła mnie w głowę
- Ej! – zrobiłem podkowę w dół i usiadłem na ławce
- No już – cmoknęła mnie w czubek głowy, a ja cały zesztywniałem
Co? Co co co co co?! CO TY KOBIETO NAJLEPSZEGO ZROBIŁAŚ?! Modliłem się, aby było wystarczająco ciemno, żeby tylko nie zobaczyła mojej zburaczonej twarzy. Nora dlaczego ty mi to robisz *wewnętrzny płacz* To jest znęcanie się nad zwierzętami… Ty to robisz z premedytacją!
- No już mi tak nie burkaj – kucnęła przede mną opierając dłonie o moje kolana
- Nie burkam – przełknąłem ślinę – Jest mi przykro, bo musiałem zostawić tam kebsa… a była jeszcze połowa!
- Głupek – przewróciła oczami i usiadła obok mnie, wtulając się w moje ramię
Objąłem ją mocno i wcisnąłem nos we włosy. Heh… a jutro wszystko wróci do rzeczywistości i koniec. Westchnąłem cicho i potarłem dłonią jej ramię.
- Noruś, a co byś powiedziała…
- NIE! – przerwała mi szybko
- Hej! Nie dałaś mi nawet dokończyć – powiedziałem urażony
- Na dzisiaj koniec pomysłów i chodzenia, gdziekolwiek – odpowiedziała – Teraz za cel mamy dotarcie do akademiku i pójścia spać. Ja u siebie, a ty…
- Ja też pójdę do siebie – mruknąłem
- A misiek? – spojrzała na mnie
- Pewnie siedzi w pokoju – wzruszyłem ramionami
- Pogodziliście się? – dopytywała
- No nie bardzo – mruknąłem – Ale wracam do pokoju i idę spać, pewnie się nie odezwie do mnie ani słowem.
- Oboje jesteście głupi – złapała mnie za dłoń, która jeszcze tak niedawno była uszkodzona i pogładziła lekko – Dwa worki ludzkiego ciała buzujące testosteronem. Dwa byczki!
- Byczki? – uniosłem brwi
- Tak, i jeden dla drugiego jest czerwoną płachtą – odwróciła moją dłoń wierzchem do dołu i splotła palce – Nadal nie wiem jakim cudem jeszcze się nie pozabijaliście i jakim cudem nadal jesteście tacy nierozłączni.
- Dziewczyny to pewnie dawno by się pomordowały, co? – mruknąłem
- Zapewne tak – kiwnęła głową
I od tej pory siedzieliśmy w całkowitej ciszy. Nora powoli przysypiała na moim ramieniu z dłonią dalej splecioną z moją, a ja obserwowałem płatki śniegu spadające na chodnik i niknące wśród miliona innych płatków, które opadły już wcześniej. Po głowie cały czas chodziły mi słowa piosenki ,,och ms believer’’ i nie mogłem się pozbyć dziwnego uczucia, że to wszystko jest snem i zaraz się obudzę w łóżku. Westchnąłem cicho na widok nadjeżdżającego autobusu
- Noraaaa – puknąłem lekko dziewczynę w ramię – wstajemy, autobus przyjechał
- Mmm? Och, okej – mruknęła i wstała powoli – Dojedziemy nim pod sam akademik?
- Nie bardzo, ale nie jest tak źle – uśmiechnąłem się lekko przepuszczając ją do środka
Zajęliśmy dwa siedzenia na samym końcu pojazdu. Dziewczyna od razu wtuliła się we mnie ze słowami ,,zimno’’. Objąłem ją mocno i wcisnąłem nos we włosy. Przymknąłem oczy i wsłuchałem się w cichą muzyczkę lecącą z głośników. Był to jakiś cover ,,lemon tree’’, fajna taka, delikatna… nastrojowa bym rzekł…
,, I wonder how
I wonder why
Yesterday you told me 'bout the blue blue sky
And all that I can see is just a yellow lemon-tree
I'm turning my head up and down
I'm turning turning turning turning turning around
And all that I can see is just another lemon-tree’’
Od tej spokojnej muzyki, aż szło usnąć. Przeciągnąłem się na siedzeniu i przytuliłem mocno Norę.
- Nie śpij – mruknąłem – zaraz będziemy wysiadać
- Uhum – mruknęła nie otwierając oczu
- Oj no weź – szturchnąłem ją – ja Cię nieść nie będę
- A mógłbyś – odburknęła – Słyszałam, że niosłeś już jedną dziewczynę na rękach
- Co? Od kogo to słyszałaś? – zmrużyłem oczy
- Teddy Bear Cię zdradził – uśmiechnęła się pod nosem – Taki uczynny Czesiu
- Pfff – burknąłem – Ten zawsze musi coś wypalić.
- Oj oj nie denerwuj już się – poczochrała mnie mocno – To przecież był dobry uczynek. Nie zostawiłeś koleżanki w potrzebie
- Niby tak… ale wiesz jak to jest – pokręciłem głową – Potem każdy gada i rozpowiada głupoty
- Nie przejmuj się tak – mruknęła – dobry chłopak z Ciebie po prostu
- Ja jestem rude… mam to wpisane w geny – zaśmiałem się
- Głupek – przewróciła oczami
- Dobra pora wysiadać – podniosłem się powoli z krzesła – Pięć minut drogi i będziemy na miejscu.
Wysiedliśmy na zimne rześkie powietrze. Norą momentalnie wstrząsnęło. Ech te laski wszystkie takie zmarzluchy… co do jednego!
- Chcesz moją bluzę? – zapytałem
- Pogięło Cię? – powiedział oburzona – Nawet nie waż mi się jej ściągać …. CHES!
- No co? – zaśmiałem się wyciągając drugą rękę z rękawa
- Czy ja mówię do ściany? Czy może w twoim słuchu występuje jakiś błąd i słyszysz tylko raz na minutę, albo to co chcesz słyszeć?
- Jestem błąd. Czeski błąd – zaśmiałem się i podałem jej bluzę – Wbijaj
- W życiu, już mi ją zakładaj z powrotem! – powiedziała ostro
- Nie ma mowy – pokręciłem głową – Bo wcisnę Ci ją siłą przez głowę
- Dlaczego ty musisz być taki uparty – westchnęła zakładając odzienie na siebie
- Good girl – zaśmiałem się
- Ja Ci dam good girl, ty rude boyu – mruknęła i objęła mnie mocno – Masz szczęście, że to tylko kawałek drogi
- I tak nic by mi nie było – uśmiechnąłem się, ale wewnętrznie telepałem się z zimna

~~~

- I masz mi od razu iść spać!
- Dobrze mamo – przewróciłem oczami i oparłem się o futrynę
- Nie przewracaj mi oczami, tylko naprawdę połóż się spać – Nora podeszła powoli do mnie – Zrób to dla mnie
- Jak dla Ciebie to zmienia postać rzeczy – uśmiechnąłem się
- Głupek – westchnęła i przytuliła mnie mocno – Dziękuję za dzisiaj
- Ależ nie ma za co – poklepałem ją po plecach – Też idź się ładnie połóż i odpocznij. Oby tylko chłopaki za bardzo Ci nie hałasowały
- O to się nie martw – mruknęła
- To dobranoc Nori
- Dobranoc Panie Czeslavie – uśmiechnęła się
Otworzyłem drzwi i wyszedłem powoli.
- Spokojnej nocy – rzuciłem na odchodne i zamknąłem drzwi
Powoli ruszyłem wzdłuż korytarza, tak dobrze mi znanego. Złapałem się poręczy przy schodach i powoli zszedłem na dół. Nie dbałem już o to, czy dorwie mnie strażnik teksasu, czy inny belfer, ale o to by nie wyjebać się na tych przeklętych schodach! Alko ponownie zaczęło uderzać mi do głowy i dawać o sobie znać. Zakręciło mi się porządnie i zatoczyłem się na drugą ścianę. Heh, będzie główka boleć z rana… to pewne na bank. Minąłem ostatni zakręt schodów z części women i ruszyłem w stronę części bez wo. W ustach miałem istny wiór… A przede mną jeszcze wizja dwóch pięter…

~~~

Zapukałem delikatnie do drzwi od naszego pokoju i czekałem. Oby tylko księżniczka shrekowa nie spała, bo się zajebię. Jak na zawołanie kliknął zamek w drzwiach i te otworzyły się. Momentalnie nasze spojrzenia spotkały się. Staliśmy tak w ciszy, aż w końcu niemiecka szkapa wypaliła
- To ty
- To ja – odpowiedziałem szybko
- Cóż to Cię sprowadza – mruknął krzyżując ramiona
- Posłanie i woda – powiedziałem mijając go
- Znowu piłeś? – wypalił
- Tylko mi nie matkuj – burknąłem – Byłem na imprezie to się napiłem
- Czyja ściana tym razem ucierpiała? – zapytał
- Niczyja, to było na mieście. Nie ma coli? – zapytałem wychylając się znad lodówki
- Nie bardzo – powiedział chłopak
- To nie dobrze – westchnąłem
- Mam pepsi, ale wątpię żeby Cię to urządzało…
- I bardzo dobrze wątpisz – mruknąłem – A sok jakiś?
- Pomarańczowy?
- Biere
Chłopak rzucił w moją stronę pół pusty karton soku. Szybko go odkręciłem i przyssałem się, aż do ostatniej kropli.
- Dzieki bro – powiedziałem
- Ooo to znowu jestem Twoim bro? – uniósł brwi
- Nie wydurniaj się patafianie – burknąłem – Zawsze nim będziesz tylko mnie nie denerwuj i zachowuj się jak bro, a nie jak ojciec, czy matka
- Ty za to mógłbyś przestać zachowywać się jak gówniarz – warknął
- I o tym mówię – padłem na łóżko
- Bo nie chcę, żeby stała Ci się krzywda Ches…
- Wiem, ale błagam Cię… nie ograniczaj mnie i nie wtrącaj się tak…
- Przy Tobie tak się nie da – pokręcił głową
- Pogadamy o tym później, a ten – spojrzałem na niego – Kiedy wyjeżdżasz do domu?
- Jakoś za kilka dni, a co?
- A nic, tak pytam… no to ten, dobranoc bro.

<Nora?>

Theme by Bełt