niedziela, 27 listopada 2016

OD Akane CD Anthony’ego

Wróciłam do pokoju bez pożegnania i jakiego kolwiek słowa. Skierowałam się ku swojemu pokoju i nic więcej. Coś się stanie, a ja to czułam. Zasnęłam nad ranem,a gdy spojrzałam się na zegarek zobaczyłam, że jest około siódmej. Zadzwoniłam kilka razy do Anthony'ego, ale nie odbierał. Pomyślałam sobie, że po prostu jeszcze śpi. Po kąpieli spojrzałam się na telefon. Dostałam wiadomość od Leona które chciała się ze mną spotkać. Zgodziłam się ze względu na to, że i tak nic nie miałam w planach, a Anthony po prostu był zajęty, tak jak powiedział mi wczoraj. Przed wyjściem zadzwoniłam do niego, ale on ponownie nie odebrał. Zeszłam na dół i jak się okazało, Leon spotkał się z A-chanem i zamienili ze sobą kilka słów. Wniskując po jego tonie głosu i wyrazie twarzy to nie przypadło sobie do gustu. Leon zabrał mnie w kilka wspaniałych miejsc. Bawiłam się doskonale, ale wciąż miałam źle przeczucia. Będąc w restauracji napotkalismy się na Anthony'ego, ale on szybko odszedł. Obiad zaczął się w miłej atmosferze, za to skończyła się w masakrycznej. Oblałam Leona szklanka wody i wyszłam z restauracji. Byłam na niego wściekła! Za wszystko co powiedział i za to co na końcu odpowiedział.Leon zaczął za mną chodzić i przepraszać. Do akademii przyjechałam taxi i zniknęłam w ogrodzie, jednak on się nie poddał i przyjechał za mną z kwiatami. Miałam go na dzisiejszy dzień naprawdę dosyć. Wydarłam się na niego i uderzyłam kwiatami. Jak tylko zobaczyłam, że jest koło A-chana od razu tam podeszłam. Leon zniknął z oczu a j zostałam sama na sam z Anthony'm. Wylądowałam się trochę na nim, ale na sam koniec wzięłam głęboki wdech następnie wydech, spojrzałam się na Abnthony'ego.
- Jutro nie dam rady się z tobą spotkać, a w tygodniu to tylko i wyłącznie na lekcjach i przerwach o ile się da - usiadłam koło niego.
- Co jutro robisz? Tak samo jak i w tygodniu? - spytał się, spoglądając na mnie swoim wzrokiem, ktorego wciaz nie wiedzialam jak nazwac. - Chyba pamiętasz, że nie masz się przemęczać?!
- Jutro przyjeżdża po mnie brat bo muszę iść na kolację rodzinną. A w tygodniu to będę zajęta dodatkowymi zajęciami. Z resztą ty sam będziesz zajęty - uśmiechnęłam się pod nosem, ale było mi smutno. Bałam się o niego, a w dodatku będzie nam się ciężko spotkać. Nie nawidziłam tego najbardziej. Nasza rozłąka nie mogła trwać zbyt długo, bo inaczej będzie nam to tylko sprawiać coraz to większe kłopoty. Posiedziałam przez chwilkę koło chłopaka po czym wstałam.
- Ja sie będę już zbierać. Do zobacznia w krótce - pocałowałam go i zniknęłam mu z oczu. Wróciłam do pokoju i przygotowałam sobie ubiór na jutrzejszy dzień. Co jak co, ale musiałam jakoś wyglądać, wreszcie idziemy do restauracji. Położyłam się spać, jednak nie mogłam zasnąć, dama nie wiem dlaczego. A jak już zasnęłam to nadszedł czas, aby wstać. Wzięłam poranny prysznic, zjadłam co nieco i nadszedł czas aby jechać. Ubrałam jedna ze swoich sukienek po czym wsiadłam do auta. Przywitałam się z bratem, po czym najzwyczajniej w świecie pojechałam na kolację. Miałam ten dzień spędzić tylko i wyłącznie z rodzicami, ale okazało się że nie będziemy tam sami. Była jeszcze rodzina Leona i inni ważniejsi ludzie dla mojego taty jak i za równo braci. Dziewczyny w moim wieku nie przepadam za mną ze względu na to, że wszyscy chłopcy kręcili się koło mnie. Dzień się w końcu skończył, a bracia mnie odwiedzi z powrotem do akademika. Było dość późno, więc weszłam po cichu. Jednak przed tym sprawdziłam czy światło w pokoju Anthony'ego się nie pali. Okazało się, że nie. Poszłam do jego pokoju, jednak zatrzymałam się gdy usłyszałam jak rozmawia z dziewczyną w pokoju. Chciałam się dowiedzieć kto to jednak zrezygnowałam i odeszłam. Wróciłam do pokoju gdzie od razu poszłam spać. Nie mogłam zasnąć, wciąż myślałam o tajemniczej dziewczynie w pokoju A-chana. W nocy prawie nic nie spałam, więc byłam na pół przytomna gdy weszłam do klasy. Jak na złość dzisiaj miałam dwa pierwsze francuskie. Przeżyłam jakoś, ale Anthony'ego nie było dzisiaj na lekcjach. Jak się okazało zaspał i przyszedł na trzecią lekcje. On również chyba dobrze nie spał. Przywitalismy się jednak przez cały dzisiejszy dzień coś nam cały czas przeszkadzało. Nie mieliśmy okazji, aby porozmawiać chociażby przez krótką chwilę. Przenikałam ten dzień jednak tak było przez kolejne kilka dni. Pomimo tego, że dzwoniłam do niego to nie odbierał i pisał mi smsy, że nie może teraz rozmawiać. Chodziłam na dodatkowe zajęcia, jednak po tym jak spadłam z piramidy, zrozumiałam, że nie dam już więcej rady.
Co prawda była też to wina jednej z dziewczyn, ale nie mogłam nic zrobić. Pozostałe dziewczyny oczywiście martwimy się o mnie, ale co zrobić. Wiedziałam im, że zwalniam się na pewien czas z zajęć. Wypytywały się, ale nie mogłam im powiedzieć więc po prostu powiedziałam, że nie mają się martwić. Wyszłam w połowie zajęć i poszłam do innych kółek w których byłam. Wszystkim powiedziałam, że po prostu przez pewien czas nie będę mogła uczestniczyć. Nie chciałam tego robić, ale moje ciało po prostu mnie nie słuchało. Poszłam na dach. Chciał jakoś oczyścić się od wszystkich złych myśli. Przez kolejny tydzień nie widziałam Anthony'ego, a zamiast niego widziałam tylko Rafaela, który dotrzymywał mi towarzystwa pomimo tego, że nie chciałam. Martwiłam się o A-chana, ale mówił mi, że jest w bezpiecznym miejscu. Musiałam mu uwierzyć, ale jakoś wciąż mi coś podopowiadało, że to nie prawda.
Byłam na dachu. Rozglądałam się do okoła, a mój wzrok przykuła główna brama wjazdową do szkoły. Przed bramą stanęło auto a wyszedł z niego Anthony. Pomyślał, że jest to Filip lub jakiś inny znajomy chłopaka, jednak za kierownicy wyszedł, a dokładnie mówiąc wyszła jakaś kobieta. Widząc to, poczułam ból i to ogromny. Usiadłam sobie na ziemię, opierając się przy tym do ściany. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Spojrzałam się na niebo z którego zaczęły po chwili skapywać krople deszczu. Nie miałam zamiaru się chronić przed deszczem nie miałam nawet ochoty. Na dach ktoś przyszedł. Pomyślałam sobie, że to Anthony jednak pomyliłam się. Był to Rafael. Usiadł kolo mnie.
- Co się dzieje kocie? - spytał cichym głosem, a ja tylko się na niego spojrzałam. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że zrezygnowałaś z zajęć? Może wtedy bym mógł ci jakoś zorganizować lepiej czas - miło było z jego strony, ale ja po prostu nie wiedziałam co powiedzieć.
- Ja po prostu nie dawałam sobie rady... moje ciało odmawia mi posłuszeństwa... coraz to bardziej jestem zmęczona i nie mam na nic ochoty, a w dodatku Anthony nie ma dla mnie czasu, ale ma czas dla tamtej kobiety. Raf-chan czy ja coś źle zrobiłam? - spytałam się, powstrzymując się przy tym od łez.
- W tej chwili najgorszy błąd jaki to popełnia to jest ten dureń zwany Anthony'm. Ty nie masz się za co winić - odparł, a ja spojrzałam się na niego. Chłopak przybliżył rękę i otarł mi łzy, które zleciały mi po policzku.
- Dziękuję ci - odparłam i uśmiechnęłam się. Chłopak lekko zarumienię się, a ja spojrzałam się na niego pytająco. Zbytnio nie zrozumiałam dlaczego się zarumienią, ale no cóż. - Raf-chan czy mógłbyś nic nie mówić Anthony'emu, a zwłaszcza o tym, że zrezygnowałam z zajęć dodatkowych?
- Skoro tego sobie życzysz Kociak to nie ma sprawy. Ale ty mi za to obiecaj, że jak nie chcesz czegoś powiedzieć tamtemu durniowi to mi to powiesz - zgodziłam się. Czemu by nie, on nie wyglądał na złego. Był nawet w jakimś stopniu podobny do Anthony'ego. Rafael poszedł mnie odprowadzić do pokoju. Był bardzo miły i zabawny. Po drodze spotkaliśmy Anthony'ego. Nie wiedziałam jak się zachować, więc po prostu schowałam się za plecami Rafaela.
- Akane czy coś się stało? - spytał ziarno włosy, a ja wyjrzałam ukradkiem.
- Wybaczcie mi, ale ja już sama wrócę do pokoju. Jeszcze raz ci dziękuję Rafael za pomoc i miło spędzony czas - uśmiechnęłam się pogodnie.
- Dobranoc Kicia i do zobaczenia jutro - pomachałam i szybko odpaliłam się od nich.
Weszłam szybko do pokoju i odetchnęłam z ulgą. Wzięłam kąpiel i przebrałam się. Chciałam iść spać, ale nie mogłam kompletnie zasnąć. Przebrałam się w normalne rzeczy i wyszłam. Poszłam na dach szkoły, ponownie. Chciałam wszystko dokładnie przemyśleć. W przemyśleniach miał mi pomóc chłód jaki to panował o tej porze roku. Było zimno, ale ja zbytnio się tym nie przejmowałam.

<Anthony?>

czwartek, 24 listopada 2016

Od Anthony'ego cd Olivii

Obudziłem się dziś około trzeciej. Znowu. Ostatnio spanie mi nie idzie. Powroty nawyków? Przyzwyczajeń? Nie wiem. Może. O tej godzinie nie mam siły myśleć. Jednak nic innego mi nie pozostaje, niż ogarnąć się i wyjść z pokoju. Nie szedłem dziś po Akane, przynajmniej na razie. Ona w końcu jeszcze śpi. Łaziłem po szkole, bez celu, słuchając muzyki. W końcu wybiła ósma, udałem się po dziewczynę po czym poszliśmy na lekcję.
Przeżyłem jakoś nudną historię, dłużący się francuski, krótki niemiecki, przebolałem również fizykę i geografię. Dzisiaj wyjątkowo przełamałem się i wziąłem cholerne okulary, czuje, że jestem coraz bardziej ślepy. Musiałem wytrzymać jeszcze tylko na matematyce i zajęciach artystycznych. Jakoś się udało, mimo, że nie było łatwo. Cały czas przysypiałem.
w końcu lekcje się skończyły, Akane jechała dziś na badania, a ja nie mogłem jechać z nią. Zirytowało mnie to, poszedłem do siebie po kartki i ołówek. Włożyłem słuchawki i ruszyłem wolno w stronę wyjścia ze szkoły. Zamyśliłem się znów. Przez co wpadłem na jakąś osobę.
- Sorki, nie zauważyłam cię - mruknęła obojętnie jakaś dziewczyna.
Spojrzałem na nią wyjmując słuchawkę z ucha - Co mówiłaś? - mruknąłem.
Najwyraźniej zauważyła, że miałem słuchawki, gdyż powiedziała chłodno:
- Sory, nie widziałam cię.
Westchnąłem. Kolejna rozmowa? Egh... - Ok.
- I tyle? - zapytała chyba zdziwiona moją reakcją.
- Ta. - warknąłem zniecierpliwiony.
Jakoś nie miałem ochoty na rozmowę, no ale nie będę aż tak wredny i nie powiem jej "Spier***aj.".
- A co miałbym więcej powiedzieć? - zapytałem sucho.

Olivia? Oto typowe przyjęcie nowego ucznia :D

Od Anthony'ego cd Akane

 - Nie obwiniaj się, że to ja ciebie obroniłam. Po prostu nie mogłam patrzeć jak leżysz na ziemi, a w dodatku nie zobaczyłam swojej ostatniej niespodzianki. Teraz musisz tylko wydobrzeć, bo następnym razem jak oni przyjdą to nie dam rady i będziesz musiał sam dać sobie rady. Kiedyś to bym dała radę, ale nie teraz gdy muszę brać lekarstwa. Więc zostawiam tobie wszystko w rękach, jednak pamiętaj, że nie masz popełniać żadnych głupstw, a jak będziesz potrzebował pomocy to powiedz mi, a ja postaram się coś wykombinować na swój sposób - powiedziała cicho.
- Nie obwiniam się. - powiedziałem. - I tak, już nie musisz się o to martwić. Jak wrócą to się zdziwią. - dodałem cicho uśmiechając się, w sumie sam do siebie.
Spojrzała pytająco. - A dlaczego uciekłeś ze szpitala? Musiałam nakłamać lekarzowi. - zapytała.
- Musiałem coś załatwić. Chciałbym cię ostrzec, że teraz będę na trochę znikał. Ale nie musisz, a nawet nie możesz się o mnie martwić. - szepnąłem z uśmiechem, dość tajemniczym...
- Chciałabym wiedzieć gdzie będziesz. - spojrzała się z nieukrywaną troską.
- W bezpiecznym miejscu. - odparłem.
- Ale skąd mogę mieć tę pewność?
- Na słowo mi nie wierzysz?
Spojrzała na mnie tak, jakby chciała powiedzieć "Ty nigdy nie jesteś w bezpiecznym miejscu." Jednak zrezygnowała z powiedzenia czegokolwiek.
- Bądź spokojna. - wyszeptałem.
Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że mam jedną słuchawkę w uchu, wzięła drugą i włożyła sobie do ucha.
- Co to? - zapytała przysłuchując się melodii, która wciągała w trans, wręcz usypiała.
Zaśmiałem się lekko. - Tak zwany czarny rap. Z nazwy możesz nie kojarzyć, Russ, The Otherside.
- No nie kojarzę. - powiedziała. - Chociaż melodię kojarzę. Jaki to język? - zapytała chyba orientując się, że to nie angielski.
Znów się zaśmiałem. - Niemiecki. - Po tym piosenka skończyła się i włączyła się sama melodia, którą zresztą szybko przełączyłem.
- Dlaczego zmieniłeś? Tamta też była fajna.
- Zbyt mi się kojarzy z przeszłością. - mruknąłem całkiem wyłączając muzykę.
Dziewczyna przyglądała mi się, jakby nie rozumiała co mówię, jakby tłumaczyła sobie sens tego co powiedziałem na język, który zna. Gdybym mówił do niej jakoś niezrozumiale. Westchnąłem cicho, wstałem z ziemi.
- Chodź do szkoły. - mruknąłem.
- Dlaczego?
- Zimno jest. I leki muszę wziąć. - wymyślałem, abyśmy po prostu stąd zeszli.
- Przecież ciepło jest. - odparła.
- Mi zimno. I te leki...
- Od kiedy stosujesz się do zaleceń lekarzy? - zaśmiała się, nadal siedząc na ziemi.
- Od teraz. - mruknąłem niezadowolony i zniecierpliwiony. - Idziesz? - dodałem idąc w stronę zejścia.
Akane ewidentnie nie chciała schodzić, wręcz przeciwnie do mnie. Ja chciałem i to bardzo, chciałem znaleźć się już w środku, najlepiej u siebie. Stałem do niej tyłem, patrzyłem się pusto w przestrzeń przede mnie.W końcu usłyszałem ciężkie, zniechęcone westchnienie. Wstała po czym zmierzała w moją stronę, kiedy była nieco bliżej ruszyłem ku wyjściu (zejściu*). Dziewczyna w milczeniu podążała za mną, chyba wyczuła jakąś próżnię gdzieś we mnie, albo między nami. Nie wiem. Czułem tę pustkę, jednak nie potrafiłem jej zlokalizować. Poszła do siebie, bez słowa, tak po prostu. W sumie nie dziwiłem jej się. No bo co miałaby powiedzieć? Czasami w niektórych momentach lepiej milczeć. Sam udałem się do swojego pokoju, nie kłamała, leki leżały razem z receptą na biurku. Włożyłem słuchawki i włączyłem "HuczuHucz - krzyk". Położyłem się na łóżku. Zacząłem myśleć o tym wszystkim. Nadeszła mnie myśl, co ja w ogóle tu robię. Nie w akademii, tylko na świecie. Co ja tu do cholery robię? Po co żyję? Pewnie gdyby nie ja, choroba Akane nie wróciła. Pewnie to przez te wszystkie nerwy i zmartwienia, w końcu znikałem bez słowa, kłamałem i ukrywałem przed nią wszystko. Nadal w sumie wiele rzeczy jest niewyjaśnionych. Jednak wyjaśnienia za wiele nie dają. Nadal te sprawy będą dla niej niezrozumiałe. Pewnie udawałaby, że wszystko rozumie, chociaż tak by nie było. Nikt tego nie rozumie, nawet ja. W sumie wszystko za szybko idzie. Całe moje życie, biegnie. Nie podąża w stronę mety (śmierci), tylko tam zapier......... Egh...
Pozwoliłem aby słone krople wolno spływały po moich policzkach. Znów zacząłem czuć, to mnie przeraża. Tylko po co? Aby w końc i tak doprowadzić do swojego cierpienia? Przecież już to przechodziłem wiele razy. A nadal popełniam ten sam błąd - przywiązuje się. Zaczynam kogoś kochać, pragnąć tej osoby. Zaczynam żyć z kimś, dzielić się kimś wszystkim. A i tak wiem, że będzie ta osoba cierpieć, albo ona, albo ja. Nie chciałem aby cierpiała, jednak nie zależy to ode mnie. To moje życie zawsze doprowadza do tego. Odłączyłem słuchawki i puściłem muzykę normalnie z telefonu.

Kiedy spojrzałem na zegarek zobaczyłem 2:37. Westchnąłem, nie chciało mi się spać, dlatego zacząłem myśleć dalej. W końcu jednak sen zmorzył mnie.



Stoję na środku ulicy, gęsta, nieprzenikniona i mroczna mgła spowiła całe miasto. Jest ciemno, może 23? Gdzieś koło tego. Nie mam przy sobie niczego, ani portfela, telefonu, niczego. Kieszenie puste. Zaczyna padać, po chwili zaczyna lać. Jestem przemoknięty, jednak nie ruszam się. Stoję tak w tym deszczu. Ktoś zbliża się do mnie od tyłu, próbuje złapać za rękę, jednak ja ją odsuwam. Jakbym bał się dotyku. Słyszę stłumiony szloch, jakieś słowa. Nie potrafię ich zrozumieć, nie docierają do mnie. Tylko słyszę szloch, nie słyszę nawet deszczu, wiatru, ani siebie. Powoli odwracam się. Stoi tam dziewczyna, ze spuszczoną głową. Stała w nocnej koszuli, na boso. Płakała. Miała jasne, rozpuszczone włosy. Z początku jej nie poznałem, jednak po chwili zorientowałem się, że to Akane. Kiedy chciałem ją przyciągnąć do siebie, przytulić - między nami pojawiła się próżnia, urwisko, nicość. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała się jakby chciała mnie zabić. Pojawiła się obok mnie, wypowiedziała jeden wyraz "żegnaj". Po tym słowie pchnęła mnie w przepaść. Spadałem, aż spadłem znów na swoje łóżko. Budząc się przy tym. Wbiegłem do łazienki i przemyłem twarz zimną wodą. Westchnąłem ciężko. Ogarnąłem się i spojrzałem dopiero na telefon...



7 nieodebranych połączeń,

12 nowych wiadomości - w tym jedna od operatora,

godzina 6:03,

Dzień - sobota,

Po co wstawałem? - Nie wiem.



Westchnąłem i wyszedłem przed budynek, zobaczyłem przed bramą jakiegoś chłopaka, znałem go skądś, ale nie wiedziałem skąd. Stał oparty o czerwone ferrari. Taki szpaner. Nagle mnie olśniło. Był to chłopak z mojego snu, ten którego zastrzeliłem. Ten, z którym rzekomo we śnie zdradziła mnie Akane. Bez namysłu podszedłem do niego.
- Na co czekasz? - warknąłem.
- Czekam na kogoś. - odparł.
- Dobrze ci radzę spieprzaj. - warknąłem.
- A co mi zrobisz?
- Zależy na kogo czekasz.
- Na pewną dziewczynę. - uśmiechnął się posępnie - Jest z tej szkoły, pierwsza liceum.
Teraz byłem już pewien. - Jeżeli czekasz na Akane to dobrze ci radzę spieprzaj. Chyba, że mam ci pomóc. - warknąłem.
Wystraszył się trochę, jednak po chwili namysłu zawołał:
- A więc to ty! - roześmiał się.
Spojrzałem się na niego pytająco, ze zdziwieniem. - Kto?
- Wiele o tobie słyszałem. W sumie chyba nic złego. Zależy jak kto to interpretuje. - podszedł i podał mi rękę. - Jestem przyjacielem Akane. - uśmiechnął się.
Mruknąłem coś typu "aham". Nie odwzajemniłem gestu. Wyjąłem telefon z kieszeni po czym wybrałem numer.
- No cześć. Mógłbyś mnie gdzieś podwieźć? To ważne. - mruknąłem do telefonu w sumie ignorując tego kolesia. - Dzięki. Jak coś, będę przed szkołą. No to do zobaczenia.
- Po co masz czekać? Podwiozę cię. - uśmiechnął się ciemnowłosy.
- Poczekam... - mruknąłem.
- Czyli równie nieufny jak z historii. - zaśmiał się.
Wzruszyłem ramionami. - Ty i tak chyba czekasz na Akane?
- No tak. Ale zanim wstanie, to zdążyłbym trzy razy cię zawieźć na drugi koniec miasta i z powrotem.
- Wolę poczekać. - mruknąłem.
- A ile będziesz czekał?
- Dziesięć minut.
- Długo.
- Trudno przyjechać szybciej z obrębów miasta.
- Mamy trochę czasu na rozmowę. - powiedział ochoczo.
Zgromiłem go wzrokiem po czym założyłem słuchawki włączając muzykę na full. Po wyznaczonym czasie, punktualnie zjawił się Filip. Jak zawsze uśmiechnięty, w przeciwsłonecznych okularach, mimo że mamy jesień i nie ma słońca. Jak zwykle w aucie bez dachu - czarnym mercedesie.
- Gdzie zgubiłeś swą ukochaną? - zapytał.
- Bardzo śmieszne. - mruknąłem. - Akane śpi. - mówiąc to wpakowałem się do samochodu, czarną torbę sportową rzuciłem na tył.
- A ten tu to kto? - zapytał uśmiechając się.
- Jakiś "przyjaciel" Akane.
- Filip. - uśmiechnął się kierowca do ciemnowłosego.
- Miło mi. - odparł.
- Możemy już jechać? - warknąłem.
- No już, spokojnie. Co ty? Działki dziś nie wziąłeś? - zaśmiał się Filip.
Zgromiłem go wzrokiem. Ruszyliśmy. Robiłem za nawigację. Miałem przy tym mały ubaw. W końcu dotarliśmy do jednopiętrowego budynku.
- Gdyby ktoś cię pytał, Zii albo Rafael, lub ktokolwiek inny to dziś mnie nie widziałeś. - powiedziałem wysiadając.
- Jasna sprawa. - uśmiechnął się odjeżdżając.
Wszedłem spokojnie do budynku, kobieta będąca w czymś stylu "recepcji" uśmiechnęła się do mnie. O dziwo odwzajemniłem gest, idąc w kierunku specjalnej windy. Kiedy zjechałem znalazłem się w pustej, chłodnej sali. Do której po chwili wszedł cicho mój przyjaciel.
- No witaj. Wiedziałem, że się zjawisz. - wzdrygnąłem się lekko. Nie zauważyłem nawet kiedy ten tu wszedł.
- Przecież ty wiesz wszystko. - uśmiechnąłem się.
- No w końcu jakaś poprawa. - roześmiał się. - Widzę stosujemy się do zasad.
- A mam inny wybór?
- W prawdzie nie. Ale pomińmy ten fakt. Dobra to ja nie przeszkadzam i sobie idę.
Wyszedł. Zostałem sam w wielkim pomieszczeniu, bez przeciągania przebrałem się, założyłem rękawice i zacząłem trening. Nie wiem ile czasu spędziłem tam, sądzę, że dużo. Bo kiedy wyszedłem, było już pełno ludzi na ulicach. Spojrzałem w telefon, kolejne:



20 połączeń nieodebranych,

17 wiadomości,

godzina - 11:43



Dłuuuugo tam byłem. Poszedłem do restauracji, chciałem zjeść coś porządnego i normalnego. Zauważyłem na ulicy Akane z tym chłopakiem, szli w moją stronę, założyłem kaptur, który niewiele dawał, gdyż i tak mnie zauważyli. A raczej zauważył mnie ten typ i od razu musiał powiedzieć Akane, że tu jestem. Natychmiastowo weszli do lokalu, na szczęście skończyłem jeść, zapłaciłem i próbowałem udawać, że nie widzę stojącej w drzwiach jasnowłosej i jej kolegi. Co było trudne. Kupiłem jeszcze wodę, mineralną, niegazowaną. Skierowałem się w stronę bocznego wyjścia, wtedy w restauracji rozległ się głos Akane:
- A-Chan? - w głosie było słychać irytację, zniecierpliwienie, ale też i lekką radość.
Powoli odwróciłem się w jej stronę, oparłem o ścianę. - Tak? - zapytałem z uśmiechem.
- Możemy pogadać?
- Jasne. Tylko, że teraz się trochę śpieszę... - powiedziałem jak gdyby nigdy nic przechodząc obok nich na zewnątrz. O dziwo nikt nawet nie zwrócił na nas uwagi. Szybko wyjąłem telefon i wysłałem trochę trudnego do zrozumienia sms'a do Filipa "Maszminute.Restauracjagroziie." Na szczęście, on zawsze rozumiał moje dziwne sms'y i inne teksty. "Daj mi dziesięć sekund ;)" - odpisał. Nie kłamał, zjawił się natychmiastowo.
Wskoczyłem na przednie siedzenie i z uśmiechem zawołałem:
- Pogadamy wieczorem!
Widziałem niezadowolenie i smutek u Akane, jednak teraz nie chciałem zbytnio z nimi rozmawiać. Zwłaszcza przy nim.
- Ciesz się, że byłem w pobliżu. - zaśmiał się chłopak.
- Cieszę się. - uśmiechnąłem się.
- Widzę jakąś zmianę. Brawo. Zacząłeś się uśmiechać i to bez pomocy prochów. Nieźle. - zażartował.
- Nie biorę już od dłuższego czasu. - mruknąłem, ewidentnie mu pokazując, że  nie mm ochoty o tym akurat gadać.
- Dłuższy czas czyli od wczoraj? - zapytał.
Był zadziwiająco pewny siebie. O czymś nie wiem?
- Nic wczoraj nie brałem. Z tego co wiem. - powiedziałem zdziwiony.
- Z tego co wiesz. No właśnie. Widziałem cię wczoraj, oczy rozszerzone, napady śmiechu.
- Kiedy to było?
- Spotkaliśmy się gdzieś o pierwszej. Napisałeś, że musisz się ze mną spotkać, bo nie wytrzymasz tego dłużej. Bo coś tam. Kiedy się spotkaliśmy zacząłeś wyżalać się, potem zniknąłeś na godzinę a kiedy wróciłeś to wziąłeś mnie zaciągnąłeś na jakąś imprezę. Wyrzucili nas oczywiście. Potem odprowadziłem cię do samego pokoju i zamknąłem w nim, abyś nigdzie już nie lazł. Nie wiem co to było, marihuana, kokaina, heroina, LSD. Nie wiem. Ale jedno jest pewne. Coś brałeś. - wytłumaczył.
- A-ale... Ja przecież spałem. - wymamrotałem. - Nic z tego nie pamiętam. Jak i nic z tego nie ogarniam.
W milczeniu Filip dowiózł mnie do akademii.
- Próbuj panować nad tym. Zamkną cię, jeżeli by cię złapali. Uważaj.
- Postaram się, dzięki. - powiedziałem po czym ruszyłem do ogrodu, nie na dach, nie do siebie. Chciałem pobyć gdzieś gdzie jest natura. Aby przemyśleć to wszystko i zrozumieć co się dzieje. Siedziałem tam do wieczora, aż usłyszałem znajomy mi już głos jakiegoś chłopaka:
- Akane, tam siedzi.
Westchnąłem ciężko, nie otwierając jednak zamkniętych oczu. Dziewczyna stanęła centralnie nade mną. Teraz tylko czekałem, aż zacznie krzyczeć, marudzić i złościć się na mnie. Siedziałem pod wielkim drzewem, jej "przyjaciel sobie już poszedł, teraz pozostawało mi tylko czekanie.
- Gdzie byłeś od rana? I dlaczego uciekłeś spod restauracji? - zapytała zdenerwowana.
- Byłem w bezpiecznym miejscu, tłumaczyłem ci to wczoraj. Nie uciekłem, musiałem pogadać z Filipem. - skłamałem. Tak na prawdę ta organizacja nie jest bezpieczna, mogą na raz wszystkich nas zgarnąć i zamknąć. Albo mógłby mi ktoś tam zrobić krzywdę. Byłem lekko poobijany i pozdzierany, trenowałem z Wiktorem. Niby niski, niby nieporadny, ale coś w nim siedzi. Oczywiście nie umknęło to dziewczynie.
- Bezpiecznym? To dlaczego wyglądasz jakbyś co najmniej z pobojowiska wrócił?
- Zabawa z kolegą. - uśmiechnąłem się.
W miarę spokojna Akane, teraz chyba przegiąłem, widziałem, że już nie będzie się hamować co do pytań i wyrzutów. W pewnym sensie o to mi chodziło, nie chciałem aby próbowała stłumić gniew. To niezdrowe, musiałem ją jakoś lekko popuścić, sprowokować.



Akane? Ależ mi to się wydłużyło!! XD

poniedziałek, 21 listopada 2016

OD Akane CD Anthony’ego

Wyszłam z pokoju chłopaka i pozostawiłam go na chwilę sama. Jednak ta chwila wystarczyła mu, aby uciec ze szpitala. Chłopcy pomogli mi go szukać, ale przerwali, gdy tylko ich o to poprosiłam. Naściemniałam trochę lekarzowi, ale on mnie znał więc nic nie powiedział. Dostałam receptę i wypis. Wykupiłam przy okazji lekarstwa i skierowałam się w kierunku szkoły. Zii i Rafael mnie zatrzymali i powiedzieli, że mnie z miłą chęcią odprowadzą. Nie chciało mi się samej wracać, więc po prostu wróciłam z nimi. Chłopcy przez całą drogę rozmawiali o Anthony’m. Nie były to same złe rzeczy, a wspomnienia o tym jak się za pierwszym razem zapoznali i jakie wywołał na nich wrażenie. Jak tylko stanęliśmy przed bramą do akademika dziewczyn, pożegnałam się z nimi. Poszłam oczywiście do pokoju Anthony’ego i zostawiłam mu lekarstwa, aby nie zapomniał o niczym. Skoro nie wrócił to nie pozostało mi nic innego jak pójść sobie i czymś się zająć. Wzięłam kartkę i coś do rysowania, poszłam na dach szkoły. Nie miałam weny, więc wszystko odłożyłam na bok i spojrzałam się na niebo.
- Wiedziałem, że tutaj będziesz - usłyszałam głos osoby, która otworzyła drzwi. Był to oczywiście nikt inny jak A-chan.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz - odparłam. Chłopak usiadł obok mnie.
- Przepraszam, że…
- Nic nie mów - zakryłam mu usta i położyłam się na jego ramieniu.
- Nazmyślałam lekarzowi i załatwiłam ci wypis. Lekarstwa zostawiłam ci w pokoju na biurku więc na pewno je znajdziesz.
- Dziękuję - odparł cicho, a ja zamknęłam oczy.
- Nie obwiniaj się, że to ja ciebie obroniłam. Po prostu nie mogłam patrzeć jak leżysz na ziemi, a w dodatku nie zobaczyłam swojej ostatniej niespodzianki. Teraz musisz tylko wydobrzeć, bo następnym razem jak oni przyjdą to nie dam rady i będziesz musiał sam dać sobie rady. Kiedyś to bym dała radę, ale nie teraz gdy muszę brać lekarstwa. Więc zostawiam tobie wszystko w rękach, jednak pamiętaj, że nie masz popełniać żadnych głupstw, a jak będziesz potrzebował pomocy to powiedz mi, a ja postaram się coś wykombinować na swój sposób - wyszeptałam.


<Anthony?>

niedziela, 20 listopada 2016

Od Anthony'ego cd Akane

Trafiłem do szpitala. Nie chciałem tam jechać, ale Akane z chłopakami mnie zmusili. Oczywiście lekarze opatrzyli mnie i musiałem siedzieć na obserwacji. Jak siedziałem tak na sali weszła nagle dziewczyna, usiadła obok mnie łapiąc mnie za rękę.
-Jak się wydostałaś od nich? - mruknąłem zakładając ręce na piersi.
-No Rafael i Zii mi pomogli. - powiedziała.
Nie wierzyłem jej. Mogli od razu załatwić wszystkich, a nie tylko uwolnić ją. Zii był w końcu z mafii! Każdy przecież go znał, tak jak każdy się go bał. Jest na zlecenia Drakona, halo! Oczywiście nie przyzna się do tego, no bo jakby inaczej.
-Zły jesteś? - zapytała.
Przez głowę przeszło mi teraz pełno myśli. Jasne, że byłem zły! Nie na nią. Na siebie. Oraz na swój los. Lekarzy. Zii'ego i Rafaela. Ale w szczególności byłem zły na siebie.
-Nie. - mruknąłem.
Teraz na salę wszedł Rafael oraz Zii.
-Nieźle cię urządzili. - uśmiechnął się Rafi.
-Jak się czujesz? - zapytał Zii.
W odpowiedzi wzruszyłem ramionami, teraz czułem się nijak. Byłem wściekły na siebie, że nie potrafiłem obronić jej. Mnie mogliby w sumie zabić gdyby nie ona. Tylko dlatego nie zastrzelili mnie od razu, chcieli aby ktoś mi bliski widział moją śmierć.
-Akane, chodź na chwilę. - powiedział nagle Rafael wychodząc z sali razem z Zii'em. Po chwili Akane również wyszła.
Upewniając się, że nikogo nie ma na sali oprócz pacjentów wstałem z łóżka, zabrałem kurtkę, ubrałem buty, które uwcześniej musiałem zdjąć. W końcu wyszedłem z sali pobocznymi drzwiami, nikt nie zauważył mojej nieobecności, aż usłyszałem głos Akane:
-Gdzie jest ten chłopak stąd?
Pielęgniarka odpowiedziała, że możliwe, iż udałem się do toalety. Dziewczyna wraz z chłopakami poszli mnie szukać. Miałem teraz więcej czasu. Wymknąłem się ze szpitala, zostawiając w nim Akane i tych dwoje. Wygrzebałem z kieszeni telefon wraz ze słuchawkami, włożyłem je do uszu i puściłem muzykę. Powoli kierowałem się w stronę pewnej placówki. Kiedy byłem na miejscu zatrzymało mnie dwóch facetów. Standardowe procedury, przeszukanie, sprawdzenie tożsamości. W końcu wpuścili mnie do tegoż oto wielkiego budynku, posiadał jedno piętro, jednak był bardzo wielki wzdłuż i w szerz. Przywitał mnie w środku niski blondyn o jaskrawych oczach i szerokim uśmiechu.
-No witaj witaj! Nie sądziłem, że jeszcze do nas zawitasz. - powiedział to bardzo ciepło i przyjaźnie.
-Pozory mylą. - odparłem.
-Jak zgaduję przyszedłeś na lekcje? - zaśmiał się.
-Można tak powiedzieć. - mruknąłem.
-No to po pierwsze, zdejmij słuchawki. - westchnąłem, ale wykonałem polecenie. - Po drugie stań luźnie. - kolejne westchnięcie z mojej strony. - A po trzecie i ostatnie, uśmiechnij się człowieku! - powiedział to z taką radością, że aż mnie zdziwił.
-Jak mam się uśmiechać skoro nie mam do tego na razie powodów?
-Masz i to wiele!
-Jakich na przykład?
-No w końcu żyjesz, masz dach nad głową. Masz dziewczynę. Wiele znajomości. - Wtedy dość mnie zdziwił.
-Skąd to wszystko wiesz?
-Zapomniałeś, że ja wiem wszystko? - roześmiał się. - Chodź na dół, jesteś trochę spóźniony, ale nie powinno sprawić to kłopotu. A tak w ogóle co ci się stało? - zapytał kiedy jechaliśmy windą do podziemi.
-Dlatego tu jestem. Nie zamierzam dawać się tak łatwo, a do tego aby bardziej bali się mojej dziewczyny niż mnie. - warknąłem.
-Ale Antek, spokojnie. Nie ma co się denerwować.
Kiedy tak obok niego stałem, to na prawdę było widać różnicę wzrostu, był w moim wieku, a wzrostem przypominał piątoklasistę.
-Jak tam w ogóle z zajęciami? Przenieśliście się na niższe piętro, z tego co widzę.
-Taaa... No widzisz, był mały problem, kiedy odnalazły nas gliny. Na całe szczęście miła właścicielka tego budynku pozwoliła nam wrócić. Tylko musimy bardziej uważać. No i nie przyjmować każdego jak leci. - posmutniał lekko.
-To normalne, cieszę się, że jeszcze w ogóle wasza organizacja istnieje.
-Tylko dla niektórych istnieje, dla większości my już nie istniejemy. - powiedział tajemniczo, po czym drzwi windy otworzyły się.
Moim oczom ukazała się jedna z wielkich sal. Było tu wiele sprzętów, ale była to dopiero "recepcja" tak zwana. Przy długim blacie zatrzymaliśmy się. Po chwili wyjrzała stamtąd wysoka brunetka w okularach, długim swetrze i z miłym wyrazem twarzy.
-W czym mogę pomóc? - zapytała uśmiechnięta.
-Kluczyk dla kolegi poproszę. - odparł radośnie blondyn.
Kobieta weszła do jakiegoś pomieszczenia za nią, aby po chwili wyjść z kluczami.
-Sądzę, że ten będzie najlepszy. - podała mi klucz z ładnie ozdobionym numerem osiem.
-Te numerki zawsze tak ozdobione? - zapytałem, przyglądając się numerowi.
-Tylko jeśli Ani się nudzi. - zaśmiał się karzełek jak dla mnie.
Ruszyliśmy dalej, przechodziliśmy przez wiele pomieszczeń, aż dotarliśmy do ogromnego pomieszczenia, w którym znajdowało się wszystko, a raczej wszystkie rzeczy każdego kto tu przebywał. Znalazłem swój kąt w tym pomieszczeniu po czym poszliśmy dalej. Nie wiedziałem w sumie dokładnie czego oczekuje od tego miejsca. Ale Wiktor wiedział. Prowadził mnie przez te wszystkie pomieszczenia. Aż dotarliśmy do celu. Byliśmy w bardzo dużej sali.
-Sądzę, że to miejsce będzie najlepsze dla ciebie. - uśmiechnął się Wiktor.
-Dzisiaj już nie pobędę, muszę wracać, szukają mnie. - powiedziałem trochę zrezygnowany.
-No rozumiem. Chyba ostatnio opuściłeś się w swojej aktywności fizycznej. - dźgnął mnie palcem w żebra.
-Trochę. - powiedziałem lekko się uśmiechając.
-Aby było łatwiej ci tu trafić, bo nie jest to takie proste, tutaj masz kartę do windy, która jedzie prosto do tej sali. - powiedział podając mi srebrną kartę i wskazując na ciemne drzwi windy.
-Dzięki. - uśmiechnąłem się słabo, roztrzepując mu włosy. - Muszę wrócić do tego co było wcześniej, bo już całkiem zapomnę jak się bronić. - dodałem po chwili.
-Pamiętaj, u nas drzwi otwarte dwadzieścia cztery na dwanaście. - uśmiechnął się.
-Dobra, to ja już lecę, ale dzięki za kolejną szansę. - powiedziałem wchodzą do ciemnej windy. Gdy wszedłem automatycznie włączyły się w niej lampy.
-Kliknij najwyższe piętro. - zawołał jeszcze po czym odszedł.
Zrobiłem zgodnie z instrukcją, a po chwili byłem już na pierwszym piętrze, na powierzchni ziemi.
Przechodząc przez recepcję kilka osób spoglądało na mnie, jak gdyby mnie znali, chociaż, ja nie znałem ich wcale. Wyszedłem z budynku i ruszyłem w kierunku akademii. Gdy dotarłem po półgodzinnym spacerze pod budynek zauważyłem, że panuje lekkie zamieszanie. Ignorując to wszedłem spokojnie do szkoły, słuchając muzyki i podśpiewując. Nagle miałem lepszy humor. Z pewnością wyglądałem dziwnie. Niby nic nie jest dziwnego kiedy ktoś idzie i śpiewa w słuchawkach. Ale jak śpiewa rap i to po niemiecku to może wyglądać to bardzo dziwnie. A zwłaszcza, iż słuchałem akurat "Hanybal - BALLER LOS". Czułem ciekawe i zdziwione spojrzenia ludzi, ale nie interesowały mnie zbytnio.


Akane?

środa, 16 listopada 2016

OD Akane CD Anthony’ego

Wszystko było zbyt piękne, aby mogło to trwać długo.Pomimo tego, że byłam cały czas uśmiechnięta i radosna to gdzieś, w głębi mnie odczuwałam niepokój. Nie tylko ja. Anthony również wydawał się być zaniepokojony. Płynąc łodzią, chłopak był zamyślony, a jego wzrok wciąż czegoś wypatrywał. Zeszliśmy z łodzi po około czterech godzinach, może mniej. Weszliśmy ponownie do auta i pojechaliśmy na drugi koniec miasta. Nie wiedziałam czego mam się teraz spodziewać, a Anthony jeszcze nie chciał mi w dodatku nic powiedzieć. Po dotarciu na miejsce, stanęliśmy przed ogromną bramą prowadzącą do wesołego miasteczka. Aby się nie zgubić i tak dla pewności, że żadna z dziewczyn nie odbierze mi mojego A-chana, chwyciłam go za rękę.
- Chodźmy! - powiedziałam wesoło i poszliśmy wolnym krokiem na jedną z atrakcji.
Zeszliśmy z jednej z atrakcji. Tłum był straszny przez co rozdzieliłam się na jakiś czas z Anthony'm. Jak tylko go ujrzałam to został otoczony przez grupkę dziewczyn. Spodziewałam się tego. Jego twarzyczka jest zbyt słodka i działa jak magnez na dziewczyny.
- Przepraszam was dziewczyny, ale on jest już zajęty - stanęłam koło niego i powiedziałam im to, a one jak gdyby nigdy nic. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą. - Idziemy! - powiedziałam zirytowana. Zaciągnęłam go na diabelski młyn, gdzie od razu wsiedliśmy do jednego z wagoników.
- Co się stało Akane? - spytał, a ja spojrzałam się zdenerwowana na niego.
- Nic takiego - odetchnęłam. Wreszcie to nie była jego wina. Co ja mogłam za to, że jego twarzyczka jest taka urocza.
- Czyżbyś była zazdrosna? - spojrzał się na mnie tym swoim dociekliwym, a zarazem uśmiechem na twarzy.
- Nie... - odpowiedziałam odwracają wzrok.
Spojrzałam się i ujrzałam przepiękny widok. Słońce akurat zachodziło, więc można było zobaczyć przepiękną panoramę wesołego miasteczka i część miasta.
- Jak pięknie - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. - Dziękuję ci... Naprawdę dziękuję - spojrzałam się na niego i ucałowałam go w policzek.
Nie spostrzegłam się nawet, że jest tak późno. Czas leciał za szybko, gdy byłam z Anthonym. Musieliśmy już wyjść, ale było miło i zabawnie.
- Więc pozostała jeszcze ostatnie niespodzianka - powiedział Anthony, a ja spojrzałam się na niego.
- Pewnie mi nie powiesz co to za niespodzianka, co nie?
- Przykro mi, ale nie - uśmiechnął się ciepło.
Przytuliłam się do jego ramienia i poszliśmy dalej, jednak nie za daleko. Podeszło do nas kilku dobrze zbudowanych chłopaków. Anthony najwidoczniej ich poznał. Jeden z nich oddzielił mnie od A-chana. Pomimo tego, że próbowałam się wyrwać to nie udało mi się.
- Zostawcie ją! - Anthony spoważniał i to bardzo. Po raz pierwszy zobaczyłam u niego taki wyraz twarzy. Nie wiedziałam zbytni o czym rozmawiają, bo mężczyzna odciągnął mnie daleko od nich. Nie miałam jak ich usłyszeć. Jednak jak tylko zobaczyłam, że A-chan oberwał to się wkurzyłam. Nie mogłam pozwolić, aby coś się mu gorszego stało. Mężczyzna który za mną stał i trzymał mnie, spojrzałam na niego i przerzuciłam go za siebie, wykręcając mu przy tym rękę. Powinnam dziękować bratu za nauczenie mnie karate i kilka innych sztuk walki.
- Odejdźcie od niego! - powiedziałam z zirytowanym uśmiechem na twarzy.
Pozostała czwórka spojrzała się na mnie i na swojego towarzysza leżącego na ziemi nieprzytomnego.
- Mała ty to zrobiłaś? - spytał z uśmiechem na swojej brzydkiej buźce jeden z nich.
- Nie święty mikołaj - odparłam.
Coraz bardziej mnie wkurzali. W dodatku Anthony oberwał i to strasznie porządnie. Powinien go obejrzeć lekarz, ale nikogo nie było. Wesołe miasteczko w pewnym momencie po prostu opustoszało. Byłam wściekła, a zarazem zrozpaczona. Gdy kolejny z nich podszedł do mnie, od razu go przerzuciłam i uderzyłam w miejsce po którym od razu zemdlał. Pozostali widząc mnie odsunęli się i zrobili przejście.
- Ze mną się nie zadziera, a zwłaszcza jeżeli chodzi o osoby ważne dla mnie.
Oni wzięli swoich kupli i odeszli, a ja zostałam z Anthony'm, który to nie za dobrze wyglądał. Na szczęście Rafaeli i Zii czy jak im tam było, również byli w wesołym miasteczku. Pomogli mi, za co byłam im wdzięczna. Zaprowadziliśmy Anthony;ego do pobliskiego szpitala, a oni od razu się nim zajęli. Na szczęście rany nie wyglądały na tak poważne jakby mogło się wydawać.
- Akane jak ty zrobiłaś, że ich powaliłaś? - spytał się w pewnym momencie jeden z chłopaków.
- Brat mnie nauczył kilka chwytów. Jednak oni dwoje nie byli na silnych jakby się wydawało - odpowiedziałam.
- Dlaczego jesteś smutna? - spytał drugi.
- Jestem coraz bardziej słabsza i nie dam rady go ochronić. A nie chciałabym ponownie kogoś stracić... - wymamrotałam stojąc przed drzwiami do sali Anthony'ego. - Nie mówcie Anthony'emu, że to ja ich pokonałam. Ustalmy tak, że to w nam pomogliście w tajemnicy. On nie może się o tym dowiedzieć - dodałam na sam koniec po czym weszłam do sali gdzie znajdował się chłopak. Usiadłam blisko niego i chwyciłam za rękę.

<Anthony?>

Od Anthony'ego cd Akane

Weszliśmy na pokład, ja stanąłem sobie i patrzyłem się daleko w horyzont. Zamyśliłem się, trafiłem przed ciemne drzwi, próbowałem je otworzyć. Były zamknięte, szarpałem za klamkę, próbowałem za wszelką cenę je otworzyć. Nie wiedziałem co jest w środku, jednak nie przestawałem próbować. W końcu się udało, a kiedy uchylałem drzwi z zamyślenia wyrwała mnie Akane.
- Dziękuje ci A-chan. - powiedziała, rzucając mi się na szyję z wielkim uśmiechem.
- Za co dziękujesz? - zapytałem przytulając ją.
- Za wszystko. - odparła nadal się uśmiechając.
Przez jakieś trzy i pół godziny pływaliśmy, oczywiście wszystko było zorganizowane, jedzenie, muzyka i inne. Ale nie było to wszystko.
Ostatnio martwiłem się o dziewczynę, jak i o siebie, przeczuwałem jakieś niebezpieczeństwo, jednak nie wiedziałem co mogłoby nam zagrażać. Gdyby Drakon chciał mi coś zrobić zrobiłby to dzisiaj, jak szliśmy, nie zrobił tego. Czyli nie chcę mnie zabić, więc czego chcą jak nie właśnie tego? Nie mogłem się teraz tym zamartwiać, były ważniejsze sprawy.
Kiedy zeszliśmy z łodzi nadal trochę się kołysaliśmy, to normalne. Wsiedliśmy znów do samochodu i ruszyliśmy na drugi koniec miasta.
- Teraz gdzie jedziemy? - zapytała dziewczyna, w jej oczach było widać ciekawość i radość.
- Nie mogę ci tego powiedzieć.
- A to dlaczego?
- Bo jest to niespodzianka. - uśmiechnąłem się.
Teraz jechaliśmy do wesołego miasteczka.


Akane?

sobota, 12 listopada 2016

Od Olivii do kogoś

Siedziałam na kanapie w salonie, popijając zieloną herbatę. Przeglądałam nowy numer magazynu "Amatorscy Artyści". Mimo, że zaczęto go wydawać dopiero rok temu, już wzbił się na wyżyny. Słyszałam, że w Kanadzie, jest jednym z najpopularniejszych czasopism. Nie wiem, na czym polega urok tego taniego pisemka, ale naprawdę wciąga.
- Zdejmij nogi ze stołu - usłyszałam znudzony głos brata. Przerwałam czytanie.
- Nathaniel - odłożyłam filiżankę na podkładkę - Zawsze musisz psuć mi humor? - mruknęłam.
- Za niedługo wyjeżdżamy. Przypominam ci, że dzisiaj rozpoczynasz naukę w nowej szkole. Mogłabyś chociaż udawać, że się przejmujesz -
- Ależ ja się przejmuję - uśmiechnąłam się złośliwie.
- Właśnie widzę - westchnął - Jesteś spakowana? - spytał.
- Tak - odparłam chłodno.
- Na pewno? Może sprawdź jaszcze raz, tak na wszelki wypadek -
- Boże, jesteś moim bratem, czy ojcem? - przewróciłam oczami - Nie jestem dzieckiem, nie jestem też głupia. Sprawdzałam kilka razy, mam wszystko. Wyluzuj.
- Ach, Olivia, czasami mam wątpliwości, że masz siedemnaście lat - pokręcił głową.
- Dobra, przestań już truć, bo uszy bolą. Za ile wyjeżdżamy? -
- Umyję naczynia i możemy ruszać - stwierdził, rozglądając się po pokoju.
- Świetnie! Masz tu filiżankę po herbacie na start - powiedziałam, podając mu ją.
- Świnia - mruknął, wchodząc do kuchni.
- Też cię kocham! - odkrzyknęłam, udając do swojego pokoju.
Ja i mój starszy brat, to jest, Nathaniel, mieszkamy ze sobą już kilka lat. On ma pracę, studiuje zaocznie i utrzymuje mieszkanie, a ja - ja jestem na jego łasce. Właśnie dlatego wyjeżdżam do szkoły. Chcę przestać żywic się jego kosztem. Kiedy skończę naukę, znajdę pracę i wyprowadzę się, tym samym zdejmując z brata zbędny balast. Zawsze miał w życiu ciężko. Zastępował mi rodziców. Pewnie dlatego tak bardzo mnie irytuje i tak często się kłócimy. Mimo to kocham go i będę za nim bardzo tęsknić.
- Ta miłość tak mnie zaślepiła, że znowu sprawdziłam walizkę - westchnęłam zrezygnowana.
Chwyciłam za rączkę bagażu i wyjechałam nim do salonu. Słyszałam szum wody, który po pięciu minutach ustał. Zaraz potem z czeluści kuchni wyłoniła się ciemna czupryna Nathaniela.
- Gotowa? - spytał, wycierając ręce o kraciasty ręczniczek.
- Jasne, że tak. No już, odkładaj tą szmatę i jedziemy - uśmiechnęłam się.

Stałam przy czarnym Mercedesie, ze złości przygryzając dolną wargę. Czekałam dobre pół godziny, aż ten grat ruszy się choć o centymetr.
- Co jest z tym złomem? - warknęłam, kopiąc w maskę samochodu.
- Uspokój się. Ostatnio były chłodniejsze dni, pewnie musi się rozgrzać, cierpliwości - Nathaniel odpowiedział uspokajająco.
- Powinniśmy już dawno być w drodze! -
- Mówiłem, żebyś zamówiła sobie taksówkę. Nie chciałaś, to teraz czekaj - powiedział, lekko poirytowany.
- Dobra - usiadłam na murku, przybierając obrażoną minę.

Po długich a ciężkich udało nam się ruszyć. To był jakiś cud. Kiedy już miałam się rozpłakać, usłyszałam warkot silnika i czym prędzej wsiadłam do samochodu. Całą drogę śpiewałam bratu hity bieżącego roku, a on usilnie próbował zagłuszyć mmie, puszczając radio najgłośniej, jak się dało. Droga minęła nam całkiem spokojnie. Dobrze się bawiliśmy i nawet nie zauważyliśmy, że jesteśmy na miejscu.

Obydwoje ze smutkiem spojrzeliśmy na wielki budynek, który od teraz miał być moim nowym domem. Wysiadłam z samochodu, Nathaniel wyciągnął z bagażnika moja walizkę.
- Trzymaj - powiedział, stawiając ją obok mnie.
- Dzięki - mruknęłam, patrząc na nią z niesmakiem.
- Hej, rozchmurz się. Dasz sobie radę. Nie bez powodu masz na nazwisko Harris - pogłaskał mnie po główie - Tylko dzwoń często i zdawaj mi raporty - zaśmiał się.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Rzuciłam się mu na szyję, próbując się nie rozpłakać.
- Obiecuję, będę dzwonić tak często, że w końcu zaczniesz wyłączać telefon, żeby się ode mnie uwolnić - powiedziałam, wtulając się w brata.
- Dobrze, już dobrze. Ruszaj się, musisz jeszcze się rozpakować -
- Uhm, już biegnę - otarłam łzy.
Przed wejściem do akademii energicznie machałam Nathanielowi na pożegnanie, co chwilę krzycząc, żeby uważał na drodze. Kiedy czarny mercedes odjechał, przekroczyłam próg szkoły.

W środku przywitała mnie nawałnica uczniów, łażących bez celu w te i we w te, żywo ze sobą dyskutujących, o Bóg wie czym. Tak, już czułam ten akademicki nastrój. Uniosłam wysoko głowę i nieco niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Nie do końca wiedziałam, co mam robić. Chciałam tylko sprawiać wrażenie obytej i absolutnie niewzruszonej nowym otoczeniem.

Znalezienie mojego pokoju nie było łatwe. Błądziłam po korytarzach, zagadywałam personel, aż wreszcie znalazłam swoje cztery kąty. Cóż, wnętrze było... raczej przeciętne. Czego można się spodziewać po akademiku. Sprawnie się rozpakowałam (nie lubię się cackać z takimi rzeczami) i postanowiłam zrobić mały obchód. Wolałam mniej więcej wiedzieć, gdzie są klasy lub jakieś ciekawsze miejsca, żeby nie musieć nikogo pytać o drogę.

Straciłam trochę czasu, ale nie żałowałam, wręcz przeciwnie, poczułam się pełna nadziei, po znalezieniu tylu interesujących pomieszczeń. Koło Miłośników Sztuki brzmi całkiem obiecująco. Zamyślona przemierzałam korytarze, kiedy nagle na kogoś wpadłam. Było to raczej delikatne, ale i tak fatalnie się poczułam. Pewnie wyszłam na ofiarę, przemknęło mi przez myśl.
- Sorki, nie zauważyłam cię - mruknęłam obojętnie.
Pierwszego dnia szkoły odstawiać takie cyrki. Czułam się jak protagonistka jakiegoś słabego serialu amerykańskiego. Żałosne.

<Ktosiu na którego wpadłam?>

Nowa uczennica!

Olivia Harris

Ksywka: Liv
Wiek: 17 lat
Płeć: kobieta

piątek, 11 listopada 2016

OD Akane CD Anthony’ego

Jak tylko weszliśmy do pokoju, rozejrzałam się dookoła. A-chan uprzedził mnie, że nie znajdę i niczego i nikogo w środku. Anthony miał dzisiaj się z kimś spotkać, więc mogłam wybrać czy iść z nim czy na niego poczekać. Oczywiście od razu znałam odpowiedź. Nigdy bym go sama do tamtych ludzi nie puściła. Co to to nie! Oczywiście nie miałam co robić, dlatego zgodziłam się na wszystko co miał do zaoferowania Anthony. Poszliśmy na miasto. Ja oczywiście szłam krawędzią chodnika próbując utrzymać równowagę, a tuż obok mnie szedł A-chan. Jego uśmiech był najlepszym prezentem na całym świecie. Niestety jego uśmiech szybko zniknął. Zadzwonił do kogoś po czym chwycił za rękę i pociągnął za sobą. Nie musiał się już więcej spotkać z tamtą osobą, ale reszta planów była bez zmian. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Nie wiedziałam dokładnie gdzie, ale skoro byłam z A-chanem to mi to nie przeszkadzało. Ważne, że mogliśmy być razem i to się dla mnie liczyło. Samochód się zatrzymał, a my byliśmy nad jeziorem, ogromnym jeziorem. Poszliśmy na most.
-Zapraszam - uśmiechnął się, wskazując tym samym na łódź. Była to duża i piękna łódź. Nie byliśmy sami, bo na łodzi również był kapitan. Weszliśmy we dwoje na pokład.
-To jedna z trzech atrakcji na dziś zaplanowanych - dopowiedział z uśmiechem na twarzy chłopak. Zaczęłam się dookoła rozglądać. Anthony stanął sobie w jednym miejscu i spoglądał się w dal. Zakradłam się po cichu do niego od tyłu po czym rzuciłam się na jego szyję.
- Dziękuje ci A-chan - powiedziałam tuż przy uchu z dużym uśmiechem na twarzy.


<Anthony?> 

Od Anthony'ego cd Akane

-O nic. - odparłem na pytanie dziewczyny.
Weszliśmy do jej pokoju, wszystko było oczywiście w najlepszym porządku, ale przyglądała się wszystkiemu uważnie.
-Spokojnie, nie znajdziesz niczego, albo raczej nikogo tutaj. A przynajmniej nie teraz. - powiedziałem po chwili.
-Co ty kombinujesz? - zapytała.
-Ja? Nic. No co ty. - uśmiechnąłem się.
Jasne, że kombinowałem. Już jesień, zaraz zima. Wraz z zimą święta. O wszystkim lepiej myśleć dużo wcześniej...
-Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytała dziewczyna siadając na łóżku.
-Hm... Dzisiaj przewidywałem dużo uśmiechu i radości. Ale w międzyczasie muszę spotkać się z Zii'em. Prosił mnie o to, ma coś "bardzo ważnego" mi do przekazania. Powiedział abym był sam, ale wolę iść z tobą, musisz tylko poczekać wtedy kawałek dalej, aby cię nie zauważył. No chyba, że wolisz zostać.
-Idę z tobą. A o której?
-O dwudziestej trzeciej dopiero.
-Dlaczego tak późno? - zapytała.
-Wcześniej nie może. No wiesz, praca jego jest dwudziestoczterogodzinna. - odparłem. - A teraz pójdziemy do miasta. Tam coś czeka. - dodałem.
-Co takiego? - spytała zaciekawiona.
-Zobaczysz. - odrzekłem.
Wyszliśmy z jej pokoju i poszliśmy do miasta. Kroczyliśmy powoli, nie śpieszyło nam się nigdzie. Mi może trochę tak, ale wolałem to stłumić. Dziewczyna szła krawężnikiem, śmiejąc się i próbując utrzymać równowagę. Ja podążałem normalnie chodnikiem, uśmiechając się do siebie. Widząc jednak znajomą mi postać w oddali uśmiech zniknął z mojej tworzy ustępując powadze, ale też niezadowoleniu.
-Dlaczego wyszedł? I dlaczego jest sam? - zapytałem cicho sam siebie.
-Co mówiłeś? - zapytała nagle Akane.
-Nic. - mruknąłem.
-Coś się stało? - przyjrzała mi się uważnie.
-Nie. Wszystko ok. - odparłem.
Byliśmy coraz bliżej postaci, on musiał podejść, wiedziałem to. Wiedzieliśmy oboje, że nic się nie stanie, przynajmniej na razie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer, przystając na chodniku. Dziewczyna również stanęła pytając:
-Dlaczego stanęliśmy? I gdzie dzwonisz?
-Chwila. - powiedziałem do niej, a w tym samym momencie odebrano telefon. - Zii? Myślałem, że chcesz się spotkać o dwudziestej trzeciej. Dlaczego Drakon tu jest? Dajcie wy mi wszyscy w końcu święty spokój! - warknąłem do słuchawki po czym rozłączyłem się.
Złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem za sobą. Szliśmy na drugą stronę ulicy, skręciliśmy na inną ulicę i już szliśmy normalnie dalej.
-O co chodzi? - zapytała Akane, przerywając ciszę.
-Mała zmiana planów, nie idziemy spotkać się z Zii'em, ale reszta zostaje tak samo. Tylko innymi drogami będziemy podążać.
W końcu doszliśmy do początku. Wsiedliśmy do samochodu. Akane nie protestowała, mimo, iż nie wiedziała gdzie jedziemy. Przypomniało mi się, że miałem ją nauczyć mniejszej ufności do ludzi. Wtedy także wsiadła ze mną do auta i pojechała gdzieś na odludzie. Co nie było najlepsze, w sensie, iż zwyczajnie pojechała bez pytań czy protestów. Kiedyś, ktoś w końcu może jej zrobić krzywdę. Ale teraz nie będę się tym przejmować. Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy nad wielkie jezioro, z którego był przepływ do drugiego i trzeciego. Wysiedliśmy i podeszliśmy na mostek.
-Zapraszam. - uśmiechnąłem się, wskazując na łódź, którą mieliśmy popływać. Była to duża łódź, oczywiście mieliśmy kogoś kto potrafi tym sterować. Weszliśmy na pokład.
-To jedna z trzech atrakcji na dziś zaplanowanych. - powiedziałem z uśmiechem do dziewczyny.

Akane?

czwartek, 10 listopada 2016

OD Akane CD Anthony’ego

Miałam, a raczej wręcz musiałam zostać dwa dni w szpitalu. Co prawda A-chan mi obiecał, że będzie od razu po lekcjach do mnie przyjeżdżał i dotrzymał obietnicy, ale co z czasem gdy byłam sama? Wykradałam się z pokoju, aby pospacerować, ale zostałam zawsze nakryta, co mnie strasznie irytowało. Czułam się lepiej, ale te dwa dni co musiałam zostać były dla mnie męczarnia. Nie mogłam nic robić oprócz leżeć i się nudzić. Na szczęście A-chan do mnie pisał i mnie rozweselał. Byłam mu za to wdzięczna i to bardzo. Dwa dni minęły, a on przyszedł z ogromnym uśmiechem na twarzy, po czym wróciliśmy do akademii.
- Pytanie za sto punktów. Jakie najbardziej lubisz zwierzę domowe? - spytał się chłopak, przed moim pokojem. - Tylko takie dość małe. - dodał z trochę podejrzanym uśmiechem.
- Sama nie wiem. Nigdy nie miałam zwierzaka. To co wiem to na pewno nie chciałabym mieć żadnego pajęczaka, werza i myszy... - odpowiedziałam po czym spojrzałam się na niego. - Dlaczego się pytasz? - spojrzałam na niego, a on tylko się uśmiechnął. Ten rodzaj uśmiechu oznaczało, że co ukrywa przede mną. - A-chan o co chodzi z tym zwierzakiem? - spytałam się, on nic.

<Anthony?>

środa, 9 listopada 2016

Od Anthony'ego cd Akane

Dziewczyna wszystko mi wytłumaczyła, otworzyłem oczy i spojrzałem prosto w jej.
-Przecież mimo wszystko, nadal może tak być. Ja też cię kocham, dlatego choroba nie zepsuje nam życia. Nam... bo jeśli jesteś chora, cierpieć będę z tobą. - wymruczałem, po czym delikatnie ją pocałowałem. - Przeżyjemy. - uśmiechnąłem się.
Znów powróciła radość, w oczach znów zapalają się błyszczące iskierki szczęścia, znów chce się żyć. Przez dwa dni Akane musi zostać na obserwacji, leki mają efekt uboczny, którego postarają się pozbyć jak najszybciej. Przez te dwa dni chodziłem niestety do szkoły, na przerwach przepisywałem wszystkie lekcje dziewczynie, po czym prosto szedłem do szpitala. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, do szpitala wchodziłem szczęśliwy, uśmiechnięty i pełen energii oraz chęci do życia. Po dwóch dniach przyjechałem po Akane, lekarze poprawili coś w lekach, ale wszystko okaże się z czasem. Kiedy wszedłem do niej na salę szeroko się do niej uśmiechnąłem i zabrałem do akademii.
-Pytanie za sto punktów. Jakie najbardziej lubisz zwierzę domowe? - zapytałem kiedy byliśmy przed drzwiami do jej pokoju. Chciałem zrobić jej pewną niespodziankę. - Tylko takie dość małe. - dodałem z podejrzanym uśmiechem.

Akane?

poniedziałek, 7 listopada 2016

OD Akane CD Anthony’ego

Poszłam spać i to bez żadnych sprzeciwów. Byłam tak zmęczona, że musiałam wreszcie odpocząć. A-chan wtulił się we mnie, dzięki czemu zrobiło mi się przyjemniej. Nareszcie mogłam poczuć ponownie jego ciepło. Zasnęłam tuż po tym jak przyłożyłam głowę do poduszki, a A-chan mnie przytulił.
Obudziłam się. Leżałam w szpitalu, a tuż obok mnie był Anthony. Nie było żadnego z moich braci, ani rodziców. Byłam tylko ja i Anthony. On płakał i był wściekły, ja natomiast siedziałam i nie mogłam się odezwać. Nie wiedziałam w czym polega problem. Przetarłam oczy. Tym razem zobaczyłam A-chana jak jest zły i robi to co kiedyś nim się poznaliśmy. Byłam tam obecna jako duch i nic więcej. Nie mogłam mu pomóc. Widziałam jak handluje, przekazuje towar i sam go używa. Był środek nocy, a on wciąż nie wrócił do domu tylko szwędał się po uliczkach. Mogłam go tylko obserwować. W pewnym momencie zatrzymał się na moście. Załam ten most. To na tym moście zaczepiliśmy naszą kłódkę. Chwilę potem znalazłam się na cmentarzu. Anthony płakał nad czyimś grobem na którym położył gałązkę sakury i różę...Dalej nie wiem co się stało. Zastanawiało mnie czyj był ten grób? Dlaczego był taki smutny? Dlaczego płakał?
Jak tylko się obudziłam, gorzej się czułam niż wczorajszego dnia. Pomimo tego, że upierałam się, że nic mi nie jest, on i tak zmusił po czym zabrał do szpitala. Tam lekarze od razu się mną zajęli. Doskonale mnie znali, wydawało mi się czasami, że aż za dobrze mnie znają. Po serii badań do pokoju przyszedł Anthony. Na pewno chciał znać prawdę, jednak ja nie chciałam, aby się o tym dowiedział.
- Akane... Co się dzieje. Proszę, muszę wiedzieć - widząc jego wyraz twarzy i to, że zamyka oczy i zaciska usta, nie miałam innego wyboru jak mu o tym powiedzieć.
- Wiesz po prostu przeforsowałam się po ostatnich zawodach. Po naszej kłótni wyszłam z twojego pokoju jednak na schodach zatrzymałam się i upadłam na ziemię. Już wtedy zaczęły się objawy. Jednak ja to zlekceważyłam. Chciałam ciebie ponownie spotkać następnego dnia, jednak ciebie nigdzie nie było. Wtedy czując, że jestem bezsilna po prostu zaczęłam ćwiczyć, więcej się uczyć i mniej spać. Nie potrafiłam zasnąć, gdy ciebie nie było przy mnie. Gdy nadszedł dzień zawodów po prostu wzięłam udział we wszystkich konkursach do jakich się zapisałam z tym, że doszło mi trochę więcej konkurencji. Po raz pierwszy tamtego dnia spadłam z konia. Wstałam ostatkami sił i wygrałam, ale ostatecznie nagród nie przyjęłam. Tego dnia przyjechał po mnie brat i od razu zabrał do szpitala. Po wykonaniu większej serii badań, powiedzieli mi, że powróciła. Moja choroba ponownie wróciła. Zgodziłam się na przyjmowanie eksperymentalnego leku pod warunkiem, że będę mogła wrócić do szkoły. Tamtego dnia na dachu to był trzeci dzień jak zaczęłam przyjmować to lekarstwo. Może i zatrzymywało chorobę, a może i nawet ją likwidowało, ale ja nie miałam już sił. A resztę znasz. Przyszedłeś do mnie, pogodziliśmy się, wygłupialiśmy się i potem poszliśmy spać. Z samego rana skłoniłeś mnie, abym pojechała do szpitala. Nawet do niego mnie zawiozłeś… - opowiedziałam cicho, ale nie spojrzałam się na niego.
- Dlaczego o niczym mi wcześniej nie powiedziałaś? - usłyszałam pytanie, którego mogłam się spodziewać.
- Chciałam, aby nasze dni były szczęśliwe, pogodne, pełne wygłupów i nic poza tym. Ja chciałam i wciąż chcę widzieć twój uśmiech na twarzy - spojrzałam się na niego, a on miał zamknięte oczy. Przytknęłam swoje czoło do jego i przyłożyłam dłoń do jego twarzy. - Przepraszam… Ale pamiętaj, że ciebie kocham i nigdy nie pozwolę na to, aby nas rozdzielić. Dlatego podjęłam się tego leczenia. Nie mogę teraz odejść i zostawić ciebie samego - po policzkach spłynęły mi łzy wprost na jego dłonie. - Przepraszam… - wymamrotałam na sam koniec.


<Anthony?> no i wszystko powiedziałam, nie mogłam patrzeć na tą twoją minę :3

niedziela, 6 listopada 2016

Od Anthony'ego cd Akane

- To, że ciebie kocham - powiedziała z uśmiechem.
-Ja ciebie też. Dlatego chodź. - odparłem, po czym ruszyliśmy ku schodom na dół.
Przez resztę dnia siedzieliśmy u niej, albo przenosiliśmy się do mnie. Tak zleciało do nocy, była sobota, mogliśmy wyjść gdzieś na miasto, poszaleć, że tak powiem. Jednak widziałem, że ona jest zmęczona, nie wyglądała najlepiej, dlatego zaproponowałem, abyśmy po prostu poszli spać. Dziewczyna na szczęście nie protestowała, sam nawet byłem zmęczony. Położyliśmy się u mnie, nie chciałem aby była sama, mimo wszystko martwiłem się o nią, musiała mieć dodatkowe badania, tylko dlaczego... Domyślam się, jednak będę udawać, że o niczym nie wiem. Akane szybko zasnęła, mi to przyszło z trudem. W końcu jednak zasnąłem...

Obudziłem się w swoim łóżku, Akane nie było, przeszukałem cały pokój. Nie było jej, pobiegłem do jej pokoju, tam też pusto... Trafiłem na nią dopiero przed szkołą, rozmawiała z kimś. Wyglądała inaczej niż zwykle, wszystko wyglądało inaczej niż zwykle. Wszystko było w żywszych kolorach, ona była całkiem inna, promieniowała zdrowiem, radością. Podszedłem bliżej, rozmawiała z jakimś chłopakiem. Był w naszym wieku, ale nie z tej szkoły. Dziewczyna uśmiechała się do niego w dość dziwny sposób, nie słyszałem o czym mówią, jednak na sto procent mogę stwierdzić, że flirtowali. Nagle nastała ciemność, jakbym dostał czymś w głowę i zemdlał. Obudziłem się w jakimś dziwnym pomieszczeniu, całe było białe. Były trzy krzesła i jeden stół po środku. Na dwóch krzesłach siedziały osoby, dokładniej im się przyjrzałem. Była to Akane i ten chłopak z przed szkoły. Byli przywiązani, cali we krwi, wystraszeni. Ja stałem przed nimi, patrzyli się na mnie błagalnym wzrokiem, usłyszałem swój głos. Krzyczałem, pytałem dlaczego, dlaczego to zrobiła. Nie wiedziałem jeszcze o co chodzi, mogłem tylko obserwować. Spojrzałem na swoje ręce, w jednej trzymałem nóż, w drugiej pistolet. Nie chciałem tego oglądać, ale byłem do tego zmuszony. Usiadłem naprzeciw nich, założyłem nogę na nogę i zacząłem coś mówić. Nie docierało to do mnie wyraźnie, słyszałem urywki. - Zostawiłaś... zemszczę... Zapłacicie... za to... A... on... - z urywek mogłem wywnioskować o czym mowa. Bałem się teraz, bałem się siebie. Znów coś powiedziałem, czego jednak nie dałem rady usłyszeć. Po tym podniosłem rękę i wskazałem na chłopaka, dopiero kiedy usłyszałem stłumiony huk zorientowałem się, że w tej ręce trzymałem pistolet. Dziewczyna szlochała, wtedy znów coś powiedziałem, co dotarło do mnie zbyt wyraźnie... - Mam pistolet. Są tu dwa naboje. Nas jest dwoje. - po czym przyłożyłem broń do swojej skroni, aby po chwili ją odsunąć i wymierzyć w Akane. Zamknąłem wtedy oczy. Zacząłem spadać, gdzie nie wiem. Bałem się otworzyć oczy. Po chwili spadłem...

Spadłem na własne łóżko, a raczej tak mi się wydawało. Szybko otworzyłem oczy i spojrzałem w stronę dziewczyny, spała. Westchnąłem głęboko przysuwając się do niej i ją przytulając.
-Nigdy więcej. - mruknąłem cicho do siebie.
Postanowiłem walczyć ze sobą, z tym czymś co we mnie żyje i sprawia to, co się dzieje, wszystkie kłótnie, moją zazdrość, ale tą niepohamowaną, bo zazdrosny będę zawsze. Tak już będzie, wiem to. Ale chcę to opanować, nie chcę aby przez to ona odeszła i żeby doszło do tego co we śnie. Umarłyby przeze mnie trzy osoby, nie obchodzi mnie ten ktoś i ja, przeze mnie umarłaby Akane. A jej śmierci nigdy bym nie przeżył, szybciej bym się zabił, niż żył bez niej. Do rana nie spałem, bo za każdym razem gdy zamykałem oczy wracałem do okropnej sceny kiedy wymierzam w nią bronią. Dlatego starałem się nie zasnąć, nie chciałem widzieć końca tego snu. Nie chciałem...
Łaziłem po całym pokoju, po ciemku i po cichu, aby nie obudzić dziewczyny, denerwowałem się, bo moje sny nigdy nie wróżyły nic dobrego. Zawsze po takich snach działo się coś bardzo, ale to bardzo złego. I oczywiście nie myliłem się.
Nazajutrz rano Akane musiała jechać do szpitala, zmusiłem ją do tego. Źle wyglądała, zawiozłem ją tam dlatego. Lekarze natychmiast się nią zajęli. Wiedzieli co jej jest, przeciwnie do mnie. Wypytywałem, ale odpowiadali zawsze to samo:
-Prosiła aby nikomu nie udostępniać tych informacji. Nic nie możemy powiedzieć. Sam musisz z nią porozmawiać.
To była ich wymówka. W końcu pozwolili mi wejść do niej na salę.
-Akane... Co się dzieje. Proszę, muszę wiedzieć. - powiedziałem siedząc przy niej. Mimo, że nie chciała mi tego powiedzieć, ja musiałem to wiedzieć. Po prostu musiałem. Wtedy przestałbym się martwić, kiedy milczała w odpowiedzi chciało mi się płakać. Zamykałem wtedy oczy i zaciskałem usta, aby stłamsić krzyk i ból, który rozrywał mnie od środka.


Akane? Wychodzę ci na przekór xd

sobota, 5 listopada 2016

Od Ophelii Cd Izayi

Podrapałam kotkę za uchem i w nagrodę otrzymałam bardzo zadowolony pomruk z jej strony.
- Zawsze jest taka tulaśna..? - zapytałam, patrząc na Kuro. Od zawsze uwielbiałam koty, ale przez to że mieszkam w akademiku nie mogę mieć swojego.
- Musi być w nastroju - odpowiedział Izaya, a ja przeniosłam spojrzenie na niego i widząc że nie ruszył się z miejsca, wyprostowałam się. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co.
- O co chodzi?
O, zauważył.
Jeszcze chwilę się wahałam, zanim poklepałam miejsce obok siebie.
- Po co tak sterczysz..? To twój dom.
Chłopak drgnął. Chyba go trochę zaskoczyłam tą ofertą, ale po chwili materac ugiął się obok mnie.
W pokoju ponownie zapanowała cisza, a ja zaczęłam się zastanawiać gdzie do cholery podziała się moja wspaniała umiejętność nawiązywania i utrzymywania rozmów.
- Masz ochotę na coś do picia? - odezwał się w końcu chłopak, na co pokręciłam głową.
- Na razie nie, ale chętnie się  gdzieś przejdę.
Na te słowa, Kuro nagle została zabrana z moich kolan (przy tym miałknęła głośno) i postawiona na ziemi. Jeszcze raz, czy dwa otarła się o nogi Izayi, który przejechawszy dłonią po jej futerku podniósł się i podał mi rękę. Chwyciłam ją i chłopak pociągnął mnie do pionu. Włożył w ten ruch jednak zbyt dużo siły, bo poleciałam do przodu i nie przewróciłam się tylko dzięki temu, że mnie złapał.
Odskoczyłam do tyłu natychmiast kiedy uzyskałam równowagę.
- P-przepraszam!
Pokręcił tylko głową i przepuścił mnie przez drzwi. Minęłam go z pełną świadomością że moje policzki płonęły.

Izaya?
Eee tam. Wynagrodzę jej to biszem dla nowej postaci, jeśli się ruszy i dołączy.

piątek, 4 listopada 2016

Od Izayi Cd Ophelii

Zabrałem dziewczynki do "lodowej", gdzie przez piętnaście minut sprzeczały się co do tego jakie lody są najlepsze, ostatecznie wybierając po dwugałkowym miksie z rozszerzonych smaków. Po tym, spokojnym spacerkiem, ruszyliśmy w stronę obrzeży Nowego Miasta, gdzie znajdował się dom owej koleżanki dziewczynek. Suzie, czy coś w tym stylu.
Przez większość drogi Mairu dreptała dookoła mnie i Kururi, która w ciszy trzymała mnie za rękę i jadła swojego loda. Ten młodszej bliźniaczki częściowo skapnął na ziemię.
Drzwi otworzyła nam matka Suzie. Miałem to zaplanowane już wcześniej, więc bez ogródek i z uśmiechem wskazała dziewczynkom drogę do pokoju córki.
- Może wejdziesz na chwilę..? - zaprosiła mnie, otwierając szerzej drzwi, ale pokręciłem głową, pamiętając o grzecznym uśmiechu.
- Czeka na mnie koleżanka - wytłumaczyłem, na co oczy kobiety zabłysły.
- Koleżanka? - powtórzyła zaczepnie, a ja wywróciłem oczami.
- Dlaczego miałbym mieć dziewczynę..? - westchnąłem, a kobieta poklepała mnie lekko po policzku.
- Z taką buźką dziwię się że jeszcze nie masz.
Chyba spaliłem buraka. Raczej, zważając na fakt, że kilka sekund po szybkim pożegnaniu byłem już na rogu, a za sobą słyszałem dźwięczny śmiech kobiety.
Rany... ci Europejczycy są czasem okropni...
Wracając do domu, zahaczyłem o sklep, gdzie kupiłem składniki na obiad następnego dnia.
Schowawszy zakupy do lodówki i szafek, ruszyłem na górę, zastanawiając się czy Kuro już wróciła ze swojej eskapady. Odpowiedź na to pytanie otrzymałem natychmiast jak wszedłem do swojego pokoju. Ophelia leżała na boku, lewą ręką luźno obejmując kotkę wtuloną w jej pierś. Przez chwilę stałem w progu, przypatrując się temu co najmniej uroczemu zjawisku i dopiero kiedy zorientowałem się że się gapię, odwróciłem się na pięcie, chwytając klamkę z zamiarem ponownego zamknięcia drzwi.
- Już jesteś..
Zatrzymałem się w półkroku, słysząc zaspany głos dziewczyny.
- Tak, ale możesz jeszcze pospać, nigdzie się nie spieszymy.
Spojrzałem przez ramię, słysząc skrzypnięcie ramy łóżka.
- I tak już nie zasnę - ziewnęła, a uprzednio zwinięta przy niej kotka wskoczyła jej na kolana - Oh!
Uśmiechnąłem się lekko.
- Kuro chyba nie chce żebyś się podnosiła - skomentowałem.
- Tak ma na imię? - spytała dziewczyna, głaszcząc moją puszystą bestię.
- Tak, i Kuro znaczy czarny po japońsku.
Zachichotała.
- Ale byłeś kreatywny...
Wzruszyłem ramionami.

Opuś? ^^
No to niech potem nie ma żalu że cię ukradłam.

czwartek, 3 listopada 2016

Od Ophelii Cd Izayi

Przez chwilę milczałam, zastanawiając się, ale ostatecznie skinęłam głową.
- Nie mam nic przeciwko takiemu układowi - odparłam.
Izaya uśmiechnął się rozbrajająco w odpowiedzi i poprawił okrywający mnie koc, tak że powrócił do stanu sprzed mojego podskoku.
Kiedy ruszył do drzwi zamknęłam oczy i wcisnęłam twarz w jego poduszkę. Podobał mi się jej zapach.
...
...
...Czy...
Czy ja właśnie pomyślałam to, o czym pomyślałam?? - otworzyłam szeroko oczy.
- Jak coś, to jestem pod telefonem - poinformował mnie chłopak zanim usłyszałam kliknięcie oznaczające zamknięcie drzwi. Chwilę później ponownie się odezwał, teraz w swoim języku, w odpowiedzi otrzymując pełen entuzjazmu potok słów z ust Mairu.
Chyba jednak naszła mnie chęć na naukę japońskiego.
Przez chwilę leżałam w bezruchu, nasłuchując i kiedy usłyszałam odległy szczęk zamka, na powrót zwróciłam twarz ku poduszce i wciągnęłam nosem powietrze. Słodki, acz ostrawy zapach, trochę przypominający w tej ostrości imbir. Co do słodyczy, nie byłam w stanie określić co dokładnie mi przypominała, ale była niezwykle przyjemna, nawet trochę odurzająca.
Westchnęłam cicho i zaczęłam się wiercić, szukając najwygodniejszej pozycji. W końcu zdecydowałam się że najprzyjemniej mi się leży na brzuchu, z prawym policzkiem wciśniętym w trzymaną blisko poduszkę.
Leżąc tak zaczęłam się zastanawiać czy rzeczywiście uda mi się zdrzemnąć, zważając na fakt, że od momentu, w którym pomyślałam że podoba mi się zapach poduszki Izayi, byłam raczej rozbudzona.
-Mrrr
Zesztywniałam, słysząc nowy dźwięk i prawie spadłam z łóżka gdy nagle materac ugiął się obok mnie i coś ciepłego przycisnęło się do mojego boku.
Odwróciłam się do tego cosia i odkryłam, że obok mnie w kłębek zwinął się czarny puszysty kot o błyszczącej sierści. Pozostałam na boku i eksperymentalnie przesunęłam palcami po sierści zwierzaka, natychmiast się rozciągnął i zaczął mruczeć, przyciskając głowę do mojej ręki.
Zachichotałam cicho, głaszcząc kotka już pewniej i po chwili ziewnęłam, czując jak oczy mi się powoli zamykają.

Izaya? Mówi że nie ma weny i chyba nie wróci

Od Akane Cd Anthony'ego

Siedziałam sobie skulona na dachu, wtem ktoś w pewnym momencie usiadł obok mnie i przyciągnął do siebie. Poznałam zapach i ciepło bijące od tej osoby nie musiałam nawet otwierać oczu. Poznałam go od razu, to był Anthony. Łzy nie przestały mi lecieć podobnie jak Anthony'emu. Nie otworzyłam oczy, bo się bałam. Bałam się, że to sen, który się skończy jak tylko otworzę oczy.
- Tym razem były trochę dokładniejsze, brat kazał - nie miałam mu zamiaru mówić o tym, że jestem chora. Przez moją chorobę wszystko ponownie by się popsuło. Tak jak z resztą zawsze.Wtedy by mi współczuł. Nienawidzę jak ktoś się nade mną lituje bo jestem chora. Czuję się wtedy taka słaba i nie mogę nic zrobić.
- Jak to dokładniejsze? - nie mogłam mu o tym powiedzieć.
- Ale nic mi nie jest. W końcu jestem silną dziewczyną, co nie? - wstałam i uśmiechnęłam się z łzami w oczach. Miałam nadzieję, że to co mówię to prawda, jednak czułam się coraz to bardziej słabiej, a był to co dopiero trzeci dzień jak biorę te lekarstwa.
- Tak, na pewno jesteś silna - słysząc to przestałam płakać. Otworzyłam oczy i spojrzałam się w oczy chłopaka. Nie zastanawiałam się długo i mocno go przytuliłam, całując go przy tym w policzek.
- Kocham cię i nie mam zamiaru się dać komuś pokonać. Ty jesteś tylko i wyłącznie mój - wyszeptałam.
Byłam szczęśliwa, ale też i zaniepokojona. Sama nie wiem co by się stało, gdybym przegrała z chorobą. Nie wiem jak by sobie poradził wtedy A-chan.
- Powinniśmy już wracać do szkoły - pogłaskał mnie po głowie, a ja chwyciłam go mocniej za koszulkę.
- Ja chcę jeszcze zostać
- Przeziębisz się Akane, a nie chciałbym abyś była chora przeze mnie - uśmiechnęłam się.
- Nie przegram - powiedziałam cicho pod nosem.
- Co mówiłaś? - spojrzałam się mu w oczy.
- To, że ciebie kocham - uśmiechnęłam się, a wraz z tym uśmiechem postanowiłam sobie, że nie dopuszczę już nigdy więcej, żeby A-chan się o mnie martwił. On ma tylko się uśmiechać i nic poza tym.
<Anthony?>

środa, 2 listopada 2016

Od Anthony'ego Cd Akane

Dziewczyna położyła coś na stole i wyszła szybko z pokoju. Męczyło mnie to wszystko, to życie, lekcje, dni. Męczyli mnie wszyscy wokoło, nie licząc Akane. Wszystko zaczęło się walić, teraz, kiedy jest tak dobrze. Wszyscy musieli się uwziąć, Drakon, Rafael, nauczyciele i wszyscy inni możliwi. Wszystko waliło się przeze mnie, gdybym się nie pojawił tutaj każdy żyłby w spokoju, świętym spokoju. Siebie nie biorę pod uwagę, wolałbym umierać sam niż sprawiać jej ten ból. Przez ostatnie dni nie wychodziłem z pokoju, nawet na lekcje nie chodziłem. Cały czas leżałem w łóżku, gapiłem się za okno albo rysowałem. Wszystko jednak wciąż sprowadzało moje myśli do jednej osoby - Akane. Dowiedziałem się, że dziewczyna wygrała wszystkie zawody, w których brała udział. Chciałem pójść do niej i jej pogratulować, ale nie miałem na to jeszcze siły. Potem dwa dni nigdzie jej nie było. Nie chodziłem jeszcze na lekcje, jednak przechadzałem się trochę po obrębie szkoły. Napotkałem tam Zii'ego, blondyna i Rafaela.
-A wy co? Najlepsi przyjaciele? - pomyślałem kiedy ich zobaczyłem.
-Anthony! - zawołał blondyn. - Przekaż swojej dziewczynie, że Drakon ją pozdrawia, i że ją nawet podziwia. Ale i tak nie zamierza ustąpić.
-Poczekaj. On nawet nie ogarnia co się wydarzyło. - powiedział Rafael.
-Akane wtedy jak uciekłeś trochę nam pogroziła i kazała powiedzieć Drakonowi, że ma trzymać się z daleka. Mówię oczywiście w przybliżeniu, bo nie pamiętam dokładnie. Więc przysyłamy odpowiedź od niego. - wytłumaczył Zii.
W odpowiedzi dostali milczenie, przeleciałem po nich chłodnym i obojętnym wzrokiem. Nie wiedzieli o co chodzi, jednak wzdrygnęli się. Spoglądali po sobie pytającymi spojrzeniami.
-Gdzie ona? - wydusiłem zachrypniętym głosem, gdyż długo nie odzywałem się do nikogo.
-Pamiętam, że skończyła zawody i gdzieś poszła, dalej co z nią nic nie wiem. - odparł Rafi.
-Zawody były ku*wa dwa dni temu. - wymruczałem, patrząc się na niego morderczo.
-A co ja jestem? Jej opiekunka?
Nic więcej nie powiedziałem, po prostu ominąłem ich i poszedłem gdzieś dalej. Oni również nic nie powiedzieli. Szybko udałem się do swojego pokoju, zdjąłem chustę, którą dotychczas nosiłem i szybko udałem się na dach. Tam znalazłem Akane, siedziała skulona i mamrotała coś, wyglądała trochę jakby wypuścili ją co dopiero z zakładu psychiatrycznego. Cicho i powoli zmierzałem w jej stronę, nie widziała mnie, była skulona, a głowę miała opartą na kolanach. Usłyszałem tylko ostatnie słowo jej monologu, które brzmiało "wróć". Usiadłem obok niej i przyciągnąłem do siebie, przytulając ją. Z początku lekko się wystraszyła, jednak nic nie powiedziała. Chyba nawet nie otworzyła oczu, znów płakała, znów przeze mnie, bo przez kogo by innego. Nawet ja sam, sam przed sobą muszę przyznać, że płakałem. Doszło do tego, że z oczu leciały mi słone krople łez. Jak zwykle jednak szybko pokonałem tę słabość, otarłem krople i zamknąłem oczy. W końcu, nareszcie mogłem znów ją przytulić, poczuć ją, czuć, że jest.
-Dlaczego zniknęłaś? - wymruczałem w końcu, dość długo musiałem zbierać się w sobie aby sformułować teraz to krótkie pytanie.
-Byłam w szpitalu. - odparła.
-Badania? - zapytałem, mogłem zaprzestać pytać, jednak chciałem słyszeć jej głos. Był drżący, niespokojny...

Akane? haha xd no dokładnie, ostatnio leciał w tv to trzeba było oglądać xp

Od Izayi Cd Ophelii

- Co teraz z czym..? - mruknąłem, robiąc krok w stronę łóżka, ale zatrzymałem się przypominając sobie, że w domu są obie moje siostry. Prawdopodobnie za drzwiami z przyłożonymi do drewna szklankami.
- No... Co robimy..? - Ophelia skuliła się jeszcze bardziej, a ja zacząłem poważnie zastanawiać się czy aby na pewno nie kłamie z tym sercem.
Spojrzawszy przez ramię by upewnić się że zamknąłem drzwi, podszedłem do łóżka i przyłożyłem dłoń do szyi dziewczyny, szukając pulsu. Ophelia natychmiast podskoczyła.
- Co-?
- Rzeczywiście bije normalnie... - przerwałem jej, a dziewczyna posłała mi mordercze spojrzenie.
- Nie strasz mnie tak, bo dostanę zawału - warknęła.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Nic ci nie będzie.
Napompowała powietrzem policzki, patrząc przed siebie. Ja, nie chcąc się jeszcze oddalać, odgarnąłem włosy z jej czoła.
- Ty tu trochę poleżysz i odpoczniesz, może się zdrzemniesz. Ja w tym czasie zabiorę dziewczynki na obiecane im lody i do ich koleżanki, a potem jak już będziesz się lepiej czuła, pójdziemy do parku, kawiarni lub do szkoły, zależnie od pomysłu. Co ty na to..?

Op? Weź ty się dowiedz raz a dobrze czy Michael wraca czy nie, bo mam ochotę popisać trochę fluffu i nie wiem czy mam o to dręczyć ciebie czy kogoś innego xD

Od Ophelii Cd Izayi

- Nie dzwoń do niego - powiedziałam szybko i uwaga Izayi natychmiast przeskoczyła spowrotem na mnie.
- Co? - zapytał, widocznie zaskoczony.
- Do Xava. Nie dzwoń z tym do Xaviera.
Przez chwilę w pokoju panowała cisza, gdy tak z determinacją wpatrywałam się w chłopaka, który zastygł w bezruchu. Z oczami jak spodki i rozdziawionymi ustami wyglądał conajmniej zabawnie.
- Ale skąd ty wiedziałaś że chciałem do niego zadzwonić..? Że w ogóle sięgałem po komórkę? - mruknął zbity z tropu.
Uśmiechnęłam się szeroko, wskazując na siebie:
- Mistrz - i na niego - uczeń.
Izaya drgnął, zamrugał, po czym zachichotał. A chwilę później dostał prawdziwego napadu głupawki.
Kiedy w końcu przestał się śmiać, spojrzał na mnie z pół zgiętej pozycji i otarł łezkę rozbawienia, nadal uśmiechając się szeroko.
- Nie wierzę... - zachichotał.
Wywróciłam oczami i obróciłam się tylem do niego, otulając się szczelniej kocem.
- To że zemdlałam nie ma nic wspólnego z moim sercem. Zwykłe przemęczenie, po co zawracać głowę Xavierowi jak może sobie miło spędzić dzień z Taigą... - powiedziałam cicho.
- Jesteś pewna..?
- Mhmm...
- A ta dwójka chodzi ze sobą..?
Rzuciłam mu spojrzenie typu "idiota z ciebie" znad ramienia.
- No co ty?
- Nie zauważyłaś że mają się ku sobie..? - zapytał, a ja skuliłam się trochę na łóżku.
- Tylko ślepy by nie zauważył...
Izaya zachichotał.
- Co teraz..?- zapytałam.

Izaya ^^?
A no racja...

wtorek, 1 listopada 2016

Od Izayi Cd Ophelii

- Jak się czujesz..? - zapytałem, pomagając jej usiąść, obejmując ją prawym ramieniem, żeby nie musiała wkładać energii w samodzielne utrzymanie się w pionie.
- To nic... - mruknęła, opierając głowę o podstawę mojej szyi - Zwykłe zmęczenie...
- Chyba nie tylko - odpowiedziałem, czując gorąco bijące z jej czoła.
Mruknęła coś bliżej nieokreślonego, a ja podłożyłem wolną rękę pod jej kolana.
- Nie jesteś za lekka..? - zapytałem poprawiając jej położenie w swoich ramionach, na co dziewczyna zachichotała. Czułem ciepło jej oddechu na swojej szyi.
- Tylko troszkę - odpowiedziała z wyczuwalnym w głosie uśmiechem.
- Masz niedowagę?
- Hmm... - przytaknęła, kiedy pokonywałem schodki prowadzące na taras.
Westchnąłem i skinąłem głową na Mairu, żeby otworzyła drzwi, co też uczyniła. Była zaskakująco cicho. Chyba jednak posiada już trochę taktu...
Pokonawszy schody na piętro, ruszyłem do swojego pokoju. Drzwi były uchylone, więc otworzyłem je do końca nogą.
- Rany, jaki porządek... - jęknęła Ophelia
Z lekkim uśmiechem położyłem ją na swoim łóżku i przykryłem kocem.
- Założę się że przewodniczący też ma u siebie bardziej poukładane niż ty. - Puściłem jej oczko, a dziewczyna wydęła usta w dziubek.
- Skąd tak nagle u ciebie taka wiedza, Watsonie..?
- Może uczeń przewyższył mistrza..? - zaproponowałem.
Prychnęła.
- Chciałbyś.
Sięgnąłem do kieszeni w celu wyjęcia komórki, ale Ophelia mnie zatrzymała. Najwyraźniej Sherlock to Sherlock...

Op? ^^
Miło tak wrócić do spamowania strony głównej :D

Od Ophelii Cd Izayi

Dziewczynki, głównie Mairu, były dość męczące, przyznaję. Jej ciągła paplanina mogła łatwo doprowadzić człowieka do szału i naprawdę bardzo ciekawiło mnie jakim cudem Izaya z nimi wytrzymywał... Ma mój szacunek, trzeba to przyznać.
Kiedy dziewczynki pociągnęły mnie w stronę ogródka, miałam szczerą nadzieję że będę mogła mu w czymkolwiek pomóc. Najwyraźniej jednak szczęście nie było po mojej stronie, albo za bardzo starałam się nie pokazywać irytacji z powodu zachowania głośniejszej z bliźniaczek.
- Zagrajmy w berka! - zakrzyknęła Mairu, kiedy znalazłyśmy się na zewnątrz, a ja najpierw się rozejrzałam. Mieli zaskakująco duży ogród.
- Ok - mruknęłam, a dziewczynka zapiszczała i klepnęła moje udo.
- Berek!
Obie dziewczynki wystrzeliły przed siebie, szybko mi uciekając. Z lekkim uśmiechem ruszyłam za nimi.
Szybko przekonałam się że były znacznie szybsze niż można by podejrzewać i że sama męczyłam się szybciej niż zwykle. Nie wiedziałam czy to przez alkohol, którego jeszcze trochę miałam we krwi, czy też przez to że nie spałam długo, już którąś noc z rzędu. A może też dlatego, że ostatnio zaniedbałam troszkę swoją kondycję... Chociaż nie... Nie biegałam tylko od trzech dni...
Chichot dziewczynek wydawał się jakiś taki odległy, jak i zresztą obraz ogrodu. Miałam wrażenie jakbym oglądała tę scenę na niewielkim ekranie w ciemnym pokoju z bardzo kiepskim dźwiękiem.
To musiało być zmęczenie...
Zamknęłam na chwilę oczy i uniosłam rękę żeby je potrzeć. Miałam wrażenie jakbym spadała...
Chwilę później zamrugałam, słysząc znajomy głos.
- ...ia...Ophelia!
- Izaya..?
Nad sobą widziałam zmartwioną twarz chłopaka i niebo... Czyżbym straciła przytomność..?
Izaya odetchnął z wyraźną ulgą i dopiero kiedy zabrał dłoń, zorientowałam się że wcześniej trzymał ją na moim policzku.

Iza~? Idk. Chciałaś dramę, to masz dramę. To tylko przemęczenie btw.

Od Akane Cd Anthony'ego

Dzisiejszy dzień był najgorszym. Nie dość, że musiałam ścierpieć francuski i to w dodatku tyle lekcji to jeszcze kłótnia z A-chanem. Rozpłakałam się. Chciałam, żeby to Anthony przyszedł i mnie pocieszył, ale w zamian to przyszedł chłopak z wcześniej. Nie chciał, abym szukała A-chana, co mnie zaniepokoiło. Powiedziałam, że nie pójdę go szukać, ale za to poszłam za samym Rafael'em. Wreszcie powiedział, że nie mam szukać Anthony'ego, a ja poszłam wreszcie tylko za nim, aby mieć go na oku jako nowego ucznia. Schowałam się za drzewem i przysłuchałam się całej rozmowy do czasu jak jeden z mężczyzn mnie nie znalazł. Na rozkaz A-chana puścili mnie, a ja spojrzałam się na wszystkich do okoła. Byłam wściekła na wszystkich do okoła a zwłaszcza na Anthony'ego. Wiedziałam jaki jest Anthony dlatego, gdy poprosił mnie o rozmowę to tego nie zrobiłam tego. Wolałam na spokojnie z nim pogadać i bez jakich kolwiek innych osób. Tylko my we dwoje. Anthony wziął teczkę od jednego z nich i wrócił do pokoju. Ja zostałam z całą trójką chłopaków.
- A gdzie wy się wybieracie?! Musimy sobie pogadać i to tak na poważnie! - spojrzałam się na nich i zatrzymałam dwóch goryli. Cała trójka stanęła pod ścianą.
- Czego chcesz Akane-chan? - spytał się Rafael z niepewnym uśmiechem.
- O czym panienko chcesz porozmawiać? - spytał się blondyn.
- Musimy sobie ustalić, że osoba która może zabić A-chana jako pierwsza jestem ja i nik inny! - spojrzałam się na Rafael'a. Było to w szczególności zwrócone do niego, ale też i do tamtych dwóch. - Po drugie, jeżeli macie jakąś przesyłkę czy coś innego to macie mi o wszystkim powiedzieć bo inaczej tego pożałujecie! Mam nadzieję, że nazwisko Suzuruya coś wam mówi i nie będę musiał używać swoich kontaktów, a zwłaszcza moich rodziców nie mówiąc o braciszku. Co do tego waszego szefa, Dragona czy jak mu tam było, to powiedzcie mu, że ma zostawić mojego A-chana, bo jak nie to sama go znajdę i mu przywale, a zabije go gdy coś się stanie mojemu A-chanowi. Zrozumiano!!! - byłam zła, a mówić dokładniej to wściekła. Goryle chyba zrozumiały o co mi chodzi.
Nie chciałam się bronić swoim nazwiskiem jednak jeżeli chodziło o Anthony'ego to musiałam i nie żałowałam, a mój tato jak i bracia to zrozumieją.
Poszłam do pokoju chłopaka. On otworzył mi drzwi i zamknął je za mną, zakluczając je.
- Dlaczego przyszłaś? - spytał się patrząc na mnie swoim chłodnym wzrokiem. Stał przy parapecie, odwrócony w moją stronę.
- Głupek z ciebie! Dlaczego zostawiłeś mnie na korytarzu z tym gamoniem? Co mi to dało, że mnie pocieszył skoro to nie to samo jak ty to robisz. Tylko bardziej mnie to zasmuciło i rozwścieczyło... Wyreczyłeś się tym gamoniem i nawet nic nie zrobiłeś. Głupi A-chan! W dodatku twój wyraz twarzy i te smutne oczy... To najbardziej mnie zabolało... - nie wiedziałam co mam dalej powiedzieć. Czułam się bezsensownie, a emocje jakie czułam były koszmarne, bałam się tego, że znowu kogoś stracę. - Osoba która ciebie zabiję jako pierwsza, będę ja, a nie ty sam! Zapamiętaj to sobie! - położyłam na stole chusteczkę i balsam do ust, aby sobie je opatrzył jak tylko wyjdę.
- Lepiej by było, gdybym umarła - powiedziałam cicho pod nosem.Otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju.
Jednak gdy tylko dotarłam do schód, upadłam na ziemię. Zaczęłam kaszleć. Odkrywając dłoń od ust zobaczyłam krew. Wiedziałam co to oznacza. Moja choroba powróciła, a lekarstwa jakie przejmowałam musiały zostać zmienione. Walnęłam ze wściekłości pięścią w ścianę. Wszystko się waliło i to też w takim momencie. Przez dwa dni nie widziałam Anthony'ego. Prawdopodobnie nie chciał mnie już więcej znać. Skupiłam się na treningach do najbliższych zawodów. W nocy prawie wcale nie spałam. Nie potrafiłam... Śnił mi się koszmar w którym Anthony odchodzi ode mnie i idzie z kimś innym. Nadszedł czas na zawody. Miałam dość po pływaniu, a czekały mnie jeszcze dwie godziny cięższego wysiłku.
- Dlaczego tak się przemęczasz? - usłyszałam za sobą głos Rafaela.
- Wczoraj ktoś powiedział, że jestem beznadziejna i nie zdołam wygrać wszystkich zawodów. W dodatku obraził A-chana. Dlatego założyłam się... Jak tylko wygram on będzie musiał uklęknąć przed A-chanem i go przeprosić - wytłumaczyłam mu co zaszło wczoraj. Musiałam komuś to powiedzieć.
- Dlaczego to robisz dla takiego bandyty jakim jest Anthony?
- On nie jest bandyta. Popełnił kilka błędów, ale kto z nas ich nie popełnia? Ja sama popełniam błędy, z tym że więcej niż można by sobie wyobrazić. Ja po prostu za bardzo sobie go cenię, a poza tym moje serce by pękło gdybym tego nie zrobiła. Za bardzo go kocham, aby ktoś miał go doprowadzać do smutku... Wreszcie tylko ja go mogę doprowadzić do smutku, płaczu, szczęścia, złości, a osoba jaka go zabije będę ja i nikt inny - odpowiedziałam z uśmiechem. Wstałam z ziemi i poszłam na następne zawody. Wstałam ostatnimi resztkami sił i wygrałam wszystkie zawody. Poprosiłam przewodniczących z każdego kółka, aby odebrali za mnie nagrody. Dokonałam tego i mogłam być spokojna. Wróciłam do pokoju. Musiałam odpocząć. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, było ciężkie. Brat dzisiaj po mnie miał przyjechać i zabrać na kilka dni ze szkoły. Zasnęłam, a gdy się obudziłam leżałam na czyichś kolanach, byłam w aucie. Wstałam powoli i spojrzałam się na osobę siedzącą obok mnie, był to mój brat. Uśmiechnęłam się, ale powstrzymałam się od płaczu. Zrobione badania tylko potwierdziły to, że choroba powróciła. Zgodziłam się na przyjmowanie eksperymentalnych lekarstw. Nie przejmowałam się tym, że będę słabsza. Chciałam już wrócić do szkoły i zobaczyć się z A-chanem. Po dwóch dniach wróciłam do szkoły. Nie poszłam tego dnia na lekcje, po prostu poszłam na dach gdzie usiadłam i oparłam się o ścianę. Przygarnęłam nogi i obiecał je rękoma, chowając głowę. Szczerze nie wiedziałam na co czekałam. Ale ostatnim raz to właśnie tutaj przyszedł mnie szukać A-chan. Chciałabym go już przytulić i poczuć jego ciepło, jednak pewnie on już nie chciał być ze mną. Wreszcie kto by chciał mieć taką dziewczynę jak ja. Słaba, chora i w dodatku głupia dziewczyna, taka byłam. On na pewno nie chciał być już więcej z kimś takim jak ja.
- Dlaczego ja to zepsułam! Głupia ja! Nic nie potrafię zrobić! Wszystko czego dotknę psuje się lub kto mnie zaczyna nienawidzić! Beznadziejna i głupia! Dlaczego i po co ja jeszcze żyje na tym świecie? - wymruczałam kilka zdań cicho pod nosem. Nikt nie usłyszał. Byłam kompletnie sama. Nikt oprócz mnie, moich łez i wiatru nie mógł tego usłyszeć. - Tęsknię za tobą A-chan. Chce, abyś wrócił do mnie A-chan. Proszę wróć! - tęskniłam, a za każdym razem gdy wymawiałam imię Anthony'ego, moje serce jeszcze bardziej bolało tak jaki wszystko inne. Ból był nie do wytrzymania i to nie przez chorobę, a przez tęsknotę za A-chanem.

< Anthony?> tak to jest jak się obejrzy jakaś dramat romantyczny :p

Od Izayi Cd Ophelii

- Już wszystko mam załatwione - z lekkim uśmiechem odpowiedziałem na pytanie dziewczyny, i odwróciłem się, by odwiesić ręcznik kuchenny spowrotem z boku szafki.
Kiedy odwróciłem się do wyjścia z kuchni, uniosłem brew, widząc że Ophelia nie ruszyła się z miejsca, a na jej twarzy maluje się wyraźne rozbawienie.
- Oblałem się sosem, czy coś w tym stylu..? - mruknąłem.
Dziewczyna machnęła ręką i ruszyła w stronę jadalni.
- Ej, odpowiedz! - dorobiłem ją szybko, a ona lekko stuknęła mnie w ramię wierzchem dłoni.
- Poprostu jakoś tak bawi mnie ta twoja strona. - Wzruszyła ramionami.
- Jaka strona? - spytałem, ale nie odpowiedziała. Pewnie dlatego, że Mairu pociągnęła ją do stołu, sadzając dziewczynę miedzy sobą a Kururi.
Ophelia automatycznie przeniosła swoją uwagę na dziewczynki, a ja poczułem jak coś się we mnie gotuje.
Młodsza z bliźniaczek wyszczerzyła się do mnie, kiedy z raczej niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy usiadłem na swoim miejscu.
Świetnie. Kto by pomyślał że będę zazdrosny z powodu własnych sióstr..? Kto by pomyślał, że w ogóle będę zazdrosny!
Dziewczynki, a właściwie Mairu, całkowicie zdominowały rozmowę... Chociaż nie. Moja najmłodsza siostra poprostu przez prawie cały czas prowadziła podekscytowany monolog o przeżyciach jej i jej siostry w ich nowej szkole, do której chodziły odkąd przyjechaliśmy do Green Heels.
Przez cały obiad milczałem, słuchając paplaniny Mairu i zastanawiając się kiedy Ophelia wymięknie. Dziewczyna jednak trzymała się świetnie... Albo była dobrą aktorką.
Po skończeniu posiłku, Mairu od razu złapała Op za nadgarstek i wspomagana przez Kururi, która popychała starszą dziewczynę, opierając dłonie u podstawy jej kręgosłupa, pociągnęła ją w stronę tarasu.
Machnąłem ręką, widząc pytające spojrzenie Ophelii, na co ona ułożyła usta na słowa "naprawdę przepraszam".
Wywróciłem oczami.
Zachichotała cicho w odpowiedzi, w końcu z własnej woli ruszając w stronę szklanych drzwi balkonowych.
Szyki uporałem się z naczyniami i właśnie wkładałem resztki sałatki do lodówki, gdy do kuchni wbiegła Mairu.
- Iza-nii, Iza-nii, chodź! - krzycząc to dość spanikowanym głosem, złapała mnie za róg bluzki i pociągnęła.
Zamknąłem z westchnieniem drzwi lodówki i dałem się jej poprowadzić do ogrodu.
 
Op? Spoczko :'>
Ja też się nie spieszyłam ^^"
A teraz dawaj tę dramę~!

Od Anthony'ego cd Akane

Wszystkie moje dzisiejsze plany legły w gruzach. Mimo, że nie byłem pewien co do prawdziwości słów chłopaka to czułem się niepewnie. Kilkakrotnie widziałem paru typów, krążących wokół szkoły, podjeżdżali czarnym autem. Ciekawiło mnie kim był chłopak, skąd wziął mój numer oraz skąd to wszystko wie. Gdy znajdę odpowiedź na pierwsze pytanie, uzyskam także na pozostałe. Zamyśliłem się nad pytaniem dziewczyny, lecz w końcu wydusiłem:
-Nie wiem jeszcze.
Naszą cichą pogadankę przerwał nauczyciel krzycząc:
-Anthony! Akane! Skończcie już tę konwersacje i zbierzcie się do roboty. Dałem wam zadanie.
-Très bien. - mruknąłem aby nauczyciel się trochę uspokoił.
W milczeniu wrócił do swojego biurka. Bez problemu zrobiłem zadania z ćwiczeń, jednak doskonale widziałem, że Akane przychodziło to z trudem. Szybko zamieniłem nasze książki, tak aby nauczyciel nic nie zobaczył. Uzupełniłem to co było potrzebne i oddałem książkę dziewczynie. Każdy, oprócz nauczyciela widział jak to robimy i każdy się dziwił.
W końcu minęły dwie pierwsze lekcje, jednak nauczyciel od francuskiego nie dawał nam spokoju, przed nami kolejne lekcje z nim. Przesiedzieliśmy całą przerwę razem,  potem znów lekcje. Przetrwaliśmy je jakoś. Została tylko biologia, matematyka i godzina wychowawcza. Jednak chciałem coś jeszcze załatwić przed tymi lekcjami.
-Zaczekasz tutaj? Chcę coś załatwić, za chwilę wrócę, dobrze? - zapytałem.
-No dobrze. - westchnęła dziewczyna i udała się pod klasę.
Założyłem kaptur i poszedłem przed szkołę.
-W końcu jest, wsiadaj do wozu po dobroci albo cię zmusimy. - oznajmił jeden z facetów przy aucie.
-Nigdzie nie jadę. Ale wy tak. Teraz mi nic nie zrobicie, jest przerwa i pełno tu nauczycieli, za dużo świadków. Kiedy będę chciał z wami jechać to się odezwę. - mruknąłem i odszedłem.
Oczywiście nie protestowali, no bo nic mi zrobić nie mogli. Kiedy byłem na hallu głównym zobaczyłem Akane, rozmawiała z kimś. Gdy podszedłem bliżej zobaczyłem tego gościa. Tego z którym nie miałem dobrych kontaktów. Tego idiotę z poprzedniej szkoły.
-Akane. - mruknąłem dość cicho, ale tak, że usłyszała.
-O. A-Chan. To jest...
-Wiem kim on jest. - przerwałem jej.
-Ta. Mieliśmy już przyjemność się poznać.
-Zapomniałeś dodać "nie". Ale i tak, było to dawno.
-I nieprawda. - dokończył.
-Oj prawda prawda. Prosiłbym cię abyś trzymał się z daleka. - mruknąłem.
-Od ciebie ok, lepiej nawet dla mnie. Chociaż polubiłem tę dziewczynę, a jak zauważyłem jesteście przyjaciółmi. Więc będziesz musiał mnie znosić. - odparł lekceważąco.
-Gdybyś chciał wiedzieć, to jest trochę inaczej, ale ja nie zamierzam cię znosić. Ani nawet z tobą rozmawiać.
-Nie przesadzaj. Myślałem, że ci przeszło. - uśmiechnął się szyderczo.
-Jak widzisz nie przeszło mi. Dobrze ci radzę, nie zbliżaj się. Tym razem będzie inaczej, uwierz lepiej na słowo. - odparłem.
Złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem w stronę innego korytarza.
-Skąd się znacie? - zapytała nagle dziewczyna.
-Dawna znajomość z dawnej szkoły. - mruknąłem. - Dlaczego z nim rozmawiałaś? - zapytałem szybko, stojąc tyłem do Akane.
-Pierwszy podszedł i zagadał, powiedział, że jest nowy i nie wie gdzie co jest. Prosił aby go oprowadzić. - odparła. - Zgodziłam się, na przerwach mam go oprowadzać, bardzo nalegał. Jest bardzo miły.
-Dlaczego akurat ciebie musiał poprosić? Mało jest uczniów w szkole? I co teraz będziesz szlajać się z tym typem po każdym zakamarku szkoły? - powiedziałem z lekko podniesionym głosem.
-O co ci chodzi? Poprosił tylko o oprowadzenie, to nic wielkiego.
-Dla ciebie. Wiem jaki on jest, nie zrobił tego przypadkiem.
-O co ci chodzi? Anthony. To tylko jakieś głupie pokazanie szkoły.
-Nie rozumiesz! - warknąłem. - Wiem jak to się skończy! Ale i tak pójdziesz go oprowadzać! No bo przecież dramatyzuję!
-A-Chan... - zaczęła dziewczyna.
-Dobra. Nieważne. Jeśli chcesz możesz sobie do niego wrócić. W końcu długo zajmie ci oprowadzanie go, lepiej zacznij od zaraz. - mruknąłem i odszedłem.
Nie wiem co we mnie wstąpiło, mocno się zdenerwowałem. Chciałem wrócić do niej i ją przeprosić. Kiedy się odwróciłem zobaczyłem jak płacze. Jednak kiedy zrobiłem krok w jej stronę ten idiota szybko do niej podbiegł i zaczął ją pocieszać.  Przytulił ją. Teraz miałem ochotę wziąć pistolet i odstrzelić mu łeb. Stłamsiłem emocje, które tak na prawdę rzucały mną we wszystkie strony, ból, zazdrość, nienawiść, miłość, wszystko zlało się w jedną wielką pustkę. I nic teraz nie czułem. Uciekłem na tyły szkoły, tam patrzyłem się pustym wzrokiem w las. Nigdy nie chciałem aby płakała, starałem się nigdy do tego nie doprowadzić. Teraz nie dość, że doprowadziłem ją do płaczu, zniszczyłem po części sam siebie. Znów wróciło uczucie pustki, niechęci do ludzi, samotności... Usiadłem pod budynkiem i oparłem głowę o kolana. Co teraz czułem? Nic. Kompletna pustka. W głowie to samo, ciemna czeluść. Chociaż w ciemności była jakaś niewyraźna postać. Tylko tyle. Skrzywdziłem ją, doprowadziłem do płaczu i zamiast mnie, pociesza ją ten idiota. Nie, on jest debilem, ja jestem skończonym idiotą. Tak... Nerwowo wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer.
-Jeśli chcecie, możecie po mnie przyjechać. Wisi mi to gdzie mnie zabierzecie i co ze mną zrobicie. Będę obok szkoły. Spoko, to nie pułapka. Rozwaliłem coś, co było dla mnie ważne, niszcząc przy tym siebie. Nie sądzę, że ktoś zauważy brak mojej osoby. Więc macie wolną rękę. - wymruczałem do telefonu. - Wolę abyście wy skończyli ze mną, niż ja sam ze sobą. Na razie. - rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź.
Oczywiście, Akane mogła znaleźć mnie wcześniej, ale nie sądzę, żeby mnie w ogóle szukała. Sam siebie wolałbym zgubić. I nie szukałbym. Aby się uwolnić, od mojej wybuchowej, aroganckiej, lekceważącej i nieznośnej osobowości. Gdybym mógł, to bym to kontrolował. Ale nie mogę, nie potrafię.
Usłyszałem ten szyderczy śmiech, śmiech Rafael'a.
-Czego chcesz? - warknąłem, nawet nie patrząc na chłopaka.
-Akane jest przez ciebie bardzo smutna, wiesz? Ah, jest to okazja idealna dla mnie. Na szczęście odwiodłem ją od pomysły szukania ciebie.
-Daj mi spokój. - powiedziałem wstając z ziemi.
-Dam ci spokój kiedy dokończę zemstę.
-To musisz stanąć w kolejce. Przed tobą  jestem jeszcze ja, Drakon, kilka innych ludzi oraz faceci spod szkoły. Nie licząc Akane, nauczycieli i połowy naszej starej szkoły. Chcesz się zapisać? Termin mam wolny za dwa lata siedemnastego grudnia, wtedy będziesz mógł mnie zabić. - odparłem.
-Że co?
-Muszę kalendarz prowadzić. Gdyby ciebie próbowało zabić pełno osób, też byś takowy prowadził.
-Kto jest pierwszy w kolejce? - zapytał opierając się o ścianę.
-Ja, potem Akane, Drakon i jego ludzie spod szkoły, potem dyrektorka, nauczyciele, dziewczyny z naszej starej szkoły, chłopacy z naszej starej szkoły..
-Wtedy ja? - przerwał mi.
-Cierpliwości. Potem jeszcze resztka mojej rodziny, jeśli takowa żyję, potem jeszcze kruki, wilki, oraz inne zwierzęta i dopiero ty. Późno przychodzisz z propozycją.
-Nie żartuj sobie.
-Dasz mi na razie spokój? Czekam na kogoś.
-A dokładniej?
-Na tamtych. - mruknąłem wskazując mu trzech facetów, ubranych w garnitury i z czarną teczką.
-Callendier. - zawołał ten po środku w blond włosach.
-I co?Tak bez zaskoczenia? Bez metalowej rury? Bez kajdanek i worka na głowę? Co wy. A ja się przygotowałem. - rzuciłem do nich.
-Skoro sam zadzwoniłeś, musiało się coś stać. Opowiadaj. - odparł ten po prawej w ciemnych okularach.
-Długa historia. Zabierzecie mnie czy zrobicie to tutaj? Możecie zrobić przedstawienie dla mojego byłego znajomego ze starej szkoły.
-Za dużo przygotowań, Drakon chciał abyśmy cię przywieźli do niego. Ale jeśli tak sprawa wygląda możemy po prostu zastrzelić cię na miejscu. No chyba, że chcesz się z kimś pożegnać. Byle szybko, za godzinę kończymy pracę. Wiesz jak to jest Antek. - rzucił brązowowłosy.
-Zii, mówiłem, że masz tak do mnie nie mówić. - odpowiedziałem mu.
-Daj mu się nacieszyć, no wiesz, mamy cię sprzątnąć. Potem nie będzie okazji. - dodał jego kolega w okularach.
-A ten kolega to co stoi tak wystraszony? Jesteśmy aż tak przerażający?
-Wy jesteście nienormalni. Cała czwórka. Anthony? - odparł Rafael.
-Hm?
-Jak Akane z tobą wytrzymywała? W ogóle jakim cudem ukryłeś przed nią swoje życie? TO życie jako bandyta? - dodał.
-W tym rzecz Rafi, w tym rzecz. Ona o wszystkim wie.
-I nie zostawiła cię?! To wy wszyscy macie nieźle na bani, ona też.
-Ej! Nie waż się tak mówić! Pamiętaj, że nie rozstaliśmy się oficjalnie. - odparłem wbijając nagle nóż w ścianę obok jego głowy. - Możesz tak mówić o każdym, ale na pewno nie o niej. Rozumiesz? - warknąłem cicho.
-Czyli chodzi o dziewczynę. Antek, to nie będziemy cię zabijać z powodu, że pokłóciłeś się z dziewczyną. Zadzwoń kiedy będziesz miał poważny powód. - odparł blond włosy niosący teczkę.
-To jest poważny powód! - krzyknąłem.
-A o co się pokłóciliście?
-Bo ten o tu. - wskazałem Rafael'a - Zaczął do niej zarywać, a ona nic z tym nie robiła. Więc wydarłem się na nią i doprowadziłem do płaczu, chociaż kiedyś sam sobie obiecałem, że nigdy do tego nie doprowadzę. - odparłem. - Ale przecież nic nie poradzę na moją dziwną osobowość i charakter. Boże dlaczego.
-Po prostu idź i ją przeproś. - zaproponował Zii.
-Dla mnie to nie takie proste.
-Nie bój się, że cię nie przyjmie. Z pewnością mogę pójść z tobą i jej to wszystko wytłumaczyć. - oznajmił facet z teczką.
-Sam to załatwię. W ogóle dzięki za rozmowę, gdyby nie wy to już dawno bym się zastrzelił. - zaśmiałem się.
-Ćś. - powiedział nagle Zii.
-Co się dzieję? - zapytałem.
-Ktoś nas obserwuje.
-Przeczesać teren. - rozkazał blond włosy.
Szybko znaleźli osobę, która nas obserwowała. Wyszarpali ją zza wysokich krzaków.
-Akane? - zapytałem cicho.
-Antek. Znasz ją? - zapytał blondyn trzymając ją w górze.
-Jasne, że tak! Puść ją. - na mój rozkaz blondyn odstawił dziewczynę na ziemię,
-W takim razie bardzo przeraszam panią. - powiedział, kłaniając się szarmancko.
-Co tutaj robisz? - zapytał nagle Rafael.
-To ja powinnam wam zadać takie pytanie. - odparła zdenerwowana dziewczyna.
-Teraz, dawaj masz szanse. - cicho powiedział do mnie Zii.
-Nie, nie teraz. Nie wiem. Może i byłoby to najlepiej zrobić teraz, ale wolę to zrobić sam, wiesz o czym mówię. - wyszeptałem do niego.
Staliśmy w tyle, ona chyba skupiła się na Rafael'u.
-Teraz. Masz świadków, którzy cię poprą. Dawaj. - powiedział.
-Nie jestem pewien,
-No nie bój się.
-O czym tak szepczecie? - zapytała Akane.
-On ma ci coś do powiedzenia. - powiedział Zii i wypchnął mnie w stronę dziewczyny.
Gdybym nie zatrzymywał się, to wpadłbym na nią.
-Co takiego? - zapytała.
-Wolałbym powiedzieć ci to w cztery oczy. - powiedziałem podkreślając ostatnie dwa wyrazy.
Dziewczyna nie odpowiedziała mi, tylko spoglądała gdzieś za mnie, unikając mojego wzroku. Spuściłem głowę i odszedłem od niej, podszełem do Zii'ego.
-Dlatego nie chciałem próbować. To rani kilkakrotnie razy mocniej niż sam fakt, że nie próbuje. - wymruczałem dość głośno, tak, że chyba każdy usłyszał, ale udawał, że jest inaczej.
Stanąłem całkiem z tyłu, oparłem się o ścianę i założyłem ponownie kaptur, który zsunął mi się z głowy podczas wcześniejszej rozmowy. Kurczowo trzymałem ręcę splecione na klatce piersiowej, zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby na wargach, puściłem dopiero kiedy poczułem smak swojej krwii. Zmieszany ze smakiem bólu i goryczy. Kiedy lekko otworzyłem usta na ziemię skapnęło kilka kropel czerwonej cieczy, na szczęście nikt nie zauważył, miałem przynajmniej taką nadzieję. Bo Akane, mimo wszystko przyglądała mi się, patrzyła na każdy ruch, każde zachowanie. Teraz z pewnością wyglądałem jak jeden z psychopatów, trzęsące się dłonie, krew na ustach, zaczerwienione oczy, blada skóra.
W końcu podszedłem bliżej rozmawiających, a raczej wślizgnąłem się miedzy nich i wyciągnąłem nóż, który tkwił w ścianie.
-Antek. Nie zapomnij teczki. Specjalnie dla ciebie ją wzieliśmy. - zawołał blond włosy.
-Dzięki. - wymamrotałem, słabo było mnie słychać przez wciąż cieknącą krew.
-Co mówiłeś? - zapytał, gdyż niedosłyszał.
-Dzięki. - powiedziałem bardziej wyraźnie.
-Antek? Coś się stało? - zapytał Zii.
-Nie. Wszystko w porządku, ja już idę do pokoju. - wymamrotałem.
-Czy to krew? - zapytała Akane.
-Nie. Znaczy... Eh, nie ważne. - mruknąłem zakrywając dłonią usta i próbując zatrzymać krwawienie.
Szybko udałem się do pokoju zamykając drzwi na klucz, podbiegłem do lustra.
-Co ja zrobiłem? - zapytałem sam siebie.
Dolną wargę całą sobie rozciąłem, nie bolało mnie to, dlatego nie zdawałem sobie sprawy, że jest aż tak. Przepłukałem twarz, po czym usłyszałem pukanie do drzwi.
-No rzesz kur... - mruknąłem do siebie.
Szybko w szafie wygrzebałem moją chustę, którą zakładałem podczas wymian towarem. Założyłem ją tak, że zakrywała połowę mojej twarzy i otworzyłem drzwi. W progu stała Akane.
-Mogę wejsć? - zapytała.
-Em.. Tak. Wybacz za bałagan. - powiedziałem, starając się mówić wyraźnie.
Dziewczyna weszła do mojego lokum, zamknąłem za nią drzwi, z przyzwyczajenia zakluczyłem je.
-Dlaczego przyszłaś? - zapytałem opierając się o parapet, stojąc jednak przodem do dziewczyny.






Akane?
Theme by Bełt