niedziela, 31 grudnia 2017

Od Stasa

- Ładuj się szybciej - mruknąłem. Od kilkunastu minut pewna gra wyjątkowo długo mi się ładowała, co strasznie mi się nie podobało.
- Zrobię tylko aktualizację i spadam na dwór, nawet jeśli jest bardzo zimno i pewnie bardzo pada i jest bardzo ślisko - syknąłem, wyglądając zza okna. Miałem w planach dzisiaj na luzie, spokojnie sobie pograć z Lucasem, ale nieee, internet musiał nawalić! Zawsze, kiedy mam ochotę z nim pograć, no po prostu zawsze. Warknąłem i uderzyłem ręką o biurko, po chwili sycząc z bólu, masując ją.
- Ta, jeszcze zrób sobie krzywdę, głupia sieroto - wymamrotałem i wstałem, szurając nogami krzesła o podłoga. Podszedłem do klatki mojego szczurka, Merlina. Kucnąłem i przyglądałem się jemu. On robił to samo. Przyglądał się sobie w lusterku, które miał tuż obok klatki. Merlin był kochanym gryzoniem, który patrzy jak gram lub się uczę. W klatce zawsze wojuje, ale jak się go wyjmie, to jest spokojny i wyluzowany. Lubiłem u niego tą cechę - oj tak. Kiedy tak przyglądałem się szczurowi w bezruchu, nagle usłyszałem powiadomienie z gry. Podskoczyłem w miejscu przestraszony.
- Totalnie zapomniałem - szepnąłem, trochę zawstydzony swoją reakcją. Wstałem, wyłączyłem ową grę i zamknąłem laptopa. Przetarłem ręką twarz i westchnąłem.
- Że ja serio chcę iść na dwór? Na spacer? Chyba żartuję - parsknąłem, ale wbrew swojej woli, założyłem ocieplane trapery i grubą kurtkę, a na twarz białą maskę. Tak grubo ubrany, wyszedłem ze swojego pokoju, zamknąłem go i powoli szedłem po korytarzach i schodach, aż w końcu wyszedłem z akademika.
- Mogłem jeszcze szalik założyć - burknąłem, powoli zmierzając w stronę parku Green Heels. Szedłem bardzo powoli, ostrożnie, uważając na lód, którzy czaił się na każdym kroku. Wrr, nienawidzę zimy. Śnieg, wiatr, zimno, lód, zimno, śnieg. I muszę się bardzo ciepło ubierać. I uważać, żeby nie zachorować jakoś poważnie. I brać cały czas witaminy, czasami leki, bo przeziębienie mnie chyba śledzi. Ugh, nienawidzę tego!
I jak na zawołanie kichnąłem. I to nie byle jak, co to, to nie. Kichnąłem jak jakiś kotek. I w tym samym momencie straciłem równowagę. Niebezpiecznie się zachwiałem robiąc kolejny krok, przez co runąłem do przodu na twarz. Przynajmniej podparłem się dłońmi o ziemię, inaczej mój nos musiałby odwiedzić szpital. Jęknąłem z bólu.
- Żyjesz? - usłyszałem głos i zobaczyłem przed twarzą parę butów.
Eh, mam nadzieję że przynajmniej nie będzie się ze mnie śmiać, lub że to osoba którą pierwszy i ostatni raz zobaczę w swoim życiu...


(ktoś?)

Nowy Uczeń!

Stas Rotari
Ksywka: Stasiu
Wiek: 18 lat
Klasa: 2B

Od Czeslava CD Nory

- Żadnego wina powiadasz? - uśmiechnąłem się szeroko - I bardzo dobrze, mam coś lepszego do zaproponowania.
Dziewczyna uniosła brwi i przygryzła dolną wargę. Puściłem do niej oczko i podszedłem do barmana.
- Dzień doberek - powiedziałem wskakując na hokera - Poprosiłbym dwa razy po Grant'sie. Bez lodu, bez dodatków.
Barman skinął głową i zabrał się za nalewanie trunków. Odwróciłem się lekko w lewo i rzuciłem okiem na dziewczynę, która siedziała zanurzona w telefonie. Ech Norka, czy ty nie widzisz, po za nim świata? Odwróciłem się z powrotem do barmana i patrzyłem jak stawia szklanki na tacce.
- Prosz - mruknął stawiając ją na blacie przede mną.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się do niego i zabrałem same szklanki. Gładko zeskoczyłem z hokera i podszedłem do naszej miejscówki.
- Nori - dziewczyna mruknęła cicho dalej zanurzona w telefonie, westchnąłem cicho, postawiłem przed nią szklaneczkę i padłem obok - To dla Ciebie.
- Och dziękuję - powiedziała chowając telefon do kieszeni. Złapała szklankę do ręki i podniosła do góry, patrząc pod światło, zakręciła lekko zawartością i powąchała - Co to jest?
- Grant's - powiedziałem siadając wygodniej - czterdziestoprocentowy whiskach.
Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
- Śmiał pij, przecież się nie otrujesz - zaśmiałem się i przystawiłem swoją szklankę do ust.
Już po chwili w ustach poczułem charakterystyczny orzechowy posmak, a po przełknięciu zawartości przyjemne grzanie w przełyku i żołądku. Ooooo tak, tego mi było trzeba. Przymknąłem oczy i oparłem czoło lekko, o szklankę. Zdecydowanie było potrzeba. Otworzyłem oczy i spojrzałem na dziewczynę, która dalej patrzyła się w zawartość szklanki - Hej, Norka - uśmiechnąłem się - Serio nie otrujesz się.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i wzięła mały łyczek. Z jej twarzy jak zwykle nie szło nic wyczytać.
- I co? Jak smakuje? - zapytałem rozpłaszczając się na oparciu fotela
- Nawet dobra - powiedziała - Spodziewałam się, że prędzej przyniesiesz mi jakąś wódkę...
- Wódkę? - uniosłem wysoko brwi - Dlaczego wódkę?
- Pasuje do Ciebie - wzruszyła ramionami - Tak... jakoś.
- Hah - uśmiechnąłem się - Jakbym był Polakiem, to poczułbym wielką dumę.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi i pociągnęła kolejnego łyka.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci brak dodatków - zacząłem - Ale takiego alkoholu nie powinno się mieszać z czymkolwiek. Podobnie jak colę, jedyny słuszny dodatek to kostki lodu, nic więcej.
- Nie przeszkadza - pociągnęła kolejnego łyka
Wow, w takim tempie zaraz skończy. Czyżby panna Nora, była wytrawną degustatorką? Czy może jest niedoświadczona w branży i zaraz zaliczy, mi tutaj odlot...
- Noooo, a powiedz mi w ogóle coś o tym waszym kraju. Też macie jakieś tam góry prawda? - zapytałem, sącząc powoli swój napój.
- Jakieś tam góry mamy - zmrużyła lekko oczy zadowolona - Ludzie zza granicy, przyjeżdżają do nas na narty, więc chyba nie są, aż takie złe.
-Uuuu, do nas w Sudety też wpada sporo turystów - mruknąłem - Co prawda wolą jeździć w Tatry do Słowaków, bo niby wyższe, ale to nasze Sudety są piękne. Tyle tras do jeżdżenia, tyle szlaków do zwiedzania. Nic tylko korzystać!
- U mnie są trasy głównie dla zaawansowanych - powiedziała popijając Grants'a - Wiesz, prawie cała Norwegia to jeden wielki fiord i lądolód. Ale czego spodziewać się po Górach Skandynawskich i pozostałościach lądolodu Skandynawskiego.
Pokiwałem lekko głową i obserwowałem ją dalej. Nora spojrzała na mnie i uśmiechnęła się sama z siebie.
Ja, vi elsker dette landet - powiedziała
Zmarszczyłem mocno brwi, próbując zrozumieć, co do mnie powiedziała. W zamian Norweżka wybuchła śmiechem.
- Tak, kochamy ten kraj - odpowiedziała - Tak zaczyna się hymn Norwegii. Wiesz, dlaczego mówią o tym, już na samym początku?
- Dlaczego? - przechyliłem głowę na bok
- Ponieważ, nikt nie chce nam wierzyć, że go lubimy - uśmiechnęła się - Dodatkowo, kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą, więc coś w tym jest...
- A jak dalej brzmi wasz hymn? - oparłem głowę na dłoni, która była oparta, na oparciu fotela
- Ja, vi elsker dette landet Som det stiger frem Furet værbitt over vannet Med de tusen hjem Elsker, elsker det og tenker På vår far og mor Og den saganatt som senker drømme på vår jord
- Mmmm, a co to znaczy? - uśmiechnąłem się lekko
- Tak mniej więcej - powiedziała padając na oparcie i bawiąc się zawartością szklanki - Tak, kochamy ten kraj, rozciągający się skałami i chmurami ponad morzem, z tysiącem domostw. Kochamy, kochamy go i myślimy o naszych ojcach i matkach i sagach, które ślą. Ślą marzenia na naszą ziemię.
Pokiwałem głową lekko - Co to te sagi?
- Są to rodzinne opowieści, opowiadane z pokolenia, na pokolenie - odpowiedziała
- Huhu, no pięknie - zanurzyłem się z powrotem w swojej szklance - Jest coś jeszcze?
- Ches, nasz hymn ma osiem zwrotek.
- WOW - powiedziałem zaskoczony - To mój ma tylko dwie hehe.
- A jak brzmi? - zapytała świdrując mnie tymi swoimi zielonymi ślepkami
- Kde domov můj, kde domov můj? Voda hučí po lučinách, bory šumí po skalinách, v sadě skví se jara květ, zemský ráj to na pohled! A to je ta krásná země, země česká, domov můj, země česká, domov můj!
- Lubię słuchać jak mówisz po czesku - uśmiechnęła się lekko, a co to znaczy?
- Gdzie jest mój dom, gdzie jest mój dom? Woda huczy wśród łąk, bory szumią pośród skał, w sadzie pyszni się wiosenny kwiat, widać że to ziemski raj! Oto jest ta piękna ziemia, ziemia czeska – mój dom, ziemia czeska – mój dom! - powiedziałem i uśmiechnąłem się smutno - Kde domov můj,
kde domov můj? V kraji znáš-li Bohu milém, duše útlé v těle čilém, mysl jasnou, vznik a zdar a tu sílu vzdoru zmar? To je Čechů slavné plémě, mezi Čechy domov můj, mezi Čechy domov můj!
Gdzie jest mój dom, gdzie jest mój dom? Czy znasz w ziemi, miłej Bogu, wrażliwe dusze w zdrowych ciałach, umysł jasny, powstanie i pomyślność i siłę tę, zgubę przeciwności. Oto Czechów sławne plemię. Pośród Czechów jest mój dom... Pośród Czechów jest mój dom...
Przełknąłem ślinę i wbiłem wzrok w dziurę na blacie stołu. Zamrugałem kilka razy powstrzymując napływające do oczy łzy.
- Tęsknisz za Czechami? - zapytała cicho
- Och - uśmiechnąłem się lekko - Może troszkę, ale tak głównie to wręcz przeciwnie - wyszczerzyłem się sztucznie
- Dlaczego? - zapytała ponownie
Bogowie, ona mnie wykończy! Zacząłem szukać w głowie jakieś dobrej wymówki do zmiany tematu, kiedy nagle zadzwonił telefon Nory. Dziewczyna spojrzała na ekran i odrzuciła połączenie. Zanim schowała go ponownie do kieszeni znowu rozbrzmiał dzwonek. Znowu odrzuciła połączenie. I tak jeszcze dwa razy...
- Może jednak odbierzesz? - powiedziałem spokojnie pijąc alkohol
Nora przewróciła oczami i odebrała telefon.
- Ja? - mruknęła, a z drugiej strony telefonu potoczył się potok słów. Dziewczyna zaczęła mówić coś po norwesku zmieniając, co jakiś czas intonację. Ja natomiast siedziałem jak taki idiota, nic nie rozumiejąc... Nagle zaśmiała się, powiedziała coś i rozłączyła się.
- Wybacz - mruknęła
- Kto to był? - spytałem
- Taki jeden chłopak, Isaac.
- Isaac? - uniosłem brwi - Nie mówiłaś, że masz chłopaka.
- Bo nie mam - zaśmiała się - To mój przyjaciel, jest dla mnie jak brat, z resztą tak mnie traktuje.
- Oł... - uśmiechnąłem się pod nosem, brotherzone... no taaaak - A ja? Kim dla Ciebie jestem? - uśmiechnąłem się szeroko?
- Tyyyy? Ty jesteś dobrym znajomym - zarechotała cicho
- O bogowie! - powiedziałem radośnie i wybuchnąłem śmiechem
- A ty co się tak brechasz?
- Dzięki bogom nie jestem w brotherzone hehe - opróżniłem szklankę do końca
- Brotherzone? - uniosła brew
- Jak ten twój Isiek.
- Isiek? - dziewczyna zaśmiała się głośno - Ten pan już nie pije!
Zawtórowałem jej śmiechem i zanurzyłem się w fotelu.
- Oj tam, oj tam - wyszczerzyłem się
Nora poszła w moje ślady i opróżniła swoją szklaneczkę. Rozejrzała się wokoło po pomieszczeniu.
- Hmmm? - mruknąłem - Czegoś pani do szczęścia jeszcze trzeba?
- Toaleta, by się przydała...
- Ohohohohoooo - zarechotałem - Tam po lewo masz kibelki... tylko się nie utop piękna!
Dziewczyna przewróciła oczami i pognała na zachód. Wyciągnąłem swój telefon i spojrzałem na godzinę. Dochodziła dwudziesta... COOOOO tak szybko to zleciało?! Ech jak ja nie lubię swojej czasoprzestrzeni, tak szybko czas leci, gdy się człowiek dobrze bawi. Schowałem telefon do kieszeni i podszedłem do wieszaka zgarniając nasze ciuchy. Norka wypadła z łazienki i podeszła do mnie.
- Już idziemy? - zapytała
- Zaraz dwudziesta, a musimy jeszcze wrócić, co trochę czasu może zająć - uśmiechnąłem się - Ale nie bój nic, powtórzymy to kiedyś!
- Nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał...
- Ze wzajemnością - wyszczerzyłem się zakłądając kurtkę. Złapałem szybko za szklaneczki i odniosłem je barmanowi. Nora czekała na mnie już przy drzwiach. Pchnąłem je mocno i przepuściłem dziewczynę - Damy przodem.
- Dziękuję - uśmiechnęła się lekko.
Wyszedłem tuż zaraz za nią i od razu oberwałem zimny podmuchem i śniegiem po twarzy. Dobrze, że przyjemne ciepełko nadal trzymało w środku.
- To co? Mogę Panią prosić pod mankiet? - wygiąłem rękę w jej stronę
- Z przyjemnością - wyszczerzyła się
Ruszyliśmy powoli wzdłuż ulicy, kierując się w stronę szkoły.
- Nie sądziłem, że z Ciebie taki zawodowy degustator - uśmiechnąłem się
- Doprawdy? Wiele rzeczy, o mnie nie wiesz - powiedziała
- Może pora to zmienić? - zaśmiałem się
- Nadal uważam, że wódka do Ciebie bardziej pasuje. Może ja też powinnam uzupełnić dane?
- Może tak, może nie - wytknąłem język i popchnąłem lekko Norę biodrem. Dziewczyna pisnęła zaskoczona, puściła mnie i poleciała jak długa na trawę prosto w zaspę. Patrzyłem na nią przez chwilę i wybuchnąłem śmiechem tak bardzo, że aż zabrakło mi tchu. - Wy-wybacz Nori.
Wyciągnąłem do niej rękę, żeby pomóc jej się podnieść. Dziewczyna złapała mnie za rękę i z perfidnym uśmieszkiem pociągnęła tak mocno, że aż wylądowałem obok niej... twarzą w śniegu.
- No wiesz ty co! - powiedziałem dalej się brechając
- No co? Podobno kochasz śnieg?
- A pfffff - burknąłem i odepchnąłem dziewczynę ręką, tak, że znowu poleciała plecami na śnieg
- Głupek - parsknęła rzucając we mnie śniegiem
- Sama jesteś głupek - wbiłem jej palce w żebra, dzięki czemu wywołałem jeszcze, więcej pisków - Tak biednego kolegę atakować? Poniżej godności droga koleżanko!

<Nora?>

Od Nory CD Czeslava

Ściągnęłam płaszcz i podałam go Cześkowi. Szybko powiesił go na wieszak i zajął się swoim ubiorem. Ja natomiast rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tak, jak mówił chłopak - miejsce było to w całości wykonane z drewna. Nie było ono duże, ale wysoki sufit i skromniejsze dekoracje nadawały więcej przestrzeni, a żółte, słabe, żarowe światło nadawało specyficznego klimatu. Lada, przy której stały pojedyncze, drewniane krzesła obite skórzaną pufą ciągnęła się przez całą długość budynków. Pod koniec jeszcze skręciła, dzięki czemu było jeszcze więcej miejsc siedzących.
– Jaką chcesz czekoladę? – Czesiek stanąć obok mnie, trącając lekko ramieniem. – Tam masz spis – wskazał palcem tablicę z kredowymi napisami. Przeczytałam wszystko na szybko z uwzględnieniem ceny i, jako że była najtańsza, wybrałam najzwyklejszą. Chłopak skinął rudym łebkiem i podszedł do mężczyzny.
Ja natomiast weszłam głębiej, kontynuując rozglądanie się. Ściany były w większości puste, przyozdobione gdzieniegdzie gałązkami ostrokrzewu, jodły, gdzieniegdzie porozwieszane były jemioły, a w rogu stała pięknie wystrojona choinka. Przy okazji jej podziwiania, znalazłam kominek, do którego podeszłam powolnym krokiem, słuchając rozmów klientów, zamówień przy barze i dźwięku trzeszczącego parkietu.
Usiadłam na wielkim, wyłożonym zamszem fotelu w chwili, kiedy Czesiek dotarł z dwoma kubkami i postawił je na niewielkim stoliczku.
– Dziękuję –
– Neni zac! Znaczy… nie ma za co – zaśmiał się i już zaczął upijać pierwszy łyk.
Spojrzałam na swój kubek z ciepłą czekoladą i pływającą na jej powierzchni bitą śmietaną w kształcie serduszka z kotkiem z cynamonu i uśmiechnęłam się pod nosem. Na serduszku od razu zrobiło mi się cieplej i ogólnie tak jakoś.. milej. Nabrałam na łyżkę trochę napoju ze śmietaną i skosztowałam. Taaaak, to był zdecydowanie ten smak. Smak dzieciństwa, wspólnych chwil z ojcem, kiedy to jeszcze jeździliśmy wspólnie na narty do Włoch. Przymknęłam oczy i pozwoliłam wspomnieniom zawitać.
Zima, nowy rok i moje urodziny. Ja i on. Zjeżdżaliśmy ze stoków wspólnie z wiecznymi uśmiechami na ustach. Kilka godzin na trasach prostszych i trudniejszych, a gdy warunki dawały nam w kość zawsze szliśmy do tej samej karczmy. Za każdym razem, kiedy ją odwiedzaliśmy, jedenastoletnia ja brała zawsze to samo - gorącą czekoladę z cynamonem.
Uśmiechnęłam się pod nosem i upiłam łyk.
– Hmmm… – Czesiek spojrzał w stronę lady przy kasie.
Świdrował spojrzeniem obszar tam i gdybym sama nie spojrzała w tamtym kierunku, nie dowiedziałaby się, na co patrzy. Oczywiście, że o to chodziło! Za ladą na całej długości ściany, od wysokości blatu do niemalże sufitu wisiało kilka rządków eleganckich półeczek, a na nich nic innego jak alkohol. Mnóstwo alkoholu. Od win po likiery na czystych wódkach kończąc. Zza lady wystawały oczywiście dozowniki z piwem z różnych zakątków świata. Prawdziwy raj dla alkoholików… bądź takiego jednego Czecha… No… i może troszkę dla mnie… Ale tylko troszkę.
– W sumie to napiłbym się… czegoś – mruknął pod nosem, po czym wstał energicznie. – To co, Nori, pijemy? – wstał i przyszykował portfel. Zerknął na mnie, wyczekując odpowiedzi. – Co chcesz?
– Umm.. – przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego zakłopotana. Pokręciłam łebkiem. – Nie chcę pozbawiać cię reszty pieniędzy. Czekolada mi wystarczy – uśmiechnęłam się życzliwie. Chłopak wręcz przeciwnie. Na jego twarzy pojawił się ten dobrze znany mi wyraz. Uwaga, uwaga, panie i panowie, pan Czeslav Nesladek zacznie mnie nakłaniać.
– No weź, Nori, ze mną się nie napijesz? – wyszczerzył białe zęby.
Westchnęłam i nie dałam się mu dłużej prosić. Temu chłopakowi nie było żal pieniędzy?
– Dobrze, niech będzie… weź...cokolwiek… tylko żadnego wina – powiedziałam nieśmiało. – Nie lubię…

<Bełciszczeee?>

Od Czeslava CD Nory

Pociągnąłem dziewczynę mocno do przodu, tak, że prawie straciła równowagę.
- Och wybacz Nori - zaśmiałem się i poprawiłem jej czapkę, która najechała trochę za mocno na twarz - I co, warto byłoby siedzieć cały kolejny dzień w domu? - przekrzywiłem głowę na bok patrząc na nią - Nie jest fajniej tak od czasu, do czasu, gdzieś wyskoczyć?
Wyszczerzyłem się patrząc prosto w te zielone oczy. Ależ ta dziewczyna była piękna, cała taka zaczerwieniona od mrozu, na brwiach i rzęsach płatki śniegu i te wielkie oczy wpatrzone we mnie. Weź Ches, bo się jeszcze zabujasz... o ile już tego nie zrobiłeś wariacie. Eeee tam, nie raz przecież podziwiałeś ładne laski, to po prostu kolejna taka, nic wielkiego. Przyciągnąłem Norę do siebie i przyspieszyłem kroku.
- Chodź mała przebieżka nie zaszkodzi, żeby trochę się rozgrzać - uśmiechnąłem się do niej i puściłem oko
- Już Cię przestały boleć nogi? - uniosła brwi przyspieszając tempa, tak, aby nadążyć za mną
- Cud kochana - powiedziałem - Uzdrowiłaś te nóżki, jednym dotykiem.
Albo mi się zdawało, albo Norka zarumieniła się jeszcze bardziej. Och, hehehe, no kto by pomyślał, że panna PokerFace, potrafi się tak ślicznie i tak łatwo rumienić, ba, że w ogóle na jej twarzy pojawiają się takie rzeczy. Uśmiechnąłem się pod nosem i zwolniłem lekko. Znajdowaliśmy się właśnie przed przejściem, przy którym byłem rano. Zatrzymałem się, a dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.
- Tam z tyłu - skinąłem głową w stronę podwórza - Jest sklep zoologiczny, z którego jest Nitro i... bezimienny. Tak właściwie, kiedy masz zamiar wymyślić mu jakieś imię? Dobrze, by było móc się do niego zwracać w jego imieniu, żeby się przyzwyczajał jeszcze bardziej. Wiesz wypowiadasz je spokojnie, od czasu do czasu dajesz kąsek tylko jemu i zaczyna imię kojarzyć z czymś przyjemnym i nie grożącym, żadnym niebezpieczeństwem.
- Ummm niedługo coś wymyślę - powiedziała powoli - Ches, skąd ty wiesz tyle o gryzoniach?
- Heh - uśmiechnąłem się słabo - A tak jakoś.
Ruszyłem powoli do przodu, dalej trzymając dziewczynę pod ramię. I znowu zaczyna drążyć... Och Nora, Nora, nie widzisz, że nie chcę Ci nic mówić? Proszę...
- Miałeś, kiedyś jakieś na sto procent - powiedziała spokojnie
- Może i miałem - odburknąłem. Musi, no po prostu musi drążyć
- Jakie?
- Myszy - powiedziałem krótko i przyspieszyłem trochę
- To by wiele wyjaśniało - pokiwała głową - Jak się nazywały?
Przełknąłem ślinę i zacisnąłem powieki. Dobra Ches, ogarnij się chłopie, spokojnie, to tylko zwykłe pytania. Chyba możesz jej powiedzieć, jak się nazywały Twoje pyśki co?
- Ognisty i Orli - powiedziałem cicho
- Ładnie - poczułem jak mocniej ściska moje ramię - Dwa chłopaki prawda?
- Uhum.
- Jak wyglądały?
- Ognisty był Fawnem, a Orli, Black Foxem - odpowiedziałem równie cicho, co poprzednio
- Och... - pokiwała głową - Coś się z nimi stało?
- Nie nie - uśmiechnąłem się odganiając myśli i nie pozwalając na dalszą dyskusję - Wiesz, to myszki, one nie żyją wiecznie.
- Rozumiem - powiedziała z lekkim zacięciem - Ile tak mniej więcej żyją?
- Średnio od roku do dwóch lat, wiadomo, mogą żyć krócej lub dłużej, jak to w przyrodzie bywa - podniosłem głowę do góry i przez chwilę wpatrywałem się w lecące płatki śniegu. W oddali było już widać cel naszej wędrówki. Bardzo korciło mnie, żeby zapytać, kim jest ten cały Isaac, ale dałem sobie spokój. - Widzisz tamtą drewnianą chatę?
- Tę z lampkami choinkowymi na dachu? - spytała patrząc na wprost
- Dokładnie tę - uśmiechnąłem się - Tam idziemy, zamówię nam czekoladę na gorąco. Mam nadzieję, że lubisz?
- Lubię - powiedziała krótko
- To wspaniale! - wyszczerzyłem się - Bo tutaj serwują najlepszą czekoladę na świecie! Można wziąć ją na przykład z bitą śmietaną, albo piankami, możesz wziąć też z różnymi posypkami, albo mieszać różne rodzaje. Gdy jest taki barman z brodą, to potrafi zrobić nawet kształty z bitej śmietany. Kiedyś zrobił mi małego dinozaura obsypanego cynamonem!
- Mmm często tu wpadasz? - zapytała
- Czasami wpadam - uśmiechnąłem się - Wiesz, o tym miejscu nawet Misiek nie wie, więc czuj się wyjątkowo.
Powoli wszedłem po schodach do góry i kilka razy uderzyłem butami o podłogę, żeby otrzepać je z przyklejonego śniegu. Nora zrobiła dokładnie to samo. Otworzyłem drzwi i puściłem ją przodem. Rzuciłem okiem w stronę barku i dojrzałem mojego cudotwórcę od kształtów. To będzie można zaszaleć, uśmiechnąłem się pod nosem.
- A więc Nori, witaj w Chacie Wuja Toma - uśmiechnąłem się - ściągaj kurtkę to powieszę ją na wieszaku. Siadaj, gdzie chcesz, chociaż osobiście proponuję miejsce tuż obok kominka. Gwarantuję jest przetestowane i baaaaardzo dobre.

<Nora?>

sobota, 30 grudnia 2017

Od Miki CD Czeslava

- Och... i jesteś pewien, że nie chcesz się tam ze mną wybrać? Gwarantuję profesjonalne usługi oprowadzacza z anegdotkami i historiami dołączonymi w pakiecie! - Westchnąłem cicho i odsunąłem się od rudowłosego chłopaka. Może to jednak nie był taki zły pomysł? W końcu, nie mogę cały czas być sam, z boku, ze swoimi zwierzakami... Bez przyjaciół... Wstałem i wziąłem kotkę na ręce, głaszcząc.
- Skończyłem. Co do tego co przed chwilą mówiłeś... - uśmiechnąłem się lekko.
- No...? - ponaglił mnie. Zerknąłem na niego i zastanowiłem się jeszcze przez chwilę. Wszystko to co mówił i jak się zachowywał - nie wydawał się zły, więc...
- Jeżeli masz czas, to chyba skorzystam - przez moment miałem wrażenie, że Czesław wstrzymał oddech, jakby niepewny mojej odpowiedzi.
- No i super! - wyskoczył i stanął obok mnie, szczerząc swoje ząbki.
- Oh, w ogóle, sorki że byłem tak nachalny, jeżeli chodzi o opatrzenie tej ręki, ale czułem się winny no i... No, tak wyszło - powiedziałem szybko na jednym wdechu, oczekując jego reakcji.
- Spoko luzik - klepnął mnie w ramię, a ja parsknąłem śmiechem. Chyba się otwieram. Wyszliśmy z łazienki, a ja już z daleko zobaczyłem jak mocno pada śnieg i hula wiatr.
- To, Czeslav, chcesz coś do picia? Mam wodę, jakieś soki, co-
- Colę? - wręcz widziałem te iskierki w oczach.
- No to cola dla Czesia, soczek dla Miki - podśpiewałem pod nosem, kierując się do kuchni, a chłopak za mną w podskokach powtarzał jak mantrę nazwę napoju.
- Szklankę dużą dam, czy małą? Mała by do wzrostu pasowała - zaśmiałem się w myślach. Nie, nie byłem wredny. Po prostu jego wzrost był dla mnie uroczy. Kiedy ja lałem colę do szklanki, chłopak usiadł przy blacie kuchennym. Podałem mu napój, a sam po wlaniu wody do kubka (bo wolę kubki) też zacząłem pić.
- Jak chcesz więcej, to tu masz butelkę - położyłem Colę obok jego szklanki.
- Ale w zamian za nią, pomożesz mi coś upiec... Nie wiem jak z twoimi umiejętnościami, ale najwyżej - zaśmiałem się, oczekując na odpowiedź. Cóż. Szczerze, nie spodziewałem się, że tak szybko z kimś załapię jakiś kontakt... Bariera wewnętrzna przed obcymi wszystko robiła za mnie, powodując, że zamiast się zbliżyć, ja budowałem mur. To chyba dobry start w nowym miejscu.
Czesławie, liczę że mnie wyprowadzisz na prostą, mój nowy mentorze - parsknąłem w myślach, ale przyznałem sobie rację.




(Czesiu?)

Od Nory CD Czeslava

Zagryzłam policzek i zgodziłam się, bo co innego mogłam zrobić? Wyglądało na to, że nie miałam jak uciekać od człowieka, którego nie jestem w stanie nawet pominąć. Chociaż… nic nie trzymało mnie przed tym, aby w najprostszy sposób spławić chłopaka, powiedzieć kilka nieprzyjemnych słów i pozbyć się go raz na zawsze. Wtedy zniknąłby nie tylko fizycznie, ale wraz ze wspomnieniami, których tak i tak było niewiele; nic straconego. Ale dlaczego tego nie zrobiłam i nigdy nie zrobię? Bo taka nie jestem. Chcąc, nie chcąc nie jestem typem bezuczuciowej szmaty. Nie zmieniam znajomych jak rękawiczki, kiedy coś mi się w nich nie podoba i to wcale nie przez to, że mam tylko jednego. Poprawka, teraz dwóch. Czesiek był... naprawdę przyjemną osobą, w przeciwieństwie do większości ludzi, których już znam, albo zdarzyło mi się poznać. Tak, tak, kilka dni temu miały miejsce nieprzyjemne sytuacje, ale nic nie było celowe… Nie naskoczyłam na niego świadomie, tylko działałam pod wpływem emocji… pieprzonych emocji.
 Naprawdę aż tak podświadomie  mnie do niej ciągnęło?
„Potrzebujesz go” – wyszeptała podświadomość. – „Żebyś nie była sama.”
„Potrzebuję kogokolwiek” – sprostowałam. – „On był pod ręką, a właściwie to sam się przypałętał. Zupełnie jak bezdomny zwierzak, który prosi o chwilę uwagi i trochę ciepła.”
„Co?”
„Co?” – powtórzyłam. – „Co ja wygaduję..?” – pytałam się w myślach, nie mogąc oderwać wzroku z jego tęczówek. Choć miały wyraźnie ten swój pomarańczowy kolorek, to i tak widziałam oczy bez soczewek. Wysiliłam się na uśmiech. Tak, widoku tak jaśniutkich oczu zdecydowanie nie zapomnę.
– W porządku – skinęłam łebkiem.
Wbiłam dłonie w kieszenie płaszcza i schowałam usta i nos za fałdą szalika. Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej i ruszył w nieznaną przeze mnie stronę, a ja spokojnym krokiem za nim, przy okazji wpatrując się w jego sterczące, rude włosy. Przełknęłam ślinę na wspomnienie tych miękkich kłaczków. Szybko jednak powróciłam na ziemię. Chłopak nagle zatrzymał się i obrócił, spoglądając na mnie. Gdybym się w porę nie zatrzymała, wpadłabym na niego.
– Ale chodź ty mi tutaj! – chwycił mnie pod rękę i przyciągnął, byśmy szli w jednej lini. – Jeszcze mi gdzieś uciekniesz – powiedział cicho i zaczął się brechtać pod nosem. Ja za to zesztywniałam od razu i mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem.

<meh bleh>

Od Czeslava CD Miki

- Nie mówiłeś, że masz kota - wydusiłem cicho
- Bo nie pytałeś - powiedział chłopak
- Myślałem, że jak masz psa to nie masz kota - odsunąłem się trochę od szatańskiego stworzenia i przełknąłem ślinę - Jak się wabi?
- Kari - powiedział spokojnie patrząc na mnie
- Ładnie - pokiwałem głową - Nie podejdzie do mnie prawda?
- Emm... - chłopak wydawał się zdezorientowany - Nie wiem, możliwe, jest dosyć przyjacielska... Boisz się kotów?
- Może troszeczkę - uśmiechnąłem się delikatnie - Ale spoko, spoko, taka reakcja po prostu.
- Okeeeeej - chłopak wydawał się speszony - Czy możesz dać rękę bliżej mnie? Jeszcze nie skończyłem.
- A tak tak - wysunąłem szybko rękę w jego stronę - Prominte.
- Pro co?
- Prominte - pokręciłem głową - prominte to po czesku przepraszam. Wybacz, czasem się plączę. Dziękuję za obwiązanie ręki - uśmiechnąłem się lekko.
- Och nie ma za co - chłopak wzruszył lekko ramionami - W końcu to przeze mnie i przez Riisto.
- Oj tam, to nic takiego - powiedziałem - Wróciłbym do siebie i sobie sam poradził, no ale heh - uśmiechnąłem się - W ogóle bardzo ładny dom. Ale powiedz mi, dlaczego mieszkasz tutaj, a nie w akademiku?
- Z bardzo prostego powodu - powiedział powoli - Mam psa, kota i papugę. Z taką ilością zwierząt ciężko mieszkać w internacie, po za tym lubię mieć większą przestrzeń i prywatność do dyspozycji...
- A jak z przyjaciółmi i ze znajomymi? - zapytałem wpatrując się jak owija mi dłoń - Nie czujesz się tutaj samotny? Wiesz, w akademiku to, gdzie nie pójdziesz tam ktoś jest, masz pełno sąsiadów, do których możesz wpaść, często też inni wpadają do Ciebie, nie rzadko są imprezy... ja to bym nie wytrzymał w takim domu w samotności.
- Mam zwierzaki - uśmiechnął się słabo - Jakoś dajemy sobie radę.
Pokiwałem powoli głową, echem zdecydowanie dajecie sobie radę...
- A co ty na to, żeby wpaść do nas? - zapytałem po chwili
- Co?
- No do akademiku, poznasz trochę innych ludzi ze szkoły. Zaaklimatyzujesz się z nowym miejscem, przedstawię Ci kilka osób z twojej klasy. Będzie dobrze, ja Ci to mówię!
Chłopak zacisnął usta w cienką linię. Chyba nie spodobał mu się za bardzo ten pomysł.
- Zastanowię się - mruknął cicho
Przygryzłem wargę i pokiwałem lekko głową. O jak ja uwielbiam tę niezręczną ciszę na początku znajomości. Te całkowitą niepewność, kiedy nie wiesz, o czym możesz rozmawiać z jakąś osobą, jak się zachować, co możesz zrobić... A jeszcze ten chłopak wciągnął mnie do swojego domu. Wydawałoby się, że będzie jednak trochę bardziej otwarty, a tu syf, dupa i kamieni kupa NIEŚMIAŁY! Czyli jak zwykle cały ciężar podtrzymywania rozmowy spoczywa na moich barkach.
- Nooo Mika, a powiedz ty mi - zacząłem - Chodzisz na jakieś kółka lub zajęcia dodatkowe w szkole? Pasowałbyś mi do klubu chemika.
- Chemika? - uniósł brwi - Dlaczego?
- A tak jakoś - wzruszyłem ramionami.
- Klub jeździecki i pływacki - powiedział
- Ooooo znasz może Natha? Znaczy Nathaniela? - zapytałem
- Mmm nie za bardzo, a powinienem?
- Nath też jest członkiem klubu jeździeckiego - uśmiechnąłem się - pewnie poznacie się niedługo, takie wysoki blondyn.
- Pewnie tak. Ja jeszcze nie byłem w szkolnej stajni, ani na zajęciach z pływania.
- Och... i jesteś pewien, że nie chcesz się tam ze mną wybrać? Gwarantuję profesjonalne usługi oprowadzacza z anegdotkami i historiami dołączonymi w pakiecie!

<Mika?>

Od Czeslava CD Nory

- Ummm Norcia - zacząłem niepewnie, walcząc z drżącymi kolanami - Mogę mieć do Ciebie małą prośbę?
- Hmmm? - dziewczyna spojrzała na mnie z ukosa
- Błagam Cię, zabierz mnie stąd - obdarowałem ją najbardziej błagalnym spojrzeniem jakim się dało.
Nora zaśmiała się pod nosem, i zgrabnym ruchem pociągnęła mnie za sobą w stronę wyjścia. Gdy tylko dopadłem drzwiczek, szybko przez nie wyskoczyłem i padłem na najbliższe siedzenie z głośnym westchnięciem ulgi. Złapałem się za kolana, które dalej drżały w niekontrolowany sposób. Dziewczyna otrzepała kolana z resztek śniegu i usiadła tuż obok, zabierając się, za rozwiązywanie łyżew. Oparłem łokcie o kolana i schowałem twarz w dłoniach. Boże matrymonialny, koniec, to już jest koniec, dzięki Bogu to już jest koniec!
- Wszystko w porządku? - dobiegł do mnie głos Norweżki
- Umm? Tak tak - powiedziałem szybko - Cieszę się, że już mnie tam nie ma - kiwnąłem głową w stronę lodowiska - Nigdy nie polubię się z lodem w żaden sposób.
- Oj Czes, Czes - dziewczyna zaśmiała się ściągając łyżwy i wycierając je szczoteczką z lodu - Jeszcze, kiedyś się polubicie.
- Uhuuum - zacząłem rozmasowywać obolałe uda - Ale na razie sobie daruję. Może poszlibyśmy, gdzieś, daleko od lodu?
- Co masz na myśli? - powiedziała powoli, bacznie mi się przyglądając
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami - wymyśli się coś, chcę tylko unikać kontaktu z moim wrogiem.
- Okeeeeeej - uniosła lekko brwi przenosząc wzrok na moje stopy - Nie ściągasz ich?
- Hmm? A faktycznie - zaśmiałem się i wziąłem za ściąganie własnych łyżew - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak mnie nogi bolą...
- Niby taki pan sportowiec - zarechotała - a chwila na łyżwach i już nóżki bolą?
- A pfffff - burknąłem - Bo to nie jest normalna aktywność fizyczna, to są tortury! Po za tym - uśmiechnąłem się do niej szeroko - To zdecydowania czynność, w której prym wiodą dziewczyny i dziewczynom ją pozostawię. Zdecydowanie wolę podziwiać, jak jeździsz, niż jeździć z Tobą.
Odpiąłem ostatnie zabezpieczenie i uwolniłem stopy z tych narzędzi tortur. Rozmasowałem je mocno i spojrzałem na Norę, która miała już założone swoje buty.
- Ciebie nie bolą?
- Ani trochę - uśmiechnęła się lekko
- Ja za to czuję, jakby zaraz miały mi odpaść - mruknąłem głośno - Widziałaś może moje buty?
- Nie wyciągnąłeś ich jeszcze z szafki.
- Och faktycznie - uśmiechnąłem się - idiota ze mnie.
- Daj numerek to Ci podam, niech Ci te twoje stópki odpoczną.
- Dziękuję o wspaniała! - skłoniłem się na tyle, ile mogłem i wyciągnąłem przed siebie dłoń z numerkiem - Tylko się nie zaciągaj! Z góry ostrzegam tylko...
Dziewczyna uniosła brew i spojrzała na mnie z gory.
- Dlaczego, bym miała się zaciągać Twoimi butami?
- Źle mnie zrozumiałaś - pokiwałem głową - Przestań oddychać na chwilę jak otworzysz szafkę. Nie chcę, żebyś mi padła.
- Okeeeeeeeeej - Nora odwróciła się i podeszła do właściwej szafki.

~~~~~~~~

Kiedy wyszliśmy z hali, na zewnątrz było już ciemno i padał gruby śnieg. Spojrzałem prosto w niebo i jeden z płatków wpadł mi do oka. Szybko potarłem je i prychnąłem.
- Głupek - zaśmiała się dziewczyna
- Phi - odburknąłem - Każdemu się zdarzyć może.
- No pewnie, że tak - uśmiechnęła się lekko - To co, wracamy do akademika?
- No coś ty! - powiedziałem szybko, prostując się - Dzień jeszcze młody, do wieczora daleko, trzeba to wykorzystać!
- Do.. Do wieczora? - wydukała cicho
- A ty co myślałaś? - wyszczerzyłem się - Że jak już udało mi się Ciebie wyciągnąć z domu, to tak szybko Cię puszczę? Po niespełna dwóch godzinach? Nieeee ma mowy!
- Ale Czes...
- Żadnych, ale  - przerwałem jej szybko - Wiem nawet, gdzie moglibyśmy pójść. Co prawda to kawałek drogi stąd, ale chyba nie masz nic przeciwko co? - wyszczerzyłem się szeroko i spojrzałem jej prosto w oczy.
- Mmm chyba nie mam wyboru - powiedziała cicho - Powiedz mi chociaż, co to za miejsce.
- Niespodzianka!
- Nieee błagam, nienawidzę niespodzianek.
- Hmm? - przygryzłem lekko wargę - To powiedzmy, że dla Ciebie mogę zrobić wyjątek. Na drugim końcu miasta, dokładniej na jego obrzeżach jest taka fajna knajpka. Taka irlandzka, bardzo tradycyjna - uśmiechnąłem się - Można by ją porównać, do takich góralskich chat, wiesz, kominek, wszystko w drewnie, drewniane stoły, drewniane krzesła, jakieś narzuty, gorąco... i alkohole - uśmiechnąłem się lekko - a przede wszystkim, czekolada na gorąco. Po za tym nikt z naszej szkoły tam nie chodzi, więc można w spokoju spędzić sobie czas.
- Skąd wiesz, o jej istnieniu, skoro nikt ze szkoły tam nie chodzi? - zapytała
- Ach wiesz - uśmiechnąłem się słabo - Są takie dni, kiedy chcę uciec od wszystkich i wszystkiego, więc po prostu zaczynam chodzić i docieram w różne miejsca, nieraz w takie, gdzie normalnie, nigdy bym się nie zaszył i nie zwrócił na nie uwagi.
- Czyżbyś rano też zaliczył taką wędrówkę? - kolejne pytanie
- Może tak, może nie - odpowiedziałem uśmiechnięty - Ale tę knajpę to znam już od jakiegoś czasu i naprawdę jest w porządku, musisz ją poznać!

<Norciu memorcie?>

Od Nory CD Czeslava

O cholera, o cholera, o cholera..
Zajojkałam cicho, kiedy chłopak chwycił mnie za nos i szarpnął lekko. I to był jedyny dźwięk, jaki byłam w stanie z siebie wykrztusić. Znowu to samo! Czes, cholera jasna, dlaczego ty mi to robisz?! Myślałam, że w tamtym momencie zejdę na zawał. Spójrzmy tylko na sytuację: leżałam na chłopaku, którego znam kilka tygodni, on trzymał mnie za nos, uśmiechał sie pięknie i mówił, ba, spytał się, czy możemy tak zostać… O. Bogowie. W sekundę zrobiło mi się niesamowicie gorąco, twarz zapewne oblał soczysty rumieniec, jednak przez ów ciepło nawet nie potrafiłam stwierdzić, czy czerwienię się jak idiotka. Ale czego ja oczekiwałam?? Oczywiście że byłam czerwona jak burak! Serce zaczęło walić jak szalone i przez chwilę miałam wrażenie, że chłopak je słyszy, nie zdziwiłbym się nawet, gdyby cały jeżdżący tłum usłyszał jego bicie.
„Umieram” – odpowiedziała mi krótko podświadomość.
„Umieram” – potwierdziłam.
– Przepraszam – usłyszałam nagle głos jakiejś kobiety za Cześkiem. Oderwałam wzrok od jego pomarańczowych oczu i spojrzałam na właścicielkę słów. Podjechała do nas jeszcze z jakimś mężczyzną. – Jesteście cali? – spytała. Odgarnęła gęsty kucyk kasztanowych włosów za plecy, kiedy nachyliła się i wyciągnęła dłoń, by pomóc mi wstać.
Bez zawahania się odpowiedziałam, że wszystko w porządku i skorzystałam z jej pomocy, a stojąc już na równych nogach, zaczęłam strzepywać szron i śnieg z płaszcza i spodni. Zerknęłam ukradkiem na rudowłosego, któremu pomagał się podnieść towarzysz kobiety. Mam tylko nadzieję, że nic mu się poważnego nie stało. Jeśli tak, będzie to moja wina, w końcu to ja go namówiłam (zaszantażowałam, no okay, okay), by wszedł na lód razem ze mną.
– Dziękuję bardzo za pomoc – zwróciłam się do kobiety.
– Nie ma za co – uśmiechnęła się życzliwie, ukazując drobne zmarszczki na twarzy. Odnalazła wzrokiem młodego chłopaka, szarżującego na lodzie jeszcze z innymi. – Zero odpowiedzialności… Na pewno nic wam nie jest? – upewniła się raz jeszcze.
Spojrzałam na Cześka i podjechałam do niego, łapiąc go za ramię. Obejrzałam od stóp do głów nieco niższą postać rudowłosego.
– Taaak.. chyba w porządku. Dziękuję raz jeszcze.
Kobieta tylko skinęła głową i odjechała ze swoim, widocznie, partnerem. Chwycili się za dłonie, splatając ze sobą palce i uśmiechnęli się do siebie. Ja za to uśmiechnęłam się smutno pod nosem.
– Ziemia do Nory! Odbiór, odbiór! – Czes pomachał mi dłonią przed twarzą. Spojrzałam na niego tępo.
– No, jesteś – uśmiechnął się szeroko, choć na jego ustach i w oczach zauważyłam skrawek bólu. Czyli jednak… – Nie wiem jak ty, ale ja mam dosyć… na kolejne kilka lat – zaśmiał się nerwowo. – Sorki, Nori.
– Um.. – mruknęłam cicho, dalej wpatrując się tępo w jego jasne soczewki. – To ja przepraszam… – mrugnęłam szybko, kręcąc energicznie glową – nie powinnam cię nakłaniać do czegoś, czego nie chciałeś.
Czes machnął ręką.
– E tam. To ja cie wyciągnąłem z pokoju… Bogu dzięi, że tobie się nic nie stało – powiedział i chwycił mnie za łapki, nakrywając swoimi. Dodatkowo obdarował mnie tym samym uśmiechem, kiedy leżał.
Serduszko znowu zabiło mi nieco szybciej… No po prostu świetnie… Odkąd pamiętam tworzyłam wokół siebie wyraźny mur, który nikomu nie pozwalał się do mnie zbliżyć, przynajmniej tak blisko jak robił to Czesiek. Każda istota, która miała okazję mnie spotkać była w stanie to uszanować, nawet Isaac, i jakoś nie zauważyłam, by mój dystans do większości komukolwiek przeszkadzał. Powoli więc zaczynało mnie krępować (o dziwo nie irytować), iż rudowłosy ignorował ten starannie wybudowany mur; naruszał moją przestrzeń osobistą jak i intymną za każdym razem, kiedy tylko rozmawiamy. Nawet nie chciałam zagłębiać się w to, dlaczego mi to nie przeszkadzało w ten negatywny sposób…

<Czes, Czes?>

Od Czeslava CD Nory

SAKRA SAKRA SAKRA SAKRA SAKRA SAKRA SAKRA SAKRAAAAAAAAAAAAA
- Hej, spokojnie - dziewczyna ścisnęła mnie za ramiona, z trudem podniosłem głowę do góry i spojrzałem jej w oczy - Powolutku się wyprostuj i po prostu stań. Bez żadnego ruszania.
- Łatwo Ci mówić - burknąłem walcząc, żeby kostki nie wygięły mi się w żadną ze stron i żebym, krótko mówiąc się nie wyjebał
- No już już, dobrze Ci idzie!
Zgromiłem Norę wzrokiem, zacisnąłem mocno usta i powolutku zacząłem się wyprostowywać. Boże matrymonialny ostatni raz dałem się na to namówić. W końcu stanąłem prosto i z sercem bijącym w gardle uśmiechnąłem się słabo.
- Brawo! - Nora zaczęła bić mi brawa - To teraz dajesz jedną nogę do przodu, drugą odrywasz, stawiasz z przodu... Tak jakbyś szedł. To naprawdę proste Ches.
- Nie wydaje mi się - burknąłem walcząc, żeby nie polecieć do tyłu. Rzuciłem błagalne spojrzenie w stronę barierki. Nora obkręciła się wokół mnie i zatrzymała między mną, a barierkami.
- Ale patrz na mnie, chyba nie jestem taka brzydka, co?
- Hej to mój tekst! - w odpowiedzi dziewczyna zaśmiała się i powróciła z powrotem naprzeciwko mnie.
- Śmiało, ruszaj, jestem tutaj - dziewczyna zaczęła jechać... TYŁEM - Jedź w krok za mną.
Przeniosłem przerażone spojrzenie z lodu na Norę i z powrotem. No way. Ja się stąd nie ruszam. Energicznie zaprzeczyłem ruchem głowy i rozkładając ręce na boki, próbowałem się odwrócić. I wtedy ta mała żmijka podjechała do mnie i złapała mocno za ręce, ciągnąć za sobą.
- SAKRA NIEEEE - krzyknąłem przerażony
- Shhhh spokojnie głupku - zaśmiała się ciągnąć mnie dalej - Widzisz? Jedziesz. Teraz tylko zacznij odrywać powoli nogi.
- Nora, ty serio mi nie wierzysz, że ja się tutaj zabiję? - przełknąłem ślinę
- Nie pozwolę Ci się zabić.
Nasze spojrzenia spotkały się i oboje uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Dobraaa, ale błagam zatrzymaj mnie - ścisnąłem ją z całej siły za dłoń
- Ałłłł już już - dziewczyna stanęła w miejscu i wpadłem na nią. Przytrzymała mnie mocno i wybuchnęła głośnym śmiechem.
- To nie było śmieszne - burknąłem cicho poprawiając kaptur bluzy
- Oj no już już - dziewczyna dalej była uśmiechnięta - A obiecujesz współpracować ze mną?
Pokiwałem bez słowa głową.
- A więc, naśladuj moje ruchy, raz jedna noga, raz druga....
Powoli zacząłem robić to samo, co Nora, modląc się w duchu, żeby tylko utrzymać równowagę. I wtedy...
- NIEEEE - znowu krzyknąłem łapiąc ją z całej siły za dłoń, która przed chwilą mnie puściła
- Wowowow Czes - dziewczyna zaśmiała się
- Nie puszczaj mnie - wykrztusiłem przełykając ślinę gęstą jak smar
- Dobrze, już dobrze - mówiła z uśmiechem - nie puszczę Cię. Powiedz mi jedno Czes.
- Hmmm? - mruknąłem ze wzrokiem wbitym w lód
- Ty jesteś z Czech, wy tam macie góry, lód... lodowiska na pewno też - mówiła - Jakim cudem nie umiesz jeździć?
Sakra... i się zaczęło wypytywanie. Przeniosłem wzrok na jej... piękne... zielone oczy i odpowiedziałem
- Wyobraź sobie, że dosyć często mnie targano na przejażdżki, ale zawsze kończyłem jako worek do obijania, ewentualnie element ozdobny przy barierce. Byłem przeszkodą do omijania dla dzieci...
- Oj chyba nie było tak źle co? - przekrzywiła głowę na bok, ciągnąc mnie lekko do przodu
- Było i to nie wiesz jak... - mruknąłem - Kiedyś to nawet jak stałem przy barierkach, kurczowo trzymając się ich i walcząc z upadkiem, podjechał do mnie jakiś goryl i klepnął mnie w tyłek. Zaliczyłem diabelnie dobry upadek! Obecne jury oceniło go 11/10, ten upadek przeszedł do historii! Cóż... jedyne, co mnie pocieszyło, to to, że widocznie mam sexi tyłeczek - zaśmiałem się - Sakra, wzięto mnie za rudą niewiastę. To chyba źle, co?
Twarz Nory przebiegł jakiś dziwny grymas. Zmarszczyłem brwi i miałem już pytać, skąd ta mina, kiedy nagle wybuchła głośnym i siarczystym śmiechem.
- A według, Ciebie dlaczego to źle? - wykrztusiła dalej się śmiejąc
- No wiesz - prychnąłem - Takiego macho, jak ja brać za niewiastę!
Nora przewróciła oczami i pociągnęła mnie mocniej, tak, że prawie straciłem równowagę.
- Taki z Ciebie macho, a ustać prosto nie umiesz - ach te podśmiechujki
Nagle wzrok dziewczyny przeniósł się na jakiś obiekt za mną. Oczy jej się powiększyły momentalnie, a usta zaczęły otwierać. W tym momencie, poczułem niewyobrażalnie silny cios, w plecy. Rzucony siłą impetu poleciałem do przodu, a przez trzymane łapki Nory, obróciłem się i padłem na plecy ciągnąć na siebie dziewczynę.
- Sorry! - rzucił chłopak, który wpadł na nas. Już po sekundzie, go nie było.
- Idiota - warknąłem - Nic Ci się nie stało? - zapytałem patrząc na dziewczynę, leżącą na mnie.
- Umm w porządku... miałam miękkie lądowanie - zaśmiała się
- O taaaak, ta sexi dupcia zamortyzowała upadek - uśmiechnąłem się i poprawiłem jej czapkę - Wiesz, że ja teraz nie wstanę, prawda? Nie ma najmniejszych szans, że się podniosę.
- Cooo? Dlaczego? - spytała zdziwiona
- Bo leży na mnie pewna zielonooka Norweżka - wyszczerzyłem się - Nie żeby mi przeszkadzało, czy coś. - złapałem ją za nos dwoma palcami - Powiem Ci, że ta pozycja jest o wiele lepsza, niż stojąca. Co ty na to, żeby tak już zostać? - obdarowałem ją najszerszym uśmiechem na świecie

<Nora?>

Od Nory CD Czeslava

Kiedy zniknęłam za drzwiami łazienki, z trudem powstrzymałam okrzyk złości. Chciałam rozerwać Czeslava na strzępy; kawałeczek po kawałeczku odrywać skórę od mięsa, mięso od ścięgien i ścięgna od kości...
Wzdychnęłam ciężko i jęcząc pod nosem,  odbiłam się od drzwi, lądując od razu przy umywalce. Spojrzałam w swoje odbicie. Blada twarz jak po zobaczeniu ducha mocno kontrastowała z sinymi worami pod oczami. Na głowie jak zawsze sianko „posenne”. Wyglądałabym tak jak zawsze po śnie, gdyby nie rumieńce na polikach, nosie i uszach. Pieprzone cholerstwo… Dobrze, że już szybko znikają, bo za żadne skarby świata i wszelakie szantaże rudowłosego nie wyszłabym na zewnątrz.
Przemyłam twarz lodowatą wodą na rozbudzenie i szybsze pozbycie się wypieków, przebrałam w ciuchy podane przez chłopaka (dobrze, że 90% mojej szafy to czarne ubrania, to nie musiał tworzyć niewiadomo jakiej kreacji) i starałam się ogarnąć ten artystyczny nieład na głowie. Po nałożeniu odżywki i wyczesaniu porządnie, udało mi się poprawić nieco ich stan. Nie przedłużając szykowania się (bo chłopacy to jednak niecierpliwi są),  wyszłam z łazienki. Czes na mój widok wstał szybko i wyszczerzył się. Ten to w ogóle... jak u siebie w domu..
*
Im bliżej byliśmy budynku, tym bardziej miałam ochotę zapaść się gdzieś głęboko pod ziemię. Specjalnie całą drogę do hali spowalniałam tempo. Byłam zła za wyciągnięcie mnie w ten mróz z ciepłego, przyjemnego łóżka. Nie dość, że piździło jak na Syberii, to jeszcze któryś z nauczycieli mógł nas zauważyć jak wychodzimy z akademika. W sytuacjach, kiedy siedzę w domu, a powinnam być w szkole, staram się unikać wszelkich wyjść w miejsca publiczne. Ogólnie nie przekraczać progu mojego pokoju. Dlatego też przy „ucieczce” z akademika modliłam się, by nikt nas nie zauważył. Na szczęście o tej godzinie kręciło sie juz kilku uczniów, więc mogliśmy sie niezdarnie - ale zawsze - wtopić w „tłum”.
Nagle poczułam, jak rozweselony Czech chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie w stronę sporej hali, nie marnując ani chwili dłużej. Jęknęłam w myślach.
– Słuchaj, wejdę na tafle, jeśli ty wejdziesz ze mną – odezwałam się nagle. Chłopak zatrzymał się gwałtownie i obrócił w moją stronę.
– W życiu! Nie ma mowy, bym wszedł na lód – skrzyżował ramiona na piersi i zmarszczył brwi.
Zmarszczyłam nos.
– Wy mnie wyciągnąłeś z pokoju, więc ja się wciągnę na lód – również skrzyżowałam ramiona.
– Pff… Nie-ma-mo-wy! Ostatnim razem jak byłem na lodowisku, zostałem kopnięty w tyłek i zaliczyłem nieprzyjemną randkę z gruntem, więc NIE.
– W takim razie, wracamy do akademika – wzruszyłam ramionami i obróciłam się w przeciwnym kierunku do lodowiska.
– Oj… Norii – chłopak chwycił mnie z powrotem za nadgarstek i zatrzymał.
Westchnęłam cicho i spojrzałam na niego. Starałam się zrozumieć, dlaczego tak mu zależało na moim (według mnie) marnym i nic niewartym towarzystwie. Było to dla mnie tak samo niepojęte jak to, że zachowywał się tak, jakbyśmy byli przyjaciółmi od kilku dobrych lat, a nie znajomymi dopiero od dwóch tygodni. I choć jego zachowanie cholernie mnie intrygowało, sprawiało, że miałam ochotę molestować go pytaniami tak jak on robił to mnie na samym początku, tak irytowało za razem, doprowadzając do czystej dezorientacji.
Rudzielec westchnął ciężko.
– Okay… – burknął pod nosem. – pojeżdżę… chwilę. Ale tylko chwilę!
Uśmiechnęłam się triumfalnie i poklepałam go po rudej czuprynie, mokrej od płatków śniegu.
Kiedy tylko Czes stanął na tafli, łyżwy zaczęły rozjeżdżać się mimowolnie w każde możliwe strony; nawet nie potrafił stanąć prosto, co szczerze mówiąc rozbawiło mnie w duszy. Nic dziwnego, że od razu chwycił się bandy i stał tam przez chwilę. Zrobiłam szybkie dwa kółka na rozruszanie nóg i podjechałam powoli do rudowłosego szantażysty. Złapałam go od razu za rękę, zmuszając tym samym do puszczenia bandy.
– Sakra! – zaklął w pod nosem, kiedy jedna z łyżew podjechała mu nagle do przodu, o mały włos nie powodując upadku na plecy.
– Wow, spokojnie. To proste, jak jazda na rolkach.
– To mi pocieszenie...
Zaśmiałam się pod nosem po raz kolejny i wykonałam obrót o sto osiemdziesiąt stopni, obracając całe ciało w jego stronę, ciągnąć go za ujęte dłonie. Teraz powinno być mu bardziej stabilniej.
– Nie możesz jeździć tak sztywno, bo szybko stracisz równowagę – wytłumaczyłam. Już miał mi coś odburknąć, kiedy jego łyżwy znowu rozjechały się w dwóch różnych kierunkach, a on odruchowo chwycił mnie za przedramiona, mocno ściskając materiał szarego płaszcza.

<Czesiek?>

Od Czeslava CD Nory

     W tej chwili w głowie miałem tylko jeden obraz. Obraz Nory śmigającej na łyżwach... Nie przyznam jej się, że lubię nieraz sobie włączyć kanał sportowy i oglądać łyżwiarzy śmigających po lodowisku, oglądać jak wykonują piruety i wyskoki... No way. Uśmiechnąłem się szeroko do dziewczyny i zauważyłem, że oblały ją dwa wielkie rumieńce... Uniosłem lekko jedną brew, powracając w myślach do ostatniego zdania. ,,Ja nogi na lodowisku już nie postawię, ale z chęcią zobaczę, jak ty śmigasz na lodzie''. Hmmm, przecież to normalne zdanie... A tam, laski, nie ogarniesz ich, za żadne skarby świata. Dziewczyn spojrzała na mnie, dalej zarumieniona. Czyżby?... Uśmiechnąłem się, szeroko i posłałem jej całuska. TAK TO JEST TO! Wybuchłem śmiechem wewnątrz siebie, na widok jeszcze większego buraka, na twarzy dziewczyny. Oj Noreczku, Noreczku, pokaż, mi, co masz w środeczku.
     Szybkim ruchem podniosłem się do góry i lekko podskoczyłem, jednocześnie poprawiając spodnie. Spojrzałem na myszory, które dalej siedziały pochowane. Odwróciłem się w stronę Nory, podszedłem szybko i padłem tuż obok na łóżku. Czułem się tutaj praktycznie jak u siebie. Dziewczyna spojrzała na mnie z ukosa, dalej cała zarumieniona.
- To co Nori - wyszczerzyłem się zakładając dłonie za głowę - Pokażesz mi jak śmigasz na łyżwach?
W odpowiedzi zrobiła wielkie oczy i czerwień pokryła jej czoło. Hehehehe, jesteś moja! Teraz to ja Ci nie odpuszczę kochana. Podniosłem się i usiadłem po turecku naprzeciwko niej.
- Heeeeeej - powiedziałem radośnie - Ale spójrz na mnie.
Dziewczyna jeszcze bardziej odwróciła wzrok, a ja uśmiechnąłem się pod nosem i w głębi serca. Złapałem ją mocno za łapkę i zamknąłem pomiędzy swoimi. Dziewczyna drgnęła i spojrzała na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. W odpowiedzi złapałem ją za drugą łapkę i dołączyłem do pierwszej. Przyciągnąłem je pod swoją brodę i patrzyłem na tę zarumienioną niewiadomojakowłosą. Heh, zapewne, gdybym teraz założył się z kimś o milion, że w jej głowie toczy się jakiś niewyobrażalny bój, kociokwik i wszystko naraz... byłbym milionerem. Co Norka? Nie powiesz nic? Nic dziwnego.
- I widzisz? Patrzysz na mnie - wyszczerzyłem się wywołując jeszcze większy napływ czerwieni na jej twarzyczce - Aż taki brzydki jestem, że nie chcesz na mnie patrzeć?
Nie czekając na odpowiedź puściłem jej łapki i wstałem z łóżka podchodząc do okna.
- Słuchaj mam propozycję nie do odrzucenia - zacząłem nie odrywając wzroku od okna - Siedzisz w domu już od kilku dni, nigdzie nie wychodziłaś, wypadałoby się przewietrzyć, aaaaa jak już będziemy na zewnątrz, to możemy wpaść na lodowisko.
- Ale... - dziewczyna wykrztusiła cicho podciągając kolana pod brodę
- Żadnych ale! - przybliżyłem się szybko do niej, tak, że nasze twarze dzieliło z dwadzieścia centymetrów - Nie zgadzam się, na nawet najmniejszą odmowę. Dalej wstawaj leniuchu, ubieraj się w jakieś porządne ciuchy i idziemy na miasto!
Dziewczyna zamrugała i wykrztusiła.
- Musiałabym się wykąpać...
- A tam gadanie - oparłem głowę na łokciach, dalej patrząc się prosto w jej oczy - Słuchaj, jakoś siedzę tutaj z Tobą i nie narzekam, nie śmierdzisz i wyglądasz zdecydowanie lepiej, niż nie najgorzej. Także ten. Bierz te ciuchy, masz pięć minut i idziemy.
- Ale Ches...
- Serioooooo Nora, żadnych ale!
- Czeslav - dziewczyna westchnęła i spojrzała na mnie poważnie - Nie mam ochoty nigdzie się wybierać. Przykro mi.
Przygryzłem dolną wargę i wykrzywiłem z lekka twarz. Nie masz? To zaraz będziesz mieć. Wyprostowałem się z powrotem i podszedłem do jej szafy.
- Tutaj masz ubrania? - zapytałem łapiąc za uchwyt i otwierając mebel. W środku było tylko kilka koszulek i jakieś spodnie.
- Co ty robisz?
- Pomagam Ci - powiedziałem przeszukując wzrokiem resztę. Dojrzałem jakiś sweter, złapałem go i rzuciłem w stronę dziewczyny - Jeśli sama nie masz zamiaru wybrać ciuchów, to ja to zrobię za Ciebie.
Złapałem jeszcze jakieś jeansy i zaliczyły lot podobnie jak sweter. Hmmm, co laski jeszcze tam noszą... Nagle Nora złapała mnie za przedramiona. Uśmiechnąłem się do niej.
- Jednak pokojowy wybór?
- Wyjdź.
Przekrzywiłem głowę na bok i uśmiechnąłem się.
- Noraaa...
- Czes - przerwała mnie - Proszę...
Odwróciłem się, tak, że staliśmy na wprost siebie. Dziewczyna puściła mnie i skrzyżowała dłonie za plecami, odwracając wzrok przy okazji.
- Hej panna - powiedziałem spokojnie - Nie pozwolę Ci się tutaj kisić i to w samotności. Jeśli się boisz, że coś Ci zrobię, to możesz być o to spokojna. Prędzej uszkodzę siebie niż Ciebie - zaśmiałem się i położyłem jej dłoń na ramieniu - Słuchaj, chcesz dalej tutaj siedzieć, zamknięta na cztery spusty? Nie lepiej wyjść chociaż na godzinkę? Gwarantuję Ci najlepsze doborowe towarzystwo jakie istnieje w tej akademii.
Dziewczyna westchnęła i przewróciła oczami. Lekko odepchnęła mnie i zajęła się zawartością szafy.
- Usiądź i poczekaj chwilę - westchnęła
- Tak jest szefowo! - w ekspresowym tempie wylądowałem na łóżku z wielkim uśmiechem na twarzy.

<Nora?>

Od Nory CD Czeslava

Nie… Nie rozumiałam… Znaczy rozumiałam, ale nie rozumiałam… N.. nie… po prostu nie.
Pamiętacie jak mówiłam niespełna kilkanaście minut temu, że w mojej głowie jest istny burdel? Zapomnijcie o tym. Zróbcie porządny zamach i wyrzućcie to zdanie ze swojej pamięci najdalej jak tylko możecie, albowiem to, co się WTEDY działo, to dopiero był burdel. Armagedon. Apokalipsa! To, co zrobił Czesiek w tamtym momencie… poczułam pierwszy raz w życiu. Autentycznie, każda moja myśl - od tych najmniejszych po największe i najbardziej obciążające głowę - mówiła na raz. Wszystkie przekrzykiwały się wzajemnie, nie potrafiąc ustalić jednej spójnej drogi, którą mogłyby podążać. To sprawiło, że tylko patrzyłam się  na Cześka, kompletnie, ale to kom-ple-tnie nie wiedząc co powiedzieć. Na co mam odpowiedzieć? Co rozwinąć? A co puścić w eter?
„Dobra, dziewczyno, stop. Stop, stop stop” – moja podświadomość klasnęła w dłonie. – „Zerujemy się, okay? Na spokojnie, wdech, wydech, przemyśl to na spokojnie…”
Jak na spokojnie?! Co przemyśleć? Nie jestem w stanie przypomnieć sobie jak mam na imię, a co dopiero myśleć nad jakąś odpowiedzią!
„Nora, cholera jasna…”
Nawet Ona nie dała rady. Zaczęłam wewnętrznie panikować i odczuwać nieprzyjemny niepokój. Już myślałam, że wszystko przepadło, że będę tak siedzieć do usranej śmierci, kiedy Czes spytał o impuls. Od razu, jakbym wytrzeźwiała. „...coś jest nie do końca odpowiedzialne, ale i tak jakaś siła pcha cię do tego, aby to zrobić”. Czy znam to uczucie? Oh, jak najbardziej, i to jak! Jak własną kieszeń.
Chwyciłam się na nadgarstek prawej ręki i potarłam lekko skórę przez naciągnięty rękaw bluzy.
Ile razy zdarzało się, że robiłam różne rzeczy, doskonale znając ich konsekwencje. Przykładowo, to głupie okaleczanie się. Ile razy ludzie rozmawiający ze mną na ten temat wmawiali mi, że kompletnie nie zdaję sobie sprawy z konsekwencji, jakie to niesie? Przecież mogę się tym zabić (jakby nie o to poniekąd chodziło) czy zakazić ranę jakimś syfem.  A co z opinią innych? Takie malutkie rzeczy źle ukryte paradoksalnie łatwo zauważyć; nie raz otaksowano mnie nieprzyjemnym spojrzeniem, kiedy ubrałam zbyt krótki rękaw, albo tu i ówdzie wystawały bandaże. Ale co z tego? Mogłam zdawać sobię sprawę z konsekwencji lub nie - to było bez najmniejszego znaczenia. Jak to ujął Czes, i tak istnieje ta siła, która do tego zmusi.
– Pada śnieg, wiesz? – odezwał się chłopak po chwili ciszy – Baaaardzo lubię śnieg. Zima to jedyna pora roku, którą lubię, w taki szczególny sposób. Jest zimno, chłodno, i wszędzie jest biało, bo ciągle pada ten wspaniały śnieg... W sumie jedyny minus zimy, to lód, nie można normalnie chodzić. Bez przerwy czujesz się, jakbyś był na jakimś lodowisku. Tak łatwo się zabić…
– Lubię... lodowiska – powiedziałam z kilku sekundową przerwą. Bogowie, tak ciężko było się odciąć z tego stanu „NIE WIEM NIC, NIE ROZUMIEM NIC, ZABIERZCIE MNIE DO DOMU”
– No coś ty – chłopak otworzył szeroko oczy i uchylił lekko usta z przerażenia. Jego reakcja była tak naturalna, jakby ta cała cisza i niezręczność z przed chwili nie miała nawet miejsca. Naprawdę to było coś niezwykłego..? Dlaczego… dlaczego ja cie nie rozumiem?
– Tak.. potrafię jeździć na łyżwach – powiedziałam, dalej zacinając się. – Nawet… nawet dobrze sobie radzę. – uśmiechnęłam się nerwowo. No, zaczęłam mówić coraz płynniej. – Widząc twoją reakcję, ty wręcz przeciwnie.
– A żebyś wiedziała! Lód to zło nad złem jest, na równi z kotami. Powinno się to wyplenić już w zarodku, jednak nikt nie był tak mądry, żeby to zrobić – skrzyżował ręce na piersi. – Ja nogi na lodowisku już nie postawię, ale z chęcią zobaczę, jak ty śmigasz na lodzie – wyszczerzył się.
Otworzyłam szerzej oczy. Czując powoli wkradające się wypieki na policzkach, odwróciłam szybko głowę w stronę okna, od razu zauważając delikatnie pruszący śnieg, o którym mówił rudowłosy. Nie no, litości... Jeszcze tego mi brakowało...

<Bełciszczee?>

Od Kayn'a CD Javiera

Następnego ranka zbudziła mnie nadzwyczaj wysoka temperatura w pokoju. Co więcej, miałem wrażenie, że kołdra wyjątkowo mocno się wokół mnie owinęła. Dość często miewałem ten problem, strasznie się wiercę podczas snu, ale tym razem czułem się wręcz... Podduszony. Podduszony kołdrą. O, zgrozo.
Ze względu na brak soczewek byłem w stanie niewiele zobaczyć, więc odkryłem się tylko troszkę spod cieplutkiej kołdry, chcąc się delikatnie ochłodzić.
Byłem jeszcze połowicznie przytomny, więc ignorowałem większość czynników zewnętrznych. W pewnym momencie błogi stan pół-snu przerwała głośna muzyka, zwiastująca, że mój budzik właśnie się włączył.
Po całym pokoju rozbrzmiało "Wake me up, before you go, go", a ja momentalnie rzuciłem się w stronę telefonu, wyłączając budzik. W innych okolicznościach pewnie powoli bym wstał i spokojnie wyłączył piosenkę, która doszłaby już do połowy. Tak zwykłem to robić jeszcze parę dni temu. Tym razem jednak nie chciałem obudzić mojego nowego współlokatora.
- Uh, co to było? Budzik?-Usłyszałem zaspany głos chłopaka, który prawdopodobnie nie był jeszcze w pełni wybudzony. W głowie już układałem formułkę przeprosin, którą miałbym w stresie wypowiedzieć.
- Tak, sorki, zapomniałem wyłączyć go na weekend-wyjaśniłem, po czym odwróciłem się, chcąc zerknąć na Javiera. Spodziewałem się ujrzeć chłopaka leżącego na swoim łóżku. Rzeczywistość była jednak nieco inna.
Zaraz... Zaraz, ZARAZ... Czemu on jest na moim łóżku, do cholery?!
Chłopak leżał centralnie obok mnie, obejmując mnie ramionami, a jego klatka piersiowa przylegała do moich pleców.
- C-co, cocococococo!?!-Wyjąkałem tylko, ale, o zgrozo, mój współlokator już zasnął z powrotem. Przyciągnął mnie do siebie i mruknął coś przez sen. Momentalnie rzuciłem się w przeciwnym kierunku. Przypadkowo zrobiłem fikołka do tyłu, co skutkowało spadnięciem z łóżka i przypadkowym uderzeniem Javiera w brzuch nogą. Zakręciło mi się w głowie do tego stopnia, że przeleżałem jakieś dziesięć sekund gapiąc się w sufit. Serce waliło mi jak oszalałe. W końcu mój błędnik przestał szaleć, a ja zamrugałem kilka razy.
Leżałem teraz na podłodze, patrząc z zaskoczeniem na współlokatora, który, po prawdopodobnie dość bolesnym kopniaku, zdążył już się ponownie obudzić. Nic dziwnego; moje kopnięcie było na tyle mocne, że sam Chuck Norris i Strażniczki Gwiazd by się takowego nie powstydziły.
- Co jest?! Co ty tu...-Wykrzyknąłem, stosunkowo głośno jak na samego siebie.

<Javier?>

Od Czeslava CD Nory

Wyciągnąłem ręce wysoko do góry i rozciągnąłem plecy, aż coś mi strzeliło. Westchnąłem głośno i z powrotem zanurzyłem się wzrokiem w klatce.
– Tak w ogóle, Czes – Na ten dźwięk odwróciłem głowę w stronę Nory i uniosłem brew z uśmiechem – Dlaczego je kupiłeś?
I po uśmiechu. Zamrugałem kilka razy... No tak, to było do przewidzenia, że prędzej, czy później zapyta. W końcu sprowadziłeś jej pod dach myszy, dumbassie. Przełknąłem ślinę i wróciłem wzrokiem do myszorów. Oba, gdzieś się schowały... CHOLERNE ZWIERZĘTA! Teraz, kiedy mogłyby latać, żeby mieć pretekst do patrzenia na nie, to się schowały. Nitro nie daruję Ci tego... A ja Cie wyciągnąłem z tamtego bidula.
- Ches? - zacisnąłem powieki. Dobra chłopie powiedz i tyle.
- Wziąłem je - zacząłem powoli ważąc każde słowo w myślach pięć razy - ponieważ, on przypominał mi Ciebie.
Nastała cisza. Ta najbardziej nieprzyjemna z nieprzyjemnych cisz, jakie istnieją. Spuściłem lekko głowę w dół. Dziewczyno, dlaczego ty się chcesz mieszać w moją przeszłość? ,,Może, dlatego, że liczy na jakieś wyjaśnienia, dlaczego siedzą u niej teraz te dwa... trzy smrody?'' Przygryzłem dolną wargę i zacząłem bawić się palcami.
- Ches wszystko w porządku? - jej głos był cichy i spokojny, trochę niepewny. Heh... czyli nie tylko ja mam mały problemik tutaj. A gdyby tak zmienić temat?
- Dlaczego, jesteś taka niepewna? - zapytałem odwracając się powoli do niej całym ciałem.
Twarz Nory wyrażała jedną wielką konsternację. Okeeeeej to był głupi pomysł. Oblizałem wargi i pokręciłem głową.
- Prominte - powiedziałem - Chciałem zmienić temat, nie pykło.
- Uhum - dziewczyna przygryzła wargę dalej skonsternowana.
- Pomyślałem, że fajnie, by było jakbyś miała jakiegoś zwierzaka. Wiesz, zajęcie, które trochę zmusi Cię do wstania z łóżka, wyjścia, zrobienia czegoś. A myszki są idealnymi zwierzakami - uśmiechnąłem się lekko. Może i to nie była cała prawda, może i tylko niewielka część, aleeee prawda. - I naprawdę, gdy go tylko zobaczyłem, wiedziałem, że musicie się poznać i na siebie trafić. Dosyć rzadko się zdarza, żeby się trafiło na podobne charaktery wśród zwierząt. Zazwyczaj to z czasem przystosowują się do właściciela, lub właściciel się trochę upodabnia do nich. Po za tym, kiepsko by było z nimi u mnie. Wiesz Misiek ma tego paskudnego kota, one byłyby tam sterroryzowane... Dobra, wiem to było głupie, brać je bez twojej zgody i ustalenia tego wspólnie, ale to był taki impuls - podrapałem się po głowie - Masz czasem tak, że wiesz, że coś jest nie do końca odpowiedzialne, ale i tak jakaś siła pcha Cię do tego, aby to zrobić?
Dziewczyna zmarszczyła brwi i patrzyła na mnie uważnie. Nooo i nikt mi nie powie, że bezimienny, nie jest do niej podobny! TE samo spojrzenie! Ten sam świdrujący wzrok! Te same pracujące trybiki, myślące o nie wiadomo, czym i nad czym. Wykrzywiłem lekko twarz, w charakterystyczny dla siebie sposób i spojrzałem za okno.
- Pada śnieg, wiesz? - powiedziałem po chwili - Baaaardzo lubię śnieg. Zima to jedyna pora roku, którą lubię, w taki szczególny sposób. Jest zimno, chłodno, i wszędzie jest biało - wyciągnąłem lekko dłoń przed siebie i zacisnąłem ją - bo ciągle pada ten wspaniały śnieg... W sumie jedyny minus zimy, to lód, nie można normalnie chodzić. Bez przerwy czujesz się, jakbyś był na jakimś lodowisku. Tak łatwo się zabić... - założyłem i splotłem dłonie na karku przenosząc wzrok na dziewczynę. Brawo Ches, sprowadziłeś nieprzyjemną ciszę. Geniuszu.

<Nora?>

Od Nory CD Czeslava

Spojrzałam ostatni raz na Czeslava, który nie odrywał swoich oczu z myszek i wstałam powoli z łóżka. Skierowałam się w stronę kuchni, po drodzę chwytając za telefon i sprawdzając, co słychać w wielkim świecie. Na starcie przywitało mnie kilka powiadomień z kilku mediów społecznościowych i jakiś gier, dokłądnie pięć smsów od matki (to może  poczekać) i kilka...dziesiąt nieprzeczytanych wiadomości od Isaca.
„Zabije mnie…” – westchnęłam w myślach i natychmiast odblokowałam telefon, szybko klikając w biało-niebieską ikonkę messangera.
No i zaczęłam scrollować w dół, szukając początku jego wiadomości. Przesuwałam palcem sprawnie i szybko, a nieskończona ilość szarych chmurek z tekstem mieniła mi się przed oczami. Można było dostać oczopląsu, ale jest! W końcu dotarłam na początek. Spojrzałam na datę: wczoraj, zerknęłam na godzinę: 10:28, podniosłam wzrok na pasek, gdzie wyświetlał się jego pseudonim: aktywny(a) teraz.
< jestem.. – napisałam szybko i zaczęłam się czytaniem zaległości.
W większości były to pytania gdzie jestem, prośby żebym wróciła jak najszybciej, jego smutne minki, jeszcze więcej próśb i zapytań. Pomiędzy tymi słowami przeplatały się miłe słówka jak „dobranoc”, „miłych snów” czy aktualne sytuacje i informacje, co właśnie robi. Hah, on to zawsze chętnie dzielił się swoim całym przeżytym dniem, a ja z chęcią wsłuchiwałam jego historii (znacznie ciekawszych od moich).
> Jesteś! ♥_♥
> *przytula z całej siły*
> Jezu, Nori, jak ja tęskniłem, gdizieś ty się podziewała???
< przepraszam cię najmocniej..
Zaczyna się. Niewidzialna łapka zacisnęła się na moim sercu, ściskając je mocno niczym zabawkowy balon wypełniony mąką. Usta automatycznie zacisnęły się w wąską linię i wykrzywiły się w smutku. W oczach zaczęły wzbierać się łzy. Cholerne impulsy… Westchnęłam cicho, odłożyłam telefon na blat i chwyciłam się za policzki, masując całą twarz energicznie, jakbym chciała się rozbudzić. Zignorowałam go.. znowu. Ignorowałam swojego jedynego przyjaciela tyle czasu… a to wszystko przez pewnego rudego chłopaka. Bo to na niego zaczęłam bardziej zwracać uwagę...
< Jestem najgorszą przyjaciółką pod słońcem, pozwalam ci się ukamienować
> Hah XD w porządku, cieszę się że w końcu jesteś!
> Dlaczego cie nie było? Znaczy byłaś… ale nie odpisywałaś… Coś się stało? Coś sobie zrobiłaś? Pokaż łapy
< Wow, wow, woooow, spokojnie, Is, nic mi nie jest..
> Nie ufam ci.. Jak tak ostatnio zniknęłaś mi na tyle czasu…
Westchnęłam i zacisnęłam powieki na nieprzyjemne wspomnienia sprzed kilku miesięcy. Odłożyłam na chwilę urządzenie i naciągnęłam rękawy czarnej bluzy na dłonie. Z lodówki wyciągnęłam otwartą z ostatniej wizyty Czecha wodę mineralną i wlałam ją do szklanki, która już przygotowana stała na blacie.
< Wiem..
> Martwię się o ciebie, cholero mała..
> Starałem się jak mogłem, by nie zaprzątać sobie głowy złymi myślami, ale z tyłu głowy pojawiało sie tyle czarnych scenariuszy…
< W..
– Z kim tak namiętnie piszesz? – Czesiek odezwał się nagle, a ja podniosłam głowę znad telefonu i spojrzałam na niego. Leżał na brzuchu i podpierał głowę o dłoń, patrząc się w moją stronę z niezrozumiałą dla mnie mimiką.
– Um.. przepraszam cię najmocniej, odpisywałam matce – powiedziałam i spuściłam wzrok, by nasze spojrzenia nie skrzyżowały się. Niefajny moment na urwanie konwersacji.. eh, Isak będzie musiał mi to wybaczyć.
< Eh, musze kończyć, zią, przepraszam cie z całego serducha
> Nora...
< Mam gościa, wybacz ;-;
< Odezwę się od razu jak zostanę sama OBIECUJĘ
> Eh… w takim razie w porządku :C trzymam cię za słowo i uważaj na siebie, będę czekał!
Uśmiechnęłam się mimowolnie i zablokowałam telefon. Schowałam go do kieszeni szlafroka i upewniłam się, że Czes na pewno nie chce nic do picia. Po usłyszeniu tej samej odpowiedzi co wcześniej, wróciłam na swoje miejsce, czyli na swoje łóżko. Wow.. kto by pomyślał, że ktoś będzie na nim siedział ze mną. Przełknęłam ślinę i ułożyłam się wygodniej.
– Tak w ogóle, Czes – zaczęłam, mając szklankę z wodą tuż przy ustach. – Dlaczego je kupiłeś? – skinęłam na klatkę i upiłam łyk wody. Na usta zdecydowanie cisnęło mi się pytanie, dlaczego sprowadził je do mnie, ale to mogło zabrzmieć jak atak, pretensję, a takowych emocji w ogóle nie odczuwałam. Prędzej zdziwienie… bo kto kupuje sobie zwierzaka i przetrzymuje je u kogoś ledwo poznanego?

<Bełciszcze?>

Od Sun CD Michael'a

- Na razie trzeba jakoś wyminąć te psiska... - zamrugałam zdziwiona. Psiska? Wyminąć?
- Ale to są właściwie moje psy... - wymamrotałam, ale do chłopaka chyba to nie dotarło.
- Te "PSISKA" to moje psy! - szturchnęłam go. Spojrzał na mnie jakby lekko zdziwiony.
- Posuń się, proszę. Muszę je uspokoić - kiwnęłam głową na trzy zwierzaki, które siedziały, ale gotowe do akcji. Powoli się ruszył i wtedy akita, skoczył.
- Xiao! - wrzasnęłam, rzucając się na psa. Na szczęście, zdążył tylko drasnąć chłopaka i kota. Leżałam na psie, ciężko oddychając. Pozostałe dwa psy, podeszły do mnie i szturchnęły.
- Hej, żyjesz? - widziałam jak blond czupryna chłopaka się zniża, a wraz z nią jego całe ciało.
- Ta... Xiao, przepraszam... Piesku, wybacz mi proszę, ale musisz przestać tak reagować na koty. Xiao, wybacz mi~- mamrotałam do psa, powoli wstając i cały czas głaszcząc go.
- Zły Xiao. Nie dostaniesz ciasteczek - zwierzak położył łapę na pysku i schylił się lekko.
- Wy też - skierowałam się tym razem do pudla i doga niemieckiego. Obydwa pisnęły.
- A ciebie przepraszam za moje psy... Naprawdę przepraszam, nie spodziewałam się, że Xiao nadal wariuje gdy widzi koty, naprawdę przepraszam - mówiłam coraz ciszej, kłaniając się lekko. Robiłam to już z przyzwyczajenia, bo dość często psiak atakował inne zwierzęta, a nawet ludzi. Nie miałam z nim łatwo, bo był po pierwsze agresywny, wybredny i niewychowany. Musiałam go sama wszystkiego nauczyć, a i tak nadal mam z nim problemy. No ale już nic na to nie poradzę, taka jego natura. A co do pozostałej dwójki - gdy jeden coś robi lub wyczuje, to reszta za nim pójdzie. Takie małe stado. Przydatne, jak i denerwujące. Wyprostowałam się i poprawiłam włosy, które wchodziły mi w oczy.
- Nie no, w porządku - powiedział - ale z tobą wszystko w porządku? - Kiwnęłam energicznie głową.
- Mi nic nie jest, ale... twój kot... twoja ręka... - niepewnie wskazałam na jego dłoń, która lekko krwawiła i kota, który siedział wczepiony w jego ubranie. Świetnie. Dzień był nawet ok, ale teraz już nie jest. Spaliłam swój obiad, a psy zaczęły mi gonić kota, następnie Xiao go zaatakował. Pięknie.


(i co dalej drogi Michaelu?)

piątek, 29 grudnia 2017

Od Michaela CD Sun

Westchnąłem ciężko, patrząc na wyszczerzonego Cześka.
- Powtarzam ci po raz setny - wycedziłem powoli, dobitnie podkreślając każde słowo. - Immi. Nigdzie. Nie. Wyjdzie.
- Czemu nie? - zajęczał, bujając się na krześle.
- Ile razy mam ci to tłumaczyć? - jęknąłem, po czym pokazałem mu szeroko otwartą dłoń, zaginając palce z każdym kolejnym argumentem. - Po pierwsze, jest za zimno. Po drugie, Immi nie lubi spacerów. Po trzecie, jest ślisko i może jej się coś stać. Po czwarte, mam robotę i dla twojego spokoju nie zamierzam celowo wychodzić w ten ziąb. Po piąte... to Immi!
- Chcę się wyspać! Odpocząć! A z tym przeklętym kotem to niemożliwe! - załamał ręce, chowając twarz w dłoniach. - Włazi mi na łóżko, na twarz, macha tym ogonem przed nosem...
- Miłość unosi się w powietrzu, kochany braciszku - stwierdziłem sucho.
- Niech ta miłość wyjdzie na dwór! - pełnym dramatyzmu gestem wskazał na Immi, a potem na okno. - Bo sam ją wywalę!
- No już, już, sznyclu, spokojnie - poczochrałem go po rozwichrzonych kudłach - może i przyda jej się trochę ruchu. Ale obiecujesz, że będziesz spał? Żadnego siedzenia na telefonie albo rozwalania ścian?
- Żadnego - obiecał, zapalczywie kiwając łepetyną.
- I stawiasz mi następnym razem kebaba.
- Największego z możliwych - potaknął. - W życiu ci tego przez tydzień nie zapomnę.
- Och, żeby to chociaż tydzień był - westchnąłem tęsknie. - Już widzę cię jutro: "Jaki kebab, bro?".
- Zabierz stąd tego kota chociaż na godzinę - mruknął. - Tylko o to proszę.
- Tak, tak - podniosłem się i ruszyłem do szafy, szukając w pudłach obróżki i smyczy dla Immi. - I zmieniasz jej kuwetę przez następny miesiąc.
- NIE MA MOWY - zaperzył się.
- Cóż, warto było próbować - wzruszyłem ramionami, po czym odwróciłem się, trzymając w dłoni szukane przedmioty. - Księżniczko, szykuj się, czas odwiedzić twe królestwo.
- Idziecie do kuwety? - zapytał niewinnie Ches.
- Możesz powtórzyć, przyjacielu? - spiorunowałem go wzrokiem. - Chyba nie dosłyszałem.
- Och, miłego spaceru!
- Dziękuję - ukucnąłem, zapinając na wdzięcznej szyi kotki czerwoną, błyszczącą obróżkę, plecionkę wykonaną przez Mariś. - Będziemy za jakąś godzinę, może dwie.
- Papa, nie musicie się śpieszyć?
- Też tęsknię - przewróciłem oczami, zamykając za sobą drzwi.

***

Siedząc w parku, dmuchałem co chwilę na dłonie, obserwując spadające z nieba płatki śniegu. Immi, skrępowana smyczą, kręciła się niespokojnie dookoła, podczas gdy ja szkicowałem na spokojnie rozłożysty dąb.
- Puścić cię na chwilę? - kotka zamiauczała potakująco. Chwilę biłem się z myślami, uznałem jednak, że kot domowy raczej nie oddali się zbyt daleko. - Tylko bądź tu w pobliżu.
Immi, zgodnie z oczekiwaniami, dreptała w odległości maksymalnie dziesięciu metrów ode mnie, obserwując łakomie ptaki siedzące na gałęziach drzew. Dałbym słowo, że miała na nie dużo większą chrapkę, niż na suchą, kocią karmę.
W pewnym momencie, usłyszałem głośne ujadanie. Zaalarmowany nagłym hałasem, uniosłem głowę znad szkicownika, a moja dłoń wypuściła ołówek z ręki ,gdy zobaczyłem trzy pokaźne psiska, biegnące prosto na moją Immi. Kotka, gdy sama przekonała się o niebezpieczeństwie, zamiauczała głośno i zaczęła gnać przed siebie.
Zerwałem się na równe nogi i sam zacząłem biec, usiłując utrzymać możliwie niedaleką odległość, nie miałem jednak szans dotrzymać im tempa. Księżna biegła jak szalona, lawirując między ławkami i koszami na śmieci, w końcu wskoczyła na czyjś parapet i przebiegła tam kilka metrów, skacząc prosto w moje ramiona. Psy wyhamowały gwałtownie, skupiając całą swoją uwagę na mnie.
- Scheisse... - wymamrotałem, blednąc. Gdy zacząłem już obmyślać plan odwrotu, poczułem, jak niewidzialna siła od tyłu popycha mnie prosto w zaspę śniegu.
Wstałem, prychając śniegiem na wszystkie strony. Cholera, czwarty pies?!
- Przepraszam - usłyszałem. Odwróciłem się, a mój wzrok spoczął na grubo opatulonej, zziajanej dziewczynie.
- Potem pogadamy - chwyciłem ją za ramię, by cofnęła się o krok. - Na razie trzeba jakoś wyminąć te psiska...

<Sun?>

Od Collin'a CD Cynthii


Posłałem ciemnowłosej promienny uśmiech, opierając łokcie na stole. Sięgnąłem po resztkę kawy z niewielkiej filiżanki i jednym łykiem opróżniłem zawartość naczynia. Skrzywiłem się nieznacznie, gdy zdałem sobie sprawę, że owy boski napój już się skończył, jednak po krótkim namyśle zrezygnowałem z kolejnej porcji. Warto wspomnieć, że przedtem, oprócz podwójnego americano, wypiłem dwa kubeczki espresso i pochłonąłem kawałek sernika.
- Nie ma sprawy - odparłem wreszcie, zerkając na niebieskooką dziewczynę.
Nagle moją uwagę przykuła jasnowłosa kelnerka, która z uśmiechem przystanęła przy naszym stoliku. Ciekawe, że w takiej niewielkiej, przytulnej kawiarni mają kelnerkę... Choć w żadnym wypadku mi to nie przeszkadza.
- Podać dwa osobne rachunki czy jeden wspólny? - zagaiła dziewczyna, kołysząc się lekko na piętach.
- Jeden prosimy - odparłem szybko, uprzedzając wypowiedź Cynthi, która najpewniej chciałaby zapłacić sama za siebie.
Jasnowłosa skinęła delikatnie głową, po czym zniknęła na chwilę za ladą. Wkrótce wyłoniła się z niewielką karteczką, zaś ja wyjąłem z portfela określoną sumę pieniędzy, pamiętając przy tym o dość pokaźnym napiwku dla młodej kelnerki.
- Collin, przecież ja zapłacę za siebie - mruknęła Cyn, zniżając nieznacznie głos.
- Ja zaprosiłem, ja stawiam - wyszczerzyłem się, ukazując przy tym rządek białych kiełków.
Wtem z malutkiego telewizorka, umieszczonego na ścianie lokalu, popłynął przejęty głos reportera.
- Pilny komunikat! Śnieżyca opanowała całe miasto! Według meteorologów to największa tak gwałtowna zamieć od ostatnich kilku lat! Burza śnieżna rozpętała się w zaledwie kilkadziesiąt minut. Wszystko za sprawą niezwykle silnych prądów atmosferycznych, napływających do nas z dalekiej północy. Specjaliści apelują - dla własnego bezpieczeństwa, zostańcie dzisiaj w domach!
Dopiero teraz skusiłem się, aby wyjrzeć przez okno. Cóż... Chyba zanadto przejąłem się kawą i swoją współtowarzyszką, żeby zwrócić uwagę na wszechobecny chaos panujący na zewnątrz. Śnieg sypał tak gęsto, że widoczność spadła prawie do zera. Porywisty wiatr zrywał z drzew suche gałęzie, zaś pokrywa z białego puchu sięgała już zapewne do połowy łydek.
- Szlag by to... No nic, trzeba coś wykombinować, ale... - zmierzyłem dziewczynę badawczym spojrzeniem. - Nie puszczę cię samej.
Ciemnowłosa, która do tej pory gapiła się w widok za oknem w niemym osłupieniu, przeniosła zaskoczony wzrok na mnie. Taka drobna istotka zginęłaby w tej zamieci...
- Chodź, pójdziemy do mnie. I tak musisz wrócić do domu, a ja mieszkam niedaleko. Będziesz mogła tam przeczekać burzę śnieżną - wyjaśniłem, podnosząc się z miejsca.
Cynthia obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem. Wyraz jej twarzy mówił wszystko. Westchnąłem głęboko, jednak nie zamierzałem odpuścić. Podjąłem kolejną próbę, wytaczając tym samym na pole bitwy naprawdę groźną broń.
- Mam ciasteczka miętoweee - szepnąłem 'uwodzicielskim' tonem, wykrzywiając usta w zachęcającym uśmiechu.
Udało mi się wyłapać chwilę wahania, jakby dziewczyna walczyła z samą sobą, lecz ostatecznie pozostała twarda.
- Skąd wiesz, że to moje ulubione? - spytała niepewnym tonem, który momentalnie nadrobiła stanowczym skrzyżowaniem rąk na piersiach.
- Cynka, zamówiłaś pięć ciast, z czego trzy były miętowe, a pozostałe dwa miały listki mięty jako ozdobę - wyliczyłem, unosząc znacząco brwi.
Ciemnowłosa prychnęła cicho, zaś ja z pełną godnością uznałem swoją wygraną. O dziwo, nie obraziła się nawet za nazwanie ją "Cynką"... Przynajmniej na razie. Wreszcie razem opuściliśmy przytulną, ciepłą kawiarnię, by zmierzyć się z morderczym żywiołem. Muszę przyznać, nawet ja się tego nie spodziewałem. Sam miałem poważne trudności z poruszaniem się. Powoli przedzieraliśmy się przez zawieję, ledwo rozpoznając poszczególne ulice. Ogromne płatki śniegu niczym miniaturowe pociski powadziły nieprzerwany ostrzał, a mroźny wiatr targał nami na wszystkie strony. Chłód przenikał moje ciało aż do szpiku kości. Nie czułem stóp. I jeszcze paru innych części ciała. W pewnym momencie usłyszałem krótki krzyk, który z trudem przedarł się przez szalejącą śnieżycę. Odwróciłem głowę, mrużąc lekko oczy. Cynthia stała oparta o przypadkowe drzewo, kurczowo trzymając się pnia, aby osłonić twarz przed kolejnymi 'atakami' żywiołu. Idąc pod wiatr, podpełzłem do dziewczyny i delikatnie chwyciłem ją za nadgarstek, by nieco ułatwić jej dalszą drogę. Nie protestowała. Wydaje się, że po prostu nie miała na to siły. W końcu stanęliśmy przed drzwiami mojego domu. Wygrzebałem z kieszeni klucze i, trzęsącymi się z zimna dłońmi, otworzyłem zamek. Wparowaliśmy do środka, a błogie ciepło momentalnie otuliło nasze ciała. Tak... To chyba najcudowniejsze uczucie, jakiego dane mi było doświadczyć tej zimy.

[ Cynthia? ]

Od Michael'a CD Astrid

Przejechałem dłonią po twarzy, dusząc w zarodku chęć do siarczystego przeklęcia samego siebie - jak tępym trzeba być, żeby zasnąć w trakcie oglądania filmu? W POKOJU DZIEWCZYNY? Michaelu Walterze Rosenthal - brawo, wspiąłeś się na nowy poziom głupoty!
- Astrid - jęknąłem, mając nadzieję, że mnie wypuści.
- Ściągaj buciki i choć, chyba że masz zamiar całą noc spędzić pod tymi drzwiami. Nie powiem ci, gdzie trzymam klucze, więc nawet nie proś, bym ci powiedziała - odparła z uśmieszkiem, zakładając nogę na nogę.
- Nikt mnie nie zobaczy - argumentowałem dalej. - Nie o tej porze, jakoś się prześlizgnę. Rano będzie tylko gorzej, a będę musiał się ogarnąć do szkoły...
- Zaczynacie jutro o siódmej?
- Nie, przed dziesiątą - mruknąłem. - Ale to fizyka, więc chciałbym nad nią trochę posiedzieć...
- O tej porze byś się uczył? - zapytała z uśmiechem.
Westchnąłem ciężko, pocierając dłonią kark.
- No... nie - przyznałem niechętnie.
- Wstałbyś bladym świtem, żeby powtarzać? - drążyła.
- Też nie - wymamrotałem. - Ale nie podoba mi się, w którym kierunku zmierza ta dyskusja...
- Trudno - wzruszyła beztrosko ramionami. - Ale możesz zatem równie dobrze pospać u mnie i w trakcie którejś lekcji czmychnąć do pokoju.
- Nie mam piżamy - spróbowałem. - Ani niczego.
- Możesz skorzystać z mojego mydła - zaoferowała. - Mam czysty ręcznik. I jakieś...hm, może znajdę coś z luźniejszych spodni.
- Na pewno nie w moim rozmiarze - stwierdziłem, patrząc na drobną dziewczynę.
- Śpij nago, jak ci to tak przeszkadza!
- Może zostanę w tym ubraniu...
Dziewczyna spłoniła się i wbiła wzrok w przeciwległą ścianę.
- Tak też można... - przyznała.
Wziąłem głęboki wdech i wyciągnąłem telefon, pisząc do Chesa krótką wiadomość. Och, już widzę, jak ten sznycel mnie jutro wymęczy...
- Zostanę - obiecałem jej w końcu, ściągając buty. - Ale jutro z samego rana będę uciekał, dobrze?
- Jasne - uśmiechnęła się.
- To... - spojrzałem dookoła - masz może jakieś koce?
- Hm? - zmarszczyła brwi.
- No... wiesz, jakbym mógł, żeby sobie podłożyć pod podłogę. Są?
- Zamierzasz spać na podłodze?
- Dokładnie - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. - I teraz ja nie zamierzam przyjmować innej możliwości!
- Jesteś gościem!
- I w związku z tym? - poklepałem Astrid po ramieniu. - Spoko, to podobno dobrze robi na kręgosłup.
Dziewczyna podparła boki pod ręce, ale w końcu westchnęła, kapitulując.
- Coś się znajdzie - uznała. - W tamtej szafie podajże.
- Okey, dzięki wielkie - uśmiechnąłem się szeroko.- Wiszę ci obiad. To jak, może pójdź się szybko umyj, a ja sobie ogarnę te koce? Musisz się wysypiać jak należy!
- Tak, tak - westchnęła, zgarniając ręcznik, po czym ruszyła w stronę łazienki. Gdy za dziewczyną szczęknął zamek, wstałem, raz jeszcze próbując otworzyć drzwi na korytarz - bez skutku, czego się zresztą spodziewałem? Jak sam sobie też uświadomiłem, teraz byłoby to średnio grzeczne. Nie jestem więźniem, tylko...hm, przymusowym gościem? Poza tym, polubiłem Astrid.
Podszedłem do szafy, ostrożnie uchylając drzwiczki - nauczony doświadczeniem, wiedziałem, że zaraz mogą spaść na mnie jakieś przedmioty, szczególnie te cięższe, które dotąd znajdowały oparcie tylko w niezbyt pewnych, cienkich płytach. Astrid jednak, jak przystało na dziewczynę, miała w szafie dużo większy porządek, niż ja z Chesem - na górnej półce znalazłem stertę wełnianych koców, z której to wziąłem dwa - w szkocką kratę i zielone kropki. Po namyśle, zabrałem też trzeci.
Ułożyłem sobie całkiem wygodne legowisko niedaleko okna - lubiłem spać przy ścianach, gdy byłem w pomieszczeniach, dawało mi to swoiste poczucie bezpieczeństwa. Nawet nocując na otwartej przestrzeni, szukałem miejsc przy jakichś drzewach czy skałach.
Martwiłem się jeszcze o Immi - czy brat aby na pewno pamiętał, żeby ją nakarmić? Zaraz jednak pomyślałem, że, nawet pomimo dzielącej ich antypatii, Ches na pewno nie dałby jej głodować. Zawsze przecież, gdy go prosiłem, kupował jej karmę, dawał mleko, raz nawet zmienił kuwetę, choć marudził resztę tygodnia, mamrocząc pod nosem o niemieckiej okupacji.
- Możesz teraz ty wejść - usłyszałem nagle sekundę po tym, jak drzwi do łazienki się otworzyły.
- Teraz się opłuczę - stwierdziłem. - Wyjdę wcześniej, żeby wszystko ogarnąć potem u siebie. Dzięki raz jeszcze.

< Astrid? Przepraszam, że dopiero odpisuję >

Od Sun

Westchnęłam głęboko, patrząc na patelnię, gdzie znajdowało się spalone mięso.
- Super. I co ja teraz zjem? - spojrzałam na Akitę, który tylko położył łapę na pysku.
- Tak, czuj się winny. Przez ciebie będę teraz chodzić głodna - warknęłam, i wręcz uderzając stopami po panelach, ruszyłam w stronę salonu. Nie miałam nawet najmniejszej ochoty wychodzić na dwór, narażać się na zimno, śnieg, ani lód. Nie, nie i jeszcze raz NIE. Nienawidziłam zimy. Trzeba się zawsze ciepło ubrać, trzeba uważać żeby się nie przewrócić, uważać na to, żeby psu nie było zimno (chociaż pieski sobie poradzą, mądre zwierzątka). Usiadłam ciężko na kanapie, a dog niemiecki podniósł głowę. Największy z całej piątki, a największy kanapowiec. Poklepałam nogę, a po chwili Ines położyła swój łeb na niej. Zaczęłam ją powoli głaskać i nucić jedną z wielu piosenek, które uwielbiałam. Przymknęłam oczy, rozkoszując się tą przyjemną chwilą. Aż do momentu, w którym nie usłyszałam warknięcia. Otworzyłam powieki i przewróciłam oczami, widząc jak corgi i maltańczyk ciągną zabawkową linę.
- Która godzina... Ah, szesnasta. Super. Robin, Xiao, Ines, spacer - zawołałam psy, które szybko znalazły się przy drzwiach, czekając na mnie.
- Mądre psiaki - zacmokałam, szybko pojawiając się tam, gdzie one. Założyłam płaszcz, botki i czapkę. Założyłam zwierzakom obroże, przypięłam smycze, aparat do torby, torba na ramię. Wyszłam, zakluczyłam mieszkanie i westchnęłam. Chcąc nie chcąc, i tak musiałam wyjść na długi spacer z tymi większymi psami i kupić im karmę. Tak więc, bez motywacji, powoli ruszyłam chodnika w stronę sklepu zoologicznego. Porozmawiałam ze sprzedawczynią, która skomplementowała moje psiaki i ich zachowanie.
- Widzicie, warto być posłusznymi, dobrymi pieskami - zaśmiałam się. Czułam się dumna jak paw, a humor znacznie mi się poprawił. Kupiłam trochę karmy, pożegnałam się i wyszłam. I wtedy zobaczyłam kota na ulicy.
- No nie - jęknęłam. Jak na zawołanie, Xiao szczeknął i zaczął się wyrywać.
- A mówili, nie chwal dnia przed zachodem słońca - chlipnęłam do siebie. Pies się wyrywał, ledwo go utrzymywałam, a pozostałe dwa zaczęły się kręcić. No i nie wytrzymałam. Musiałam je puścić. Wszystkie, jak na zawołanie, zaczęły biec za biednym kotkiem.
- Przepraszam kocie - szepnęłam, biegnąc za nimi. No, kilka razy się poślizgnęłam, ale udawało mi się utrzymać równowagę. Ale nie na tym felernym zakręcie w parku, gdzie psy się zatrzymały, a ja wpadłam w poślizg. Jak kamień runęłam do przodu, prosto na kogoś, ale na szczęście ta osoba wpadła w zaspę śniegową.



(ktoś? kto został ofiarą?)

Nowa Uczennica!


Ksywka: Przez swoje chińskie pochodzenie, zdobyła angielskie imię - Samara
Wiek: 19 lat
Klasa: 2B

Od Czeslava CD Nory

     Oparłem łokcie na kolanach i siedząc po turecku pochyliłem się lekko do przodu. Przechyliłem głowę na bok i obserwowałem myszory. Boże matrymonialny, co mnie pokusiło, żeby je wziąć, żeby znowu bawić się w to wszystko... Tyle razy sobie coś obiecałeś Ches... Idiota. Uśmiechnąłem się smutno pod nosem, gdy Nitro wskoczył na kawałek drewna i wepchnął nos między pręty. Przystawiłem delikatnie palec i tyknąłem go w nochala. W odpowiedzi chłopak jeszcze bardziej, zaczął niuchać i pchać swoją mordkę między pręty. W dodatku wykorzystał przednie łapki, żeby utrzymać się w takiej pozycji. Uśmiechnąłem się trochę bardziej weselej i tyknąłem go w jedną z łapek. Zabrał ją szybko i postawił w innym miejscu. Jego wibrysy chodziły na boki w zabójczym tempie. Pochyliłem się jeszcze bardziej, tak, że byliśmy teraz twarzą w ... pyszczek.
- Hej Nitro - powiedziałem spokojnie - wariat z Ciebie, wiesz?
Myszor w odpowiedzi wcisnął nochal jeszcze bardziej w pręty. Przybliżyłem się tak bardzo, że praktycznie stykaliśmy się nosami. Wtedy Pan Bezimienny ziewnął i trzepnął się bardzo intensywnie. Nitro szybko zeskoczył z drewna i podleciał do niego. Heh, jak dzień i noc. Otworzyłem drzwiczki klatki i obserwowałem ich reakcję. Nitro od razu podleciał do otworu i stał obserwując okolicę, natomiast bezimienny... stał nieruchomo i uważnie mnie obserwował. Przystawiłem powoli dłoń do klatki. Nitro momentalnie położył uszy po sobie i zwiał na drugi koniec, chowając się pod kołowrotkiem. Wystawił tylko lekko nochal, tak, że jedyne, co było widać oprócz niego to dwa czarne oczka. Bezimienny natomiast stał nieruchomo i patrzył dalej. Ciekawy przypadek... Powoli zabrałem rękę. Nitro dalej siedział pod kołowrotkiem, bezimienny zmienił zdanie i wskoczył do tunelu udając się na drugie piętro. Przebiegł po nim nie racząc rzucić spojrzeniem na cokolwiek innego i schował się dziupli. Powoli zamknąłem drzwiczki i odsunąłem się na kilkanaście centymetrów.
- Wiesz co Nori - zwróciłem się do dziewczyny powoli przenosząc na nią wzrok. Zauważyłem, że siedziała wpatrzona we mnie... uch, poczułem się lekko nieswojo, ale uśmiechnąłem się szeroko - Trochę czasu zajmie zanim się je oswoi, tak, że same będą wchodzić na rękę. Z Nitro pójdzie dosyć szybko, bo to mały ciekawski zwierzak, trochę strachliwy i niepewny siebie, ale wariat, więc łatwo pójdzie. Trzeba mu tylko pokazać, że nie jesteśmy dla niego wrogami i niebezpieczeństwem... Gorzej będzie z tym drugim...
- Dlaczego? - dziewczyna przeniosła wzrok na klatkę i po chwili z powrotem na mnie
- Bo on jest... specyficzny - powiedziałem powoli - Nie wydaje się odczuwać strachu, ale nie ma za grosz zaufania, widziałaś jego zachowanie, ani nie podejdzie, ani nie odejdzie, tylko stoi i obserwuje. Założę się, że, gdybym wsadził rękę, to zwiałby szybko, ale to na razie nie ma sensu, bo tak to tylko straci zaufanie, a nie tego chcemy prawda? Na razie ich nie wyciągaj na siłę. Możesz ewentualnie przystawić ich klatkę do łóżka lub stolika, otworzyć i ustawić tak, żeby sami swobodnie mogli wyjść. O ile nie będzie Ci to przeszkadzać... po prostu tak szybciej się oswoją, a i pamiętaj, żeby nie robić gwałtownych ruchów... i przypadkiem na nich nie usiąść heh. Aaaa i warto by zainwestować w jakiś materiał, który mogłabyś postawić sobie na łóżku, bo czasem może im się zdarzyć pozostawić małą niespodziankę, w postaci mokrej plamy, bo bobki to tam łatwo zgarnąć - Dziewczyn uśmiechała się lekko i kiwała głową - Wybacz, że tak Ci tyle mówię i zawracam gitarę...
- Nic nie szkodzi - powiedziała - Mów dalej.
Uśmiechnąłem się nieśmiało i lekko skinąłem głową.
- To tak ogólnie wszystko... będę przychodził, im sprzątać w klatce, więc tym nie musisz się martwić, karmę też będę im uzupełniać, ewentualnie jakby się skończyła to dosyp im trochę tamtych ziaren, i wymień wodę, jakby się skończyła. Resztą zajmę się ja... a i w razie, czego, jakby coś się działo, to pisz, dzwoń, wal drzwiami i oknami.
- Dobrze - dziewczyna skinęła głową.
Pokiwałem lekko głową i powróciłem do obserwowania chłopaków. Nitro postanowił w inny sposób wykorzystać kołowrotek niż, chowanie się pod nim i teraz namiętnie pędził w jego środku. Aż dziw, że ta małe łapki nadążały przy takich prędkościach. A po bezimiennym, jak nie było śladu, tak nie było. Siedział w środku i obserwował nas tak samo, jak my jego.
- Chcesz coś do picia? - zapytała Nora wstając powoli
- Nie dziękuję - odpowiedziałem nie odrywając wzroku od myszów
- Jakbyś coś chciał to wołaj - pokiwałem głową na te słowa, teraz nie potrzebowałem praktycznie niczego. Zdecydowanie wystarczyło mi obserwowanie wariata i spokojnego... tyle wspomnień...

<Nora?>

Od Mayumi DO Michaela

Znacie te dni kiedy nic wam kompletnie nie wychodzi, nie macie na nich ochoty, humoru i nawet kiedy przychodzi wam zjeść śniadanie i otwieracie lodówkę po 5 minutach patrzenia na jej wypełnione po brzegi wnętrze, trzaskacie jej drzwiami nie mogąc się zdecydować na co macie ochotę, bo na coś macie tylko nie możecie sobie uświadomić czym jest to coś. Dokładnie coś takiego dosięgnęło mnie i nie zapowiadało się by ten dzień należał do jednego z tych bardziej produktywnych. Czułam się jak kompletna kupa, której nic nie chciało i w dodatku była rozbita niczym mięso na schabowe. Udało mi się jakoś przeżyć i ten dzień i wszystkie jemu towarzyszące lekcje. Nie było tak żle ale i cieszyłam się jak głupia mogąc z siebie zrzucić te wszystkie ciuchy i przebrać się w znacznie wygodniejsze jak to się zwykło popularnie mówić dresy. W moim przypadku była to zwykła koszulka, na nią założony sweter oraz ciepły pola, na nogach zaś wygodne, rozciągliwe spodnie w szarym kolorze, które były wykonane z nieco grubszego materiału by zapewnić utrzymanie temperatury ciała. Szybko wepchnęłam w siebie jakaś kanapkę z szynką by zapchać brzuch, wciągnęłam na nogi nieco ubrudzone, czarne kozaki, do kieszeni bluzy wpychając rękawiczki, a na ramie zarzucając wielką torbę po brzegi wypełnioną najróżniejszym sprzętem, który za chwilę miał mi się przydać i tak uzbroją wyszłam.
Po chwili dotarłam do stajni gdzie znajdowała się moja całkiem miła i śliczna klacz. Nazwałam ją Krówka i tak jak jej nazwo mówiła wygląda dokładnie jak to mleczne zwierzę. Całe jej ciało było pokryte większymi i mniejszymi plackami czerni. Wiem że mogłam się postarać o lepsze imię ale dajcie spokój Krówka przywędrowała do mnie jak miałam 7 lat, więc nie ma się co czepiać. Poza tym to jest urocze imię i sama zainteresowana nie ma nic przeciwko temu, zwłaszcza że pewnie i by to jakoś zasygnalizowała gdyby tak było. Djmy na to w takich sytuacjach jak teraz czyli kiedy podchodziłam do jej boksu wołając ją po imieniu by pogłaskać ją po łbie kiedy ta wystawiła go widocznie zainteresowana.
-Ty już pewnie wiesz co cię czeka moja piękności – uśmiechnęłam się do niej. Zaraz zakładając jej na pysk uwiąż i wyprowadzając z stajni na korytarz by tam przywiązać ją i wyczyścić by pod siodłem nic jej się nie obtarło ani nie uwierało. W ruch poszła więc kopystka w akompaniamencie zgrzebeł i szczotek by usunąć cały bród, pozbyć się wszystkich zaklejek i wyczyścić strzałki. Zaraz po tym zabrałam się za osiodłaniem konia, położeniu na swoje towarzyszce czapraka oraz siodła i podpięcie popręgu. Wszystko szło całkiem sprawnie i w czasie tego wszystkiego nie zabrakło sporej ilości pochwał i czułości chociaż nie powiem Krówka dzisiaj chyba czuła że jestem nie do końca w sosie i dogryzała mi nieco bardziej sama też chodząc i nie mogąc ustać w miejscu.
W końcu jednak udało nam się wyjechać z stajni, a na dzisiejszy cel mojej zimowej, konnej wyprawy wybrałam zwyczajną przejażdżkę w teren. Nic specjalnego i wymagającego, gdyż w zimie trzeba było na wszystko uważać. Konie tak i jak my ludzie mogły zachorować lecz z tym było pól biedy. Tym co najgorszego mogło się przydarzyć było poślizgnięcie się i zranienie kopyta lub w najgorszym przypadku złamanie go. A jak każdy jeździec doskonale wiedział, koń który nie może galopować lub poruszać się jest koniem nieszczęśliwy, można by to porównać do człowieka leżącego niczym warzywo w szpitalu. Straszne prawda ?
Dlatego pierwsze moje i Krówki kroki to był powolny stęp po odśnieżonej ścieżce w kierunku padoku, gdzie pochodziliśmy sobie spokojnie bez większych szaleństw odbijając kopyta na śniegu, by w końcu trochę pogalopować i w końcu ponownie zwolnić i tak kilka razy, by w końcu opuścić teren padoku i skierować się z stronę lasku i tu czekał mnie małe zaskoczenie. Bo nie wiem co się stało Krówce, czego się wystraszyła ale wystrzeliła spod siodła niczym piorun, ponosząc mnie najpierw w kierunku lasku by zawrócić i pognać przez stajnie w stronę wzgórz i akademii. Nie pomogły przy tym moje wolanie prrr stój hej bo Krówka się wystraszyła i sama musiała zwolnić i stanąć, a j na niej utrzymać i nie spaść by mi nie uciekła nigdzie, co nie było niczym łatwym.

*Misiek?*

czwartek, 28 grudnia 2017

Od Miki CD Czeslava

Super. Wpadłem na jakiegoś małego chłopaka, który miał rude włosy (nie żebym coś miał do tego połączenia), a mój Risto jeszcze się w niego chamsko wgapiał. Psie, nie wierzę w ciebie!
- Emmm twoja dłoń... - powiedziałem, zmartwiony widokiem czerwonej cieczy na jego dłoni. Przeze mnie nie dość że się przewrócił, to jeszcze rozciął dłoń. Zrobiło mi się trochę przykro z tego powodu.
- Eh to nic takiego. Pójdę zaraz do akademika i sobie zabandażuję.
- Nie - powiedziałem twardo - To moja wina, ja mieszkam tutaj niedaleko. Chodź opatrzę Ci ją.
- Naprawdę nie trzeba...
- Nalegam - odparłem stanowczo. Kurde, to ja taki potrafię być?
- No dobrze - schylił się po swoją torbę - a więc prowadź.
Uśmiechnąłem się i poklepałem udo na znak, że pies ma być przy nodze. Szedłem dość szybkim tempem, dopiero po chwili orientując się, że Czeslav prawie co biegł. Nie byłem aż tak wysoki, bez przesady, ale on natomiast... No, był trochę malutki. Zaśmiałem się i automatycznie zwolniłem kroku, a rudzielec coś powiedział, ale nie dosłyszałem i udawałem tylko że jednak usłyszałem. Zacząłem przyglądać się jego twarzy i w ogóle jego osobie. Mały, młodo wygląda, jak jakiś dzieciak... Uroczy. Uśmiechnąłem się pod nosem, a na dźwięk charakterystyczny dla psa - czyli szczekanie - wróciłem do rzeczywistości. Spojrzałem na dom i przez chwilę stałem w miejscu, nie wiedząc dlaczego tu jestem.
- Mika? Halo ziema do Miki - momentalnie się ożywiłem.
- Sorki, zamyśliłem się chyba - potarłem się nerwowo po karku, szybko szukając kluczy i otwierając nimi zamek od drzwi, a wraz z tym same drzwi.
- Zapraszam. Jeżeli możesz, ściągnij buty - powiedziałem cicho, obserwując jego ruchy. I dopiero teraz zorientowałem się, że właśnie ktoś, kogo nie znam, jest w moim domu. W jednym momencie poczułem jak serducho mi wali. Wziąłem głęboki oddech i sam zdjąłem buty, zdjąłem obrożę Risto, zamknąłem drzwi (bo oczywiście musiałem zapomnieć zrobić to od razu). Zatracony w swoich myślach, powoli poszurałem do łazienki, a Czesiu.. Chyba mogę tak na niego mówić? A Czesiu poszedł za mną.
- Usiądź, opatrzę ci - wskazałem na niskie krzesełko, na którym usiadł. Szybko zabrałem się za zabandażowanie jego dłoni, bardzo uważając i robiąc to delikatnie. W pewnym momencie poczułem jak wokół mojej łydki łasi się Kari. I usłyszałem dość... dziwny dźwięk. Spojrzałem na Czeslava zdziwiony, który chyba, patrzył się na kota jakby, przestraszony?


[Czesiu?]
Theme by Bełt