czwartek, 28 stycznia 2016

Od Isabelle cd. Nathaniel'a

Zamknęłam pospiesznie drzwi na klucz i usiadłam na podłodze pod nimi. U sumie… Zawsze poniekąd było mi szkoda zwierząt, które muszą siedzieć w schroniskach. Nigdy nie wiedzą kto je zaadoptuje i czy w ogóle ktoś się nimi zainteresuje. Zabawne, jak ja wiele mam wspólnego ze zwierzętami, chyba więcej niż z ludźmi. Może tam pójdę. Tylko tak naprawdę nie chcę tam rozmawiać z ludźmi. Chcę się po prostu zająć jakimś psem czy coś. Wyjść na spacer, okazać mu trochę miłości, której zapewne nigdy nie dostał. Podniosłam się z podłogi i wróciłam do tego co miałam zrobić, czyli do czytania książki. Usadziłam się wygodnie i lektura pochłonęła mnie całokowicie.
***
Po około dwóch godzinach zakończyłam czytanie książki. Podobała mi się, zdcydowanie była jedną z lepszych, ale bywały lepsze. Odłożyłam lekturę na stolik nocny i wyprostowałam kości, rozciągnowszy się. Sprawdziłam godzinę na telefonie i ze zgrozą stwierdziłam, że będę musiała iść na stołówkę co było czymś przerażającym. Weszłam do łazienki i spojrzałam na siebie krytycznie. Poprawiłam włosy jedną ręką, stwierdzając, że nie chce mi się czesać i ubrałam się w bluzę, kurtkę, czapkę i szalik. Zamknęłam pokój na klucz i ruszyłam bardzo niechętnie w stronę głównego budynku. Można powiedzieć, iż się wlokłam co jak na mnie było dość dziwne. Z reguły dość żwawo chodzę, może dlatego, że ciągle uciekam przed wyimaigowanym wrogiem, który żyje wewnątrz mnie. Ale teraz w końcu cel do, którego nie chciałam iść był przede mną. Może to dlatego…. Gdy tylko weszłam do budynku pozbyłam się zbędnej odzieży. Ogólnie rzecz biorąc mijało mnie dużo osób, często grupek, które udawały się również do stołówki. Weszłam na piętro i po kilku uspakajających zabiegach chciałam wejść do zatłoczonej jadalni, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię. Odskoczyłam i cała spięta stanęłam w miejscu, gotowa do ucieczki. Zachowywałam się niczym nieujarzmiony dziki koń, którego dotknął człowiek. Spostrzegłam po chwili, że to ten sam chłopak, który oprowadzał mnie dzisiaj zaczepił mnie teraz. Prychnęłam pogardliwie pod nosem. Czemu on musi pojawiać się tam gdzie ja? Czy to złośliwość losu…?
-Też idziesz na kolację? Może zjemy razem?- zapytał.
Popatrzyłam na niego spode łba. Pomyślałam, że zrozumie, że to wyraźne „NIE”. Jednak nagle mój mózg zaczął pracować tak jakby racjonalniej. Jeżeli nie usiądę z nim to prawdopodobnie usiądzie ze mną ktoś kogo w ogóle nie znam. Niemożliwe jest, że nikt nie skorzysta z tego, że jest wolne miejsce, bo jak widze nie zdarza się to tu szczególnie często.
-Okej…- mruknęłam niechętnie.
Widoczne było na jego twarzy tak jakby zdziwienie. Widzę, że jego mózg nie ogarniał tego, że wolę siedzieć z kimś kogo znam, ale nie lubię niż z kimś kogo NIE znam i też nie lubię. To dość logiczne, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Ignorując jednak chłopaka skierowałam się w stronę tac i talerzy. Długo wpatrywałam się w potrwy, które są dostępne i jakoś nie mogłam się na nich skupić, czując ciągły stres z powodu tylu ludzi w jednym pomieszczeniu wraz ze mną. Nathaniel stał za mną i wybierał sobie dodatki do swojej wieprzowiny w sosie. Spojrzałam na to z niesmakiem i wróciłam do sałatek. W końcu zdecydowałam się na lekką kolację, czyli trochę sałatki po grecku, którą bardzo lubię. Pamiętam jak próbowałam być przez krótki czas weganką. Nie udało się, więc pozostałam przy wegetariance… Z całym posiłkiem ruszyłam do jednego z niewielu wolnych stolików. Najchętniej usiadłabym przy takim gdzie nie byłoby mnie widać, a jednocześnie ja mogłabym obserwować wszytskich na wypadek… niebezpieczeństwa. Po krótkiej chwili doszedł do mnie Nathaniel, który z małym zdziwieniem popatrzył na moją jakże obfitą kolację. Natomiast ja naprawdę nie znosiłam zapachu, ani wyglądu mięsa nawet smażonego lun gotowanego. Tak miałam już od dzieciństwa, pamiętam jak rodzice martwili się i denerwowali gdy odmawiałam jedzenia mięsa. A po ich śmierci i tak każdy miał gdzieś co ja jem, co robię, z kim się spotykam. A mi było to nawet na rękę. Rozpoczęłam bez słowa jedzenie mojej sałatki i to na niej próbowałam skupić uwagę, jednak wszechobecny hałas utrudniał mi to skutecznie.
-Zdecydowałaś się?
Spojrzałam znad sałatki i uniosłam pytająco brew.
-No… Idziesz jutro ze mną do tego schroniska?
Wbiłam widelec w oliwkę i zjadłam ją od niechcenia, aby zapełnić czymś usta. W sumie to nie wiem czy chcę. Z wielką chęcią pomogłabym zwierzętom, ale w schronisku, jak to jest w naturze będę ludzie. Szczególnie jak jeszcze jest jakaś akcja. Westchnęłam i kontynując jedzenie w przerwie powiedziałam:
-Nie wiem.
Usłyszałam bardzo ciche westchnięcie, a następnie oboje powrócilismy do konsumowania naszych dań. Po kilku minutach skończyłam jedzenie i nie poczekawszy na chłopaka odłożyłam naczynie do okienka i udałam się do wyjścia. Jednak tuż przed zejściem ze schodów wskoczył przede mnie Nathaniel, a ja cofnęłam się gwałtownie.
-Posłuchaj. Przyjdę po ciebie jutro rano około… 9:00. Pojedziemy razem do schroniska, popracujemy tam do 16:00 i pojedziemy z powrotem do Akademii. Proszę.- odparł.
Unikałam jego wzroku, ale chciałam już iść. Powiem „tak” i po sprawie. Potem wcale nie muszę mu otwierać drzwi.
-Okej.
I poszłam. Szłam znów bardzo żwawo, bo uciekałam przed Nathaniel’em. Szybko znalazłam się w akdemiku i stwierdziłam, że zacznę ogarniać jakie lekcje mam w poniedziałek. I co najważniejsze kiedy jest spotkanie klubu jeździeckiego. Moje pierwsze… Usiadłam do biurka i wyjęlam plik kartek. Po kilkuminutowych poszukiwaniach znalazłam plan lekcji, który powiesiłam na tablicy korkowej. W poniedziałek zaczynam lekcje o 8:00, czyli klasycznie. Pierwszy mam angielski, potem chemię. Okej, nie mam masakary. Po raz kolejny przejrzałam kartki i spotkałam tam wykaz spotkań w całym miesiącu. Przeczytałam regulamin klubu. Było tam napisane, że powinniśmy jeździć też samemu, czyli nie tylko na spotkaniach. Dla mnie szczególną torturą to nie było. Było również wyraźnie napisane, że nie musimy jeździć na jednym koniu, ale byłoby to wskazane. Schowałam wszystkie pozostałe arkusze do półeczki w biurku i usiadłam wygodniej w krześle. Otworzyłam laptopa i tak jakby automatycznie weszłam na Facebook’a. Uśmiechnęłam się półgębkiem, nieco pogardliwie gdy zauważyłam, że kilka osób z Akademii już zaprosiło mnie do znajomych. Żałosne. Nie znają mnie, a twierdzą, że ich przyjmę. Zaśmiałam się i rozpoczęłam dalsze przeglądanie w zupełnej ciszy. Aż takiej, że zaczęło piszczeć co wywołało u mnie lekki uśmiech. Chciałam zakupić sobie nową książkę, ponieważ mam ich jeszcze tylko dwie. Weszłam na stronę księgarni i rozpoczęłam przeglądanie. Po dłuższej chwili zdecydowałam się na „Długą chwilę ciszy”, „Zostań przy mnie” i „Bez skrupułów”. Zadowolona z zakupów zamknęłam laptopa i zdecydowałam, że umyję się i położę na łóżku. Weszłam pod prysznic i wzdrygnęłam się gwałtownie gdy ze słuchawki prysznica poleciała lodowata woda. Po 10 sekundach jednak zaczęła płynąć ciepła woda. Odprężyłam się stu procentowow, chyba pierwszy raz w tym dniu. Gorąca woda płynęła i dawała przyjemne ciepło. Po piętnastu minutach gorącego prysznicu wyszłam spod niego. Owinęłam się w ręcznik i postanowiłam, że nie będę suszyć włosów, aby wyschnęły naturalnie. Wytarłam się dokładnie i ubrałam czarną koszulę nocną i czarną dolną bieliznę. Powierzchownie wytarłam włosy i położyłam się na łóżku. Założyłam słuchawki i puściłam muzykę. I tak oto zleciało mi półtorej godziny. Miałam już praktycznie suche włosy, a oczy kleiły się mi się niemiłosiernie. Zdjęłam słuchawki i wyłączyłam światło. Schowałam się pod kołdrą i uśmiechnęłam. Nareszcie…
***
Promienie słoneczne wpadały do mojego pokoju i tańczyły w środku. Otworzyłam lekko oczy, ale zaraz je zamknełam unikając światła. Spojrzałam jednak na godzinę. 6:52… Okej, akurat pójdę pobiegać. Zeszłam z łóżka leniwie i od razu skierowałam się do łazienki. Śniadania zaczynały się od 8:00 w soboty i niedziele, a od 6:30 w tygodniu. Uczesałam tylko włosy i zawiązałam je w kucyka, następnie ubrałam się w mój strój do biegania na zimę, czyli grube getry, termoaktywną bluzkę i zwykłe adidasy. Wyszłam z budynku. Od razu uderzyło we mnie mroźne, wręcz kłucjące powietrze. Ruszyłam raźnym krokiem, chcąc zacząć biegać dopiero od lasu. Nie znałam tych terenów, to prawda. Ale miałam zamiar to zmienić. Słońce mieniło się lekko, ale nie dawało zbytniego ciepła, dlatego też zaczęłam biec jednak od razu. Mój oddech był równomierny, taki jak powinien. Spotkałam jedynie jednego przechodnia, który szedł po akademickim deptaku, ale przyspieszyłam wówczas i szybko go wyminęłam. Ptaki odgrywały swój co poranny koncert. Korciło mnie bardzo, żeby pobiec do stajni, nie powinnam się zgubić. Zajrzałabym tylko z ciekawości co tam u Princess of Dark… Tak jak pomyślałam, tak zrobiłam. Już po dziesieciu minutach byłam pod drzwiami stajni. Powinna być już otwarta, tak myślę. Nie pomyliłam się, ponieważ już pierwsze osoby przygotowywały swoje konie na jazdę. Instruktorka właśnie wychodziła z siodlrani i gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się miło. Skinęłam głową na „dzień dobry” z lekkim uśmiechem. Poszłam przed siebie i zaglądałam do każdego konia, a każdy miła wyciągał pyszczek. Dopiero jak doszłam do boksu Księżniczki wyczułam napięcie. Usiadłam daleko naprzeciw jej boksu i popatrzyłam na nią z uśmiechem.
-No co tam?
Koń napiął się, kłapnął zębami i schował w najdalszy kąt. Przypomina mi ona nie kogo innego, ale mnie. Też tak reaguję na jakikolwiek kontakt z człowiekiem. Zawsze wiedziałam jak rozwiązać końskie problemy psychczine, ale z nią było… inaczej. To końska wersja mnie. To co innego.
-Wiem, że się mnie boisz. Ale nie musisz. Wiem co przeżywasz, serio.- powiedziałam spokojnym głosem.
Koń spiął się jeszcze bardziej i z paniki zaczął wywracać oczami, tak, że było widać białka. Pierwsze plamki potu, zapewne pojawiały się na końskiej szyi. Wstałam spokojnie i oddaliłam się od klaczy, nie chcą jej bardziej stresować. Chciałabym się czegoś o niej dowiedzieć. Zbierałam się w duchu, aby to zrobić jednakże nic z tego nie wyszło. Czemu? Bo instruktorka szła prowadzić jazdę. Mruknęłam z niezadowolenie i rzuciłam ostatnie tęskne spojrzenie stajni, po czym wyszłam z niej. Spokojnym truchtem wróciłam do pokoju i spojrzałam na godzinę. Okazało się, że całość zajęła mi ponad godzinę i jest już 8:00. Szybko opłukałam się dokładnie i ubrałam się w czarne jeansy i czarną koszulkę z siwym galopującym koniem. Rozpuściłam włosy i uczesałam je po czym wyszłam z pokoju, chcąc pójść na stołówkę na śniadanie. Przebyłam tą samą drogę wczoraj i weszłam do stołówki. O dziwo było o połowę mniej ludzi niż wczoraj wieczorem, a dodatkowo było w miarę cicho. Tak jakby wszyscy dopiero co wstali. Na śniadanie wybrałam trochę jajecznicy, udało mi się ją znaleźć bez mięsa. Usiadłam w najbardziej niedostrzegalnym dla ludzi stoliku i rozpoczęłam jedzenie. Nagle przysiadł się do mnie jakiś chłopak. Wzdrygnęłam się i zaklnęłam po niemiecku. Okazało się, iż jest to Nathaniel… Oczywiście, któżby inny, jak nie ten natrętny osobnik. Przywitał się ze mną krótkim „cześć”, aczkolwiek nie odpowiedziałam nic tylko zignorowałam go nie uraczywszy nawet jedynm krótkim spojrzeniem. Gdy skończyłam jedzenia wstałam od stołu, jednak zaraz poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. Wyrwałam rękę i warknełam gwałtownie na chłopaka.
-O 9:00 bądź gotowa.
Przewróciłam oczami i szybkim krokiem udałam się do pokoju. Tam zaczęłam rozmyślać czy może by nie spróbować pójsć do tego schroniska, bo w końcu… Można chociaż wiedzieć jakie są tam zwierzaki. Dziesięć minut potem stałam pod akademikiem, a Nathaniel pięć minut po mnie przyszedł. Całą drogę do tego całego schroniska coś gadał, a ja nawet nie wiedziałam co. Ja ciągle przeżywałam stes związany z tym, że byłam z wieloma ludźmi w jednym pomieszczeniu jakim był autobus. Weszliśmy do schroniska. Zupełnie zignorowałam chłopaka, który szedł się gdzieś „zameldować” i poszłam oglądać psiaki. Wiekszość z nich gdy tylko przechodziłam merdało wesoło ogonem, niektóre nawet przykładały zimne nosy do krat. Były też takie, które tylko łypały na mnie dystkretnie. Jeden, duży wilczur, który wyglądał praktycznie jak wilk, gdy mnie spostrzegł najpierw wcisnął się w kąt, a potem pisnął lekko. Przycupnęłam przed jego kojcem. Zobaczyłam, że ma pełną miskę jedzenia i wody.
-Cześć mały.
Psinka pisneła, a ogon podkuliła jeszcze bardziej niż przedtem. Uśmiechnęłam się smutno i wstałam. Zauważyłam, że zbliża się do mnie Nathaniel, więc znów przybrałam postać, którą przyjmuję dla ludzi. Chłopak podszedł do mnie i powiedział:

Nathaniel? Sorry, że tak długo…

środa, 27 stycznia 2016

Od Ophelii Cd. Izayi

Odwróciłam się na pięcie i zanurkowałam w boczną alejkę. Od małego miałam bzika na punkcie książek. Nic dziwnego, skoro tylko książki nie mogły stworzyć zagrożenia dla mojego zdrowia.... no chyba że horrory...
Właściwie chwilę zajęło mi dotarcie do działu filozoficznego. Za sobą słyszałam kroki, więc doszłam do wniosku, że Izaya cały czas za mną szedł.
- Polecisz jakąś książkę filozoficzną? - zapytałam, opierając się o drabinkę. Mój towarzysz przystanął i postukał się w policzek.
- Książę, Machiavelliego? - podsunął.
- Czytałam. - mruknęłam.
- Konstytucja wolności, Hayka?
Zamrugałam.
- Nie znam. Jak ma na imię? - spytałam, prostując się.
- Friedrich.
Odwróciłam się w stronę drabinki i pociągnęłam ją w lewo, żeby dotrzeć do litery H, po czym wspięłam się szczebelki.
- Tylko uważaj... - Izaya ostrzegł, a ja skinęłam głową, szukając wzrokiem "H.F" jest! sięgnęłam na prawo od drabinki, ale miałam za krótką rękę. Spróbowałam raz jeszcze, ale tylko przejechałam palcami po okładce. Kiedy sięgnęłam po raz trzeci, drabina nagle się poruszyła i przesunęła w prawo, w związku z czym przywarłam do niej całym ciałem.
- Izaya! - rzuciłam mordercze spojrzenie na dół, gdzie chłopak trzymał drabinkę.
- Jak nie można dosięgnąć książki, przesuwa się drabinkę, a nie schodzi się z niej na półkę. - odpowiedział po części rozbawiony, po części poirytowany.
Napełniłam policzki powietrzem i wzięłam książkę do ręki.

Izaya?

Od Izayi Cd. Ophelii

Uśmiechnąłem się lekko na ten widok i schowawszy ręce do kieszeni ruszyłem za Ophelią, która właśnie podskoczyła i zdjęła z półki jakąś książkę.
- Watsonie! Czytałeś "Więcej niż słowa" Pattersona!? - odwróciła się do mnie, machając w powietrzu właśnie tą książką. Co tak nagle w nią wstąpiło..?
- Nie miałem tej przyjemności, Sherlocku. - odpowiedziałem z półuśmiechem, na co ona sapnęła.
- Świetne spojrzenie na zagadnienie komunikacji niewerbalnej. - wręczyła mi książkę, po czym ponownie odwróciła się do półki i zaczęła wertować tytuły.
Przyjrzałem się książce, którą mi podała. Okładka była biała z szarymi paskami na grzbiecie oraz dwiema podającymi sobie ręce marionetkami na przedzie.
- Iiiiiiii to. - na "Więcej niż słowa" wylądowała kolejna bardzo podobnie oprawiona książka: "Wywieranie wpływu na ludzi: Teoria i praktyka" napisana przez jakiegoś Cialdiniego...
- Życie to bajka? - podniosłem wzrok znad opisu drugiej z książek i spojrzałem w stronę Ophelii, która w obu rękach trzymała dość opasłą zieloną książkę z narysowanymi na niej krasnoludkami. Najbardziej jednak interesował mnie błysk w oczach dziewczyny, kiedy czekała na moją odpowiedź.
- Nie czytałem. - przyznałem w końcu, a ona pokiwała głową.
- Dobre do poduszki, uspokaja. - puściła mi oczko, kładąc i tę książkę na małej kupce w moich rękach.

Op? Jakoś tak... kiedy to pisałam wyobraziłam sobie ciebie, ninjo i nie mogłam powstrzymać się przed opisaniem jak to uroczo wyglądało, kiedy Krzych pokazał ci bibliotekę, a ty od razu znalazłaś w niej swoje ulubione tytuły :')...

Od Nathan'a do Isabelle

Po kilkugodzinnym locie samolotem, pozostał nam już jedynie niewielki odcinek do przebycia autobusem. Wciąż nie odzywając się do starszego brata, z nałożoną torbą na plecy, wszedłem do pojazdu. Zająłem miejsce bardziej na tyle i od razu pokierowałem wzrok w stronę okna. Skrzywiłem się kiedy Alexy usiadł obok mnie.
- Nati-chan dalej się focha? - zapytał rozbawiony, tykając palcem mój policzek.
- Zostaw - syknąłem, odsuwając go od siebie.
- Ale agresywne to zwierzątko. - Pokręcił głową, patrząc na mnie.
- Darowałbyś już sobie. I tak dalej będę na ciebie zły - prychnąłem, odwracając się w jego stronę i posyłając mu rozzłoszczone spojrzenie. - A jeśli tak bardzo podoba się tobie zabawa w niańkę to znajdź sobie w końcu dziewczynę i będziesz miał się wtedy kim zajmować.
- Nathan teraz to już przesadziłeś. - Westchnął, a uśmiech zniknął nagle z jego twarzy. - Brat to brat, a dziewczyna to już inna sprawa. Poza tym ja tylko cię odprowadzę... - Przerwał, napotykając znowu moje pełne sprzeciwu oczu. - Dobra, pomogę Ci tylko torby zanieść. Resztę dnia spędza na zwiedzaniu miasta, pasuje?
Kiwnąłem w odpowiedzi twierdząco głową, nie dodając już nic od siebie. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, za co w myślach dziękowałem bratu. To nie tak, że go nie lubiłem. Gdybym nawet miał możliwość, to nie zamieniłbym go na nikogo innego, ale... Czasem bywał naprawdę nadmiernie opiekuńczy i za bardzo interesował się moim sprawami. Potrafiło być to w pewien sposób irytujące.
Po około godzinie byliśmy przy budynku Akademii. Alexy chwycił jedną z moich torb z rzeczami i zaczął iść przodem.
- Jak się tutaj nie zgubisz po jednym dniu to będzie dobrze - odparł w końcu, patrząc na sporą budowlę. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że przyjęli cię bez większego problemu.
- Ma się te skille - powiedziałem, równocześnie pierwszy raz się dzisiaj do niego uśmiechając.
- Pfft, żartowniś się znalazł. - Fioletowo włosy chłopak wywrócił teatralnie oczami. - Gdzie mam Ci to zanieść? - Wskazał ruchem głowy na bagaż.
- Jeśli chcesz się wykazać wyjątkową pomocą to najlepiej do mojego pokoju może?
- Och, naprawdę? Bardziej mi chodziło o to, gdzie on jest... - mruknął cicho pod nosem.
Poprowadziłem go do akademiku. Znałem już mniej więcej rozłożenie sal i pomieszczeń tutaj, między innymi ze strony akademii w internecie.
- Daleko jeszcze? - jęknął Alexy, idąc od kilku minut korytarzem obok mnie. - Ciężkie to masz... Kamienie spakowałeś, czy jak?
- To tylko książki...
Gdy sprawdzałem numery pokoi, które mijamy, usłyszałem nagły huk. Widok mojego brata na ziemi nieco mnie rozbawił, jednak spoważniałem zauważając również jakąś dziewczynę obok. Podszedłem szybko do niej i wysunął w jej stronę rękę, by pomóc jej wstać.
- Wszystko dobrze? - zapytałem z grzeczności.
- A mi to już nie pomożesz, jasne. Zapamiętam to sobie. - Alexy roześmiał się, podnosząc z ziemi. Podszedł do nas, po czym zwrócił się do ciemnowłosej. - Uhm, przepraszam za mają nieuwagę. - Posłał jej lekki uśmiech. - Jestem Alexy, a to mój braciszek Nati-chan - powiedział, czochrając mi włosy, jak to miał w nawyku. - Będzie się z tobą uczył, cieszysz się, prawda?
Bo najważniejsze to pierwsze dobre wrażenie, zwłaszcza z takim bratem u boku...

Isabelle? ;D

Od Ophelii Cd. Izayi

Gdy podeszłam na tyle blisko do wejścia, żeby zobaczyć oszołomionego Izayę, uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
- Mówiłam, że jest niesamowita. - powiedziałam cicho, kiedy do niego podeszłam. Lekko drgnął, kiedy go wyrwałam z tego transu, ale tylko skinął głową.
- Rzeczywiście... nigdy wcześniej nie widziałem tylu książek w jednym miejscu...
- A wiesz, co jest w tym najlepsze? - wyszczerzyłam się, kiedy posłał mi pytające spojrzenie.
- Jest ich tak wiele, że możemy sobie wypożyczyć kilka, a nikt tego nie zauważy. - puściłam mu oczko i w podskokach udałam się w stronę sekcji psychologicznej.

Izaya?

Od Izayi Cd. Ophelii

- Ależ ja przecież nic nie mówię. - zapiałem, a Ophelia wywróciła oczami. Dalej szliśmy w milczeniu, mijając rzędy zamkniętych drzwi. W całym korytarzu czuć było nieprzyjemny zapach farby i stęchlizny, ale co najciekawsze, cały korytarz był pozbawiony okien.
- Bali sie włamania..? - zapytałem, kiedy znowu skręciliśmy. Po lewej stronie były drzwi, a po prawej ściana.
- A bo ja wiem..? - odparła Ophelia i znów zapadła cisza, którą burzyły tylko nasze kroki.
W końcu dotarliśmy do masywnych drewnianych drzwi, które otworzyliśmy razem.
- Czekaj... gdzieś tu był włącznik... - dziewczyna zostawiła mnie w wejściu do otchłani i zaczęła się chrzątać gdzieś po prawej stronie, jak wskazywało na to migotanie białego światła - Aha! - nagle pomieszczenie rozbłysło światłem, a ja musiałem na chwilę przymrużyć oczy żeby mnie nie oślepiło. Kiedy je otworzyłem, opadła mi szczęka.
Półki z książkami pięły się do sufitu i wspinały się na piętro, zakrywając każdy skrawek ściany. Stały też oczywiście na środku pomieszczenia, co jakiś czas w towarzystwie biurek.
Całe pomieszczenie skąpane było w ciepłym świetle starych lamp, jak te w alejkach. Ale najwięcej magii dodawał zapach starych książek.

Ophelia?

Od Izayi Cd. Isabelle

Dziewczyna na dłuższą chwilę zamarła w bezruchu, jak sarna która wyczuła obecność drapieżnika. Zaciekawiony, nie ruszyłem się, czekając na to co zrobi.
W końcu drgnęła i weszła do sali muzycznej, trochę zbyt energicznym krokiem udając się do rogu sali i tam rozpakowując niesioną gitarę. Obserwowałem w ciszy, jak nastraja instrument, widocznie udając że mnie nie ma z pokoju. Z westchnieniem w końcu wyszedłem, wiedząc że chociaż gitara była już nastrojona, ta dziewczyna nie zacznie grać, póki będę tego świadkiem.
Po wyjściu z sali muzycznej ruszyłem w stronę schodów z zamiarem powrotu do domu, ale zanim pokonałem połowę drogi na zewnątrz, zorientowałem się że nie wziąłem ze sobą torby. Było to dość niezwykłe, zważając na fakt że zawsze uważałem na swoje rzeczy.
Musiałem być zmęczony...
Z westchnieniem zawróciłem i ponownie pokonałem drogę do sali muzycznej. Kiedy wszedłem do niej ponownie, owa nieznana mi dziewczyna była w trakcie grania utworu. Co ciekawe, tak bardzo się w to wciągnęła, że nawet nie zauważyła mojego wejścia, ani faktu, że zamiast wyjść, oparłem się o bok fortepianu, słuchając granej przez nią melodii.
Kiedy skończyła i uniosła wzrok na mnie, nagle czar transu prysł i prawie spadła z krzesła.
Powstrzymałem chichot.
- Ładna interpretacja. - pochwaliłem zamiast tego, uśmiechając się półgębkiem.

Isabelle?

wtorek, 26 stycznia 2016

Od Rosemary CD Nikodema

- Rosemary - odpowiedziałam i skłoniłam się lekko ignorując wyciągniętą rękę chłopaka.
Nauczyłam sie już, że wystarczy przedstawić się tylko Rosemary. Ludzie zazwyczali dziwnie reagowali na moje liczne imiona. Zaś co do rąk, to nigdy ich nikomu nie podawałam. Taki niegrzeczny zwyczaj.
- Jesteś tu nowa? - zapytał i cofnął rękę.
- Tak, przyjechałam parę tygodni temu.
- Jesteś w jakimś klubie?
- W jeździeckim.
- To ciekawe - stwierdził - nigdy cię nie widziałem w stajni, ani na treningu.
- Jeszcze nie miałam okazji tam pójść - powiedziałam zgodnie z prawdą - Mam nadzieję, że dzisiaj mi się uda.
Nagle głośno rozbrzmiał dzwonek. Wzdrygnęłam się zaskoczona. Metaliczny dźwięk oznaczający początek lekcji zawsze był dla niej nieprzyjemny. Skłoniła się i grzecznie pożegnała z nowo poznanym chłopakiem.
~Parę godzin później~
Po skończonych lekcjach postanowiłam wreszcie wybrać się do stajni. Przebrałam się w ciepłą bieliznę termoaktywną, szaroczarne bryczesy i gruby, obcisły polar, po czym wzięłam cały swój sprzęt i wyszłam z pokoju. Odziwo wygląd dziewczyny w stroju do jazdy konnej z 120 centymetrowym batem w ręku i kaskiem na głowie nie wzbudził zbyt dużego zainteresowania wśród nielicznych uczniów spacerujących po dworze. Dotarła do stajni. Schludny, wielki budynek zrobił na mnie dobre wrażenie. Boksy były duże, ze świeżą ściółką, a konie przystrzyżone według własnych potrzeb. Nabrałam ochoty, aby wybrać jakiegokolwiek wierzchowca i dosiąść go jak najszybciej. Nie wiedziałam jednak, jakie konie są prywatne, i jak wyglądają tutaj treningi. Wtedy dostrzegłam poznanego rano chłopaka stojącego przy jednym z boksów. Podeszłam do niego...

Nikodem?

Od Isabelle cd. Izayi

Siedziałam na krześle z opartymi na ławce łokciami i bezmyślnie wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Ostatnia lekcja. Nawet nie wiem co pani Stewart gada. Biały śnieg mienił się przyjemnie w świetle zimowego słońca. Była wręcz wymarzona pogoda na zimowy teren, ale cóż… Jeszcze nie były one nawet organizowane. Do tej pory byłam dopiero cztery razy w stajni, w czym dwa po prostu posiedzieć przed boksem Princess of Dark. Kobyłka nie wykazywała żadnych oznak rozluźnienia i gdy ruszyłam chociażby palcem kładła uszy i wycofywała się w najdalszy kąt boksu. Od kilku dni zastanawiałam się jak wypuścić ją na osobny padok, aby z nią zacząć pracować. Westchnęłam i spojrzałam na puste miejsce obok mnie. Chyba raz ktoś próbował tu usiąść, ale ja zdecydowanie zniechęciłam go wszystkimi aspektami. Co chwila zawsze ktoś się zgłaszał. Tylko ja nigdy nie podniosłam ręki wyżej niż blat ławki. Nagle rozbrzmiał dzwonek, a ja pospiesznie włożyłam wszystko do czarnego plecaka i jako pierwsza wyszłam szybkim krokiem z sali. Chciałam dzisiaj potrenować grę na gitarze. Ostatnio kobieta pilnująca akademika zwróciła mi uwagę na hałas, więc postanowiłam pójść do sali muzycznej. Byłam tam chyba raz, zobaczyć jak wygląda. Już po kilkunastu minutach byłam w swoim pokoju i o dziwo uniknęłam wszystkich, których nie lubię, czyli… praktycznie wszystkich. Rzuciłam niedbale plecak w kąt łóżka i sprawdziłam telefon. Tak jak się spodziewałam- nikt się mną nie interesował. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, to z reguły logiczne. Miałam sporo zadana, szczególnie z tej cholernej matematyki… Tak, tak jestem typową humanistką. Przemyłam twarz zimną wodą i usiadłam na łóżku. Nie chciałam iść do tej sali, zawsze mogłam tam kogoś spotkać, ale musiałam potrenować, a skoro tu nie mogę… Westchnęłam lekko. Wzięłam gitarę w futerale, ubrałam się i wyszłam z pokoju, zamknąwszy drzwi. Szłam wolno tak jakbym czekała, aż ktoś kto tam jest wyjdzie. Nie miałam pewności, że faktycznie ktoś się tam znajduje, ale miałam takie przeczucie. Najchętniej usiadłabym na śniegu, gdzieś w lesie, w towarzystwie cichego przyjaciela i grałabym tam. A nie szła do jakiegoś pomieszczenia, gdzie łatwiej spotkać człowieka niż w lesie. Już w głównym budynku szkoły w drodze do muzycznej zdjęłam kurtkę, czapkę i takie tam. Gdy byłam już prawie pod salą usłyszałam, że ktoś gra na pianinie. Zatrzymałam się wpół kroku. Trzeba przyznać komukolwiek kto tam, był, że nie nieźle mu idzie… Stanęłam pod drzwiami i prawie jak wilk na polowaniu bezszelestnie otworzyłam drzwi, ale nie zrobiłam nic więcej. Okazało się, iż za fortepianem siedzi umięśniony chłopak o kruczoczarnych, czyli takich jak ja włosach. Oparłam się o framugę i czekała aż skończy. To nie było w mojej naturze, nie wiem czemu to zrobiłam. Dziwne, że nie uciekłam od razu jak zorientowałam się, że ktoś jest w sali muzycznej. Chłopak skończył utwór i odchylił się do tył, jakby się przeciągał. Nagle odwrócił się, a ja tak jakby zamarłam. Właśnie teraz na nowo włączyła się moja normalna strona i miałam ochotę uciec. Ale nie uciekłam. Nie chcę do jasnej cholery za każdym razem uciekać jak debilka jak ktoś jest w tym samym pomieszczeniu. Wzięłam wdech weszłam dalej i rzuciłam na taborecik w kącie sali. A chłopak siedział i patrzył się na mnie. Unikałam go na każdy możliwy sposób. Chciałam zacząć grać, ale coś mnie zatrzymywało, tak jakoś. Jakbym chciała go wygonić ignorancją. Jednak po kilku nerwowych wdechach wyjęłam gitarę z futerału i zaczęłam ją stroić, czyli nic ciekawego. Ciągle jednak nerwowo zerkałam na czarnowłosego chłopaka, aż w końcu on wyszedł. Uśmiechnęłam się i skupiłam stu procentowo na instrumencie. Po kilku minutach zastanowiłam się co chcę zagrać. Gdy się zdecydowałam rozpoczęłam utwór:


Granie pochłonęło mnie całkowicie, tak jak z reguły. Dlatego też dopiero po zakończeniu zorientowałam się, że chłopak powrócił na swoje miejsce, no prawie. Teraz opierał się o fortepian, a nie siedział na stołku. Przestraszyłam się go tak, że aż prawie krzyknęłam. Szczególnie, że był jedną z pierwszych osób, które słyszały jak gram + widziały. Role się odwróciły. Ja teraz powinnam wyjść „spokojnie” z miejsca w, którym jestem i najlepiej wrócić jakoś kiedyś w nocy. Jak na 1000% nikogo nie będzie…

Izaya? Zapewne spodziewałeś się dialogu XD…

Od Ophelii Cd. Izayi

Zachichotałam, przyspieszając lekko kroku.
- Często wchodzisz do zamkniętej sekcji..? - spytał Izaya, a ja wypuściłam powietrze, obserwując obłoczek pary, jaki uniósł się z moich ust.
- Zwykle jak szukam książek, których nie znalazłam w nowej bibliotece. - stwierdziłam - To niezwykłe, jak tak olbrzymia skarbnica może być kompletnie zapomniana...
Wydał potwierdzający pomruk.
- Ale i tak sam zobaczysz. - popchnęłam drzwi i weszliśmy do głównego budynku akademii.
Po upewnieniu się, że nikt nie znajduje się w zasięgu wzroku i słuchu, poprowadziłam Izayę na prawo, do zamkniętych drzwi prowadzących do zamkniętej sekcji i popchnęłam ich lewe skrzydło. Otworzyło się bezdźwięcznie - tyle że nie całe, a jego rzeźbiony środek.
- Przejście jak w filmach szpiegowskich. - szeptem skomentował Izaya, kiedy znaleźliśmy się w zacienionym korytarzu, a "tajne przejście" zostało zamknięte.
Chwyciłam go za łokieć i pokierowałam w głąb czarnej otchłani, odliczając kroki i szperając w kieszeni. Gdy doliczyłam do pięćdziesięciu, skręciłam ciągną chłopaka za sobą i wyjęłam latarkę, nie zapalając jej jeszcze. Po kolejnych dziesięciu krokach przystanęłam.
- Zamknij oczy. - poinstruowałam cicho.
Izaya prychnął z rozbawieniem, ale po chwili usłyszałam:
- Już.
Włączyłam latarkę, pozwalając ostremu światłu rozlać się na korytarz.
- To było po to żeby cię czasem nie oślepiło. - wytłumaczyłam, mrużąc oczy na widok miny mojego towarzysza - Jeszcze byś mi marudził...

Izaya?

niedziela, 24 stycznia 2016

Od Sky cd Nathaniela

- Spacer..? Czemu nie..- Odparłam.
- Ok. To może najpierw pójdziemy do Alei?- Spytał, wkładając ręce do kieszeni. Powoli zaczęliśmy iść.
- Spoko- Odparłam.
Po drodze, zaczęliśmy rozmawiać. Na początku rozmowa się nie kleiła, ale potem znaleźliśmy wspólny temat.. Wokół nas rosły drzewa, z różowymi liśćmi. wyglądało to..ok. Dodawało klimatu temu miejscu. Skierowaliśmy się w stronę ławeczki, stojące nieopodal.
Rozsiedliśmy się wygodnie.
- Lubisz sport?- Spytałam po chwili. Chłopak chwilę wpatrywał się we mnie, po czym powiedział:
- Lubię.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Ty pewnie nie..?
- Ja? Wiesz...Jak na razie, jedynym sportem który lubię jest piłka nożna..
- To może zagramy? W mieście jest fajne miejsce, a piłkę się załatwi.
- Dobrze.- Wstałam i z niecierpliwością czekałam, aż Nathaniel zrobi to samo. Ten uśmiechnął się pod nosem. On poszedł przodem, a ja trochę za nim.

Nathaniel?

Od Izayi Cd. Ophelii

Uniosłem brwi.
- Ciekawy wybór. - skwitowałem, po czym posłałem jej wiedzący uśmieszek - Socjotechnika?
Rozłożyła ramiona na boki ze zbolałą miną.
- Masz mnie. - po czym posłała mi oczko - Ale nie tylko ja gustuję w tych rzeczach.
Miała rację.
- To co z tą starą biblioteką?
Zakryła usta dłonią, pewnie żeby ukryć uśmiech.
- W sumie, jeśli teraz ruszymy w stronę głównego budynku, to powinniśmy na nikogo nie wpaść jak do niego wejdziemy. - stwierdziła.
Ruszyliśmy spowrotem w stronę wejścia do biblioteki. Gdy byliśmy juz prawie przy nim, oboje założyliśmy swoje płaszcze.
Na zewnątrz było już ciemno, jedyne światło rzucały na świeży śnieg stare akademickie lampy. W ich blasku śnieg naprawdę pięknie się skrzył, a wielkie opadające płatki dodawały jeszcze magii scenerii.
- To chcesz iść do tej strefy, czy nie? - Ophelia wyrwała mnie z zamyślenia. W jej głosie bylo wyraźnie słychać rozbawienie.
- Tak, tak. - natychmiast skupiłem się na marszu.

Opuś? Maybe..?

Od Rena Cd. Alany

Zatrzymałem się gwałtownie. Czy ja na poważnie zostałem skazany na aż tak piekielne i straszne tortury? Ja pierd**ę. Nie wytrzymam z tym irytującym babsztylem. Nie odpowiadając na jej pożegnanie odwróciłem się napięcie i ruszyłem w kierunku mojego pokoju. Kiedy tylko dotarłem, do mojej jakże zacnej „dziury”, podszedłem do terrarium z moim wężem. Z szafki niżej wyjąłem mysz, oczywiście nie tak od razu. Najpierw trzeba było wykonać skomplikowaną operację, a mianowicie, trzeba było; otworzyć wieko od mini terrarium, gdzie je mniej więcej hodowałem, po czym złapać jednego z panikujących gryzoni. Po złapaniu szarpiącego się gryzonia, który widocznie próbował mnie ugryźć wsadziłem go do terrarium, gdzie znajdował się mój domowy drapieżnik. Po tej czynności zacząłem obserwować wszystko co się tam dzieje z dziwnym uśmieszkiem na ustach. Kiedy tylko kły zatopiły się w ciele myszy, tym samym ją uśmiercając i powodując wyciek szkarłatnej krwi, prychnąłem pogardliwie. Odsunąłem się od średniego rozmiaru królestwa węża i osunąłem się na łóżko. Począłem zastanawiać się po jaką cholerę ten babsztyl przyszedł wtedy do sali muzycznej, a ja sam byłem dla niej stosunkowo neutralny. Nie powinienem taki być. Ba! Nie chcę! Po chwili doszedłem do wniosku iż musiał to być mój zwykły kaprys. I tyle. Prychnąłem lekceważąco na samą myśl o dziewczynie. I pomyśleć, że ja muszę z nią współpracować. Cho.lera jasna. Jeszcze w schronisku… W sumie.. Nie będzie, aż tak źle. Zwierzęta mnie przeważnie lubią, tak więc nie będzie raczej jakiegoś większego problemu. Mam nadzieję , iż coś się stanie sierotce Alance… Byłoby zabawnie. Na samą myśl uśmiechnąłem się złowieszczo, jednak ten uśmiech szybko zszedł, gdyż zorientowałem się, że będzie tam masa innych osób. Trzeba będzie troszeczkę się zabawić w „miłego i grzecznego chłopca”. No cóż… Czasem tak bywa. Po chwili zdałem sobie sprawę, że jutrzejszego dnia ma być dość ważny sprawdzian z języka angielskiego, tak więc wstałam niespiesznie, po czym zabrałam się do dość krótkiej nauki, gdyż trwała jedynie pół godziny. Nie musiałem się zbytnio długo uczyć, ponieważ wszystko mi wchodzi niemal za pierwszym razem. Przeciągnąłem się leniwie, rzuciłem książki oraz długopis w kąt biurka, a potem postanowiłem, by pójść spać.
*Następny dzień*
Szkoła to wymysł szatana. A ta, to jego szczególne dzieło zaraz po chemii. Dzisiaj nie mogłem pójść na zajęcia SKS, gdyż musiałem odbyć mą karę wraz z dziwną waćpanną. Wolnym krokiem ruszyłem w kierunku głównego wyjścia, jednak po chwili poczułem jak ktoś wpada na mnie od tyłu. Spojrzałem przez ramię, by poznać twarz niezdarnej osoby. Kto mógłby to być, jak nie dziewoja Alana, która znając życie ponownie bujała w obłokach i ponownie na mnie wpadła.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy..? – Powiedziałem dość chłodnym tonem, jednocześnie unosząc brew.
Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie zmierzyła mnie zirytowanym wzrokiem. Wyminęła mnie i żwawym krokiem ruszyła przed siebie. Olałem to, nie obchodziło mnie jej dziecinne zachowanie, więc ruszyłem tym samym tempem, w tym samym kierunku. Kiedy tylko wyszedłem na zewnątrz spostrzegłem, że przed szkołą stał jakiś facet, który trzymał na smyczach 5 psów. Trzy dalmatyńczyki, Owczarka Niemieckiego i.. Bernardyna…? Zamrugałem parę razy oczami zaskoczony tym widokiem. Wokół owego mężczyzny zebrała się całkiem spora grupka gapiów, a sam nieznajomy co chwila patrzył się na zegarek. Wzruszyłem ramionami i już chciałem się wycofać, kiedy nagle nieznajomy krzyknął:
- Ej Ty!
Po tych dwóch słowach podbiegł do mnie, a psy razem z nim. Bernardyn zaczął ciężko sapać, kiedy do mnie dotarł, co z lekka mnie obrzydziło.
- Ren Cauther? – Spytał mężczyzna.
- Możliwe. – Odparłem nieufnie, mierząc nieznajomego badawczym wzrokiem.
Był on dosyć wysoki, jednak i tak go przewyższałem o parę centymetrów. Jego brązowe włosy masowo wychodziły spod kaptura kurtki. Wyglądał on na dosyć pozytywną osobę...
- Ah, to więc Ty masz pomagać w schronisku! – Nieznajomy rozpromienił się na twarzy. – Tak przy okazji jestem Peter Adamson. Będę mówił wam… A właśnie. Gdzie ta druga osoba? – Peter zaczął rozglądać się wokoło.
Po chwili doszła i druga osoba. Była nią nie kto inny, jak dziwna waćpanna. Wywróciłem oczami w geście pogardy, po czym odwróciłem wzrok.
- Już jestem. – Powiedziała tylko.
- Wspaniale! To chodźmy, zanim Florence się wkurzy… - Odpowiedział Peter, mocniej zaciskając palce na smyczach.
- Kim jest Florence? – Spytała niepewnie Alana.
- Oh. To tak jakby.. nasza szefowa. Dyrektora placówki. – Wyjaśnił pospiesznie mężczyzna. – A właśnie Ty jesteś Alana Benvood..?
Dziewczyna jedynie pokiwała głową na potwierdzenie swojej tożsamości. Ja nie reagowałem patrzyłem teraz na leżącego dalmatyńczyka, który natomiast przyglądał się mi.
- No to… chodźmy już. – Pospieszył nas Peter.
Pokiwaliśmy głowami, po czym zaczęliśmy podążać za mężczyzną. Jakoś tak w połowie drogi, czarnowłosa odezwała się:

Alana? I’m back! ;D

sobota, 23 stycznia 2016

Od Ophelii Cd. Izayi

- A może sam zgadniesz? - odparłam, splatając ręce za sobą.
Izaya uśmiechnął się lekko.
- Coś dużo ostatnio zgadujemy. - zauważył.
- Boisz się że już ci się zwoje przegrzały i nie dasz rady, Watsonie? - ja również się uśmiechnęłam, ale prowokująco.
- Chciałabyś, Sherlocku. - zaśmiał się - Może jednak łaskawie oświecisz mnie jakąś wskazówką zanim zacznę się zastanawiać?
Wzruszyłam ramionami.
- Raczej nie interesują mnie książki typowo dziewczęce. - stwierdziłam - Wyrosłam z nich... czekaj, nigdy ich nie czytałam.
- Science-Fiction?
Posłałam mu spojrzenie typu "serio?".
Podniósł dłonie w żartobliwym geście poddania.
- Tylko mnie nie zabij za pomyłkę. - zaśmiał się - Tak na serio, to stawiam na książki psychologiczne, filozoficzne lub kryminały.
Uniosłam brew. Niezły był.
- Skąd ten pomysł? - zapytałam, dalej grając swoją rolę.
- Zdajesz się znać na ludziach. - wzruszył ramionami.
"Zdaję się"?
Westchnęłam.
E, nie ważne.
- Czytasz to samo, nie? - odparłam, jednocześnie potwierdzając jego słowa, ale też nie dając mu jednoznacznej odpowiedzi.
- Oczywiście. - Izaya odpowiedział tonem, jakim się stwierdza fakt - Ulubiony autor?
Oparłam się jedną ręką o stół.
- Znajdzie się kilku. - odparłam, po czym wywróciłam oczami na jego intensywne spojrzenie - Nietzsche, Hadnagy, Hartley i Karinch...

Izaya~? Ah, Watsonie... (oczekuję w przyszłości ładnej muzyczki :v)

Od Ophelii Cd. Nathaniela

Oh... i jak tu teraz odpowiedzieć..?
- Wybacz. - mruknęłam.
Machnął ręką.
- Nie ty ją zabiłaś.
- Ale naciskałam żebyś mi to powiedział. - odwróciłam wzrok - pewnie teraz wróciły ci złe wspomnienia.

Nathaniel? Serio :v na to nie mam pomysłu jak przeprowadzić tę rozmowę :v

Od Ophelii Cd. Natalii

Po angielskim wyszłam z sali, stwierdzając że się przejdę przed drugim. W końcu jak się ma trzy lekcje pod rząd z vice-dyrektorem Elevem, można zbaranieć...
Z westchnieniem skręciłam w boczny korytarz, ale natychmiast tego pożałowałam bo się z czymś, a raczej z kimś, zderzyłam. Sama utrzymałam się na nogach, ale ta druga osoba spadła na tyłek.
- Uh... sorry. - spojrzałam w dół i podałam Natalii rękę. Ta ją zignorowała i podniosła się samodzielnie. Wtedy też zobaczyłam że w jednej ręce trzymała otwartą książkę, a w drugiej plan lekcji.
Westchnęłam.
Czyli to nie do końca była tylko moja wina...
- Patrz gdzie leziesz. - burknęła, posyłając mi zirytowane spojrzenie, ale niemalże natychmiast ponownie zerknęła na książkę.
Wywróciłam oczami.
- Kto to mówi? - posłałam jej prowokujący uśmieszek.

Natalia~?

Od Nathaniela cd Ophelii

-No dobra ale ty pytaj bo ja mam pustkę- zaśmiałem się
-Ile masz lat?-spytała
-18 a ty?- odparłem
-Też 18. No to dalej...Jak się dowiedziałeś o szkole?
-Normalnie. W necie wygrzebałem
-Masz kogoś? Wiesz...w sensie że rodzinę...
-Nie...ja...Ja jestem sierotą- powiedziałem ciszej a cały entuzjazm znikł
-Ej wszystko dobrze?-usłyszałem ciche pytanie Op
-Powiedzmy...Tylko zamiast na obserwacji powinienem leżeć na oddziale psychiatrycznym- stwierdziłem
-Czemu?-zdziwiła się dziewczyna
-Ponieważ po ojcu mogę mieć skłonności psychopatyczne- burknąłem
-Mogę wiedzieć czemu?-spytała ostrożnie Ophelia
-Bo ojciec zadźgał matkę na moich oczach?- mruknąłem

Op?

Od Izayi

Minęły dwa dni odkąd Ophelia oprowadziła mnie po całej szkole (z wyjątkiem "zachodniej" części piętra), a ja nadal nie byłem w sali muzycznej. Postanowiłem to zmienić i zobaczyć to drugie piętro. Wszedłem więc na nie po lekcjach i zajrzałem za wszystkie drzwi w korytarzu, zatrzymując się na sali muzycznej.
W jej rogu stał piękny czarny fortepian wraz z perkusją gitarą i... harfą..? niezłe fundusze musiała mieć ta szkoła...
Podszedłem do fortepianu i przesunąłem dłonią po jego błyszczącej klapie. Tuż nad klawiszami widniał napis "Yamaha". Aż żal byłoby nie pograć.
Usiadłem na ławie i zacząłem grać.


Gdy zakończyłem utwór, z zadowoleniem odchyliłem się do tyłu na ławie. Cudowny instrument, tak gładko się na nim grało...
Niemalże w tym samym momencie poczułem jednak że ktoś mi się przygląda. Odwróciłem się więc i moim oczom ukazała się głowa jakiejś dziewczyny, wyglądającą przez drzwi.

Drogie dziewczę~?

Od Izayi Cd. Ophelii

Małą, to bym tej biblioteki nie nazwał...
Z każdej strony otaczały nas półki uginające się pod książkami. Całe pomieszczenie było ciemne, co dodawało tajemniczości...
Ophelia ruszyła wzdłuż głównej alei, omijając pas stołów umiejscowionych w jej centrum. To z nich pochodziło większość światła w całej bibliotece i skupiała się na środku, okrywając resztę pomieszczenia półmrokiem.
Szybko dogoniłem swoją przewodniczkę i pilnie słuchałem gdzie można znaleźć jakie rodzaje książek.
- Widzę że lubisz czytać. - stwierdziłem, kiedy Ophelia skończyła swój wywód, a ona posłała mi z lekka rozbawione spojrzenie.
- Brawo Watsonie. - puściła mi oczko.
Uniosłem brew.
- A niby kto jest Sherlockiem? - zapytałem, na co się wyszczerzyła.
- A jak myślisz?
- Narcyz. - odparowałem.
- Zazdrośnik. - zapiała.
Wypuściłem powietrze.
- A... jakie książki zwykle czytasz? - zmieniłem temat.

Op? Sherlocku ty mój~

piątek, 22 stycznia 2016

Od Ophelii Cd. Izayi

Wywróciłam oczami.
- Jakiś ty uczynny. - stwierdziłam, gdy ruszyliśmy do wyjścia.
- Do usług. - Izaya skłonił się żartobliwie, otwierając drzwi.
Na zewnątrz delikatnie prószył śnieg, pięknie skrząc się w świetle zachodzącego słońca. Dlaczego Xavier nie lubił śniegu..? Przecież był taki śliczny.
- Dlaczego są dwie biblioteki? - po dłuższej chwili mój towarzysz mnie zagaił.
- Starą zamknęli z całym zachodnim skrzydłem, sześć lat temu. - powiedziałam - Najpierw chodziło o remont i wykorzystanie nowego budynku, ale w końcu wyszło na to że został taki układ. Potem do szkoły nie dostawało się więcej uczniów niż teraz i wyszło na to że zamknęli tę część głównego budynku na dobre. - wytłumaczyłam - A szkoda, bo stara biblioteka jest wspaniała.
- Skąd to wiesz? - chłopak zapytał od niechcenia.
- A skąd mogę to wiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem - byłam tam.
- Może źle łączę fakty... ale czy czasem wchodzenie do zamkniętej sekcji nie jest zakazane..?
Posłałam mu długie spojrzenie, dzięki czemu zobaczyłam jak posyła mi irytujący uśmieszek.
- No co ty. - machnęłam ręką.
- No to ja. - wywróciłam oczami na tę dziwną odpowiedź i skręciłam w uliczkę prowadzącą bezpośrednio do nowej biblioteki.
- Jeśli martwi cię że nas przyłapią, to bezpodstawnie. Nikt tam nie chadza, nawet dyrekcja. A jakby ktoś jednak tam był, to jest gdzie się ukryć, a słowne wymiganie się od kłopotów nie jest niemożliwe. - wzruszyłam ramionami i popchnęłam postarzane drzwi - A teraz podziwiaj naszą piękną, małą bibliotekę.

Izaya?

sobota, 16 stycznia 2016

Od Touki cd Felix'a

Poszłam do swojego pokoju i przez dłuższy czas się zastanawiałam co zrobić z swoim życiem... Po kilku minutach wzięłam się za naukę. Nie wiem dlaczego... Po prostu mnie naszła taka ochota. Poszłam spać grubo po 23...

~ Następnego dnia~

Na szczęście obudziłam się w samą porę. Co prawda wyglądałam jak chodzące zombie, ale starałam się jakoś ogarnąć tak, bym normalnie wyglądać. Spóźniłam się na część pierwszej lekcji. Cóż... Zdarza się każdemu. Po pierwszej lekcji poszłam z koleżankami trochę pobłąkać się po szkole. Nagle zobaczyłam Felix'a. Samotnie siedział na ławce.
- Zaraz do was dołączę.- powiedziałam i podeszłam do swojego kolegi. Usiadłam koło niego.
- Hej.- powiedziałam.
- Siema.-odpowiedział obojętnie.
- Wybacz za wczoraj...- spuściłam głowę.-Masz jakieś plany na weekend? Wtedy mam więcej wolnego czasu i możemy więcej pogadać.- uśmiechnęłam się delikatnie. Muszę przyznać, że Felix był przystojny...
~Co z tobą nie tak...?~ pomyślałam i od razu na mojej twarzy zagościł rumieniec.


Felix?

piątek, 15 stycznia 2016

Od Izayi Cd. Ophelii

Powiedziała to tak naturalnie, że prawie jej uwierzyłem. Prawie.
Głównie zastanawiało mnie jednak, czy naprawdę tak łatwo było mnie odczytać, czy też może ta dziewczyna była prawdziwym Sherlockiem Holmesem.
A do tego tak dobrą aktorką.
- Masz zamiar wypić tę kawę, czy pozwolisz żeby kompletnie wystygła? - unosząc brwi wyrwała mnie z zamyślenia.
Bez słowa chwyciłem filiżankę.
- Co jeszcze zostało nam do obejrzenia..? - zmieniłem temat, rzucając jej spojrzenie znad krawędzi naczynia.
Postukała się palcem w policzek.
- Jest jeszcze biblioteka... I zamknięta sekcja, o ile chcesz iść do tej drugiej. - odparła.
Skinąłem głową. Nie mogę zaprzeczyć, że tą zamkniętą sekcją mnie zainteresowała.
- Ok. - dopiła swoją herbatę i zaczekała aż dokończyłem kawę, po czym wstała i ruszyła do lady, a ja za nią
- Rachunek na mnie. - powiedziałem, kiedy Beatrix do nas podeszła.
- Nie musisz. - mruknęła Ophelia, sięgając do kieszeni, na co się uśmiechnąłem.
- Ale chcę. - odparłem i położyłem pieniądze na ladzie - Jak chcesz, potraktuj to jako rekompensatę za celowe pogarszanie twojego humoru.

Op?

Od Ophelii Cd. Izayi

- Czyli z obu powodów. - skwitowałam, oddając się smakowi swojego Earl Greya. Skąd Beatrix wiedziała ile leję mleka..? Tego nigdy z niej nie wyciągnę.
- Mistrzyni dedukcji w akcji? - zaśmiał się Izaya, bawiąc się swoją filiżanką - Skąd ta pewność?
- To dość proste. - odstawiłam herbatę na spodek - Kiedy podszedłeś dziś rano do Xaviera i do mnie, twoja postawa wręcz krzyczała, że nie masz ochoty nawiązywać kontaktu z kimkolwiek. Widziałam cię też dziś kilka razy na korytarzu, zawsze w oddaleniu od innych i obserwującego otoczenie. Teraz, odkąd usiedliśmy, niemal non-stop rozglądasz się na boki. To wszystko pozwala mi stwierdzić że jesteś zacofanym społecznie obserwatorem.
Posłał mi spojrzenie wyzute z emocji, na co zachichotałam.
- Żartuję, strzeliłam. - i puściłam mu oczko, zanim ponownie podniosłam filiżankę.

I-za-ya~? masz ten swój powód do zaintrygowania :v

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Od Izayi Cd. Ophelii

- A skąd ty wiesz takie rzeczy? Nie ma pierścionka. - zauważyłem z lekkim rozbawieniem.
- Jak pewnie zdążyłeś zauważyć, nie jestem tu po raz pierwszy. - odpowiedziała, krzyżując ręce na piersi - W lipcu Beatrix chwaliła się wszystkim pierścionkiem. Potem go trochę nosiła, ale w obawie że się zgubi, zaczęła go zdejmować w pracy. Jeśli się dobrze przyjrzysz, zobaczysz nieopaloną obrączkę na jej serdecznym palcu. - puściła mi oczko.
Rzeczywiście. Gdy Beatrix przyniosła nasze zamówienie, zauważyłem to, o czym mówiła Ophelia. i pomyśleć że uważam się za dobrego obserwatora... Właściwie niezwykłej było nie tylko to, ale i też fakt, że stolik przy którym siedzieliśmy nie był zbyt widoczny, ale było z niego widać prawie całą salę i część dróżki okrążającej kawiarnię.
- Wybrałaś ten stolik przez przypadek? - zapytałem, zaintrygowany.
- A co jeśli nie..? - odpowiedziała z uśmiechem.
- Wtedy bym pogratulował wyboru. - odparłem, zanim upiłem łyk swojej kawy - Dobra. - pochwaliłem.
- Dziękuję i owszem. - z zadowolonym uśmiechem zabrała się za swój napój, kompletnie ignorując postawioną na stole cukierniczkę - Ale dlaczego miałby być dobry? - spojrzała na mnie znad filiżanki.
- Co?
- Wybór stolika. Podoba ci się bo nas nie widać, czy dlatego że to dobry punkt obserwatorski? - wytłumaczyła.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Pozostawię to twoim domysłom.

Opuś?

Od Ophelii Cd. Izayi

- Um, szczerze to jak skończymy chciałabym sie zdrzemnąć, więc nie sądzę żeby kawa była dobrym pomysłem... - odparłam z przepraszającym uśmiechem.
- Ciasto?
- Nie lubię.
- To może herbata..?
Westchnęłam.
- To już bardziej.
Weszliśmy do kawiarni, gdzie poprowadziłam Izayę do stolika umiejscowionego w najgłębszym rogu kawiarni. Z zewnątrz nie był zbyt widoczny, ale jednocześnie z niego widać było najwięcej w porównaniu do innych stolików. Przyznam bez bicia, był to mój ulubiony stolik.
Niewiele po tym, gdy usadowiliśmy się na miejscach, podeszła do nas lekko opalona kelnerka. Na tabliczce widniało imię Beatrix. Jeśli dobrze pamiętam, była dwa lata starsza od Xaviera...
- Co zawsze? - zapytała najpierw mnie, na co z uśmiechem skinęłam głową. Po tym odwróciła się do Izayi - A dla ciebie?
- Czarna kawa. - odpowiedział z iście szarmanckim uśmiechem, na co kelnerka zarumieniła się i pomknęła do lady. Podrywacz się znalazł.
Gdy Izaya przeniósł na mnie spojrzenie, uniosłam brew. Serio?
Uśmiechnął się półgębkiem.
- Zazdrosna?
Posłałam mu pobłażliwy uśmiech.
- Mhmm, oczywiście szarmancie. Startuj do kogo chcesz. Tylko się potem nie zawiedź, kiedy się dowiesz że jest zaręczona.

Izaya?

Od Izayi Cd. Ophelii

- Nie byłem i nie sądzę żebym się tam udawał w najbliższym czasie. - odparłem z uśmiechem, na co Ophelia posłała mi zdziwione spojrzenie.
- Niby czemu? - zapytała.
- Mieszkam z siostrami w mieście. - odparłem.
- Aha, a przeszkadza ci to? - spytała od niechcenia.
- Nie, czemu miałoby-
- Ha! Mówiłam że je kochasz!
Uniosłem brew, tłumiąc irytację.
- Mhmm, a ty bardzo dobrze dogadujesz się z przewodniczącym.
- Wcale nie. - burknęła, odwracając wzrok, na co się wyszczerzyłem. Bingo.
- Wcale tak. - zachichotałem, kiedy posłała mi mordercze spojrzenie - Kawa?
Zamrugała, zbita z tropu.
- Huh?
- Pytałem czy masz ochotę na kawę. - wskazałem na kawiarnię, która w związku z tym, że cały ten czas szliśmy, była teraz kilka metrów przed nami.

Opuś XD? Nie ma problema ^^

Od Ophelii Cd. Izayi

- Tam jest kawiarnia. - zmieniłam temat, widząc że na niewiele zda się dręczenie nowopoznanego chłopaka. Szczególnie iż było możliwe, że a nuż by się na mnie fochnął i musiałabym tłumaczyć się Xavierowi, jak i dlaczego zdobyłam nowego wroga.
- Na terenie szkoły? A podobno kawa jest niezdrowa. - gładko skomentował Izaya.
- Jak to mówisz takim tonem, nie mam pojęcia czy to na serio, czy z sarkazmem. - mruknęłam - Herbatę też można wypić. I zjeść jakieś ciasto, jak się ma ochotę. - wzruszyłam ramionami - Do akademika idzie się tą ścieżką. Podejrzewam jednak że już tam byłeś, bo każdego prowadzą tam jeszcze zanim zamelduje się w sekretariacie.

Izaya? Pomysłów brak :/

Od Izayi Cd. Ophelii

- Rozumiem. - westchnąłem, na co sarknęła.
- Wątpię.
Rzuciłem jej długie spojrzenie.
- Zdziwiłabyś się, ale wiem jak to jest. - posłała mi zaintrygowane spojrzenie - Moi rodzice też pracują w Stanach. Ostatni raz widziałem matkę przez Skype'a dwa tygodnie temu, ale to przez to że miałem zmienić szkołę. Osobiście nie spotkałem rodziców odkąd przywieźli do mnie moje młodsze siostry.
- Masz siostry? - dziewczyna wyraźnie sie ożywiła.
Skrzywiłem się.
- Dwa istne demony. - odparłem - Kururi i Mairu, bliźniaczki. Z twarzy dwie krople wody, ale charaktery mają tak różne i tak pokręcone, że zwariować można.
Ophelia zachichotała.
- A i tak je kochasz. - skwitowała, na co posłałem jej spojrzenie, jakim się patrzy na prawdziwych idiotów.
- Nie żartuj.
- Uśmiechnąłeś się. - wytknęła mi - Lekko bo lekko, ale widziałam!
- Przywidziało ci się.
Posłała mi znaczący uśmiech.
- Mhmm. - zatrzymała się w pół kroku - O.

Op? Cóż się stało?

Od Ophelii Cd. Izayi

Przez chwilę milczałam.
- Byłam zła na Xaviera. - skręciliśmy w boczną uliczkę
- Można wiedzieć dlaczego? - drążył Izaya.
- Jest zbyt nadopiekuńczy. - westchnęłam - Najpierw uważał że nie powinnam dzisiaj była iść do szkoły i że zamiast tego powinnam byla odpocząć jeszcze jeden dzień po chorobie, a kiedy go udobruchałam, podstępem zmusił mnie żebym obiecała mu bardziej udzielać sie społecznie.
- A, czyli o tę obietnicę pytać nie muszę. - skwitował brunet.
Odwróciłam wzrok.
- Mhmm. - przystanęliśmy, gdy po naszej prawej stronie ukazał sie dość obszerny, półkolisty budynek - To audytorium. Odbywają się w nim niektóre lekcje i uniwersyteckie wykłady z projektu zajęć wyższych dla bardzo uzdolnionych uczniów. Zwykle ciągają na nie trzecie i czwarte klasy, chociaż zdarzają się też przypadki że wraz z nimi zapraszani są pojedynczy uczniowie z młodszych klas...
- Często się to odbywa? - zaciekawił się Izaya.
- Raz na miesiąc lub dwa. - odparłam i ruszyłam dalej.
- Naprawdę jesteś tym "szkolnym przewodnikiem"? - mój towarzysz zmienił temat, cały czas idąc krok za mną.
- Taaak, podobno znam szkołę najbardziej szczegółowo. Zresztą nic dziwnego, bo nie wracam na wakacje i ferie do rodziny. Muszę wtedy coś robić. - odpowiedziałam z rezygnacją.
- Dlaczego?
- Rodzice pracują w Stanach, nie mają dla mnie dużo czasu, a sama nie bawiłabym się dobrze ich wielkiej, pustej posiadłości... - mruknęłam.

Izaya :v? Nwm, jakoś tak na chwilę straciłam wenę.

niedziela, 10 stycznia 2016

Od Izayi Cd. Ophelii

- Chodzi ci może o bójkę między dwoma dryblasami z SKSu? - zapytałem, na co ze zbolałą miną skinęła głową - Nie mieli zbyt ciekawych technik. - pocieszyłem ją.
Popchnęła odrzwia drzwi wejściowych i wyszła na dwór.
- Biblioteka będzie naszą wisienką na torcie. - wyjaśniła, ruszając w dół ośnieżonej alejki, a ja grzecznie podążyłem za nią.
- Nie zimno ci? - spytałem, widząc że ma na sobie stosunkowo cienką kurtkę, szczególnie cienką, jeśli porównać ją do mojego płaszcza.
- A tobie nie za ciepło? - odpowiedziała pytaniem, chowając ręce do kieszeni - Są materiały, które nawet jak się je cienko skroi, trzymają ciepło. - wyjaśniła.
U mnie to nie bardzo działało.
- A tak właściwie dlaczego rano miałaś taki zły humor? - zapytałem po dłuższej chwili.

Op?

Od Ophelii Cd. Nathaniela

- Wystarczyłoby, żebyś się sturlał z łóżka. - poinstruowałam, dopasowując się do tego bezsensownego dialogu.
Właściwie o czym my rozmawialiśmy..?
- A po co miałbym to robić? Jeszcze bym się zabił. - odparł Nathaniel, a ja posłałam mu złośliwy uśmieszek.
- Gratuluję spostrzegawczości. - powiedziałam, w myślach stwierdzając że wystarczy już tego bullshitu - To może, dla odmiany, zagramy w jakąś grę?
- Jaką? - chłopak przekrzywił głowę na bok, jak zaciekawiony szczeniaczek.
Uśmiechnęłam się słodko.
- Dwadzieścia pytań. - podsunęłam.

Nathaniel..?

Od Ophelii Cd. Izayi

- To od czego zaczynasz lekcje? - zapytałam.
- Matematyki.
- Wiesz w której sali?
- Wiem.
- Kończysz o-? - zmrużyłam oczy, widząc że Izayę najwyraźniej ten wywiad bawi.
- Trzeciej.
- Kwadrans po trzeciej przed sekretariatem. - oznajmiłam i odwróciłam się na pięcie, ruszając na angielski.
Lekcje mijały mi tego dnia w iście ślimaczym tempie. Nie pomagał mi też fakt, że Xav na dwóch przerwach zażądał mojej pomocy (jak niby miałabym mu odmówić...?) i przez to przegapiłam bójkę i zmieszanie Chloe z ziemią. Jakimś plusem był fakt, że spotkania klubu szachowego miały się zacząć dopiero od poniedziałku, więc miałam wolne. Chociaż chętnie bym z kimś pograła, żeby się tak nie nudzić...
Kiedy zadzwonił dzwonek z westchnieniem podniosłam się z krzesła i zebrałam książki z ławki. Odniosłam je do swojej szafki i udałam się na umówione miejsce spotkania, po drodze zaglądając do pokoju samorządu żeby pożegnać Xaviera, Taigę i Michaela.
Gdy dotarłam do sekretariatu, okazało się że nie tylko ja jestem punktualna na pięć minut przed.
- Już z lepszym humorem? - Izaya powitał mnie z iście radosnym uśmiechem.
- Niezbyt. Przegapiłam widowisko, bo musiałam pomóc kuzynkowi.

Izaya~?

Od Nathaniela cd Ophelii

-No wiesz...Teraz jak już wiesz to jest jeszcze lepiej- wybuchnąłem śmiechem
-Spadaj- warknęła
-Dobra- powiedziałam i usiadłem na podłodze
-Miałeś spaść nie usiąść- mruknęła
-Nie umiem spadać- stwierdziłem

Ophelia?

Od Ophelii Cd. Nathaniela

Wywróciłam oczami.
- Mało kto nazwałby to szczęściem. - skwitowałam - A teraz wybacz, o wielmożny panie szczeniaku, ale próbuję zasnąć.
- O tej godzinie? - Nathaniel nie dawał za wygraną.
- A żebyś wiedział. - odburknęłam - Zamknij się w końcu.
- Ale gdzie mam się zamknąć?
Zamknęłam oczy, wypuszczając cicho powietrze.
- W swoim własnym wyimaginowanym świecie. - odparłam.
- A jak takiego nie mam?
- To udaj że masz.
Przez chwilę panowała cisza.
- Ale dlaczego mam udawać że mam czego nie mam? - nie wytrzymał nawet czterech sekund.
Odwróciłam się w jego stronę i posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Ty to robisz specjalnie, cholero jedna. - mruknęłam, widząc rozbawienie na jego twarzy.

Nathaniel :v?

Od Izayi Cd. Ophelii

- Jak ci to sprawi duży problem, nie musisz. - wzruszyłem ramionami.
Ophelia posłała mi iście mordercze spojrzenie, na które z rozbawieniem uniosłem ręce w geście kapitulacji.
- Zły humor? - zapytałem, kiedy, pokazawszy mi gestem, że mam za nią iść, Ophelia ruszyła w dół korytarza.
- Skąd ten pomysł? - mruknęła sarkastycznie.
- A, takie domysły obserwatora-amatora. - odparłem z rozbawieniem.
Sarknęła.
- Gratuluję zmysłu obserwacji. - zatrzymaliśmy się przed głównym wejściem (wewnątrz budynku, oczywiście), gdzie Ophelia wskazała palcem na oszkloną gablotę - Tu jest gablota z planem lekcji i zastępstwami. Wieszają tu też informacje o konkursach, projektach i zawodach. Po co są te drzwi - wskazała za siebie na główne drzwi prowadzące do budynku - nie będę ci tłumaczyć. Tam - wskazała na prawo na nieoświetlony korytarz - jest sekcja zamknięta. Jest tam osiemnaście nieużywanych sal dydaktycznych i stara biblioteka, w której o dziwo nadal są książki.
Wywróciła oczami, widząc ciekawość w moich oczach.
- Po lekcjach. - obiecała i ruszyła w stronę korytarza, ktorym przed chwilą szliśmy - Sale od 1 do 8 są od przedmiotów ścisłych, 9 i 10 to infirmeria, wchodzi się dziewiątką, 11 to sekretariat, połączony z gabinetem dyrektorki i pokojem nauczycielskim, 12 do 19 to sale językowe. 20 to pokój samorządu szkolnego, na górze jest sala muzyczna i stołówka... - przystanęła i odwróciła się w moją stronę - To by było na tyle.

Op?

Od Ophelii Cd. Izayi

Xav westchnął i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Nie. - syknęłam w odpowiedzi na niezadane pytanie.
- Nie zapominaj o obietnicy. - szepnął mój kuzynek uśmiechając się półgębkiem na co zgrzytnęłam zębami i skinęłam głową - Co prawda jestem przewodniczącym samorządu, ale nie odpowiadam za oprowadzanie nowych uczniów po szkole, w związku z czym mogę nie być zbyt ciekawym przewodnikiem. Natomiast moja kuzynka - tu położył mi dłoń ramieniu - wyrobiła sobie sławę szkolnego przewodnika, oprowadzając po niej naprawdę dużo nowych.
- Bo oczywiście nie mam niczego innego do roboty. - odparowałam, ale mnie zignorował.
- Zostawię cię więc pod jej opieką. - Xav dokończył, jakby nigdy nic i tanecznym (moim zdaniem) krokiem oddalił się w stronę pokoju samorządu.
Westchnęłam, patrząc na Izayę.
- Ophelia Murphy. - przedstawiłam się, podając mu rękę, którą z uśmiechem uścisnął - Całą szkołę pokażę ci po lekcjach, ale mogę cię teraz oprowadzić po głównym budynku, żebyś wiedział gdzie masz lekcje.

Izaya~?

Od Natalii cd Ophelii

Pfff...Ten przewodniczący nie raz będzie mnie pewnie prowadził do dyrki na dywanik...Tsia...Chyba się z nim nie polubię. Oparłam się o ścianę i z torby wyciągnęłam książkę. Była to najnowsza powieść autorki Holly Black. Byłam w połowie rozdziału gdy zadzwonił dzwonek
-Nosz cholerka! I się nie dowiem czy Calleb przeżyje!- warknęłam. Weszłam do klasy...
**45 minut później**
-No w końcu...- mruknęłam.Z książką w jednej ręce i planem lekcji w drugiej
-No to kolejna lekcja- westchnęłam

Ophelia?

Od Nathaniela cd Isabelle

-Hej wszystko dobrze?-spytałem
-Tak- odparła dziewczyna
-Możemy chwilę pogadać? Tylko tak szczerze- powiedziałem
-Ja...nie wiem- mruknęła
-No...to jak chcesz. Mam nadzieję że się zgodzisz i odwiedzisz jutro schronisko bo jest akcja "Adoptuj przyjaciela" i szukają wolontariuszy- powiedziałem zrezygnowany i odszedłem. Chciałbym jej pomóc ale...no ale nie wiem jak. Może cudem zdobędę kiedyś jej zaufanie?

Isabelle?

Od Nathaniela cd Sky

-Nie ma sprawy. Nie zjadł cię tam nikt?-spytałem z uśmiechem
-Co? Nie chyba jestem cała- odparła zaskoczona
-Jesteś pewna? Bo wiesz...niektórzy gryzą jak skórczysyni- zaśmiałem się
-Dzięki za ostrzeżenie- powiedziała
-Nie ma za co. Co powiesz na mały spacer? -spytałem

Sky?
sorry że czekałaś

Od Nathaniela cd Ophelii

-Świetnie! Jestem Psem który lubi pieszczoty to mnie pogłaszcz!- zaśmiałem się. Lekarze przewrócili oczami,podali dożylnie odpowiednie odtruwacze i wyszli
-Czep się tramwaju- mruknęła Ophelia
-Nie mogę...Nie ogarniam gdzie jest stacja- stwierdziłem
-Masz pecha- odparła
-Nie. Szczęście bo mam ciebie.- wybuchłem śmiechem na wspomnienie faketa ze złej ręki co oznaczało "Kocham cię"

Ophelia?

sobota, 9 stycznia 2016

Od Felix'a cd Touki

-Zapytałem, bo z tego co da się zauważyć dookoła nas, to nie sądze bym znalazł jakichś ludzi, którzy traktowali by mnie normalnie. Ale no trudno, przeżyję bez nich. 
-Przyjaciele są bardzo cenni, musisz sobie jakiegoś znaleźć. Przez tą szkołę będziesz się tylko dołował nie mając nikogo u boku - odpowiedziała.
-Narazie nie będę się do nikogo przystawiać... muszę poobserwować trochę i sam stwierdzić kto jest warty mojej uwagi - powiedziałem.
-No dobrze, zrób jak uważasz. Wybacz ale muszę już iść, mam masę roboty do zrobienia - oznajmiła po czym wyszła. Siedziałem jeszcze w tej samej pozycji przez chwile po jej odejściu. Zastanawiałem się nad moim podejściem do ludzi. Mimo wszystko pozostanę sobą, prawdziwi przyjaciele sami się znajdą. Nie w moim stylu, żeby przystawiać się do każdego po kolei. Poszedłem do łazienki i przygotowałem się do snu mimo wczesnej pory. Posiedziałem trochę na internecie i około 23 poszedłem spać.

Touka?

Od Nikodem'a cd Rosemary

Spojrzałem na nią z nadzieją w oczach. Mam nadzieję, że nie żartowała by potem mieć się z czego śmiać.
- Cóż... Po raz kolejny zapomniałem gdzie mam lekcje.- westchnąłem zakłopotany.
- A której jesteś klasy?- zapytała się.
- 2c...- westchnąłem.- Jesteś z równoległej?- dodałem po chwili.
- Tak.- odpowiedziała.- Prawdopodobnie macie w 6.- powiedziała spokojnie. Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
- Ej... Czy to nie ten pedał, który nie umie się nawet bić?- zapytał się jakiś chłopak, który był o głowę ode mnie niższy. No... odważny był...
- No tak... wtedy kiedy tamci chłopacy z trzecich klas go lali, to on tylko leżał.- zaśmiał się głośno jakiś inny uczeń, który stał pod ścianą. Gwałtownym i szybkim ruchem dłoni, odtrąciłem rękę osoby, która mnie zaczepiła.
- Czasami lepiej żyć w błędzie niż znać prawdę.- syknąłem mu do ucha.- Może nie wyglądam na osobę, która potrafi się "lać", ale pozory mylą.- uśmiechnąłem się złośliwie. W mgnieniu oka  znalazł się on na ziemi. Spojrzał na mnie zaskoczony. Posłałem mu tylko zimne spojrzenie i zwróciłem swoją uwagę na dziewczynę.
- Dziękuję za pomoc.- wyciągnąłem do niej rękę.- Jestem Nikodem, a ty?- uśmiechnąłem się delikatnie, zupełnie tak jakby nic się nigdy nie stało.


Rosemary?

piątek, 8 stycznia 2016

Od Rosemary CD Nikodema

Poranki zawsze bywają ciężkie. Nawet (albo raczej w szczególności), kiedy budzi cię twój pies. Dymitry zaś robi to w bardzo wredny sposób, a mianowicie, ładuje swoje wielkie cielsko na moje łóżko i gniotąc przy okazji me wnętrzności, liże mnie namiętnie jęzorem po twarzy. Jeśli to nie pomaga, zaczyna głośno szczekać, a wtedy przypominam sobie, o sąsiadach, którzy już raz skarżyli się na hałasy o piątej nad ranem. Wstaję więc błyskawicznie z łóżka i zamykam psu pysk dając mu zabawkę do gryzienia. Spacery jednak, w przeciwieństwie do pobudki, należą do jednych z najwspanialszych rzeczy, które można by robić przed wschodem słońca. W szczególności, gdy pies przez większość czasu biega w kółko i nie trzeba się z nim szarpać. Orzeźwiona mroźnym, zimowym powietrzem wróciłam do swojego pokoju. Po spakowaniu wszystkich książek do torby, zjedzeniu drobnego śniadania i wypiciu małej filiżanki herbaty wyleciała z dormitorium, prawie zapominając przy okazji zamknąć drzwi. Do sali, w której miałam mieć lekcje dotarłam przed czasem. Ledwo, co zatrzymałam się przy małym tłumie osób, który powstał, kiedy poczułam obcy łokieć na swoim boku. Pisnęłam bardziej z zaskoczenia, niż z bólu i obróciłam się w kierunku, skąd przyszedł cios. Moim oczom ukazał się wielki (za przeproszeniem) czarnowłosy i niebieskooki chłopak. Jednak pierwsze na co zwróciłam uwagę był jego styl ubioru. Nigdy nie widziałam tak... charakterystycznej osoby, albo nie pamiętałam takiego spotkania, jednak wnioskując po fakcie, że jego strój bardzo mnie zaskoczył, bardziej prawdopodobnym było, że nigdy nie spotkałam takiej osoby.
- Przepraszam - powiedział szybko - Nic ci nie jest?
- Nie - odpowiedziałam prawie od razu - Dziękuję za troskę.
Wtedy dostrzegłam, że chłopaka coś dręczy (jest to wielki wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że na ludziach zna się tak bardzo jak na fizyce kwantowej [czyli wcale]).
- Mogę ci w czymś pomóc? - spytałam uprzejmie.

Nikodem?

Od Nikodem'a

Po bójce w szkole, jeszcze więcej uczniów mnie wyzywało. Oczywiście, większość tych ludzi, którzy nie mają nic innego do roboty to przedstawiciele płci męskiej, co mnie wcale nie dziwi. Na szczęście nic mi się nie stało, tylko na moim ciele przybyło kilka siniaków. 
~Argh... Znowu się spóźnię... Cholera.~ pomyślałem. Biegłem korytarzem szukając sali gdzie będą zajęcia dla mojej klasy. Nie miegłem NIGDY zapamietać gdzie mam lekcje i często spałem dłużej niż powinienem. Nagle łokciem uderzyłem przez przypadek stojącej przed salą dziewczynę. Wydała z siebie cichy pisk zaskoczenia.
- Przepraszam.- zatrzymałem się.- Nic Ci nie jest?- zapytałem się czarnowłosej dziewczyny.


Rosemary?


Od Touki cd Felix'a

Spojrzałam łagodnie na chłopaka.
- Zależy jak rozumiesz pojęcie "przyjaciel".- odpowiedziałam obojętnie.
- Dobrzy koledzy czy koleżanki.- doprecyzował.
- Tak... Kilka przyjaciółek i kolegów. Oraz przyjaciela. Jednak nie wiem czy te "przyjaciółki" są prawdziwe.- spuściłam głowę.
- Dlaczego tak uważasz?- zapytał się.
- Wiesz... To jest tak, że dużo ludzi przyjaźni się, bo ma jakiś interes do Ciebie. Jednak są tacy, którzy przyjaźnią się bezinteresownie, a takie znajomości są bardzo cenne.- uśmiechnęłam się łagodnie do niego.- A co się stało, że się tak nagle zapytałeś?- uniosłam jedną brew. Felix spojrzał na mnie prawdopodobnie zaskoczony pytaniem.


Felix?

Od Kim Cd. Artema

- Hmm… Potowarzyszyć Ci, mimo iż to bardzo niedaleko? – Zaśmiał się lekko, nadal nie opuszczając jednej brwi.
Chłopak mimo wszystko wydawał mi się podejrzany, ale cóż. Kłopoty to moja specjalność. Uśmiechnęłam się, świecąc przy tym brązowymi oczami.
- Sam tego chciałeś, pamiętaj. - mrugnęłam prawą powieką, odwróciłam się na pięcie i odeszłam parę kroków.
- Sekretariat w drugą stronę. - usłyszałam śmiech zza pleców. "Pieprzony chłopak" mruknęłam.
Spojrzałam na niego jeszcze raz. Nawet przystojny. Prezentował się dosyć okazale - nie, nie był grupy, wręcz przeciwnie. Wysoki i dobrze zbudowany. Przydługa, jasnobrązowa grzywka wpadała mu co kwilę do oczu, przez co wykonywał charakterystyczny ruch głową, aby ją odgonić. Zabarwienia oczu z tej odległości nie byłam w stanie dostrzec, ale wydawała się podobna mojemu.
Potrząsnęłam lekko głową - "O czym ja myślę?!".
- Pomyślałam, że może najpierw zwiedzimy szkołę? Mówiłeś, że też jesteś tu nowy, więc...
- Ok. - ta szybka odpowiedź trochę mnie przestraszyła, ale szybko przybrałam obojętny wyraz twarzy. Artem dogonił mnie, po czym razem ruszyliśmy w kierunku ogromnych schodów prowadzących na kolejne piętro budynku.

Proszę Cię o pilny kontakt na priv *uśmiecha się podejrzanie*. Mam plan :3 Odpiszę Ci, Renuś, jak tylko powrócę z zaświatów...
Tak więc, Artemiś?

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Od Isabelle cd. Nathaniel'a

Nienawiść i nutka strachu były zapewne widoczne w moich oczach. Te emocje majaczyły w mojej głowie, więc pewnie było je widać. Chłopak nie wyglądał bardzo groźnie, ale lepiej dmuchać na zimne. Samo to, że osobnik miał mniej więcej 190 cm wzrostu sprawiało, iż miałam do niego niemy respekt. Jego jasne włosy, można powiedzieć, że robiły co chciały. Cały jego ciuch był dość ciemny, a na nadgarstku widziałam łańcuch oraz czarna bransoletę. Na policzku widniały trzy blizny, a oczy były w odcieniu zieleni. Czułam jak odmarzają mi nogi od stania w głębokim śniegu. Bez słowa ruszyłam w sobie tylko znaną stronę, zupełnie ignorując chłopaka. Czułam jak patrzy na moje plecy, więc przyspieszyłam nieznacznie.
-Czekaj!- krzyknął nagle chłopak.
Przewróciłam oczyma, ale mimowolnie zatrzymałam się. Nie odwracałam się, a mimo to wiedziałam, że idzie w moją stronę. Wdech, wydech. Gdy stanął przede mną, cofnęłam się pół kroku patrząc w ziemię.
-Wiesz, że i tak ktoś cię będzie musiał oprowadzić. Jak nie ja to ktoś inny. A ja dam ci wolną rękę i pozwolę wybrać punkt docelowy naszej wycieczki.- odparł chłopak.
Pomimo, że na niego nie patrzyłam wiedziałam, że uśmiechnął się serdecznie. Ja natomiast uporczywie wpatrywałam się w moje czarne buty, nie mając ochoty do wydania z siebie dźwięku. Poniekąd chłopak ma rację. Prawdopodobnie ktoś będzie musiał mnie oprowadzić. Chociaż myślę, że równie dobrze, a nawet lepiej poradziłabym sobie sama, niż z jakimś facetem. Westchnęłam cicho.
-Jestem samowystarczalna.- odparłam na tyle głośno, że chłopak musiał mnie usłyszeć.
Nareszcie byłam w stanie spojrzeć w górę. Tak jakby nieco wyzywająco, z większą pewnością. Aczkolwiek spostrzegawczy obserwator zauważyłby, że to tylko pozory i, że udaję.
-To dobrze, ale proszę nie daj się namawiać.- powiedział ze śmiechem.
Wymamrotałam pod nosem kilka niemieckich przekleństw i z niechęcią wyczuwalną w głosie odparłam:
-Jak dasz mi spokój to droga wolna.
Bez słowa ruszyliśmy naprzód. Gdyby spojrzenia mogły krzywdzić chłopak miałby już dziurę w plecach. Szłam za nim co chwila spoglądając nerwowo na boki, szukając cichej drogi ucieczki. Biały śnieg nadał ładnego wyglądu nagim drzewom. Spojrzałam w niebo i ujrzałam na nim kawałek zimowego słońca. Czyli jest szansa na przejaśnienie w dzisiejszym dniu. Wywołało to u mnie lekki, szczery uśmiech. Nagle mój przewodnik zrównał się ze mną.
-Jak mam cię oprowadzać to wypadałoby się przedstawić. A więc ja jestem Nathaniel Raven, a ty?- powiedział.
Skinęłam głową na znak tego, iż słyszałam to co powiedział, ale nie odezwałam się ani słowem. Usłyszałam jeszcze ciche westchnięcie, ale nic poza tym. Czuć było w powietrzu moją niechęć do całego przedsięwzięcia. Nagle wpadłam na pewien pomysł. Przecież należę do klubu jeździeckiego, czyli gdzieś tu jest stajnia! Tam ma mnie on zaprowadzić i najlepiej zniknąć. Po kilku minutach układania sobie zdania w głowie powiedziałam:
-Zaprowadź mnie do stajni jeżeli wiesz gdzie ona jest.
Oczywiście i naturalnie nie spojrzałam na chłopaka, jednak nie patrzyłam w ziemię lecz przed siebie, jakby ciągle układając słowa.
-Okej. Sam należę do klubu jeździeckiego, ty też?- zapytał.
Skinęłam twierdząco głową bez słowa. Nie szliśmy zbyt długo gdy na horyzoncie widać już było stajnię i ujeżdżalnię. Mogłabym przysiąc, iż już czułam zapach koni. Całą drogę chłopak próbował nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, ale nie udawało mu się to. Naprawdę musiałby być szalenie interesujący, abym zwróciła na niego chociaż część swojej uwagi. Udało mu się jedynie wycisnąć ze mnie słówko gdy zaczął temat koni. Opowiedział nieco o stajni w, której jeździł, a tym udało się sprawić, że chociaż słuchałam, ale ciągle sprawiałam wrażenie olewającej. Za wszelką cenę chciałam, żeby ta cała wycieczka się skończyła. Stajnia były bardzo ładna. Nie jakoś bardzo nowoczesna, aczkolwiek boksy koni i ich wyposażenie wyglądały naprawdę solidnie. W siodlarni panował idealny porządek, jedynie jedna owijka nieopstrzenie rozwinęła się nieco. Na terenie ośrodka, znajdowały się również padoki, ujeżdżalnia, czworobok i hala. Koni było tam dość dużo, żaden nie wyglądał na zaniedbanego. Wszystkie z kolei albo odwracały głowę gdy przy nich stawałam, albo ignorowały mnie, ale w pozytywnym znaczeniu. Gdy dochodziłam do jednego z bardziej oddalonych boksów usłyszałam:
-Uważaj lepiej. Ten koń to prawdziwy szatan.
Rozpoznałam głos chłopaka, który ciągle coś gadał, pomimo tego, że prawie w ogóle go nie słuchałam. Jednak słysząc te słowa rozluźniłam się jeszcze bardziej, aby nie stresować tego „szatana”. Tabliczka na tym boksie jako jedyna była niedoczepiona jednak udało mi się wyczytać, że klacz ma na imię Princess Of Darkness. Księżniczka mroku? Widziałam cień konia, łeb zwrócony był w stronę ściany. Podeszłam do ściany naprzeciw boksu, wolno i spokojnie. Widziałam już napięcie mięśni konia, przesunął się on tak, aby ciągle mieć mnie na oku. Nie patrzyłam na nią. Boks ten był mało naświetlony, a klaczy prawie nie było widać. Była ciemniejsza niż noc. Czułam, że imię pasuje nie tylko do karego umaszczenia kobyłki, ale także do jej charakteru i tego co przeżyła. Wiedziałam, że nie zbliżę się dzisiaj bliżej. Do tego trzeba czasu, jeżeli pozwolą mi z nią pracować… zrobię z niej spokojnego konia.Ciągle patrząc w podłogę oddaliłam się w stronę wyjścia ze stajni. Teraz chciałam znaleźć właścicielkę tej stajni, aby zapytać o ową klacz i ogólnie o to kiedy będę mogła umówić się na jakąkolwiek jazdę. Poprosiłam chłopaka cicho o sprowadzenie tu tej osoby, albo o powiedzenie mi gdzie ona jest. Już po chwili z biura wyszła wysoka brunetka, która z miłym uśmiechem zaprosiła mnie do biura. Wdeeech, wyyydech. W biurze było kilka siodeł bez strzemion czy popręgu, pełno zdjęć owej kobiety na koniu, medale, figurki koni… Wszystkiego co końskie było tu dużo. Na drzwiach na przykład wisiała podkowa.
-Witaj, jestem Marry. Rozumiem, że jesteś nową uczennica Akademii Green Heels?- zapytała instruktorka z przyjaznym akcentem.
Skinęłam głową, przełykając ślinę. Nie lubię jak ludzie są przesadnie mili. Zebrałam się jednak w kupę i odparłam bardzo cicho.
-Jestem Isabelle. Mam…mam k-kilka py-tań.
Marry wyprostowała się na krześle i skinęła głową na znak tego, że słucha. Musiałam kilka minut przemyśleć jak wszystko powiedzieć, jak się nie jąkać tak jak przedtem.
-Chciałabym się umówić na jakiś termin na jazdę i… do-dowiedzieć s-się kilka rze-czy o Princess Of Dark.- powiedziałam, a w moim brzuchu ścisnęło mnie.
Trenerka westchnęła cicho usłyszawszy drugie zdanie. Odwróciła się do swojego notatnika i przez ramię na mnie spojrzała.
-Czy wtorek by ci pasował? Najpierw pójdziesz na zastęp, przepraszam, ale muszę zobaczyć jak jeździsz i przydzielić cię do odpowiedniej grupy, dobrze?- powiedziała Marry po krótkiej chwili zastanowienia.
Przytaknęłam na ten pomysł. Nie miałam odwagi powiedzieć, że jestem więcej niż zaawansowana, nie skromnie mówiąc. Czekałam, aż zacznie ona temat Princess. Jednak doczekałam się tylko takiego zdania:
-Przeproszę Cię, ale muszę iść na jazdę. O tej drugiej kwestii możemy pogadać potem.
Zerwałam się z kanapy jak poparzona i mruknąwszy ciche „do widzenia” wyszłam z biura. Byłam z siebie dumna. Że zrobiłam to co zrobiłam to już wyczyn. Gdy zobaczyłam Nathaniel’a wróciłam na ziemię i spięłam się jeszcze bardziej. Chciałabym teraz tu zostać, porozmawiać z każdym z koni, poznać je chociaż troszkę. Ale wiem, że muszę się rozpakować, ogarnąć sytuację z lekcjami… Niestety, nie mogę sobie na to pozwolić. Jeszcze jutro mam wolne, jest niedziela, ale trzeba już dzisiaj ogarniać, żeby jutro mieć spokój. Spojrzałam się na chłopaka przez ułamek sekundy, a on spojrzał się na mnie. Pod wpływem chwili wyszłam żwawym krokiem ze stajni, a po dwóch sekundach przybiegł za mną Nathaniel. Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę do akademików. Dopiero pod nimi chłopak powiedział:
-Mogę dać Ci mój numer gdybyś mnie jakkolwiek potrzebowała.
Pokręciłam głową na „nie chcę”.
-Okej. To na razie!- powiedział i poczekał aż weszłam do akademika.
Niezaprzeczalnie długo na to czekać nie musiał. Jeszcze przebrnąć przez korytarze i jestem w… domu? Teoretycznie nie mam domu. Drzwi do sekretarki były ciągle otwarte, ale ja niczym pantera niepostrzeżenie i nawet sama nie wiem kiedy znalazłam się w pokoju. Gdy zamknęłam drzwi, rzuciłam się na białe, wyglądające jak szpitalne łóżko. Przeciągnęłam się leniwie i spojrzałam od niechcenia na telefon- nie spodziewałam się żadnego znaku życia od kogokolwiek. I nie chciałam go. Najlepiej by było gdyby wszyscy o mnie zapomnieli, bo ja już zaczynam bezproblemowo zapominać o nich. Jednak zawitała u mnie ikonka dwóch nowych wiadomości. Nie próbowałam nawet ich sprawdzać nie spodziewałam się niczego miłego. Spojrzawszy na walizkę jęknęłam żałośnie po czym niechętnie zgramoliłam się z łóżka.
***
Po około dwóch godzinach pokój wyglądał zupełnie inaczej. Na ścianach było kilka plakatów z końmi, lub zespołów, na biurku stał mój laptop i zdjęcie stadka koni ze stadniny w, której niedawno jeździłam. Szafa pozapełniana była moim ciuchami, a pościel wymieniona została na bardziej ‘moją’. Zadowolona usiadłam na łóżku i wyciągnęłam książkę „Sklepik z marzeniami”. Od dawna chciałam ją skończyć, nareszcie mam taką okazję. Już ją otwierałam, usadzałam się wygodnie na łóżku gdy nagle… Ktoś zapukał do drzwi. Wcisnęłam się w kąt do ściany, ale po chwili ostrożnie i cicho niczym wilk na polowaniu. Przekręciłam kluczyk w zamku i uchyliłam drzwi. Byłam cała sztywna. Okazało się, iż był to Nathaniel.

[Nathaniel?]

niedziela, 3 stycznia 2016

Od Nathaniela cd Isabelli

I znów na kogoś wpadłem...
-Sorry...Nie chciałem ale często mi się to zdarza- powiedziałem podnosząc się po czym wyciągnąłem do niej rękę by pomóc jej wstać. Dziewczyna skoczyła na równe nogi i pośpiesznie cofnęła się
-Hej...Wszystko dobrze?- spytałem zaniepokojony
-Tak- mruknęła pod nosem
-Ale jesteś pewna? Przecież ja ci nic nie zrobię- powiedziałem podchodząc jeden krok a ona się cofnęła. Zmarszczyłem lekko brwi i zastanowiłem się przez moment. Wyrażała do mnie niechęć a wątpiłem by to przez to że na nią wpadłem. Wywnioskowałem że coś tkwi w jej psychice
-Tak. Jestem pewna- odparła ciut nerwowo zerkając na boki jakby szukała drogi ucieczki. Przypominała Aresa. Konia w stajni w której wcześniej jeździłem
-Ach rozumiem. Czyli zgodzisz się bym oprowadził cię po okolicy?- spytałem

Isabelle?

sobota, 2 stycznia 2016

Od Isabelle

Oparłam głowę o zimną szybę rozpędzonego pociągu. Siedziałam bardzo blisko ściany i oczywiście tuż przy oknie. Inaczej na pewno zmieniłabym przedział. Obok mnie siedziała starsza pani przyglądająca się mi uważnie co sprawiło, że odwróciłam pospiesznie wzrok. Krajobraz za oknem przesuwał się w zastraszającym tępię, więc biel i szarość zlewały się. Cały dzisiejszy dzień padał biały, miękki śnieg. A ja ten dzień spędziłam w pociągu, stresując się za każdym razem jak ktoś przechodził obij przedziału i przysuwając się do ściany gdy ktoś do niego wchodził. Aktualnie siedziały ze mną trzy osoby, a to był już tłum. Czekałam, aż wreszcie ta maszyna zatrzyma się na moim peronie. Wstałam pospiesznie i ubrałam się w czarną kurtkę o szarą czapkę wraz z szalikiem. Rozglądając się wokoło z małym niepokojem zdjęłam walizkę z góry, prawie dotykając starszej pani. Trącając lekko kolanem chłopaka wyskoczyłam z przedziału mruknąwszy ‘przepraszam’. Stałam teraz w wąskim korytarzu i modliłam się, aby nikt nie przechodził nim kiedy ja tu jestem. Człapałam wolno do wyjścia, wiedząc, że zmierzam do celu. Dotknęłam dłonią twarzy. Jak zwykle dłoń była niemiłosiernie zimna, ale mimo to wyjątkowo tego nie czułam. Teraz moim celem było wyjście cało z pociągu, który powoli tracił prędkość. Dopięłam kurtkę i stałam jako pierwsza do wyjścia, a za mną tłoczyli się ludzie. Starałam się oddychać spokojnie jednak od tłumu było mi coraz trudniej to robić. Wreszcie pociąg się zatrzymał, a ja otworzyłam drzwi i wręcz wyskoczyłam z niego, co było nie lada wyczynem z moją mało lekką walizką. Było bardzo mroźno i mało przyjemnie. Nawet gdy się stało biały puch zacinał w oczy i wręcz ranił. Znalazłam najbliższą pustą ławkę i pomimo tego, iż leżała na niej tona śniegu usiadłam na niej. Od razu poczułam zimno, pomimo mojej grubej, puchowej kurtki. Wyciągnęłam czarnego Huawei i wpisałam do niego hasło. Miałam jedną wiadomość od ciotki. Kliknęłam w ikonkę kopertki i przeczytałam cóż to moja znienawidzona ciotka miała mi do powiedzenia. „Mam nadzieję, że te pieniądze, które Ci dałam wystarczą Ci. Nie dam Ci ani centa więcej, możesz wiedzieć. A poza tym nie odzywaj się do mnie, chyba, że miałabyś pieniądze do oddania.”. Tyle wyczytałam. Po moich plecach przeszły zimne ciarki, a potem napłynęła gorąca fala gniewu. Fuknęłam krótkie i rzeczowe bluźnierstwo określające istotę, która wysłała mi ową wiadomość i zablokowałam telefon. Dźwignęłam walizkę i wstałam z ławki. Otrzepawszy ciemną kurtkę skierowałam się do wyjścia z dworca. Po przejściu pod ziemią znalazłam się na jego skraju. Wyszukałam w Internecie numer taksówki, która kursowała między Akademią do, której się kierowałam, a dworcem. Tak naprawdę za wszelką cene chciałam uniknąć tego co miałam zamiar zrobić, aczkolwiek musiałam. Chyba, że wolałabym lecieć na piechotę w -15. Sztywnymi z zimna palcami zadzwoniłam pod podany numer. Śnieg padał coraz obficiej, a moje policzki i nos były pewnie czerwone. Naciągnęłam mocniej czapkę na uszy i założyłam kaptur. Z reguły bardzo lubię śnieg, ale nie tym razem. Teraz stres sprawiał, że byłoby mi zimno nawet w 30+. W ogóle nie zwracałam wcześniej uwagi na to jak wygląda całe miasto, ale teraz miałam okazje się rozejrzeć. Green Heels było bardzo nowoczesne i przyjazne w wyglądzie nawet w taki ponury dzień jak dziś. Cały dworzec był chyba najładniejszym jakim widziałam. Większość była odnowiona, tylko mała część była dość obskurna, ale to zapewne ta do, której nikt nie uczęszcza. Gdy taksówka podjechała zbliżyłam się do niej wolno, wdychając mroźne powietrze. Otworzyłam drzwi i usiadłam na miękkiej kanapie z tył samochodu.
-Dzień dobry. Gdzie panienka sobie życzy?- zapytał taksówkarz.
Miał dość miły wyraz twarzy, ale oczywiście pozory mylą, więc unikałam wzroku mężczyzny. Po jednym z wdechów odpaliłam na jednym wydechu:
-Akademia Green Heels.
Taksówkarz kiwnął głową i ruszył samochodem. Ogrzewanie chodziło chyba na najwyższym obrotach, bo już po kilku minutach gotowałam się w moim zimowym stroju. Zdjęłam więc czapkę i szalik i usadziłam się nieco wygodniej. W radiu leciała jakaś mało ambitna muzyka disco polo. Mężczyzna był ubrany w krótki rękaw i kamizelkę, więc wyjaśnione dlaczego było tu tak ciepło. Nie zdziwiłabym się gdyby miał krótkie spodenki. Założyłam słuchawki na uszy i puściłam muzykę. Najchętniej odpłynęłabym teraz w świat marzeń, ale nie jestem bezpieczna, nie mogę sobie na to pozwolić. Słuchałam więc moich ulubionych piosenek, nie tracąc faceta zza kierownicy z oczu. Po kilkunastu minutach auto stanęło przed jakąś alejką. Zdjęłam słuchawki i schowałam je do kieszeni, tak samo jak telefon.
-Teraz będzie pani musiała iść przed siebie, powinna się pani połapać.- powiedział taksówkarz.
Dałam mu należytą sumę pieniędzy i wraz z walizką wyszłam na zewnątrz. Wychodząc z tak ciepłej strefy, jaką był samochód gdy znalazłam się na dworze myślałam, iż zemdleję. Ruszyłam przed siebie, a moja walizka z niemałym hałasem toczyła się za mną. Miałam wrażenie, że idę długi czas, aż w końcu znalazłam się na głównym dziedzińcu Akademii. Od razu mogłam się domyśleć, który budynek był głównym. Otworzyłam potężne drzwi. W środku było przyjemnie ciepło, ale nie duszno. Zdjęłam zbędną odzież, czyli szalik, czapkę i kurtkę oraz na wycieraczce otrzepałam glany ze zgromadzonego śniegu. Minęłam sale do nauk ścisłych i gabinety pielęgniarki, aż w końcu stanęłam przed pokojem dyrektorki. To do niej miałam się zgłosić po niezbędne papiery. Po zrobieniu wdechu zapukałam, a gdy usłyszałam „proszę” weszłam do pokoju, dość mało pewnie. Ściana naprzeciwko była jedną wielką biblioteczką. Na biurku wykonanym z ciemnego drewna widniała jasno świecąca lampa, a za biurkiem siedziała dyrektorka. Przed biurkiem stał niski stolik do kawy i dwie wiśniowe sofy ze skóry. Gdy tylko starsza kobieta zauważyła mą obecność wstała i usiadła na jednej z sof. Wtoczyłam walizkę do jej pokoju, a gdy kobieta dała mi znak do tego, abym usiadłam naprzeciw jej wykonałam posłusznie polecenie. Siwe włosy starszej kobiety i ostre zmarszczki sprawiały, iż już miałam do niej respekt. Miałam włosy upięte w bardzo schludny kok, a na zgarbionym nosie spoczywały okulary. Kanapa była strasznie miękka, zapadała się pod moim ciężarem.
-Witaj, Isabello. Nazywam się Lucinda Potts. Już wręczam Ci wszystkie papiery, trochę wytłumaczę Ci jakie są reguły w tej szkole. Resztę powie Ci sekretarka w akademiku, również tam ona wręczy Ci klucz.- powiedziała kobieta z lekkim, nieco zimnym uśmiechem.
Skinęłam bez słowa głową i czekałam, aż dyrektorka da mi plik kartek. Jej niskie obcasy stukały o podłogę, a ja siedziałam w oczekiwaniu.
***
Po piętnastu minutach byłam wolna. Teraz miałam się udać do akademika. Po ubraniu się, wyszłam na zewnątrz nie przeżywając już aż tak tej pogody. Zdawało mi się, że trochę przestało padać. Po kilku minutach wchodziłam do akademika dla pań. Powitało mnie ciepło i zapach świeczek. Tuż po prawej był pokój dla sekretarki otwarty na oścież. Po zapukaniu w otwarte drzwi weszłam do niego ostrożnie. Za ekranem komputera siedziała młoda blondynka z włosami spiętymi w kucyk. Na oko miała ok. 32 lat.
-Cześć! Pewnie jesteś Isabelle. Proszę podejdź.- uśmiechnęła się miło.
Kobieta trochę ze mną porozmawiała i wręczyła mi kolejny już dziś plik kartek. Podziękowałam jej cicho i udałam się pod podany numer pokoju. Miałam pokój numer 23. Krążyłam dość długo po całym akademiku, aż w końcu znalazłam upragnioną lokację. Otworzyłam zamek i ostrożnie weszłam do pokoju. Było w nim, dość przytulnie pomimo tego, że pusto. Przekręciłam klucz w drzwiach i zdjęłam niepotrzebną w cieple odzież. Ściany miały kolor lekko błękitny. W lewym rogu było pojedyncze łóżko, przy nim stolik nocny, a przy prawej ścianie stało biurko wraz z krzesłem. Obok biurka był mały kosz i drzwi do łazienki, natomiast najbliżej drzwi po prawej stronie stała szafa. Wszytko miało odcień jasnego drewna. Odłożyłam walizkę przy szafie i weszłam do łazienki. W lewym kącie stał prysznic, naprzeciwko niego toaleta, a niedaleko toalety umywalka i lustro. Na ziemi były schludnie wyglądające płytki, a ściany były gdzieniegdzie również z płytkami, a gdzieniegdzie po prostu białe. Całość sprawiała miłe wrażenie. Podeszłam do lustra i spojrzałam na siebie. Moje włosy były nieco zmierzwione, a twarz wyglądała na nieco zmęczoną. Namoczyłam i tak już zimne ręce, zimną wodą i chlapnęłam nią sobie na twarz. Wytarłam ją następnie ręcznikiem wiszącym niedaleko umywalki. Następnie uczesałam czarne włosy i przebrałam się w ciemnoszare jeansy i czarną bluzkę z białymi napisami na środku, których nie było w stanie rozszyfrować. Postanowiłam, że rozpakuję się później, teraz chciałam wyjść na zewnątrz. Nie zapominając o ciepłej odzieży wyszłam na powietrze. Włożyłam ręce do kieszeni i przypatrywałam się butom, gdy nagle poczułam jak coś mnie nie lekko trąca. Upadłam miękko w śnieg, a tajemnicza postać uchyliła się nade mną. Wymamrotałam pod nosem zrozumiałe tylko dla mnie słowo i spojrzałam niespokojnie do góry.

[Ktoś, coś ;D?]

Drodzy uczniowie...

Jako że zarówno wczoraj jak i przedwczoraj był dość pracowity dzień i nie miałam możliwości ruszenia tyłka do komputera, to dzisiaj składam wam życzenia.
Wszystkiego co najlepsze w Nowym, 2016 roku. Zdrowia, powodzenia w miłości i finansach, ale także w szkole i wszystkich kontaktach między-ludzkich. Aby ten rok był dla was łaskawy ;)

Muszę też z przykrością przekazać wam wiadomość że jedna z uczennic odchodzi z bloga z powodu zbyt dużego nakładu pracy. Pożegnajmy wszyscy Colette Roosvelt. (nie zniknie z bloga, a zostanie przeniesiona do zakładki "tła/do adopcji", więc można włączać jej obecność do swoich opowiadań)
Chociaż może jeszcze kiedyś do nas wróci...

Od Ophelii Cd. Nathaniela

- Pewnie zastanawiają się czym cię uśpić. - mruknęłam trochę złośliwie, odwracając sie żeby posłać mu znaczące spojrzenie.
Chłopak zachichotał.
- A co ja, pies?
Nie no, ja wiem że po narkotykach ludzie zachowują się inaczej, ale ten wyszczerz mnie na serio irytuje.
- Kto wie? - odburknęłam i odwróciłam się na drugi bok - A teraz daj mi spać.

Nathaniel? Serio... cierpię na chroniczny brak pomysłów :v

Od Ophelii Cd. Natalii

Zaprowadziłam Natalię pod salę numer 4.
- Nie tak ciężko jest się orientować w szkole. - powiedziałam - Zachodnie skrzydło jest zamknięte, więc wszystkie lekcje odbywają sie po stronie wschodniej. Sale od wszystkich przedmiotów ścisłych są w tym korytarzu, a językowe w tamtym - wskazałam palcem przez okno na oddaloną część budynku, do której przechodziło się szklanym niby-łącznikiem.
Natalia skinęła głową i postawiła torbę przed swoją salą.
- Ja mam teraz angielski w dziewiętnastce, więc się już będę zbierać. - powiedziałam - Ale jakbyś miała jeszcze jakiś problem, możesz się zwrócić do mnie lub mojego kuzyna. - skinęłam głową w stronę Xaviera, który właśnie szedł do ósemki. Na matematykę jak mniemam - Jest przewodniczącym samorządu. Może trochę sztywny ale dżentelmen.
Puściłam jej oczko i ruszyłam w swoją stronę.

Natalia?

Od Felix'a cd Touki

~~Później tego samego dnia~~

Umówiłem się z nieznajomą po szkole pod moim pokojem w internacie. Pojawiła się punktualnie i weszliśmy do mojego pokoju.
- Powiedz mi... jak się nazywasz? - zapytałem
Touka - odpowiedziała
- Każdy w tej szkole jest taki jak te osoby, które ostatnio widziałem? - zapytałem
- Wiele z nich ale nie wszyscy - odpowiedziała
- masz tutaj jakichś przyjaciół? - zapytałem dosyć niepewnie

Touka?

piątek, 1 stycznia 2016

Od Sky cd Nathaniela

- Dzięki..- Powiedziałam szybko, po czym weszłam do pokoju.
Na krześle, przy biurku siedziała w podeszłym wieku kobieta.
- Dzień dobry..- Zaczęłam niepewnie.- Na imię mam Sky Reeve.
-Wiem.- Przerwała mi. - Papiery masz?
-Mam.- Podałam jej dość sporą teczkę. Były tam moje oceny, zachowanie..
- a więc, witaj w naszej akademii.- Uśmiechnęła się lekko, po czym pokazała na drzwi- Możesz iść na lekcje, oto twój plan.
- Dziękuję.- Zabrałam kartkę i wyszłam.

xxx

Było już po lekcjach. Chciałam się przejść po parku. gdy wychodziłam, zobaczyłam chłopaka- tego samego, który zaprowadził mnie do dyrektorki.
- Hej...- Powiedziałam- Dzięki za pomoc..

Nathaniel?

Od Artema Cd. Kim

Dziewczyna, która stała naprzeciwko mnie wyglądała jakby wiedziała, że ja tylko udaję „grzecznego chłopca”. Szczerze mówiąc nic sobie z tego nie robiłem, przecież prędzej czy później pozna moją… „złą stronę”? Tak czy siak, kiedyś pozna moją uwielbianą drugą stronę charakteru.
- Od paru godzin. – Odparłem wzruszając ramionami.
Dopiero teraz zmierzyłem wzrokiem dziewczynę. Miała na oko metr sześćdziesiąt coś, czyli była takim… krasnalem. Na samą myśl o mało co nie wybuchłem śmiechem, jednak w ostatniej chwili powstrzymałem się. Owa Kim miała także średniej długości blond włosy, a także brązowe oczy. Szczerze mówiąc… nie przepadam za blondynkami. Bardzo często są pustakami, tapeciarami i lecą na kasę. Jak na razie nie widziałem u niej takowych cech, jednak przecież w każdej chwili może się to zmienić. Zastanawiało mnie teraz czy kiedykolwiek będę miał okazję sprawdzić czy dziewczyna taka jest. Jednakże tapeciarstwo chyba odpada, bo nie widzę tony gładzi szpachlowej, zwanej także zbyt mocnym makijażem. Ponownie zmierzyłem dziewczynę badawczym wzrokiem, przez co Kim spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Westchnąłem ciężko, po czym zaplotłem dłonie na karku i uniosłem jedną brew.
- A dokąd Ty idziesz? Jeśli mogę się spytać? – Spytałem.
- Sekretariat. – Odpowiedziała krótko dziewczyna, wzruszając ramionami.
- Hmm… Potowarzyszyć Ci, mimo iż to bardzo niedaleko? – Zaśmiałem się lekko, nadal nie opuszczając jednej brwi.

Kim? Przepraszam, że tak długo >.< 

Od Ophelii Cd. Michaela

Uśmiechnęłam się na to trochę niezręcznie, czując jak ciepło podchodzi mi do twarzy.
- Zawsze jesteś taki? - zapytałam, próbując to zwalczyć.
- Hmm..? W jakim sensie..? - Michael posłał mi pytające spojrzenie.
- No... czy jesteś taki miły dla każdego? - mruknęłam.
- A coś w tym złego? - zdziwił się, jak dla mnie szczerze.
Pokręciłam głową.
- Nie... tylko rzadko można spotkać tak szczere osoby. - odpowiedziałam.

Michael? Nagle mnie dopadł brak pomysłów :v

Od Nathaniela cd Sky

-Heh. Tak zdążyłem się już zorientować- odparłem z uśmiechem
-To świetnie. Mógł byś mnie zaprowadzić?-spytała
-Pewnie. Służę pomocą Amico mio- zaśmiałem się
-Hiszpański?-spytała
-Nie...Włoski- powiedziałem. Szliśmy przez długi korytarz mijając uczniów jak i nauczycieli aż stanęliśmy przed salą nr.11
-No to jesteśmy- powiedziałem

Sky?

Od Natalii cd Ophelii

-Skoro nie mam wyboru- mruknęłam
-To co masz teraz?-spytała dziewczyna
-Chemię- odparłam zerkając na kartkę
-No to chodź. Przy okazji jestem Ophelia a ty?-spytała
-Natalia- rzuciłam

Ophelia?

Od Nathaniela cd Ophelii

-Oj misiaczku nie obrażaj się!- powiedziałem rozweselony
-Możesz się uspokoić?-spytała piguła
-Mmmm...Nie bo przez was Ophelia się zmumifikowała- odparłem
-Wcale że nie!- usłyszałem głos z łóżka obok
-Na szczęście jeszcze oddycha- stwierdziłem. Lekarze wymienili spojrzenia po czym zaczęli coś do siebie szeptać
-Czuję się przez was obgadywany- powiedziałem nagle

Ophelia?
Theme by Bełt