piątek, 30 marca 2018

Od Nitzana CD Nikiyame

"Kiedyś ktoś mi powiedział "Nitzuś, ty tak dobrze rysujesz. Nie chciałbyś może zostać artystą?" Denerwowało mnie to. "Nikt mi nie będzie mówił, kim mam zostać!" myślałem. Jednak z każdym kolejnym rokiem coś się we mnie zmieniało. Wizja osoby, która poświęca swoje życie sztuce przestała być odpychająca. Stała się moim marzeniem, moim celem, obsesją. Mijały lata. Poszedłem do liceum plastycznego, później celowałem do jakiegoś dobrego uniwersytetu... jednak jakimś cudem wylądowałem tutaj; w Green Heels. Poznałem wielu, niesamowitych ludzi, przeżyłem kilka przygód. Przynajmniej do czasu. Któregoś wieczora przyszła do mnie wiadomość. Wywróciła ona moje życie do góry nogami. Otóż osoba, która znaczyła dla mnie najwięcej, która najbardziej mnie wspierała, która mnie do rysowania zachęciła... miała umrzeć. Zwykła, niegroźna choroba okazała się być czymś o wiele, wiele gorszym. Kilka tygodni później moja babcia zmarła na AIDS. W tej sytuacji, jedyną rzeczą, która mogłaby być nazwana "szczęśliwą", było to, że ani moi rodzice, ani rodzeństwo nie wykazało najmniejszych oznak wirusa HIV. Zresztą ja też. W tamtym momencie nie wiedziałem co robić. Moja babcia zniknęła, część mojego życia wywróciła się do góry nogami... jednak nie poddałem się. Przezwyciężyłem ten smutek i wróciłem do formy. Teraz, ta historia nie przeszkadza mi w codziennym funkcjonowaniu, nie płaczę na myśl o zmarłej. Czasami jednak, wieczorami, gdy większość ludzi śpi, lubię myśleć. Myśleć nad sensem życia, nad jego istotą i jego celem. Potrafię przesiedzieć całą noc wpatrując się w gwiazdy. Wiecie, że to wtedy do głowy przychodzą najlepsze pomysły? Połowa moich postaci powstała w okolicach 3-4 rano. Nie spodziewam się wtedy żadnych nowości i łatwiej mi się uspokoić. Czasami jednak, coś wyrwie mnie z moich rozmyślań. Może to być nagły huk, jakieś jasne światło, czy po prostu wiadomość. Taka jak dzisiejsza. Wołanie o pomoc jednej, przerażonej dziewczyny. Dlaczego postanowiłem na nie odpowiedzieć? Nie wiem. Może ty mi odpowiesz, Niki?" pomyślałem, patrząc na śpiącą dziewczynę. Wyglądała tak spokojnie, niewinnie. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją delikatnie. Wysunąłem się spod kołdry i przeciągnąłem się. Podszedłem do okna i otworzyłem je. Wziąłem głęboki wdech i jeszcze raz spojrzałem na Nikiyame. Na policzkach wciąż lśniły ślady jej łez. Westchnąłem i usiadłem na parapecie. Lubię takie miejsca. Parapety, biurka, stoły... Nigdy nie domyśliłem się dlaczego. Mój wzrok skierowałem na widok za oknem. "Tak wysoko.." pomyślałem. "Wystarczyłby jeden skok i już nigdy bym się nie obudził. Niczym nie kończący się lot..." Odwróciłem się od okna i przyjrzałem się śpiącej dziewczynie. "A jakby ona wpadła na taki pomysł? Co jeśli zeskoczyłaby z tego parapetu i nigdy nie wylądowała?" Zamknąłem okno i podszedłem do Niki. Poprawiłem jej kołdrę i odsunąłem włosy z czoła.
-Nigdy... Nigdy nie myśl o czymś takim, dobrze? Ja... Ja nie chciałbym stracić kogoś takiego jak ty. - wyszeptałem i pocałowałem ją w głowę. Ciemnowłosa kichnęła cicho i przewróciła się na brzuch. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją raz jeszcze. Nagle usłyszałem cichy, znajomy szept.
- Nitzan... - mrugnąłem zaskoczony, ale poczułem w sercu jakieś dziwne ciepło. Mimo, że wiedziałem, że tego nie usłyszy odpowiedziałem:
- Jestem tu... Zawsze tu będę. - w końcu kto wie? Moża ona zna odpowiedź na moje pytanie?
<Niki?>

czwartek, 29 marca 2018

Od Kastielle CD Sebastiana

- Gdzie zanieść – spytał, patrząc na mnie.
Uśmiechnęłam się, po czym gestem poprosiłam, aby szedł za mną. Otworzyłam mu drzwi do sypialni, rumieniąc się. Złapałam jego dłoń, wciągając go mocniej do środka. Posadziłam go na łóżku, po czym usiadłam mu na kolanka. Pogładziłam jego policzki, patrząc mu prosto w oczy.
-Przepraszam, że przeze mnie pokłóciłeś się z Vivione... Nie chciałam...-szepnęłam.
- Nie szkodzi.. - odpowiedział natychmiastowo -Nie raz miał swoje grymasy...
-Chyba się przyjaźniliście, to moja wina...
- Tak, przyjaźniliśmy się, ale... Nie przejmuj się tym, to ode mnie zależy czy w ogóle dalej będę ciągnął tą znajomość.
Zamrugałam, po czym pogładziłam ponownie jego policzki. Takie ciepłe i przyjemne w dotyku. Musnęłam delikatnie jego usta.
-Cieszę się, że będę mogła być już z tobą...-szepnęłam.-Będziemy razem mieszkać... To cudownie.
- Tak cudownie, w końcu będę miał prywatną przytulankę - zaśmiał się.
-Przecież już ją miałeś, głupolku.
- Ale teraz nie tylko popołudniu, a jeszcze rano, wieczorem, a także w nocy - ucałował mnie w nosek.
-Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Mam niesamowitego chłopaka... Najlepszego ze wszystkich.-zabrałam mu kosmyki włosów z twarzy.
- A co ja mam powiedzieć? Mam najładniejszą, najinteligentniejszą, najsłodszą, najukochańszą i... - pomyślał przez chwilę po czym uśmiechnął się niewinnie - i najseksowniejszą oczywiście!
-Ciii! Nie jestem seksowna głupku!-zarumieniłam się mocno i zakryłam dłońmi policzki.
- Próbujesz okłamać samą siebie - pokręcił głową na prawo i lewo - jeśli ja tak mówię tak przecież musi być.
-Może i tak robię, ale na pewno nie mów, że jestem seksowna. Bo taka nie jestem.-założyłam dłonie na piersi, wygodniej zasiadając na chłopaku.
- Mmmm.. - mruczał przez chwilę po czym zbliżył się do mojego ucha - jesteś..... seksowna - uśmiechnął się.
-Sebuś...-spojrzałam na niego skrępowana, po czym zauważyłam, że moja spódniczka ukazywała za wiele.-Czemu nie powiedziałeś! Głupi!-pisnęłam z rumieńcem.
- Wstydzisz się mnie piękna? - spytał rozbawiony.
-N-Nie! Ale dzisiaj mam... Brzydki ubiór pod sukienką i nie będę ci się tak pokazywała!-burknęłam, cała czerwona niczym piwonia.
- Słodko wyglądasz jak się denerwujesz Śnieżynko.
Spojrzałam na niego, po czym zaczęłam bawić się jego włosami.
-Kocham cię Sebuś...-szepnęłam.
- Ja ciebie bardziej moja piękna.
-Ja ciebie najmocniej i nawet nie próbuj się kłócić, głupolku...-pomiziałam swoim noskiem jego nos.
- A uwierz że będę się kłócił o to że jednak to ja mocniej cię kocham.
-Dobrze dobrze....-zaśmiałam się, po czym wzięłam do ręki dzwoniący telefon.
Nie spodziewałam się, że menadżerka będzie dzwoniła o tej porze. Rozmawiając z nią, nadal siedziałam na kolanach ciemnowłosego, uśmiechając się i gładząc jego policzek. Po rozmowie, nieco się skrzywiłam i zaczęłam bawić górą koszulki chłopaka.
-Sebuś... Mam pytanie. Bo jutro będzie jakiś bal dobroczynny i menadżerka prosiła, abym pojawiła się na nim... Chcesz ze mną iść?-zapytałam cichutko, patrząc mu w oczy.
<Sebuś~?>

niedziela, 25 marca 2018

Od Viktor'a CD Stas'a

Uścisk dłoni mogłem porónać tylko i wyłącznie do martwej ryby któa wyślizgiwała się z mojej dłoni. Chłopak wyraźnie zestresowany wstał i..
-Kurwa-Jęknął i nagle na mnie leżał. Złapałem go pod pachy i zamarłem patrząc jak się robi cały wiotki, zemdlał.. No okay to.. Skrzywiłem się czując jak kręgosłup daje o sobie znać, powinienem założyć gorset ale nie lubiłem w nim chodzić, wbijał mi się w brzuch..Z głośniejszym jękiem złapałem go pod nogi i uniosłem w stylu "na pannę młodą" Nie był ciężki ale nadal był obicążeniem. Ruszyłem w kierunku domu mrucząc pod nosem o braku odpowiedzialności nad ciałami teraźniejszej młodzieży. Kiedy udało mi się doczłapać do mojej posesji miałem wrażenie ,że całe plecy usypane mam igłami, zdecydowanie muszę isć na masarz .. i to jakiś terapeutyczny bo to zaczyna być okropne. Kopnąłem drzwi i momentalnie w głowie zaśpiewałem "z buta wjerzdżam" Położyłem nowo poznaną osobę na kanapie i wróciłem zamknąć drzwi. Machi wskoczył do domu i wesoło podreptał na swoje posłanie.
-Dzięki, nie przekszadzaj tak jak teraz i będzie ideolo. -Schyliłem się ,żeby ją pogłaskać ale musiałem zrezygnować bo chyba bym się nie wyprostował. Jęknąłem ponownie i powoli złapałem pion.Przeniosłem wzrok na sprawcę tego całęgo zamieszania który dalej zgrywał trupa i pokręciłem głową. Zciągnąłem koszulkę i poszedłem do kuchni po maść na plecy. Kiedy już ją znalazłem i umarłem wewnetrznie z powodu zimnej maści na ciepłych plecach rozpocząłem ją powoli wmasowywać w swoje biedne plecy, dokładnie dolną część pleców. Nagle usłyszałem głośne jeb i
-Co do chuja?! -Najwyraźniej odzyskał przytomność. Wyszedłem z kuchni i nadal masując plecy patrzyłem jak Stasi siada na podłodze opierajac się plecami o kanapę. Przeniosł na mnie wzrok i zamarł.
-Nie licz na to ,ze ci pomogę wstać, niosąc cię tu rozwaliłem sobie plecy na dobre tygodnie.. -Skrzywiłem się na potwierdzenie swoich słów. Popatrzył na mnie i wydawał się łączyć fakty.
-Po co mnie tu przyniosłeś ?
-Bo zemdlałeś w parku? Nie zostawił bym cię tam, jeszcze by sie ktoś toba zainteresował i zgwałcił albo sprzedał na organy -Wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po koszulkę któą odwieszałem na krzesło, niestety spadła. Skrzywiłem się na myśl o pochylaniu się i strzeliłem językiem.
-Co jest?-O dziwo wydawał się przytomny i jakoś nie przerażony.
-Nie podniosę jej.. Przynajmniej nie teraz -Mruknąłem i zrezygowany poszedłem i usiadłem na kanapie. Dalej tkwił u moich kolan oparty lecami a wiec i odwrócony nimi do mnie.
-Co ja tu robię ? -Zapytał po chwili .
-Przyniosłem cię księżniczko bo zasłabłeś w parku -Wyciągnąłem rękę i poklepałem miejsce obok siebie.
<stasi?>

Od Stas'a CD Viktor'a

- Czemu? Nie planuję cię zabić ani nic, chcę tylko żebyś nie chodził jak ofiara ataku mocno niestabilnego wampira.. - Koleś aż nadto naciskał.
-Spasuję, i tak zaraz znowu się ubrudzę
-Okay to nie ruszaj się zaraz wracam - Ruszył gdzieś biegiem. Przewróciłem oczami, wgapiając się w psa, który tylko obejrzał się... za swoim panem? Dlaczego miałbym czekać? To tylko krew, dżizas. Nic się nie stało, a też się przejmuje i naciska... Westchnąłem i wstałem. Zamrugałem, próbując odpędzić mroczki, które się nagle pojawiły. Ruszyłem, gdy w pewnym momencie poczułem szarpnięcie za ramię.
-Chyba nie umiesz słuchać co? Chodź, przemyję ci to
-Zostaw mnie.
-Zrobię to jak tylko upewnię się, że nic ci nie jest okay? Serio - ponownie mnie pociągnął. Zachwiałem się lekko. Uległem jednak i usiadłem na wolnej ławce. Chłopake, facet? Odkręcił butelkę, zamoczył pierwszy wacik i zaczął coś tam robić. Przyglądałem się w międzyczasie jego twarzy, jakby się uspokajając.
-Już? - Spytałem się, tym razem spokojnie.
-Uhu.. Posmaruje ci to i szybko zmaleje opuchlizna ale.. - Przyłożył palec z chyba maścią do rany. Syknąłem. Strasznie szczypało.
-Będzie szczypało -Dodał, odsuwając się.
-Uhu... Czuję - mruknąłem.
-Nie ma za co... - Potarł kark dłonią. Zorientowałem się nagle, że mnie trzyma.
-Już możesz puścić moją twarz - Wziął dłoń, a ja poczułem mrowienie pod brodą. Odchrząknąłem.
-Wybacz... Jestem Viktor - Uśmiechnął się i wystawił przed siebie rękę. Spojrzałem na niego oceniającym wzrokiem.
- Stas - mruknąłem po dłuższej chwili milczenia. Z wahaniem złapałem go za dłoń, którą z chyba radością uścisnął? Czemu on taki radosny i pomocny? Ale przynajmniej miał miłą w dotyku dłoń. Puściłem go i wstałem, ale znowu zrobiło mi się słabo.
- Kur*wa - warknąłem, potykając się o własne nogi i wpadając na... jak mu było... Victora? Przez chwilę byłem pewny, że moja głowa była oparta o jego klatkę piersiową, ale skąd mogłem to wiedzieć skoro zemdlałem?!

<Victor?>

piątek, 23 marca 2018

Od Viktor'a CD Stasa

Odnalazłem jakiś tam park, Machi momentalnie rozpoczęła swoją serenadę o spuszczenie ze smyczy.
-Nie..
-AUHUAHUAHUHAUUU -jęknął pies i ponownie wydobył z siebie dźwięki jak mordowany jeleń.
-Okay ale jak zginiesz to ty płacisz za schronisko -Rozmowy z psem były bardzo rozwijające i zdecydowanie miałem pewność ,że mnie rozumie, no bo jak by inaczej huh? Przecież to oczywiste ,że pies zapłaci za schronisko ze swoich zarobków.. Psich.. Pokręciłem głową i patrzyłem jak momentalnie rozpoczyna poszukiwania czegoś. Ja sam oddałem się przyjemności napawania się naturą. Piękna pogoda , wiał leciutki wiatr ale świeciło słońce przez co nie było zimno. Uśmiechnięty mogłem kroczyć alejkami i przyglądać się ludziom. Głośne szczekanie mojego psa niestety sprowadziło mnie na ziemię. Czemu ona szczeka? Okazało się ,że znalazła sobie jakąś ofiarę na ławce która najwyraźniej nie chciała jej głaskać. Szybo skoczyłem w tamtym kierunku i złapałem psa za obrożę. Osoba z którą miałem do czynienia złapała kontakt wzrokowy i bardzo szybko go zerwała rozsmarowując krew po całej twarzy, zaraz.. Skąd tam była krew?
-Uh? Wszytko okay?-Nie byłem pewien co robić, urazy były czymś częstym w tańcu ale sam sobie bardziej potrafię pomóc .. Czemu ? Bo wiem co boli i ludzie zwykle mają trudności z określeniem miejsca bólu.
-Tak -Mruknięcie zza rąk wydawało się zbawienne.
-Nie wydaje mi się.. Chcesz iść przemyć twarz? Mieszkam blisko
-Nie..
-Czemu? Nie planuję cię zabić ani nic, chcę tylko żebyś nie chodził jak ofiara ataku mocno niestabilnego wampira.. -Ponownie naciskałem, No użyj swojego uroku Viktor.
-Spasuję, i tak zaraz znowu się ubrudzę -Kolejne mruknięcie.
-Okay to nie ruszaj się zaraz wracam -Ruszyłem biegiem w kierunku mieszkania, wygrzebałem butelkę wody, waciki i trochę maści na opuchliznę, nie wiem co mu jest skoro nie widziałem jego twarzy całkowicie tak? Okazało się ,ze się ruszył szedł alejką.
-Chyba nie umiesz słuchać co? Choć przemyję ci to -Pociągnąłem go lekko za ramię.
-Zostaw mnie.
-Zrobię to jak tylko upewnię się ,że nic ci nie jest okay? Serio -Ponownie pociągnąłem, zachwiał się lekko, no siłacz nie a co. Uległ i usiadł na wolnej ławce, odkręciłem butelkę i zamoczyłem pierwszy wacik , najdelikatniej jak potrafiłem jeździłem po twarzy nowo poznanego i zmywałem krew, miał obity nos ale lekko, tyle z obrażeń.
-Już? -Głos był teraz spokojniejszy.
-Uhu.. Posmaruje ci to i szybko zmaleje opuchlizna ale.. -Przyłożyłem palec z maścią do rany i usłyszałem syknięcie.
-Będzie szczypało -Dodałem odsuwając się.
-Uhu..czuję
-Nie ma za co.. -Potarłem kark dłonią , co teraz? Zwykle ...
-Już możesz pościć moją twarz -No tak, zapomniałem ,ze ciągle obejmowałem go pod brodą.
-Wybacz..Jestem Viktor -Uśmiechnąłem się i wystawiłem przed siebie rękę.
<Stasi?>

środa, 21 marca 2018

Od Stasa CD Viktor'a

Siedziałem przy książkach, niezbyt jednak zmotywowany. Ostatnio czułem się jak chodząca depresja - chociaż możliwe że się nie wyleczyłem w pełni? Westchnąłem cicho, drapiąc szczurka za uszkiem. Siedział na biurku, patrząc się na to, co robiłem. Patrzył się na mnie swoimi malutkimi oczami. Uśmiechnąłem się, sięgając do kieszeni do malutkiego woreczka ze smakołykami dla niego i... Kurde, nie było. Przeklnąłem pod nosem. Wstałem i skrzywiłem się gdy usłyszałem trzeszczenie krzesła. Ugh, nienawidzę takich dźwięków. Jakim w ogóle prawem one jeszcze istnieją? Wciąż mamrocząc pod nosem założyłem na ramiona tylko lekką kurtkę. Miałem ubraną fioletową koszulkę i zwykłe spodnie, które nawet dość dobrze wyglądały. Włosy trochę roztrzepane, sińce pod oczami. Ziewnąłem, ręką próbując ogarnąć kłaki. Niezbyt się udawało, więc się poddałem. Do kieszeni kurtki wrzuciłem trochę pieniędzy. Zakładałem już wygodne, sportowe ale i dobrze wyglądające buty kiedy przypomniałem sobie o Merlinie. Nie mógł siedzieć sam w pokoju, nie zamknięty w klatce. Westchnąłem.
- Sorki szczurku - pogłaskałem go krótko, po chwili wychodząc z pokoju. Minąłem hałaśliwych sąsiadów, którzy się o coś kłócili i zszedłem po schodach, przeskakując po kilka stopniach. Oczywiście na końcu musiałem się zjebać prosto na twarz. Syknąłem z bólu, podnosząc się z ziemi. Otrzepałem kolana z brudu i jak nigdy nic ruszyłem dalej. Szedłem powolnym krokiem, czując jak pulsuje mi nos. Dotarłem do parku. Było tu ładnie - zresztą, jak zawsze. Lubiłem czasami tutaj przychodzić. Usiadłem na ławce i zamknąłem oczy. Oddychałem tym rześkim powietrzem. Pory roku się zmieniały, pogoda też. Byle żeby gorąco nie było. Nagle usłyszałem szczekanie. Otworzyłem oczy i ledwo uniknąłem ataku psa. Wręcz pisnąłem i odsunąłem się na bok.
- Kur*a, głupi pies! Weź spadaj stąd! Głupia kupa kłaków która potrafi tylko szczekać - warczałem wręcz na psa, który z radością na mnie szczekał. W pewnym momencie poczułem jak kręci mi się w głowie, a ciepła ciecz wypływa z nosa. Zamrugałem zdziwiony, przystawiając dłoń do nosa. Odsunąłem i spojrzałem na palce.
- No nie - jęknąłem, patrząc na krew. Świetnie. Spojrzałem do góry, wprost na kogoś twarz. Zestresowany, czułem jak się lekko czerwienię. Nie miałem ochoty nikogo spotykać. Gdyby ten pies nie przyszedł, wszystko byłoby super! Przetarłem krew pod nosem dłonią, rozcierając ją na połowę twarzy. Boże, ale jestem głupi.

(Victor?)

wtorek, 20 marca 2018

Od Finneya CD Ursuli

Nie uciekła, więc jest dobrze. Nie ma się czym martwić, najgorsze masz już za sobą. Nie może stać się nic złego. Nie lubi psów, ale do kotów nie ma awersji, no i przeżyła fakt, że zjemy w czyimś mieszkaniu... To brzmi idiotycznie, ale po co mam się rozdrabniać, skoro za jednym podejściem mogę spełnić prośbę znajomej i zaserwować coś pysznego do zjedzenia? Kątem oka spojrzałem na Ulę, która powoli kroczyła za mną, a w pewnym momencie postanowiła się zatrzymać. Odrobinę mnie to zdziwiłem, ale uznałem, że po prostu nie chce się jej błądzić po całym sklepie i poczeka tutaj do czasu, aż skończę wybierać potrzebne produkty. Nie, pomyliłem się. Dziewczyna po prostu wzrokiem wracała do... regału ze słodyczami i najzwyczajniej świecie się zagapiła. Podrapałem się po policzku, nie wiedząc co dokładnie zrobić. Powinienem zapytać, czy coś potrzebuje? Ale czy to już nie będzie przypominać zakupów z matką, która co krok pyta, czy czegoś potrzebujesz, a następnie stwierdza, że nie ci czegoś nie kupi, bo szkoda pieniędzy. Zerknąłem do koszyka, w którym pojawiło się już mleko i trzy dżemy, brakuje tylko kremu czekoladowego i cukru z wanilią. Nie jest źle... Podszedłem do dziewczyny i dopiero teraz zauważyłem, że przez większość czasu wpatruje się w... czekoladowe chrupki? Nie ma przy sobie pieniędzy? Ach no tak, raczej nie spodziewała się tego, że będzie ich potrzebować. Czułem, że to poniekąd moja wina. Gdyby nie ja, żyłaby sobie swoim życiem i nie musiałaby cierpieć z powodu słodkości. Sięgnąłem po cukier i krem z półki, wkładając je do koszyka. Odsunąłem się odrobinę, a Ursula swym mało żywym krokiem, w dodatku odrobinę smętnym, ruszyła w kierunku kasy. Ech, gdyby naprawdę tego chciała, poprosiłaby, prawda? Dlaczego robisz takie problemy, czy coś złego ci zrobiłem? Nie licząc posiadania psa rzecz jasna...
– Potrzebujesz czegoś?
Słysząc mój głos, zatrzymała się w pół kroku i odwróciła niepewnie. Spoglądała, a to na mnie, a to na czekoladowe chrupki. Pokręciła głową, mówiąc, że obejdzie się bez. Zrozumiałem, że odrobinę się speszyła i już nie chciała patrzeć na moją twarz, a więc bez czekania postanowiła opuścić sklep. Westchnąłem ciężko i spokojnie podreptałem w stronę kolejki. Chciałbym również móc wyjść tak po prostu, ale cóż... Posądzą mnie o kradzież i będę mieć problemy, a tego nie chcemy, prawda?
Miałem wrażenie, że zabiłem możliwość rozmowy podczas drogi powrotnej. Nie, żeby cisza mi przeszkadzała, ale nie wiedziałem, co mam sobie myśleć o Ulce. Wyglądała, jakby chciała zamordować połowę świata, ale chyba zawsze tak wygląda... Mam nadzieję, że nie pogłębiłem tego uczucia, czy coś... Zacząłem szukać kluczy po kieszeniach, a kiedy udało mi się je wygrzebać, już było słychać głośne miauczenie pod drzwiami. Odrobinę to denerwuje. Wracasz do domku i nie masz chwili wytchnienia, bo jakiś futrzak pragnie miłości, zabawy... Nie no przepraszam, to całkiem miłe uczucie, wiedząc, że ktoś pragnie twojego towarzystwa. Nie Ula? Zaprosiłem ją do środka i omal się o nią nie zabiłem. Przykucnęła przy kocie, aby móc obdarować go głaskaniem.
– Bo jego właścicielka będzie zazdrosna – zaśmiałem się cichutko. – Chcesz mi pomóc przy naleśnikach, czy wolisz zabawę z kotem?

<Ursula?>

poniedziałek, 19 marca 2018

Od Viktor'a CD Cynthi

Pierwszy dzień lekcji przyjął mnie... hmm, no powiedzmy ,ze okay, nie byłem pewien gdzie co się znajduje ale jak to mawiał trener Gerard Franz?
-Koniec języka za przewodnika i huziaj Viktor ! -No więc podążając za tymi mądrymi słowami udało mi się wszędzie dotrzeć na czas, ba! Nawet siedziałem już z ludźmi przy stoliku! Nie powiem, byłem już kochany. Jedni patrzyli na mnie ze zdziwieniem a inni się po po prostu uśmiechali.
-Więc jesteś z rosji?
-Da ! -Kiwałem głową jak zabaweczka która zawsze siedzi w samochodach starszych panów. Ukryłem głowę w dłoniach kiedy miałem kolejną matemtykę, kto wymyślił 3 matematyki pod rząd w poniedziałek rano? KTO. Nauczycielka była bardzo miła, nie to że coś ale ile można no. Kiedy odezwał się upragniony dzwonek udałem się na kolejne zajęcia.
-Ej nowy ! -Głos zabrzmiał za moją osobą. Odwróciłem się piruetem i uśmiechnąłem.
-Tak? Ja?- Rozłożyłem ręce na boki ukazując swoją osobę w całej okazałości.
-Zostawiłeś telefon w klasie -W dłoń został mi wepchnięty mój dzwoniący i osoba zniknęła. Nawet się nie zapozna, pf. Jego strata, jeszcze mnie pozna. Skocznie udałem się na kolejne zajęcia a potem kolejne i kolejne i kolejne i.. Wolnosć. Pobiegłem do domu i szybko wypuściłem Machie na spacer, biedna psina cały dzień kisiła kartofelki. Kiedy psina się załatwiła ja ponownie skierowałem kroki do szkoły, akademii czy jak to kto zwał. Udało mi się wywalczyć salę na dwie godzinki więc mogłem potańczyć. Przebrałem się w przylegające legginsy i top, do tego coś ala baletki ale nie do końca. Rozgrzewka zajęła mi około godziny co pozostawiało godzinę na taniec. Rozpocząłem wszystko moim ulubionym "amelie " i przeskakiwałem na inne utwory. Kiedy skończyłem byłem spocony, zmęczony ale szczęśliwy, ociekałem potem. Nie chciało mi się za bardzo zmieniać stroju wiec podreptałem spokojnie w kierunku wyjścia popijając wodę z bidonu. Zapalone światło w jednej z pracowni przykuło moją uwagę. Otworzyłem drzwi i.. Znajdująca się na stołku dziewczyna zachwiała się na stołku. Odwróciła głowę i spiorunowała mnie zaspanym wzrokiem.
-Uh.. Sorry? Nie wiedziałem że cię tak wystraszę ! Jestem Viktor ! -podskoczyłem w jej kierunku, mój ubiór miał prawo ją odrobinę zrazić, przeponce ubranie i to do tego jedne z moich najbardziej obcisłych i prowokujących, ale uwielbiałem w tym tańczyć łączyłem się wtedy świetnie ze swoją kobiecą , uwodzicielską stroną.
-Czym ty.. Co ty robisz o tej godzinie w szkole? -Zmarszczyła brwi.
-Morduje niewinne dziewczęta, a tak serio to trenowałem na sali-Uśmiechnąłem się i ponownie pociągnąłem wodę.
<Cynthia?>

niedziela, 18 marca 2018

Od Czeslava CD Nory

Padłem na łóżko wciskając twarz w poduchę. Jezus i ja mam to wszystko spamiętać? Notatki napisane przez dziewczynę bezwiednie wypadły mi z ręki. Nieeee... ja nie dam rady. Tyle tego jest, jeszcze ta pieprzona gramatyka. Kto to w ogóle wymyślił?! Dlaczego nie możemy uczyć się na przykład czeskiego? Przecież to jest fantastyczny język! Westchnąłem cicho i przewróciłem się na bok, w momencie, gdy na łóżko wskoczył ten zafajdany sierściuch.
- Wypad śmierdzielu! - warknąłem i machnąłem na nią ręką - Zbliżysz się do mnie chodź raz, a obiecuję, że Cię ukatrupię!
Kotka prychnęła głośno i zaskoczyła cicho na ziemię. Z ogonem podniesionym do góry pomknęła w stronę kuchni i wskoczyła zgrabnie na parapet. Odwróciła się do mnie grzbietem i wyglądała przez okno.
- A gdzie ten Twój zafajdany właściciel się szlaja co? - mruknąłem siadając i opierając się o ścianę
Ze strony Miśka zniknęło sporo szpargałów, więc pewnie poleciał siedzieć w klubiku... heh, chociaż on ciekawie spędzi wieczór, a nie jak ja, nad nauką ,,języka zakochanych''. Że ten, że tamten... Zrzuciłem z siebie buty i podkurczyłem nogi. A gdyby tak, jednak odpuścić sobie? W końcu, bez spiny, są drugie terminy... Zgarnąłem pilota ze stołu i odpaliłem pudło. Może będzie coś ciekawego... Przeskakując z kanału na kanał, coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że to jednak pomysł bez pokrycia. Niedziela wieczór, a w pudle same romansidła dla starych bab. I po raz setny ta cała ,,Pretty Women''. Jezus ile razy można oglądać ten sam film? Bezwiednie wyłączyłem urządzenie i rzuciłem pilot na łoże WALtera, sam padając plecami na swoje. Jestem w stanie nawet leżeć tak przez kilka godzin i gapić się w sufit niż uczyć, tego zjebanego języka...
Z letargu wyrwał mnie nagle dźwięk telefonu. Niespiesznie wytargałem go spod pleców i zobaczyłem, któż to wydzwania po nocach. No tak...
- Czego chcesz szmatławcu? - zapytałem odbierając telefon
- Też Cię kocham Ches - odburknął Michael - Jesteś już w domu?
- Nooo, a co?
- Dałbyś Immi coś do jedzenia? Myślałem, że się szybciej uwinę, ale muszę jeszcze trochę zostać, a nie chcę, żeby siedziała tak długo z pustym żołądkiem...
- Gdzie jesteś? - przerwałem mu
- A co się tak interesujesz, co? - zaśmiał się - Uważaj, bo kociej mordy dostaniesz!
- Ja Ci sakra dam kociej mordy - prychnąłem - Twój kot będzie zdychać z głodu!
- Nie wygłupiaj się Ches - mruknął - Siedzę w pracowni i kończę obraz, więc bardzo Cię proszę...
- Dobrze dobrze, nakarmię ją, ale ostatni raz! - warknąłem - Coś jeszcze?
- Tak - powiedział - Uśmiechnij się, bo złość piękności szkodzi.
- Spadaj - z wściekłością wcisnąłem czerwoną słuchawkę
UGH! Jak ten człowiek potrafi mnie zdenerwować! Zerwałem się z łóżka i podszedłem do lodówki. Wytargałem jedną puszkę i ze wściekłością ją otworzyłem. Postawiłem ją na ziemi i wróciłem do siebie. Kocica po chwili zeskoczyła na dół i powąchała zawartość. Spojrzała na mnie z takim wyrzutem jakbym obraził jej pięć pokoleń wstecz.
- I czego się gapisz? - warknąłem - Albo żresz to co masz, albo zdychasz z głodu.
Kotka w odpowiedzi machnęła ogonem i wskoczyła z powrotem na parapet
- Twój wybór - wzruszyłem ramionami.
Walnąłem pięścią z całej siły w poduszkę. Patrzyłem jak powstały krater powoli powraca do pierwotnej pozycji... Nie czekając, aż powróci całkowicie, zacząłem walić w nią raz za razem. Miałem już tego dosyć. DOSYĆ! PO PROSTU DOSYĆ! Zacisnąłem mocno powieki i po chwili w poduszce miejsce pięści zastąpiła moja twarz... Leżałem tak bezsilnie i walczyłem z wewnętrzną złością, która najchętniej rozniosłaby całą okolicę w drobny mak...

~~~

Dźwięk przychodzącej wiadomości wyrwał mnie z półsnu. Otworzyłem szeroko oczy i po omacku wymacałem telefon. Oczy strasznie mnie bolały... no tak, zasnąłem z soczewkami... Mrużąc obolałe powieki z trudem odczytałem wiadomość.
> Śpisz?
Szybko wystukałem odpowiedź.
< Nieeee, coś się stało?
> Nie, tak tylko piszę
Spojrzałem na zegarek. Była druga w nocy. Rzuciłem okiem w stronę legowiska Michaela i zauważyłem, że ten gnojak pospolity śpi w najlepsze. Mmm chociaż spokój będzie.
< Jak się czujesz?
> W porządku.
> Jak tam francuski?
< Bardzo dobrze *skłamałem*
> Na pewno? Jakby co to mogę Ci jeszcze coś wytłumaczyć...
< Nieee, jest ok, wszystko ładnie mi rozpisałaś. Myślę, że będzie piąteczka!
> Naprawdę?
< Serio serio!
> To się cieszę <3
< A ty czemu jeszcze nie śpisz?
> Jakoś tak nie mogę zasnąć + panowie urządzają maraton w kołowrotku
< Ach tak... rozumiem... weź ich tam wyzwij, to powinni przestać
> Nieee, niech sobie biegają.
> A ty dlaczego nie śpisz?
< A tak jakoś... i siedzę nad francuskim, chcę jak najlepiej zaliczyć ten spr
> Rozumiem, mam nadzieję, że Ci się uda!

~~~~

Od trzydziestu minut siedziałem nad kartką i tępo patrzyłem się w zadania. Nie zdam. Ja po prostu nie zdam... Nie napisałem nawet jednego zadania... Rzuciłem kątem oka na Miśka, który siedział obok i notował jak najęty. Dlaczego... Spojrzałem przed siebie i praktycznie wszyscy siedzieli z nosami w swoich kartkach pisząc mniej lub bardziej zawzięcie. Westchnąłem cicho, złożyłem swój podpis na górze strony i odłożyłem długopis na bok. To nie ma sensu... Oparłem oba łokcie na blacie i podparłem dłońmi głowę. Modliłem się, żeby te piętnaście minut minęło jak najszybciej. Chciałem już wyjść z tego miejsca. Znaleźć się jak najdalej od tego języka...
- Dziesięć minut i zbieram kartki - rozszedł się głos nauczyciela - Kto skończył może już oddać.
Czym prędzej zgarnąłem torbę, kartkę i ruszyłem w stronę biurka nauczyciela. Razem ze mną wstało kilka innych osób, w tym Nora. Po kolei oddawaliśmy prace i wychodziliśmy z klasy.
- Jak Ci poszło? - zapytała dziewczyna, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz
- Nie zdam - jęknąłem
- A co z Twoją piątką? - przechyliła głowę na bok
- Jestem idiotą - pokręciłem głową - I-D-I-O-T-Ą
- Hej, nie poszło Ci tak źle z pewnością, przecież się uczyłeś...
- Ta jasne, nie napisałem, ani jednego zadania - mruknąłem
- Co? Dlaczego? - spytała zdziwiona
- Spojrzałem tylko na pierwsze polecenie... i to był koniec - westchnąłem - Idę do automatu kupić picie, idziesz ze mną?
- Mogę iść... Sprawdzian nie był taki trudny... Co się stało Ches?
- Nic się nie uczyłem - mruknąłem - Tylko tyle, co siedziałem z Tobą. A teraz po prostu spanikowałem. Mam dosyć...
- Ches....
Westchnąłem i przyspieszyłem kroku zaciskając pięść na pasku od torby. Już po wszystkim. Nie muszę martwić się przez najbliższe dwa dni, tym językiem... Ale ... angielski, hiszpański... O nie...
- Nora - mruknąłem cicho do dziewczyny - Ja chyba przeniosę się do innej klasy...

<Nori?>

Od Viktor'a

Kolejne pudło zostało wniesione do mojego nowego domu. Panowie z firmy przeprowadzkowej ciężko dyszeli i co chwilę robili sobie przerwy.
-To ja naszykuję wody ! -Podskoczyłem do kuchni i dopiero w środku doszło do mnie ,że nie mam szklanek.Wróciłem do salonu z butelką wody i szybko przekopałem pudła, odnajdując szklanki nalazłem do nich wody i postawiłem na małym stoliku.
-Czemu my nosimy?Jesteś pan facet więc możesz sobie wnieść !-Odezwał się jeden z nich.
-Nie mogę,przecież już wspominałem w drodze..Panowie wiecie jak bardzo doceniam waszą pomoc! Nie omieszkam coś tam wam dołożyć do zapłaty, naprawdę pragnę wam pomóc, ale moje biedne plecy -Dla potwierdzenia moich słów ułożyłem rękę na dole pleców i pomasowałem je.Tak naprawdę bolały mnie plecy i nie chciałem ryzykować urazu, szczególnie nie teraz kiedy miałem iść do nowej szkoły. Nie byłem fanem noszenia, tak dodatkowo więc kolejna wymówka miała prawo bytu. Młody uśmiechnął się i pokiwał głową.
-Poza tym, jesteście silni, nie widuje się często takich mięśni u byle kogo -Podszedłem do niego powoli i ułożyłem dłoń na bicepsie. Był naprawdę nieźle zbudowany, miał do tego ładny uśmiech. Niepewnie podniosłem wzrok i nawiązałem z nim kontakt wzrokowy, był raczej zadowolony, zero speszenia, a to fajna bestia !
-Naprawdę nie wiem jak mogę się odpłacić -Posłałem mu zaczepny uśmiech i cofnąłem sie ponownie. Głośne szczekniecie sprowadziło mnie na ziemię. Macha skoczyła na mnie i ponownie szczeknęła.
-Pies głodny czy pies znudzony? Jakieś pół godzinki i idziemy na spacer zgoda?-Poklepałem brązową głowę i patrzyłem jak odchodzi na kanapę. Grzeczny piesek. Sam padłem na kolana obok jednego pudła i powoli wyciągałem niezbędne do życia składniki, czyli zdjęcia miejsc i ludzi. Ponownie pojawili się robotnicy, ten najmłodszy spojrzał na mnie z uśmiechem i postawił karton obok mnie. Podniosłem wzrok dalej klęcząc i jeden z kącików moich ust uniósł się.
-Mogę ci jakoś pomóc?- Zapytałem i przygryzłem wargę. Zamarł i przeniósł rękę na kark.
-Nie, chyba nie, może ja tobie mogę? Nie przedstawiłem się, jestem
-TEO ! KOŃCZYMY CHOĆ -Chyba jego ojciec wydarł się z pod samochodu.
-Jestem Viktor -Posłałem mu kolejny uśmiech kiedy wychodził. Podniosłem się i poszedłem po portfel, wyciągnąłem obiecaną sumę i parę dodatkowych banknotów. Wyszedłem przed dom i oparłem się o białego vana na którym wielki czarny napis głosił : Przeprowadzki 555555052.
Szef tego wszystkiego podszedł do mnie i odetchnął.
-Wszystko wniesione, robot wykonana -Kiwnął głową.
-Dziękuję.. To zapłata i dodatek, nie jest wielki ale mam nadzieję ,że satysfakcjonujący -Uścisnąłem jego szorstką od pracy dłoń i wróciłem do siebie, Machi skoczył i głośno zaskomlał.
-Tak tak, pamiętam ! -Zapiąłem go szybko w szelki i ruszyłem na spacer.

<spotkam kogoś?>

Nowy uczeń!

Viktor Gerazy Machia
Ksywka: Gerwi, Viktor, Viki, Gerwi, Gej
Wiek: 21 lat
Klasa: 4a

sobota, 17 marca 2018

Od Nory CD Czeslava

Poczułam jak moje usta wykrzywiają się w mocnym uśmiechu na wieść o spodniach Cześka.
Co za chłopak... Nie mogłam uwierzyć w to, że jego spodnie wylądowały za oknem. Może gdyby je nie zamknął, a zostawił otwarte, to oboje byśmy się zorientowali szybciej.
Kiedy napisał zapytanie o język francuski, mój uśmiech stał się jeszcze większy. A jednak poprosił o pomoc.
< Nie musisz teraz, podrzucisz mi w poniedziałek do szkoły
< No i pewnie. W miarę możliwości pomogę – odpisałam bez zastanowienia.
> Dekuji! Nori, jesteś najlepsza
Zaśmiałam się pod nosem i przygryzłam policzek.
< Nie no...
> No co no? Tylko się ze mną nie kłóć, bo ze mną to się nie dyskutuje
Przewróciłam oczami i westchnęłam cicho.
< Dobrze, dobrze, skoro tak uważasz..
< W takim razie widzimy się jutro?
> Tak, jeszcze ci dam znać o której
> Ale na pewno nie wcześniej niż o 13... Co jak co, ale w niedzielę nikt mnie wcześniej nie wyciągnie z łóżka
< Okaaay ^^ nie ma sprawy. To do jutra~
**
Spojrzałam na zegarek wiszący nad drzwiami, ubierając szary płaszcz. Wskazówki układały się w równe w pół do pierwszej. Miałam więc trochę czasu na wyjście i zjedzenie czegoś ciepłego albo na miejscu, albo dopiero w domu. Rozejrzałam się jeszcze po pokoju. Okna zamknięte, klatka również, światła zgaszone; pomacałam kieszenie spodni i bluzy - telefon i słuchawki są, klucze pod ręką. Wszystko było, więc mogłam wychodzić. Migiem wyszłam z pokoju, zakluczyłam drzwi i czym prędzej podreptałam do wyjścia z akademika.
Właśnie wkładałam słuchawki do uszu, kiedy już włączoną muzykę przerwał alert. Wzdrygnęłam się, o mały włos nie upuszczając telefonu. Zaklęłam w myślach, czując rozchodzące po całym ciele ciepło. Jak się okazało, o prawie zawał serca przyprawił mnie Czesiek.
Zmarszczyłam brwi i odczytałam wiadomość.
> Hej, Nori, jesteś wolna?
< Umm nie bardzo, właśnie wychodzę coś zjeść, bo w lodówce pustki
< A ty już na nogach?
> Taaa... pewien sierściuch zapewnił mi wcześniejszą pobudkę -_- głupi kot... kiedyś go spakuję i wyślę do Chin, tam go zjedzą ze smakiem
> I ooo, co będziesz dobrego szamać?
Zaśmiałam się, a mój głos odbijał się echem po długim korytarzu.
< XD a tam to nie jedzą psów?
< Jeszcze nie wiem. Chciałam coś szybkiego, by móc się z wszystkim wyrobić
> A čurak ich tam wie, byle bym już nie widział tego kudłacza na oczy
> Hmm, w sumie też bym coś zjadł
< Poczekać na ciebie? – zatrzymałam się, będąc już na parterze akademika, tuż przed wyjściem.
< Bo jeszcze nie wyszłam na zewnątrz
> Pewka, to ja lecę się zbierać!
Schowałam telefon do kieszeni i wydęłam usta. Hmm, może by tak podejść pod pokój chłopaków? W sumie, lepszy jest powolny spacer do męskiej części niż stanie czy chodzenie w kółko z nadzieją, że Czesiek zjawi się jak najszybciej. Powolnym krokiem, ze słuchawkami w uszach wspięłam się po schodach prowadzących na piętro męskiego dormitorium. Tylko teraz pytanie - w którym pokoju mieszkali chłopcy? Czesiek kiedyś wspominał numer mieszkania. Ale co to był za numer? W pamięci zaświtała mi tylko liczba 2.
2...
20...
Dwieście ile?
„Nooo tooo pięęęknieee” – zanuciłam w myślach, stojąc przed korytarzem na drugim piętrze. Tutaj pokoje zaczynały się od magicznej dwójki. Ostrożnie, jakbym wkraczała na terytorium wroga przechodziłam obok kolejnych drzwi. Ściągnęłam słuchawki i schowałam je do kieszeni płaszcza. Korytarz był podobnie cichy jak w żeńskiej części, więc z łatwością mogłam nasłuchiwać, co działo się za każdymi drzwiami. Przez chwilę nie słyszałam nic prócz własnego oddechu, ale szybko się to zmieniło. Tego głosu... tej intonacji głosu nie da się pomylić z nikim innym.
Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na numerek. Dwieście osiem. No tak! Faktycznie tą liczbę wspomniał chłopak. Przełknęłam ślinę i zapukałam, a drzwi niemalże od razu  otworzył mi rudzielec.
– Heej – przywitałam się od razu z delikatnym uśmiechem. Ten od razu wyszczerzył swoje białe zęby.
– Nori! Siemasz!
Mój uśmiech powiększył się po ujrzeniu tego ogromnego szczerego szczęścia.
– To co? Może zaprosisz mnie do środka?
Zamrugałam kilka razy i uniosłam brwi wysoko, wybita z wątku. W tle pokoju usłyszałam rechoczącego Michaela. Wysoki blondyn podszedł do Cześka i klepnął go porządnie w plecy. Ten aż wydał z siebie jęk bólu i zgiął w pół.
– Taki zakochany, to gada głupoty.
– A idź ty padalcu jeden! – odwrócił się do Miśka i sprzedał mu kuśtańca w brzuch. No i oboje stali tak zgięci i jęczący.
Splotłam dłonie za plecami z zakołysałam się na piętach.
– Mmm...
– Nori! – wyprostował się nagle rudowłosy. – Wejdź – zaprosił mnie ruchem dłoni do środka. – Ja się szybko ubiorę.
Pokiwałam głową, wchodząc do środka. Stanęłam przy drzwiach, by nie wchodzić w butach i rozejrzałam się po pokoju. Był znacznie, znaaaaaaacznie większy od mojego czy innych uczniów... przynajmniej z tego co się orientowałam. Włożyłam dłonie do kieszeni i podparłam się o ścianę. Czesiek dawno zniknął w łazience, a Michael w kuchni, skąd usłyszałam jego wołanie.
– Napijesz się czegoś, Nori?
Po chwili chłopak wyszedł zza ściany z dwoma butelkami w dłoniach. W jednej trzymał dwulitrową butelkę coli, w drugiej karton soku.
– Nie, dziękuję, napiję się czegoś na mieście.
– Uuu, a gdzie wychodzicie? – uśmiechnął się i wycofał z powrotem do kuchni. Już chciałam odpowiedzieć, kiedy przerwał mi drugi z chłopaków.
– Nie twoja sprawa, padalcu jeden... – Czesiek wyszedł z łazienki, zakładając przez głowę grubą, fioletową bluzę. Przeczesał gęste włosy dłonią tak, że każde kłaczki stały mu w górze. – Gotowy!
Uśmiechnęłam się delikatnie i po odepchnięciu się od ściany, chwyciłam za klamkę. Zanim zdążyłam otworzyć drzwi, chłopak już miał ubrane buty. Oboje wyszliśmy, żegnając się z Michaelem, który pożegnał nas pięknymi słowami:
– Udanej randki!
**
“Dlaczego dzieci są tak irytujące?” – spytałam się w myślach, widząc jak blond włosa dziewczynka ubrana w przesłodzony, różowy sweterek i opaskę z kokardką większą od jej głowy, co chwila uderza sztućcami o talerz, bawiąc się jedzeniem i krzyczy z radości.  Hałas jaki panował od jej zachowania powoli wypełniał mój pusty umysł i odbijał się echem, zasiewając ziarenko bólu głowy. Zacisnęłam powieki tak mocno, aż zaczęły boleć. Jej matka co chwilę upominała, prosiła o spokój, jednak dziewczynce musiało sprawiać  niezmierną radość, bo uśmiech nie miał zamiaru spełznąć z jej pulchnej, zarumienionej twarzyczki ani na chwilę.
Dlatego nigdy nie przepadałam za tymi małymi stworkami. Nie dość, że wszystko uważają za zabawę, to jeszcze ciężko jest je uspokoić nie powodując płaczu. O ile dorośli jeszcze zachowują się normalnie, to te przeklęte nasienia szatana szaleją, jakby codziennie karmiono je z rana dwudziestoma kubkami kawy. Czy tylko ja byłam spokojnym dzieckiem te kilkanaście lat temu?
– Uszy mi zaraz pękną od tych wysokich dźwięków – jęknęłam, odkładając kartę z menu na stolik.
Podparłam głowę na dłoniach i spojrzałam na Cześka. Zaskoczyło mnie to, że ten patrzył się na mnie zza książeczki. Uniosłam jedną brew.
– Mmm.. – zamruczał i wbił wzrok w menu. Przekartkował je kilka razy i znowu spojrzał na mnie.
– Hmm? Wybrałeś coś?
– Mmm...
– Noo... wybierz co chcesz, zapłacę – rzuciłam bez większych emocji, otwierając kartę i czytając wszystko od nowa.
– Co?
– Chyba wezmę jakiś makaron...
– Nori
– Tak? – poniosłam wzrok.
– Wiesz, że nie musisz...
– Wiem, ale chcę się jakoś odwdzięczyć, a teraz jest okazja.
– Odwdzięczyć? – zmarszczył brwi. – Za co niby?
– A za ostatni wypad do baru – chrząknęłam cicho i przewróciłam następną stronę. – I za shakea na samym początku znajomości. No i tak... ogólnie. Możemy tez to podpiąć pod przeprosiny... – zastanowiłam się przez chwilę. – Eee, po prostu coś sobie wybierz.
Od strony chłopaka usłyszałam ciche westchnienie. Po raz setny zajrzał w kartę. Wybierał jeszcze chwilę, nie mogąc się zdecydować. Ostateczny wybór padł na lasagnę i szklankę coli, kiedy kelnerka podeszła po zamówienie. Ja natomiast wybrałam łososia.
Po odejściu dość młodej dziewczyny razem z kartami przez jakiś cza z Cześkiem nie mogliśmy znaleźć tematu do rozmów. Siedzieliśmy więc w ciszy, ja zajęta skubaniem serwetki, a Ches, jak się okazało - przeglądaniem memów na telefonie, bo co chwile pokazywał mi nowe. Rozejrzałam się po lokalu w poszukiwaniu czegoś, co choć na chwilę przykuje mój wzrok. I nie zawiodłam się. Moją uwagę przyciągnęło dziecko, które wcześniej tak mnie irytowało. Kobieta złapała dziewczynkę kurczowo za rękę i pośpiesznie ruszyła do wyjścia, choć blond włosa wyraźnie tego nie chciała. Zapierała się krótkimi nóżkami i wskazywała na coś ręką, krzycząc przy tym i łkając. Spojrzałam na innych wokoło. Nie tylko moją uwagę przyciągnęła matka z córką - patrzyło się na nie większość klientów.
– Proszę bardzo – odezwała się nagle kelnerka, kładąc przed nami gotowe dania.
Podziękowałam i lakonicznie chwyciłam za sztućce. Czesiek już kroił i przeżuwał swój makaron. Uśmiechnęłam się pod nosem. przypominając sobie jak kiedyś siedzieliśmy tak na szkolnej stołówce. Chłopak wtedy z podobnym apetytem wsuwał zawartość talerza. Nabiłam na widelec kawałek ryby z ziemniakami w momencie, w którym poczułam wibrujący telefon.
Westchnęłam cicho i odłożyłam widelec, by móc wyciągnąć telefon z kieszeni bluzy. Spojrzałam na ekran i przewróciłam oczami. Odrzuciłam połączenie i odłożyłam telefon na bok. Po chwili ekran rozświetlił się, tym razem informując o nieprzeczytanej wiadomości.
– Co jest? – spytał Czesiek, wypijając pół szklanki coli na raz.
Zmarszczyłam nos i odblokowałam telefon. Zgrabnie i szybko odpisałam na smsa.
– Matka – mruknęłam, wkładając do ust tak długo wyczekiwane jedzenie. – Jak zwykle zjebka dlaczego nie odbiertam telefonów, przy okazji pyta się o samolot - czy wszystko załatwione, czy by mi w czymś nie pomóc, a czy dzwoniłam do ojca, bla, bla, bla...
– Oh... Samolot?
– Yhym... Wylatuję na czas świąt do Norwegii – powiedziałam bez emocji, wpatrując się pusto w ciemny ekran telefonu. Na sama myśl o tym, że kilka dni będę musiała jeździć po rodzinie i spędzać czas z tą kobietą aż chciało mi się płakać. – A na sylwestra – pomimo wcześniejszych myśli uśmiechnęłam się mimowolnie – lecę do Amsterdamu, do taty.
– Och... Czyli nie zostajesz w akademiku? – spytał się z nuta smutku w głosie. Spojrzałam na niego ukradkiem. Chłopak ewidentnie posmutniał. Czyżby chodziło o mój wyjazd...?
– Niestety – odpowiedziałam, spuszczając głowę i krojąc kolejne kawałki ryby.
– Lecisz do Amsterdamu? Ale to w Holandii, prawda? Myślałem, że mieszkacie w Norwegii...
– „My” jak „my”... – westchnęłam. W Norwegii mieszka matka... choć z tego, co mi wiadomo, to chce wrócić do Czech... Ojciec od kilkunastu lat mieszka w Holandii.
Czesiek przełknął kawałek mięsa i zmarszczył brwi.
– Emm... – przygryzł wargę – twoi rodzice są rozwiedzeni? – zapytał ostrożnie, jakby nie chciał nadepnąć na odcisk. Uśmiechnęłam się do niego i podparłam głowę o wierzch dłoni. Dla mnie jakoś nigdy rozstanie rodziców nie było tematem tabu.
– Yup i od dobrych... Mmm, no rozwiedli się jak miałam trzy, możne cztery lata...
– Yey... Ale to ten... Bo tak trochę nie rozumiem – chłopak zwiesił głos. – Bo twój tata mieszka praktycznie na drugim końcu kontynentu i no ten... Wiesz o co chodzi prawda? – zaśmiał się i podrapał po brodzie.
– Nie no... – uśmiechnęłam się, odsłaniając zęby. – Nie przesadzajmy, to nie aż tak daleko. Z opowieści rodziców wiem, że tata często wyjeżdżał do Amsterdamu czy Sztokholmu w interesach, a matkę zostawiał nawet na kilka miesięcy w Norwegii. Ogólnie coś między nimi zawsze było nie tak. – Oparłam się wygodnie o krzesło i zaczęłam dłubać w sałatce – Ile razy tata opowiadał mi historie, w których matka pokazywała swój charakterek. Pewnego dnia po prostu rzucił wszystkim i powiedział, że on się dalej kłócić nie zamierza. – Nabrałam na widelec kolejną porcję łososia i salaty. Czesiek tylko kiwał głową i popijał colę łyk za łykiem. – Nooo... to załatwili sobie rozwód i bach! Nie ma rodzinki. Całe dzieciństwo spędziłam na jeżdżeniu tam i z powrotem, ale nie miałam co narzekać, zwłaszcza jak leciałam do Holandii. Zdecydowanie wolałam i nadal wolę spędzać czas z tatą niż z matką...
Wzięłam w dłoń szklankę soku i upiłam łyk. Dawno nie powiedziałam tyle za jednym razem... i to jeszcze bez zająknięcia się... i to o sobie...
„Oj dziewczyno, zmieniasz się.”
– Aż tak nie lubisz mamy?
– Nie znoszę. Jest zbyt... fałszywa.
Chłopak uniósł brwi w geście zdziwienia, jednak głos był przepełniony ciekawością.
– Fałszywa?
– Fałszywa. Wiesz, przy wszystkich jest super kochającą mamusią, a jak przychodzi co do czego, to robi mi awantury o największe drobiazgi. – znowu zaczęłam grzebać w jedzeniu. – To często rodziło między nami większe konflikty.
Ches zaczął brechtać się pod nosem.
– Oh, Nori, nawet nie wiesz jak to znajomo brzmi.
Do stolika podeszła kelnerka z zapytaniem, czy może wziąć puste naczynia. Oczywiście widząc, że każde z nas skończyło jeść oddaliśmy wszystko, co leżało na stole.
– Hm? Też miałeś spiny z rodzicami? – zapytałam, kiedy kelnerka oddaliła się.
– Heh, u mnie to chyba trochę bardziej skomplikowane – uśmiechnął się. – Z całą rodziną. Ale bardzo dobrze cie rozumiem.
– Oh... było... aż tak źle?
– Uhum... wiesz, bycie powodem wszystkich problemów i kłótni, daje piękne pole do popisu na przestrzeni lat. Eh... tyle tekstów ile się usłyszało nie pomieścili by żadni skrybowie w biblii.
– Czyli nie jestem jedyna, która nasłuchała się nieprzyjemnych słówek...
– Taaa... No nic – chłopak wyprostował się i schował dłonie w kieszenie bluzy. – Zbieramy się?
– Aż tak ci się śpieszy do nauki francuskiego? – zaśmiałam się po czym pokiwałam lekko głową.
Odpowiedział mi ciąg jękliwych dźwięków i nagła niechęć na twarzy chłopaka, jednak nie obijając się, zapłaciłam na posiłki, ubraliśmy się i wyszliśmy powolnym krokiem prosto do akademika.
**
– Moją pomoc w nauce zacznę od pytania, czy w ogóle wiesz z czego jest ten sprawdzian?
Chłopak spojrzał na mnie i zacisnął usta w linię. Odwrócił wzrok na sekundę.
– Mmm... Z drogi...? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Pokiwałam lekko głową, czując jak na usta nasuwa mi się uśmiech.
– Tak. Wiesz z czego jest sprawdzian... a już myślałam, że będę musiała spisać cie na straty – zaśmiałam się, tłumiąc śmiech dłonią.
– Hej! – obruszył się i posłał mi kuśtańca w żebra. Skuliłam się, dalej śmiejąc. – Nie doceniasz mnie.
– Nieprawda – powiedziałam przez śmiech. – Ale dobra, dobra, teraz się skup. – Przeciągnęłam się i usiadłam obok niego, trącając chłopaka całym bokiem.  Rozłożyłam przed nami kserówki z ćwiczeń, i otworzyłam zeszyt na odpowiednich notatkach. – Masz szczęście, że dział dotyczący drogi składa się głównie ze słownictwa, więc wklepiesz tutaj słówka i wyrażenia – poczochrałam go po włosach – i już jesteśmy w połowie drogi
– Słownictwo... – zamruczał chłopak, kiedy moje paznokcie dotknęły jego skóry głowy. Muszę się przyznać, że jakoś spodobał mi się ten widok. – Czyli gramatyki nie będzie?
– Niestety będzie jej trochę – chłopak posmutniał – jednak w tym dziale jest ona bardzo prosta. Wszystko ci ładnie rozpiszę.
– Uhuum.
– Może najpierw słownictwo i wyrażenia. – Wyrwałam z notatnika jedną kartkę i równolegle z tym co mówiłam, notowałam najważniejsze rzeczy. – Podstawowymi czasownikami, jakich używamy są czasowniki aller - iść, continuer - to łatwo skojarzyć z angielskim kontynuować, tourner - skręcić, prendre - co dosłownie oznacza „brać coś”, ale jak wiesz, lub nie, Francuzi nadużywając tego określenia. W tym przypadku będzie oznaczać wzięcie taksówki czy busa lub wejście w jakąś uliczkę. Nadążasz? – spytałam, obracając głowę w stronę Cześka. Ten patrzył uważnie w słowa które notuje i pokiwał lekko głową. – Dobrze. Następnie faire - oznacza "robić", ale tutaj będzie potrzebne do wyrażenia, np. "przejść kilkaset metrów", traverser - skojarz sobie ze słowem "trawersować" czyli przechodzić i ostatni suivre - podążać. Wszystkie te czasowniki, poza allez, faire i suivre są czasownikami pierwszej grupy, spójrz, mają końcówkę -er, czyli przy odmianie usuwasz tą końcówkę i zastępujesz ją odpowiednią dla danej osoy. Zapisać ci je?
– Uhuum...
– Osoby pamiętasz, prawda?
Pokiwał głową.
– Dobrze, więc dla Je: końcówka -e, tu: -es, il/elle: -e, nous: -ais, vous: -ez, ills/elles -ons. Te dwa czasowniki sa nieregularne, więc je musisz się wyuczyć na pamięć, ale na szczęście głównie tylko przy tych dwóch osobach – wskazałam mu palcem.
I tak tłumaczyłam mu wszystko, co wiedziałam od podstaw. Czasami musieliśmy wracać do notatek z poprzedniego roku, bo jak się okazało, chłopak kompletnie nic nie pamiętał, albo w ogóle nie wiedział. Tak więc na samą powtórkę i wyjaśnienie poświęciłam grubo ponad godzinę. Przez kolejne pół godziny pytał o wszystko, czego nie zrozumiał - a było tego trochę. W miarę możliwości, tłumaczyłam najprościej jak tylko potrafiłam, ale nie byłam pewna, czy to faktycznie działało, bo niekiedy tłumaczenie szło mi ciężko... Nauczycielka ze mnie na pewno nie wyrośnie.

<Czes? D: >

OD Czeslava CD Michaela

- A co ty na to, by zrobić sobie męski wieczorek w pokoju? - wyszczerzyłem się i chrząknąłem - Przepraszam, zapomniałem... męski i pół wieczorek
- Czy ty mi coś insynuujesz sznyclu? - uniósł brwi wysoko 
- Może - wytknąłem język i zeskoczyłem z łóżka - pragnę Ci przypomnieć, że to ty latasz w sukienkach, nie ja..
- Ja Ci dam w sukienkach! -warknął - Ile razy mam Ci powtarzać, że to jest fartuch, żebym się nie ubrudził podczas malowania?!
- Tak tak, tłumacz się - zaśmiałem się - Przynajmniej masz w nim zgrabne nóżki
- Ches... no nie podejrzewałbym Cię o takie stwierdzenia - wyczułem konspiracyjny ton w jego głosie
Odwróciłem się i spojrzałem wprost w te ślepia przepełnione wrednością. A więc to tak...
- Cóż, ja tylko powtarzam słowa zasłyszane od jednego jegomości - uśmiechnąłem się - Baaaaaardzo chciał dostać Twój numer.
- Nie zrobiłeś tego... - zmrużył oczy
- Może - uśmiechnąłem się niewinnie i odwróciłem z powrotem do lodówki
- Nie śmiałbyś...
- Dlaczego niby? Do dziewczyn Cię w ogóle nie ciągnie, to pora, abym ja wziął sprawy w swoje ręce i znalazł sobie bratową, albo bratowego... W sumie fajny bratowy nie byłby taki zły. Wiesz, można by pogadać z nim na męskie tematy, nie latałby co pięć minut do kibla, po wypiciu piwa, nie jęczałby, że to jakieś tam ciuchy za drogie... Bratowy to nie  byłby taki zły pomysł.
- Czy ty słyszysz sam siebie? 
- Bro, ja się tutaj o Ciebie troszczę - powiedziałem schylając się do zamrażalki i wyciągając kostki lodu - Nie może być tak, że zostanie ,,Misiek - stary panicz z kotem'' błagam Cię, miej ty szacunek do samego siebie. Psa byś chociaż wziął.
- Może od razu myszki co? - warknął - To jest dopiero męskie zwierzątko
- Wiesz myszki to jego najlepszy możliwy okaz męskości - zacząłem - Są odpowiedniej długości, grubości i ruchliwości. Większość lasek piszczy na ich widok, dzięki czemu wiesz jakich ciotek unikać. Gdy znajdziesz już taką, która nie będzie się bać takiego ,,potwora'' to po prostu dajesz jej mysz do ręki i patrzysz jak się z nią obchodzi... w końcu, tu chodzi o twój interes, czyż nie? Po za tym, jeśli twoja mysz ją polubi, to i ON też będzie jej przychylny... myszki wiedzą, które łapki robią dobrze
- Powtórzę... Czy ty słyszysz sam siebie? - w jego głosie dało się słychać kompletne zrezygnowanie
- Ja Ci tylko sprzedaję patent na życie - wzruszyłem ramionami
- A ten - znowu wyszczerz w głosie - jak Norka i myszki?

                                 

Zastygłem w połowie czynności wrzucania lodu do szklanek. Odwróciłem powoli samą głowę i mój wzrok spotkał się z perfidnym niemieckim lenniaczem. Uśmiechnąłem się lekko
- Nitro i Pax ją uwielbiają 
- Hehehehehe
- Ty już sobie zbyt wiele nie wyobrażaj - spoważniałem i spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek - Dla twojej informacji, ja przynajmniej mam kontakt z dziewczynami... ludzkimi dziewczynami!
- Tak jaaaaasne
- Ja nie będę z Tobą dyskutował - wrzuciłem lód do szklanek i zalałem trunkiem. Wziąłem przygotowane napoje i podszedłem do Miśka - Masz i się udław
- Nawzajem - uśmiechnął się - I co będziemy tak siedzieć w ciszy i chlać?
- To nie jest taki zły pomysł - pokiwałem głową - dorzuciłbym jeszcze wyrzucenie tej paskudy za drzwi - spojrzałem na Miśka - a Immi można zamknąć w łazience.
- JA CI DAM PASKUDY - zamachnął się ręką na mnie, ale uniknąłem ciosu przesuwając się na drugi koniec łóżka i rechocząc pod nosem
- Już się tak nie denerwuj - rzuciłem w niego pilotem - Weź lepiej odpal pudło i zobacz, czy nie lecą jakieś ciekawe filmy... może kabarety uda Ci się znaleźć.

Michael?





czwartek, 15 marca 2018

Od Sebastiana CD Kastielle

Siedziałem jeszcze chwile na łóżku po czym zwlokłem się na dół. Złapałem koszulę i szybkim ruchem ją założyłem. Zacząłem ją zapinać guzik po guziku, a po udanym zadaniu wróciłem do pakowania się. Kasti klęknęła przy mnie i zaczęła składać ubrania. Kiedy znaczną większość udało się wepchać do dużej walizki poszedłem do łazienki, aby zabrać szczoteczkę i pastę, no i moje szampony, grzebyk.. i, kupione przeze mnie ręczniki no i... yy.. mydło. Po moich „dzikich” łowach wróciłem do pokoju, przy okazji mijając Vivone.
- Przyniosłem rzeczy... – po chwili namysłu dodałem – więcej rzeczy.
Kasti na mnie spojrzała niedowierzając, że za pewne mam więcej rzeczy niż ona.
- No co? – mrugnąłem kilka razy niewinnie – to już nawet jako mężczyzna nie mogę o siebie dbać?!
Śnieżynka zachichotała i się podniosła.
- Oczywiście że możesz – dalej się podśmiewała.
- Masz uroczy śmiech.. – podszedłem i przytuliłem ją od tyłu.
Staliśmy tak chwilę w bezruchu, gdy za nami było słuchać głośne „ykhym”.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale miał się pan wynosić, czyż nie? – spojrzał Vivone.
- Tak, tak.. jasne – odsunąłem się od dziewczyny, aby wyjąć jeszcze jedną walizkę.
Niemiec odszedł skocznym kroczkiem, a ja spakowałem rzeczy, które przyniosłem z łazienki. Zostało jeszcze jedno – pies.......... oczywiście, że nie włożę go do walizki, co wy myślicie! Jego akcesoria, szczotki, smycz, obroża, szelki, legowisko, czy nawet dwa, ubranka, jego hipsterka bluza... no i oczywiście on sam. Spakowałem wszystkie rzeczy do walizki gdzie wcześniej pakowałem akcesoria do pielęgnacji po czym zamknąłem ją.
- Jestem gotów! – uśmiechnąłem się.
~*~
Dom Kastielle, teraz w sumie nasz dom. Timon wyciągnął z bagażnika walizki, chciał je już zanieść do środka, jednak ja go powstrzymałem. Złapałem rączki od walizek i zaniosłem, niestety, ale musiałem poczekać, aż Kasti otworzy drzwi.
Po chwili doczłapałem się i odstawiłem do środka.
- Gdzie zanieść – spytałem patrząc na ukochaną.
<Śnieżynka? Nie wiem jak to opisać XD>

środa, 14 marca 2018

Od Czeslava CD Nory

- čurak - rzuciłem w stronę chłopaka i usiadłem po turecku pod ścianą, krzyżując ręce na piersiach - Przyniosłeś chociaż grę?
- Oczywiście - powiedział wskazując dłonią na stół - Ale chyba z grania nici, ja was może lepiej zostawię samych.
- Nawet się nie waż - wycedziłem przez zaciśnięte zęby - Wyjdziesz, a informuję Cię, że Immi zaliczy jaskółczy lot przez okno.
- Ej, ale Immi w to nie mieszaj!
- Chłopcy... - powiedziała Nora, od razu spojrzałem na nią - Proszę przestańcie się kłócić.
Burknąłem cicho, a Michael w międzyczasie usiadł na skraju łóżka i zaczął rozpakowywać grę
- Mogłeś dać chociaż znak życia, gdzie jesteś - powiedział po chwili - Nastraszyłeś mnie rudzielcu
- Spoko
- Ches... - powiedziała Nora  - Dlaczego nic mu nie powiedziałeś? Było tyle czasu, gdy mogłeś mu napisać...
- I ty przeciwko mnie? - zmrużyłem oczy - Byłem bardziej zajęty Nitro, tak? Co miałem zostawić umierającą mysz tylko po to, żeby napisać, mu, że siedzę u Ciebie? Po za tym miałem wrócić do siebie...
- Ale nie wróciłeś - wtrącił chłopak
- No nie wróciłem, bo zasnąłem - przewróciłem oczami - To nie było planowane, ok? Po za tym to nie twój interes...
- Właśnie, że mój! - nagle po podłodze rozsypały się pionki i domki do gry
- Ciapa - rzuciłem - Ty lepiej byś znalazł sobie laskę i nią się zajmował - uśmiechnąłem się szeroko
- Nie przesadzaj - spojrzał na mnie groźnie, ale jego aktualna pozycja w klęczkach na podłodze zdecydowanie osłabiła efekt - I wytłumaczysz mi, co ty masz na sobie?
- Piękne spodnie - uśmiechnąłem się - ostatni krzyk mody, co nie podobają Ci się?
- Mmmmm, czy to są Twoje spodnie? - spojrzał na Norę
- Uhum...
- Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co tutaj się działo...
- To się nie dowiesz - powiedziałem
- Ej, no chcę wiedzieć! - powiedział oburzony
- Zgubiłem swoje, i tyle - westchnąłem
- Jak...
- Bro, nie mam bladego pojęcia, gdybym wiedział, to siedziałbym teraz w swoich gaciach, a ty nie zadawałbyś głupich pytań - warknąłem - Lunatykowanie coś Ci mówi?
- Że ty? - zaśmiał się - Przecież ty nie lunatykujesz, ty na chwilę zmartwychwstajesz, a potem znowu padasz jak długi. Nie gadaj, że postanowiłeś w nocy zrzucić z siebie gacie i ubrać spodnie Norki
Chrząknąłem znacząco.
- Nieeee nie wierzę - wybuchnął śmiechem - Nora, czy ja dobrze się domyślam, że obudziłaś się rano i zobaczyłaś tego rudzielca w samych gaciach?
Milczenie dziewczyny potraktował jak potwierdzenie, bo wybuchł jeszcze bardziej gromkim śmiechem. Po chwili przyłożył polik do podłogi i zajrzał pod łóżko, by po paru sekundach wyprostować się z powrotem.
- Oj Ches Ches, no nie podejrzewałem Cię o takie zapędy - uśmiechnął się - A ty Nori nie wyrzuciłaś, go z łóżka?
- A skąd wiesz, o której ona wstała? - zmarszczyłem brwi
- Fejs prawdę Ci powie - puścił oko - Widziałem, o której była aktywna. Na twoim miejscu, to bym się zapadł pod ziemię wiesz? Przez tyle czasu oglądała Twoje owłosione dupsko.
Zacisnąłem wargi i poczułem jak powoli zaczynam robić się czerwony, Sakra!
- Hahaha buraczku ty mój - znowu wybuchł śmiechem - Nora przyzwoita dziewczyna, to pewnie nawet na Ciebie nie spojrzała... z resztą nie ma na co.
- Odezwał się Mister Niemiec... Wiesz skąd w Czechach wzięli się brzydcy ludzie? Pozostałości po Niemieckich zaborach - wyszczerzyłem się
- Ty już lepiej zamilcz - burknął - Jakie chcecie kolory?
- Czerwony - wyciągnąłem rękę po pionek - A ty Nori?
- Mmmm obojętnie - powiedziała - Może być niebieski
- Proszę bardzo - Misiek podał jej pionek - ja będę zielony. Gramy, aż komuś skończy się hajs, czy przez wyznaczony czas?
- A ile hajsu rozdajemy? - zapytałem - tradycyjnie, czy bierzemy z bonusem?
- Możemy dać tysiaka bonusu, bo potem bank nie będzie miał jak wydawać hajs. Właśnie, kto ogarnia bank?
- Chcesz Nori? - zwróciłem się do dziewczyny
- Mmm podziękuję, matematyka to nie moja bajka, jeszcze się pomylę - uśmiechnęla się lekko
- To ja zajmę się bankiem - powiedział Misiek
- Taaa i znowu będziesz kantować ty w dupę walony niemcu! - warknąłem - Pamiętaj mam Cię na oku!
- Dobrze, dobrze - przewrócił oczami - To jak gramy?
- Do bankruta - powiedziałem - złoję Cię doszczętnie z kasy. Niech ja tylko Wiedeń dostanę - wyszczerzyłem się
- Taaaaaaa, uważaj bo cię załatwię hotelami w Salonikach jak ostatnio! - zaśmiał się
- To był jakiś pech, ze stanąłem tam sześć razy pod rząd! - zacisnąłem mocno powieki -Jezus Maria... Nora! A ty umiesz w to w ogóle grać?
- Pewnie... chyba, to jest coś jak Monopoly prawda? - zapytała
- Dokładnie takie samo - powiedział misiek - Tylko są europejskie miast i są fajniejsze powody kary. Pochwal się Czesiek za co ostatnio wylądowałeś w więzieniu.
- Za popieranie prostytucji... trafiłem na policjantkę przebraną za prostytutkę i siedziałem pięć kolejek w kiciu i musiałem zapłacić pięćset do banku... To już tańsza byłaby prawdziwa dziwka! - mruknąłem a Nora i Misiek się zaśmiali - Ale nie wspominajmy tej tragedii, rozdawaj hajs, bro i lecimy!

~~~

- Innsbruck - wyjęczałem - znowuuuuu!
- Przykro mi Ches - Misiek poklepał mnie po ramieniu - Ile tam było Norka
- Dwa tysiące pięćset - uśmiechnęła się
- Dziewczyno wykończysz mnie - zajęczałem - Po kiego stawiałaś hotel?
- Przypomnieć Ci jak się z niej śmiałeś, że tam nikt nigdy nie staj i to inwestycja, która pójdzie w błoto - zaśmiał się chłopak - Szach mat rudzielcu
- A spierdzielaj... zwracam do banku Bonn, ile on tam jest wart? - mruknąłem
- Dwieście siedemdziesiąt plus sto za każdy domek - powiedział
- Dupa... a jakbym dorzucił jeszcze Frankfurt? - przygryzłem wargę
- Masz trzy domki to będzie razem... sześćset. Sprzedajesz? - zapytał
- Nie mam wyjścia - westchnąłem - Daj hajs od razu Norce
Odliczyłem szybko pozostałą kwotę z pieniędzy, które trzymałem w dłoni i podałem dziewczynie. Teraz w dłoni zostało mi zabójcze piętnaście euro...
- Dalej stawać mi na czymś - zajęczałem - Znając życie po przejściu przez start znowu nie dostanę kasy, bo stanę na ten jebany parking strzeżony, albo jakieś dziwki będzie trzeba opłacić.
- Przecież ty lubisz dziwki - zaśmiał się
- Pfff ty bardziej w nich gustujesz, pamiętasz jak ostatnio jedna do Ciebie machała ,,mój ty kochaniutki''? - parsknąłem śmiechem - Takie to on ma kontakty i znajomości Nora.
- A idź padalcu jeden - mruknął - Czyj jest Madryt?
- Mój - powiedziała dziewczyna - Jeden domek to będzie sto pięćdziesiąt
- Tylko tyleeee? - jęknąłem oburzony
- Nie jęcz tyle Ches - mruknął
- Dobra dobra, Nora kulaj, bo chcę się odegrać - potarłem dłonie o siebie
Dziewczyna rzuciła kostkami i stanęła na darmowym parkingu... szczęściara. Szybko przejąłem kolejkę i rzuciłem. Kostki obracały się i obracały, by po chwili...
- Nosz ja pierdzielę...
- TAK JEST! - Misiek wybuchnął śmiechem - Witam w hotelu na Salonikach, czym mogę Panu służyć?
- Ile? - rzuciłem zamykając oczy
- To będzie.... tysiąc pięćset
- Ile dostanę za Rzym? - przełknąłem ślinę
- Dwieście siedemdziesiąt
- A więc.... - mruknąłem - Gratuluję wygraliście....
Padłem na plecy, a Nora z Miśkiem przybili sobie piątkę. Podniosłem głowę i spojrzałem na nich.
- To była zmowa. Jestem tego święcie przekonany - mruknąłem
- Oj już już, nikt nie był z nikim w zmowie.
- Ta jasne, już wam wierzę!
- Dobra Ches - Misiek spojrzał na telefon - Nie wiem jak ty, ale ja muszę już spadać, zostało mi jeszcze sporo do ogarnięcia, plus sprawy z kółkiem...meeeh
- Mmmm to w sumie wrócę z Tobą - wyprostowałem się - Dzięki za gościnę Norka
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Gdyby coś się działo z chłopakami, lub wiesz - spojrzałem znacząco - To od razu pisz, jestem dostępny 24h na dobę
Nora skinęła głową i wstała razem z nami.
- Dzięki, że wpadliście, i dzięki za grę - powiedziała spokojnie - Mam nadzieję, ze szybko to powtórzymy.
- Z pewnością - wyszczerzyłem się, a Misiek przytaknął
- Emm Ches - chłopak spojrzał na mnie - spodnie...
- Ach... - przygryzłem wargę i zacząłem je ściagać
- Co ty robisz? - Nora zmarszczyła brew
- Nooo ściągam je - powiedziałem - wrócę szybko do siebie, nikt nawet nie zauważy, a nawet jakby to co? Pierwszy raz widzą mnie latającego w gaciach, po akademiku?
- Idź w nich - powiedziała - naprawdę... oddasz mi później.
- No okeeeej - mruknąłem - To sprintem bro, nie mogą mnie zobaczyć w takich galotach!

~~~~

- Serio Nitz? - wyszczerzyłem oczy
- Serio - chłopak uśmiechnął się i podrapał po głowie
- Jej, dzięki... ale nadal nie mam pojęcia, jak... Heh, no dzięki wielkie stary
- Nie ma za co... tylko pilnuj ich lepiej - zaśmiał się
- Taaa chyba je sobie przywiążę - odwzajemniłem uśmiech - Dzięki raz jeszcze!
Zamknąłem powoli drzwi i rzuciłem odebrany przedmiot na krzesło. Padłem na łóżko i wyciągnąłem telefon.
< Nora nie uwierzysz
< Znalazły się moje spodnie
> Woo, gdzie były?
< Leżały na krzakach pod Twoim oknem

>... Co? xD
< No tak to

< Nitzan przed chwilą mi je przyniósł... nie mam bladego pojęcia, jak one się tam znalazły... jakiś cud czy coś!
> Głupek! Pewnie było Ci w nocy gorąco, chciałeś otworzyć okno i przy okazji je wyrzuciłeś
< Kto wie...
< To jest całkiem prawdopodobne xDDD
< Przynieść Ci teraz spodnie?
< A i ten... jak z tym francuskim? >_< Pomogłabyś mi?


<Nora?>

Od Cynthi

Lekcje, klub, dom, spanie.
Lekcje, klub, dom, spanie.
I jeszcze raz.
I jeszcze.
Nudziło mnie to coraz bardziej. Nie żebym nic nie robiła takiego, żeby mieć zajęcie, ale... Te ciągłe powtórki były aż męczące psychicznie. Przyznaję, odkąd zostałam wybrana na przewodniczącą klubu chemicznego, miałam dużo więcej do roboty, więc jakieś tam zmiany były, jednak przydałoby się zrobić coś takiego... Spontanicznego, takiego.... Wuhuuu!
....taaa, ja i wuhuuuu, jasne. Już to widzę.
Przerwałam rozmyślania, odwracając się na drugi bok. Był piątek, po dwudziestej drugiej. Większość osób pewnie jest teraz na jakichś imprezach, czy może nawet na schadzkach....
A ja leżę w łóżku, w piżamie z typu "samotna i niechciana", zażerając się słodyczami i chipsami, szukając sensu nadchodzącego weekendu. Gdy skończę tą szkołę wynajmę mieszkanie, kupię tonę wełny, pięć kotów i zacznę dziergać. Wtedy będę miała motywację, taaak.
Mrucząc pod nosem postawiłam przekąski na szafce obok łóżka. Przeciągnęłam się, kilka razy turlając po łóżku, aż wreszcie stoczyłam sie na podłogę. Nie obtłukłam się, na szczęście, booo... No cóż, skopałam tam wszystkie poduszki i kołdrę...
Nie powinnam tego robić, wiem. Ostatnio była cała upaćkana czekoladą...
A, mniejsza z tym.
Na pewno nie chciało mi się jeszcze spać. Przyniosłam sobie jeszcze coś do picia i znów rzuciłam się na łózko, chwytając telefon. Zaczęłam przeglądać, co jest tam takiego ciekawego...
Szukałam jakichś nowinek, może jakiegoś ciekawego eksperymentu...
Natrafiłam na coś, co widziałam już kiedyś. Homunkulus...
Dalej było dla mnie niemożliwe zrobienie go samej... Ale tak bardzo kusiło mnie, żeby spróbować...
Ah, co szkodzi! Raz się żyje~!
Poszuka się kogoś, może ktoś pomoże... Albo wymyślę jakiś zamiennik. Hmm, to by było coś.
Przez cały weekend rozmyślałam...
I na nic nie wpadłam. Na lekcje wracałam tak samo zamyślona i zdeterminowana jak w tą piątkową noc.
Na każdej jednej lekcji planowałam. Rysowałam sobie w zeszycie, ale wciąż nie wymyśliłam, jakiego zamiennika użyć.... Bo jeeednak nie byłam przekonana do polowania na facetów, szczególnie, że chyba nawet nie wiedziałam jak. Nigdy nie było mi to potrzebne...
Co, mam podejść do jakiegoś osobnika płci męskiej i rzucić tekstem "Heeej, potrzebuję potencjalnego partnera do eksperymentu, czyli dawcy nasienia, którym zapłodnię kurze jajo i stworzę z tego sztuczne życie. Piszesz się na to?"? A może jeszcze się zaśmiać śmiechem złoczyńcy? A może zmienię jajo kurze na strusie, i od razu zapowiem, że będzie tatusiem?
...Mózgu, błagam. Przestań.
Nie wiedziałam, która była godzina, ani ile siedziałam już sama w sali klubu, ale było już ciemno. Siedziałam przy stole, wpatrując się w swoje zapiski i mając dwie możliwości, albo zmusić mózg, żeby odpuścił, albo szybko coś wymyślić...
Gdy nagle usłyszałam chrząknięcie za plecami, od strony drzwi, prawie spadłam ze swojego wygodnego, ale jakże chybotliwego i wysokiego stołka..

< No, kto to tak nieładnie straszy? >

Od Nory CD Czeslava

Zamrugałam szybko kilka razy i pochyliłam plecy i głowę lekko, by upewnić się, czy to na pewno to, co myślałam. I jak to zazwyczaj bywa, przeczucie mnie nie zawiodło. Dmuchnęłam delikatnie w twarz śpiącego Cześka dla stuprocentowej pewności. Zero reakcji oznaczało tylko jedno - chłopak zasnął mi z głową w kostkach. Ten fakt w mojej głowie sprawił, że nie tylko ścisnęło mnie w żołądku, ale i zaczęło być dziwnie niewygodnie. Skrzyżowane nogi zaczęły boleć w kolanach, a głowa Cześka stała się nagle ociężała i wbijała mi się w kostki. To dziwne, bo jeszcze kilka minut temu sama zainicjowałam taką pozycję i nie narzekałam. Z tego, co widzę, chłopak też nie miał na co narzekać…
Uśmiechnęłam się pod nosem i rozejrzałam się za swoim telefonem. Jak zawsze był blisko, więc nie musiałam walczyć z jego zdobyciem. Zgrabnie odblokowałam ekran i odszukałam kontakt do Michaela.

< Hej, Michael
Chłopak odpisał po chwili.
> No hejka, Nori, stało się coś?
< I tak, i nie ^^’
< Chciałam ci tylko przekazać, że jak coś, to drzwi są otwarte, więc  śmiało wbijaj
< Bo ja prawdopodobnie nie dam rady wstać ^^’
> Oh, coś się stało, Nori?
< Nie, nie, spokojnie, to nic takiego, po prostu czuj się jak u siebie
> Tak jest, szefowo!

Wyszłam z chatu i przeszłam do następnego. Podniosłam łapki z urządzeniem nieco wyżej i stuknęłam w niewielkie kółeczko. W całym pokoju rozbrzmiał dźwięk aparatu.  Zamarłam na chwilę, bojąc się, że przebudziłam tym Cześka, który poruszył się, posuwając wyżej. Na szczęście chłopak spał jak zabity. Spojrzałam na zdjęcie i nie czekając na nic wysłałam je.

< Zasnął mi – napisałam Isacowi, który w ekspresowym tempie odczytał wiadomości.
> ……….
No tak, czego innego mogłabym się po nim spodziewać? Chłopak który traktuje mniej ał swoją młodszą siostrunię nagle dostaje takie zdjęcie. Ale w końcu nie pierwszy raz widzi śpiącego u mnie Czecha.
> Noraaa
> Czy ty mi chcesz o czymś powiedzieć?
< Hmm? – zmarszczyłam brwi.
< Raczej… nie…
> Na pewno?
< No… tak.. Co niby miałabym ci powiedzieć?
> No nie wiem… Może mi wyjaśnisz co się tam u ciebie dzieje? To twój pokój?
Wzięłam głęboki oddech, czując jak ciśnienie powoli  mi wzrasta.
< Tak, mój pokój i nic. Kompletnie nic, napisałam ci, że tylko zasnął
> Nie pierwszy raz go u ciebie widzę
< …
< Nie no, proszę DX chyba nie myślisz, że my…
> Tak, tak myślę
Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o ścianę. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić, jednak tylko oddech był spokojny. Od razu poczułam jak ochota na rozmowę z Isaciem spada do minimum.
< Dobra, Izz, ja rozumiem że się martwisz, ale naprawdę nie masz o co DX
< Czesiek jest tylko kolegą i do niczego między nami nie doszło
Powoli zaczynałam wylewać swoją złość do wysyłanych wiadomości, więc wyszłam z aplikacji, przerwałam połączenie z internetem i po zablokowaniu ekranu, rzuciłam go gdzieś z daleka od moich rąk.
Zacisnęłam powieki z całej siły i przyłożyłam zewnętrzne części dłoni do czoła. Już miałam wydać z siebie jakiś stłumiony okrzyk czy warkot, gdyby nie Michael, wchodzący do pokoju. tak się zaczęła kolejna „kłótnia” przyjaciół.
Obserwowałam to Miśka, to Cześka. Kiedy jeden rzucił zgryźliwym tekstem, drugi nie zostawał w tyle. I tak wymieniali się zdaniami. Cóż, przynajmniej rozmawiali…
Oczywiście nie zdziwiło mnie to, że kolejna osoba podejrzewała nas o robienie - jak Czesiek to nazwał? - rzeczy, jednak na moje policzki z pewnością wkradł się rumieniec po usłyszeniu słów Michaela.
– Jak on w ogóle tutaj wszedł? – Ches obrócił się nagle w moją stronę i spytał się mnie z wyrzutem. Uniosłam dłonie w obronnym geście, jakby miałoby mnie to obronić przed zdenerwowanym chłopakiem.
– Napisałam do niego, że drzwi są otwarte – wyjaśniłam pokrótce.
– Potwierdzam – rzucił szatyn. – Nigdzie się nie włamywałem.
– A ty… – Czesiek odwrócił się tym razem do swojego współlokatora – ...zamknij się, padalcu jeden! A wpierdziel chcesz?
– Chłopakiiii – zawołałam dwójkę, by jak najszybciej uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji. Przecież jakby zaczęli się nawet przepychać jak w przedszkolu, nie wiedziałabym co zrobić.. a co dopiero jakby wyniknęła z tego poważniejsza bójka…

<Czes?>

poniedziałek, 12 marca 2018

Od Czeslava CD Nory

Przymknąłem oczy i oparłem głowę, o czerep Nory. Bez słowa czekałem na odpowiedź dziewczyny. Taaaaaak, takie momenty są najgorsze, pewnie znowu walczy z własną głową, może próbuje znaleźć odpowiednie słowa, może szuka jakiejś wymówki... Kto wie. Nie ważne, co odpowie, i tak to zaakceptuję. Ścisnąłem ją mocniej i przyciągnąłem do siebie. Martwiłem się o tę dziewczynę, autentycznie się martwiłem.
- Jeśli nie jesteś gotowa - wyszeptałem - nie mów. Zrobisz to, gdy poczujesz, że to odpowiednia chwila.
Dziewczyna pokiwała lekko głową i wryła się twarzą w moją koszulkę. Dziwne uczucie... zwłaszcza, gdy nagle poczułem... że mi mokro. Zamrugałem kilka razy i przełknąłem ślinę. Sakra.... Objąłem dłońmi jej pultasy i podniosłem głowę do góry. Spojrzałem prosto w te wielkie zapłakane zielone ślepia, które wyglądały niczym u dzikiego zranionego zwierzęcia. Uśmiechnąłem się lekko i pogładziłem kciukiem jej polik.
- I czego ryczysz? - zaśmiałem się - Aż taki jestem brzydki, że wywołuję u Ciebie płacz? A może śmierdzę cebulą, co? Chyba błędem było podnoszenie ręki do góry i uwalniania pachy - podniosłem lekko łokieć i powąchałem się pod ręką - Ugh, to był zdecydowany błąd!
Dziewczyna zaśmiała się przez łzy i usiadła na piętach. Otarła wierzchem dłoni łzy i uśmiechnęła się lekko. Huh... ale jej to.... pasowało. Wyszczerzyłem się szeroko i złapałem ją za nos.
- Oi oi - zajęczała
- Głupek jesteś - pociągnąłem go lekko do siebie i puściłem - Wielki głupek.
- Przepraszam - spuściła głowę łapiąc się za nos
- Nie przepraszaj mnie - uśmiechnąłem się - Po prostu nie rób tego więcej i wszyscy będą szczęśliwi. Bo jeśli tylko zobaczę, chociażby najmniejszą ryskę - pogroziłem surowo palcem i spojrzałem na nią zabójczym wzrokiem - To się pogniewamy, i to bardzo.
Przysunąłem się i przytuliłem ją bardzo mocno. Cóż nie jestem w tym zbyt dobry... zazwyczaj jednak pozostaję w kontaktach na wyciągnięcie ręki. Ale ten, jak to robili w filmach? Zacząłem przesuwać dłonią po jej plecach z góry na dół i poklepałem mocno. Dziewczyna wygięła plecy do przodu i jęknęła.
- Co tak mocno? - w jej głosie było pełno wyrzutu
- No ten no... tak wyszło - podrapałem się po głowie przymykając oczy w uśmiechu - Prominte.
- Głupek - mruknęła masując plecy
- Więc ten... - przygryzłem wargę - Co teraz?
- Ummm...
- Możemy obejrzeć ten film, jeśli nadal masz ochotę - powiedziałem - Albo w coś zagrać.
- W co? - zmarszczyła nos
- No nie wiem, na przykład w Uno? Chińczyka? Mamy jeszcze Eurobuissnes, ale w to fajnie się gra w więcej osób. Zawsze mogę Miśka wytargać za uszy i wciągnąć w zabawę.
- Nie musisz - uśmiechnęła się słabo
- Ale serio to żaden problem - wyszczerzyłem się - Hej Nori, a ty masz w ogóle jakieś koleżanki tutaj?
- Emmm niezbyt...
- COOO? Jak to tak? - zdziwiłem się
- Czy ja Ci wyglądam na kogoś, kto potrafi zdobywać przyjaciół? - uniosła brew patrząc mi prosto w oczy
- Mnie zdobyłaś - uśmiechnąłem się szeroko
- Ty sam się przypałętałeś - zarumieniła się lekko
- I chyba nie jest tak źle co? - wytknąłem język
- Nie wytykaj języka, bo Ci krowa nasika - uśmiechnęła się lekko
- Pffff - wytknąłem bardziej
- Schowaj go, bo cię pstryknę - zmarszczyła ryjek
- Straszne rzeczy! - schowałem go - To ten, może na początek wstaniemy z podłogi? Nie ukrywam jest dosyć twardawa...
Dziewczyna zarechotała i podniosła się zgrabnie, ja dołączyłem do niej tuż po chwili, walcząc ze zdrętwiałymi kończynami. Sakra, za każdym razem to samo, mrówki i zesztywnienie lvl hard. Próbując się wyprostować i złapać w miarę równowagę, walnąłem się prosto w stopę.
- Sakra!
- Hej? A tobie co?
- Mrówki... - jęknąłem próbując stanąć normalnie - Zaraz przejdzie, jednak przez chwilę jestem sparaliżowany...
- Pomóc Ci? - dziewczyna wyciągnęła rękę w moją stronę
- NIE DOTYKAJ MNIE! - powiedziałem szybko - bo zginę!
- Och... okej...
- Nie, nie spokojnie Nori - zacisnąłem powieki - Po prostu najdrobniejsze poruszenie sprawi, że wewnętrznie zginę z bólu...
- Dobrze, dobrze - dziewczyna podeszła do łóżka i usiadła na jego krawędzi
- To co robimy? - zapytałem
- Ty decyduj - uśmiechnęła się lekko
- Nie pomagasz - mruknąłem - I tak musiałbym iść do pokoju po grę, więc wykorzystamy Miśka hehehe
- W porządku - przesunęła się dalej siadając pod ścianą - Jak tam nogi?
- Powoli odchodzi, ale jeszcze to nie to...
- Okej, to ja czekam na Ciebie - skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła na mnie
- Czy ja właśnie zapewniam Ci jakąś tanią rozrywkę?
- Może... - uśmiechnęła się szelmowsko
- Wiesz ty co - pffyfnąłem i zrobiłem krok do przodu - No, już lepiej.
Powoli doczłapałem do łóżka, obróciłem się i padłem na nie plecami. Westchnąłem głośno rozmasowując uda.
- Za każdym razem to samo - mruknąłem - Nie umiem siedzieć po turecku.
- Ciapa - powiedziała rozbawiona
- Ja Ci dam ciapa - puknąłem ją pięścią w ramię - Ta ciapa została kapitanem drużyny siatkarskiej!
- Co? - wydawała się zbita z tropu
- A to! Zostałem kapitanem drużyny - uśmiechnąłem się
- Gratuluję Ches, tylko ... jak do tego doszło?
- Pamiętasz jak mnie wzywali na halę? - obróciłem głowę w jej stronę - Odbyło się wtedy głosowanie i Ci idioci wybrali mnie.
- Widocznie Ches pasowałeś - uśmiechnęła się lekko
- Noooo, czy powiedziałabyś to, gdybyś mnie zobaczyła? - uniosłem brwi - niska szkapa... prawdziwy kapitan!
- A tam - poczochrała mnie po głowie - Głupek
Przymrużyłem oczy uchachany, o taaaak, ta dziewczyna umiała robić dobrze w głowę.
- Możesz mi podać telefon? To napiszę do Miśka
- Się robi - wychyliła się do tyłu i już po chwili dzierżyłem w dłoni moją komórkę. Ułożyłem się wygodniej i odpaliłem chat z Miśkiem.

< Te parówo, odezwij się
> ......
< Co mi kropkujesz?
> GDZIEŚ TY BYŁ?!?!
> NIE ODBIERASZ TELEFONÓW, NIE ODPISUJESZ NA SMS, NA FB NIE MA CIĘ OD PONAD DOBY, CZY TY SOBIE JAJA ROBISZ?!?!
< Przepraszam mamo ;_;
> Ech... gdzie byłeś?
< U Nory
> CO?!
< Nooo...
> Całą noc?
< i dzień
>......

- Ooo widzę, że Miśkowi uruchomił się tryb matki - zaśmiała się Nora - Teraz pewnie będzie z Tobą rozmawiać na TE TEMATY
Wybuchnąłem śmiechem i spojrzałem jej prosto w oczy
- Absolutnie, by mnie to nie zdziwiło, wiesz? - uśmiechnąłem się - Chodź tu bliżej, to sobie poczytasz. Nieraz tak z niego leję, że głowa mała!
- Mmmm to poczekaj - Norka podniosła się lekko i usiadła po turecku tuż za moją głową. Poklepała się w nogi i spojrzała na mnie - Wbijaj
-Hym? - zmarszczyłem brwi
- No głowę połóż - przewróciła oczami - będzie wygodniej.
- Aaaaa.... - odłożyłem telefon na bok i ulokowałem się na nogach dziewczyny bez słowa, jezu dlaczego ja to robię? Przecież to jest.... dziwne....  Wziąłem telefon z powrotem do ręki i odczytałem

> Co ty sobie wyobrażasz?! Tak bez słowa?
> Ches ja rozumiem, że dziewczyna ważniejsza niż ja, ale chociaż dałbyś znak życia
> Przypominam Ci, że ledwo co wyszedłeś ze szpitala
> Czy ty wiesz ile ja się stresu przez Ciebie najadłem?! OSIWIAŁEM ROZUMIESZ?!
> Pewnie, milcz teraz sznyclu jeden
< No jestem, jestem
< Sorry bro, ale sam dopiero wstałem....
> To co wy tam robiliście?!

Zaśmiałem się głośno
- Nori, co my robiliśmy przez całą noc? - spojrzałem prosto w jej oczy. Śmiesznie wyglądała z tej perspektywy, te włosy.... z głowy i z nosa, ten pobródek. Śmieszne xD
- Emm no ten....

< RZECZY :)
> Ja Ci dam rzeczy...
> Co ty tej biednej dziewczynie zrobiłeś? Przecież ona jest taka niewinna, ty napaleńcu...

- Napaleńcu? - Norka parsknęła śmiechem - Jakoś nie zauważyłam
- Hym?
- Noooo nie jesteśmy razem sam na sam po raz pierwszy i ani razu mnie nie tknąłeś. Taki z Ciebie napaleniec, jak z koziej dupy trąbka.
- Bo ja jestem grzeczny - uśmiechnąłem się niewinnie i wróciłem do pisania

< Nic jej nie zrobiłem, ale ten wracając do sedna
< Nie masz ochoty wpaść do nas z Eurobissnesem i od razu zostać i zagrać?
> Może i bym miał... gdzie on jest?
< Zobacz w szafie na dnie, pionki masz w słoiku po Nutelli na parapecie, a karty są na biurku w pudełku po ptasim mleczku

- Ale wy macie ta syf - powiedziała
- Nie zaprzeczam, ale wiadomo, gdzie co jest, bo to jest artystyczny nieład - uśmiechnąłem się
- Ja bym tak nie mogła żyć...

> Jak skończę robić matmę to poszukam i wpadnę do was
< To do zo bro

- A więc Misior wpadnie - uśmiechnąłem się
- To dobrze - dziewczyna wbiła palce w moje włosy, boże matrymonialny... oooo tak
- Zanim przyjdzie to chwilę to potrwa, Misiek i matma to coś jak ja i języki.....
- Ches, ten zawsze mnie to zastanawiało - mruknęła
- Hymm?
- Booo nie ukrywajmy jesteś totalna noga z języków, więc dlaczego profil lingwistyczny?
- Na taki mnie zapisała ciotka... to ona podejmowała decyzję, a że chciała mi jak najbardziej utrudnić życie to wiesz...
- Rozumiem.... a ten, jeszcze jedno ...
- Tak? - uśmiechnąłem się wbijając wzrok w te zielone ślepia
- Kto u Ciebie jest jeszcze rudy?
- Eeeeee tylko ja - przygryzłem wargę - Taaaak tylko ja, a co?
- Bo zawsze mnie to zastanawiało, wiesz rudy jest jednak dziedziczny. Popatrz tylko na te najstarsze rody Irlandzkie, tak praktycznie wszyscy są rudzi.
- U mnie wszyscy są brązowi i blond... wiesz jakoś to tam się wymieszało i wyszedł stentegowany rudy chłopczyk
- A może listonosz mieszał w tym palce? - dziewczyna wyszczerzyła się
- Kto wie.... on to łysy był... właśnie! Znasz powiedzenie o łysych i rudych?
- Mmm chyba nie...
- ,,Nigdy nie ufaj rudym i łysym, rudemu to wiadomo, a łysemu, bo mógł być kiedyś rudy''
- Głupek! - złapała mnie za polik i pociągnęła
- Sama prawda! - wyszczerzyłem się
- Oooo to ja może, coś Ci pokażę - przysunęła laptop tak, żebym widział jego ekran - znaczy ten... nie wiem, czy lubisz takie rzeczy...
- Jakie?
- Animacje tworzone przez ludzi, wiesz rysują na tabletach i takie tam...
- No pewnie! - powiedziałem radośnie - Sam próbuję swoich sił w tym, co prawda z mizernym skutkiem, ale znam. Kojarzysz może Kylię? Robi super animacje ze swoją OC, jest jeden taki filmik, przy którym leję w gacie - zaśmiałem się
- To zaraz mi pokażesz - wyszczerzyła się - Ale najpierw ja!
Dziewczyna wpisała coś szybko i już po chwili na ekranie pojawiła się animowana furry koza. Oglądałem filmik, a Norka w międzyczasie z powrotem zajęła się penetrowaniem mojej trzewioczaszki. Boże.... te pazurki. Nie przestawaj, kobieto, nie przestawaj....

~~~

- No pięknie!
Zerwałem się nagle na równe nogi, wybudzony gwałtownie ze snu przez te bliżej nieokreślone słowa.
- Nie śpię! - powiedziałem próbując złapać równowagę - Nie śpię
- Widzę własnie jak nie śpisz - powiedział Misiek - Przyniosłem grę, ale chyba wam przeszkodziłem...
- Nieeee oglądaliśmy tylko filmiki na necie, prawda Nori? - spojrzałem na dziewczynę, a ta przytaknęła głową
- Tak tak - chłopak uśmiechnął się perfidnie - gołąbeczki moje
- Odszczekaj to - warknąłem
- Luz Ches - Misiek położył grę na stole - Przecież ja wam kibicuję od samego początku.
- Cooo? - chyba byłem jeszcze nieprzytomny, bo te słowa ledwo do mnie dotarły....
- No już już. Nora właśnie doświadczasz najpiękniejszego widoku na świecie - powiedział do dziewczyny - Jeśli kiedyś będziesz chciała coś od niego, albo coś mu wyjawić, to tylko i wyłącznie, kiedy jest w takim stanie, zaspany i nieogarniający. Zgodzi się na wszystko i zapomni o tym jeszcze szybciej.
- Heeeej nie prawda... no może trochę...
- Ches.... - Misiek wybałuszył oczy - Co ty masz na sobie?!
- Ciuchy - mruknąłem przecierając oczy
- Od kiedy masz takie piękne spodnie - zaśmiał się - widzę je po raz pierwszy na oczy!
- Coooo? - spojrzałem w dół - Aaaa tooo.... Długa historia, nie mogliśmy znaleźć moich spodni...
- Huh, co się musiało tutaj dziać! - lenniacz, który zagościł na jego twarzy, ewidentnie mówił, na jaki temat zeszły jego myśli  - Byle bym tylko wujkiem nie został!
- Ty tępa dzido, nic się nie działo! - warknąłem - Dla Twojej informacji ratowałem przez całą noc Nitro...

<Nora?>

Od Michaela CD Sun

Mało kto z rana świergotał w naszym pokoju - ba, pewnie i w całym akademiku - tak bardzo, jak rozklekotany budzik, przywieziony z domu w Niemczech - prezent na Gwiazdkę od Mariś z uroczym motywem żółwika. Biedny, przez dwa lata jego skorupa mocno ucierpiała - każdy poranek, jaki z nim zaczynałem, zaczynał się mniej więcej tak samo, czyli od walenia w niego dłonią w poszukiwaniu wyłącznika.
Tak było i dzisiaj. Gdy tylko charakterystyczna melodyjka wyrwała moją podświadomość z kociej krainy Morfeusza, pierwszym, co zrobiłem, było zmacanie biurka w poszukiwaniu budzika. Z wciąż wtuloną twarzą w poduszkę, przeszukiwałem kolejne kawałki powierzchni, aż w końcu usłyszałem, jak coś spada - wydając przy tym jednak zupełnie inny dźwięk, niż Pan Żółwik. Ten dla odmiany był taki...dźwięczny.
Szklanka.
Ta myśl mnie właśnie rozbudziła - podniosłem głowę i skierowałem wzrok na podłogę w celu ocenienia szkód - na całe szczęście, nic się nie zbiło, szklanka turlała się tylko lekko w tę i z powrotem, jakby z pełnym wyrzutu chrobotem. Wody w niej już prawie nie było, musiałem wypić w nocy, czego jednak nie pamiętałem.
Hałas najwyraźniej musiał obudzić też, o dziwo, Cześka. Dopiero widząc, jak przyjaciel niemrawo zaczyna ruszać się w pościeli, odstawiłem na miejsce szklankę i wyłączyłem budzik. Rudzielec parę razy jeszcze pokiwał nieprzytomnie głową, pomruczał coś pod nosem i znowu walnął czołem o poduszkę. Immi za to, w pełni rozbudzona, patrzyła na mnie czujnie i wyczekująco, z nutą nagany. Spojrzałem na zegarek - całe czterdzieści minut. Można się podnosić, zanim dobudzę tego Czecha, minie sporo czasu.
Zwlokłem się z łóżka, obejmując ostatnim tęsknym spojrzeniem wygrzaną, rzuconą byle jak pościel. Poprawiłem szybko kołdrę, i kucnąłem, by nalać kotce świeżej wody i nasypać do drugiej miski trochę karmy.
- Smacznego, królewno - pogłaskałem ją po białym łebku, po czym wyprostowałem nogi, by obudzić wciąż śpiącego w najlepsze przyjaciela. Potrząsnąłem jego ramieniem.
- Słoneczko wstało, szkoła czeka, drogi Cześku!
***
- Ufffff - rudzielec wziął głęboki oddech, opierając się dłonią o drzwi klasy matematycznej. - Pierwszy, niemiecka pało!
- Bo ty łatwiej wymijasz ich wszystkich - jęknąłem, siadając na ławce. - Poza tym, od kiedy niby to były wyścigi?
- Od kiedy dobiegłem pierwszy - wyszczerzył się.
- Następnym razem sam się budź,wtedy zobaczymy, kto będzie pierwszy - burknąłem, patrząc na wyświetlacz telefonu. Mieliśmy więcej czasu, niż sądziłem, całe dwie minuty. Wyjąłem podręcznik i zacząłem taksować wzrokiem dział, ale po kilku sekundach wcisnąłem książkę z powrotem do plecaka i wstałem.
- Czuję się coraz bardziej jak humanista z całej duszy - mruknąłem - a na piękny początek dnia dwie rozszerzone matmy.
- Och, nie marudź- Czesiek szturchnął mnie łokciem. - Zawsze mogło być coś gorszego. jak FRANCUSKI.
Ostatnie słowo podkreślił aż nazbyt dobitnie. Nim jednak zdążyłem mu odpowiedzieć, podeszła do nas dziewczyna, której na pierwszy rzut oka nie skojarzyłem. Sun. Poznałem po charakterystycznych oczach. I, hmm,paru innych rzeczach.
- Cześć - przywitała się, nieco zdyszana.
- Hejo - skinąłem głową.
- Nowa? - Czesiek wyszczerzył się od ucha do ucha.
- O właśnie. Czesiek, to jest Sun. Sun... mmm, Xiao?
- Xing, Xiao to pies.
- O to to - wyciągnąłem palec, jakby rysując w powietrzu niewidzialnego ptaszka. - A Sun, to jest Czeisek, Czeslav Nesladek, Młody, Ches, co tam wpadnie, antykotowiec jeden. Właśnie, gdzie psiaki swoje zgubiłaś?
<Sun? >

niedziela, 11 marca 2018

Od Ursuli CD Finneya

Kiedy opuszczaliśmy akademik ani nie pisnęłam słówkiem, co prawda byłam zdziwiona, ale nie zalałam go niepotrzebnymi pytaniami. Skoro zaproponował mi to mini spotkanie koleżeńskie to daje mu wolną rękę. Tak chyba powinno się robić?
Szczerze nie miałam pojęcia. Wspominałam wcześniej, że dawno nigdzie nie wychodziłam z ludźmi, bo nikt nie miał na tyle odwagi, aby się w ogóle do mnie odezwać. Zazwyczaj inni odetchnęli z ulga, kiedy mieli za sobą współpracę ze mną.
Tymczasem Finney próbował się zaprzyjaźnić. Nie mam pojęcia czy jest aż tak zdesperowany, czy uparty, ale…szczerze to doceniam.
To było nawet miłe uczucie, że ktoś próbuje cię poznać. Jednak wciąż jestem przygotowana. Nie mam zamiaru popełnić tego samego błędu co w przeszłości. Wspominanie a co dopiero mówienie komuś o tym wywoływało u mnie smutek. W ten jednak sposób nauczyłam się, że nikomu nie powinno się ufać bezgranicznie. Jesteś tylko ty. Sam, ze sobą.
Może trochę przygnębiający pogląd, z którym wiele osób się nie zgodzi. Jednak ja wiem swoje. Dlatego to, co Finney będzie o mnie wiedzieć, to zaledwie garstka. Nie będę jednak wrogo do niego nastawiona. Właściwie to mogę go nienawidzić mniej niż innych ludzi. Kiedyś słyszałam od mojego znajomego z Internetu, że to wprost zaszczyt. Tak. Ula nienawidzi cię mniej niż resztę populacji, czuj się dowartościowany.
Przyglądałam się chłopakowi beznamiętnie, kiedy zaczął temat o sklepie. Jednak kiedy wspomniał o kocie to myślałam, że się nawet uśmiechnę. Tak bardzo kochałam kotki. Nie mogłam jednak żadnego mieć, bo moja matka była uczulona na sierść. Jedyne zwierzątko, jakie miałam to był aksolotl meksykański. Fajna sprawa, ciekawe zwierzątko. Mój był biały i dzierżył dumne imię Napoleon.
Właściwie to lubię wiele zwierzątek. OPRÓCZ PSÓW.
Finney. Dlaczego?
Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy tak kochali te stworzenia. Przecież to śliniło, cały czas się ruszało, wydawało z siebie irytujące i głośne dźwięki a co najważniejsze…było agresywne! Tak wiele słyszałam o przypadku gdzie pies kogoś pogryzł. To mnie utrzymywało w przekonaniu, że te futrzaki wcale nie są najlepszymi przyjaciółmi człowieka.
Jednak nie miałam zamiaru potępiać biednego Finney’a bo ma takiego pieseczka. Po prostu…jeśli ta dziwaczna relacja nie umrze gdzieś po dwóch dniach to z pewnością nigdy, przenigdy nie dam się zaprosić do jego mieszkania.
- Wow – mruknęłam, kiedy weszliśmy do środka rzekomego spożywczaka. Zerknęłam kątem oka na Finney’a i stwierdziłam, że wchodząc tu także spodziewał się czegoś innego.
Właściwie to nawet taki plus, bo przebywanie w mniejszych budynkach bywa dla mnie stresujące.
Z rękami w kieszeni stałam i rozglądałam się po wnętrzu spożywczaka. Ciekawe tu nawet mieli towar. Gdybym miała przy sobie kasę w tym momencie to kupiłabym pięć paczek tych dziwnych czekoladowych kuleczek, które tak sobie niewinne leżały na regale ze słodyczami. Aż mi się przykro z tego powodu się zrobiło. Przecież nie wyżebrzęod Finney’a pieniędzy.
Patrzyłam na te czekoladowe chrupki jak ten chłopczyk, który wpatrywał się z pasją w ketchup. Mem może nie śmieszył mnie zbyt wybitnie, ale wzrok tego chłopca był idealny, aby opisać ową sytuację.
Nie do tego, że będę tutaj będę musiała trochę postać (bo niż Finney powybiera potrzebne produkty) to na dodatek nie mogłam sobie kupić tych czekoladowych chrupek.
Zasugerowałam nawet chłopakowi, bez przegródek, że mogłam zostać w tym akademiku i na niego grzecznie poczekać. Może wtedy bym nie odczuwała takich rozterek?
Ula, zlituj się. To tylko chrupki.
No dobra. Jednak jak smakowicie wyglądające chrupki!
Wciąż stałam i co chwilę zerkałam w kierunku chrupków, ale tak ukradkiem, żeby sobie nie pomyślał, że wywieram na nim presję. Bo nie chciałam tego. Jakoś nie chciałam JAK NA RAZIE być całkowicie sobą przy nim.
No i nagle Finney Boy wywalił z tekstem i…tak. Byłam zaskoczona, nawet tego nie ukrywałam.
Siedzieć w domu osoby, której nawet nie znam, aby zjeść z kolegą z klasy naleśniki?
To brzmi dziwnie, ale bardzo zachęcająco! Takie małe urozmaicenie dnia. Tak, takie coś jest w stanie urozmaicić dzień. Mam bardzo smutne życie nieprawdaż?
- Ta koleżanka nie ma żadnego psa? – zapytałam i spojrzałam na niego mrużąc lekko oczy.
- Nie. Ma kota. To właśnie dlatego kupuję kocią karmę – wyjaśnił i patrzył na mnie. Wprost wyczekiwał na moją decyzję. Zerknęłam na krótki moment w bok, bo ten kontakt wzrokowy zaczął mnie stresować.
Kot. Naleśniki. Ula, przecież to raj dla ciebie!
Odchrząknęłam cicho, zakrywając usta ręką.
- Ta. Idę…- mruknęłam. 
Finney? Przepraszam, że tak słabo. Starałam się jak mogłam...

Od Nory CD Czeslava

Wpatrywałam się zaczerwienionymi oczami w Czeska, który powoli schodził z łóżka.
Początkowo chłonęłam wypowiadane do mnie słowa jak gąbka. Siedziałam tylko, starając się nie rozkleić i patrzyłam się na chłopaka, cały czas mówiącego do mnie. Cały... czas... mówił, a ja słuchałam i nie mogłam się nadziwić. Nikt, uwierzcie mi na słowo, że jeszcze nikt do dzisiejszego dnia nie powiedział mi tyle słów na raz. I to nie takich pustych, nie takich, które się mówi, żeby tylko powiedzieć, nie takich bez żadnego znaczenia. W tym, co usłyszałam od Cześka było tyle emocji i uczuć.. to wszystko było tak przerażająco szczere.
Kiedy chłopak zszedł już z łóżka, każde słowo, trafiło we mnie jak pociski. Mimo tego, że bardzo nie chciałam, by Ches oddalił się ode mnie dalej niż na metr, to i tak patrzyłam się tępo w jego plecy. W końcu... kurwa... ja go prawie pocałowałam...
Chłopak siedział przed klatką z myszami i postukał cicho w pręty. Mrugnęłam kilka razy, kiedy obraz zaczął się rozmazywać. Po moich policzkach od razu spłynęło kilka łez, otarłam je szybko i przełknęłam gęstą ślinę.
– Pamiętaj, wystarczy tylko jedno słowo – odezwał się.
Słucham? Jakie jedno słowo? Co ty wygadujesz, Ches...?
Zmieszana i zagubiona przez te cholerne emocje, bez słowa zeszłam z łóżka i powoli podeszłam do chłopaka. Wyciągnęłam nawet łapkę do przodu, by zatopić palce w jego włosach, jednak nim opuszki musnęły te rude kłaczki, zabrałam dłoń jak poparzona. Przykucnęłam tylko obok chłopaka.
Nie chciałam, by siedział do mnie plecami. Odkąd pamiętam, nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś ze znajomych, a przede wszystkim przyjaciół siedział odwrócony. Najczęściej było tak podczas spotkań z większą ilością osób. Niby siadano tak, by każdy mógł widzieć każdego, ale mnie w słowie „każdy” nie było. Dlatego też wolę ludzi z internetu. Jeśli pojawiają się w twoim życiu, to wiesz, że tylko na chwilę, bo i tak zaraz odejdą i znajdą kogoś nowego.
Wtuliłam się delikatnie w bok Cześka, okładając wygodniej. Powoli obróciłam głowę w jego stronę, tylko po to, by wbić czoło w jego kościste ramie. Przymknęłam oczy i westchnęłam cicho, ale długo tak nie posiedziałam. Rudowłosy ruszył ręka, jakby chciał wydostać ją spod ciężarem mojej głowy. Podniosłam się więc, obserwując go. Wyobrażałam sobie wiele scenariuszy jego zachowania, ale nie tego. Czesiek podniósł całe ramię w górę i patrzy się to na mnie, to pod swoją rękę. Poczułam dziwny skurcz w brzuchu i uśmiech, który nasuwał się na usta. Spuściłam głowę szybko, by ukryć ten głupi uśmiech i wsunęłam się pod pachę. Przyjemne ciepełko zaczęło rozchodzić się powoli po ciałku, w momencie, w którym chłopak obgiął mnie ramieniem.
– Głupek... – mruknął cicho, na co zasiałam się nerwowo. – Nori... powiedz mi, proszę... dlaczego  robisz takie rzeczy...? – przyłożył swoją ciepłą dłoń do mojej, spoczywającej gdzieś na skrzyżowanych nogach i zaczął gładzić kciukiem skórę w okolicach nadgarstka.
Kiedy mój mózg przetrawił słowa chłopaka, każde ustalone wcześniej słowo zniknęło z mojego umysłu, zjedzone przez stres. Znowu ten cholerny strzał, dosłownie moment, w którym nagle pełna presji muszę mówić na temat, który jest dla mnie bardzo, ale to bardzo niewygodny. Zaskoczył mnie, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że w końcu zada to pytanie. Najgorsze jednak w tej sytuacji było to, że nie miałam zielonego pojęcia, jak to wszystko wyjaśnić, w końcu po tym wszystkim, co mi opowiedział, nie tylko o swojej matce, ale i o sobie, nie powiem mu, że krzywdzę się dla zabawy, albo z cholernych nudów… Przecież od razu zarobiłabym strzał w głowę.
Wtuliłam się bardziej w bok Cześka i mruknęłam coś pod nosem.
– Ja... – zaczęłam krótko i cicho.
Nie... nie odpowiem mu... Nie jestem w stanie.
Ilekroć próbowałam coś z siebie wykrztusić, za krtań łapała mnie niewidzialna ręka i zaczynała dusić, nie pozwalając na powiedzenie czegokolwiek. Paradoksalnie im dłużej to trwało, tym bardziej chciałam to z siebie wyrzucić, ale jedyne, co ze mnie ulatywało to powietrze wraz z napływającymi do oczu łzami.

<Bełciszcze?>
Theme by Bełt