czwartek, 30 listopada 2017

Od Joshuy cd Neara

Kiedy tak łaziłem po szkole zastanawiałem się nad sensem uczęszczania do niej, jedynym aspektem wydawała mi się fizyka i astronomia, nie pomijając również moich jakże świetnych zabaw z ofiarami. Moje pionki chodzą jak ja chcę, ja wydaje rozkazy i to ja rządzę na tej szachownicy. Z zamyśleń wyrwał mnie chłopak, który dosłownie we mnie wleciał.
- Kurwa! Co ty tu do cholery robisz?
Patrzyłem się na niższego chłopaka jak na debila jednocześnie go obserwując. Chciałem rzucić wredny tekst ale po chwili uciekł. Spieszył się gdzieś. Ruszyłem za blondynem, ten głos, interesujący był. Przesączony jadem i nienawiścią, i to mi się podoba. Może jednak nie będę tutaj skazany na nudnych i nieciekawych ludzi. Chłopak był ode mnie dużo niższy, w sumie trudno oświadczyć kogoś chociażby podobnego do mnie wzrostu. Niestety albo stery zgubiłem to, na prawdę musiał się spieszyć skoro tak szybko zniknął. Znudzony bezcelowym złożeniem po budynku wybrałem się na dwór, dużo boisk, każde do czego innego. Znalazłem piłkę do koszykówki, pewnie ja zostawili jak grali. Rozejrzałem się - nikogo w pobliżu. Odbiłem piłkę kilka razy od ziemi, przeliczyłem przybliżoną odległość od kosza, prawie całe boisko. Jednym sprawnym ruchem podskoczyłem i trafiłem do kosza. Dziwne że nikogo tutaj nie ma, szkoda, zaczyna mi się tu nudzić a nikt ciekawy się nie pojawia! A ten chłopak gdzieś zniknął więc pozostało mi albo to poszukać albo znaleźć sobie kogoś do "zabawy". Wróciłem do domu. Jedynymi istotami, których nie mam ochoty pognębić to Libra i Dero. Naprawiłem zwierzaki i resztę dnia nic, ale to kompletnie nic nie robiłem! No może oprócz gotowania, jeść w końcu trzeba.
Następnego dnia nie poszedłem na dwie pierwsze lekcje, siedziałem w nieużywane klasie od astronomii i zbudowałem z nudów model gwiazdy Kepler-90 i krążących wokół niej planet. Układ słoneczny jest zbyt nudny, lepiej wychodzić poza naszą galaktyke. Moje jakże czasochłonne zajęcie przerwała osoba wparowująca do pracowni i robiąc duży hałas.
- Głośniej się kurwa nie da?! - warknąłem poirytowany.
Istotą zakłucającą mój spokój okazał się chłopak, który wcześniej na mnie wpadł.
- Człowieku pukać Cię nie uczono? Zresztą te klasy są nieużywane więc łaskawie spieprzaj mi stąd bo coś robię. - mruknąłem.
O mało co modelu mi nie zniszczył!
Podszedłem do chłopaka tak, że plecami stykał się że ścianą. Jedną rękę oparłem o ścianę obok jego głowy a druga miałem w kieszeni spodni.
- No chyba, że chcesz się zabawić. - uśmiechnąłem się nieobliczalnie ukazując białe zęby.
- Co ty pierdolisz?! - warknął.
- Jak nie to spierdalaj. - mruknąłem patrząc mu w oczy.
Nie miałbym jakiś wyrzutów sumienia nawet gdyby nie uciekł. No chyba że jest nieletni, w sumie szkoda by było gdyby tak się okazało...

Near? Do odważnych świat należy, na razie jest jeszcze potulny więc masz czas na ucieczkę XD

Od Anthony'ego cd Akane

Zaciągnęli mnie do samochodu a potem do domku letniskowego, rozpoznałem chłopaka po głosie.
- Kiome, kuwra co ty tu robisz?! - warknąłem.
- Kojarzysz mnie? - zdziwił się.
- Nie udawaj greka! - warknąłem - Koniec zabawy w kotka i myszkę. - domruczałem.
- Nie rozumiem. - rzucił, spoglądając przelotnie w stronę drugiej osoby.
- Dobże wiesz o czym mówię! Spierdzieliłeś zostawiając niedokończone sprawy.
- Cal, uspokój się. Nie bedziemy chyba teraz rozmawiać. - szepnął, znów wracając wzrokiem do osoby.
Co on się przejmuje? Kogo sobie teraz sprowadził?! Baaka...
- Mam znowu czekać aż wyjedziesz bez słowa? Nie licz na to i lepiej gadaj co wiesz! Chyba za to właśnie ci płaciłem!? - warknąłem.
Obraz zlewał mi się trochę iw głowie się kołowało ale mimo tego podszedłem do niego pewnym i mocnym krokiem.
- Kto tu taki jest, że nie chcesz rozmawiać o interesach? Hę?
- Twoja dziewczyna deblu? - mruknął.
Spojrzałem na niego jak na idiotę, gdzieś coś dzwoniło ale po tak dużej dawce ciężko mi było cokolwiek skojarzyć.
- Gdzie on kuwra jest? Gadaj albo Cię zmuszę. Uwierz to będzie mniej przyjemne niż cokolwiek co Cię w życiu spotkało. - złapałem chłopaka za kołnierz i wręcz wysyczałem mu te słowa do ucha.
- Oskar, o czym on mówi? - zapytała dziewczyna, która była z nim.
Ten głos. Tak dobrze to znałem ale nie mogłem skojarzyc czyj jest. Ten melodyjny głos. Przecież tak często to słuchałem. Akane..
- Akane... - wymamrotałem jakby mnie olśniło.
Puściłem chłopaka i podszedłem do niej. Przecież obiecałem. Spojrzałem jej w oczy zamglonym wzrokiem. Obiecałem.
- O-Obiecałem. - wyszeptałem prawie niesłyszalnie. - Przepraszam. - odpowiedziałem tyćke głośniej.
Spuściłem wzrok i milczałem. Przecież obiecałem, że rzucę, że przestanę. Przepraszam, Akane...
- Facet mieszka niedaleko akademii. - powiedział Kiome. Spojrzałem na niego tępo. - Jest znanym biznesmenem, pracował dla Yakuzy a teraz jest również szefem CSI. Nie dasz rady tego załatwić. - odparł męczeńsko.
- Zabije go. Tak jak on zabił moją siostrę. - wycedziłem.
Akane spojrzała na mnie przerażona.
- A-chan. O czym ty mówisz?
Nie odpowiedziałem.
- Gdzie dokładnie?
- Dwie ulice od akademii. Dom numer 16. Duży, brązowy z białym dachem. W domu jest jego kochanka. Żona wyjechała w delegację. Na podwórku owczarek niemiecki i wodołas. Poza tym dom chroniony najlepszymi zabezpieczeniami.
Co jeśliby... Tak podpalić mu tę śliczną chatkę? Zresztą nie ważne. Zniszczeń go. Zabije. Zapłaci za śmierć mojej siostry. Nie daruje mu tego nigdy. Będzie mnie błagał abym to zakończył... Będzie błagał o śmierć... O litość. Zginie w męczarniach jak moja siostra.


Akane? A co tam xd jakoś miałam ochotę na zabicie kogoś dlatego takie op c: kocham moją szkołę (czujesz ten sarkazm? ^^ )

środa, 29 listopada 2017

Od Neara CD Joshuy

Wyskoczyłem z czarnego audi, trzaskając drzwiami. Pędem ruszyłem w kierunku szkoły, będąc boleśnie świadomy, że jeśli nie zdążę to mogą mnie wywalić z tej budy.
Miałem niezapowiedziane wakacje, a szkoła co tydzień przesyłała mi zawiadomienia. Oczywiście mój ojciec mi tego nie załatwił, a ja byłem odcięty od świata, a jedyna informacja pochodziła
od nikogo innego, jak od ojczulka.
Tak czy inaczej, właśnie wparowałem do gabinetu dyrektora, mimo że za dwie minuty zacznie się cisza nocna. Co jak co, godziny pracy się skończyły, ale wicedyrektor zawsze przesiadywał dłużej.
-Dzień dobry, wró...- zacząłem się tłumaczyć.
-Dobry wieczór - przerwał mi poirytowany mężczyzna.
-Wróciłem właśnie i...
-Dobry wieczór - powtórzył dobitnie Elev. - To nie pora na 'Dzień dobry'.
-Aaa tak... Dobry wieczór - powiedziałem zbity z tropu. - W każdym razie wróciłem właśnie z nagłego wyjazdu i mam tutaj usprawiedliwienie od ojca. Zgodnie z treścią wiadomości, nie powinno
być już więcej problemów?
-Usprawiedliwienia wszystkiego nie załatwią - parsknął wyrywając mi karkę z ręki. - Ale teraz jesteś bezpieczny, żegnam.
-Do widzenia - powiedziałem kierując się do wyjścia, słysząc jeszcze coś w stylu 'Dłużej czekać się niedało'.
Wzruszyłem tylko ramionami i odszedłem od gabinetu dyrektora, szybko opuszczając budynek szkoły.

***

Jak ja nienawidzę tego budzika. Pierwszy dzień, a mnie już trafia. A co najzabawniejsze, lekcje zaczynają się o jedenastej, więc nie chcę myśleć nawet co będzie jutro, skoro muszę wstać na
siódmą... Otrząsnąłem się z rozmyśleń i po szybkim zebraniu poszedłem na śniadanie. Przed jadalnią straciłem apetyt, więc zamiast tego ruszyłem w kierunku stajni. Będąc już blisko budynku,
dostrzegłem jakiegoś wysokiego chłopaka o złotych włosach, jednak nie zdążyłem mu sie przyglądnąć, gdyż szybko odszedł w przeciwnym kierunku. W sumie nie powinno mnie to dziwić, bo trochę
mnie tu nie było, a do Akademii dość często przybywają nowi uczniowie.

Siedząc na matmie, jedyną myślą był skład śniadania Saurona, a zmnieniło się to dopiero po dzwonku, który zmienił je na sygnał "Do drzwi biegiem!". Ciało natychmiast zareagowało i jako
pierwszy znalazłem się poza klasą, biegnac do końca korytarza. Już chciałem się cieszyć, jednak wleciałem na jakiegoś typa, a ze względnu na siłę odrzutu, wpadłem na kąt ściany.
-Kurwa! - syknąłem z bólu - Co ty tu do cholery robisz? -spytałem podnosząc wzrok na chłopaka, który patrzył się na mnie z góry, nie odpowiadając.
Po krótkiej chwili zaczął iść w kierunku wyjścia ze szkoły, a ja wstałem próbując go dogonić, jednak po kilku krokach spojrzałem jedynie wrogo na jego plecy i smętnie ruszyłem do gabinetu
pielęgniarki, żeby wziąć jakieś prochy.

Przez resztę zajęć starałem się słuchać nauczycieli, jednak z marnym rezultatem. Skończyło się na tym, że idąc do stajni, nie pamiętałem nawet jednego zagadnienia, jednak siodłając
swojego wierzchowca, kompletnie odrzuciłem te myśli w niepamięć.

<< Może to odwaga, a może głupota c: >>

poniedziałek, 27 listopada 2017

Od Akane CD Anthony'ego

Miło się rozmawiało z chłopakiem, chociaż wiedziałam, że tematy na jakie obecnie rozmawiamy nie za bardzo pasowały do Anthony'ego. Zamyślił się co mnie nie zdziwiło. Ojciec co prawda od razu to skomentował, ale jakoś nie potrafiłam nic odpowiedzieć na to. A-chan wyszedł z domu i powiedział, że się ze mną zobaczy w szkole. Dwa dni miałam czekać, aby ponownie się przytulić do niego, czy też pocałować go. On to chyba chciał mi dać nauczkę. Odetchnęłam i wróciłam do ojca jak i Oskara.
- Papo dlaczego ty nie potrafisz się pogodzić z Anthony'm. Może i jest jaki jest, ale nie możesz patrzeć na jego źle stron. On ma tak samo dobre strony jak każdy z nas. Uważasz, że ty jesteś może święty, bo ja w to wątpię! Znam ciebie bardziej niż ci się może zdawać - usłyszałam jak oczernia Anthony'ego przed Oskarem dlatego nie wytrzymałam i wreszcie powiedziałam to co powinnam.
- Idę do swojego pokoju! - dodałam na sam koniec, wychodząc stamtąd.
Było dość późno, więc położyłam się na swoim łóżku pod kocem. Zasnęłam wciąż myśląc o tym, co się dzieje z moim chłopakiem.
***
Obudziłam się wraz ze wschodem słońca. Ciepłe promienie słoneczne dochodziły zza okna co było nawet przyjemne. Jednak jak tylko wstałam i zobaczyłam pogodę zza oknem, uśmiech mi zniknął. Wysłałam smsa do Anthony'ego, ale nie dostałam odpowiedzi.
- Pewnie jeszcze śpi - powiedziałam pod nosem, wreszcie on lubił sobie od czasu do czasu pospać dłużej, jak nie do popołudnia.
Przemyłam sobie twarz oraz przebrałam się. Będąc gotowa zeszłam na dół na śniadanie. Oskar już był na dole.
- Dzień dobry! - przywitałam się z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Dobry - odparł, lekko zawstydzony zapewne.
- Śmiało jedź to co chcesz - zajęłam miejsce naprzeciwko niego.
- Panienko Akane, nareszcie możemy panienkę zobaczyć - cała służba przyszłą w gronie tylko po to, aby się że mną przywitać. Wstałam z krzesła i oddałam się w ich ramiona. Po krótkich "pieszczotach" służba powróciła do swojej pracy, a ja do śniadania.
- Widzę, że wszyscy ciebie bardzo mocno kochają - usłyszałam mile słowa z ust Oskara.
- Witaj Oskarze, witaj córeczko! - przyszedł do nas ojciec.
- Tato chyba wiesz, że wciąż ci nie przebaczyłam tego wczorajszego! - podszedł do mnie bliżej.
- Przepraszam ciebie córeczko za wczoraj, naprawdę mi przykro! - zawsze tak robił, ale ja nie miałam mu zamiaru przebaczać. Pożegnał się z nami, gdyż miał ważne spotkanie
- Tak masz rację - odparłam. - Oskar mam małe pytanko? - wiedziałam już co będę dzisiaj robić.
- Pytaj śmiało - był odważny, to mogłam mu przyznać.
- Masz może prawo jazdy? - pokazałam mu złotą kartę mojego ojca, którą wyciągnęłam gdy tylko zbliżył się do mnie wraz z przeprosinami.
- Tak mam - odparł.
- No to czas jechać na zakupy - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Wzięłam kluczyki jednego z aut z garażu, po czym ruszyliśmy. Rozmawialiśmy na przeróżne tematy, a gdy dojechaliśmy do centrum, trochę zaszalałam. Kupiłam kilka świeczek, których to kochałam zapach, słodycze, oraz przeróżne inne dekoracje. Poza tym kupiłam kila ubrań dla Oskara. Na drogę wzięłam coś ciepłego oraz zimnego do picia oraz lunch gdyż zrobiło się dość późno. Jadąc spójnie sobie uliczkami miasta, przyjrzałam się dokładniej osobie, którą szła bez celu.
- Oskar, zatrzymaj się! - jak tylko auto stanęło, ja wyszłam i poszłam w stronę osoby dążącej do żadnego celu. Był to Anthony, którego poznać potrafiłam na kilometr.
- A-chan - podeszłam do niego zmartwiona. Był taki zimny oraz na pół przytomny. Wiedziałam, że znowu wziął coś czego nie powinien. Oskar pomógł mi go wziąć do auta. Pojechaliśmy wprost do domku gdzie raz na jakiś czas jeździłam tam na wakacje. Na szczęście był przystosowany do takiej pory roku.
- Spokojnie Akane, nic mu nie będzie! Pomogę ci z nim - pocieszył mnie Oskar.

<Anthony?> wakacje w domku + zbliżające się mikołajki ^^

niedziela, 26 listopada 2017

Od Anthony'ego cd Akane

Nie pasowała mi sytuacja, w której się znaleźliśmy. Akane polubiła typa, to mnie wkurzało najbardziej. Zresztą, szybko potrafiła określić czy kogoś lubi czy nie. To nie było dobre przyzwyczajenie. Chłopak wbrew pozorom nabawił mi dużych problemów, a teraz ma zostać przyjacielem Akane? To jakiś żart? Przyjaciel twojej dziewczyny - niedługo chłopak twojej byłej. Prosta zasada. No chyba, że jest gejem. Wtedy to może z nią spać nawet w jednym łóżku! Ale dopóki mnie o takim fakcie nie przekona, nie zbliży się do niej, chyba, że najpierw zastrzeli mnie. A to łatwe nie jest.
- Nazywam się Oskar (Nowak kuźde) Kiome. - uśmiechnął się do dziewczyny.
Co za fałszywy i wrukwiający człowiek.
- Miło mi cię poznać. - odparł tatuś Akane.
Atmosfera stawała się nie do zniesienia. Cała trójka zaczęła rozmowę na jakiś nudny dla mnie temat. Zacząłem się zastanawiać czy to tak nie powinno wyglądać. Czułem, że to właśnie tak powinno wyglądać. Prawie idealnie, gdybym tylko jeszcze to ja siedział na miejscu Kiome i tak swobodnie rozmawiał na tak proste i oczywiste tematy. Przypatrywałem się temu obrazkowi wyciągniętemu jak z filmu i powoli oddalałem się myślami od życia. Zawsze w takich momentach widząc Akane wiem, że nie powinno mnie tu być. Mogłaby być szczęśliwa, jej ojciec byłby zadowolony i każdy inny chłopak, który byłby na moim poniekąd miejscu. Moim ze względu tylko na relacje z dziewczyną, Kiome ze względu na swobodę i dobry kontakt z ojcem jak i samą Akane. Jak zwykle w tego typu momentach moje myśli spływały na mroczniejsze tereny mojej pod i świadomości. Zacząłem zastanawiać się, dlaczego nigdy nie potrafiłem rozmawiać na tak płytkie tematy jak kolor ścian, książka czy następne święta. Zatapiając się w depresyjnych myślach nie słuchałem o czym była mowa, a z letargu wyrwało mnie pytanie Akane.
- A ty co myślisz? - zapytała.
- On nas nawet nie słuchał! Pewnie myślał o jakiś panienkach. - mruknął jej ojciec.
- Zamyśliłem się, o czym była mowa? - zapytałem trochę smutnym tonem.
- Wszystko w porządku A-chan?
- Chyba będę się już zbierać. - mruknąłem nieobecnym głosem, wstając z kanapy.
- Dlaczego? Coś się stało? - zapytała ze zmartwieniem.
- Niech idzie. - rzekł jej ojciec.
- Porozmawiamy w szkole.
- Dopiero za dwa dni? A-chan, co się stało?
Spojrzałem na nią wzrokiem przepełnionym goryczą, złością i zdecydowaniem.
- Wracaj do rozmówców. - westchnąłem męczeńsko i wyszedłem z jej domu.
Snułem się po mieście jak duch co najmniej; niszczę jej życie, zabieram wolność i gubię w swoim świecie. Wiem, że powinienem to zakończyć, ale nie potrafię. Nie widzę swojego życia bez tej pozytywnej istotki plączącej się zawsze pod nogami. Nie mogę jednak zatrzymać jej przy sobie, nie jestem w stanie jej obiecać przyszłości, tego, że ktoś z moich wrogów jej nie skrzywdzi, tego, że czegoś nie odwalę i nie zaćpie się. Niczego nie mogę jej obiecać. Tak rozmyślając szwendałem się do późnej nocy, dopiero po powrocie do akademika zdałem sobie sprawę, że zgubiłem klucze od pokoju. Chcąc nie chcąc zadzwoniłem do Filipa, był to pierwszy numer jaki wpadł mi do głowy. Dobra drugi, ale nie chciałem dzwonić do Akane. Poprosiłem go o towar na nockę, bez tego nie potrafię już zarwać nocki. Zresztą, w ogóle trudno mi nie spać bez narkotyków. Chwilę później był już pod budynkiem wręczając mi to o co prosiłem, zapłaciłem mu i pojechaliśmy na imprezę, weekend w końcu mamy. Pojechaliśmy do klubu naszego znajomego, dlatego wszystko mieliśmy za darmo, Filip trochę przesadził z alkoholem dlatego to ja później prowadziłem. Narkotyki nie przeszkadzały mi w prowadzeniu, wręcz przeciwnie, wyostrzały zmysły. Odwiozłem chłopaka do jego domu a sam ruszyłem w miasto, po jakimś czasie znowu wziąłem działkę, musiałem. Jak zwykle nie potrafiłem skończyć z tym raz na zawsze. Rzucanie ćpania jest proste, robiłem to ze sto razy. I mimo, że obiecywałem dziewczynie rzucić, to znowu nie dotrzymałem tego. Nad ranem jeszcze snułem się ulicami, dotarłszy do opuszczonego budynku wziąłem kolejny raz. Tak profilaktycznie. Amfetamina działała kojąco na nerwy, ale w połączeniu z alkoholem i innymi środkami pozwalała przeżyć noc i następujący po niej dzień. Śmiejąc się pod nosem ruszyłem miastem, nie wiedziałem gdzie, po prostu szedłem.


Akane? Nie zrzuciłam go z mostu jak planowałam ale naćpany za to jest xdd

Od Joshuy

Właśnie wsiadałem do samolotu, lot w jedną stronę do północnej Irlandii. Gdzie się wybieram? Dobre pytanie! Aktualnie lecę tam aby się stąd tylko wynieść, zdaje sobie sprawę, że nawet nie pożegnałem się z rodzinką, ba! Jest trzecia w nocy a ja lecę na jakąś wyspę! No Anglia to też wyspa ale tu jest moja "matula" od siedmiu boleści, najwyżej jak tam mi nie pójdzie wyniosę się do Niemczech. Pierwotnie powinienem skończyć chociaż ten semestr w tamtej szkole ale nie wytrzymałbym do świąt z tym jej facetem. Zresztą nienawidzimy się wzajemnie, myśli, że uda mu się mnie "wychować", ha! Dobre sobie, lekarzom się nie ugiąłem więc jemu tym bardziej. Usiadłem na swoim miejscu, niewiele osób teraz leciało no ale musieli dokonać lotu. Usadowiłem się wygodnie w fotelu i czekałem na start samolotu. O dziwo wyleciał punktualnie z lotniska, a nawet dwie minuty wcześniej...

/duży time skip/

Dotarłem nad ranem pod budynek szkoły, przechodząc korytarzami widocznie wzbudziłem zainteresowanie wśród uczniów. Z nonszalanckim uśmiechem wparowałem bez pukania do gabinetu wicedyrektora, akurat rozmawiał z jakimś chłopakiem. Z pewnością z jednej ze starszych klas, zignorowałem to i zwróciłem się do dyrektora.
- Ja w kwestii formalności, nie mam za wiele czasu więc chciałbym załatwić to szybko. - mruknąłem od niechcenia patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
Najwidoczniej zdziwiony moim zachowaniem, postawą i osobą poprawił okulary i zapytał:
- A ty to kto?
- Rozmawialiśmy wczoraj, nazywam się Joshua Brookeborough.
- A, tak. Możesz chwilę poczekać? Zajęty jestem, a poza tym; puka się zanim się wejdzie.
- Trochę mi się spieszy, no ale dobrze. - westchnąłem i wzruszyłem ramionami. Usiadłem na fotelu niedaleko biurka i spokojnie czekałem, szanowny pan Elev raczył w końcu zakończyć rozmowę i zająć się moim przyjęciem do szkoły.
- Zapisałeś się do szkoły, ale nie zamierzasz mieszkać w akademiku z tego co pamiętam. - rzekł siadając przy biurku i przewalając jakieś papiery.
- Thia. Przyszedłem tak na prawdę po plan zajęć.
- Przyszedłeś po to specjalnie do mnie? Nie mogłeś jakiegoś ucznia o to poprosić? Albo przewodniczącego samorządu uczniowskiego? - mruknął wkurzony.
- Ha? Nie.
- Dlaczego?
- Wolę dostawać informacje od źródła, tylko wtedy są wiarygodne.
Podał mi rozpiskę zajęć i zapytał czy coś jeszcze. Odpowiedziawszy, że nic wyszedłem. Usłyszałem dzwonek na lekcję, pomyślałem sobie, że w sumie zacznę chodzić do szkoły od następnego dnia. Dziwnie by przyjść w połowie zajęć tego dnia i takie nowy uczeń. Nie lubiłem tych gadek. Sztuczne i zbędne. Skierowałem się powolnym krokiem do wyjścia ze szkoły. Najpierw kierowałem się do domu, ale po drodze zahaczyłem o sklep, jeść coś trzeba, a zamawiać nie lubię. Po powrocie do domu zrobiłem coś do jedzenia i przygotowałem się na następny dzień. Witaj szkoło! Bój się szkoło...

**

Obudziłem się jakoś dziesięć po szóstej, na spokojnie wstałem i się ogarnąłem do szkoły, zjadłem coś i tym podobne. Wychodząc do szkoły wypuściłem Dero na podwórko a kotce uchyliłem okno. Taa... To wielkie bydle nie siedzi tylko na podwórku, na szczęście lubi wodę to nie ma problemu z wykąpaniem go. Zostawiłem też jedynym żyjącym istotom, które lubię, wodę. Ruszyłem do szkoły, dotarłszy do niej ledwo wchodząc do szkoły podeszła do mnie jakaś dziewczyna, chciała wręczyć plan lekcji ale uprzedziłem ją, że już go posiadam. Zdziwiona tym nieco zaproponowała oprowadzenie po szkole, na to również podziękowałem. Raczej słaba byłaby z niej ofiara, ale zawsze jakaś opcja. Snułem się po szkole do dzwonka, dotarłem do klasy bez problemu i wszedłem zanim nauczyciel przyszedł. Klasy były otwarte co było sprzyjającym rozwiązaniem, no ale tylko niektóre. Do klasy powoli wchodzili kolejni uczniowie, zignorowawszy ich czytałem jakąś książkę, która wpadła mi w domu w ręce. Do klasy wszedł nauczyciel chemii. Przeleciał wzrokiem po klasie i zatrzymał go na mnie.
- Ee... Nowy uczeń? Nic mi nie wiadomo. - podszedł do mojej ławki, a wszyscy w klasie zwrócili na mnie wzrok.
- Najwidoczniej jest pan niedoinformowany. - mruknąłem nie odrywając wzroku od stronnicy książki.
- Jak się nazywasz? - zapytał mile nauczyciel.
- A to istotne?
- Owszem. Ja się nazywam...
- Matthew Jenkins, wiem.
Nauczyciel spojrzał na mnie wielkimi oczyma i poszedł do biurka, wracając jednak do mnie wzrokiem. Pierwsze wrażenie udane czy mam wejść jeszcze raz? Ha! Jego wyraz twarzy bezcenny! Tak minęła mi reszta lekcji. Nie chciało mi się wracać do domu dlatego poszwendałem się jeszcze po szkole...

<< Zapraszam odważną osobę >>

Nowy uczeń!

Joshua Eric Brookeborough
Ksywka: Josh, Eric, Brook, nazywany również niegdyś przez "znajomych" Bill
Wiek: 19 lat
Klasa: IIIb

Odchodzi

______________________________________________
Miyako Tarmagorii
 Ksywka: Mi, Miko
Wiek: 18 lat
Klasa: IC
Powód: decyzja właściciela

Od Akane CD Anthony'ego

Nie wiedziałam co powiedzieć, chociaż znalazłabym kilka argumentów, aby to Anthony uciekł wraz ze mną. Ostatecznie poszłam wraz z nieznajomy, a raczej już znajomym. Zaprowadził mnie wprost pod same drzwi. Zaprosiłam go do środka, a on chociaż że się sprzeciwiał to go wręcz zaciągnełam siła do środka. Co prawda mój tato był zaskoczony całym tym zdarzeniem, ale opowiedziałam mu co i jak było się wydarzyło. Powiedziałam również, aby nie obwiniał Anthony'ego za to co się stało. Usłyszałam tylko od ojca:
- Dlaczego akurat ten chłopak zawrócił tobie w głowie? - ja się pod nosem uśmiechnęłam.
- Serce nie sługa - odparłam. Wzięłam nowo poznanego chłopaka za rękę i zaprowadziła go na górę.
- Weźmiesz prysznic albo wannę co jak wolisz. Ubrania na zmianę za chwilę ci przyniosę - weszliśmy do jednego z pokoi gościnnych.
- Dlaczego tak bardzo mi pomagasz? Nie zasłużyłem sobie na takie traktowanie - brunet wyglądał zupełnie na załamanego.
- To co było to już ma za sobą, a teraz jest teraz i wciąż możesz podejmować decyzje - poklepałam go po ramieniu co było najgorszą rzeczą. Zapomniałam o swoim ramieniu, ale poklepując chłopaka właśnie sobie o nim przypomniałam. - Ajć... - powiedziałam pod nosem.
- Twoje ramię, nie jest z nim najlepiej. Powinnaś pójść do szpitala - powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Rozgość się, a ja idę po czyste ubrania dla ciebie - nim brunet zdążył cokolwiek powiedzieć ja odeszłam.
Wzięłam czyste ubrania ze szafy brata i zaniosłam je do pokoju. Chłopak się kąpał, więc weszłam i położyłam na łóżku ubrania. Ja również poszłam się wykąpać jednak przed ten poprosiłam jedną ze służących, aby przyniosła mi apteczke. Po dostaniu apteczki w swoje ręce, zamknęłam się w pokoju. Wykąpałam się przy okazji trochę się odprężyłam i uspokoiłam. Jednak nie do końca ze względu na to, że kompletnie nie wiedziałam co się dzieje z A-chanem. Ubrałam to co miałam pod ręką, ale miałam pewien problem. Moja rana była na ramieniu, a jedna ręka mi się to nie uda. Wyjrzałam na korytarz i jedyna osoba jaką zobaczyłam był chłopak.
- Czy coś się stało? - zapytał, a ja się niezręcznie uśmiechnęłam.
- Masz może czas? Bo widzisz, mam pewien drobny problem - podszedł bliżej, a ja powiedziałam cicho o co chodzi.
- Oczywiście że ci pomogę - dodał. Wszedł do mojego pokoju gdzie mi pomógł z opatrunkiem. Poszło mu to nawet dość sprawnie, jeżeli mam być szczera.
- Dziękuję ci bardzo - uśmiechnęłam się, a w odpowiedzi dostałam (raczej zobaczyłam) jego uśmiech. - Powinieneś częściej się uśmiechać - dodałam. Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc szybko zakładając bluzę skierowałam się do schodów. Jednak zatrzymałam się, aby Anthony nie poznał, że wyczułam iż to on przyszedł. Zeszłam powoli po schodach, ale właśnie gdy spojrzałam się na jego i usłyszałam to co powiedział, zarumieniłam się. Zwróciłam na pięcie i wróciłam szybko do góry na wzgląd tego, że przypomniało mi się o niechlujnym wyglądzie moich włosów. Szybko pobiegłam do łazienki, gdzie uczesałam swoje włosy i splotłam je w grubego warkocza. Wyjęłam kilka kosmyków włosów po bokach. Wyszłam z łazienki po drodze napotykając się na chłopaka.
- Idziesz ze mną na dół? - zapytałam, a on się lekko uśmiechnął co przyjęłam za pozytywną odpowiedź. Zeszliśmy we dwójkę na dół, gdzie czekał Anthony oraz tata.
- Oni to się chyba nigdy nie dogadają - powiedziałam pod nosem całkowicie zrezygnowana z tego, że chociaż w jakimś stopniu się kiedykolwiek dogadają.
- Nie może być aż tak źle. Chyba wiesz że ktoś się czubi ten się lubi - poklepał mnie po ramieniu.
- Obyś miał rację - odpowiedziałam. N A-chan dlaczego to tak długo trwało? - zapytałam się, zawisając jednocześnie na jego plecach.
- Przepraszam - odpowiedział, a ja spojrzałam się na tatę.
- Tato nad czym się tak zastanawiasz? - spojrzałam się na niego, podchodząc tym samym w jego stronę. Stanęłam naprzeciwko niego i lekko przechylając swoją głowę na prawo a ręce biorąc za siebie, zapytałam.
- Jesteś może głodna? - zapytał, a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. - Poza tym to nie przedstawiłaś mi jeszcze tego chłopca, który na pewno jest lepszy od tamtego obok - jak tato wspomniał o przedstawieniu chłopaku, to zapaliła mi się lampka w głowie, że nie znam jego imienia.
- No właśnie, nie zdążyłam się przez to wszystko zapytać o twoje imię - usiedliśmy w salonie. Ja z Anthony'm usiedliśmy na sofie, tata naprzeciwko nas a po mojej lewej stronie na fotelu usiadł chłopak. - Przepraszam, że się nie przedstawiłam - spojrzałam się na chłopaka z lekkim zawstydzeniem. - Moje imię znasz, ale ja nie znam twojego.
- Po co chcesz znać jego imię? - spojrzałam się na A-chana.
- A-chan przestań - szturchnełam go z grymasem na twarzy.

<Anthony?>

wtorek, 21 listopada 2017

Odchodzi

Kazuma Shuuya Ishinomori
 
Ksywka: Ishi, Shu,
Wiek: 17 lat
Klasa: 1C
Powód: decyzja właściciela

Od Anthony'ego cd Akane

Oni nas zabiją, to koniec. Boże za jakie grzechy?!
- Akane. - mruknąłem.
- Tak?
- Idź do domu, nie wychodź dopóki nie napiszę, że jesteś bezpieczna. To nie prośba. Idź.
Dziewczyna nie wiedziała o co mi chodziło, patrzyła na mnie wystraszona.
- A-chan. Co ty chcesz zrobić?
- Idź do domu. - warknąłem. - Ty! - zwróciłem się do chłopaka. - Masz ją doprowadzić pod same drzwi albo inaczej porozmawiamy. - mruknąłem groźnie.
Dziewczyna chciała protestować ale najwidoczniej chłopak zdawał sobie sprawę z tego co nam grozi, przytuliłem ją szepcąc niemrawe "przepraszam" po czym zabrał ją do jej domu. Ruszyłem w stronę budynku, z którego wyszliśmy. Przez długie godziny rozmawiałem z facetami, udało mi się ich przekonać do siebie. Wsiadłem z nimi do samochodu i podjechaliśmy pod dom Drakona. Weszliśmy, szef nie był zadowolony.
- Idioto nie tak miałeś to zrobić! Jeden krok nas dzielił od wkręcenia się do wpływowej rodziny! - krzyczał. - Byliśmy prawie ustawieni! Ale musiałeś to spieprzyć! Dlaczego nie poszedłeś według planu?
Milczałem. Raz.
- Mówię coś do Ciebie! Odpowiadaj!
Pustym wzrokiem patrzyłem na szefa. Dwa.
- Dosyć tego! - wyciągnął broń i mierzył do mnie.
Stałem jak gdyby nigdy nic. Trzy.
- Anthony!
- Nie zastrzelisz mnie. - mruknąłem patrząc mu w oczy.
- Hę? Niby skąd ta pewność? Spieprzyłeś robotę więc nie jesteś mi już potrzebny!
- Jeśli mnie zastrzelisz dotrze ta informacja do dziewczyny, od niej do jej rodziców. Myślisz, że tak po prostu to wszystko oleją? Śmieszne. - uśmiechnąłem się triumfalnie.
- To o to ci cały czas chodziło? Załatwiłeś sobie nie dość, że pieniądze ode mnie to jeszcze ochronę dzięki tej małej? - opuścił broń - Jesteś lepszym krętaczem niż mogłoby się wydawać.
- Co teraz zrobisz? - zawsze trzeba mieć w rękawie jakiegoś asa.
- Najchętniej bym Cię zastrzelił. Wiem, że źle to się skończy dla mnie. Zapędziłeś mnie w ślepą uliczkę.
- Nie jesteś taki spostrzegawczy i niepokonany jak myślałeś, co?
- Czego chcesz? - warknął.
- Nie tym tonem kotku. - uśmiechnąłem się. - Nie jednego z twoich ludzi załatwiłem. Źle odbierasz osoby. - podpisałem znacząco głową. - Rafi szybko się usunàł jak to i owo mu powiedziałem.
- To przez Ciebie stchórzył?! Co żeś mu nagadał?!
- Wystarczyło mu powiedzieć, że na imprezie coś ciekawego się wydarzyło i tak się zastraszyć jak małe dziecko. Twoi dwaj agenci są po mojej stronie, nie wiedziałeś, że załatwiają mi towar co? - zaśmiałem się.
Przypatrywałem się zdziwieniu na twarzy mojego dotychczasowego szefa. Nie wiedział co ma w tej chwili zrobić.
- Ha! Nie martw się to jeszcze nie koniec. Nie zdałeś sobie sprawy z tego, że twój wspólnik oszukał Cię na każdy możliwy sposób. Nie zauważyłaś, że okradł Cię z bardzo wysokiej sumy.
- Co?! To niemozliwe! Zauważyłbym!
- Z braku gwoździa... podkowa została zgubiona. Przez brak podkowy, rumak był stracony. Bez rumaka... wiadomość nie została dostarczona. Z powodu niedostarczenia wiadomości... wojna została przegrana. - zacytowałem znane japońskie przysłowie. - Nic tu po mnie. Żegnam. - uśmiechnąłem się triumfalnie i ruszyłem w kierunku drzwi.
Zatrzymał mnie jakiś ochroniarz, złapał mnie za ramię od tyłu, intuicyjnie i odruchowo wykonałem akcję samoobrony, której nauczył mnie sensei podczas mojego pobytu w Japonii. Złapałem faceta za nadgarstek i przerzuciłem go szybkim ruchem przez plecy po czym upadł z głośnym hukiem na ziemię. Nie czekając za długo wykręciłem mu nadgarstek do momentu aż usłyszałem lekki trzask.
- Nie próbuj czegoś takiego więcej. - warknąłem do typa i odszedłem.
Znowu czułem to świetne uczucie, znowu bezkarnie mogłem komuś zrobić krzywdę. Nikt mi tu nic nie może zrobić. Wygrałem tę rundę. Co będzie jednak w rozdaniu następnej casty? Uśmiechnąłem się pod nosem i zarzuciłem kaptur na głowę, po czym ruszyłem przed siebie. Czułem się świetnie po złamaniu nadgarstka temu facetowi, kierowało mną dziwne uczucie. Jakbym to mi nie wystarczyło, przegryzłem wargę, chciałem więcej, to jest gorsze uczucie niż głód narkotykowy. Po półgodzinnym marszu dotarłem do domu mojej dziewczyny. Dziwnie to brzmi w mojej głowie, moja dziewczyna, na prawdę moja, nie jakaś pusta lalka poznają dzień wcześniej na imprezie, z którą spało pół miasta. Była moją dziewczyną, której nie dotknie żaden z moich kolegów, ani sama nie będzie się przystawiać do każdego typa. Dotarłem przed drzwi, miałem kiedyś do czynienia z ojcem Akane, zanim jeszcze się poznaliśmy. Ciekawi mnie jego reakcja na to, że kochana córusia pokochała dupka i narkomana. Zapukałem a po chwili ktoś otworzył drzwi.
- Akane. - Powiedziałem tylko i zostałem wpuszczony do środka.
Widocznie wiedzieli kim jestem i co tu robię, a przynajmniej myśleli, że wiedzą. Po schodach wchodziła właśnie dziewczyna w uroczym stroju i związanych niedbale włosach.
- Witaj kotku. Dawno się nie widzieliśmy. - Powiedziałem z lekkim uśmiechem, wpatrując się w nią uporczywie.
Dziewczyna zobaczywszy mnie zarumieniła się i uciekła na górę, z pewnością aby się "ogarnąć" - szkoda, wyglądała prześlicznie.
- Ty?! Co ty tu robisz Callendier?!
- Miło mi poznać tatusia mojej kotki. - uśmiechnąłem się wrednie do ojca Akane.
Ciekawie się zapowiada. Akane, twoi rodzice raczej mnie nie pokochają, ale wystarczy, że ty mnie kochasz... Z wzajemnością..

Akane? Na początku miała to być drama nad dramami ale jakoś kończąc to miałam dobry wyjątkowo humor ^^ 

niedziela, 19 listopada 2017

Od Astrid CD Michaela

- Nie wypadałoby cię przeganiać ani trzymać na siłę. Z pewnością masz co robić i nie musisz ze mną siedzieć, jak nie chcesz. Obiecuję, że dam sobie radę. Już i tak bardzo mi pomogłeś.
Czułam się bezsilnie i nieswojo, kiedy to chłopak, którego lubiłam, skakał na jednej nodze, by mi zrobić dobrze. Chciałam, by ze mną został. Może nawet uda mi się go zatrzymana noc. Z drugiej strony, nie czułam się na siłach i nie chciałam by i on się źle czuł.
- Sama będziesz film oglądała?
- Idź po ten popcorn, a ja wezmę lekarstwa, jak zjem. – uśmiechnęłam się do niego.
Otworzyłam styropianowy pojemnik ze stołówkowym jedzeniem. Dzisiaj podali standardowe jedzenie, czyli kluski leniwe w jakimś mięsnym sosie. Super, zaczęłam wygrzebywać kluski z sosu. Lubię mięso, ale nie takie… Za sosami nie przepadam.
- Astrid musisz jeść.
- Ja wiem, ale nie mam ochoty.
-Bo cię nakarmię.
Spojrzałam się na niego i pomyślałam sobie, że to dobra myśl.
-Już jem. – ślamazarnie jadłam kluski.
Michael tylko westchnął i wyszedł z pokoju ogarnąć popcorn.
Czemu jedzenie nie ma smaku? Popcorn też tak będzie smakował? Jak tak, to podziękuję. Michael będzie mógł go zjeść sam. Włączyłam swojego laptopa, by zobaczyć, jakie to filmy przyniósł chłopak na pen drive.
- No działaj złomie, masz dopiero rok. – powiedziałam, gdy nie chciał się szybko włączyć.
Mam tendencje do szybkiego niszczenia sprzętu AGD, poprzez ściąganie różnych wirusów i niewłaściwego użytkowania go. Ten laptop potrzebował natychmiastowego serwisu, gdy w nerwach „przez przypadek” wylałam na niego kubek kawy.
- Jestem. – otworzył drzwi Michael.
- Masz swojego laptopa? Już nie ważne, włączył się! – podpięłam pamięć do komputera i czekałam, aż się wczyta. – Wyciągniesz głośnik z przedniej kieszeni torby?
- Jasne.
Michael postawił popcorn na kanapie i schylił się do torby. Przeglądając listę filmów, poczułam zapach popcornu. Pachniał dobrze. Wyjrzałam zza ekranu. Najpierw spojrzałam na papierową torebkę z miękkimi słono masłowym produktem pochodzenia kukurydzy. Michael dalej grzebał w torbie. Sięgnęłam po torebkę.
- Mam. – wstał i zerknął w moją stronę. – Co ty robisz?
- Popcorn? – zrobiłam wielkie oczy, ledwo sięgając krawędzi opakowania swoim paznokciem.
- Najpierw to ty lekarstwo weźmiesz. – Zabrał popcorn i w zamian dał mi głośnik.
Michael zaczął wyciągać różne tabletki z opakowań. Ja miałam trudniejsze zadanie. Po samych tytułach ciężko było wybrać „dobry” film. Najłatwiej będzie zdać się na intuicję. Przejrzałam listę ze dwa razy i ani razu moja intuicja się nie odezwała. Sama nie wiedziałam, na co mam ochotę.
- Oglądałeś już jakieś filmy stąd?
- Nie, to jest moja lista, którą mi polecili inni do oglądania. Znam tylko niektóre.
Zdana sama na siebie. To może „Wrota zaświatów”? Zgaduje, że to horror.
- Może wrota? – zapytałam.
- A nie będziesz się bała? Wiesz, że to horror?
- Phi, nie będę.
Michael podał mi talerzyk z tabletkami i kubek z wodą. Miałam co do tej płaskiej porcelanowej rzeczy wrogie nastawienie.
- Dużo tego.
- Jak chcesz wyzdrowieć, to musisz łykać.
- Mówisz, że będzie lepiej?
- Tak.
Wzięłam talerzyk i kubeczek, przyglądając się dokładnie.
- Nie otrujesz się.
- Może nie, ale szukam tabletki gwałtu.
Michael zamilkł. Wyglądał bardzo nieswojo.
- Żartuję tylko. – zaczęłam łykać wszystko jedno po drugim.
Chłopak zaśmiał się sztucznie. Chyba mu nie pod pasował żart. Ze wszystkim podchodzę jak pies do jeża, kiedy nie mam na coś ochoty. Taki już mam charakter.
Po lekarstwach w końcu mogliśmy włączyć film. Zaprosiłam Michaela pod kołderkę i dorwałam się do popcornu. Dłużej bym nie wytrzymała. Tak smacznie pachniał i wyglądał. Po pierwszych minutach filmu zrobiło się naprawdę gorąco. Mimo iż to ja miałam gorączkę, to wydawało mi się, że całe ciepło biło od chłopaka. Musiałam trochę się rozebrać. Normalnie pewnie też bym tak zrobiła, ale tym razem wymagała tego sytuacja. Ściągnęłam bluzkę, zostając w krótkim rękawku. Zastanawiałam się, czy dresy też mogę ściągnąć. Wypadałoby zapytać, prawda?
- Michael?
- Tak?
- Mogę zdjąć spodnie? Jest mi strasznie gorąco. Obiecuję siedzieć pod kołderką.

>Michael?

Odchodzi

 Dominique Castain
Ksywka: Gdy Dominique był jeszcze dzieckiem, dla którego piaskownica była drugim domem jego przyjaciel zwracał się do niego ,,Łabędź’’ i tak zostało, aż do rozdzielenia tych dwóch pokrewnych dusz. Przezwisko specyficzne, które zrodziło się w umyśle również osobliwej postaci ze zdziwieniem zostało przyjęte przez wtedy jeszcze kilkuletniego chłopca, ale ksywce tej już nikt nie pamięta.
Wiek: 18 lat
Klasa: IIB
Powód: brak czasu i pomysłu

Żegnamy!

poniedziałek, 13 listopada 2017

Od Michaela CD Miyako

Z zaskoczeniem wodziłem wzrokiem od góry łakoci, przez szeroki uśmiech Miyako i stojącej obok niej kelnerki, po bulgoczący żywo, karmelowy napój,na powierzchni którego unosiło się kilka kostek lodu. Zaraz też uniosłem wzrok, spoglądając na przyjaciela, który w osłupieniu patrzył na postawioną przed nim szklankę, jakby nie dowierzał własnemu szczęściu.
- Chyba znalazłeś swojego Anioła, nie? - szturchnąłem brata łokciem.
Brat, wyraźnie ożywiony, uśmiechnął się lekko do dziewczyny.
- No, to ten... dziękuję - wyszczerzył zęby w szerokim, iście Cześkowym uśmiechu.
- Masz wdzięczność tego oto colomaniaka po wsze czasy - dopowiedziałem, czochrając rudzielca po włosach. - No, moją przy okazji też, bo nie dość, że mnie uzależnia od tego czegoś, to by mi jeszcze całą drogę marudził. Mówię ci, już by chyba mniej się skarżył, jakby mu tlen ukradli.
Pokręciłem głową z udawaną rezygnacją. Miyako w odpowiedzi cicho parsknęła śmiechem.
- No... to częstujcie się! - zachęciła nas.
- Dziękować, Aniołku - skinąłem głową, biorąc jedną z czekoladowych babeczek, obficie przyprószonych kolorową posypką. W międzyczasie skończyłem też szarlotkę. Och, jak będę wracał do domu w czasie jakiejś przerwy, muszę koniecznie poprosić wcześniej w liście, żeby na mój przyjazd upiekli jakieś domowe ciasto. Desery w kawiarni były pyszne, ale nic nie mogło przebić tych z rodzinnej kuchni.
Ches z radością wziął natomiast potężny łyk coli. Jego twarz rozjaśnił kolejny szeroki uśmiech.
***
- I rozumiesz... - nawijał, żywiołowo gestykulując rękami. Autentycznie miałem wrażenie, że zaraz włączy w swój teatrzyk stopy, uszy i wszystko, czym może w ogóle ruszać - że ten curak zostawił mnie wtedy na pastwę tego kota?!
- Pff - mruknąłem, przewracając oczami. - Smacznie sobie razem spaliście. Mam twarde dowody!
- Zostałem do tego zmuszony! - krzyknął z rozpaczą, a przez jego ciało przeszedł dreszcz na wspomnienie tamtego poranka.
- Przynajmniej mam materiał na swoje największe dzieło - zaśmiałem się, machając mu przed nosem telefonem.
- Żebyś ty się któregoś pięknego dnia nie obudził z czystą pamięcią tam - pogroził mi, ostrzegawczo machając palcem.
- Żebyś ty, braciszku mój najdroższy, któregoś pięknego dnia nie obudził się w pokoju pełnym kotów - odparowałem, unosząc do góry brew.
Ten w odpowiedzi przewrócił oczami, biorąc kolejne ciastko. Umorusał sobie przy okazji całą twarz kremem.
- Brudasku - podałem mu chusteczkę. - Wytrzyj się, bo twój podbródek je sobie wesoło razem z tobą.
- Dyskryminujesz podbródek? - mruknął, ale wytarł sobie twarz, zgarniając z niej resztki słodkiego nadzienia. Ja natomiast odwróciłem się do Miyako.
- A jak z tobą? - zapytałem dziewczynę.
- Ze mną... co? - zapytała, marszcząc brwi.
- Zwierzak - wytłumaczyłem. - Masz jakiegoś pupila?
- Nie, nie - zaprzeczyła ze słabym uśmiechem. - I tak mam sporo roboty ze swoim laptopem.
- O, informatyczka? - rudzielec uniósł głowę, wyraźnie zainteresowany.
- Tak - przyznała. - Lubię elektronikę i tego typu rzeczy...
- Ale nie powinnaś im poświęcać całych nocy - zrugałem ją, po czym wskazałem na Chesa. - Spójrz na tego kurdupla. Pół nocy szczerzy się do siebie i coś tam stuka na swojej komórce, a z własnym współlokatorem pogadać nie łaska.
- Bo śpisz! - wytknął mi.
- Jak się nie odzywasz, to i owszem! - zaprotestowałem.
- Pff, leżysz tam sobie z Immi i tyle z rozmowy!
- Tak, tak, oczywiście - potaknąłem aż nazbyt gorliwie. - A lubisz może koty, Miyako? Może chciałabyś poznać nasz ósmy cud świata?
- Czyli diabła wcielonego - mruknął Ches.
- Naszą kochaną Immi? - ciągnąłem, niezrażony wtrąceniem przyjaciela.

< Miyako? Wybacz, że dopiero odpisuję >

niedziela, 12 listopada 2017

Od Michaela CD Astrid

Usiadłem na rozkładanej kanapie, stawiając przed Astrid siatkę z zakupami. Uważnie przypatrzyłem się też twarzy dziewczyny - niezdrowe rumieńce na policzkach i rozpalone czoło wskazywały na to, że gorączka rzeczywiście wciąż się trzyma. W domu, jak miałem z pięć lat, gdy złapałem jakieś choróbsko, przychodziła doi nas często sąsiadka - starsza, poczciwa kobieta, z włosami zakrytymi kwiecistą chustą - i przykładała mi do pleców "bańki" - szklane, rozgrzane naczynia. Kilka lat temu z powodu pogarszającego się stanu zdrowia przestała jednak przychodzić, a wszystkich w domu zaczęli leczyć proszkami z apteki, ewentualnie "wywarami" mamy, które to lubiła robić i trzymać na wszelki wypadek. Specyfikiem, który wspominałem najlepiej, było jednak gorące mleko z miodem i masłem, które lubiłem sobie robić nawet całkowicie zdrowy. Jeśli chodzi o Astrid, nałożenie jej baniek było niemożliwe - po pierwsze, w pobliżu takowych nie było, a po drugie, nawet nie wiedziałem, jak ich konkretniej użyć,by nie zrobić jej przypadkiem krzywdy. Ja sam zawsze się ich w jakiś sposób bałem. Z niewiadomego powodu, gdy przykładali mi je do pleców, zawsze miałem wrażenie, że w środku jest ogień, który zaraz stopi moją skórę, zamiast zbić gorączkę. Chociaż, na dobrą sprawę, zawsze zastanawiało mnie, jakim cudem rozgrzane naczynia mają obniżyć temperaturę ciała.
- Michael - usłyszałem głos Astrid. - Jesteś tu?
Poderwałem głowę, otrząsając się z zamyślenia.
- Tak, tak, wybacz - przejechałem dłonią po karku, nieco zakłopotany swoim rozproszeniem. - O co się tak właściwie... a siatka, siatka, pamiętam.
- Dokładnie - potwierdziła, wzdychając cicho. Uśmiechnąłem się z zażenowaniem.
- Popatrzmy... - mruknąłem, grzebiąc w torbie i wyjmując z niego po kolei rzeczy. - Leki może na początek. Nie mogli mi dać żadnych na receptę, ale sprzedali mi jakieś na wzmocnienie odporności, typowe objawy grypy, no i na gorączkę. Ale masz po nich leżeć zakopana w kołdrze jak najdłużej.
- Dużo tego masz - stwierdziła, marszcząc lekko nos i obserwując, jak wyciągam kolejne opakowania.
- Przesadziłem chyba, nie? Ale będzie na przyszłość. No, masz też jakieś wapno... no i przyniosłem ci termos z gorącą herbatą, żebyś nie musiała wstawać. I wziąłem ze stołówki obiad w pudełku,żebyś nie brała niczego na pusty żołądek. Zjadłaś może tamte kanapki?
- No... część - przyznała niechętnie. Pokiwałem głową.
- No tak, gorączka i ten apetyt... ale trudno, chociaż część obiadu musisz w siebie wcisnąć, żeby odzyskać siły. No i mam czekoladę, jakbyś chciała. Od Akane skserowałem ci też notatki z dzisiaj, mam też swoje stare zeszyty, jakbyś chciała. Aha, no i trochę filmów.
- Filmów - powtórzyła.
- Tak - potwierdziłem. - Obstawiam, że średnio miałaś co robić, więc wziąłem parę płyt a to od przyjaciół, od siebie z zapasów... wszystkich dzisiaj nie da rady, ale może na jakiś będziesz miała ochotę. Sam też chętnie coś obejrzę, jak mi pozwolisz zostać.
- Nie zarazisz się? - zapytała.
Machnąłem beztrosko ręką.
- Spokojnie, siostra chorowała mi milion razy i zawsze siedziałem przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę, dopóki nie wyzdrowiała, jako taką odporność mam. No i lepiej, żeby ktoś przy tobie był, jakbyś się nagle gorzej poczuła, nie? W razie co, poinformuję szkolną pielęgniarkę.
- Nie trzeba, czuję się lepiej - odparła.
- Mimo wszystko - wzruszyłem ramionami. - To co, teraz może coś zjesz, ja w międzyczasie zacznę ogarniać jakiś popcorn i co tam jeszcze mam, potem weźmiesz leki i coś obejrzymy? Jakie filmy lubisz? Klasyka, kino obyczajowe, jakieś horrory, akcji... trochę tego jest, więc śmiało mów!

< Astrid? >

czwartek, 2 listopada 2017

Od Octavii CD Alistaira

Wzięłam telefon do dłoni i przeglądałam wiadomości.
Otrzymałam niemal od razu dwie nowe wiadomości.
"Czy jakaś jest? No cóż, dużo ładnych dziewczyn kręci się dookoła mnie, więc nie jestem w stanie się określić.
Co do spotkania, niech będzie piątek, o 21, w Klubie w centrum Starego Miasta. Będę w białej koszuli i skórzanej kurtce, więc raczej mnie znajdziesz"
Byle do piątku, a spotkam chłopaka.
Stanęłam przed szafa, aby wybrać jakieś odpowiednie ubrania. Nie wiem jak długo myślałam i wybierałam. Po męczarniach wstałam i poszłam pofarbować włosy. Wiedziałam, że może mi się odmienić i wybiorę coś innego, więc zostawiłam to i wzięłam się za włosy. Wzięłam z szafki fioletowa i niebieską farbę. Otworzyłam pudełka i je wyjęłam, trochę wycisnęłam. Przygotowałam się oraz wszystko inne i zaczęłam.
***
Końcowy efekt był pozwalający, na czubku głowy był fiolet i lekki niebieski. Dalej do połowy był fiolet przechodził w niebieski i pasemka w tych kolorach. Zaplotłam sobie włosy w warkocz i zajęłam się paznokciami. Pomalowałam sobie je na czarno, zrobiłam hybrydy ciemnego fioletu. Lubię się wyróżniać.
- Środa wieczór, jeszcze czwartek i piątek. - powiedziałam do siebie, siedząc w piżamie na łóżku. Nie chciało mi się nic robić. Wzięłam telefon i odpisałam.
"Widzimy się w piątek skarbie"
Wysłałam. Nie mogłam się doczekać, chciałam go poznać, chociaż może już go znam. Choć myślałam tak o tym wiele. I coś tak myślę, że może być to Alistair. Jesteś trafię to nieźle będzie. Mam nadzieję, że trafię oby.
Spojrzałam na zegarek godzina 01:15. Przez ten cały czas myślałam o tym wszystkim. Odłożyłam wszystko inne, zawołałam koty i poszłam spać.
***
Budzik zadzwonił pół przytomna sięgnęłam i klepnęłam, aby go wyłączyć. Przekręciłam się i leżałam jeszcze trochę. Dopiero po godzinie wstałam. Poszłam do łazienki się przygotować. Takie poranne czynności. Podeszłam w ręczniku do komody i wzięłam ciemna bieliznę. Założyłam ja i poszłam odwiedzić ręcznik na wieszaku. Wróciłam do pokoju, aby się ubrać, pogoda była znośna. Więc wzięłam koszulkę z frędzelkami oczywiście brzuch był odsłonięty. Do tego spodnie z kokardkami na przodzie po całej długości. Wzięłam także krótkie skarpetki, wraz z koturnami. Do łazienki poszłam ponownie, aby zrobić makijaż i zrobić dobieranego warkocza. Wzięłam torbę, telefon oraz założyłam puchatą bluzę kaptur zarzuciłam na głowę. Gotowa mogłam wyjść, zamknęłam dom i poszłam do szkoły. Po drodze kupiłam sobie śniadanie oraz coś na lunch.
W szkole byłam przed dziewiąta, poszłam do jakiejś sali, w której miałam lekcje. Usiadłam na końcu w swojej ławce i czekałam na wymarzony piątkowy wieczór.
***
Czwartek minął szybko. Lekcje w piątek także. Teraz to przygotowałam się do spotkania.
Wzięłam założyłam czarny ćwiekowy stanik, do tego skórzaną kurtkę, wraz z legginsy mi. Na nogach miałam ćwiekowe trampki. Rozpuściłam włosy, kręciły mi się, pomalowałam sobie założyłam czok er. Podeszłam do lusterka i się przejrzałam, ślicznie. Wzięłam telefon i wyszłam z domu.
Zaczęłam iść ma stare miasto. Wyjęłam telefon i sprawdziłam godzinę mam jeszcze trochę.
Weszłam do klubu chwilę przed czasem. Zastanawiając się jak, go przywitam. Przytulę, powiem "Hej" Czy jakoś inaczej.. Zauważyłam chłopaka w białej koszulce i skórzanej kurtce. Poszłam za nim, po czym stanęłam obok niego.
- No hejka Alistair. Czyżbyś się z kimś umówił? - Zobaczymy czy zorientuje się, że to ze mną się miał tu spotkać.

<Alistaira?>

Od Astrid CD Michaela

- A jak wyglądam?
- Dobrze.
- Nie zmyślaj. – padłam na łóżko. – Co tak wcześnie mnie odwiedzasz, lekcje się już skończyły?
- Zaraz będę musiał na nie uciekać. Przyniosłem ci coś do jedzenia.
- Nie jestem głodna. Jest mi zimno.
- To wskakuj pod kołderkę.
- Zmęczona… Nie chce mi się.
- Astrid, musisz odpoczywać. Wyspałaś się, chociaż?
- Katar mnie w nocy męczył. Jestem padnięta. Idź sobie, nie patrz na mnie, jak jestem w takim stanie. – pociągnęłam nosem i kaszlnęłam.
- Zejdź z kołdry i się przykryj. – chłopak złapał za krawędź kołdry.
Nie miałam siły walczyć, wstałam tylko na chwilkę, by Michael mógł zrobić mi miejsce i przykryć pierzyną.
- Naprawdę idź już. Potrzebuję spokoju i jeszcze się na lekcje spóźnisz.
- Jasne, przyjdę jeszcze później i powiem twojemu wychowawcy, że jesteś chora.
- Dzięki.
Michael ruszył na zajęcia, zostawiając pudełko z jedzeniem i jakieś proszki. Zaczęło mi się nudzić na potęgę. Nie mogłam zasnąć, odkąd Michael mnie obudził. Wzięłam telefon i przeglądałam na nim strony internetowe. Zobaczyłam wszystko od góry do dołu i od lewej do prawej. Nigdy mi się tak w życiu jeszcze nie nudziło. Była dopiero trzynasta. Czułam się już na tyle dobrze by wyjść spod kołderki i nie czuć się jak na Alasce. Spojrzałam, co ciekawego Michael przyniósł w reklamówce. Wśród lekarstw dostrzegłam te takie śmiesznie musujące tabletki, które lubiłam. Wstawiłam wodę i kopałam dalej. Na dnie pod stertą lekarstw, które nie wiedziałam, na co są, znalazłam plastikowe pudełko z jedzeniem, o którym mówił. W środku było kilka kanapek. Z reguły powinnam je zjeść…
Wzięłam jeden gryz i przeżuwałam go z pół godziny. Postanowiłam dokończyć tę jedną kanapkę, a resztę schować do śmietnika. Położyłam się z powrotem na łóżko z kubeczkiem i kanapką. Z popitką kanapka łatwiej weszła, a zawartość ciepłego kubeczka odetkała mi nos. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam.
Tak dobrze mi się spało, że obudziłam się dopiero w porze obiadowej. Nie zbierałam się z łóżka szybko. Było mi w nim dobrze, mimo iż spędziłam w nim większość dnia. Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieję. W sumie to czułam się lepiej, nie wliczając w to, że gorączka utrzymywała się koło 38 stopni. Wyszłam z łóżka się załatwić i znów sobie zrobić coś ciepłego do picia. Resztę czasu na zmianę przesiedziałam w szkicowniku i telefonie. Zajęłam się rysowaniem halloweenowej kreacji. Miała wyjść wiedźma, ale wyszło ciut inaczej. Tak mi się nawet bardziej podobała ta sukienka. Z nudów dorysowałam sobie kocie uszka. Uśmiechnęłam się do siebie, patrząc na rysunek.
https://pbs.twimg.com/media/CJdFyCZUYAA4mux.jpg:large
Wyszło uroczo. Jak zwykle dałam mnóstwo falbanek i kokard. Przyglądając się szkicowi, usłyszałam pukanie do drzwi. Z pewnością Michael skończył zajęcia. Schowałam szkicownik pod poduszkę.
- Cześć Michael. Siadaj sobie. – zrobiłam mu trochę miejsca na łóżko/kanapie.
Wprost nienawidziłam takich mebli. Raz odkąd tu jestem, je rozłożyłam i służy mi jako łóżko, a nie kanapa! Czemu to musi być takie niewygodne?
- Lepiej się już czujesz? – zapytał.
- Tylko gorączka mi została.
- To dobrze, mam właśnie na nią lekarstwa.
- Co masz jeszcze w tej siatce?

>Michael... Równo 500 słów (dużo nauki ;-default smiley ;)Przepraszam<

środa, 1 listopada 2017

Od Alistaira CD Octavii

A więc jednak propozycja. Huhu, ciekawie.
Rozmyślałem, gdzie będzie najlepiej. Kiedy, to raczej jasne. Piątek wieczór był najlepszym możliwym rozwiązaniem.
Co do miejsca, musiałem jeszcze pomyśleć. Co będzie dobre...

Nie odpisałem tego dnia. Wciąż rozmyślałem nad lokacją, nie mogąc się zdecydować.

Rano wstałem dość niechętnie, leżało mi się wyjątkowo dobrze. No, ale wstać trzeba.
Jakoś się zwlokłem, zjadłem śniadanie, ogarnąłem się. Czas do szkoły, khe khe.
Na moment przypomniała mi się moja niania, która codziennie budziła mnie tymi słowami, z tacką pełną zrobionych przez nią przysmaków. Oh, gdyby ktoś tak mnie teraz rano obudził... Robienie sobie śniadania, będąc wciąż w połowie we śnie, jest czasem nawet niebezpieczne..

Lekcje. Oczywiście, nic ciekawego. Wciąż musiałem powstrzymać ziewanie.
A potem nadeszła pora na sport, do tego wymyślili, że będziemy pływać. No świetnie.
Przebrałem się w szorty. Rękawiczki zmieniłem w łazience. Swoje zwykłe, skórzane zastąpiłem białymi, z cienkiego materiału. Bez nich ani rusz.

Pływanie było nawet ciekawe. Coś jak drużynowe zawody. Trafiło mi się wybieranie składu. Głównie padało na chłopaków, ale na końcu w mojej drużynie znalazła się również Octavia.
Obserwowałem ją. Była zgrabna, figurę miała ładną... Ale była drobniutka. Ciekawiło mnie, czy ona wogóle coś je. Jak dla mnie, nie wyglądało na to.

Wracałem do domu, wreszcie koniec. Musiałem też wreszcie odpisać na SMS...
I nagle rozległ się dźwięk powiadomienia.
Szybko sprawdziłem telefon. Kolejna wiadomość od tajemniczej osóbki..
"Czy jest jakaś dziewczyna, która Ci się podoba?"
Hmm, ciekawe pytanie. Na nie też będę musiał obmyśleć odpowiedź.

Szedłem dalej. Coś przykuło mój wzrok.
Zatrzymałem się i odwróciłem w tamtym kierunku.
Octavia, i ta inna dziewczyna, jak jej tam.. E, nie wiem. W każdym razie, chyba zaraz miało dojść do rękoczynów...
Niby miło to wygląda, jak dziewczyny się biją, ale tutaj nie ma basenika pełnego kisielu. Jeszcze by się nieprzyjemnie zrobiło.
- Octavia! - krzyknąłem w jej stronę. Dziewczyna skorzystała z okazji i szybko do mnie dołączyła.
- ‎Niezłe masz wyczucie. - stwierdziła, a ja ruszyłem dalej.
- ‎Po prostu laski bijące się bez kisielu to żadna zabawa - mruknąłem, wzruszając ramionami. Szedłem z nią jeszcze kawałek, po czym skręciłem w swoją stronę. Czas do domu, odpisać na wiadomości. Ciekawiło mnie, jak to się potoczy.

W domu obmyśliłem odpowiedź, i zabrałem się za pisanie.
"Czy jakaś jest? No cóż, dużo ładnych dziewczyn kręci się dookoła mnie, więc nie jestem w stanie się określić.
Co do spotkania, niech będzie piątek, o 21, w Klubie w centrum Starego Miasta. Będę w białej koszuli i skórzanej kurtce, więc raczej mnie znajdziesz"
Wysłałem. Może wreszcie zdarzy się coś ciekawego...
Byle do piątku.

< Octavia? Błagam cię, nie nazywaj go Ali D: Wszystko, ale nie to >

Od Miyako CD Kazumy

Po wywietrzeniu klasy i pokazaniu tego jak robimy suchy lód, krok po kroku nauczycielowi. Nauczyciel przyjrzał się nam dokładnie i pokręcił lekko głową.
- Nie wszystko da się zrobić krok po kroku. Najczęściej najłatwiejsze rzeczy są trudne do zauważenia chociaż, że leżą pod samym nosem - powiedział nauczyciel, a gdy pokazał nam na czym polega problem, zrobiliśmy od nowa nasz eksperyment przy okazji zaliczając go.
Posprzątaliśmy sale po czym poszliśmy na drobne co nie co. W kawiarence po zamówieniu i drobnej pogadance, skierowaliśmy się w stronę akademika. Kazuma wyglądał jakby mnie słuchał jednak nie był za bardzo obecny. Pewnie był zmęczony dlatego spowodowana była ta jego nieobecność. Pożegnałam się z chłopakiem. Wróciłam do pokoju, jednak będąc już w nim i chcąc się ułożyć do snu dostałam sms-a. Po przeczytaniu go, zasiadłam przed komputer i zaczęłam działać. Zasłony miałam zasłonięte przez co straciłam poczucie czasu. Był to prawdopodobnie mój błąd, gdyż odeszłam od komputera po tym jak usłyszałam budzik dochodzący z mojego telefonu. Wzięłam szybki prysznic, spakowałam się do szkoły i zaspana ruszyłam w stronę szkoły. Ziewałam prawie cały czas co mnie powoli irytowało. Dotarłam nareszcie do szkoły, stanęłam przed drzwiami do klasy. Nim weszłam do środka, wzięłam głęboki oddech. Otworzyłam drzwi, popełznęłam przed siebie, wprost do swojej ławki w której od razu usiadłam. Kazuma wszedł tuż po mnie. Jednak nim zdążyłam się przywitać, zadzwonił dzwonek a nauczyciel wszedł do klasy. Byłam tak zmęczona, a lekcje takie nudne co bardzo mnie nudziło i prawie zasypiałam.
Lekcja jakoś minęła, a ja czułam się coraz to bardziej śpiąca. Poszłam na dach wiedząc, że nikogo tam nie będzie. Oparłam się o ścianę.
- A więc tutaj jesteś? - usłyszałam znajomy mi głos.
- Tak... - odparłam ziewając. Chłopak przysiadł się obok mnie, gdy pokazałam mu ręka, aby usiadł. - I jak tam u ciebie? - zapytałam się. Kazuma zaczął coś mówić, jednak ja jakoś nie miałam sił, aby go słuchać. Oczy powoli mi się zamykały, a po kilku sekundach całkowicie mi się zamknęły.
Byłam obecnie w domu, w miejscu którego nienawidziłam. Najgorsze możliwe jakie miejsce. Wszystkim mówiłam jak to jest kolorowo, ale tak nie było. Całe życie okłamywałam innych jak i samą siebie. W moim śnie, byłam w moim domu, całkowicie sama. Słyszałam tylko w oddali ich głosy jak to się kłócą o mnie. Zapewne nie byli ze mnie dumni, wreszcie ja nic nigdy nie potrafiłam zrobić, aby ich zadowolić. Obudziłam się żze snu, bardziej zmęczona niż gdybym w ogóle nie spała. Obudziłam się na ramieniu Kazumy, który został ze mną.
- Przepraszam, że zasnęłam. Głupio mi - otarłam oczy.

<Kazuma?>

Theme by Bełt