sobota, 30 września 2017

Odchodzi

 Christopher Morgan
Ksywka: Chris
Wiek: 19
Klasa: IIIB
Powód: Decyzja właściciela 
Uwaga, właścicielka zgodziła się, aby jej postać mogła zostać adoptowana. Na razie znajduje się w naszych tłach.

Dzień chłopaka!

Witajcie. Dzisiaj, a więc 30 września obchodzimy dzień chłopaka. Cała administracja chciałaby z tej okazji życzyć wszystkim Panom wszystkie co najlepsze. Dużo zdrowia, szczęścia, dobrych ocen w szkole i spełnienia najskrytszych marzeń!
Pozdrawia administracja!

czwartek, 28 września 2017

Od Dominique’a CD Ophelii

Obserwowanie zachowania istot ludzkich, to dla mnie rutynowa czynność. Poprzez wiele czasu przypatrywania się ludziom znam wystarczająco ich naturę. Uzyskiwanie informacji z ich postawy jest drobiazgiem. Manipulowanie nimi także nie sprawia mi problemów. Dana ofiara nawet się nie zorientuje iż wszystko idzie pomyślnie dla mnie i moich korzyści. To wręcz urocze kiedy się opierają, nie sprawia mi żadnej trudności przełamanie ich ‘oporu’.
- To może powołam się na solidarność grupową. Rozumiem, że możesz nie lubić Eleva. To wredny dziad itd, ale tak jakby.... jeśli go teraz wkurzysz, to cała szkoła będzie miała przerąbane przez cały dzisiejszy dzień, możliwe, że nawet dłużej. I pozwolę sobie zaznaczyć, że jeśli to zrobisz, nie omieszkam wspomnieć o tym każdej pokrzywdzonej przez niego osóbce, co skutecznie sprawi, że staniesz się niechciany popularny. – płowowłosa z szerokim uśmiechem na twarzy wpatrywała się we mnie. Pff… Solidarność grupowa. Ta dziewczyna zbytnio wierzy w ludzkość. Zapewne nie skrzywdzono jej, więc nie wie dużo o utracie i zdradzie. Kiedy moja reakcja nie nastąpiła nieznacznie opuściła ramiona już wręcz wykończona moim zachowaniem, lecz mimika jej twarzy pozostała niezmieniona. Pewność siebie, którą przed chwilą pałała, jakby nagle przygasła, ale uśmiech już nieco nieszczery promieniał przyjaźnie z niejakim zaufaniem. Zapewne nie chciała tracić nadziei, że groźba wystarczająco mnie przekona. Wyraźnie także jej cierpliwość zaczynała się kończyć, a ja nie zamierzałem wysłuchiwać oburzających wypowiedzi dziewczyny.
- Oczywiście. – odpowiedziałem z sztucznym półuśmiechem, który pomimo niechęci wymusiłem. – Prowadź. – te słowa skierowałem do posłannicy dyrektora, choć sam bez problemów bym tam dotarł nie pierwszy raz podążając do jego gabinetu. Powiedziałem to jedynie z powodu iż miałem ochotę nieco dłużej pomordować błękitnooką. Natomiast wyższa z dziewczyn z satysfakcją prychnęła cicho, pewnie w głębi duszy ciesząc się z niby sukcesu. Odnosiłem wrażenie, że nie ustąpi, aby chełpić się swoją wygraną, więc odpuściłem dalsze negocjacje pokornie odpowiadając jej oczekiwaniom. Ta zgodnie z moimi przypuszczeniami oznajmiła:
- Ja mogę go poprowadzić. Jeśli chcesz możesz wracać do poprzednich zajęć. – posłała delikatny uśmiech brunetce, a ja w tej oto chwili poczułem się niczym przestępca prowadzony na wyrok poprzez funkcjonariusza policji. Ton głosu dziewczyny był stanowczy, więc myślałem, że niższa istota odpuści odchodząc, lecz ta pokręciła przecząco głową odmawiając. Poprawiło mi to humor, który zbledłą trochę po propozycji płowowłosej. Można uznać, że ucieszyłem się iż moja ofiara nie ucieknie. Poprzez całą drogę towarzyszyły mi dwie dziewczyny z triumfującymi postawami, ale jedynie brunetka co jakiś czas spoglądała na mnie, a wtedy ja omiatałem ją lodowatym wzrokiem, co niemal przyprawiało ją o dreszcz. Uznałem to za dosyć ciekawą zabawę. Gdy dotarliśmy do gabinetu Eleva błękitnooka odeszła mrucząc coś pod nosem niezrozumiale. Zaniepokoiło mnie to, że druga dziewczyna pozostała oraz, że zbyt pewnie zapukała do drwi pokoju wchodząc natychmiastowo po usłyszeniu zirytowanego ,,proszę’’ dyrektora. Odetchnąłem wmuszając w siebie cierpliwość po czym przestąpiłem próg pomieszczenia zaraz za dziewczyną. Nauczyciel omiótł nas wzrokiem znad sterty dokumentów mówiąc:
- Aha. To Ty, Castain. Dlaczego tak długo oraz czemu jest tutaj panna Murphy ? – poddenerwowany mężczyzna ze zmęczeniem wydobywał z siebie jakiekolwiek słowa. Zauważyłem u niego podkrążone i przekrwione oczy, pewnie po nieprzespanej nocy, którą spędził na przeglądaniu tych wszystkich papierów. Jego wygląd jeszcze bardziej zniechęcił mnie do choćby pomysłu żeby zostać nauczycielem z posadą vice-dyrektora i musieć zajmować się pokoleniami uczniów, kolejnym gorszym od poprzedniego. Już miałem otworzyć usta odpowiadając na pytania Eleva, lecz wyprzedziła mnie płowowłosa:
- Panie dyrektorze, pomogłam uczennicy, którą pan posłał, aby go przyprowadziła… - wskazała na mnie ruchem głowy po sekundzie wracając do swej wypowiedzi – początkowo nie chciał współpracować, ale po mojej zachęcie z oporem ruszył do pana wraz ze mną i drugą uczennicą. Ona odeszła, ale ja postanowiłam zostać. – kończąc nabrała powietrza w płuca po chwili wzdychając. Zmarszczyłem brwi unosząc oczy ku górze i patrząc się w sufit.
- Hmmm… no dobrze, Ophelio ? – Murphy skinęła potakująco uśmiechając się z satysfakcją. Dyrektor potarł swoje czoło, a następnie skronie i przymrużył powieki. – A więc jeżeli już tu jesteś możesz pozostać. Usiądźcie na tych krzesłach. – rozejrzałem się po gabinecie szukając wymienionych przez mężczyznę mebli, a widząc jak płowowłosa kieruje się w stronę dwóch eleganckich foteli podszedłem do nich zasiadając w jednym. – Dominique Castain, złamanie zasady regulaminu panującego w akademii. Zasada 6; Od poniedziałku do czwartku, oraz w niedziele, zabrania się uczniom opuszczać teren Akademii w czasie panowania ciszy nocnej. – poczułem na sobie spojrzenie dwóch par oczu, więc zacisnąłem usta i uniosłem lekko głowę – Ponieważ w tej chwili nie posiadam wystarczająco czasu, aby Cię ukarać… masz przyjść o godzinie siedemnastej trzydzieści. Jeśli się nie pojawisz kara będzie dodatkowo cięższa. – westchnąłem cicho i podniosłem się z krzesła powolnie.
- To tyle ? – spytałem bezbarwnym głosem wypranym z emocji oraz pokerową twarzą lustrując wzrokiem dyrektora. Ten delikatnie uniósł brwi i nerwowo spojrzał w bok, ale po chwili wyjmując papierosa również wstając.
- Tak, już, tyle. Idźcie. – mruknął pod nosem wręcz niezrozumiale wychodząc przed nas prędko znajdując się na korytarzu. Razem z dziewczyną wyszliśmy za nim, ona żwawo ja nieco mniej uradowany takim obrotem spraw. Nie wiedziałem co dalej robić, a wizja dostanie kary nie uszczęśliwiała mnie wcale, lecz zrozumiałem, że tak musi być. Złamanie zasady – kara. Proste. Moje wykroczenie było błahe, więc zapewne kara będzie adekwatna do niego. Już miałem odejść do swojego pokoju, ale po kilku krokach płowowłosa dźgnęła mnie palcem w żebro. Odwróciłem się w jej stronę zaczynając tracić co do niej cierpliwość.
- Czego jeszcze chcesz ?
< Ophelia? Nie umiem wymyślać kar, więc nie napisałam o niej wręcz nic >

poniedziałek, 25 września 2017

Odchodzi

Finnick Hanari-Delvaille
 Ksywka: Finn, chociaż niektórzy mogą wysilić się na wymyślanie innych udziwnień, przykładowo Finniczek czy tam Finnuś.
Wiek: 19 lat
Klasa: III A
Powód: Decyzja właściciela 

Od Astrid DO Michaela

Pierwszy dzień w nowej szkole. Poprzednia nie była najlepszym trafem. Mam nadzieję, że tu będzie lepiej. Patrząc na status szkoły, to ludzi dzieli się na uzdolnionych i bogatych jak ja. Raczej powinnam sobie znaleźć towarzystwo, nie takie jak ze wczorajszej nocy. Eh, głęboki oddech i głowa do góry. Otworzyłam drzwi od Sali lekcyjnej, gdzie znajdować się miała moja przyszła klasa.
- Pierwsza B? – zapytałam.
- Tak, proszę. – dostałam zaproszenie od nauczyciela.
Nie raz przedstawiałam się klasie, ale i tak byłam zdziwiona. Jej frekwencja wynosiła tylko dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Są jacyś nieobecni?
- Miło mi was poznać. Ja jestem Astrid i od dzisiaj będę do tej klasy przynależała.
Stara jak świat formułka niezapewniająca niczego. Nie lubię przesiadywać na lekcjach. Wyjątkiem jest poezja i dlatego wybrałam sobie taki, a nie inny profil.
- Ze wzajemnością, zajmij sobie miejsce. – nauczyciel wskazał grupkę.
Usiadłam na tyłach, czyli w trzeciej ławce. Dwie wcześniej były zajęte przez siedzące parami osoby. Miłość, nie miłość? To pierwsza klasa. Siedzą tak pewnie dla oszczędności głosu nauczyciela, prawda?
Nowe zawsze interesuje, ciekawi i przyciąga, ale nie kogoś, kto szkoły zmienia tak często, jak ja. Nie zależy mi na wynikach w nauce. Moja przyszłość od dawna jest już ułożona. Jako jedynaczka, jestem jedyną spadkobierczynią majątku rodziców. Mnie zależy na dobrej zabawie i przy dobrych wiatrach prawdziwym przyjacielu, czy też przyjaciółce. Każda poprzednia szkoła na długo zapamięta moje nazwisko.
Zajęcia minęły bez szwanku, poznałam te cztery osóbki i dowiedziałam się, że to cała nasza „liczna” klasa. Nie zapamiętałam ich imion. Nie szczególnie zapadli mi w pamięć. Po zajęciach opuściłam swoich klasowych przyjaciół i udałam się do sali „miłośników sztuki”. Była przerwa obiadowa, ale nie czułam się głodna. Ze sobą noszę własne jedzenie.
Liczyłam na to, że nikogo w pomieszczeniu nie będzie i będę mogła sama się po niej rozejrzeć i zdecydować, czy będzie mi odpowiadało spędzanie tam czasu. W środku był chłopak, rudawy przystojniak stojący przy sztaludze. Stał bokiem do mnie i chyba mnie nie zobaczył, jak weszłam. Zajęty był malowaniem. Idąc w jego stronę, oglądałam dzieła innych uczniów, które wisiały na ścianach. Zatrzymałam się obok i zerknęłam, co maluje. Ja osobiście wolę ołówek, bo nie idzie mi malowanie, ale przepadam za obrazami. Spostrzegłam się, że maluje jakiś krajobraz zza okna. Widok był warty uchwycenia. Był to szkolny park „Green Heels”. Cofnęłam się o kilka kroków i zrobiłam mu zdjęcie, jak stoi przy sztaludze. Zapomniałam, że dźwięk od aparatu mam włączony.
Chłopak maznął pędzlem po płótnie. Już wiem, że i tu przyjaciela nie będę miała.
- Przepraszam! Nie chciałam przeszkadzać. Tylko się rozglądałam, Astrid jestem. – zachowywałam spokój, chociaż moje serce nie chciało ze mną współpracować.

Miś?

Od Astrid DO Czeslava

Czy ja jestem jakąś książką, z której można wszystko wyczytać? Znudziła mnie rozmowa przez drzwi. Wciągnęłam bagaże do środka, nie zamykając drzwi. Nie zapraszałam go, ale tak sobie myślałam, że nie odpuści. Tak też się stało. Niskiego wzrostu blondyn rozejrzał się po korytarzu i wszedł, zamykając pokój.
- Tak, pierwsza B. Jest coś jeszcze, co chcesz wiedzieć, a ja i tak ci powiem w niechciany sposób? – zapytałam, będąc lekko zrezygnowana.
Dzisiejszy dzień był męczący, prawie od samego rana w podróży i pakowanie się, a przede mną rozpakowywanie. Złapałam się za jedną torbę i zaczęłam w niej grzebać.
-Hym, musiałbym chwilę nad tym pomyśleć, ale na pewno coś się znajdzie… Właśnie, skąd do nas przybywasz? Raczej ciężko jest tu o kogoś stąd.
-W moich stronach wita się tak…
Wyciągnęłam z dna torby przeszmuglowane wino z winnicy matki i pokazałam chłopakowi.
- Reflektujesz? – zapytałam z przyzwoitości, której dostałam od zmęczenia.
Chciałam się napić po całym dniu. Skoro on pije, to mnie nie wyda, prawda? A zresztą, mam tylko jedną butelkę. To się ewentualnie szybko wypije i wywali za okno.
-No pewnie, to znaczy… Poproszę.
Rozejrzałam się po pokoju za jakimś kieliszkiem, ewentualnie szklanką, ale czego można było się spodziewać po jednogwiazdkowym akademiku. No nic, mam nadzieję, że mój koleżka nie brzydzi się śliny. Otworzyłam butelkę otwieraczem z torby i podałam butelkę chłopakowi.
- Domowej roboty.
- W takim razie trzeba spróbować.
Czeslav najpierw powąchał, a później wziął głębokiego łyka. Potrzymał chwilę w buzi i połknął.
- Jakiś smakosz z ciebie win?
- Nie. Sprawdzam, czy niezatrute.
- Daj mi już tę butelkę, też chce się napić. Zmęczona dzisiaj jestem.
Usiedliśmy na rozkładanej kanapie i kończyliśmy butelkę na zmianę. Czeslav nie umiał długo siedzieć cicho. Ciągle o coś pytał, a ja mu odpowiadałam. Przestałam myśleć nad tym, co mówię i w pewnym momencie chłopak zapytał:
- Kolor bielizny?
- Czarny…
Zaraz co? W jednej chwili całe zmęczenie mi przeszło. Spojrzałam na niego i podniosłam głos.
- CO?!
Czeslav się tylko uśmiechał, a ja wewnętrznie się gotowałam ze złości. Z tego wszystkiego rumieńców dostałam. Chciałam go pobić, ale się uspokoiłam. Straszny z niego naciągacz. Nie będę się do niego więcej odzywała. Spojrzałam tylko na prawie pustą butelkę wina. Więcej mu nie dam! Wypiłam resztę jednym duszkiem. Ale mi się zaczęło wszystko odbijać.
-Pora na mnie, jutro się rozpakuję i przebiorę, a ty jak iść nie chcesz, to tam jest podłoga. – wskazałam na przeciwległą ścianę, lecąc na bok.
- Ty już pijana?
- Wcale nie! Tylko głowa mnie boli. To zmiana ciśnienia.
- Ktoś tu słabą głowę ma.
- Chyba ty.
Brak sufitu źle mi wróżył. Chyba jednak przesadziłam. Wyciągnęłam rękę do przodu, leżąc plecami na kanapie. Było mi teraz wszystko jedno, jaki ten pokój by nie był, bo było mi po prostu dobrze.
- Co robisz? – zapytał.
-Rozciągam się… w sumie to nie wiem. Co ja tu robię?

Czeslav? Bo mi się pomysły kończą. Ty to dobry jesteś w rozmowach XD

niedziela, 24 września 2017

Od Judy CD Kaname

Ja przez przypadek wychodziłam ze stołówki razem z Chloe i Kazu u boku. Nawet nie spodziewałam się, że Kaname spyta się, czy pójdę z nimi. Tylko zamrugałam oczami kilka razy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Jutro jest czwartek, a ja nie mam jeszcze odrobionych zaległych lekcji… Choć sama w sumie nie wiem, czy w ogóle coś było. Przy okazji moglibyśmy wyjść na dwór, a mojemu pudlowi jak najbardziej przydałby się wieczorny spacerek. Więc…
- Jasne, nie ma sprawy – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem, patrząc się na dwójkę stojącą trochę dalej ode mnie. Chłopak odwzajemnił go, jednak trochę mniej, a sama Chloe nie wydawała się tak do końca zadowolona. Blondynka od razu ruszyła, nawet nie czekając na reakcję naszej dwójki… trójki licząc pudla. Pobiegłam za nią, nie chcąc zostać z tyłu. Samiec ruszył za mną, trzymając się obok mojej prawej nogi. Jak tak teraz sobie pomyślę… To czy kapitan cheerleaderek nie ma przypadkiem uczulenia na psy…? No ale niby nigdy nie marudziła na obecność Kazu przy mnie… Może to na nią nie działa? Czy coś…
- We wschodnim skrzydle znajduje się główny budynek. Aktualnie znajdujemy się tutaj na piętrze, gdzie mieści się stołówka, sala muzyczna oraz sala komputerowa – niebieskooka zaczęła opowiadać, dłońmi zaznaczając niektóre drzwi… Potem zaczęliśmy schodzić po schodach. - Na parterze są za to inne sale lekcyjne, gabinet pielęgniarki, gabinet dyrektora z pokojem nauczycielskim. Za to dalej jest pokój samorządu szkolnego – kontynuowała. Ciekawiło mnie to, że nie widzieliśmy aż tylu uczniów, jednak tłumaczyć to mogła pora po kolacji. Przecież większość mogła już chcieć odpocząć w swoich pokojach i poodrabiać zadania domowe.
- Zachodnie skrzydło ma zakaz wstępu dla uczniów. Nikt do końca nie wie, co tam się mieści, lecz także nikt nie ma tyle odwagi, by tam pójść i pozwiedzać… Przynajmniej ja tak mam – znowu mówiła. Mniej więcej szłam obok ciemnowłosego i co jakiś czas przyglądałam się wyrazowi jego twarzy. Jednak ona… praktycznie nic nie wyrażała oprócz tego lekkiego, delikatnego uśmiechu. Potem skierowaliśmy się do wyjścia ze szkoły. Jak już znajdowaliśmy się na dworze, mój pies od razu potruchtał w stronę najbliższego drzewka, które zaraz podlał. Wrócił potem do mnie, energicznie machając tym swoim ogonem. Poklepałam go po głowie, na co przymykał oczy. Potem ruszyliśmy tam w stronę akademików.
- Akademik dzieli się na żeński i damski. Jest tam też biblioteka oraz kawiarenka… Mieszkasz w pokoju? - Chloe zadała ciemnookiemu pytanie, częściowo się do nas odwracając.
- Tak. Jeśli będziesz chciała, to później podam ci numer – odpowiedział. Uśmiechnęła się, zaraz znowu powracając do drogi.
- Dalej są hale sportowe, gdzie kluby mają swoje zajęcia, w tym i cheerleaderki oraz duży basen z torami do wyścigów, jak i trampolinami do skakania. Zdarza się, że niektóre z nas chodzą tam poćwiczyć skoki… Judy, jesteś jedną z nich? - ponownie się spytała. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie potrzebuję. Tata uczył mnie już robić kilka salt z rzędu z dużej wysokości – odpowiedziałam, ponownie głaszcząc mojego towarzysza. Przy okazji sam próbował oblizać moją rękę.
- No to w takim razie to już chyba wszystko tutaj… Z czasem jeszcze poznasz okolicę za terenem szkoły. A może masz jakieś pytania? - zakończyła wszystko, na końcu mrugając tylko energicznie swoimi oczami. Ja sama stałam niedaleko Chole i Kaname, dając porcję pieszczot brązowemu pudlowi.

Kaname?

sobota, 23 września 2017

Od Nory CD. Czeslava

Patrzyłam chwilę na chłopaka stojącego na chłodnym korytarzu w samych klapkach Hello Kitty i z szerokim uśmiechem na ustach lekko zmieszana, przetwarzając w myślach pytanie. Źle usłyszałam czy tylko mi się wydawało? Bogowie, naprawdę o to zapytał? Naprawdę chciał wejść do środka? Ale po co? Po co? Po co..? I skąd te klapki??
Kiwnęłam szybko głową. Otworzyłam drzwi szerzej, by bez słów powiedzieć proste, bezmyślne „tak”, które wtedy utknęło mi w gardle i nie mogło wyjść z ust. Chłopak nie pozostał dłużej na korytarzu, chociaż coś wewnątrz mnie, bardzo chciało, żeby mimo wszystko tam został. Na litość boską, gdybym była zwykłą szmatą, albo chociaż trochę potrafiła postawić na swoim, to zamknęłabym mu drzwi przed nosem zanim odezwałby się słowem. Ba! Zanim zdążyłby nabrać powietrza w płuca.
Zaproponowałam Czeslavowi coś do picia i powiedziałam, by usiadł, bo w końcu jest moim gościem, a ja przykładną gospodynią (bez urazy Czes, ale dalej za tobą nie przepadam). Jak przeczuwałam, spytał o colę, której stety, niestety nie miałam, więc jedyne co, to usiadł na skraju łóżka jak zawstydzone dziecko na kazaniu.
„Dziewczyno, co ty wyprawiasz?! CO TY NAJLEPSZEGO ROBISZ?” – zaczęła wrzeszczeć moja podświadomość. Zaczęłam na szybko sprzątać niedogodne rzeczy (smarkatki, więcej smarkatek, paczkę papierosów i kolejne smarkatki), by tylko na chwilę zająć czymś umysł. Jednak podświadomośc dalej krzyczała. – „Zapomniałaś jak cię zranił? Zapomniałaś, że to przez niego siedzisz od trzech dni w łóżku i ryczysz jak małe dziecko? Och, tak baaardzo użalałaś się nad tym, jaka to jesteś beznadziejna, jak to niiigdyyy, ale to nigdy nie znajdziesz przyjaciela lub kogoś więcej, bo zawsze powiesz coś za dużo, a teraz co? Pierwszy lepszy chłopak cię przytulił…”
„ Nie jest pierwszym lepszym…” – zaprzeczyłam od razu.
„...a ty od razu dostajesz jakiegoś pierdolca i wszystko mu wybaczasz?! Kim ty jesteś, by tak łatwo się poddawać pierdolonym hormonom?!” – poczułam jak panna Wielka-Podświadomość uderza mnie z całej siły w głowę. Skuliłam się w sobie i przełknęłam ślinę. Wyrzuciłam wszystkie chusteczki do kosza, a kiedy się odwróciłam, i spojrzałam na rudzielca, wystarczyło kilka kroków, by znaleźć się na łóżku niedaleko jego.
„Nie… kim ON jest, że te „pierdolone hormony” zaczynają buzować?” – spytałam spokojnie, patrząc na niego.
„Płcią przeciwną, mężczyzną, kimś, kto na widok ładnej laski od razu traci głowę… nic wielkiego, ale pewnie, śmiało! Rzuć się na niego, pocałuj i powiedz, że go kochasz, a ja będę przyglądać się tej głupiej scence rodem z tureckiej telenoweli… Tylko nie rycz później jak cię zostawi dla innej.”
„Co?”
Chłopak, o którego w mojej głowie toczył się istny armagedon, krótkim ruchem głowy wskazał na moje łóżko i odezwał się z niepewnym uśmiechem na ustach:
– To było kilka dni temu, a czuję jakby minęło kilka miesięcy.
Spojrzałam na niego z ukosa i zacisnęłam usta w wąską linię. Kilka miesięcy? Ja czułam każdą najmniejszą mijającą sekundę; czas dłużył mi się i nie chciał przyśpieszyć ani trochę, próbowałam to przespać, ale jak na złość i to nie było w stanie pomóc. Mój niezawodny sposób poszedł się jeba.ć tylko i wyłącznie przez jednego pewnego rudzielca. Dobrze, że Podświadomość-Wielka wykrzyczała się zawczasu, bo, oj, udusiłaby Czeslava gołymi rękoma.
– Przepraszam raz jeszcze, że zachowałem się jak totalny dupek… W końcu przenocowałaś mnie... i gdyby nie ty, mogłoby się to źle skończyć... Także przepraszam i dziękuję bardzo – powiedział, patrząc mi w oczy, dalej z wielką niepewnością.
Chrząknęłam cicho:
– To nic wielkiego...
– Nic wielkiego? Dziewczyno uratowałaś moją marną dupę!
– Uratowałam? – spytałam lekko zaskoczona. To słowo, według mnie, nie za bardzo pasowało. W końcu nie byłam zbyt przekonana co do wciągnięcia go do środka. Zrobiłam to głównie po to, by sobie i przytomnemu Michaelowi nie przyswoić problemów. Nie wspomnę o wielkich pretensjach następnego dnia.
– Wieeeesz... jestem trochę na celowniku przez kilka głupich czynów i to mogło się skończyć wywaleniem mnie ze szkoły, a! I Miśkowi też by się porządnie oberwało...
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
– Poważnie?
– Najpoważniej w świecie. Nigdy nie byłem bardziej poważny.
– No proszę...
– Tak jakoś wyszło, hehe… Jestem ci dozgonnie wdzięczny. – uśmiechnął się lekko, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się.
A Więc jednak naprawdę był wdzięczny, jeśli wierzyć mu na słowo... Oh! Idiotka ze mnie! Naprawdę w takiej chwili dopadają mnie zwątpienia? Dopiero teraz? Ale z drugiej strony czy to dobrze? Czy po tej sytuacji powinnam mu zaufać? Uh! Co powinnam zrobić? No ale przecież przyszedł, przeprosił… i fakt, że jest na celowniku, pierwszy do odstrzału. W takim wypadku dobrze, że nie przyswoiłam mu więcej kłopotów. Bogowie, pomyśleć, że gdybym wtedy nie otworzyła tych drzwi… albo je zatrzasnęła przed pijanymi chłopakami to mogłoby go tu nie być, i to z mojej winy…
Chłopak podrapał się po głowie, co przyciągnęło moją uwagę i spytał ostrożnie:
– Czy mogę zadać ci jedno pytanko?
– Pewnie.
– Tooo… – zaczął kręcić palcami młynki – powiesz mi o czym rozmawiałaś z Michaelem?
Oczym? O wszystkim.
Podciągnęłam nogi do piersi i usiadłam po turecku. A Więc w końcu zadał to pytanie, bo głównie po to tu przyszedł, prawda? Kiedy Michael zapukał do pokoju, otworzyłam niemal natychmiastowo. Nie wiem dlaczego, bo leżałam zakopana pod kołdrą, nie chcąc wystawić żadnej części ciała poza obszar łóżka. Może moja podświadomość miała dosyć tego lamentowania i użalania się nad sobą? Może tak bardzo potrzebowałam otworzyć do kogoś gębę? Ah! I ta rozmowa…
„– Śpi przytulony do kota.
– No i?
– Nie rozumiesz.. Przytulony do KOTA.”
I nie rozumiałam, dopóki dziewiętnastolatek nie wytłumaczył mi, jak bardzo źle z nim jest. No i dawno nie czułam tego przyjemnego ciepła na sercu, kiedy ktoś pomimo interesów spytał o mnie. I może pytanie o samopoczucie należało do tylko klasycznych pytań grzecznościowych - bo czemu Michael miałby się mną przejmować? - to i tak było mi niezmiernie miło, że ktoś się jednak mną zainteresował.. nawet w tym najmniejszym stopniu.
– O tobie – powiedziałam bez namysłu.
Czeslav otworzył szeroko oczy i uniósł wysoko brwi. Zamrugał szybko.
– O... o mnie? – zapytał z niedowierzaniem. – Idiota - dodał szybko.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Owszem, o tobie. Podobno od czwartku leżysz w łóżku i ogólnie czujesz się – westchnęłam nerwowo – słabiej. Przepraszam – powiedziałam ciszej – jeśli to przeze mnie – spuściłam wzrok; zaczęłam bawić się paznokciami i drapać skórki, ale od razu zostałam zmuszona do ponownego spojrzenia na Czeslava.
– Nie, nie spokojnie... nie masz za co przepraszać.
Zerknęłam na niego ostrożnie, by nie spojrzeć mu w oczy. Na szczęście nie musiadłam być aż tak ostrożna. Chłopak siedział z lekko opuszczoną głową i wpatrywał się pusto w jeden punkt na pościeli. Zmarszczył lekko czoło, czyżby o czymś myślał? Jeśli tak, to czy powinnam go wyciągać z tego zamyślenia? Może powinna dać mu chwilę…?
Tak też zrobiłam. Trwaliśmy w ciszy przez niecałe pięć minut. Może to nie było sporo czasu na głębokie przemyślenia egzystencjalne… ale...
– Powiedz mi – odezwałam się po chwili. – Co przeraża cię w kotach?
Rudowłosy podniósł wzrok przerażony. Mogłam wtedy spojrzeć mu w oczy z zaciekawieniem.
– Skąd… Powiedział ci?
– Taa... powiedział mi to i owo...
– Heh, mogłem się domyśleć. Nooooo koty są straszne – powiedział, drapiąc się po karku.
– Straszne?
– One... one są straszne, w każdym calu. Nigdy nie wiesz kiedy taki pojawi ci się na drodze, albo kiedy wyskoczy z jakiejś dziury. To tacy cisi zabójcy. Podejdzie do ciebie, nawet nie wiesz kiedy i zatopi w tobie kły i pazury... a te ich oczy... cały czas cię obserwują. Najgorsza jest ich skrytość, bo nigdy nie wiesz co taki kot zrobi, on nie okazuje uczuć... jest jak kamień – na chwilę nasze spojrzenia skrzyżowały się, ale ten szybko odwrócił wzrok – są nieobliczalne.
Uśmiechnęłam się słabo.
– Rozumiem – powiedziałam, czując jak na twarzy ponownie zagaszcza beznamiętność. I oby tylko, bo wewnątrz poczułam to słynne ukłucie w sercu. Usta zaczęły układać się w smutku - to była dosłownie chwila. Dobrze więc, że nie zauważył.
– A co ci konkretnie powiedział o tych kotach?
– Podobno było z tobą tak źle, że z jednym spałeś. Musiał więc wytłumaczyć, dlaczego jest to dość nietypowe.
Chłopak zaczerwienił się lekko i ponownie odwrócił wzrok, przenosząc go na coś w pokoju.
– Nie mnie oceniać... ale z bólem serca przyznaję, że spędziłam ten czas z tą kotką – mruknął i wrócił swoimi oczkami na nie. – Od miśka tego nie wyciągnę, więc zapytam wprost, dlaczego do ciebie przyszedł?
Spojrzałam mu prosto w oczy, jednak ten uporczywie unikał kontaktu. Sama więc przeniosłam go gdzieś na bok. Przygryzłam policzek, układając sobie słowa w głowie.
– Głównie – zaczęłam niechętnie – chciał znać moje podejście do całej tej sytuacji iii...
Przygryzłam się z język, by nie powiedzieć za dużo. Co moje, to moje.
– Idiota – mruknął.
– Martwi się o ciebie.
Czeslav objął się ramionami i pochylił lekko do przodu.
– Wiem... wiem, wiem… Zdenerwowałem się po prostu. Rozmawiałem z nim dość poważnie, a on po całej rozmowie poleciał do ciebie i… – urwał nagle. – ...ten… – zamilkł, a ja jedynie zerkałam na niego co chwilę. – Zastanawiało mnie czy czegoś nie palnął – dokończył.
Spojrzałam w sufit i mruknęłam, zastanawiając się nad tym. W ciągu kilku sekund cała rozmowa z Michaelaem odtworzyła się w mojej głowie po raz drugi. Czy coś palnął…?
– Niee – powiedziałam na głos. – Zdecydowanie nie. Nie musisz się przejmować tą rozmową.
– W porządku, kochana. 
Otworzyłam szerzej oczy na te słowa, czując jak twarz oblewa rumieniec. Uśmiechnęłam się nerwowo, przeczesując włosy dłonią. Chrząknęłam cicho i podniosłam się z łóżka by ukryć czerwieniejącą twarz. Dopiero, kiedy miałam ruszyć się z miejsca, dotarło do mnie, jak głupie to było. Szybko więc wybrnęłam, pytając gościa, czy nie chce nic do picia. Oczywiście miałam do zaoferowania samą wodę, więc podziękował. No i po fakcie zorientowałam się, że zadałam mu to pytanie już drugi raz.
„Bogowie, ogarnij się. Co się stało z twoją znieczulicą?” – spytałam sama siebie. – „To tylko wyższa forma grzecznościowa, uspokój się na litość boską…”
Podeszłam do lodówki, wyciągnęłam z niej butelkę i odkręciłam ją szybko. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że jeśli nie zajmę czymś rąk i myśli, to wydrapię sobie dziurę w skórze. Mając prawie pełną szklankę w dłoni, obróciłam się do Czeslava, od razu zachwycając jego spojrzenie. Uśmiechnął się lekko, a ja odwzajemniłam gest. Po chwili uniósł rękę i podrapał się po tyle głowy, po czym wstał i zwinnie znalazł się przede mną w nie więcej niż pół metrowym odstępie. Gdybym nie miała tuż za sobą blatu, możliwe, że bym się odsunęła na większą odległość, zwłaszcza, że dodatkowo Czes spojrzał mi prosto w oczy. Nabrał powietrza, by coś powiedzieć, ale wypuścił je przez nos i zmarszczył brwi, jakby zapomniał, co chciał przekazać. Koniec końców po raz kolejny między nami zapadła cisza. 
Nie żebym narzekała. Nie jestem na tyle rozmowna, by rozpaczać nad pierwszą lepszą ciszą. Nie przeszkadzała i ani trochę. Mogłam w spokoju patrzeć się w oczy Czeslava. Oczy, które zwróciły moją uwagę już wcześniej, ale jakoś wypadły mi z pamięci. 
– Nosisz soczewki? – spytałam nagle, nie mogąc powstrzymać ciekawości. Ten otrząsnął się, jakby wybudzony z hipnozy i odpowiedział niepewnie:
– Chyba... tak. Znaczy… TAK – zaśmiał się i chwycił dłonią za kark.
– Koloryzujące? – Naprawdę nie potrafiłam sprecyzować ich koloru. 
– Eee, t-tak.
– Jakie są naturalne?
Odwrócił wzrok.
– Niebieskie – powiedział niewyraźnie. 
Uśmiechnęłam się lekko, nawet nad tym nie panując. No proszę, pierwszy raz spotykam osobę o rudym kolorze włosów i błękitnych oczach. Od razu do głowy wpadł mi cudowny fakt, który od razu zaczęłam układać w głowie, by się nim podzielić. 
– Przy rudym kolorze włosów zielone oczy to najczęstsze połączenie – upiłam łyk wody. – Niebieskie to zaś rzadkość. Czemu je zakrywasz, skoro są wyjątkowe?
Czes spojrzał na mnie zaskoczony. Jego policzki zaczerwieniły się lekko.
– Bo... ja… ich nie lubię.
Przechyliłam głowę na bok i spojrzałam na niego zdziwiona. Już miałam podnieść rękę, jednak szybko ją wycofałam tam, gdzie spokojnie się znajdowała, czyli za plecy. 
Jak można nie lubić takiego połączenia? Taka rzadkość, niczym biały kruk. Kruk… ptak… o ironio… 
Wyciągnęłam w końcu dłoń do przodu i poczochrałam gęste, rude włosy. 
– Na twoim miejscu bym się nimi chwaliła – powiedziałam ciszej.
– Nie wiem, czy mówiłabyś tak, gdybyś nie lubiła czegoś w sobie – odwrócił wzrok.
Przygryzłam policzk mocniej niż zwykle i wyciągnęłam łapkę z tego przyjemnie gęstego gniazda włosów. 
„Masz rację, Czes” – powiedziałam w myślach. – „Nie mówiłabym tak”.
Kompleksy… Jak to jest możliwe, że komuś coś się w nas podoba,ale sami tego nie akceptujemy? Gdyby to wszystko było prostsze. 
– Dlatego mówię "na twoim miejscu". – mruknęłam smutniejszym tonem. 

Bełt?

Od Czeslava CD Nory

- BRO JA CIĘ ZABIJĘ! COŚ TY ZNOWU WYMYŚLIŁ CURAKU JEDEN! PO CHOLERĘ TO ZROBIŁEŚ?!?! - Rzuciłem się na Michaela z autentyczną rządzą mordu. Jak on śmiał w ogóle coś takiego wymyśleć?!
- Brat... o co ci znowu chodzi?
- NIE UDAWAJ IDIOTY! - krzyknąłem - DLACZEGO TU MNIE SPROWADZIŁEŚ?! DLACZEGO DO NIEJ?! SAKRA AKURAT DO NIEJ!!!!!!!!!!
- Idioty?! Brat, na litość, sam tu przylazłeś, więc teraz nie próbuj zwalać na mnie!
- Po kiego miałbym tutaj przychodzi?! A tym bardziej DO NIEJ?! - Trzymając Miśka za połacie koszulki wskazałem palcem na Norę
- A po co ja miałbym cę tu sprowadzać, co?! Może cię jeszcze sam upiłem i tu przytargałem?!

- Skoro Czeslav czuje się na siłach żeby tak skakać, to niech lepiej już wyjdzie - Doszły do mnie nagle wypowiedziane słowa dziewczyny.
Odwróciłem głowę w jej stronę i wbiłem wzrok w te zielone oczy. Momentalnie całego mnie zmroziło. Jej spojrzenie było tak lodowate i wyrażało tyle wściekłości, że na jego widok Titanic sam postanowiłby zatonąć. Po plecach przeszły mnie ciarki... to zadziałało jak kubeł zimnej wody. Lekko się cofnąłem, ale po sekundzie doszedłem do siebie. Przecież to tylko ona...
-Świetnie - wykrztusiłem w końcu z pogardą i prychnięciem
Puściłem Miśka, minąłem obydwoje i wyszedłem. Ruszyłem korytarzem wprost w kierunku schodów. Krew ponownie się we mnie zagotowała... CO ONI DWOJE RAZEM SOBIE MYŚLELI?! Pięknie tak ingerować w nieswoje sprawy?! Tak ciężko wsadzić nos w sos? Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
- Huh... brat?
- A daj mi spokój! - zrzuciłem jego rękę. Byłem tak zdenerwowany, że aż się cały trzęsłem.
- Nie, nie dam ci. Możesz ze mną pogadać jak człowiek?!
Na te słowa zatrzymałem się. Po sekundzie odwróciłem się do Miśka z wielkim uśmiechem na twarzy i spojrzeniem pełnym pogardy.
- I co chcesz? No słucham?
- Czemu właściwie jesteś taki wkurzony, co? Pokłóciliście się z Norą?
Stałem i patrzyłem mu prosto w oczy. Były... jakieś obce... albo i nie... Sakra! Dlaczego ja nie umiem odczytywać, ekspresji ludzi?!
- Wal się - rzuciłem krótko i poszedłem w stronę schodów. Zrobiłem dwa kroki, gdy znowu ten niemiec złapał mnie za ramię.
- Nie, dopóki mi nie wyjaśnisz kilku spraw, brat...
Westchnąłem i przymknąłem oczy. Czyli nie odpuści tak łatwo...
- Bro słuchaj - powiedziałem trochę ciszej - Nie mam ochoty teraz patrzeć, ani na Ciebie, ani na Norę, ani na nikogo innego. A tym bardziej rozmawiać. Proszę Cię... daj mi spokój....
Misiek zmarszczył brwi i czoło. Przechylił głowę na bok i po kilku sekundach wpatrywania się we mnie wydusił :
- Rozumiem... - zapadła dłuższa chwila ciszy - Jak coś, brat, będę u nas. A jak będziesz chciał pogadać czy coś, to , no...
- Ta. Dzięki - skinąłem głową i odszedłem.
~~~

Od razu po rozstaniu z Miśkiem poszedłem nad rzekę. Przysiadłem tuż nad samym brzegiem i wpatrywałem się w płynącą wodę... To zawsze działało uspokajająco. Za każdym razem, pozwalało umysłowi odpocząć, pozwalało na przemyślenia... i w sumie dalej pozwala. Mój wzrok przykuło stado płynących kaczuszek. Jak te małe istotki są w stanie walczyć z prądem? I dzielnie płyną razem, jedna za drugą... Ale... dlaczego płyną same? Gdzie jest Pani Kaczka, albo Pan Kaczor? Przecież... przecież zawsze płyną, z którymś z rodziców. Kaczuszki nigdy nie pływają same... Ale te płyną... Dlaczego? Czyżby nie miały już za kim płynąć? Dlaczego ktoś zostawił te kaczuszki? A może... może ich rodzice zginęli? Co jeśli to prawda? One nie przeżyją! Zostaną łatwym łupem dla drapieżników... biedne, małe bezbronne kaczuszki... Nagle spośród tataraku wypłynęła dorosła kaczka. Uważnie patrzyłem jak zareaguje na te maluchy. Może to ich matka... ale, gdy zdecydowanie ruszyła na maluchy, a one się rozpierzchły, już wiedziałem, że to nie to...  Ale nagle z drugiego brzegu, wyleciała inna kaczka. Szybko przepędziła tę, która atakowała maluchy. Na sam koniec zrobiła rundę honorową przepływając wzdłuż zarośli i szybko podpłynęła do maluchów, a następnie ,,zgarnęła'' je w bezpieczne miejsce... Przynajmniej teraz nic im nie zagraża i są pod właściwą opieką. Pewnie maluchy wyrwały się na samotne zwiedzanie świata... A to... to mogło się bardzo źle skończyć... Co ja właściwie robię ze swoim życiem? Dlaczego rozmyślam o jakiś głupich kaczkach?! Te kaczki powinny mnie gówno obchodzić! Przecież nie przyjechałem tutaj, aby rozmyślać nad sensem istnienia kaczek! Miałem się zmienić, miałem zacząć wszystko od nowa... a co robię? Robię dokładnie to samo... Ches! Po jaką cholerę się tutaj pchałeś? Mogłeś dalej siedzieć w Czechach i żyć tak jak wcześniej i myśleć nad losem zasranych kaczek! Co sobie obiecałeś, gdy zobaczyłeś ogłoszenie, o stypendiach? Po co przez te trzy lata kułeś po nocach? Po co przez rok załatwiałeś wszystkie dokumenty? Po co? Po to, żeby rozmyślać nad jakimiś kaczkami?! Idioto, przez cztery bite lata robiłeś wszystko, żeby wyrwać się ze szponów poprzedniego życia i móc zacząć wszystko od nowa! To było twoim zasranym marzeniem! A teraz co robisz? Nie tylko przejmujesz się jakimiś głupimi kaczkami, ale też niszczysz sobie nowe życie. Chłopie... coś ty do jasnej cholery zrobił?! Miałeś tylko jedno proste zadanie - nie zepsuć tego. A zrobiłeś to już dosłownie pięciu sekundach. Musisz się wreszcie odciąć od przeszłości... pomyśleć o teraźniejszości, o przyszłości! Nowe życie, jest całkowicie nowe prawda? ,,Tabula rasa''! Czysta tablica! Do wypełnienia od nowa! Udało Ci się wywalczyć gąbkę, mogłeś zmazać całą i stworzyć nową, pięną historię! Ale nieeeee, nie starczyło jak zwykle odwagi. Ale teraz gąbka przepadła. Jesteś w kropce? I co zrobisz? No co zrobisz?
- Nie wiem... - powiedziałem cicho do siebie - Naprawdę nie wiem...
Idiota. Totalny idiota. Totalny, skretyniały idiota. Wygrałeś nowe życie, a przegrałeś je już na starcie...
Oparłem się łokciami o kolana i dłońmi objąłem głowę. Zwiesiłem ją w dół i wbiłem wzrok w ziemię... Dlaczego? Dlaczego znowu sobie to zrobiłem? Dlaczego znowu zniszczyłem sobie życie? Najpierw szkolne... oceny, zachowanie, bycie pod ciągłą obserwacją... potem życie towarzyskie... Najpierw Anja... tak bardzo ją zraniłem... a teraz Nora... chciałem... chciałem tylko uniknąć powtórki... a wyszło, jak wyszło... Sakra, dlaczego ja się tak przejmuję? Chciałbym, tak bardzo chciałbym nie być dla nikogo żadnym problemem... ale nie! wszyscy, których spotykam cierpią przeze mnie... Caroline, co chwile ma do słuchania na temat swojego ucznia.... Tak samo znajomi... tamta impreza... tyle osób zostało ukaranych.... biedny chrupek, aż wylądował u pielęgniarki... Oph... po dziesięciu minutach znajomości, była zmuszona do wyskoczenia przez okno i uszkodzenia sobie nogi, o Anji nie wspominając... a teraz do tego grona dołączyła Nora i Misiek... Misiek..... Jedyny, który od samego początku potraktował mnie tak dobrze... A ja mu kazałem się walić... Jakim ja jestem człowiekiem... Przesunąłem dłonią wzdłuż przedramienia i wyczułem zgrubienie. Podniosłem wzrok i przyjrzałem się. Heh... Już dawno wygojona, teraz całkowicie blada, ale nadal obecna... Wspaniała pamiątka z gimnazjum. Jeździłem po niej palcem, przypomniałem sobie te uczucie, jak jeszcze były na niej szwy. Te małe czarne wypustki łączące dwa fragmenty skóry... a potem zniknęły. Pozostała tylko wielka czerwona krecha... tak bardzo przyciągająca wzrok innych... Przez ponad rok musiałem nosić sportową opaskę, żeby mieć względny spokój. A teraz, po prostu wtopiła się i zlała z resztą ciała... ale nadal tutaj jest. Nadal przypomina o swojej obecności... nadal przypomina o pewnych możliwościach... Czy może, by tak to powtórzyć? Ale tym bardziej lepiej, skuteczniej... Nagle z zamyślenia wyrwał mnie krzyk łabędzia. Rozejrzałem się wokół. Kiedy zaczęło robić się tak ciemno? Sakra, ile ja już tu siedzę? Wstałem z ziemi i otrzepałem spodnie. Rzuciłem wzrokiem jeszcze raz w stronę tataraku, ale nic nie dojrzałem. Wsadziłem dłonie w kieszenie bluzy i powoli ruszyłem do pokoju...
~~~
Stałem pod drzwiami i wpatrywałem się w klamkę. No dalej Ches, zrób to! Wyciągnij tę przeklętą dłoń, naciśnij ją i wejdź do środka. Przecież i tak prędzej, czy później staniesz z nim twarzą w twarz... w końcu mieszkacie razem, chodzicie do jednej klasy, jesteście przyjaciółmi... Tak idioto jesteście przyjaciółmi! Zyskałeś w końcu kogoś na dobre i na złe, więc nie psuj tego jeszcze bardziej! Ciesz się, że on chce z Tobą być, że Cię nie opuścił... ale wiedz, że nie będzie wiecznie, więc z łaski swej rusz te cztery litery i idź powiedz mu, co czujesz! On na to czeka! Sam Ci to powiedział! ,,Wal się''... jak ja mam mu spojrzeć po tych słowach w twarz?
Przełknąłem ślinę i powoli wyciągnąłem dłoń z kieszeni. Położyłem ją na klamce. Kontakt rozgrzanej skóry z zimnym metalem, przypomniał, że to jest jawa, nie sen. Przygryzłem wargę, nacisnąłem klamkę i wszedłem powoli do środka. W środku panował półmrok. Mój wzrok od razu padł na chłopaka leżącego na łóżku. Trzymał w jednej dłoni książkę, a drugą głaskał Immi, która leżała mu na klatce. Gdy wszedłem do środka, podniósł wzrok, by po chwili powrócić do czytania... Oblizałem suche jak pieprz wargi, i bez słowa ściągnąłem buty. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że cały dzień nic nie jadłem i nie piłem... Ale to nie było teraz ważne... Stałem przez chwilę, bijąc się z myślami, aż w końcu zdecydowałem się i podszedłem do chłopaka. Ten nawet, ani na chwilę nie oderwał wzroku od książki... Westchnąłem bezgłośnie i usiadłem na krawędzi łóżka. Chciałem coś powiedzieć... tak bardzo chciałem. Ale nie wiedziałem co. Patrzyłem otępiały na swoje palce, szukając odpowiednich słów, ale żadne, które przychodziły mi do głowy nie nadawały się do wypowiedzenia na głos. W końcu zrezygnowany padłem obok niego i wcisnąłem twarz w poduszkę. Po chwili poczułem na moim ramieniu tak dobrze znaną mi dłoń.

- Brat?.... - Jęknąłem na te słowa. No tak... on chce rozmawiać... A ja? Ja nie potrafię sformułować zwykłego ,,dziękuję, że jesteś'', w tym momencie poklepał mnie po głowie, wyzwalając kolejną dawkę jęków- No już, już, brat, dobrze będzie...
- Nic nie będzie dobrze! - jeszcze bardziej wcisnąłem głowę w poduszkę.
- Ches, coś wymyślimy, pomogę ci przecież, nie jesteś tu sam i nie będziesz, pamiętaj! Co się w ogóle stało? Widzę, że coś z Norą, coś cię dręczy, a pamiętaj, ja tu będę przecież i postaram się zrobić wszystko, co tylko mogę...
Podniosłem głowę i spojrzałem prosto w te jasnobrązowe oczy, które były pełne troski... troski o takie małe gówno jak ja...
- Jak zwykle wszystko spieprzyłem... - z powrotem opadłem na poduszkę
- Brat, nic nie spieprzyłeś, nawet jeśli, to każdy przecież czasem powie coś za dużo albo za mało, zrobi coś dobrze lub nie... grunt to później wszystko ewentualnie naprawić, wyjaśnić, a to "wszystko" nie jest przecież jeszcze zaprzepaszczone!
- Staryyyyy - jęknąłem - ale tak wszystko skopałem, że nie widzę z tego wyjścia! Ciekawe jak ty byś się czuł, gdyby ktoś powiedział, że jesteś jak kamień, że nie masz uczuć, a potem ta sama osoba, zaprosiła Cię na rozmowę w cztery oczy i powiedziała O WIELE za dużo, a na sam koniec wyrzuciła na zbity pysk?
- Już ja ci jakieś znajdę jakieś wyjście, brat. Cóż... z tym kamieniem wyszło może i nie najlepiej, ale możesz przecież znowu spróbować, prawda? Nie zostawi się przecież ot tak tego wszystkiego, a Nora na pewno zrozumie. Jeśli nie dasz rady jej tego powiedzieć, może napisz, jak chcesz, ja też z nią pogadam... czy coś.
- O NIE! JA NIC DO NIEJ JUŻ NIE PISZĘ! To właśnie od pisania się zaczęło! - zacisnąłem dłonie w pięści i wbiłem mocno paznokcie w skórę.
- Dobrze, brat, przyjąłem... obstawiam, że rozmawiać z nią też, póki co, nie chcesz?
- nie chcę z nią rozmawiać, nie chcę jej widzieć, nie chcę jej słyszeć..... - jęknąłem i podnosłem się lekko - Mamy jeszcze piwo?
Niemiec głośno westchnął i pokręcił głowę.
- Nawet jeśli, to tobie na dziś starczy. Mogę ci dać co najwyżej colę. Albo mleko.
- daj mnie te colę.... Bro sakra... ja chyba jednak wolę chłopaków! Z nimi to nie ma takich problemów! - znowu stałem się jednością z poduszką.
Przymknąłem oczy i leżałem wsłuchując się w ciszę... właśnie... ciszę. Otworzyłem oczy i od razu spojrzałem na Miśka. Przygryzłem wargę i powiedziałem
- Co Ci tam chodzi po tej niemieckiej zmiennowłosej głowie?
- Ches... ja Ci nie powiem kogo ty wolisz, ale wiedz, że akceptuję Cię całego.
-Cooo? - zmrużyłem brwi i zacząłem analizować ostatnie słowa - Aaaaaa, nie nie spokojnie.... ja tam jestem na 2000% hetero. Chodzi mi tylko o to, że z chłopakami łatwiej sie rozmawia, nie trzeba się nad wszystkim zastanawiać, nie trzeba analizować... Kobiety to skomplikowane stworzenia...
- Tutaj się z Tobą zgodzę... - powiedział i wstał z łóżka. Immi lekko zeskoczyła na poduszkę i ułożyła się na niej wygodnie.
Obróciłem się na bok i skuliłem, podkurczając nogi do góry. Wbiłem wzrok w śnieżnobiałą kotkę, która leżała tuż przy mojej twarzy. Powoli wyciągnąłem dłoń i pogłaskałem ją za uchem. Kotka przechyliła głowę i wtuliła się w rękę. Bardzo walczyłem ze sobą, żeby nie zabrać tej ręki... ale Immi zaczęła mruczeć. Jej wibracje przechodziły przez moje palce.  Zwierzę otworzyło oczy i spojrzało na mnie. Wpatrywałem się w te wąskie szparki przez kilka sekund. W końcu... sam nie wiem, czy to ja, czy ona, ale któreś z nas mruknęło. Kotka podniosła się na cztery łapy. ,,Nie'' powiedziałem w myślach. Delikatnie złapałem ją w dłonie i przyciągnąłem do siebie. Kotka wyglądała na zdziwioną, ale nie protestowała. Położyła się przy ramieniu i zwinęła w kulkę. Wtuliłem twarz w jej sierść, a drugą ręką głaskałem... I jakoś tak... zasnąłem.
~~~
Obudziłem się następnego dnia. Pierwsze, co poczułem po przebudzeniu, to to, że leżę pod stertą kołder, koców i nie wiadomo, czego jeszcze. Powoli zacząłem się wygrzebywać z tego zbiegowiska materiału. Rozejrzałem się po pokoju mrużąc oczy, od nadmiaru padającego światła. Sakra, cudownie! Jaki my mamy w ogóle za dzień? Wysunąłem nogi spod kołdry i postawiłem stopy na zimnej podłodze. Powoli się podniosłem i podszedłem do stolika, gdzie leżał mój wymęczony życiem telefon.
ŚRODA - 14:38
Wpatrywałem się w ekran jak zaczarowany. Środa? W pół do piętnastej? Powinienem być w szkole... znaczy... chyba już skończyliśmy lekcje, albo zaraz się skończą... o sakra! Aż podskoczyłem na dźwięk wydany przez mój brzuch. No tak... biedak domaga się jedzenia, bo nie jadł nic od poniedziałkowego poranka... Skierowałem się w stronę lodówki, zgarnąłem pierwszy lepszy serek, butelkę coli i powróciłem do bezpiecznego i ciepłego łóżka. Nie dane było mi długo posiedzieć samemu, bo zaraz przypałętała się Immi
- Jeśli myślisz sobie - powiedziałem do kotki wkładając łyżeczkę do ust - Że po wczorajszej nocy masz jakieś ulgi, albo nie daj boże zostałem twoim fanem... to jesteś w dużym błędzie! Więc lepiej zmykaj, póki jestem dobry!
Kotka stała i wpatrywała się we mnie tymi oczami z przeraźliwie wąskimi ślepiami, jednocześnie machając nerwowo ogonem na boki. W końcu chyba zrezygnowała i zeskoczyła na podłogę. Z powrotem wszystkie moje myśli skupiły się na serku. Bez żadnego wyrazu i emocji machałem łyżką tak długo, aż zniknął. Zapiłem colą, położyłem wszystko na ziemi i zawinąłem się w tę stertę materiału. W sumie... mógłbym wrócić na swoje łóżko... Ale nie. Tutaj jest lepiej... Położyłem się na boku i zwinąłem w kulkę. Mimowolnym ruchem dłoni wziąłem jakąś poduszkę i mocno przytuliłem, a już po chwili zacząłem odpływać...
- Braciak jak się czujesz? - wyrwały mnie ze snu nagłe słowa Michaela
Podniosłem lekko głowę i odwróciłem się. Misiek siedział na krawędzi łóżka i patrzył na mnie.
- Jak gówno - mruknąłem z powrotem padając na poduszkę.
- Och Czesiu...
- Jak największe gówno świata - zacisnąłem dłonie w pięść - Spać mi się chce...
- Dobrze bro, prześpij się - westchnął głośno - Czy... czy obudzić Cię jutro do szkoły?
Na chwilę zapanowała cisza. Zastanawiałem się, czy jest sens pojawiania się na lekcjach? W końcu i tak nie nadaję się do życia... nie mam siły normalnie funkcjonować... Chcę tylko spać... Gdzieś, kiedyś w którejś książce przeczytałem taki piękny cytat ,,Sen jest jak samobójstwo, tylko gorszy. Po chwili spokoju, znowu powracasz do koszmaru dnia codziennego''. Coś w tym było... Ale mniejsza z tym, nie miałem ochoty brać udziału w lekcjach i od razu słuchać ,,Coś się stało? Jak się czujesz? Wyglądasz jakoś inaczej..'' Sakra dziękuję bardzo! Wiem o tym! Nie musicie mi przypominać! Podkuliłem nogi jeszcze bardziej. Ludzie... zdecydowanie nie pomagają. Ach... i w klasie będzie ONA.
- Nie - powiedziałem krótko - Możesz powiedzieć Caroline, że nie będzie mnie do  końca tygodnia, bo bardzo źle się czuję.
- W porządku... Jak coś to...
- Dobranoc - przerwałem mu i zakryłem głowę kołdrą. Wstrzymałem oddech i słuchałem. Po chwili Misiek cicho westchnął i wstał z łóżka, by zająć się Immi... A ja znowu poczułem te nieprzyjemne ukłucie w sercu... Tylko... skąd ono się wzięło? Pokręciłem głową i odpłynąłem.
~~~
Następne trzy dni nie różniły się niczym nadzwyczajnym. Cały czas spałem, jak nie spałem to leżałem w łóżku, ewentualnie czasem wstałem coś zjeść lub się napić... Wyjątkiem była toaleta, do której szedłem, gdy już naprawdę musiałem. Nie miałem nawet już siły, co chwilę wyganiać kotki, która lgnęła do mnie jak mucha do lepu. Zdecydowanie łatwiej po prostu było ją zgarnąć i przytulić... Taka miękka i cieplutka, a jeszcze jak zaczynała mruczeć... Swój żywot zaczynałem, gdy Misiek znikał w szkole, a kończyłem tuż przed tym jak się pojawiał... Codziennie po powrocie witał mnie i pytał jak się czuję... Tak bardzo chciałabym mu powiedzieć, że dobrze, że jest w porządku, że jestem szczęśliwy... Ale nie... Cały czas bolało, bolało tak bardzo... Tylko dlaczego? Znaczy, już wcześniej bolało i to nie raz... Ale nigdy tak mocno jak teraz! I ten ból, był inny od poprzednich. Nie mam pojecia, czym i dlaczego się różnił, ale był inny... Bardziej bolesny...
Przez te trzy dni miałem spokój, mogłem robić co chciałem, aż nadeszła sobota. Spałem (cóż za odmiana!) Gdy nagle, ktoś ściągnął ze mnie wszystkie koce i kołdry. Leżałem wystawiony na kontakt z lodowatym powietrzem i przerażony patrzyłem na chłopaka, który stał pochylony nade mną. Co tu się właśnie wydarzyło? Dlaczego to zrobił? Bracie... Dlaczego mi to robisz?
- Już! koniec tego wylegiwania i gnicia - powiedział rzucając wszystko na moje łóżko - Pora wrócić do żywych Czeslavie!
Patrzyłem na niego osłupiały. To był mój spokojny Misiek? Gdzie on się podział? Nagle Michael złapał mnie za kostkę i zaczął ściągać z łóżka. Kurczowo złapałem się poduszki i po chwili razem z nią wylądowałem na zimnej... Przeraźliwie zimnej podłodze.
- Broooo - jeknalem - błagam..
- żadne błagam! Koniec tego dobrego! - Michael rzucił we mnie jakimiś szmatami - Tu masz ciuchy. Idź się ogarnij, czekam na Ciebie. Masz dosłownie pięć minut!
Stęknąłem głośno na co ten spojrzał zlowrogo. Pozbieralem ciuchy i podniosłem się z podłogi ,by po chwili zamknąć się w łazience.
- Spróbuj mi się tylko tam utopić, to osobiście przyjdę i Cię uduszę! - usłyszałem stłumiony głos Michaela zza drzwi.
- Dobrze dobrze - mruknąłem walcząc z guzikami przy koszulce
~~~
- Miło ponownie widzieć Cię wyglądającego - Misiek zrobił krótką pauzę - normalnie.
Podniosłem wzrok i uśmiechnąłem się słabo. Od razu skierowałem się na łóżko, ale chłopak mocno złapał mnie za ramię. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Jeśli myślisz, że pozwolę Ci znowu wrócić do łóżka to się grubo mylisz - Michael wyglądał niezwykle poważnie - Zakładaj buty i idziemy.
- Gdzie ty mnie znowu ciągniesz? - jęknąłem - Nigdzie nie chcę iść...
- Chcesz, nie chcesz - przerwał - Ale musisz! Nawet nie próbuj dyskutować. Mam Ci je na siłę wcisnąć?
- Dobrze dobrze - podniosłem ręce w obronnym geście i założyłem buty.
- Grzeczny chłopiec - Misiek szeroko się uśmiechnął
Spojrzałem na niego niepewnie, co ten curak znowu wymyślił?
~~~
- Dalej Ches! Ruszaj się! - Misiek podbiegł kilka kroków do przodu i gorąco zachęcał mnie, abym zrobił dokładnie to samo. Co to to nie, nie ma szans. Niech już mnie ciąga, gdzie chce, ale nie mam zamiaru ... robić cokolwiek. Założyłem kaptur i wbiłem dłonie w kieszenie bluzy. Co ja tutaj właściwie robię? Gdzie my idziemy? Czy on nie rozumie, że nie mam namniejszej ochoty do życia? Spuściłem wzrok i wbiłem go w drogę . Dlaczego dałem się wyciągnąć? Mogłem w spokoju leżeć...
- Nie marudź tam! - do mych uszu dotarł głos niemca.
Podniosłem głowę i spojrzałem zdziwony. Czyżbym powiedział coś na głos? Przecież to jest niemożliwe.
- Nie musisz nic mówić, żebym wiedział, co chodzi Ci po głowie - dopowiedział
Ach, no tak. Ta magiczna zdolność, którą posiada ten curak i... pani Nora. Możesz słowem się nie odezwać, możesz robić, co innego, a oni w jakis sposób wiedzą. Po prostu wiedzą. Westchnąłem i lekko przyspieszyłem.
- Gdzie idziemy? - zapytałem zrównując się z Michaelem
- Na halę - powiedział krótko
Podniosłem wysoko głowę i spojrzałem na niego. Czy on kompletnie oszalał?!
- Bro - powiedziałem - Jeśli pojawię się na sali, to zostanę zjedzony przez drużynę, że się nie pojawiam na treningach, a nie daj boże... będą cheerleaderki.... i Chloe. Nie pojawiłem się na treningu od poniedziałku. A mamy niedługo ważne zawody! Słuchaj ona mnie zabije!!!
- Spokojnie bro - uśmiechnął się lekko - Chloe już Cię szukała, cóż użyła kilku dosadnych słów. Bardzo dosadnych. Tak dosadnych, że nawet Caroline wytłumaczyła jej, że ma Cię nie tykać dopóki nie wyzdrowiejesz. Więc jesteś jako tako bezpieczny.
- Nie pocieszyłeś... absolutnie...
- Nie miałem zamiaru. Stwierdziłem tylko fakt.
Zaczęliśmy wchodzić po schodach. Już w połowie drogi byłem strasznie zmęczony... moja kondycja bardzo ucierpiała, nie miałem siły pokonać schodów, które jeszcze kilka dni temu nie były najmniejszym wyzwaniem. Podniosłem głowę do góry i ujrzałem Miśka trzymającego otwarte drzwi i bez słowa czekającego na mnie. Co on w ogóle chce robić na tej hali?
- Brawo! Dałeś radę - uśmiechnął się szeroko - Chodź klapniemy sobie na trybunach.
Bez słowa skinąłem głową i poszedłem za nim.  Jeszcze jedne schody do pokonania i będzie spokój. A w sumie... jestem z Misiek. To nie będzie spokoju, ale przynajmniej sobie usiądę.
Z wnętrza budynku dochodziły do nas odgłosy odbywającego się treningu. Z tego co wywnioskowałem to byli to koszykarze. Uff, całe szczęście. Nikt raczej nie podleci i nie będzie męczył. Poczułem dłoń Miśka na ramieniu. Spojrzałem prosto w te jasnobrązowe oczy.
- Spokojnie Ches, nie masz się czego bać - powiedział
- Ja się nie boję - powiedziałem zgodnie z prawdą
Michael poklepał mnie po ramieniu i wyminął. No tak... pewnie mi nie uwierzył. Pokręciłem głową, nie uwierzył mi. Oczywiście, że mi nie uwierzył. Sam sobie nie uwierzyłeś Ches. Więc nie oczekuj, że on Ci uwierzy. Westchnąłem i zacząłem wdrapywać się na górę. Gdy już zbliżałem się do ostatnich schodów, do mego nosa dotarł ten zapach. Ten piękny zapach. Przystanąłem i głeboko wciągnąłem powietrze. Achhh połączenie potu, skóry, zapachu piłek, maści przeciwbólowych, spreju chłodzącego i tego zacięcia sportowego, tych wszystkich emocji - radość, ból, zacięcie, by wygrać i żal po przegranej. Tęskniłem za tym. To było tak uzależniające... Zrobiłem kilka kroków i wyszedłem na trybuny. Rozejrzałem się w poszukiwaniu niemca. Gdzie go wywiało? Przecież nie mógł zniknąć od tak...
- Ches! - usłyszałem głos z góry
Odwróciłem się i zobaczyłem go siedzącego na samej górze... SAMEJ GÓRZE. Boooże on chce chyba mnie wykończyć. Westchnąłem i ponownie wbiłem dłonie w kieszenie. Kolejne zdobywanie Mount Everestu. Naprawdę nie wiem co ten chłopak sobie wymyślił. Nie mógł tego załatwić na samym dole? Przecież i tak nikogo tu nie ma. A na pewno nie przyszedł podziwiać graczy, ooooo nie zdecydowanie nie. Zatrzymałem się, o sakra. Podstępny dupek!
- Dalej Ches, już tylko... sześćdziesiąt schodów! - uśmiechnął się szeroko
- Jak coś ode mnie chcesz - powiedziałem - To musisz do mnie zejść, bo ja już nigdzie nie idę.
Aby zaakcentować te słowa usiadłem na najbliższym siedzeniu. Nie musiałem długo czekać na odzew. Poczułem cios centralnie w tył głowy. Złapałem się za nią i odwróciłem w jego stronę. Zobaczyłem, co mnie trafiło... puszka po PEPSI! JAK ON ŚMIAŁ?!
- Rusz dupę Ches, nie chcesz żebym do Ciebie zszedł - znowu ten groźny i poważny ton. Aż ciarki przeszły mnie po plecach. - Nie będę się powtarzać - wyszczerzył się


- Dobra sakra niemcu ztentegowany! - mruknąłem i podniosłem się - Za ten czyn zginiesz śmiercią tragiczną! - wskazałem na niego palcem - Rozumiesz?! ZABIJĘ CIĘ!
- To najpierw musisz do mnie przyjść - uśmiechnął się i rozciągnął na siedzeniu
- UCH WKURZASZ MNIE! - warknąłem i zacząłem dalej wspinać się po schodach. Jak on może taką wredotą być? No jakim cudem?! Wściekle kładłem stopy na stopniach i wchodziłem coraz wyżej. Jak... on.. tak... może! Z każdym krokiem czułem się coraz gorzej, tak jakbym zaraz miał wypluć płuca. Nie wierzę! Po prostu nie mogę w to uwierzyć! Ufasz takiemu! Dzielisz się informacjami, a ten takie coś ! Spojrzałem do góry. Minąłem już połowę schodów. A ten curak dalej siedział rozwalony na krzesełkach i się uśmiechał! Znowu wstąpiła we mnie nowa energia. Zacząłem pokonywać schody po dwa naraz i po kilkunastu sekundach w końcu go dopadłem! Ale... zamiast rzucić się na niego i wydłubać mu oczy, albo udusić własnym rękoma, to po prostu padłem na siedzenie. Siedziałem i walczyłem o każdy oddech. Rozpiąłem bluzę i odkleiłem od ciała mokrą koszulkę.
- Za ... - wykrztusiłem - Zabiję cię...
- No proszę - uśmiechnął się Misiek - Przyszedłeś mnie zabić, a sam zaraz zginiesz. Już Braciok uspokój się, ochłoń, odpocznij... W końcu nie chcę, abyś mi tutaj zdechł.
Spojrzałem na niego złowrogo i już miałem wygarnąć, że trzeba było dać mi spokój, ale ugryzłem się w język. Co za dużo, to nie zdrowo, lepiej przemilczeć... Starałem się uspokoić oddech, ale szło mi to niezwykle mizernie. Moja kondycja jest absolutnie godna pożałowania... Żeby nie mieć siły wejść po schodach... wstyd! Potarłem ręką czoło i odchyliłem głowę do tyłu. Heh.. lepiej mieć to już chyba z głowy.
- Wiem po co mnie tu przytargałeś - powiedziałem dalej ciężko oddychając
- Po co? - zapytał misiek wpatrując się we mnie
- Chciałeś porozmawiać...
- Bardzo dobrze - uśmiechnął się szeroko
- To... - westchnąłem - To co chcesz wiedzieć?
- Wszystko Ches - powiedział - Wszystko
- Ale co konkretnie? Nie będę Ci przecież opowiadał wszystkiego od momentu moich narodzin!
- Mógłbyś - uśmiechnął się - Nie miałbym nic przeciwko. Ale teraz bardziej zależy mi na tym, by dowiedzieć się, co się z tobą stało? Gdzie się podział Ches, który był jeszcze kilka dni temu? Coś się musiało stać, że tak nagle cię wzięło...
- Wiesz... - podrapałem się po głowie - Wiesz, że przyjechałem tutaj, aby rozpocząć całkowicie nowe życie. I tak jakby trochę je... zepsułem i nabroiłem. (piękna opowieść o kilku ostatnich dniach, która pominiemy ^^)... Więc schowałem się na zapleczu, żeby w spokoju oddychnąć. Mieć chwilę dla siebie, spałać oddech... I wiesz, co wtedy się stało? Ona weszła na zaplecze! Rozumiesz? Weszła do środka! Więc zgodnie z zasadami wyprosiłem ją, żeby nie mieć problemów - przełknąłem ślinę - I niestety znowu powiedziałem o dwa słowa za dużo...
- Jakie słowa? - spytał Michael
- Idź, wyjdź stąd - powiedziałem - Byłem zły i wściekły i nie zdążyłem się odpowiednio szybko ugryźć w język, więc jak zwykle skończyło się na tym, że zraniłem kogoś...
- Ches, ja wiem, że ty nieraz masz problemy z trzymaniem języka za zębami - powiedział - A zwłaszcza, gdy górę biorą emocje... I fakt nieraz słowa mogą bardzo zranić, ale po to są też słowa, żeby przeprosić i wszystko sobie wyjaśnić.
- Bro, ale jak ja mam spojrzeć komukolwiek, a zwłaszcza tej dziewczynie w twarz? - poczułem jak do oczu nabiegają mi łzy
- Ches, a co ty się tak niej uczepiłeś? - zapytał delikatnie Misiek
- Uczepiłem jej się? - spytałem zdziwiony -Zdaje ci się....
- Bro, siedzisz jej jak rzep na psim ogonie, a mówię Ci to JA!
Podrapałem się po głowie. Ja sie jej uczepiłem? Mmmm no może trochę, w sumie jakby nie patrzeć, przez ostatnie kilka dni głównie ona była mi w głowie.  Sakra... głównie ona! Co ta laska robiła w mojej głowie? A no tak... Cały czas myślałem jak się z nią pogodzić. A raczej... jak...
- Braciak - przerwał mi - Ja widzę co się dzieje, i naprawdę nie masz czym się przejmować. Wiedz, że...
- Nie - przerwałem mu ostro - Zwaliłem wszystko, wszystko popsułem. To już nie ma najmniejszego sensu. Chyba... chyba wrócę do Czech, bo to naprawdę nie ma sensu...
- Ches... po pierwsze, musisz przestać tak się denerwować, rozumiesz? Nakręcasz się tylko w ten sposób i tak robisz błędne koło, kręcisz nim i kręcisz... ale nie jest jeszcze tak źle, by mówić, że zwaliłeś wszystko. Nora to w końcu dobra dziewczyna i dobrze by było, gdybyście odzyskali ten dobry kontakt, ale też nie musi być przecież wszystko na już, na siłę. Brat, nie da się zrobić tak, że dla wszystkich jest się codziennie miłym, uśmiechniętym i tak dalej. Mieć zły humor, kiepski dzień to naprawdę żadna hańba, od tego masz przyjaciół przecież, żeby i w taki czas byli przy tobie. To nie jest tak, że będziemy tu tylko wtedy, gdy się szeroko uśmiechniesz i powiesz "Wszystko cacy!", jeśli coś cię gnębi, mów, a postaramy się pomóc na tyle, na ile tylko możemy. Wiesz dlaczego? Bo wszyscy tu kochamy Cześka i chcemy, żeby jak najwięcej uśmiechał się prawdziwie i sam z siebie, a nie dlatego, bo nie chce kogoś martwić. Nora na pewno cię zrozumie, jeśli tylko z nią szczerze porozmawiasz i wyjaśnicie sobie wszystko na spokojnie. Każdy czasem przecież popełnia błąd, powie coś za dużo, trochę za mało... ale grunt to umieć potem przeprosić i spróbować choć wszystko naprawić, co nie? Oboje powinniście usiąść gdzieś i się nie ruszać, dopóki wszystko nie będzie załatwione, a jak się będziecie od tego ciągle wymigiwać, to w końcu oboje was gdzieś zamknę i nie wypuszczę, dopóki sprawa nie będzie załatwiona. Także, Ches... nie bierz tak ciągle wszystkiego na siebie, co? Od tego są też przyjaciele, żeby jakoś tam jednak próbować pomagać, wysłuchiwać, podpowiadać... a myślę, że z Norą naprawdę znajdziecie wspólny język już za niedługo. No bo nawet jeśli ma coś wspólnego z tym nieszczęsnym kamieniem, ty też masz tendencję do duszenia w sobie wszystkiego... już ja to z ciebie wyplewię! Także, mówię... rozmowa, rozmowa, rozmowa, czas i Immi, zgoda? No a jak się uprzesz, to i kwiaty! Więc, Ches.... damy radę!
Patrzyłem na niego bez słowa. On.. on miał rację... Przede wszystkim byłem w szoku, że ten oto tutaj zmiennowłosy niemiec, był w stanie wycisnąć z siebie tyle słów na raz i to jeszcze z sensem. Zatkało mnie... po prostu mnie zatkało... W gardle znowu stanęła gula. Sakra Ches nie rycz!

- Kocham Cię Bro - przytuliłem mocno Miśka
Ściskałem go ze wszystkich sił. Tak bardzo byłem mu wdzięczny za wszystko, że żadne słowa nie były w stanie tego opisać. Nagle poczułem, że ten olbrzym odwzajemnia uścisk. Wyszczerzyłem się szeroko i wtuliłem głowę w jego ramię.
- Żeby nie było Michaelu - mruknąłem cicho - Ja nadal wolę dziewczyny, a Ciebie kocham jak brata...
- Ja tak samo Ches - powiedział Niemiec - Naprawdę damy radę!
- Ale tą Immi to mogłeś sobie darować - uśmiechnąłem się szeroko - To co? Wracamy? Zanim dojdę do pokoju to minie chyba kilka miesięcy...
- Hah o to się nie martw! Już ja Ci pomogę dojść!
~~~
Wyszedłem spod prysznica i wskoczyłem na kanapę. Pora oddać się rozrywce oglądania jakiś głupich programów, a co! Spojrzałem na zegarek - 19:21, a tego curaka nie ma już dwie godziny. ,,Wracam za pięć minut brat'' taaaa pięć minut, mijają dwie godziny, a go dalej nie ma! Zeskoczyłem z kanapy i poszedłem zrobić kilka kanapek. Po tych dniach koegzystencji, byłem masakrycznie głodny. Przygotowując jedzenie, nagle poczułem jak coś ociera się o moje nogi. Podskoczyłem przestraszony i ujrzałem kotkę pierzchającą spod moich nóg.
- Głupi kot - warknąłem - Już ci mówiłem, że nie masz co liczyć taryfę ulgową! Nadal jesteśmy wrogami jasne?!
Kotka odwróciła się z bulwersem na twarzy. Ten wzrok tak bardzo przypomniał mi wzrok jednej norweżki...
- Powracam! - powiedział radośnie Misiek
- No witam pana - uśmiechnąłem się lekko
- Zeszło trochę dłużej niż myślałem - powiedział ściągając buty i padając na kanapę - Co tam dobrego robisz? Możesz bratu też ogarnąć.
- Gdzie Cię tak wywiało? - zapytałem biorąc kolejne dwa kawałki chleba, żeby nakarmić tego wielkoluda - Z serem, czy z szynką?
- Z serem i szynką - powiedział
- Burżuazja - uśmiechnąłem się pod nosem - To, gdzie byłeś?
- A czy to ważne? - powiedział z takim tonem, że od razu przykuł moją uwagę.
- Brooooooo, gdzieś ty był? - odwróciłem się i zmierzyłem go wzrokiem. Misiek uciekał nim na bok. Co on znowu wymyślił?
-Wracam od nory - powiedział cicho i spokojnie
- Po cholerę tam byłeś? - powiedziałem szybko i jeszcze bardziej wbiłem w niego wzrok
- Pogadać po prostu - chłopak wzruszył ramionami
- o czym? - wbiłem wzrok w niemca. Błagam Cię, chociaż raz mnie nie oszukuj...
- o paru sprawach, nie gadalismy długo ches...
- jakich sprawach? - przerwałem mu i spojrzałem podejrzliwie
- O sprawie wyboru nowego prezydenta USA, Czesiek... a tak na poważnie, to o najlepszych sposobach pielęgnacji kotów. A nie jednak o montowaniu szwedzkich szuflad, a potem o niemieckich pastach do zębów - Misiek przerwał, a ja patrzyłem na niego jak na idiotę. On serio chciał robić ze mnie idiotę? - Brat... musiałem po prostu zapytać ją o coś, co mnie nurtuje. Może o to, czy woli Wodospady Wiktorii, czy jednak Niagara. Albo jednak o coś bliżej. Dużo, dużo bliżej, a jest dużo ważniejsze...
Zmierzyłem miśka wzrokiem i bacznie zlustrowałem jego twarz. O czym oni gadali? Co on takiego ukrywa?!
- To był sarkazm prawda? - spytałem stając w kontrapoście
- Może... Szczegóły pozostawiam twojej interpretacji, Ches - zmrużyłem oczy. Och... a więc tak pogrywasz? Świetnie! To ja sobie poradzę sam.
- Pffff - odepchnąłem się od szafki i ruszyłem w stronę drzwi
- Gdzie idziesz brat? - spytał szybko Michael
 - gdzieś. szczegóły pozostawiam twojej interpretacji - powiedziałem opryskliwie
- ech... wróć za niedługo, zgoda?
- zobaczymy...
Zacząłem szukać moich butów. Cholera, gdzie one są?! Nie mogę dalej tutaj stać jak idiota... I wtedy dostrzegłem je! Szybko wsadziłem stopy w klapki i wyszedłem. Może i nie był to jakiś szczyt marzeń, różowe klapki w hello kitty, za małe o jakieś dziesięć rozmiarów, w dodatku klapki młodszej siostry Michaela. Ale trzeba przyznać, że idealnie pasowały do mojej piżamki, mmmm cudownie! Klapiąc z każdym krokiem ruszyłem wprost do pokoju Nory. O nie, ja tak łatwo tego nie odpuszczę! Ja mu daję jasno do zrozumienia, że to bardzo delikatna sprawa, a ten bezpośrednio leci do niej! Nosz idiota! Dopadłem w końcu tych drzwi i zapukałem. Zero odzewu... Zapukałem raz jeszcze i jeszcze i jeszcze. Odsunąłem się na chwilę i nasłuchiwałem. Taaaa zdecydowanie musi tam być. Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem
- Nori... - ugryzłem się w język, nie Ches, nie zwracaj się tak do niej... - Pani Noro, proszę o otworzenie drzwi, chciałbym z Panią porozmawiać. Tematyką rozmowy będzie pewien zmiennowłosy Niemiec, którzy zasłużył na kopa w tyłek.
Drzwi lekko się uchyliły i wyjrzała z nich twarz norweżki. Pierwsze na co zwróciłem uwagę, był strój dziewczyny, ubrana w spodnie w gwiazdki i jakąś wielką bluzę, była przyodziana w szlafrok z głową jelenia na kapturze... dziwne połaczenie... Spojrzałem na jej twarz i dojrzałem, ten tak dobrze znany mi wyraz oraz zaczerwienione oczy. Czyli płakała... ale żyje! Jakoś tak lżej zrobiło mi się na sercu na jej widok, ale jej odpowiedź szybko zmieniła ten stan.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Czeslav - cios... prosto... w serce...
- Jak to nie?! - powiedziałem oburzony - Ten curak przyszedł tu do Ciebie i z Tobą rozmawiał!
Norweżka pchnęła drzwi, które otworzyły się szeroko i stała teraz na wprost mnie. Wyprostowała się i skrzyżowała ramiona na piersiach. Teraz jej oczy znajdowały się wyżej. SAKRA! Przeklęty wzrost!
- Nie unoś się tak... - powiedziała z grobowym spokojem, patrząc na mnie z pogardą - Wydaje mi sie, że Michael nie jest na smyczy i ma prawo rozmawiać z kim chce... chyba, że sie mylę...
- Mmm - Zmrużyłem oczy. A więc tak pogrywasz? Też nie chcesz nic powiedzieć? No to ja wezmę Cię pod włos z zaskoczenia! - Nie wiedziałem, że interesujesz się kotami i niemiecką pastą do zębów.
HA! Mam cię! I co teraz zrobisz? Wiem, że o tym nie rozmawialiście, więc powiedz mi, powiedz, o czym!!! Umrę zaraz z ciekawości, złości i żalu... Oboje mnie dobijacie!
- A ja - zawahała się na chwilę - nie wiedziałam ze jesteś takim dupkiem - głos jej delikatnie zadrżał
Och... I nagle cała złość, cała wściekłość, która się nazbierała uciekła wraz z tymi słowami. ,,Jesteś takim dupkiem''... kolejny cios prosto w serce... Idioto, zraniłeś ją tak samo, więc teraz cierp. Zasłużyłes sobie na to! Przygryzłem wargę i odwróciłem wzrok... ale to tak zabolało... aż przypomniały mi się piękne słowa ,,jesteś dumbass'' taaa jestem dupkiem, jestem pieprzonym dumbassem... ale, przecież... ja nie chcę nim być! Ja nie jestem cały czas dupkiem! Dziewczyno zauważ to! NIE JESTEM DUPKIEM... zazwyczaj. Podniosłem głowę i wyprostowałem się lekko zadzierając głowę do góry i patrząc jej prosto w oczy
- Nie każdy jest tym, za kogo go uważamy - powiedziałem bardzo wolno i spokojnie, ważąc każde słowo. Przechyliłem się na bok i stanąłem w kontrapoście.
- Wiem. Wiem to aż za dobrze, Czes... - na chwilę zapada cisza - Jeszcze coś?
Wbiłem wzrok prosto w te przepiękne zielone oczy, które teraz były całe zaczerwienione... Och Nori... Och czes ty idioto! Jak mogłeś doprowadzić, do tego, że kolejna dziewczyna przez Ciebie płacze ty pieprzony dupku! Jak możesz na siebie w ogóle patrzeć idioto! Bardzo dobrze wiesz, że mam rację. A teraz dupku, przypomnij sobie co powiedział Misiek. Co masz zrobić? NA KOLANA I BŁAGAJ O PRZEBACZENIE KRETYNIE!
Przełknąłem ślinę i spuściłem głowę jednocześnie odwracając wzrok i powiedziałem cicho
- Prominte... Przepraszam... Przepraszam, że jestem dupkiem - przygryzłem wargę, żeby już nic więcej nie powiedzieć... więc po prostu dokończyłem w myślach ,,i nie nadaję się, do życia''.
Dziewczyna pokiwała głową i powiedziała krótko
- W porządku - Wbiła we mnie wzrok... Sakra... co teraz?
Znowu odwróciłem wzrok i zacząłem szukać odpowiednich słów, które dobitnie wyraziłyby jak wielkim jestem dupkiem. Ale nic co przychodziło na myśl, nie nadawało się do wypowiedzenia na głos. Nori... tak bardzo nie chcę, byś była dla mnie kimś obcym, a przez moje czyny i zachowanie, czuję.... czuję jak oddalamy się coraz bardziej... SAKRA CO MAM ZROBIĆ?! Dlaczego, w szkole nie uczą, jak zachować się w takich sytuacjach? Dlaczego nigdzie nie dają jakiś jasnych instrukcji , co zrobić w takich momentach? Przecież stoję jak jakiś pieprzony słup soli i nie mogę wykrztusić z siebie, ani słowa... I nagle odzywa się ten mój najwspanialszy głos w głowie ,,zbliż się idioto'' Co?! Jak mam się niby zbliżyć?! Przecież ona mnie nienawidzi! Nawet nie jestem w stanie nic normalnie powiedzieć, a co dopiero mówić o jakimś zbliżeniu! Mózgu naoglądałeś się za dużo gówna w telewizji, co ty myślisz, że mam ją niby teraz pocałować, a ona mi powie, że mnie kocha i weźmiemy ślub? Nie dość, że ja jestem idiotą to jeszcze mój mózg jest idiotą! Jeśliś sobie ubzdurał coś takiego, to nie licz na mnie! Ja co najwyżej mogę dalej tak stać! Słyszysz?! ,,Idiota'' A pfff. Tak ze mną grasz? W porządku! W takim razie dostaniesz to co chcesz, ale na moich zasadach! Zrobiłem krok do przodu, wręcz szybko rzuciłem się i ją przytuliłem. Wbiłem twarz w jej ramię, żeby na nic nie patrzeć.


Dziewczyna momentalnie zesztywniała. Hah... czegoś się spodziewał debilu? Zaraz... taaaak, ty wiesz czego się spodziewasz! No to teraz tylko czekaj na ten cios. Hmmm ciekawe, czy zarobisz strzał z liścia, kopa w brzuch... a może coś gorszego? Wiedz jedno, zasłużyłeś sobie na wszystko idioto, i wiedz, że nie jest mi Ciebie absolutnie żal. Taaa i czego zaciskasz te powieki i pięści? Nie uciekniesz od tego dupku. Puść ją i daj juz sobie spokój. Idź do łóżka, walnij się, a w poniedziałek do sekretariatu po papierki. Własnie mistrzu zakończyłeś pewien dział w swoim życiu. Moje oklaski! ,,Ale ja nie chcę... chcę tu zostać'' mruknąłem w myślach. Nagle dziewczyna poruszyła się. Tym razem to ja zesztywniałem czekając na dalszy los wydarzeń. Błagam Nori tylko nie bij za mocno.... Dziewczyna podniosła ręce. A więc, oberwę po głowie. Bardziej wbiłem twarz w ramię i czekałem na nieuniknione... ale.... nagle Nora mnie objęła. Stałem zszokowany. Sakra... miał być cios, a tu takie coś?! I wtedy, poczułem ciepły oddech we włosach, a po chwili dziewczyna wtuliła tam swoją twarz... O SAAAAAKRAAAAAAAAAAAA RUN CZESLAV RUUUUUUUN!!!! Wiej stąd póki jeszcze możesz! SŁYSZYSZ MNIE?!?! UCIEKAJ! Uciekaj póki jeszcze jest jakaś nikła nadzieje.... Znowu poczułem kolejny ciepły oddech na skórze głowy. W sumie... to było nawet przyjemne. I na co była Ci ta panika chłopie? Chciałeś uciekać, a tutaj wcale nie jest tak źle. Jest przyjemnie... Tak bardzo przyjemnie... Tak bardzo mi tego brakowało. Ścisnąłem mocniej dziewczynę, jak ja potrzebowałem tego... Ale... to jest Nora. Ona Cię nienawidzi. Chociaż... w sumie mogła cię strzelić w łeb, a stoi teraz, przytula cię i ma twarz wciśniętą w twoje włosy! I jeszcze tam oddycha... Dobrze, że wziąłem prysznic, jak nie było Miśka... Nagle dziewczyna podniosła dłoń i lekko poklepała mnie po głowie. Och... koniec tego dobrego, bardzo jasny znak, że pora się odsunąć. Już miałem ją puszczać i się odsuwać, gdy nagle klepanie... przerodziło się w głaskanie. Spiąłem się cały i nie wiedziałem co zrobić. Sakra, ona mnie głaszcze! ONA MNIE GŁASZCZE! ONA MNIE GŁAAAAAAASZCZEEEEEEE!  Dlaczego ona mnie głaszcze?! Co ja takiego zrobiłem?! Dlaczego...
- Już dobrze Czes, spokojnie - powiedziała nagle takim cichym, spokojnym i uspokajającym głosem, ta blisko mego ucha. To... to był szok... na te słowa znowu cały zesztywniałem i zacząłem dławić niemy płacz. Ale przegrałem tę walkę, mym ciałem poczęły wstrząsać ciche spazmy szlochu. Zacisnąłem dłoń w pięść, wbiłem paznokcie z całej siły w skórę, byle tylko powstrzymać je... Ale po dosłownie sekundzie, już łzy wypływały z moich oczu i lądowały w szlafroku Nory.
- Przepraszam - szepnąłem łamiącym się głosem - byłaś dla mnie taka dobra... a ja okazałem się takim wielkim dupkiem...
Nora nagle odsunęła się ode mnie i spojrzała prosto w oczy. Przełknąłem ślinę... Tam było tak dobrze... Chciałbym móc przytulić cię raz jeszcze... Nora odwróciła wzrok i zniknęła w pokoju. Och... a więc tak po prostu? Już? Koniec? Cholera ty pieprzony idioto! Nie umiesz trzymać łap przy sobie kretynie, a tym bardziej nie umiesz zachować się jak prawdziwy mężczyzna! Znowu się przed nią rozkleiłeś! CHES TY PIEPRZONY IDIOTO! No to pięknie, teraz to możesz sobie wracać do pokoju. Już miałem się odwracać, gdy nagle znowu pojawiła się Nora, tym razem trzymała w dłoniach rolkę papieru toaletowego.
- Nie mam chusteczek, wybacz - powiedziała cicho
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się szeroko przez łzy, to był pierwszy szczery uśmiech od tak dawna... Wziąłem od niej ten papier, urwałem kawałek i wydmuchałem nos.
- Już? Lepiej? - zapytała po chwili
Bez słowa pokiwałem głową. Zwinąłem papier w kulkę i wsadziłem do kieszeni. Otarłem łzy wierzchem dłonie i powiedziałem
- przepraszam... za wszystko... naprawdę, chciałbym móc cofnąć czas...
Nora nagle wyciągnęła dłoń i poczochrała mi włosy. Ludzie często to robili, a zwłaszcza Misiek... ale teraz po raz pierwszy, poczułem coś. Gdy tylko jej dłoń mnie dotknęła po ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Jakie to było wspaniałe uczucie!
- Ale nie cofniesz. Pozostaje tylko żyć dalej... głupku - powiedziała, a ostatnie słowo wymówiła zdecydowanie ciszej niż resztę... a w dodatku lekko się uśmiechnęła! Odwzajemniłem uśmiech i stałem uchachany. Jezu chciałbym, aby ta chwila trwała wiecznie... Muszę przyznać.... że Nora zrobiła mi dobrze. Zaśmiałem się w myślach i uśmiechnałem jeszcze szerzej. W końcu Nora zabrała rękę, a w sercu znowu pozostał żal i smutek. Spojrzałem na nią ze wzrokiem mówiącym ,,Chciałbym abyś głaskała mnie tak do końca mych dni''.
Nora uśmiechnęła się szerzej, ale po chwili spuściła wzrok.
-  ja tez chciałam cie przeprosic
Spojrzałem na nią zdziwiony. Co ta dziewczyna mówi?
- Ty? Za co niby?
Dziewczyna przeniosła wzrok na dłonie i zaczęła się bawić palcami. Czy ja cokolwiek z niej wycisnę?
- musiałam coś zrobić źle - odezwała się nieśmiało
Zmarszczyłem brwi, starając poukładać sobie w głowie wszystkie myśli.
- Ale... przecież ty nic nie zrobiłaś... albo ja jak zwykle nic nie rozumiem - przestąpiłem z nogi na nogi
Nora spuściła głowę i lekko się zaśmiała. Co ją tak rozśmieszyło? Boże nigdy nie zrozumiem tych kobiet... Nagle się wyprostowała i powiedziała spokojnie.
- Skoro tak twierdzisz
Spojrzałem na nią zdezorientowany....
- dobraaaaaa teraz to już kompletnie nic nie rozumiem...
Nora ponownie odwróciła wzrok i zaczęła bawić się palcami. A ja zdałem sobie sprawę, że moje zarumienienie doczekało się apogeum. Och sakra... znowu ten niezręczny moment obecny na początku każdej znajomości, gdy obie strony milczą i żadna z nich nie wie jak się zachować, nie wie co zrobić, nie wie co powiedzieć i siedzą sobie tak razem w całkowitym niekomforcie. Heh... za każdym razem to samo uczucie. A więc pora przerwać tę ciszę. Podniosłem głowę i uśmiechnałem się szeroko
- Nori - zwróciłem się do niej, a dziewczyna podniosła wzrok. Podrapałem się po głowie - Czy mógłbym wejść?

<Nora?>

środa, 20 września 2017

Odchodzi

Lucas Dellany(nieobecny)
 Ksywka: Lu
Wiek: 19
Klasa: IIC
Powód: Decyzja właściciela

wtorek, 19 września 2017

Odchodzą

Miwa Kotoe
ksywka: Jalo, Miw
Wiek: 17 wiosen
klasa:IC
Powód: Decyzja właściciela
_________
 
  Isil Saila Einardóttir
 Ksywka: Isiek. Możesz jakąś wymyślić.
Wiek: 18 lat
Klasa: II B
Powód: Decyzja właściciela 

poniedziałek, 18 września 2017

Od Madeleine CD Michaela

Jadłam sobie właśnie spaghetti, siedząc przy jedynym wolnym stoliku, który udało mi się znaleźć i czytałam książkę niedawno przeze mnie kupioną, gdy usłyszałam swoje imię. Podniosłam wzrok, napotykając znajomą grzywę jasnych włosów.
— Możemy się dosiąść? — zapytał Michael, a ja przeniosłam wzrok na jego towarzysza. Zmarszczyłam brwi. O dwie osoby za dużo.
— Nie — odparłam, wracając do lektury. Właśnie miało dojść do zniszczenia królestwa przez wojnę, gdy zauważyłam kątem oka, jak chłopak ze swoim kolegą siadają przy moim stoliku.
— Spadajcie — warknęłam, zamykając z hukiem książkę.
— Czemu nie możemy zostać? — wtrącił rudy.
— W takim razie ja pójdę.
Wstałam, odłożyłam niedojedzony makaron z sosem i ściskając w dłoni książkę wyszłam z jadalni szybkim krokiem.
~po matematyce~
Ściskałam w dłoni zgnieciony papierek, symbol nieudanej kartkówki. U góry kartki widniało wielkie, czerwone F. Nie moja wina, że nie rozumiem.
W każdym razie byłam wściekła. Tak wściekła, że jeśli ktoś teraz by zastąpił mi drogę to...
— Cześć Mad! — usłyszałam, mając ochotę rzygnąć na dźwięk tego głosu.
— Michael. Znowu ty. Jeszcze nie skoczyłeś z mostu? — odparłam, warcząc.
— Zostawiłaś w jadalni zakładkę, więc pomyślałem, że ci ją oddam — oznajmił, wyciągając w moją stronę kawałek kartki z narysowanymi na szybko wzorkami. Przejęłam ją bez słowa.
— Co tam ściskasz? — zapytał, wskazując na moją pięść.
— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
— Powiedz, proszę.
— Dobra — westchnęłam. — Kartkówka z majmy. Pała.
— No to słabo. Pomóc ci?
— Niby z czym? — zmarszczyłam brwi.
— Z matematyką. Przyjdę do ciebie i ci wyjaśnię — oznajmił wesoło.
Już miałam zaprotestować, ale uderzyła mnie pewna myśl.
Gdy się zgodzę, da mi spokój. Jestem tego pewna.
— Dobra — wręczyłam mu karteczkę z numerem mojego pokoju.— Do zobaczenia wieczorem.
~po lekcjach~
Nie ma to jak siedzieć w pokoju w dresie i za dużym t-shircie, już po lekcjach, rysując coś z puszczaną z telefonu piosenką pod tytułem "Instruction". Właśnie zajmowałam się szkicowaniem włosów, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Szkicownik wrzuciłam pod poduszkę i wyciągnęłam zeszyt do matematyki.
— Wejść! — krzyknęłam, a w drzwiach stanął Michael.

Michael?

Od Octavii cd Alistaira

Wyciągnęłam telefon spod poduszki jak się później okazało, przyszła wiadomość. Uśmiech od razu niemal się pojawił, czemu? Może to głupie albo też zabawne, ale po drugiej stronie może być nieźle ciasteczko.
"Skąd wiem” przeczucie. Dobra to czas odpisać.
" Przeczucie skarbie, które może okazać się rozkoszą. :3"

Odłożyłam telefon i dalej poszłam spać, marne cztery godziny snu nic mi nie dadzą, poza tym jeszcze ten chłód znikąd, aż szkoda z łóżka wychodzić. Tak mi tu ciepło. Dzięki szybkim wiadomością w szkole wiem, że jakiś dureń rozwalił łazienkę męską, jak i damska i woda jest wszędzie, więc dwa dni wolnego są albo jak im nie wyjdzie to i dłużej. Fart, a może zabawa jakiegoś chłopaka. Może i lepiej, że ktoś to zrobił. Teraz, choć można wypocząć i się ogrzać. Z tego wszystkiego zapomniałam, że jest mi zimno. Tym razem telefon położyłam na szafce obok łóżka i ponownie poszłam spać.
***
Obudziłam się w miarę wypoczęta. Wstałam poszłam wziąć prysznic, a potem w coś się odpowiednio ubrać. Moja dzisiejsza garderoba składa się z czarnej ze złotymi przebłyskami bielizny, legginsy czarne, crop top zrobiony z lawendowej koszulki na ramiączka, przyozdobiony dodatkami oraz siateczka, do tego bluza z kapturem o dwa rozmiary większą plus koturny. Wzięłam założyłam czoker, do tego zrobiłam makijaż wodoodporny. Kolor na dziś to lawendowy, pod kolor koszulki, włosów i paznokci. Wzięłam jeszcze telefon i kluczyk do pokoju. Wychodząc zamknęłam go, kierując się na stołówkę. Można rzec, że skoro przespałam śniadanie zjem obiad. Dziś akurat jest pomidorowa zupa oraz naleśniki. Mój brzuszek poucztuje, rzadko, kiedy się cieszy, z takich smakołyków. Wzięłam tace, miejsce było tylko przy jakimś chłopaku. Podeszłam do niego powoli, aby nic nie wylało mi się z tacy.
- Hej, to miejsce jest wolne? - Grzeczna jak zawsze.
- Zajęte są wszystkie. - Dupek, czyli że są wolne.
- Dzięki, że zająłeś mi miejsce. - Siadłam sobie naprzeciwko niego. Już krążą plotki. Jaki to on przystojny, że po nocy z chłopakiem bądź dziewczyna porzuca ich, skończony dupek, patrzy na płacz swojej ofiary lubi ja dręczyć.. Trochę to podłe, choć jest dupkiem, chce się go poznać. Zaczęłam jeść zupę, patrząc co jakiś czas na niego to na stołówkę. Pomyśleć, że jest cała zajęta, dziwne.
Odłożyłam po kwadransie talerz po zupie i zabrałam się za naleśniki. Za nim je zjadłam jego osoba mnie ciekawiła.
- Jak masz na imię? Nie dam ci spokoju, dopóki nie powiesz. Chyba że mam się zwracać dupku. - Patrzyłam się na niego cały czas. Jego oczy są fioletowe piękne.
- Alistair. - Powiedział
Mi niedane było się przedstawić, gdyż dziewczyny z drużyny to za mnie zrobiły.
Ich wrzaski przyciągnęły uwagę prawie całej populacji w stołówce.
- O, dziś jest impreza u mnie. Zapraszam wszystkich. No, no Octavia, z takim ciachem sobie siedzisz. No nie źle. - Ach ta Moli, ale imprezy u niej to czysty chaos.
- Spoko Moli wpadnę. - Jej spojrzenia na Alistaira jakby już widziała go ze sobą w łóżku.. Moli śliczna blondynka, która pieprzy się, z każdym, kto jest ciachem. Nawet jak ma faceta to robi, ale nie oceniam. Choć tyle, że przyjmuje krytykę. Po jej odejściu do chłopaka już nie musiałam się przedstawiać, no ale cóż.
- Jestem Octavia, jak Moli już powiedziała, jeśli chcesz możesz mówić do mnie O. Albo jak chcesz. - powiedziałam
Naleśniki zjadłam już po prawie godzinie. On też zjadł, bo w tym samym czasie wyszliśmy ze stołówki.
~ Mogłabym założyć mój fioletowy kostium kąpielowy pod sukienkę, choć też mogę się u Moli przebrać. To jest też coś, choć w sumie to, co do niej założyć. Sukienkę może, tę nową czerwoną. Heh nie, lepiej czarna i skórzaną kurtkę, hmm możliwe. - Z rozmyśleń wyrwało mnie czyjeś szarpniecie za rękę. Podniosłam głowę i stał on tam, dużo za wysoki. Przy nim byłam taka mała. W środku miałam nieodparta chęć coś z nim zrobić.
- Alistair może pójdziesz ze mną na imprezę do Moli, wyrwiesz panienki albo panów. - Jego oczy. Nie, jeszcze raz. Nie umiałam go jeszcze rozszyfrować.
- Czemu nie. - powiedział obojętnie
- Jest od 20, na ul.Kremowej 27, w sumie będziesz słyszeć muzykę i ludzi więc znajdziesz. - Miałam zamiar iść, ale poczułam na plecach jego, przy uchu. Przygryzłam wargę i przeszedł mnie dreszcz.

W pokoju byłam po tej dziwnej akcji, zdjęłam wszystko zostawiając tylko bieliznę. Podeszłam do szafy i wzięłam moja czarną sukienkę do połowy ud, na ramiączka, odsłonięte plecy. Założyłam ją, idealnie współgrała z moją sylwetką. Założyłam koturny, wzięłam skórzaną kurtkę, kluczyki, portfel oraz telefon do kieszeni. Włosy wyprostowałam i mocniej się pomalowałam. Wzięłam jeszcze tylko mój bordowy kostium kąpielowy. Wychodząc z pokoju natkałam się na tego samego chłopaka. Po zamknięciu pokoju, spojrzałam, przeleciałam po jego wyglądzie.
- Jednak nie chce mi się jechać nigdzie. - mruknął pod nosem na tyle, abym słyszała.
- Jedziesz, a teraz, choć już. - lekko go pociągnęłam za kurtkę. Kliknąłem pilotem od samochodu, aby się otworzył. Mój sportowy Mustang. Czekałam aż wsiądzie, spojrzałam na telefon brak wiadomości.
Godzina 19:20.
Jechałam właśnie do domu Moli, była cisza. Zerkałam na niego co jakiś czas. Pod domem Moli byliśmy już o 19:40. Dwadzieścia minut, choć udało mi się zaparkować w komfortowym miejscu. Wychodząc słyszałam gwiazdy i komentarze typu „Jaka dupa, zaliczę ja” Takie żałosne, olewam je. Może kogoś zaliczę, może to będzie on. Znowu on, stop. Czemu myślę jak facet? Gdy on też wysiadł i czekał aż, podejdę, choć pewnie mógł wejść do środka. To miło, że czekał. Zamknęłam auto, a kostium zostawiłam w środku.
Gdy tylko się wchodzi czuć alkohol, zioło, fajki i sex. Basen, Moli gdzieś przepadła. Ten chłopak już otoczony grupka dziewczyn, patrzyłam na niego. Ktoś mi podał czerwony plastikowy kubek i piłam.
***
Impreza przybrała na sile, a ja stałam na balkonie. Piłam jakiś alkohol, gdy poczułam wibracje, przyszedł on. Mimo to wyjęłam telefon i sprawdziłam wiadomość.

<Alistair? Jakaż to wiadomość mi przyszła? >

Od Miyako CD Michael

Przyglądałam się uważnie tej dwójce. Gdyby nie różnica wyglądu to byliby na pewno zgranymi braćmi. Dogadywali się ze sobą nawzajem, wiedzieli co każdy z nich potrzebuje czy też co lubi. Może i Czeslav czy jak to na niego wolała Michael Ches, mógł się wydawać trochę obojętny to można było zauważyć, że troszczył się o Michael'a na swój własny sposób. Ches nie pokazywał tego tak dokładnie jak Michael. Można było im czasem tego czasem pozazdrościć.
Michael w pewnym momencie nałożył na mnie swoją bluzę. Byłam lekko zszokowana cała sytuacja, ale było to bardzo miłe z jego strony. Nim się obejrzeliśmy naszym oczom ukazała się kawiarenka. Zapach cynamonu był bardzo przyjemny, woń cynamonu była wyczuwalna nie tylko na zewnątrz, ale i równie wewnątrz. Otworzyłam kartę z daniami.
- To jak, wiecie już, co bierzecie? - zapytał się Michael.
- Tak... - odparł chłopak, a ja przykiwnełam głową.
Podeszła do nas kelnerka, odebrała zamówienia od chłopców po czym nadeszła moja kolej.
- Mi-chan dla ciebie to co zawsze czy tym razem coś innego? - znałam bardzo dobrze tą kelnerka a ona mnie.
- To co zawsze bym poprosiła - ona jak zawsze z uśmiechem na twarzy zapisała wszystko na kartce i wesoła odeszła.
- Często tutaj bywasz co nie?! - spojrzał się na mnie Michael.
- Tak. Chodzę tutaj prawie że co dziennie. Przez to, że muszę często coś robić mogę spokojnie tutaj przyjść, porozmawiać, spędzić miło czas i chociaż przez chwilę odpocząć od obowiązków - uśmiechnęłam się delikatnie. Jednak wciąż czułam się speszona. Nowo poznany chłopak przyglądywał się mi uważnie.

<Michael?>

Od Miyako CD Kazuma

Nasz eksperyment o suchym lodzie nie szedł w dobra stronę. Lubiłam chemie zwłaszcza jak robiliśmy eksperymenty. Jednak było pewne ale! Jakie? A takie, że jak mieliśmy lekcje o suchym lodzie to zostałam zwolniona z niej, gdyż musiałam pomóc ze systemem komputerowym. Była zła, ale jeżeli w jakiś sposób pomogłam to czemu bym miała odmawiać.
Przechodząc do eksperymentu, który właśnie robiliśmy. Robiliśmy niby wszystko krok po kroku, ale wciąż czegoś nam brakowało. W pomieszczeniu w jakim się znajdowaliśmy było biało, przez co jak nauczyciel wszedł do środka, kazał nam otworzyć od razu okna. W klasa po kilku minutach było już jaśniej. Biały dym odszedł wraz z wiatrem na zewnątrz.
- Dzieciaki powinniście się mnie zapytać skoro potrzebowaliście pomocy. Wybraliście sobie najtrudniejszy jaki mógłby by być - powiedział nauczyciel z jakby ulgą.
- My lubimy wyzwania - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Tylko jest mały problem i wciąż nie wiem w czym on tkwi. Robimy niby wszystko po kolei, ale wciąż się na nie udaje - opowiedziałam mniej więcej z nadzieją że nauczyciel mógłby nam podpowiedzieć w czym tkwi problem.

<Kazuma?>

Od Alistaira CD Madeleine

Szczerze mówiąc, nie byłem tak całkiem pewny, czy ktokolwiek odpisze. Ludzie w tej szkole są dość... Sztywni i nudni, jakby nie patrzeć. Nie ma żadnej ciekawej osoby, którą można by było pomęczyć, nikogo do zabawy. A przynajmniej nikogo jak dotychczas nie zauważyłem.
A naprawdę, przydałoby mi się trochę towarzystwa... Obojętnie, czy jakiegoś niewyżytego, ciepłego duszą chłopaczka, czy też otwartej i chętnej dziewczyny.
A może nie powinienem tak robić, bo to złe? Jestem złym człowiekiem?
Eeeee, nie, jestem tylko sukinkotem.
Bo zawsze mogę sprawdzić, czy ktoś z moich byłych zabaweczek ma wolny wieczór, nie? Tak nawet byłoby łatwiej. Ktoś, kto zna moje zasady przynajmniej później nie ryczy ani nic.
Ale za to z nowymi jest zawsze tak dużo zabawy szczególnie jak trafi się niewinna duszyczka..
Zobaczy się, jak wyjdzie.

Pomimo moich obaw, nadeszła wiadomość. Niezbyt miła, no cóż.
Tak niemiła, że odpowiedziałem dopiero wieczorem
"Czemu tak niemiło? :¢ Ranisz mnie"

< Madeleine? >

niedziela, 17 września 2017

Od Michaela cd Madeleine

- Mad. A teraz pozwól, że wrócę tam, skąd przyszłam - pomimo zawarcia w drugim zdaniu czegoś na kształt prośby, twardy ton głosu, jakiego przy tym użyła, kontrastujący mocno z jej delikatną aparycją, wyraźnie świadczył o tym, że niezależnie od mojej odpowiedzi, za moment dziarsko pomaszeruje w sobie tylko znanym kierunku, nawet się nie oglądając.
Z nieukrywanym zaciekawieniem spojrzałem na dziewczynę, którą, jak byłem przekonany, widziałem po raz pierwszy w życiu - całkiem zatem prawdopodobne, że uczennicą Akademii Green Heels została raptem chwilę temu, tym bardziej, że zdawała się poruszać jeszcze nie do końca pewnie po korytarzach, jak i ja podczas moich pierwszych dni pobytu w nowej szkole.
Nieznajoma - Mad, jak dowiedziałem - patrzyła na mnie spod nieco przymrużonych powiek, jakby próbując przewidzieć mój następny ruch. Ja natomiast dokładnie lustrowałem jej twarz, zaskoczony dość niecodzienną urodą dziewczyny - kojarzyła mi się nieco z Anią z Zielonego Wzgórza. Lśniące, czerwone włosy miała spięte w koka, acz z fryzury zdążyło już wydostać się kilka pasemek, które teraz swobodnie odpadały na jej porcelanowe ramiona. Pomimo swoich... ilu, niecałych stu sześćdziesięciu? centymetrów wzrostu, hardo patrzyła w górę swoimi błękitnymi oczami. Delikatny rumieniec, zapewne dyktowany narastającym zdenerwowaniem, pokrył jej twarzyczkę, zasłaniając przy okazji piegi.
- Huh, śpieszysz się, Mad? - zapytałem.
- Tak - odparła natychmiast, wyciągając nieco szyję, najwyraźniej szykując się do odejścia. Cóż, nic na siłę, jak to mówią.
- Tak w ogóle, z której jesteś klasy?
- Będziesz mi biografię pisać? - warknęła z odpowiedzi.
- Może - przyznałem z ociąganiem. - Chwilowo chcę wiedzieć, gdzie mogę cię znaleźć w razie potrzeby.
- Żadnej takiej nie będzie.
- Kto wie? Różnie to bywa. No dobra, ale może i kieruje mną zwykła, ludzka ciekawość.
- Nauczysz się ją przezwyciężać - spróbowała mnie wyminąć. Huh, zaczynam czuć się jak jakiś namolny, nieudolny podrywacz... tak to się kończy, gdy chce się poznawać nowych ludzi, którzy z kolei nie mają na to zbytniej ochoty.
- Ale być może jesteś w mojej, wtedy mógłbym pomóc ci z ogarnięciem tego wszystkiego. Szkoła duża i sam się na początku gubiłem. No, nawet teraz się to zdarza.
- Teraz najlepszy moment na to, żeby to powtórzyć.
- Pfff - i weź tu człowieku znajdź cierpliwość. - Dziękuję, może później.
- Wtedy może być za późno - oświadczyła poważnie, acz z westchnieniem rezygnacji.
- Ale do IIb cię nie przydzielono, tak? - drążyłem.
- Ty tam jesteś?
- No toć, najlepsza klasa świata! - potaknąłem entuzjastycznie.
- Świetnie, zatem tam nie jestem - skrzyżowała dłonie na piersiach. Wzięła kolejny głęboki wdech, spoglądając na mnie z wyraźną irytacją. - Ic. Pozwolisz mi teraz już sobie pójść?
- A jaką masz teraz lekcję? - zapytałem, usuwając się w bok. Zaraz też jednak spojrzałem na plan lekcji, usiłując odnaleźć jej klasę. - O, matematyka w 34! Wiesz, jak tam trafić czy ci może... hej, chwila!
W przeciągu tych zaledwie kilku sekund, dziewczyna zdążyła zniknąć w tłumie uczniów. Nawet nie wiedziałem, gdzie mogła skręcić. Tym bardziej, że wyraźnie nie życzyła sobie mojego towarzystwa, a mi za niedługo zaczynała się lekcja. Wzruszyłem zatem ramionami i poczłapałem w stronę swojej klasy, po drodze rozglądając się uważnie, czy gdzieś nie minie mi aby sylwetka czerwonowłosej, nigdzie jej już jednak nie dostrzegłem. Może szybko znalazła odpowiednią klasę? Było to niej wszak niedaleko.
Ciężko opadłem na krzesło w ławce pod oknie, którą zajął wcześniej Ches. Przyjaciel spoglądał na mnie uważnie, gdy wypakowywałem książki i wsadzałem je z powrotem, szukając tych odpowiednich.
- Coś ty taki wypompowany? Kebaba ci potrzeba?
- Pff, brat... - oparłem czoło o zimny, drewniany blat, ziewając przy tym szeroko. - Spotkałem właśnie nową jakąś z Ic...
- Ooo, świeżynka? - wyszczerzył się. - Ładna?
- Hm... może? Na pewno cięta.
- Nie bardziej od Odella - westchnął. Nauczyciel wszedł tymczasem do klasy i zaczął odczytywać prace co poniektórych uczniów, dodając od siebie złośliwe komentarze do niektórych "kwiatków".
- Znalazł dobrego rywala teraz w tej kwestii - burknąłem.
- Oj już, już - Ches poklepał mnie lekko po głowie. - Spokojna twoja zmiennowłosa.
- Yhym - mruknąłem.
- Panie Rosenthal, panie Nesladek - usłyszeliśmy nagle. - Macie coś może do powiedzenia klasie?
***
Przeciągnąłem się, wychodząc z szatni po skończonym wf-ie. Pociągnąłem długi łyk zimnej wody, spocony i zgrzany po godzinie biegania we wszystkie strony podczas meczu koszykówki. Och, jak mi się marzył teraz choć krótki prysznic! A potem może obiad... właśnie! Wyciągnąłem z kieszeni telefon, sprawdzając na telefonie godzinę. Jeszcze tylko jeden angielski i czas pójść do stołówki.
- Brooo! - usłyszałem nagle. - Jestem głodny!
Nawet nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że za mną stoi rudy kurdupel z pustym żołądkiem żadnym kebabów i coli.
- Ja też, Ches, ja też... - mruknąłem. - Chodź do automatów może, wypijemy coś, to łatwiej będzie przeczekać ten czas do obiadu...
- Okey - przytaknął. Ruszyliśmy szybko w stronę odpowiedniego korytarza, na którym to mieliśmy mieć też następną lekcję. Automat z napojami stał rzeczywiście w kącie, a obok niego stała grupka uczniów.
- Masz jakieś drobniaki, Ches, nie? - zapytałem po chwili. - Bo ja zostawiłem chyba znowu portfel w pokoju...
- Coś tam chyba... - poklepał się po kieszeniach, po czym zbladł. - Sakra...
- Sznycle, sznycle... - mruknąłem.
- Prdele! - przypomniał.
- Mi tam starczy Scheisse - wyszczerzyłem się. - Dobra, do pokoju już raczej nie zdążę... no ale chyba mam jeszcze ze dwie kanapki, jak tak myślę, rano robiłem.
- Bro, trzeba było tak od razu!
- Zapomniałem, myślałem, że zjadłem wszystkie - wytłumaczyłem, wyciągając z plecaka dwa zawiniątka, z czego jedno wręczyłem Cześkowi. - No, to smacznego, guten Appetit! Jak to po czesku będzie?
- Dobrou chuť!
- Za nic bym tego chyba dobrze nie wymówił...
- Oj, bro...
W tym momencie jednak naszą rozmowę przerwał dzwonek. Pospiesznie dokończyliśmy kanapki i ruszyliśmy pod klasę, gdzie zdążyła już się zgromadzić większość, czekając, aż nauczycielka otworzy klasę.
***
Po zakończonej lekcji, z nieprzyjemnie pustym żołądkiem, ruszyliśmy z Chesem niemal biegiem na stołówkę. Ile sił w nogach dopadliśmy do kolejki, przebierając niecierpliwie nogami w oczekiwanie na wydanie porcji. Kilka chwil później na oko pięćdziesięcioletnia kobieta o sympatycznej twarzy spojrzała na nas badawczo, wyciągając kolejne talerze.
- Oj, głodni jesteście chyba, kochanieńcy? - zapytała.
- I to jak! - potaknął gorliwie Ches, a jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, gdy na jego talerzu wylądowała kopiasta porcja dzisiejszego spaghetti. Obaj, jakby wypełnieni nową energią, ruszyliśmy na poszukiwania wolnego stolika, gdy nagle mignęły mi gdzieś czerwone włosy. Spojrzałem nieco w bok, dostrzegając Mad.
- Hej, hej! - zagadałem, podchodząc nieco bliżej. - Można się dosiąść?

< Mad? >

Theme by Bełt