wtorek, 31 października 2017

Od Nory CD Czeslava

Dlaczego mnie to nie zdziwiło, kiedy za drzwiami ujrzałam Michaela? Normalnie czułam to w kościach, że ktoś, kto jest związany z Czeslavem w końcu przyjdzie.
– Hej, Nori – przywitał się, uśmiechając szeroko. Na ten widok moje usta również wykrzywiły się w uśmiechu, chociaż zdecydowanie słabszym. Jego banan stracił na sile, kiedy zaczął mówić dalej. – Przepraszam, że przeszkadzam o tak późnej porze – uniosłam wysoko brwi. Nieludzkiej? Która była w takim razie godzina? – Ale Chesa nie ma jeszcze w pokoju i pomyślałem, że może jakimś cudem jest u ciebie...
Spojrzałam się na niego z jeszcze wyżej uniesionymi brwiami. No to trafiłeś w dziesiątkę, Misie.
Nie wiem, czy bardziej zdziwiło mnie to, że chłopak w pierwszej kolejności przyszedł do mnie, czy to, że Czech faktycznie tutaj był.
– O dziwo… – zaczęłam mówić cicho i powoli – jest tutaj..
Michael złapał się za pierś w miejscu, gdzie znajduje się serce i westchnął z wyraźną ulgą.
– Bogom dzięki! Nie mam pojęcia, gdzie indziej mogłoby go wywiać. Choć… z drugiej strony, co on tu właściwie robi?
– Ummm..
– Tak, proszę – otworzyłam drzwi szerzej i wpuściłam chłopaka do środka. – Schował się w łazience, nie wiem nawet po co – wzruszyłam krótko ramionami i spojrzałam z uniesionymi brwiami na Michaela. Kilka kroków wystarczyło, byśmy znaleźli się w pomieszczeniu, gdzie schowała się ruda pierdoła.
Zapaliłam światło. Mój wzrok już był przygotowany, by spocząć na rudej czuprynie, jednak nigdzie nie mogłam jej dostrzec. Okay, to było dziwne. Był tu… no przecież nie rozpłynął się w powietrzu. Chyba, że wszystko sobie wyobraziłam… Całe to jego przyjście, przeprosiny, rozmowa, ciastka - to wszystko było tylko snem, a Niemiec mnie tylko z niego wybudził. Zmarszczkami brwi. Nie… przecież to mało… prawdopodobne… Od razu i zwróciłam się do bruneta stojącego tuż obok:
– Rękę bym dała sobie uciąć, że tu był...
– Ches, jesteś tutaj? – spytał, i rozejrzał się po i tak niewielkim pomieszczeniu.
Odpowiedziało krótkie echo, a zaraz po nim głucha cisza. Nieee, no to przecież nie było możliwe. Gdzie on się schował? Najlepsze było to, że nie było gdzie go schować. Łazienka przecież nie była ani duża, ani obszernie wyposażona. Ot tylko podstawowe meble plus pralka i kosz na pranie. Ale w końcu, po kilkusekundowym, bezcelowym rozglądaniu się po tych samych kątach usłyszeliśmy ciche pukanie. Spojrzeliśmy się na siebie i rozpoczęliśmy poszukiwania rudego.... znowu.
„To są chyba jakieś żarty...” – mruknęła moja podświadomość, kiedy za szklanymi drzwiczkami pralki ujrzałam czerwone kłaki. Kucnęłam szybko i ze zdumieniem wymieniłam się spojrzeniami z uwięzionym. Odkąd ujrzałam Cześka na własne oczy, moja niezastąpiona wątroba aka podświadomość wbijała mi do tego pustego łba to, że będą problemy czy ciekawe akcje, a każda sekunda z nim spędzona, pozwalająca mi na analizę jego zachowania jedynie potwierdzała moje przeczucie. Nie sądziłam jednak, że w odstępie zaledwie kilku dni - a nawet godzin - moje wyrobione na temat chłopaka zdanie stanie się faktem. Ten człowiek wszedł do mojej pralki!
Usłyszałam zsynchronizowany śmiech mojej podświadomości i Michaela.
– Hahaha! – Kątem oka zauważyłam, jak brunet wyciąga telefon. Ja za to dalej patrzyłam się na niego w osłupieniu, choć wewnątrz podświadomość tarzała się ze śmiechu, zalana łzami. – Ches, no nie wierzę! – chłopak zrobił mu kilka zdjęć, ale nie męczył go długo. Otworzył okrągłe drzwiczki pralki, zawias cicho zaskrzypiał.
I oto, proszę państwa, Czeslav Wielki Rudowłosy! Wypełznął z trudem na zimne tereny łazienkowych kafelków jęcząc, stękając i siarczyście sakrując pod nosem. Kiedy mu się to udało, wstał, podpierając się o sprzęt, w którym siedział i zaczął rozmasowywać nogi, masując zapewne bardzo obolałe kolana i uda. Misiek również wstał, a ja dalej kucałam oniemiała. Moja pralka…
– Brat... nie żeby coś, ale co ci strzeliło do tego rudego łba, żeby chować się w pralce, co? – Misiek odezwał się jako jedyny w pierwszej kolejności.
Czech spojrzał na niego i zamrugał kilkakrotnie, jakby przetwarzał w myślach słowa tego drugiego.
– Jeszcze się pytasz? A gdzie miałem się schować, co?!
– Po pierwsze, przed kim ty się chowałeś, co? Od własnego brata uciekasz?
– A skąd niby miałem wiedzieć, że to ty co?! Ja tu się przed nauczycielami chowam, idioto!– odpowiedział lekko podenerwowany.
– Ches, ale pralka?! Wątpię, aby chcieli tu badać każdy centymetr kwadratowy nawet w wypadku jakiegoś sprawdzania, inspekcji czy tam czegoś, ale mogłeś coś sobie zrobić!
Widząc do czego to zmierza wstałam szybkim ruchem i chrząknęłam ostentacyjnie, chcąc zwrócić - o bogowie dlaczego? - ich uwagę.
– Hej, hej, spokojnieee… – zaczęłam śmiało, ale zaraz po tym jak rudowłosy spojrzał na mnie, mój głos ucichł płynnie.
– Debil, prawda? – zwrócił się do mnie – Niemcu jeden niewyżyty jest po dwudziestej drugiej! A ja siedzę w akademiku dziewczyn, wystarczająco dużo problemów, a uwierz mi, że do kibla by na pewno zajrzeli. I ciekawe, co by powiedzieli na mój widok, co? ,,Oooo pan Nesladek, a co pan robi o tej porze w damskim akademiku?'” ,,Korzystam z toalety pani psor”...
,,Zajebiście...”
– Taaa, jasne, nawet ja nie umiałbym tego logicznie wytłumaczyć!
– A pomyślałeś, co by było, jakbyś nie mógł wy...
Kolejna kłótnia kochanych braci po raz kolejny w moim spokojnym mieszkaniu. Westchnęłam cicho i po prostu wyszłam z łazienki.
– Nora, wszystko okey? Chwilka, dosłownie...
– Nie przeszkadzajcie sobie – krzyknęłam z pokoju. I rzuciłam się w miękką pościel, topiąc twarz w poduszkach. Jęknęłam głośno, tłumiąc wszystkie dźwięki. Z resztą nie musiałam, bo kłótnia braci wszystko i tak zagłuszała.
– Curak… pff
– Ja ci tu zaraz dam curaka, panie Czeslavie.
– Taaa? I co mi zrobisz, kochanieńki? Namalujesz mnie jak jakąś francuską modelkę? Haha! Powodzenia!
– Od razu wsadzę Ci pędzla tam, gdzie słońce nie dosięga.
– Twój pędzel jest tak krótki, że nic nie poczuję!
Wsłuchiwałam się w dwa, coraz ciszej mówiące głosy. Każdy mięsień zaczął się rozluźniać, przez ciało przeszło przyjemne ciepło. Mmm, brakowało mi tylko słuchawek, muzyki i tak mogłam spokojnie zasnąć...
– Nora… – z pierwszych faz snu wyrwał mnie głos Miśka. Od razu się zerwałem. – Raz jeszcze strasznie cię przepraszam, też za to, że tyle już tu siedzimy. Zaraz zabiorę tego rudzielca. Lepiej już ogółem, mam nadzieję? – podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
– Taaaaak, lepiej.
Mruknęłam zaspana i przetarłam zmęczone oczy. No proszę, dopiero po zamknięciu zielonych ślepi okazało się jak bardzo zmęczona jestem, choć paradoksalnie nie robiłam noc prócz leżenia w łóżku. No tak.. nic nie robienie też bywa strasznie męczące - człowiekowi wydaje się, że nabierze sił, a w efekcie jego stan się tylko pogarsza. Przynajmniej tak było ze mną.
– No i się cieszę. Jak coś będziesz chciała, wpadaj do nas śmiało – powiedział z uśmiechem i szturchnął Czesława w żebra – No, słucham – skrzyżował ręce – co szanownemu rudzielcowi znowu przeszkadza?
– N-I-C – powiedział z naciskiem każdą literę.
– Właśnie widzę.
Gdyby
– Chodźmy już – westchnął krótko i odwrócił wzrok od Miśka, patrząc tym samym w stronę drzwi.
Spuściłam wzrok i zacisnęłam usta w wąską linię. Przełknęłam ślinę i powstrzymałam smutniejszy wyraz twarzy. Bogowie, co mi się dzieje? Aż tak zaczęło przeszkadzać mi bycie samej? Już? Po zaledwie jednej - celowej - wizycie kogoś w moim pokoju?
– Ech... tak, chodźmy. Dobranoc, Nora.
Chłopacy zaczęli się kierować w stronę drzwi wyjściowych, a ja stałam jak ten kołek i rozglądałam się na boki. Proszę… Nie wychodźcie… Rusz że się…
– Dziękuję. – Czeslav szepnął nagle. Podniosłam szybko wzrok, by pochwycić na chwilę spojrzenie jego błękitnych oczu. – Wiesz za co... dziękuję – uśmiechnął się lekko – Dobranoc!
– Nie ma za co – uśmiechnęłam się życzliwie, cały czas wpatrując się w jego oczęta. Odgarnęłam delikatnie kosmyki jasnych włosów, opadających na oczy.
- To do zobaczenia. – powiedział Michael z uśmiechem. – Jakbyś czegoś potrzebowała, daj znać!
I zostawili mnie samą wśród ciężkiej ciszy tylko i wyłącznie ze swoimi myślami, dlaczego tak bardzo nie miałam odwagi przyznać się, że kogoś potrzebuję.

Ches?

wtorek, 24 października 2017

Od Octavii cd Alistaira

"Hmmm, jakie lubię... Dzikie, namiętne i chętne, znające swoje pragnienia. Nie oczekujące od mężczyzny więcej, niż oboje mogą znieść... Ładne ciałko też jest mile widziane... A mówiąc o spotkaniu, czyżbyś mi je proponowała?"
Czytałam ją kilka razy, zastanawiając się co odpisać. Czysta przyjemność i może jakaś rozrywka by mi się przydała.
Wzięłam się za odpisywanie.
"Tak proponuję Ci spotkanie. Kiedy i gdzie tylko chcesz."
Wysłałam. Odłożyłam telefon próbując zasnąć, lecz niezbyt mi to wychodziło. Wyjęłam zeszyt do pisania piosenek i zaczęłam w nim komponować.
***
Obudził mnie dzwoniący budzik. Wyłączyłam ten wkurzający dźwięk i próbowałam przypomnieć sobie co robiłam wczoraj.
- Zaraz momencik, eh pewnie zasnęłam pisząc. No tak zwykle tak mam. - Powiedziałam do siebie chowając zeszyt do szuflady biurka. Ruszyłam się, spakowałam kostium kąpielowy, kilka książek oraz poszłam się przyszykować. Po jakoś kwadransie stałam przed lustrem patrząc na swoje odbicie. Makijaż, perfumy, paznokcie, biżuteria. Wszystko na miejscu. Spódniczka z falbankami i crop top z łańcuszkiem na brzuchu, koturny. Wszystko na miejscu, wzięłam z szafki telefon oraz kluczyk do pokoju. Sięgnęłam w ostatniej chwili słuchawki i zamknęłam pokój. Włożyłam słuchawki, podłączyłam je do telefonu i włączyłam sobie muzykę. Wychodząc z akademika zastanawiałam się nad tym, co dziś zjeść. Gdy wymyśliłam skierowałam się do pobliskiego sklepu, akurat do rozpoczęcia lekcji mam z dwie godziny jakoś jeszcze. Po co tak wcześnie wstaje, tego to jeszcze nie odkryłam. Weszłam do jakiegoś pierwszego lepszego sklepu i kupiłam sobie jakieś śniadanie, typowe dla mnie jakąś sałatkę, dwa jabłka, kilka mandarynek, jakiś sok oraz wodę. Chyba wszystko, podeszłam do kasy i zapłaciłam nucąc sobie jedną z piosenek.
Schowałam wszystko do torby i wracałam powoli z powrotem do szkoły. Niezbyt interesowały mnie inne osoby, byłam w swoim świecie. Wyjęłam, dopiero gdy zaczepiła mnie pani kapitan.
- Co tam z dzisiejszym treningiem? - spytałam się jej
- Dziś trening jest odwołany połowa zespołu jest chora. Jak reszta wróci to zaczniemy trenować. - powiedziałam i niemal od razu poszła w jakimś kierunku chyba w stronę samorządu. Jakoś niezbyt mnie interesowało co inni robią i gdzie idą. Wiem tyle ile muszę, wracając czas w końcu wejść do klasy. Włączyłam muzykę i schowałam do torby, weszłam do sali. Spojrzałam czy moja ławka jest wolna (przy oknie idealny widok z tyłu). Jest wolna więc podeszłam i usiadłam wyjmując książki i czekałam na rozpoczęcie lekcji. Przede mną usiadł Alistair, zapomniałam, że mamy lekcje razem.
***
Lekcje mijały, to oddanie prac domowych, to oddanie sprawdzianów itp. Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, w mojej torbie była połowa kupionego jedzenia. Wyszłam z sali i poszłam na hale gimnastyczna. Gdy wszyscy się zebrali nauczyciel stwierdził, że czas na basen.
Chłopcy i dziewczęta poszły do oddzielnych przebieralni. Dziewczyny rozmawiały o jakiś płotkach, chłopakach, co zrobią po lekcjach. Typowe. Wyjęłam kostium kąpielowy i się zaczęłam przebierać. Zamknęłam szafkę, związałam włosy w kucyk i poszłam pod prysznic, aby choć trochę przywyknąć do wody. Razem z Nina oraz Lea poszłam do reszty. W tym samym momencie pojawił się Alistair, trochę się gapiłam na jego klatce piersiowa. Gdy Lea mnie lekko szturchnęła wróciłam automatycznie.
Czyli mamy dobrać się w grupy i się ścigać, a potem zagrać w piłkę. Byli dwoje kapitanów Alistair jeden i Monika drugi. Po kolei wybierali choć widać, że dziewczyny nie mogły się doczekać aż Ali ich wybierze. On brał prawie samych chłopaków, wybrał Ninę oraz Lea. Zostałam ja i jakaś inna dziewczyna (nazwali ja przylepa). Ali na szczęście wybrał mnie, może Lea go przekonała albo jakiś chłopak.
Każdy z nas miał przepłynąć po 2 baseny, lecz jeśli komuś się nie uda przypada to na kolejną osobę. Jeśli wszystkie osoby przepłyną to wygrywają. On był na początku, ja na końcu. Pierwsze cztery osoby przepłynęły swoje dwa baseny, lecz potem wszystko zaczęło się sypać. Musiałam się skupić, choć za mną ktoś stał, nie wykonywałam jakiś niepotrzebnych ruchów.
- O za tobą pacz kto stoi. - powiedziała Lea.
- Lea skup się, zaraz twoja kolej. Masz 7 basenów do przepłynięcia. Pamiętaj możesz jeden przepłynąć resztę zrobię za ciebie. - uśmiechnęłam się do niej promienie. Akurat woda to mój żywioł więc lubię pływać. Właśnie Nina wyszła i Lea popłynęła. Obok była przylepa, oni mieli o wiele więcej do przepłynięcia. Weszłam na murek i zaczekam na Lea. Szło jej dobrze, ale no po pierwszym basenie pomogli jej wyjść. Słyszałam doping i wyskoczyłam do wody. Nawet nie wiem jakim cudem, ale przepłynęłam połowę. Gdy płyniesz czas staje w miejscu, a ty płyniesz. Woda ci w tym pomaga jak nie walczysz. Na końcu wynurzyłam się i miałam wychodzić, przylepa się wtrąciła. Chciała jakieś zawody, zrewanżować się albo dogrywkę. Spojrzałam na nią i Lea razem z Alistairem pomogli mi wyjść.
Czułam na swoim ciele kilka par oczu, gdy się odwróciłam kilku chłopaków się odwróciło, ale napotkałam wzrok Ali na sobie. Zastanawiało mnie to jak na mnie patrzył.
***
Poszłam się przebrać, gdy wychodziłam z basenu kierując się do akademika, choć mam mieszkanie, to czasem lepiej jest być bliżej szkoły. Wyjęłam telefon i do napisałam kolejna wiadomość do tego chłopaka.
"Czy jest jakaś dziewczyna, która Ci się podoba?"
Wysłane. Ciekawe czy chodzi do naszej szkoły. Choć mam nadzieję, że to Alistair. Czemu, akurat on?
Schowałam telefon i już miałam iść, lecz zagrodziła mi drogę przylepa. Ponownie ona. Już chciałam się na nią rzucić.
- Octavia! - Ktoś krzyknął moje imię. Odwróciłam się, stal tam Alistair. Nieźle wyczucie, akurat chciałam jej przywalić.
Podeszłam do niego, uniknęłam jej łapy i poszłam za nim.
- Nieźle masz wyczucie. - powiedziałam.

<Alistaira?

Od Alistaira CD Octavii

...Naprawdę, ciekawie się tu ostatnio dzieje.
Podsumujmy.
Zostałem zmuszony do imprezy.
Śliniły się do mnie baby.
Zostałem nazwany 'Ali'... A chyba nie ma czegoś, czego bardziej nienawidzę. Ugh, tfu.
W międzyczasie nie było aż tak źle. Ta Octavia była nawet interesująca, i zdecydowanie odważna. Pocałowała mnie w policzek na odchodne. Właściwie wcale się nie znamy, a mimo wszystko to zrobiła.
No cóż...

Wieczorem, gdy byłem już w domu, sprawdziłem wiadomości. Było ich sporo, ale większość mnie nie interesowała. Na kilka odpisałem... A na końcu znalazłem wiadomość od mojego tajemniczego rozmówcy.
"Może kotku, jeśli mnie spotkasz to sam sprawdzisz. Poza tym jakie dziewczyny lubisz?"
Okey, teraz już byłem całkowicie pewny, że to dziewczyna. Inaczej być nie mogło.
Myślałem kilka chwil nad odpowiedzią na to pytanie. Wreszcie zacząłem pisać.

"Hmmm, jakie lubię... Dzikie, namiętne i chętne, znające swoje pragnienia. Nie oczekujące od mężczyzny więcej, niż oboje mogą znieść... Ładne ciałko też jest mile widziane... A mówiąc o spotkaniu, czyżbyś mi je proponowała?"

Wysłałem.
Nie mogłem potem spać. Rozmyślałem.
Czyżby trafiła mi się szansa na trochę, hmmm, rozrywki na kolejne noce?
Uśmiechnąłem się na tą myśl. Mogło być naprawdę ciekawie...
Jeśli to naprawdę dziewuszka, gotowa się spotkać, a nie ktoś, kto robi sobie żarty.

< Octavia? Chłopak zaczyna się interesować twoją osobą~ >

poniedziałek, 23 października 2017

Od Cynthii CD Dominique

Otworzyłam oczy.
Chwila, chwila, czemu jest tak jasno....?
Spojrzałam na zegarek, stojący na szafeczce przy łóżku. Przez kilka chwil starałam się zmusić swój mózg do odczytania godziny na cyferblacie...
A gdy mi się wreszcie udało, zerwałam się, wręcz przerażona. Zaspałam!
Dziko przebierając nogami starałam się pobiec do łazienki, lecz zaplątałam się w kołdrę na wpół leżącą na podłodze i przeżyłam bliskie spotkanie z podłogą. Ugh, aua.
Nie próbując nawet wstawać przeczołgałam się do szafki i wyłowiłam z niej pierwsze z brzegu ciuchy, i na wszystkich czterech wreszcie dotarłam do łazienki. Chyba jeszcze nigdy nie ubierałam się tak szybko, nie miałam nawet czasu żeby umyć zębów ani zrobić cokolwiek z włosami, mogłam je jedynie rozczesać.
Znów wpadłam do pokoju, zgarnęłam torbę i dorwałam buty. Przy zakładaniu jednego z nich znów zaliczyłam glebę... Tym razem ucierpiało moje siedzenie. Uh, to będzie zły dzień.

Wybiegłam z pokoju, zatrzaskując drzwi. Nie zamknęłam ich na klucz, telefon i portfel miałam przy sobie, więc nie było czego ukraść...
Chyba że jakiś zboczeniec połasi się na moją bieliznę, której wciąż nie schowałam do szafki.....
- Nie myśl, tylko biegnij - syknęłam sama do siebie, przyspieszając.
Wybiegłam na zewnątrz, oddychając szybko. Zerknęłam jeszcze na telefon, by sprawdzić, jak źle jest z czasem, i....
Stanęłam jak wryta.
Przeczytałam datę jeszcze jakieś dziesięć razy....
Sobota.
S-O-B-O-T-A. Musiałam to sobie przeliterować, żeby wreszcie ogarnąć, że budzik nie zadzwonił, by była sobota.
Miałam ochotę uderzyć w coś głową, ale to by było już zbyt dziwne.
Wzięłam kilka głębokich wdechów. Wiedziałam już nawet, czemu zapomniałam o weekendzie. Wszystko przez głupi sen, że przygotowuję się do zajęć... Eh. To naprawdę zły dzień.

Stałam tak na środku ulicy, myśląc, co mogłabym zrobić. Właściwie mogłam jedynie iść do kawiarni, czy gdzieś, i coś zjeść.
Westchnęłam. Czułam się masakrycznie głupio.
Odwróciłam się na pięcie, by ruszyć na 'polowanie'. Znów się jednak zatrzymałam, bo kilka metrów dalej, na murku, zauważyłam kota. Nie mogłam się powstrzymać przed podejściem i pogłaskaniem go... Może i będę miała podrapaną rękę, ale to kot. Bycie kotem usprawiedliwia wszystko.
Powoli podeszłam do zwierzaka, kici-kiciając go. Kot patrzył na mnie, leniwie mrużąc śliczne oczka.
Powoli wyciągnęłam dłoń, by pogłaskać go po mięciutko wyglądającym futerku. Chyba nie miał nic przeciwko, więc kontynuowałam, przysiadając obok.
Po kilku chwilach, rozanielona mruczącą kulką futra, usłyszałam szybkie kroki, zbliżające się...

< Właścicielu kota? ^^ >

Od Kazumy cd Miyako

Nauczyciel nam pomógł i to bardzo rzec można! W końcu udało nam się wytworzyć suchy lód! Błąd był na prawdę banalny a my szukaliśmy jakiś komplikacji. Nauczyciel zaliczył nam projekt dzięki czemu mieliśmy z tym spokój i nie trzeba będzie się później martwić. Posiedzieliśmy jeszcze trochę w klasie dyskutując z nauczycielem, później udaliśmy się do kawiarni na małe co nieco. Zamówiliśmy po małym deserze i po herbacie, długo w sumie rozmawialiśmy, o wszystkim i o niczym w prawdzie. Mimo wszystko byłem stąd daleko, niby rozmawiałem i w ogóle ale duchem byłem daleko, bardzo daleko. Sam nie wiem gdzie, ale nie mogłem skupić się na tym co dzieje się teraz, po prostu odlatywałem.
Po skończeniu zawiłej rozmowy i zjedzeniu deserów ruszyliśmy spacerem w stronę parku, przez który mogliśmy dojść do akademii. Wszystko wydawało się dziać jakby w zwolnionym tępię, starałem się zapamiętywać o czym rozmawiamy ale momentalnie wszystko ulatywało mi z głowy, nadal jednak rozmawiałem normalnie z Miyako. Usprawiedliwiałem to wszystko najzwyklejszym zmęczeniem, dlatego po powrocie do szkoły, przeprosiłem dziewczynę i udałem się do siebie. Położyłem się i momentalnie zasnąłem...
Obudziłem się następnego dnia, spojrzawszy na zegarek zorientowałem się, że jest dopiero czwarta nad ranem. Nie chciało mi się niestety spać, dlatego pozwoliłem sobie na wydłużenie porannych czynności. Poszedłem się wykąpać, w wodzie przesiedziałem półtora godziny, nieistotne było, że woda mi już wystygła. Po wyjściu ubrałem się na spokojnie, założyłem czarne jeansy, dużą szarą bluzę i dołożyłem swoje standardowe dodatki. Chwile po wpół do siódmej udałem się na śniadanie a potem do klasy. Pierwszy mieliśmy język angielski. Wyjąłem książkę, którą ostatnio wypożyczyłem w szkolnej bibliotece, był to kryminał Dean'a Koontz'a pt. "Co wie noc" Pozostało mi czekać na Miyako.

Miyako?

Od Michaela CD Astrid

Wciąż nieco zaniepokojony, wróciłem do pokoju - akurat na minutę przed wybiciem dwudziestej pierwszej. Na dźwięk otwieranych drzwi, rozwalony wygodnie na łóżku Ches uniósł wzrok znad ekranu komórki. Muszę mu chyba zacząć zabierać ten telefon, pewnie nawet nie pamięta o jutrzejszym sprawdzianie z angielskiego.
- Hej - przywitałem się, rzucając plecak na krzesło. - Byliście z Immi grzeczni? Nie szaleliście ani nic?
- Na swoje szczęście, kocica trzymała się z dala ode mnie - wyburczał.
- No tak, nie dziwię się po waszych ostatnich szaleństwach w łóżku - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Sakraaa - mruknął w odpowiedzi, chowając twarz w poduszkę. - Mogłeś ją zdjąć!
-Ale wyglądaliście razem przeuroczo! - pomachałem mu przed twarzą zdjęciem, na którym to rudzielec smacznie sobie spał, a Immi leżała tuż obok niego, zwinięta w kłębek. Chociaż kiedy przyjaciel się obudził, sporo wcześniej, nim myślałem, narobił naprawdę niezłego rabanu.
- Ten kot mnie wykończy...
- Dobra, dobra, i tak wiem, że nas kochasz - stwierdziłem, wzruszając ramionami. - A tak przy okazji, drogi bracie, uczyłeś się może czy cały wieczór tak wisisz na telefonie?
- Piłem też colę.
- Równie dobrze możesz mi powiedzieć, że oddychałeś. A mnie interesuje, czy powtarzałeś coś przed jutrzejszym sprawdzianem.
- A to my coś jutro piszemy?
- Zabierzcie mi siłę, bo cierpliwości już poszło dość - jęknąłem, opadając na krzesło, które zatrzeszczało złowieszczo. - Cześku mój ty drogi i kochany, test z angielskiego! Nie masz tego zapisanego?
- Hmmm - mruknął, po czym wstał i poczłapał do biurka, szukając najwyraźniej zeszytu. No tak, jeszcze mi powiedzcie, że dziś tam nie zaglądał! - A ty wiesz, że na marginesie coś mam tak jakby zapisane?
- Chwała za to, że w ogóle masz ten zeszyt - westchnąłem, po czym zacząłem drapać Immi za uszami. Kotka wskoczyła na moje łóżko i zaraz wygodnie ulokowała się na moich kolanach, mrucząc z zadowoleniem pod wpływem pieszczot. - A teraz do nauki, bo zabiorę telefon?
- Powiedział Misiek, który włóczył się cały wieczór za pannami!
- Kij ci w ucho i twojej coli też - mruknąłem, sięgając po notatki. Zaraz jednak przypomniałem sobie, że obiecałem przynieść jutro Astrid materiał, który mogli przerabiać. W mojej starej szkole mieliśmy niemal identyczny materiał, więc miałem szczerą nadzieję, że da radę wyłuskać odpowiedni temat. Mam też numer do Anthony'ego, więc, w razie czego, po prostu do niego zadzwonię i zapytam. A, no i wypadałoby kupić jakieś proszki dla Astrid, bo pewnie nic nie ma. I może wezmę ze sobą coś do jedzenia, bo jeśli naprawdę się rozłożyła, to raczej nie będzie mieć sił na spacer do stołówki. Wpadnę do niej jeszcze szybko przed lekcjami i zaniosę coś na śniadanie, a potem, jak skończą się lekcje, zajrzę na dłużej. W jakiś dziwny sposób przypominała mi Mariś, choć obie dziewczyny były jak ogień i woda z tego, co zdążyłem zaobserwować.
Delikatnie zdjąłem kotkę z kolan i wstałem, ignorując pełne niezadowolenia miauczenia. O właśnie, może gdybym zaniósł ją do Astrid, w jakiś sposób poprawiłoby jej to samopoczucie? Koty to przecież najlepsi towarzysze na świecie. Z drugiej strony...znajomość z Chesem uświadomiła mi, że naprawdę nie wszyscy pałają miłością do wspaniałych ósmych cudów świata. No i mogła mieć alergię. Ale zapytać trzeba będzie.
- Eureka! - krzyknąłem z zadowoleniem, wyciągając z pudła stojącego na szafie swoje stare zeszyty, które przywiozłem ze sobą na wszelki wypadek.
- Znalazłeś ściągi? Albo bony na colę? - zaskoczony moją nagła reakcją brat uniósł wzrok spod zeszytu, choć przeczuwałem, że nadal większość czasu poświęca na telefon.
- Niestety, ale muszę cię rozczarować - pomachałem swoim znaleziskiem i wpakowałem je zaraz do plecaka, by nie zapomnieć. - Dobra, ja lecę prędko pod prysznic i potem jeszcze się trochę pouczymy, co?
- Sakra, wystarczyłoby pięć minut przed sprawdzianem... - mruknął, a ja w odpowiedzi tylko przewróciłem oczami.
- Bo zabiorę colę - ostrzegłem.
***
Rano wstałem wyjątkowo wyspany i zadowolony - aż dziwne jak na środek tygodnia. Względnie szybko ogarnąłem się i zdjąłem przy okazji Immi z łóżka Chesa, by nie zaliczać kolejnego "cichego dnia" między przyjacielem, a kotką, które były jeszcze gorsze od ich ustawicznych utarczek, po czym dołożyłem wiele starań, by obudzić przyjaciela. Pojękując i narzekając na potęgę, wstał.
- Co, gdzie, jak, kiedy... - mamrotał nieprzytomnie, szukając czegoś na oślep.
- Immi śpi u mnie - powiedziałem mu.
- Pff, i bardzo dobrze - wymruczał.
- No już, już, zazdrośniku - szturchnąłem go. - Budzimy się i idziemy. Jedzenie. Stołówka. Śniadanie.
O dziwo, podniósł się zaskakująco szybko i obaj zeszliśmy na dół. Kiedy wróciliśmy do pokoju, zabrałem jeszcze swój plecak z pudełkiem, gdzie było coś do jedzenia dla Astrid i leki, które wygrzebałem z apteczki. Po lekcjach pójdę i kupię coś lepszego.
- Możesz już iść pod matematyczną, zaraz będę - obiecałem, rozstając się z nim przy wyjściu. Brat skinął głową i skręcił w lewo, ja natomiast skierowałem swoje kroki w stronę damskiego skrzydła akademika, usiłując jak najdokładniej otworzyć wczorajszą trasę. No, ciekawe, czy ją zastanę. Może jednak poczuła się lepiej i poszła już jeść? Albo wciąż śpi? Zapukałem lekko.
- Astrid? - mruknąłem, gdy drzwi powoli zaczęły się otwierać. - Jak tak?

< Astrid? >

Od Michaela CD Idy

W życiu każdego człowieka przychodzi taki szczególny moment, kiedy musi dokonać bardzo ważnego wyboru - albo iść pod dyktandem rozumu i zrobić coś potrzebnego, rozsądnego, acz i to, na co kompletnie ochoty nie mamy, czy też pójść za głosem serca i, kolokwialnie rzecz ujmując, olać wszystko, co ma jakikolwiek związać z obowiązkami. Ja również stanąć musiałem w końcu przed podobnym dylematem. Pewnego pięknego, piątkowego ranka, gdy ptaszki ćwierkały za oknem, a brat chrapał jak ruski czołg jadący po polnej, kamienistej drodze za moim domem, usianej dziurami rodem ze szwajcarskiego sera, zajrzałem do szafy. Całkowicie nieprzygotowany na pobojowisko, jakie tam zastanę, cofnąłem się o cały krok. Tak, tu trzeba wreszcie posprzątać... Ale wcześniej, jak doskonale wiedziałem, patrząc na kilka znoszonych koszulek, muszę zrobić coś jeszcze.
Pójść na zakupy. I kupić ubrania.
W rodzinnych Niemczech wyciągnięcie mnie do centrum handlowego stanowiło naprawdę ogromne wyzwanie - dokonywała tego zazwyczaj Mariś, która prosiła mnie zazwyczaj o dojazd, gdy chciała tam wpaść i trochę pobuszować po sklepach. Niemniej, czas tam zawsze mi się niesamowicie dłużył, a tym bardziej teraz, kiedy musiałem wybrać tam się sam. W pobliżu nie było raczej żadnych mniejszych, tanich sklepów, gdzie mógłbym szybko uzupełnić braki w odzieży. Przez dłuższą chwilę rozważałem też, czy nie obudzić brata - we dwóch przecież zawsze raźniej! Zrezygnowałem jednak z tego pomysłu, patrząc, jak rudzielec pochrapuje cicho, przytulony do swojej poduszki, podczas gdy obok niego ulokowała się Immi, z zadowoleniem pomrukująca na miękkiej poduszce. Miałem przykre przeczucie, że kiedy Ches się obudzi, zrobi raban na pół akademika. Z drugiej strony, niech sobie śpią póki co, szczególnie ten colomaniak, bo, znając jego, znów przesiedział mnóstwo czasu w telefonie, a w tygodniu wstawał skoro świat zazwyczaj na trening. Najwyżej wyciągnę go gdzieś wieczorem, chociażby do budki z kebabami, bo mi ostatnio ciągle marudził i marudził. Tak, to jest dobry pomysł, tym bardziej, że sam od dłuższego czasu miałam ochotę na jakąś odmianę od stołówkowego żarcia, a przez nawał nauki, nie mogłem zbytnio sobie pozwolić na dalekie wypady, by coś zjeść. Tym bardziej, że szkolne jedzenie było naprawdę w porządku.
Wyjąłem na szybko jakieś ubrania z szafy - wymiętolony podkoszulek, cieplejszą bluzę i jakieś spodnie - po czym raz dwa je włożyłem na siebie. Ogarnąłem jeszcze parę spraw, po czym możliwie cicho zamknąłem za sobą drzwi, schodząc do stołówki na śniadanie. Z racji dość wczesnej pory, kręciło się po niej zaledwie paru uczniów, z czego większość była wyraźnie rozespana, wręcz podirytowana. Odebrałem również swoją porcję - kanapki i herbatę - po czym dosiadłem się do stolika zajmowanego przez Niki.
- Dzień dobry! - przywitałem się, kładąc swoją tackę obok śniadania dziewczyny. - Wyspana? Co o tak wczesnej porze tu już?
- O to samo mogłabym zapytać? - zauważyła z uśmiechem swoim cichym, spokojnym głosem. - Mam niedługo trening w klubie, więc...
- Aaa - pokiwałem głową. - Jeździecki, tak?
- Ano. Można się przyzwyczaić.
- Powiedz to Cześkowi, wiesz, jak jego jest czasami trudno ściągnąć z łóżka? - przewróciłem oczami, zabierając się za jedzenie.
- Cóż, jak nie mogę spać i czasem przeglądam internet, to widzę, że aktywny o późnych porach... a tak przy okazji, czemu ty już tu o tej porze? W piątki raczej cię tu nie widuję,zaczynacie później, no nie?
- Cóż, ja mam przykrą sprawę do załatwienia na mieście - westchnąłem. - Zakupy. A chcę teraz ogarnąć prędko parę rzeczy, żeby zaraz po lekcjach móc pójść do tego centrum.
- Hm, rozumiem, no to powodzenia! - równocześnie, wstała od swojego stołu z już pustym talerzem. - Na mnie już czas, do zobaczenia.
- Jasne. Powodzenia na treningu, papa!
Niki zniknęła, a ja parę minut później również wstałem i odniosłem we wskazane miejsce tackę z naczyniami. Wszedłem też szybko do pokoju, by wziąć się za to, co trzeba. Na pół godziny przed zajęciami obudziłem też z pewnym wysiłkiem brata, który, narzekając i mamrocząc, zlazł w końcu z łóżka.
***
Zaraz po zajęciach, rozbudzony już, raźno maszerowałem przez miasto, aż nie natrafiłem na cel swojej wędrówki. Mina mi nieco zrzedła - sam spacer był raczej przyjemny, tym bardziej, że wzbogacony o wstępny szkic fontanny w bawiącymi się obok dziećmi, który miałem potem nadzieję zrobić porządnie. Dlatego możliwe szybko obszedłem dwa czy trzy sklepy, wychodząc zeń wypompowany bardziej, niż po kilku godzinach lekcyjnych. Nogi poniosły mnie od razu pod jakąś budkę z jedzeniem pomiędzy istną plątaniną sklepów z ubraniami. Zamówiłem średnią pizzę i colę - przez przyjaciela ostatnio piłem jej zdecydowanie za dużo - a po kilku minutach wsuwałem już wesoło porcję.
Mój beztroski obiad przerwał jednak dziewczęcy, nieznajomy głos.
- Mogę? - zapytała, choć brzmiało to bardziej jak stwierdzenie oczywistości. Zajęła też od razu miejsce, kładąc obok kolorową sałatkę.
- Jasne - wymamrotałem mimo wszystko, odkładając nienapoczęty, trzeci kawałek pizzy. - Tylko, hm... znamy się może?
Wyglądała młodo, dawałem jej jakieś 16-17 lat. Była też dość wysoka, szczególnie jak na dziewczynę - prawie mojego wzrostu, jak zdążyłem też zarejestrować. Złotobrązowe włosy miała rozpuszczone, luźno ułożone na ramionach, pod ubraniami też, jak byłem pewien, kryło się wysportowane ciało. Kojarzyła się mi trochę z chłopczycą. Cóż, nie zdziwiłbym się, gdyby nią rzeczywiście była.
- Nie - zaprzeczyła.
- Rozumiem - uśmiechnąłem się. - A skąd jesteś, tak w ogóle? Przejezdna? Czy chodzisz może do Akademii Green Heels?

< Ida? Wybacz, że dopiero odpisuję >

czwartek, 19 października 2017

Od Akane CD Anthony'ego

Poczułam jak ktoś wchodzi do mojego pokoju i bierze na ręce. Chciałam się obudzić, ale nie potrafiłam. Głos jaki słyszałam nie należał do osób, które znałam. Na pewno było coś na rzeczy, że mnie "wzięli" ze sobą. Niby spałam, ale jakoś potrafiłam usłyszeć głos. Nie wiedziałam czy mi się to śni czy jest to rzeczywistość. Jeden z mężczyzn wziął mnie ponownie na ręce i ułożył na krześle, chyba. Poczułam tylko jak czymś mnie oplotują i to bardzo mocno. Przez jakiś czas byłam sama, prawie sama. Ktoś był ze mną, wyczuwałam czyiś zapach. Na pewno nie należał do tamtych osób. Powoli zaczęłam się wybudzać, a to co widziałam gdy powoli otwierałam oczy mnie zszokowało. Zobaczyłam Anthony'ego oraz innych ludzi. Bałam się nie o siebie a o niego. Wreszcie to była moja wina, że zaczęłam mu mieszać. Po słowach jakich usłyszałam od chłopaka miałam nadzieję, że to się nie dzieje naprawdę. Gdy powiedział mi, że sobie wszystko przypomniał, ucieszyłam się i to bardzo. Anthony wyszedł a ja zostałam z osobą, która miałam zabić. Był nieprzytomny, a dla dobra mojego czy A-chana ja miałam go zabić! Sama nie wiedziałam co mam zrobić. Chłopak zaczął się powoli budzić, a ja podeszłam do niego.
- Wszystko w porządku? - przyklęknęłam przed nim.
- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? - spojrzałam się na niego.
- Wiesz mamy mały a zarazem duży problem... - powiedziałam, a gdy on spojrzał się na mnie pytająco, wytłumaczyłam mu wszystko i jak.  - Pomożesz mi i A-chanowi? - zapytałam na sam koniec, modląc się, że się zgodzi.
- Dobrze, jednak jak ja mam pomóc? - uśmiechnęłam się do niego.
- Przestrzele swoje ramię, a krew użyjemy do tego aby obrudzić twoje ubrania. Ty będziesz udawać, że ciebie zabiłam. Z tego co wiem to jest dwóch ochroniarzy, więc powinieneś dać z nimi radę. Położę pistolet tuż obok ciebie, żebyś miał się czym obronić w razie czego - on spojrzał na mnie i się zgodził. Zdjęłam swoją bluzkę. Na szczęście miałam ubraną wiśniowa. Przestrzeliłam ramię co mnie zabolało i to bardzo, ale musiałam dać radę. Zrobiliśmy wszystko tak jak w naszym planie. Miałam szczęście, że ten mężczyzna chciał współpracować ze mną. Dwaj mężczyźni weszli do środka. Byli bardzo zaskoczeni, podobnie jak i sam Anthony, który wszedł wraz  z nimi.
- Idźcie, my się zajmiemy nim - powiedzieli oboje, ja podeszłam szybko do A-chana.
- Chodźmy stąd jak najszybciej... - powiedziałam chwytając go za rękę i szybko idąc jak najszybciej.
- Akane co się tam stało? - zapytał, gdy usłyszał strzał z pistoletu.
- Wiesz, ja zrobiłam to na swój własny sposób. Przy okazji, lepiej będzie jak stąd odejdziemy, gdyż twój szef może być niezadowolony ze mnie no i z ciebie - uśmiechnęłam się. Rana po postrzale bolała, ale ja nie mogłam się teraz tym przejmować. Były ważniejsze sprawy niż własne zdrowie.
- A- chan wiesz, że pochodzę z rodziny, która ma ogromne możliwości, dlatego teraz zależy tylko od ciebie czy mogę to wykorzystać... - miałam nadzieję, że chłopak mnie rozumiał. Na jakiś czas schroniliśmy się w bezpiecznym miejscu. Wszystko przed moimi oczami się zaczęło powoli rozmazywać.
- Ej, dziewczyno! - usłyszałam głos, który znałam.
- A-chan on nic nam nie zrobi - upewniłam Anthony'ego, gdy ten staną w mojej obronie.
- Dziękuję ci za pomoc, co z twoją... - przerwałam mu.
- To ja powinnam dziękować - uśmiechnęłam się do niego. - A-chan i jaka jest twoja decyzja? - zapytałam się ponownie.

<Anthony?>

wtorek, 17 października 2017

Od Miyako CD Michaela

Każdy z deserów wyglądał przepysznie. Chłopaków mi się podobały, chociaż ja zamawiałam zawsze to samo. Czyli makaroniki z przeróżnymi nadzieniami pomiędzy. To był mój najlepszy deser, który jadłam w tutejszych kawiarenkach. Poza tym to ta kawiarenka była jak dla mnie jedną z najlepszych. Nie tylko tyle, że byli blisko ale też i ze względu na atmosferę panującą tutaj. Przyjaciel czy jak też Michael nazwał Czeslava swoim bratem nie wyglądał na szczęśliwego.
- A ty co sobie wzięłaś? - zapytał się Michael, który przyjrzał się bliżej mojemu deseru.
- Makaroniki - uśmiechnęłam się. - Poczęstujcie się, proszę - przesunęłam talerzyk bliżej chłopakom. - Ja za chwilę wrócę jak coś - wstałam na równe nogi.
Wreszcie przyjaciel Michael'a nie mógł tak sobie smutny siedzieć. Podeszłam do kelnerki, która nas wcześniej obsłużyła. Miała na imię Lia.
- Lia, mam do ciebie mała prośbę! - spojrzałam się na nią proszącym wzrokiem.
- Mów co jest. Wiesz, że zawsze ci pomożemy po tym co dla nas zrobiłaś - uśmiechnęła się wesoło. Poprosiłam ją, aby skombinowała skądś napój, który tak bardzo lubi przyjaciel chłopaka. Wzięłam przy okazji więcej słodkości dla nas. Miałam szczęście, że w tej kawiarence można wziąć taki mix wszystkich słodkości.
- Proszę chłopaki. Częstujcie się - położyłam ogromną tace ze słodkościami - Dla każdego starczy, a w razie czego można zawsze jeszcze domówić - obaj chłopcy spojrzeliśmy się na mnie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Mi-chan proszę! To specjalne zamówienie dla was - tak jak mogłam się spodziewać po niej. Ona potrafiła zrobić wszystko i to dokładnie.
- Dziękuję ci Lia! - kelnerka pozostawiła szklanki w której zimna ciecz puszczała bąbelki, które unosiły się ku górze.
- Proszę dla każdego po jednym. Mam nadzieję, że będzie dobre - uśmiechnęłam się wesoło.

<Michael?>

Od Anthony'ego cd Akane

Kiedy się obudziłem w pokoju nie było nikogo oprócz mnie, z niewiadomych przyczyn, trochę mnie to zasmuciło. Wstałem i zacząłem szykować się do szkoły, w pewnym momencie zorientowałem się, że dziewczyna zrobiła mi śniadanie, mimowolnie się uśmiechnąłem. Przeszła mnie dziwna fala uczucia, że to się wydarzyło, takie deja-wu. Nie tyle to, ale jakby to się działo często, kiedyś wielokrotnie. Przeszło mnie dziwne uczucie, zignorowałem je, spakowałem się i wyszedłem do szkoły. Na pierwszej lekcji, na francuskim, Akane się spóźniła, nie wyglądała najlepiej i zauważył to nawet nauczyciel. Lekcja mi się okropnie dłużyła, kiedy zadzwonił dzwonek dziękowałem za to w duchu. Chciałem pogadać z dziewczyną, miałem dziwne przeczucie, że coś jej grozi. Wychodząc, chciałem ją zawołać, ale zatrzymała mnie jakaś laska, kleiła się, przez co mnie po prostu wk*rwiła.
- Anthony, może przyjdziesz do mnie dziś wieczorem? - zaskomlała, co chwila zerkała na koleżanki jakby chcąc im coś udowodnić.
- Słuchaj lalka. - złapałem ją jedną ręką za talię a drugą podniosłem podbródek. - Jeżeli jesteś niewyżyta, to poszukaj sobie jakiegoś idiotę, najlepiej ślepego i głuchego. - warknąłem i odszedłem.
Stała tam nie wiedząc co zrobić, nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Szukałem Akane, po przeszukaniu całej szkoły udałem się do akademika. Po prostu wiedziałem, że coś jest nie tak. Poszedłem do jej pokoju, był otwarty na szerz i co gorsza pusty. Szybkim krokiem udałem się przed szkołę, szukałem znajomego samochodu. Był. Kruczoczarny mercedes AMG GT, rozpoznałbym go nawet nocą w centrum ruchliwego Las Vegas bądź Tokio. Bez zastanowienia wróciłem do swojego pokoju, wziąłem kilka rzeczy i z powrotem wyszedłem na parking. Powolnym krokiem dotarłem do czarnego samochodu, kierowca uchylił przyciemniane okno i mruknął tylko ciche: wchodź. Wsiadłem i ruszyliśmy, całą drogę milczałem, dwie pozostałe osoby w samochodzie również. Zatrzymaliśmy się pod dużym domem jednorodzinnym na obrzeżach miasta. Facet siedzący na miejscu pasażera podał mi dużą czarną bluzę, założyłem ją bez słowa po czym wysiedliśmy z auta. Założyłem kaptur i ruszyłem z facetami w stronę domu, jeden z nich otworzył drzwi tak po prostu i tam weszliśmy. Wiedziałem czego chcą, wiedziałem, że mam tylko jedno wyjście aby uratować Akane. Weszliśmy do piwnicy, ciemna i pusta, stało tam parę krzeseł i stół. Na jednym krześle siedziała nieprzytomna dziewczyna, a raczej przywiązana do niego. Na drugim również ktoś związany, osoba miała założony worek na głowę.
- Tik tak. - mruknął wcześniejszy kierowca.
Po kilku minutach Akane zaczęła się przebudzać, była wyraźnie wystraszona. W końcu całkiem się rozbudziła i przerażona rozglądała się po pomieszczeniu. Zaczęła płakać. Podszedłem do niej i przyłożyłem dłoń do jej policzka, drżała i była zimna.
- Nie bój się. - wyszeptałem. - Obiecuję, to się niedługo skończy. Jeszcze tylko trochę z tym wytrzymaj. - pocałowałem ją w czoło i wróciłem do facetów.
- Dobrze wiesz co masz zrobić. - mruknął spokojnie jeden z nich.
- Jeżeli to zrobię, dacie nam spokój. - warknąłem.
- Oczywiście. Będziesz miał spokój, Drak będzie wiedział, że młoda nas nie wyda. To mu wystarczy, musi być po naszej stronie. - wytłumaczył nadal spokojnie.
Kierowca na razie milczał, nie przejąłem się tym, wyszli z piwnicy kiedy kiwnąłem głową. Podszedłem do dziewczyny i ją rozwiązałem. Wstała niepewnie, przytuliłem ją przez co się lekko skuliła, bała się. Nie wiedziała czego może się spodziewać i co ją tu czeka. Sprytnie to wykombinowali. Podczas kiedy my siedzieliśmy na lekcji, rozpylili gaz nasenny w jej pokoju a potem bez problemu przewieźli tutaj.
- Akane. - wyszeptałem. - Oni dadzą nam spokój... - przerwałem bardziej się w nią wtulając.
- Ale? - zapytała drżącym głosem.
Zerknąłem na osobę związaną. Zorientowała się.
- A-anthony?
- Dadzą nam spokój, muszą mieć pewność, że jesteś z nami. Nie skrzywdzą cię wtedy. Nikt nie będzie mógł cię choćby dotknąć. Będą cię chronić i pilnować. Ale... - odetchnąłem głęboko. - Tam siedzi nieprzytomny i największy wróg Drakona. Nie jest szczególnie dla nas niebezpieczny, ale jednak.
- W-was?
- Zaufaj mi, proszę cię.
- Czego oni chcą? - zapytała.
Wyjąłem z kieszeni pistolet i włożyłem w ręce dziewczyny, nie chciałem aby to zrobiła, ale tego chcieli, tylko to da im pewność.
- Nie chcę tego, ale tylko tak mogę cię chronić. Jeżeli nie chcesz nie musisz, ale będę zmuszony stąd wyjechać. Nie kieruj się moimi słowami, nie musisz tego robić. Są dwie opcję. Nie chcę cię zostawiać ale nie zmuszę cię do zabicia kogoś. Pamiętam. - powiedziałem na koniec i wyszedłem z piwnicy zostawiając ją samą.
Wszystko w jej rękach...


Akane? Wybacz, kryminał czytam i wgl, nic nie obiecuje bo mi na pewno wtedy nie wyjdzie, w mojej wizji miało być to upozorowane, że tam siedzi fantom lub coś takiego ale teraz to od ciebie zależy. Wybacz zwłokę z odpisem.

poniedziałek, 16 października 2017

Od Astrid CD Michaela

- Kogo jeszcze dzisiaj niesie? – powiedziałam sama do siebie.
Byłam już w koszuli nocnej gotowa położyć się spać, a raczej leżeć w łóżku, przeglądając wszelakie strony w Internecie. Ściągnęłam ręcznik z ramion i jeszcze raz przetarłam nim włosy. Pukanie powtórzyło się. Rzuciłam ręcznik na łóżko, to znaczy rozkładany tapczan i ruszyłam w kierunki drzwi.
https://i.pinimg.com/originals/2d/ba/2c/2dba2c96f378b23b10b2ca17f6c03841.jpg
- Już idę! – otworzyłam drzwi i zanim zobaczyłam, że w drzwiach stoi Michael, warknęłam. – Czego?
Zrobiło mi się głupio, a chłopak zaniemówił z wrażenia. Widocznie chciał coś powiedzieć, ale teraz nie wiedział, czy może się odezwać. Sama nie wiedziałam, co w tym momencie mam zrobić. Wiedziałam, że nie będziemy gadać na korytarzu. Wciągnęłam go do środka za rękę i zamknęłam drzwi. Zbliżała się dziewiętnasta, wiec mógł u mnie jeszcze posiedzieć w pokoju. Odchrząknęłam delikatnie i zaczęłam jeszcze raz. Zdecydowanie łagodniej niż ostatnio.
- Nie spodziewałam się ciebie o tej porze i w dodatku w moim pokoju. Proszę wybaczyć bałagan. Co cię tu tak właściwie sprowadza? – strasznie sztucznie to zabrzmiało.
Co ja mogłam poradzić? Co Michael tu robi?! Zachowywałam się podejrzanie. Postarałam się ogarnąć i trochę uporządkować pokój. Mianowicie zgarnęłam ręcznik, bluzkę i… Nogą szybko zamiotłam bieliznę pod biurko, która niechlujnie leżała na podłodze.
- Wiesz, chciałem sprawdzić, jak się czujesz. Zaniepokoiło mnie twoje nagłe wyparowanie z sali. – rozglądał się po pokoju.
Na wpół słuchałam, co mówi, bo moje myśli były zajęte tym, co powinnam jeszcze była sprzątnąć sprzed jego wzroku. Kolejna była butelka opróżniona zeszłej nocy. Wylądowała do kosza obok biurka.
- Dobrze, już mi lepiej. Cieszę się, że się martwisz… To znaczy, że myślisz o mnie… Co ja mówię? Wiesz, o co mi chodzi. – zamknęłam szybko drzwi od łazienki.
W końcu ustałam w miejscu. Nie trwało to długo. Michael ciągle się mi przypatrywał. Nie umiałam ustać w bezruchu. Jak nie chodziłam, to ręce same mi się trzęsły.
- Bez urazy, ale nie wyglądasz. Spadła ci gorączka.
- Tak jakby… -znowu zaczęłam łazić.
Chłopak złapał mnie za głowę, przykładając swoją chłodną dłoń do mojego czoła. Aż tak jestem ciepła, czy to on jest taki zimny?
- Powinnaś leżeć w łóżku, a nie łazić.
- Nic mi nie jest i tak mam zaległości w szkole.
- Jak jutro zostaniesz w łóżku, to ci mogę pożyczyć moje stare notatki z pierwszej klasy. Też jestem z lingwistycznej klasy.
W sumie, czemu nie. Może powinnam sobie zrobić przerwę. Nie wiem, czy to przez niego, ale nie czułam się w pełni zdrowa.
- Zgoda.
- Świetnie. W takim razie jutro do ciebie wpadnę z zeszytami, jak będziesz grzeczna i odpoczniesz.
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez pewien czas o naszych zainteresowaniach i życiu szkolnym aż nie zrobiło się późno. Dochodziła prawie dwudziesta pierwsza. To ja musiałam być strażniczką zasad i powiedziałam mu o godzinie.
- Michael, miło mi się z tobą rozmawia i nie chcę, żeby to brzmiało, jakbym cię wyganiała, ale późno już się zrobiło.
- No tak, ty masz odpoczywać. – chłopak wstał i zaczął się zbierać do wyjścia. – Ja już będę uciekać. Uważaj na siebie.
- Jasne. – odprowadziłam go za drzwi i kiedy miał już iść, dodałam. – Michael…
- Tak? – spojrzał przez ramię.
- Wpadaj do mnie częściej, nawet jak byś nie miał ważnego powodu. Do jutra. – zamknęłam drzwi, nie czekając na odpowiedź.
Westchnęłam, czułam jednocześnie ulgę i niedosyt tej wizyty. Cieszyłam się, że już po wszystkim, moje ciało się rozluźniło, ale dusza chciała zatrzymać go na dłużej by z nim jeszcze pogadać.
- Zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek wyznania. Nie znam tego chłopaka. – myślałam na głos.
Powinnam zmierzyć sobie temperaturę, czy nie dostałam tej temperatury, łapiąc jakiegoś choróbska. Z każdą chwilą robiło się coraz zimniej. Zrobiłam tak, jak powiedział. Położyłam się odpocząć i od razu zasnęła.

<Michael?>

Od Michaela CD Astrid

Nieco skonsternowany, patrzyłem przez kilka dłuższych chwil na zamknięte drzwi, z których dosłownie sekundę temu wypadła jak burza Astrid. Z której strony by na to nie spojrzeć, miała oryginalne i wejście, i wyjście. Miałem też szczerą nadzieję, że naprawdę nie złapie jej żadna poważniejsza choroba. Może po lekcjach wypadałoby zajrzeć do jej pokoju i upewnić się, że wszystko gra? Z drugiej strony, nawet nie wiem, pod jakim numerem mieszka. Ba, nawet nie wiedziałem, z której klasy tak właściwie jest, tylko tyle, że zapewne z jednej z pierwszych, no i że przeniosła się tu niedawno. Powinienem zatem złapać ją w razie czego na kolacji, kiedy większość uczniów przychodziła do stołówki, by nie kłaść się spać z pustymi żołądkami. Tym bardziej, że szkolne żarcie było naprawdę w porządku.
Moje rozmyślania przerwał jednak dzwonek wzywający na lekcje. Strzeliłem jeszcze szybko kośćmi palców i spojrzałem pobieżnie na strój - nieco poplamiony, ale powinno jakoś przejść, tym bardziej, że teraz planowo mieliśmy lekcję z wychowawczynią, panią Sparks. Była naprawdę wyrozumiała i ciepłą osobą, acz nie przepadała za spóźnialskimi, tym bardziej, że mieliśmy zapowiedziany mały test ze z zakresu zakwaterowania - czyli między innymi słówka takie jak rodzaje budowli, a także trochę o tym, jak zarezerwować pokój w hotelu i inne tego rodzaju mniejsze lub większe pierdółki. Westchnąłem z rezygnacją. Powinienem był nad tym trochę dłużej posiedzieć. Po raz ostatni spojrzałem na zostawiony na sztaludze obraz i wyszedłem z pomieszczenia, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Dziarskim krokiem zacząłem iść w stronę sali, mijając po drodze uczniów śpieszących się na lekcje - w tym tłumie nie dostrzegłem jednak Astrid. Może rzeczywiście poczuła się gorzej i wróciła do siebie?
Pod swoją klasą złapałem jednak przyjaciela - Ches rozmawiał o czymś z Niki i Aną, obie dziewczyny trzymały też w dłoniach podręczniki z hiszpańskiego otwarte na słowniczku z działu, z którego zaraz mieliśmy pisać test.
- Hej - przywitałem się, podchodząc do grupki. - Ty brat nic nie powtarzasz? Umiesz już wszystko.
- Sakra, oby - mruknął z krzywym uśmiechem. Poczochrałem go lekko po rudej czuprynie.
- Jak zaliczysz, postawię ci colę - obiecałem.
- A musi to być test, drogi Walterze? - uniósł brwi w charakterystyczny sposób, który sprawiał, że nagle cała poprzednia treść mojego zdania, obojętnie jak bardzo dotycząca nauki hiszpańskiego, teraz stała się wręcz podejrzanie dwuznaczna.
- Tak, ty zboczony kurduplu - potaknąłem, przewracając oczami. Miałem tylko nadzieję, że dziewczyny niczego nie usłyszały.
- Pfff - mruknął, zwieszając głowę.
- No hej, brat, dobrze będzie! - zawołałem, klepiąc go po plecach.
Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, tuż obok nas rozległ się sympatyczny głos nauczycielki:
- Mam nadzieję, moi drodzy!
- O, dzień dobry! - odwróciłem się i cofnąłem o krok ,by przepuścić kobietę. Ta zaś wyjęła odpowiedni klucz i otworzyła klasę, gestem zapraszając nas do środka.
Kiedy wszyscy się już usadzili, pani Sparks rozdała testy, zerkając też na zegarek.
- Dwadzieścia minut powinno wystarczyć, jeśli będzie potrzeba, przedłużymy. Powodzenia!
Po klasie przebiegł zgodny pomruk, oznaczający w założeniu "Dziękujemy". Zapadła cisza, przerywana tylko szuraniem długopisu po kartkach i rzadkich, przyciszonych szeptach, a także odgłosem dmuchania w chusteczkę - Nagisa i Collin byli ostatnimi czasy trochę podziębieni.
Sam również zabrałem się za czytanie i wypełnianie poleceń, usiłując jako tako przestawić się na "tryb hiszpański", chociaż ten język akurat nigdy nie był moją najmocniejszą stroną.
***
Po lekcjach, nieco zmęczony, wróciłem razem z Chesem do pokoju, dając Immi jeść i przebierając się w czyste ubrania - miałem nadzieję, że farba da się w miarę łatwo sprać. Usiadłem też do lekcji, zerkając też co chwila na zegarek, odliczając minuty do kolacji. Nie tyle tylko, co głody byłem, o tyle co zastanawiałem się, jak czy u Astrid już wszystko dobrze.
- Tak w ogóle, brat - zagadnąłem, stwierdzając, że szczęście się może do mnie uśmiechnie. - Kojarzysz może taką jedną nową z młodszych klas?
- Huh? - uniósł głowę znad ekranu telefonu, na którym stukał coś w szybkim tempie. - Którą? Czemu pytasz?
- Astrid. Zaszła dzisiaj do pokoju klubowego, jak malowałem obraz na konkurs...
- O właśnie, jak ci idzie?
- A skończyłem - uśmiechnąłem się szeroko. -Mam nawet zdjęcie, jutro mogę ci oryginał pokazać.
Chłopak podszedł, gdy włączyłem telefon, odszukując w galerii odpowiednie zdjęcie. Przypatrzył się też namalowanej dziewczynie.
- No nieźle, nieźle - uśmiechnął się. - A dziewczynę kojarzę. Ale nadal żądam pikantnych szczegółów, cóż takiego zaszło w pokoju klubowym, że się dopytujesz.
- Pff - westchnąłem. - Trochę gorzej się chyba czuła, więc jestem ciekaw, czy już lepiej.
- A czemu ją namalowałeś?
- Troszkę mnie wystraszyła - uśmiechnąłem się z zakłopotaniem. -I walnąłem na prawie gotowym obrazie taką grubą, czarną krechę...
- Och, sakra - skrzywił się.
- No, ale że akurat i ona ma ciemne włosy, to ją postanowiłem tam umieścić. Zatem ostatecznie wyszło lepiej, niż miało być. To jak? Podasz mi teraz, do jakiej klasy chodzi?
- Hm... - zastanowił się dłuższą chwilę. - Do Ib.
- Okey, dzięki. Tak w ogóle, może już byśmy poszli na stołówkę?
- Jestem za - wyszczerzył się.
- Zdziwiłbym się, gdybyś odpowiedział inaczej, głodomorze.
***
Gdy zaszliśmy na stołówkę - akurat tego dnia na kolację podawali jajecznicę - wypatrywałem uważnie znajomej sylwetki dziewczyny, nigdzie jej jednak nie dostrzegłem. Może rzeczywiście słabo się czuje? Chyba że przyjdzie później. Ale mimo wszystko...
Wypatrzyłem jednak w tłumie Akane, którą znałem z widzenia - była dziewczyną Anthony'ego, z którym jednak chodziłem do tego samego klubu. No i oboje chodzili do Ib.
- Zaraz wracam, Ches - mruknąłem, podnosząc się. Podszedłem do stolika zajmowanego przez dziewczynę.
- Hej, wybacz, że przeszkadzam... kojarzysz mnie może ogółem?
- Hm? - spojrzała na mnie, wyraźnie nieco zaskoczona. - Michael z IIb, tak?
- Zgadza się - przyznałem. - Gdzie zgubiłaś Anthony'ego ogółem?
- Zjadł już i wyszedł wcześniej, żeby powtórzyć na jutro. Mamy test z biologii - wyjaśniła.
- O, powodzenia. Układ krwionośny, dobrze kojarzę. Coś chyba ostatnio wspomniał.
- Tak. O co chodzi ogółem, coś z nim?
- Aaa... nie, nie. Chciałem tylko zapytać, chodzisz może do klasy z taką Astrid?
- Tak, niedawno się przeniosła tu.
- O, dobrze słyszeć. Wiesz może ogółem,co u niej? W porządku się czuje i tak dalej? W sensie, tak od przerwy obiadowej?
- Cały dzień było dobrze, ale dzisiaj akurat mały misz-masz z lekcjami mieliśmy i dużo wcześniej skończyliśmy, więc od tamtego czasu jej nie widziałam... czemu pytasz?
- A, tak jakoś - mruknąłem. - Dobra, jeszcze jedno. Wiesz może, w którym pokoju mieszka?
- Och... - zastanowiła się chwilkę. - Czekaj, chyba nawet sobie zapisałam, żeby mieć w razie czego...
- Jasne, jasne - uśmiechnąłem się. - Przepraszam za kłopot ogółem.
- Daj spokój - machnęła ręką. W końcu wyjęła kartkę i wybrała spośród całkiem pokaźnej listy pokój, w którym mieszkać miała właśnie Astrid. Troszkę zdziwił mnie fakt, że takową posiada, ale... może nauczyciel jej niedawno dał, żeby coś tam zrobiła? Albo cokolwiek?
- Okey, dzięki wielkie. To ja uciekam, cześć. O właśnie, pozdrów Anthony'ego.
- Jasne, do zobaczenia - skinęła głową, po czym wróciła do swojej porcji.
Wróciłem do stolika.
- No, wszystko mam - uśmiechnąłem się.
- Misiek jako profesjonalny stalker? - zapytał Ches.
- Tak, tak - przewróciłem oczami, po czym odsunąłem krzesło, kończąc szybko swoją porcję. - Brat, ja się trochę wcześniej dzisiaj będę zmywał, wrócę za niedługo do pokoju, dzwoń jak coś.
- Jasne! Jakby ten kot zaczął coś odwalać, będę się dobijał.
- Chyba zacznę tracić nadzieję, że się dogadacie - westchnąłem, wstając z tacką z naczyniami, gdy skończyłem porcję. Odniosłem wszystko we wskazane miejsce, po czym szybkim krokiem ruszyłem w stronę damskiej części akademika, mając nadzieję, że szybko znajdę odpowiedni pokój, co zresztą po chwili się udało.
- No, mam tylko nadzieję, że to dobry numer - mruknąłem jeszcze tylko do siebie.
Zastukałem lekko, czekając na odpowiedź. Zaraz ogarnęły mnie wątpliwości - w sumie, bez żadnego uprzedzenia, wieczorem wręcz wpraszałem się do pokoju dopiero co poznanej dziewczyny. Miałem jednak nadzieję, że Astrid nie będzie zła ani nic. No i że w ogóle zaszedłem pod dobry pokój...

< Astrid? >

Od Michaela CD Madeleine

Stanąłem nieco zdenerwowany przed drzwiami do pokoju Madeleine, po raz setny wyjmując z kieszeni powyciąganej bluzy pogniecioną kartkę z numerem, upewniając się, że pokrywa się z tabliczką przybitą na szybko, minimalnie krzywo, do drzwi. Wszystko się zgadzało co do joty, uniosłem zatem zwiniętą w pięść dłoń i zastukałem cicho.
- Wejść - usłyszałem znajomy, nieco burkliwy głos.
Ścisnąłem nieco mocniej siatkę trzymaną w drugiej ręce i nacisnąłem gładką klamkę, otwierając drzwi - zawiasy cicho zaskrzypiały, acz poddały się bez problemu. Szybko wszedłem zatem do środka i zamknąłem je za sobą, z ciekawością rozglądając się po wnętrzu. Panował tu lekki bałagan, acz w gruncie rzeczy, pokój był naprawdę sympatyczny, jak zarejestrowałem po chwili - porównując zresztą wszystko to do syfu, jaki zwykł panować w "207 i pół" moim i Cześka, tu zdawał się panować idealny wręcz porządek. No tak, w końcu mieszka tu dziewczyna, jak też pomyślałem z uśmiechem. Zdecydowana większość przedstawicielek płci żeńskiej, których pokoje dane mi było oglądać, nie tylko w Akademii, utrzymywała swoje mieszkania we wręcz nieskazitelnej czystości, która nieraz wręcz peszyła. W pokoju Mad można się było natomiast poczuć dużo swobodniej, bez wrażenia dopadającego co chwilę człowieka, że porządek całego Wszechświata zostanie zburzony, gdy osiądzie tu nieproszona drobina kurzu.
Dziewczyna odchrząknęła cicho. Zaraz się zreflektowałem - no tak, stanąłem w progu i w ciszy tak stałem, lustrując uważnie całe pomieszczenie.
- Hej - zacząłem zatem. - Mam trochę przekąsek. Lubisz może paluszki?
- Ta. Siadaj - odparła w odpowiedzi, wskazując na miejsce obok siebie, które to i zaraz zająłem. Wyjąłem przy okazji przyniesione przekąski w postaci butelki soku pomarańczowego, żelków, ciastek czekoladowych i wspomnianych wcześniej paluszków.
- A kubki? Masz może? Bo akurat ich nie wziąłem.
Mad westchnęła, wyraźnie nieco podirytowana. Wstała jednak i podeszła do szafki, grzebiąc przez kilka chwil między naczyniami, aż w końcu przyniosła dwa całkiem spore - jeden w jednolitą, granatową barwę, a drugi - szary w żółte paski. A może żółty w szare paski? Postawiła je na biurku i usiadła z powrotem na krześle, przekartkowując przy okazji strony zeszytu, aż otworzyła na odpowiedniej stronie. Zajrzałem do niego, przez kilka chwil czytając zadania, by zorientować się, w czym takim rzecz. Logarytmy. Cóż, sam je średnio ogarniałem i gdy w drugiej klasie mieliśmy ten temat rozszerzany, musiałem nad nimi sporo siedzieć, korzystając i z pomocy brata, ale ostatecznie, jak miałem nadzieję, wszystko całkiem zgrabnie ogarnąłem.
- Więc? - Mad uniosła brwi. Im wcześniej zaczniemy, tym prędzej skończymy.
- Porządna dawka optymizmu i zapału, jak widzę - zaśmiałem się. - Chwila, chwila, przejrzę to tylko nieco dokładniej.
Skinęła głową.
- No dobra, to zaczynamy od podstaw - postanowiłem, biorąc czystą kartkę papieru. Zacząłem pisać na niej działania wyjaśniające je ogółem. - Pamiętaj, że te i a i b zawsze muszą być dodatnie, a a nigdy nie może wynosić się jeden - dla podkreślenia swoich słów, napisałem te informacje w bardziej "matematycznej formie".
- Tyle wiem - burknęła.
- To dobrze - skinąłem głową, po czym wziąłem ciastko, stukając równocześnie zatyczką długopisu i biurko. - No to, jak z podręcznika, logarytm liczby b, będący przy podstawie jakiejś liczby, tu a, jest wykładnikiem potęgi, do której musimy podnieść a, jeśli chcemy otrzymać liczbę logarytmowaną b... rozumiesz?
- Tyle to ja wiem z podręcznika - burknęła, pokazując mi podobną definicję.
- No to porobimy parę przykładów, co? Teoria teorią, żeby się nauczyć matematyki, przede wszystkim trzeba posiedzieć nad ćwiczeniami - zacząłem pisać przykłady, biorąc trochę z głowy, trochę z podręcznika.

< Mad? Wybacz, że dopiero odpisuję >

czwartek, 12 października 2017

Odchodzi

 Nicolay Vincent
 Ksywka: Wołają na niego po prostu Nico ale jest otwarty na nowe przydomki.
Wiek: 18 lat
Klasa: II A
Powód: brak czasu

środa, 11 października 2017

Od Octavii cd Alistaira

Spojrzałam na osobnika obok. Interesujący chłopak, z którym z chęcią bym się zajęła. No, ale cóż może kiedyś.
- Mam wrażenie, że mnie śledzisz, albo przewidujesz, gdzie się zaraz znajdę... - Uśmiechnęłam się tylko.
- Śledzę cię takie ciasteczko aż szkoda zostawić na pastwę tych napalonych lasek. Choć jakby się zastanowić, tu masz świeże powietrze i odrobinę chłodu, a tam gorąc i masę dziewczyn. - Pokazałam mu na grupkę dziewczyn, które szukały go najwyraźniej. Ma branie, ale co się dziwić taki przystojniak, tylko brać.

Wyciągnęłam po chwili telefon, sprawdzając, czy przyszła mi może jakaś wiadomość i rzeczywiście przyszła. Kliknąłem ma okienko i uśmiech niemal od razu pojawił się, lecz szybko się go pozbyłam. Żebym nie wyglądała jakoś głupio.
"Oh, zdaje mi się, czy napalona z ciebie kocica~?"
Jestem ciekawa kim jest ten chłopak? Zerknęłam na Alistaira, z myślą, że to może on. Choć może to inny chętny chłopak. Dobra czas coś ciekawego odpisać.
"Może kotku, jeśli mnie spotkasz to sam sprawdzisz. Poza tym jakie dziewczyny lubisz?" - Gdy tylko odpisałam, niemal od razu schowałam telefon do kieszeni i spojrzałam na chłopaka. Chciałam go dotknąć, przytulić się. Nie zrobiłam tego.

Usłyszałam pisk dziewczyn, jakby wiedziały gdzie jest. Mają jakiś radar czy co? Niemal od razu pociągnęłam go za rękę. Zbliżyłam go do siebie, żeby tamte nie mogły go zobaczyć. Czemu to zrobiłam? Tego sama nie wiem. Poczułam dziwne uczucie...
- Ładnie pachniesz. - powiedziałam
- Dzięki. - mruknął

Odsunęłam się krok do tyłu, zerkając za siebie. Brak kogokolwiek.
- Pójdę po dolewkę, zaraz wrócę. - Wzięłam jego plastikowy czerwony kubek i poszłam do kuchni po dolewkę alkoholu. Nikt mnie nie zaczepił to jakiś plus. W pomieszczeniu praktycznie nikogo nie było, pewnie wyszli na podwórko. Tylko gdzieniegdzie widziałam całujące się pary. Po wykonaniu czynności dokładniej to nalaniu alkoholu do kubków wróciłam do Alistaira. Dziwnie sztywno się czułam, nie wiedziałam jak mam z nim rozmawiać. Czemu? Co ze mną nie tak?

Stały przy nim jakieś dwie dziewczyny. Rozmawiał z nimi albo się nudził. Któż to wie. Spojrzałam na nich, tylko się zastanawiałam czy podejść, czy zwiać. No, ale poczekał na mnie, aż wrócę. Biłam się z myślami, aż w końcu moje ciało samo zareagowało.

Podeszłam do niego podałam mu kubek, widziałam mordercze spojrzenia od strony dziewczyn. Co teraz mam zrobić? Mam go pocałować? Stać tam? Nie wiem nic. Stałam w miejscu i piłam, powoli. Patrzyłam na niego, tak żeby nie wyszło, że się gapiów. Choć i tak mordowały mnie wzrokiem dalej. Słuchałam jak mówią do niego.
- Ali skarbie, choć w bardziej zaciszne miejsce. - powiedziała blondi
Druga, zawiesiła się na nim. Chyba mu się znudziły te dwie.
- Sorki, Octavia idziemy. - powiedział
Podszedł do mnie, odłożył mój kubek gdzieś, nawet nie zauważyłam, kiedy on odłożył swój. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy stamtąd. Zerkałam na niego, co jakiś czas. Spojrzałam na swoją dłoń, trzymał ją chyba nie zauważył tego.
W akademiku byliśmy jakoś po godzinie. Odprowadził mnie do drzwi pokoju. Zanim weszłam, zbliżyłam się do niego, dałam mu buzi w policzek. Powiedziałam dobranoc i weszłam, zamykając drzwi. Myślałam, nad tym, co się działo. Czy może powinnam go zaprosić? Czemu tak reaguje? Stop! Wrzuciłam wszystkie myśli o nim, po czym rzuciłam telefon na łóżko i poszłam wziąć prysznic oraz przebrać w piżamę.

Tusz po kwadransie, leżałam na łóżku pod kołdrą, odpisując na wiadomości. Miałam już odkładać telefon, ale przyszła kolejna wiadomość.

<Alistaira? Nic się nie stało, warto poczekać :*

wtorek, 10 października 2017

Od Astrid CD Michaela

- Mnie? - zapytałam zdziwiona.
Spojrzałam jeszcze raz na jego obraz. Wcale tak źle to nie wyglądało, ale skoro chłopak ma koncepcje, to niech będzie. Byłam zadowolona, że będę mu pozowała. Chłopak kiwał głową.
- A o kim mowa? – zapytał.
- W sumie to tak jakby przeze mnie… Zgoda. Kidy zaczynamy?
- Teraz.
- W sensie już? W tych szmatkach? – rozciągnęłam mundurek szkolny. – Nie możemy tego przełożyć albo spotkać się za chwilkę? Zdążyłabym się ubrać w coś normalnego.
- Dobrze w nim wyglądasz. Nie wiem, o co ci chodzi. – uśmiechnął się lekko chłopak. – To na konkurs szkolny, więc mundurek jest jak najbardziej na temat.
Spojrzałam na niego surowym okiem. Mnie osobiście szkolny ubiór… łagodnie ujmując, jest drętwy. Westchnęłam, nie będąc przekonana do tego pomysłu. W szafie mam tyle ładnych ubrań, a on mówi, że mundurek jest „ok”. Jego praca, nie mam nic przeciwko. Może jednak go trochę zmienię?
- W porządku. – szłam w kierunku ławki znajdującej się przed sztalugą.
Zdjęłam z siebie marynarkę, którą rzuciłam na blat. Zakasałam rękawy od koszuli i rozpięłam kilka guzików, ściągając czerwoną wstążkę. Nosiłam ją zawsze, by choć trochę ożywić ten uniform. W końcu usiadłam koło czarnej marynarki, którą miałam zamiar wykorzystać jako poduszkę pod łokieć.
- Może być tutaj? Jestem gotowa. – czekałam na reakcję Michaela, któremu skradłam zdjęcie.
- Jest dobrze. – krząknął.
Uśmiechnęłam się do niego, a on schował głowę za sztalugę. Uroczy! Jestem ciekawa czy ma już jakąś na oku. Skoro ma takie podejście do dziewczyn jak do mnie, to raczej nie. Położyłam się na połączonych ze sobą ławkach. Podparłam się na łokciu, a drugą rękę położyłam na boku wzdłuż ciała. Michael wychylił się spojrzał, marszcząc brwi.
- Może lepiej będzie jednak, jak byś siedziała.
Usiadłam tak jak wcześniej, na co chłopak znowu mnie poprawił.
- Nogi musisz mieć na ławce.
Zawinęłam je obok siebie i podparłam się na ręce po przeciwnej stronie, co podkulone nogi.
- Długo ci się z tym zejdzie? – zapytałam z ciekawości.
- Tak z pół godzinki. – mierzył mnie końcówką pędzla.
- Nie wiem, czy dam radę tak długo się uśmiechać. Nie jestem do tego przyzwyczajona. – czułam, jak samoistnie kąciki ust unosiły się ku górze.
Dobrze spotkać tu kogoś takiego. Jest miły i przystojny. W dodatku uniknął poznania mojej drugiej strony. To już by był koniec tej krótkiej znajomości, gdyby był zły o tę czarną smugę. Przykro byłoby mieć takiego rudawego blondyna za wroga.
Cały ten czas bycia sztywnym posągiem myślałam o przeczesaniu jego grzywy palcami. Dobrze, że przyjęłam sobie wygodną pozycję, bo zegarek na ścianie pokazał upływ dopiero kwadransa, a ja już czułam, jak nogi zaczynają mi drętwieć. Mimowolnie uśmiechałam się za każdym razem, gdy młody artysta wyglądał zza płótna. Jeszcze zmarszczek od tego dostanę. Nie mogłam się jednak pozbyć tego głupawego uśmieszku. Zezłoszczona na samą siebie wytknęłam język, by się nie uśmiechnąć. Wystarczyło, że Michael spojrzał na mnie, by i ta sztuka mi nie wyszła. Ugryzłam się w język, którego nie zdążyłam schować, podczas gdy mięśnie twarzy dążyły do zrobienia pogodnego uśmiechu. Zdziwiony Michael zerknął na mnie szybciej niż zwykle, przyglądając się mojej minie. Miałam już schowany język, widocznie skupiał się na czymś innym w tym momencie i nie zauważył tego szczegółu dokładnie. Prawie wybuchłam śmiechem z tego powodu… Co się ze mną dzieje?! Na zewnątrz moje ciało zachowywało się zupełnie inaczej, niż bym tego chciała. Chyba chora jestem, bo mimo rozpiętej koszuli i podwiniętych rękawów było mi gorąco.
- Skończone. Możesz się zobaczyć Astrid. – powiedział blondyn, odkładając paletę i pędzel.
Schodząc z ławki, nogi same mi się ugięły. Nie trudno sobie wyobrazić, co się dzieje z osobą, która ma niedowład w nogach. Zwykle ląduje na ziemi, ale nie tym razem. Upadek wcale nie był bolesny. Miałam wrażenie, że skończy się to podobnie, jak ze szpilkami, które nosiłam po raz pierwszy. Otworzyłam oczy, słysząc głos Michaela.
- Nic ci nie jest?
- Wszystko gra, krew mi do nóg jeszcze nie spłynęłaaaa…
Aaa! Jaka ze mnie niezdara! Leżałam na rękach Michaela. Tak, nie! Tak być nie powinno!
- Jakaś rozpalona jesteś. Nie jesteś chora?
Oj chyba to nie choroba! Na tak bladej cerze widać każdy najmniejszy rumieniec, a ja się czułam jak pomidor. Pierwszy raz mnie coś takiego spotkało. Chciałam wstać, ale pomógł mi w tym chłopak, bo sama jeszcze własnych nóg dobrze nie czułam.
- Nie czuję się najlepiej, ale w końcu do szkoły trzeba chodzić, zwłaszcza, jak się w połowie pierwszego semestru przenosi. – skłamałam, by nie miał najmniejszych podejrzeń. – Będę się już do siebie zbierała, dzięki za dzisiaj, mam nadzieję, że mogłam pomóc bardziej niż nabroić.
Złapałam wszystkie swoje rzeczy i wybiegłam z sali, trzaskając za sobą drzwiami, o które się oparłam. Musiałam złapać myśli oraz oddech. Ukradkiem oka zobaczyłam, jak ktoś się na mnie patrzy. W mgnieniu oka na mojej twarzy zagościł spokój.
- Co się tak gapisz! – parsknęłam do przechodnia, który uciekł szybkim krokiem.
Wzięłam głęboki oddech. Nałożyłam marynarkę i poszłam przed siebie. W sumie to się nie dziwię przechodniowi. Sama bym chciała wiedzieć, co się stało dziewczynie czerwonej jak burak, o płytkim oddechu i ubiorze jak z jakiegoś aktu. Uśmiechnęłam się pod nosem i doprowadziłam do porządku, wsiąkając w moją internetową codzienność. Dosłownie tak, jak gdyby myśli sprzed chwili zostały w innym świecie i nie miałyby teraz żadnego znaczenia.
<Michael?>

poniedziałek, 9 października 2017

Od Michaela CD Miyako

Szturchnąłem lekko brata, który zdawał się być jakiś przygaszony, odkąd dowiedział się, że w Cafe Salvatore nie ma szans na dostanie coli. Miałem tylko nadzieję, że po drodze znajdziemy jakiś otwarty spożywczak. Tymczasem jednak Ches patrzył na Miyako, dziwnie cichy, wręcz spokojny. Oj tak, jak tylko zajdziemy do sklepu, kupię porządny zapas jego ukochanego napoju.
- Tak. Chodzę tutaj prawie że co dziennie. Przez to, że muszę często coś robić, mogę spokojnie tutaj przyjść, porozmawiać, spędzić miło czas i chociaż przez chwilę odpocząć od obowiązków - oznajmiła dziewczyna wesoło. Pokręciłem głową z lekkim uśmiechem, patrząc to na blondynkę, to na rudzielca. Jakby ktoś zamienił ich osobowościami po prostu.
- Nie dziwię się, urocze miejsce - stwierdziłem, uważnie badając wzrokiem miejsce. - Chociaż sam przychodzę tu raczej rzadko.
- Ja też - potwierdził Ches.
- W twoim przypadku to akurat nie jest dziwne, colomaniaku jeden - wytknąłem mu, targając lekko czuprynę chłopaka. - Daleko stąd do budki z kebabami, co nie?
- Jakieś... - zamyślił się na kilka długich sekund. - Hm, siedemset dwadzieścia trzy metry.
Miyako z szeroko otwartymi oczami spojrzała na Chesa. W odpowiedzi machnąłem szeroko ręką.
- Na oko - wyjaśniłem. - Kiedyś mu uwierzyłem w kwestii sprintu do spożywczaka. Nie polecam.
- Pfff!
- Ty mi już tu nie pufaj, brat - zaśmiałem się. Zaraz jednak urwałem, zobaczywszy, jak zbliża się kelnerka z naszymi porcjami. Lawirując między stolikami, w końcu podeszła pod nasz, odstawiając z ulgą tacę na stół. Szklane naczynia zadźwięczały cicho, ale nie pospadały, na całe szczęście.
- Proszę, Mi-chan, dla ciebie - uśmiechnęła się szeroko, podając dziewczynie jej zamówienie.
- Dla mnie szarlotka z gorącą czekoladą - powiedziałem, odbierając swoją porcję. Po chwili Ches wziął także własne zamówienie, czyli też gorącą czekoladę razem z jakimiś łakociami, których nazwy nie znałem, choć wyglądały apetycznie.
- To wszystko? - zapytała kelnerka, podnosząc pustą już tacę.
- Tak, dziękujemy.
Kobieta skinęła lekko głową i odeszła, po drodze zgarniając naczynia, które zostawili po sobie klienci.
- Pozwolisz, brat - uśmiechnąłem się, zgarniając z talerza przyjaciela jedno z małych ciasteczek.
- Hej!- zaprotestował głośno.
- Będziesz mógł wziąć sobie kawałek mojej szarlotki - obiecałem mu, a ten w odpowiedzi odkroił sobie widelczykiem pokaźny kawałek, biorąc go do siebie. Przewróciłem tylko oczami, ale na widok zadowolonej miny brata, pozwoliłem sobie na zabranie jeszcze dwóch ciastek, obficie posypanych cukrem pudrem. Tym razem już, na szczęście, nie spotkałem się z żadnym protestem.
Wziąłem się też za napój - gorąca, słodka czekolada, idealna na chłodne, jesienne wieczory. Jeśli mam być szczery, niezbyt przepadam za tą porę roku, szczególnie tuż przed zimą. Plucha, ciągle pada... z drugiej strony, miała też swój urok. Jak wszystko - no i dzięki niej myślami wracałem do dni spędzonych w rodzinnym domu w Niemczech, gdzie w takie właśnie dni siadaliśmy wszyscy w salonie i rozmawialiśmy do późna. Na samo wspomnienie dziesiątek przegranych partii szachów z dziadkiem, kilku remisów i nielicznych wygranych, uśmiechnąłem się pod nosem. Takie wspomnienia potrafiły mnie zagrzać równie dobrze, co porządna, gorąca czekolada.
Zerknąłem też na Miyako, jedzącą właśnie swoją porcję.
- A ty co sobie wzięłaś? - zapytałem.

< Miyako? Wybacz, że dopiero odpisuję, szkoła zabiera i czas, i wenę >

Od Michaela CD Astrid

Od dawna nie wciągnął mnie do tego stopnia żaden obraz. A biorąc pod uwagę, jak nieprzytomny potrafię być podczas tworzenia moich prac, to naprawdę dziwne, że pamiętałem o czymś takim, jak obiad czy lekcje.
Zazwyczaj maluję u siebie w pokoju, jednym uchem słuchając Cześka lub Immi, kiedy wszystko wylatuje drugim - nie zliczę, ile razy już przez to kotka była na mnie obrażona. Tworzenie obrazów przenosiło mnie jednak w inny świat, do krainy kolorów, pędzli i farb, gdzie nie istniały żadne dźwięki poza śpiewami kolorów i gdzie nie dało się uświadczyć obecności jakichkolwiek widoków poza tym zawężonym do płótna i tworzonego modelu. Mimo wszystko, lubiłem, gdy przy okazji ktoś obok mnie mówił, w szczególności brat.
Dzisiaj jednak wymigałem się od wszystkiego - zadowoliłem się kanapkami zjedzonymi rano i, pomijając obiad, zaraz po dzwonku obwieszczającym koniec języka angielskiego, pognałem jak strzała w stronę pokoju klubowego, by skończyć swój obraz na konkurs - widok na Akademię Green Heels z okna. Chciałem dobrze oddać roztaczającą się wszędzie dookoła jesienną aurę, więc szczególnie dużo uwagi poświęcałem nie tyle co na najważniejsze punkty, co na szczegóły, jak zbłąkany promyk słońca, oświetlający złoto-rudy liść, ostatkiem trzymający się gałęzi wiekowego, sękatego drzewa - wystarczyłby jeden zbłąkany, nieco mocniejszy podmuch wiatru, by z wdziękiem baletnicy z "Jeziora łabędziego" dołączyć do swych braci na ziemi, którzy zdążyli wyścielić ziemię miękkim, wielobarwnym dywanem.
Wtem jednak z zadumy wytrącił mnie niespodziewany dźwięk aparatu. Drgnąłem, wykonując niezamierzony ruch pędzla po płótnie - długa, czarna krecha przebiegła przez środek liściastego kobierca.
Odwróciłem się w stronę drzwi, a mój wzrok natrafił na nieznajomą osobę, zapewne nową zarówno w szkole, jak i naszym klubie.
- Przepraszam! Nie chciałam przeszkadzać. Tylko się rozglądałam, Astrid jestem.
Westchnąłem cicho, z rozżaleniem patrząc na prawie gotowy obraz, który teraz szpeciła czarna, przebiegająca niemal przez sam środek kreska - dość krótka, to prawda, acz trudna do zmazania. Z drugiej strony jednak, wyładowanie złości na dziewczynie nic mi nie da, tym bardziej, że i tak była wyraźnie zestresowana. Nerwowym ruchem wetknęła aparat do kieszeni bluzy.
- Rozumiem, rozumiem - machnąłem ręką w której, jak sobie za późno przypomniałem, wciąż trzymałem świeżo umoczony w farbie pędzel. Kilka kropli gęstej, burej cieczy spadło na moje spodnie. - Scheisse - mruknąłem pod nosem. - Na przyszłość tylko mów coś, jak wchodzisz, dobra?
- Taa - mruknęła.
- Tak w ogóle, to miło mi - wstałem, strzykając kośćmi w palcach, po czym wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczyny. - Michael Rosenthal z IIb, miło mi. Nowa jesteś, zgadłem?
Potwierdziła skinięciem głowy.
- Cóż, zawsze to miło, jak ktoś dołącza. Ale teraz za wielu członków nie spotkasz, jeśli chcesz porozmawiać z przewodniczącą, kończy wszystko około piętnastej, czyli w klubie pewnie będzie jakoś wpół do piątej.
- Nie trzeba, ale rozumiem.
Zdmuchnęła z czoła niesforne, czarne pasmo włosów i wtedy też zauważyłem, jak niespotykane ma oczy - lewe czerwone, prawe żółte. Jak barwy jesieni.
A gdyby tak...
- Astrid, masz czas? - wypaliłem.
Zmarszczyła brwi, wyraźnie nieco skonsternowana.
- Czemu pytasz?
- Widzisz, kiedy wystraszyłaś mnie chwilę temu - wyszczerzyłem się szeroko - to przez przypadek maznąłem po obrazie czarną krechę...
- Nie przepadam za malowaniem, wolę szkicować - uprzedziła.
- Naprawdę? Huh, to się dogadasz z Lindsey, przewodniczącą. Podpytaj ją, ma niesamowitą wiedzę o ołówku. W każdym razie, ponawiam pytanie: masz czas?
- Zależy - odparła ostrożnie.
- Bardzo dyplomatyczna odpowiedź - pochwaliłem, wywracając oczami. - W każdym razie, masz włosy w identycznym, czarnym kolorze i ciekawe barwy oczu, jak jesienne barwy. Miałabyś czas, żeby pozować do obrazu? Krechy już nie zmażę, więc pomyślałem, że namaluję postać leżącą na liściach.

< Astrid? >

niedziela, 8 października 2017

Odchodzą

 Kiyoko Shinatsuki
 Ksywka: Kiyo, Pirat, Opaska. Dwóch ostatnich nie lubi, woli gdy zwraca się do niej po imieniu lub w zdrobnieniu.
Wiek: 18
Klasa: IIC
___________________________
 Ayato Tatsuya
 Ksywka: Pan Chaos
Wiek: 18 lat
Klasa: IIC

Powód: brak czasu

Od Miyako Do Nory

Nadrobiłam ostatnio wszystko i dzisiejszy dzień należał do tych wolnych dni w których mogłam sobie odpocząć. Odpocząć w moim słownictwie oznaczało tyle samo co śmierć. Nienawidziłam dni w których nie miałam nic do robienia w dodatku jeszcze nie było dzisiaj szkoły. Dzisiejszy dzień należał do tych wolnych i to dosłownie. Rozejrzałam się po swoim pokoju. Wszystko było w nim posprzątane, a ja nie miałam co zrobić sama ze sobą. Poszłabym spać, ale nie potrafiłabym zasnąć bo byłam wyspana. Postanowiłam, że wyjdę na spacer a potowarzyszy mi mój telefon oraz słuchawki przez które będzie wydobywała się jedną z piosenek zapisanych na mojej liście w telefonie. Założyłam kurtkę oraz szał, aby zimno mi nie było oraz ubrałam buty. Wzięłam przy okazji swoją małą torebkę. Będąc już w stu procentach gotowa do wyjścia. Skierowałam się w stronę parku. Niestety nie było mi dane do niego dojść. Zamyśliłam się za bardzo myśląc o niebieskich migdałach i wpadłam na kogoś. Dokładniej mówiąc na dziewczynę, która również słuchała piosenek.
- Wybacz to moja wina. Zamyśliłam się, nie chciałam wpaść na ciebie. Naprawdę przepraszam... Czy coś ci się stało? - powiedziałam trochę zmieszana cała ta sytuacja. Nie wiedziałam jak mam zareagować.

<Nora?>

Od Akane Do Martyny

Dzisiejszego dnia miałam wolne od szkoły i tym samym od Anthony'ego. Musiał się zająć nadrabianiem kilku lekcji no i w dodatku zajęciami w swoim klubie. Przez czas jaki go w nim nie było przez pewne problemy, musiał się zająć nadrabianiem.
Po zjedzeniu śniadania i posprzątaniu wybrałam się na mały spacer. Wzięłam słuchawki oraz telefon i zaczęłam słuchać piosenek. Dzisiejszy dzień należał co prawda do tych chłodnych, mało przyjemnych dni. Jednak bardzo kolorowych. Słońce przeniosło szare chmury na niebie swoimi promieniami, a ptaki wesoło sobie ćwierkały. Byłam w parku, tam usiadłam sobie na ławce chcąc chwilę sobie pomyśleć. Chwilę spokoju na rozmyślanie i słuchanie piosenek przerwało mi coś co zaczęło wąchać moją nogę. Jak się okazało był to mały szczeniaczek. Oderwałam się od swoich czynności, a swój wzrok przeniosłam na niego. Był nieziemski uroczy jak każdy inny mały zwierzak. Wzięłam go na ręce. Nigdzie nie widziałam aby miał obrożę z imieniem i adresem właściciela.
- Chyba się zgubiłeś maluszku, co nie? -pogłaskałam go po główce, a on zaczął wesoło merdać ogonkiem.
- Poszukamy twojej pani lub twojego pana - wstałam z ławki, biorąc go tym samym na ręce. Przykryłam go swoim szalem i zaczęłam się rozglądać do okoła. Zauważyłam, że w parku była tylko jedna dziewczyna. Podeszłam do niej.
- Przepraszam czy jest to może twój szczeniaczek? - zapytałam się a ona odwróciła się w moją stronę.

<Martyna?>

Od Alistaira CD Octavia

Hmmm, kobitki robią się coraz bardziej odważne, muszę przyznać..
Jeszcze dwa, trzy lata temu, wszystkie były takie urocze, delikatne i nieśmiałe.. Nooo, może nie wszystkie, ale dużo takich było.
A teraz niektóre są aż upierdliwe. Nawet spokojnie zjeść nie można. Eh. Z jednej strony to nawet dobrze, bo łatwo znaleźć nocne towarzystwo. No ale z drugiej... Masakra.
Przylazło to tu, chciało nazwać mnie dupkiem, wyciągnęło ode mnie imię. Potem przylazły jeszcze przyjaciółeczki, jazgoczące jak dzikie suki. Żegnaj, moja droga ciszo.

Nareszcie sobie poszły. Po jakimś czasie postanowiłem się ulotnić, ale niestety, to małe coś zwane Octavią postanowiło wyjść w tej samej chwili, jak na złość.
No ale dobrze, ignorujmy.

Niestety, ignorowanie nie było do końca możliwe. Dziewczyna nie patrzyła nawet, gdzie lazła. W pewnej chwili musiałem gwałtownie chwycić ją za ramię, by nie potknęła się o jakiś wystający kamień. Co za ciele.
I jeszcze zaprosiła mnie na tą imprezę, o której wyły jej koleżanki.
- Czemu nie - mruknąłem tylko, niezbyt chętny czy przekonany. Przynajmniej sie odczepiła...


Jakiś czas później znów na nią trafiłem...
I mimo że poinformowałem ją, i to bardzo grzecznie, że nie chcę jednak jechać, to jakimś cudem znalazłem się w drodze na tą wątpliwą imprezę.
Zdołałem dokładnie ogarnąć wzrokiem jej wygląd. Wyglądała nawet ciekawie, huhu.

Na miejscu było tłoczno, tłoczno i śmierdząco. Od razu oblepiły mnie jakieś latawice. Irytujące.
Udało mi się od nich uwolnić i zająć miejsce na stosunkowo pustej kanapie. Mogłem chwilę odetchnąć...
Chwyciłem telefon. Powinienem chyba odpisać tej "odważnej osobie"....
" Przeczucie skarbie, które może okazać się rozkoszą. :3", mówiła ostatnia wiadomość. Naprawdę odważne.
Przez kilka chwil myślałem, co dokładnie napisać. Z lekkim uśmiechem na ustach zacząłem pisać
"Oh, zdaje mi się, czy napalona z ciebie kocica~?"
Miałem wrażenie, że ktoś tam szuka szybkiej znajomości, lub czegoś podobnego. Uroczo.

Zrobiło mi się za gorąco. Chwyciłem kubek z alkoholem i wymknąłem się na balkon. Potrzebowałem świeżego powietrza.
A na balkonie....
- Mam wrażenie, że mnie śledzisz, albo przewidujesz, gdzie się zaraz znajdę.. - rzuciłem lekko, opierając się plecami o barierkę. Upiłem łyk trunku.

< Octavia? Wybacz, że dopiero teraz... Blog mi nie działał ;-; >

piątek, 6 października 2017

Od Idy

Był piątek. Lekcje się skończyły, a ja dostałam wiadomość od rodzicielki, która miała ochotę się spotkać. Za tą kobietą mogłabym pójść nawet na koniec świata więc zaproponowałam jej miły wypad do restauracji. Od razu po wyjściu z zajęć poszłam się mniej więcej ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam koszulę. Cóż, miejsce, do którego się wybierałam wymagało tego od gości więc wyjścia nie miałam. A jak wszyscy wiedzą sukienki nie ubiorę.
Kiedy weszłam na salę mama siedziała już przy stoliku czekając na mnie z… Michael'em. Nie mówiła, że z nim będzie. Co za przebiegła kobieta. Zmierzyłam go wzrokiem jak zwykle. Pierd*olony dupek.
- Dzień dobry mamo – mruknęłam ignorując jej towarzysza.
- Cześć córciu – uśmiechnęła się. - Co tam u ciebie? Jak szkoła? Robisz jakieś postępy? - i jak zwykle zaczęła gadać. Uwielbiam to, że usta nigdy jej się nie zamykają i zawsze ma coś do powiedzenia. To właśnie czyni ją jednym z najlepszych prawników w kraju.
- Cóż. Jest dobrze. Masz wgląd do moich ocen – gestem ręki zawołałam kelnera. Poprosiłam go o wodę.
- Nie chodzi mi o to! Masz chłopaka?
- Nie mam. Przecież powiedziałabym ci gdybym kogoś miała – uśmiechnęłam się nieznacznie patrząc na nią, po czym przeniosłam wzrok na jej męża. Od razu straciłam humor. Nienawidzę tego człowieka całym sercem.
- Więc Ida. Co planujesz po zakończeniu szkoły? - odezwał się w końcu. I szok. To co powiedział nie było żadną uwagą, poleceniem czy obrazą.
- Nie wiem jeszcze. Myślę nad założeniem szkoły językowej.
- Nie utrzymasz się z tego – wzruszył ramionami.
- Cóż. Lepiej mieć jakiekolwiek pieniądze niż wyzyskiwać własną żonę – mruknęłam mierząc go wzrokiem. - Podpisaliście intercyzę? Tak. Czy połowa majątku mamy należy się tobie? Tak. Czy zarobiłeś coś w swoim życiu? Nie. Mamo co ty w nim widzisz? - mruknęłam wstając od stołu. - Wybacz mi ale ja naprawdę nie mam ochoty na niego patrzeć. Zadzwoń kiedy będziesz chciała spotkać się ze mną. Bez tego dupka – pocałowałam ją w policzek po czym wyszłam z restauracji. Wsiadłam do samochodu i zapaliłam wyciągając telefon.
Pojechałam do centrum handlowego. Nie miałam pomysłu na spędzenie dalszej części dnia więc postanowiłam zapchać ją zakupami. Już po godzinie chodziłam obładowana torbami. Kupiłam dwie pary butów, koszule, kilka koszulek i spodnie. Tamtych Jordanów nie mogłam przepuścić i tak jakoś wyszło, że sprzedawca pokazał mi jeszcze jedne. Nie byłam w stanie wybrać więc wziąłem dwie pary. Zgłodniałam. Kupiłam sobie sałatkę, po czym ruszyłam zająć jakiś stolik. No jasne. Piątek południe, wszystko zajęte. A nie! Chwila! Jest! Stolik na dwie osoby, przy którym siedziała jedna osoba. Podeszłam tam od razu.
- Mogę? - mruknęłam i od razu usiadłam nie czekając na odpowiedź.

<Michael?>

Nowa Uczennica!

  Ida Tomaszewska
 Ksywka: Tom od nazwiska.
Wiek: 18 lat
Klasa: I C

środa, 4 października 2017

Od Czeslava CD Nory

Dlaczego zakrywam te oczy? Są beznadziejne! Takie pospolite, bez żadnego polotu, nudne, bez wyrazu, przeciętne, mętne, totalnie i całkowicie DO DUPY! I jak tu się czymś takim zachwycać? Codziennie rano jak na nie patrzę, to mam ochotę je wydrapać... tak bardzo do mnie nie pasują... Nic, zero! Zdałem sobie sprawę, że Nora czeka na odpowiedź
- Bo... ja... ich nie lubię. - wydukałem i uciąłem szybko
Spuściłem lekko głowę i wbiłem wzrok w podłogę. Nie mogę na nie patrzeć, jedynym, co mnie pociesza, to to, że ktoś mądry wynalazł soczewki koloryzujące, dzięki czemu mogę sobie dowolnie zmieniać kolor jak tylko chcę. Heh, najbardziej lubię te miodowe transparentne, gdzie pod każdym kątem oczy mają inny kolor. O tak, te są zdecydowanie moimi ulubionymi. I dzięki nim, mogę trochę sobie ułatwić te marne życie....
Nagle przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. Zesztywniałem zaskoczony tą nagłą reakcją. Ona znowu to zrobiła. Wsadziła swoje palce w moje włosy... Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, gdy od czubka głowy zaczęło rozchodzić się przyjemne ciepełko. Byłem w siódmym niebie. Jak ona to robi, że jednym jedynym dotknięciem potrafi rozłożyć mnie na łopatki? Misiek tylko raz jeden i to przez przypadek trafił w mój czuły punkt, a ona? Dotknęła mnie dwa razy w życiu i dwa razy od razu trafiła... Jakim cudem?!
- Na twoim miejscu bym się nimi chwaliła - dotarł do mnie cichy szept Nory
Ściągnąłem wargi i zanim zdążyłem cokolwiek pomyśleć wypaliłem
-  Nie wiem, czy mówiłabyś tak, gdybyś nie lubiła czegoś w sobie
Od razu ugryzłem się w język i ponownie wbiłem wzrok w podłogę. Jak ty nieraz coś palniesz Ches to klękajcie narody! Ej! Dlaczego to zrobiłaś? Nie zabieraj tej ręki.... wróć.... Podniosłem lekko głowę i spojrzałem na nią. Dziewczyno....
– Dlatego mówię "na twoim miejscu" - w jej głosie dało się wyczuć smutek
Sakra idioto! Zawsze coś palniesz! ZAWSZE! Tak ciężko czasem pomyśleć, przed wypowiedzeniem kilku słów?! Debil. A teraz, co tak stoisz jak kołek?! JUŻ! Chyba wiesz, co masz robić? Czy może jednak Cię uświadomić? ,,Nie, nie trzeba..''
- Prominte - powiedziałem i jeszcze bardziej wbiłem wzrok w podłogę... A co jeśli ona nie rozumie tego słowa? Ches idioto, ona nie zna czeskiego, ani nie zna Ciebie na tyle, żeby rozumieć co ty nieraz pierdzielisz. Dodałem szybko - przepraszam
- Och, za co? - zapytała
- Za wszystko - mruknąłem wbijając paznokieć w kciuk
Podniosłem lekko głowę i spojrzałem jej prosto w oczy. Trochę odwagi Ches, przecież ona Cię nie zje... znaczy, heh. Poznałeś już moc, wściekłej kobiety, więc raczej przeżyjesz, a jak nie.... to się ulotnisz i tyle. Nie pierwsza i nie ostatnia na Ciebie fuknęła. Nagle Nora zaczęła się podśmiechiwać pod nosem. Spojrzałem na nią zaskoczony. Z czego ty się śmiejesz?
- Strasznie dużo przepraszasz - powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy
Że co? Ja? Eeeeeee, o czym ty teraz mówisz? A może.... curak wie, jak muszę to przepraszam... heh widocznie, popełniam dużo błędów. Wzruszyłem ramionami i powiedziałem
- No tak... prominte
- Nie masz za co, głupku - dziewczyna przewróciła oczami
Głupku? Och... okej... mogę być głupkiem... Chociaż w sumie to nim jestem, jeden wielki głupek, dupek i idiota. O tak, to zdecydowanie pasuje.
- Przepraszam, że przepraszam - mruknąłem i wróciłem na łóżko
Chciałem tylko zadać jedno pytanie, a wyszło jak wyszło. Nie ma sensu dalej sterczeć tam przy niej. Usiadłem trochę głębiej i wbiłem wzrok w kolana. Może to pora, wracać już do siebie? Ches nic tu po tobie, cała twoja odwaga już zgasła przyjacielu. Nic z siebie porządnego nie wykrzesasz. Lekko podniosłem głowę, gdy dziewczyna minęła mnie i usiadła na drugim końcu ze szklanką wody w dłoni. Ech, to teraz sobie posiedzicie w ciszy. Chłopie o chłopie, co z Ciebie za chłop, że nawet nie potrafisz się odezwać? Baba z Ciebie nie chłop! ,,A o czym mam niby z nią rozmawiać?'' Jak to, o czym? Jakoś nigdy nie masz problemu z rozpoczęciem, albo kontynuacją rozmowy, to wykaż się teraz i powiedz, zrób coś. Ruch należy do Ciebie. ,,Ale co ja mam zrobić? Poszedłbym już, bo serio nie wiem, co mam mówić...'' I chcesz tak wyjść bez słowa? I tak będziesz musiał się odezwać, cioto. ,,Ej! Nie nazywaj mnie tak'' Idioto, sam siebie tak nazywasz. Pokręciłem głową. Jezu dlaczego, ja kłócę się sam ze sobą? Spojrzałem na Norę, która mieszała łyżeczką płyn w szklance. I co ja mam z tobą zrobić dziewczyno? Ty milczysz, ja milczę... Ty się raczej nie odezwiesz.... A ja? Ja też się nie odezwę. Bo i co miałbym powiedzieć? Jezu jak ja tego nienawidzę! Tego uczucia, gdy na początku znajomości, zapadnie cisza... i ta wielka niezręczność. Nie wiesz, co ze sobą począć, nie wiesz, czy siedzieć dlaej, czy coś powiedzieć. Czujesz się tak niekomfortowo jak nigdy w życiu, a druga strona prawdopodobnie przeżywa to samo. Dlaczego, to zawsze jest takie trudne?  Dlaczego, od razu nie można przejść do tego, etapu, gdzie cisza jest swobodą i ukojeniem? Heh? No dlaczego? Pokręciłem głową. Serio, dlaczego? To co? Powiesz coś w końcu chłopie? Może... może coś zrób? Nie wiem... zaproponuj jej coś do picia? A nie... IDIOTA, przecież jesteś u niej! Sakraaaaaaaa.... A, co jakby tak... mmmm, głupi pomysł... Ale w sumie, ja jestem głupi, to nic nadzwyczajnego. Westchnąłem cicho i podniosłem dłoń do twarzy. Nora wlepiła we mnie swój wzrok. Szybkim ruchem ręki wyciągnąłem jedną soczewkę, a potem drugą i odłożyłem na stół. Sięgnąłem ręką do kieszeni i wyciągnąłem okulary. Miałem je założyć już na nos, ale położyłem je obok soczewek. Odwróciłem głowę w stronę Nory i uśmiechnąłem się lekko. Dziewczyna pochyliła się do przodu i odstawiła szklankę z wodą. Szybkim ruchem znalazła się tuż obok mnie. Przełknąłem ślinę i lekko zesztywniałem, bacznie ją obserwując. Dziewczyna lekko zmrużyła oczy, przypatrując się moim. Poczułem się lekko niezręcznie z takiego bliskiego kontaktu... jeszcze, gdy tak się wpatrywała w moje oczy. Dłonią wymacałem okulary i szybko wcisnąłem je na nos. Wszystko co bylo rozmazane momentalnie wyostrzyło się tysiąckrotnie. Kilka razy mrugnąłem i spojrzałem na dziewczynę, która dalej była blisko mnie.
- I co powiesz? - uśmiechnąłem się lekko
- Faktycznie ładnie - na jej twarzy zagościł uśmiech
Zamrugałem szybko. Faktycznie... ładne?! Coooooooooo? Przecież... CO?! Ale... nikt przecież nie mówił, że są ładne.... chyba, że to Nora z kimś rozmawiała i coś, ktoś... Nieeee, bzdura. Kto niby miał to powiedzieć? Bez soczewek tutaj to chyba widziały mnie tylko dwie osoby, Nath i Misiek. Z Nahtem wątpię, aby miała kontakt.... Misiek. O ja, go kiedyś udupię normalnie! O czym ten idiota z nią rozmawiał?! A może to nie był Misiek?... Nieee na milion procent to on! Podniosłem wzrok na Norę i ujrzałem przed sobą pięknego buraczka. Jezu ona się zarumieniła! Zamrugałem ponownie i nie wiedziałem co zrobić. Dlaczego ona się rumieni? ,,A dlaczego ty sie rumienisz?'' Oj... no dobra, ja to ja! A dziewczyny w głowie mają co innego. Odwróciłem wzrok, żeby dać jej trochę więcej komfortu i mruknąłem
- Mimo wszystko, dalej ich nie lubię
- Czemu? - zapytała szybko
Jeszcze bardziej odwróciłem wzrok... I co? Mam jej teraz powiedzieć? Wyśmieje mnie, jak nic. Takie głupoty...
- Ches? - zapytała delikatnie
- Bo są przeciętne - wydusiłem szybko - beznadziejne i brzydkie
- Brednie - powiedziała poważnie
- Ty masz za to ładne oczy... - ugryzłem się szybko w język
SAKRA! Dlaczego ja to powiedziałem?! To miało zostać w głowie idioto! Debil nad debile! Kretyn nad kretynami! Skretyniały idiota! Czułem jak cała krew spływa mi do twarzy i powoli zamieniam się w buraka. Jezu jak nagle zrobiło się gorąco...
- Dziękuję - powiedziała dziewczyna i chrząknęła - Też je lubię
Uśmiechnąłem się i zanim zdążyłem się powstrzymać wypaliłem
- Bo masz co lubić...
AAAAAAAAA IDIOTA! Ches zamknij ty się kiedyś i zacznij myśleć! Nooo to teraz to już kompletnie zaliczysz buraka roku. Gratuluję! Przy tym, co masz aktualnie na twarzy to włosy, są wyblakłe jak wióry. Chrząknąłem cicho i powiedziałem
- Ja już nic nie mówię - wydusiłem z siebie
Dziewczyna lekko się uśmiechnęła, a ja podrapałem się po głowie. Może, by tak....
- Głupek - powiedziała
Spojrzałem na nią. Mmmm nadzwyczaj często używasz tego słowa... Ja już nie wiem, czy chcesz mnie obrazić, czy co? Jakie wy jesteście skomplikowane, ech... No pewnie! Ja tu mam rozkminę, a ty się przeciągasz.... W ogóle, dlaczego siedzisz w szlafroku? Przecież masz tutaj tak gorąco.... Kobiety, nigdy was nie pojmę. Nora pochyliła się do przodu i zgarnęła szklankę powoli ją opróżniając. A może jednak to dobry moment? W końcu atmosfera jest luźniejsza.... iiiiii no co mi w sumie szkodzi? Jedno głupie pytanie... Usiadłem trochę głębiej i nabrałem powietrza w płuca. Wypuściłem je powoli i powiedziałem spokojnie
- Chociaż może jednak coś powiem...
Dziewczyna podniosła jedną brew dalej pijąc. Uznałem to za znak, aby ciągnąć dalej.
- Chciałbym z tym skończyć... - wydusiłem
To co zadziało się na jej twarzy, nie zapomnę chyba nigdy... Nagle tak jakby życie z niej uciekło, lekko pobladła i zrzedła jej mina. To... emmm był zdecydowanie dziwna reakcja. Nie spodziewałem się takiej... Żeby nie przedłużać dodałem
- ... żeby móc zacząć od nowa
Ściągnąłem wargi i zacząłem bawić się palcami. Echhhh najgorsze za mną, teraz... teraz tylko czekać na odpowiedź. Czułem jak serce wali mi w klatce.
- Czyli...? Jeśli dobrze rozumiem - powiedziała wolno - Mamy o wszystkim zapomnieć?
Podniosłem lekko głowę i spojrzałem na nią. Dalej była całkowicie poważna. Delikatnie skinąłem głową. Siedzieliśmy tak wpatrzeni w siebie. Błagam... wykrztuś coś z siebie Nori.... Nagle lekko uniósł jej się jeden kącik ust. Zamrugałem zaskoczony. Cóż, spodziewałem się, że jednak zareaguje inaczej.... bardziej hmmm, wyśmieje mnie? Albo wyrzuci? Albo jedno i drugie? A tu nagle oczy jej się zaszkliły! Jezu, co się dzieje?! Czułem, że zaczynam panikować. Najgorzej, najgorzej, najgorzej! Odwzajemniłem uśmiech i dalej patrzyłem
- okay
Jedna krótka odpowiedź. Jedno słowo. Cztery litery.... cztery litery, które sprawiły, że momentalnie zeszło ze mnie całe powietrze. Heh, aż mi się przypomniał taki jeden żarcik ,,Skąd się biorą kamienie w nerkach? Spadają z serca'' A w mych nerkach zagościł właśnie kamień gigant! Jezu jakaż ulga. Miałem ochotę ją wyściskać. Ale... eeee może lepiej nie. Uśmiechnąłem się szeroko. Nie wiedziałem, co mam teraz począć z tymi przeklętymi dłońmi... i nogami! Jakoś nie mogłem znaleźć dla nich miejsca. Szybko wyciągnąłem dłoń w jej stronę
- Tooo Czeslav Nesladek - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej
Dziewczyna zaśmiała się i odwzajemniła uśmiech
- Nora Paresky - uścisnęła moją rękę
- Miło Panią poznać - zaśmiałem się - Liczę na owocną znajomość
- I nawzajem!
Siedziałem uśmiechnięty nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz. Cały się radowałem z takiego obrotu spraw. A więc, wszystko wraca do normy!
- Idzie Pani jutro na lekcje? - zapytałem
- Jutro? - zdziwiła się
- Yhym - wyszczerzyłem się - Długo nas w szkole nie było, pewnie się już stęsknili
- Jest sobot Czes...
Spojrzałem na nią. Coooo? Jak to sobota? Zamrugałem i zacząłem liczyć w głowie
- Przed chwilą był wtorek - mruknąłem
- Taaaa - westchnęła - W przeciwieństwie do Ciebie, mnie się dłużyło niesamowicie.
Nora podciągnęła nogi pod siebie i położyła się na łóżku dalej na mnie patrząc.
- Ja tam to w sumie cały czas spałem, więc teeeeeen - zaśmiałem się lekko drapiąc w tył głowy
- Nie ty jeden - mruknęła
Spojrzałem na nią i podniosłem brew. Przecież mówiła, że strasznie jej się dłużyło... A jak się śpi... to czas szybko mija... no bynajmniej u mnie. Eeeeeeeech kobiety! Spojrzałem na nią, ale ta miała wzrok wbity w dłonie. Nagle się podniosła i podeszła do szafki. Szlafrok powiewał za nią niczym peleryna maga.... Serioooo, dlaczego ty go masz na sobie? Ja siedzę w samych bokserkach i krótkim rękawku i jest mi gorąco to, co dopiero tobie pod takim grubym materiałem? Jeszcze, żeby okno było otwarte czy coś... Ale tu serio jest z jakieś osiemnaście - dwadzieścia stopni. Ech, ja serio nie pojmę chyba nigdy dziewczyn.  Nagle Nora pochyliła się. Wytrzeszczyłem oczy i patrzyłem. Ona... wypina się na mnie... Hehehehe. Uśmiechnąłem się pod nosem i obserwowałem, co tam wyczynia. Szybko wyprostowała się i odwróciła w moją stronę. Podniosłem wzrok i spojrzałem na nią uśmiechnięty. W dłoniach trzymała jakieś pudełeczko. Wróciła szybko na łóżko i usiadła po turecku. Zaczęła siłować się z opakowaniem, a ja idąc za jej przykładem również zmieniłem pozycję. Zrzuciłem z siebie te przeklęte różowe klapki i usiadłem naprzeciwko dziewczyny. W końcu opakowanie poddało się i Nora wyciągnęła je w moją stronę, lekko potrząsając.
- Częstuj się - powiedziała
Lekko rozchyliłem wieczko i wyciągnąłem jedno ciastko pełne ziaren i ze znaczkiem, bodajże kłosu na górze. Uniosłem lekko brwi patrząc na nie.
- Ciasteczko owsiane - powiedziała zjadając swoje - Niestety nie mam nic innego...
- Nie szkodzi, dziękuję - powiedziałem - Po prostu nie widziałem jeszcze takich.
- Te są z Norwegi - rzekła - Gwarantuję, że nie są zatrute...
Zaśmiałem się lekko i wgryzłem w ciastko. Było nawet nie najgorsze. Osobiście wolałbym, coś bardziej mięsnego, ale ciacho też może być. W końcu nawet nie przychodziłem tutaj z taką wizją... Siedziałem uchachany i uśmiechałem się pod nosem... Mmmm, ciekawe, co się kryje pod tym szlafrokiem... zacząłem się rozmarzać, gdy nagle wyrwało mnie z zamysłu pukanie do drzwi.
- O nie - mruknąłem - Jak coś to mnie tu nie ma!
Zerwałem się i schowałem w łazience. Dobry Boże... jeśli to, któryś z opiekunów to już po mnie. Gdzie ja się teraz schowam?! Na tysiąc procent sprawdzą łazienkę... Emmmmm. Nagle dojrzałem pralkę. Nie no... nie ma opcji... Ale, tak to Cię dopadną... ugh, dobra raz Czechowi śmierć. Otworzyłem cicho drzwiczki i powoli wlazłem do bębna. Całe szczęście, że jestem mały. O sakra dzięki Bogu! Skuliłem się i wcisnąłem cały. Momentalnie do mego nosa dotarł ostry zapach proszku, a tyłek i plecy, spotkały się z zimną wodą. Przeszły mnie ciarki stulecia. Łapiąc za pokrywkę zamknąłem pralkę i modliłem się, żeby nikt tutaj nie zajrzał. Hah... chyba nikomu nie wpadnie do głowy taki pomysł. Wstrzymałem oddech, gdy doszły do mnie słowa Nory.
- Tak proszę - i dźwięk zamykanych drzwi
Czyli jednak... ktoś tutaj wszedł. I nagle drzwi od łazienki rozchyliły się szeroko. Do środka weszła Nora i ktoś jeszcze. Miałem dosyć mocno ograniczone pole widzenia, więc widziałem postać tylko od pasa w dół.
- Dam rękę sobie uciąć, że jeszcze przed chwilą tutaj był - powiedziała dziewczyna
Coooo? Wydałaś mnie? Ale... Dlaczego? Poczułem lekkie ukłucie żalu i skuliłem się jeszcze bardziej.
- Ches, gdzie jesteś? - usłyszałem znajomy głos
Misior? Co on tutaj robi? Pchnąłem lekko drzwiczki pralki, ale te nie ustąpiły. Pchnąłem zdecydowanie mocniej, ale znowu zero reakcji. Sakra... chyba mają blokadę. Zapukałem w okienko i czekałem na zbawienie.

<Nora?>
Theme by Bełt