Odrobinę miałem wyrzuty sumienia, w końcu nawet nie potrafię zabawiać gości i to zadanie zostawiam sierściuchowi, którego widzę może trzeci raz w życiu? Ursuli to nie przeszkadza, więc dlaczego tak bardzo się męczę z myślami, które jak mantra powracają do moich kiepskich umiejętności komunikacji ze społeczeństwem? Chociaż jak tak na nią spojrzę. Chyba nie poczuwa się jako część społeczeństwa, jest bardziej aspołeczna czy coś, wydaje mi się, że ludzi unika jak ognia i stroni od jakichkolwiek kontaktów z resztą klasy. Odstrasza ich od siebie, kreując siebie w taki, a nie inny sposób... No, chyba że się mylę, co jest bardzo prawdopodobne. Szczerze mówiąc, w dalszym ciągu nic o niej nie wiem. Nie no, gardzi psami i kocha kotki, a i możliwe, że ma jeszcze wieczną ochotę na czekoladę, znaczy na coś słodkiego. Regał ze słodyczami wciąż tkwi w mojej głowie.
Zacząłem się brać za te naleśniki, robiąc sobie miejsce na szafce i przygotowując patelnię. Gdzie ona to trzymała? Sięgnąłem do szafki, która wisiała tuż nad moją głową. Sukces. Znalazłem coś, na czym będę mógł przygotować posiłek. Trochę mi nie pasuje, no ale najwyżej zrobię naleśniki nieco grubsze niż te zwykłe, ale mniej puszyste od tych... puszystych.
– Finney – odezwała się, zatrzymując się w drzwiach do kuchni. Nie skłamię, jeśli powiem, że na początku nie usłyszałem jej wołania. Męczenie się z własnymi myślami i próba udawania kuchcika zbyt mocno mnie wciągnęły. Odchrząknęła. – Finn.
– Tak? – Odwróciłem się w jej stronę odrobinę speszony. – Przepraszam, że nie słyszałem wcześniej.
– Nie szkodzi... Miałeś go nakarmić, ale od razu zająłeś się naleśnikami... Gdzie twoja znajoma trzyma żarcie dla kota?
Podrapałem się w tył głowy. Nie wiem, czy w ogóle wiedziałem, gdzie ono jest, ale istnieje możliwość, że po prostu wyleciało mi to z głowy. Oderwałem się od tworzenia ciasta naleśnikowego i podszedłem do szafki, która stała w kącie, tak daleko od tego wszystkiego. Wyglądała na samotną, taka biedna szafeczka. Otwarłem ją i przykucnąłem, aby móc zajrzeć do niej głębiej. W połowie odległości do tylnej ścianki stały puszki z ładnym kotkiem na opakowaniu. Całkiem urocze, ciekawe czy ściemniają z ilością mięsa, tak jak to czasami jest z psią karmą. Sięgnąłem po jedną puszkę i wyciągnąłem ją na blat. Ursula podeszła nieco bliżej. Ostrożnie mnie wyminęła i wzięła do ręki konserwę, uważnie sprawdzając dane zawarte na jej etykiecie. Kątem oka zauważyłem, jak kiwa do siebie głową, czyli mamy tutaj coś w miarę dobrego.
– Dostanę nóż? – zapytała. Podnosząc się z kucków, spojrzałem na nią, ponieważ nie dosłyszałem pytania. – Albo daj inną puszkę, bo w tej zawleczka się urwała.
Podrapałem się po głowie i powolnym krokiem ruszyłem do szuflady. Zacząłem szukać jakiegoś noża, który by się nadał do otwierania, a może znajdę otwieracz do puszek? Podałem średniego rozmiaru nóż do rączki Ursuli. Dziewczyna postawiła opakowanie na wolnym blacie. Wymierzyła i po chwili wbiła go prosto w wieczko i zaczynała się z nim siłować... Kiedy skończyła, odłożyła narzędzie i z otwartym już jedzeniem ruszyła w stronę miski kotka. Wrzuciła do niej zawartość konserwy i zawołała kitku, który posłusznie przyszedł sobie ucztować. Ja w tej chwili skończyłem smażyć pierwsze naleśniki.
– Chyba o to jeszcze nie pytałem. A ty masz kota? – Pokręciła głową. – Ale chciałabyś mieć, prawda?
– Mhm.
– To dlaczego sobie jakiegoś nie załatwisz?
Ursula? Atak kotka zostawiam tobie jakbyś chciała.