- Czy to nie smutne? Pierwsze co zrobiłam po przyjeździe to wielkie poszukiwania biblioteki, tylko by zapytać się, czy w asortymencie znajdzie się dobra książka o rudych malarzach, kryminały Christie i Doyla. To chyba źle o mnie świadczy. Jako młoda, urocza nastolatka powinnam lgnąć do ludzi jak mucha do g… Moje myśli schodzą na niewłaściwy tor. „Trzeba oczyścić umysł i myśleć pozytywnie!” No pewnie, a zaraz potem dać się posiekać przed inne jednostki i później odreagować siekając nadgarstek. Nie ze mną te numery, Świecie!... Eeem stop… czemu ja to mówię na głos?- opanowałam się i rozejrzałam po jej nowym miejscu zamieszkania, które było skąpo urządzone, jak uznałam.
Proste łóżko, biurko i szafa. Miejsce, które aż się prosi, by ktoś poprzyklejał na ściany plakaty, zdjęcia i poustawiał wszędzie swoje śmieci i czekał, aż przyjdą znajomi. Znowu chciałoby się rzec „Nie ze mną te numery, Świecie!”… Pierwsze co zrobiłam w swoim nowym pokoju to przesunęłam łóżko pod okno. Takie głupie przyzwyczajenie, by czytać na łóżku, przy naturalnym świetle, o ile to możliwe. Następnie położyłam „mebelki” Eda na podłodze i pozwoliłam mu wyjść, by mógł godnie i majestatycznie zaśmiecić mi czystą podłogę swoją sierścią.
„Prawie jak w domu!” pomyślałam, choć ten pokój w niczym nie przypominał mojego domu w Danii. Tamten był przepełniony sztuczną miłością, muzyką i rodziną. Połączenie, które od zawsze wywoływało u mnie odruch wymiotny. Cóż może być bardziej odrażające od kochającej matki, która chcąc dobrze, spełniając swoje ambicje, niszczy życie? Ojca, który twardym, pełnym dezaprobaty spojrzeniem podcina literackie skrzydła, dając mi wybór między instrumentem a, lub instrumentem b? Wybór niczym w grach. Złudny.
- Ed, kocie, czemu tak rozmyślam?- spojrzałam na zwierzaka beznamiętnie- Chcesz, żebym dała Ci spokój i zaczęła gadać z ludźmi?- ten w odpowiedzi wskoczył na moje kolana, co to miało oznaczać? Nie wiem…
Moje rozmyślenie przerwało pukanie do drzwi.
- Kocie, głupiś, wykrakałeś- pogłaskałam go, zsunęłam na podłogę, po czym podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
Osoba, która w nich stała, raczej nie wywołała u mnie szczęścia, choć kto mógłby je wywołać? (Moja aktualna odpowiedź: Kostucha.) Choć może wywoła je w czasie późniejszej rozmowy? Ta obleśnie pozytywna myśl zaświtała w mojej głowie, nie pozwalając beznamiętnie się przywitać.
Ktoś?
Mili państwo, Misiek powoli wraca na salony! Z tego powodu chciałbym położyć łapkę na tym oto opowiadaniu uroczej panienki i powiedzieć, iż drogi Misio bierze się za odpis!
OdpowiedzUsuń