Szum z dworu towarzyszył mi przy czytaniu kolejnego romansidła. Zegarek na szafce nocnej pokazywał godzinę 18:59. W moim pokoju unosił się charakterystyczny zapach mokrej gleby. Przez otwarte okno naleciało już sporo deszczu na parapet, ale nie zamierzałam nic z tym zrobić. Początek czerwca zwiastował upalne dni, ale towarzyszył im często deszcz, co niewiarygodnie mnie cieszyło. Kątem oka dostrzegłam jasny błysk w oknie, po czym rozbrzmiał głośny grzmot. Jeszcze lepiej. Burze to zjawiska, które podziwiałam z powodu ich majestatu, mroku i tajemniczości. Myślę, że mogłyby stanowić ciekawą filozoficzną przenośnię co do współgrania dobra i zła na świecie. Uwielbiałam piątkowe wieczory, gdy jedyne o co musiałam się martwić, to czy główna bohaterka wybierze życie z przystojnym brunetem, czy zdecyduje się wyjechać na prestiżowe studia. Popijając herbatę doczytałam ostatnie słowa na stronie. Rozdział później, gdy znów chciałam upić łyk owocowego naparu, uświadomiłam sobie, że już nie miałam czego pić, bo żółty kubek z kwiatkiem był zupełnie pusty.
Wygramoliłam się spod kołdry i wsunęłam stopy w szare kapcie. Kompletnie wyparłam z myśli fakt, że ktoś może błądzić po akademickich korytarzach po dziewiętnastej w piątek. Przelotnie zerknęłam w lustro przy drzwiach. Miałam na sobie krótkie spodenki, teoretycznie do ćwiczeń, ale w życiu ćwiczyłam w nich może ze cztery razy oraz podkoszulek z jakimś tandetnym barankiem. Przejechałam dłonią po rozpuszczonych włosach. To tylko spacer po herbatę. Co może się stać?
Tuż przed wyjściem zamknęłam okno i odstawiłam książkę grzbietem do góry.
Przeszłam przez oświetlony korytarz w stronę schodów na jego końcu. Kiedy zeszłam na dół, ujrzałam automat z gorącymi napojami. Wybrałam wrzątek i włożyłam torebkę z herbatą do kubka. Automat bardzo wolno działał, a mnie zaczynało się nudzić. Czas nieubłaganie mijał, a wrzątku dalej nie przybyło. Może automat się popsuł? Kiedy chciałam sprawdzić, czy wszystkie kable są podłączone, rozbrzmiał głośny grzmot i zgasło światło. Zmroziło mnie, ponieważ tuż po pająkach i clownach, najbardziej boję się ciemności. Nie panikuj, powtarzałam sobie, ale zbytnio nie pomagało.
- Jest tu ktoś? - usłyszałam męski głos z drugiego końca pokoju.
- Ja jestem - odpowiedziałam cicho, próbując przypomnieć sobie, kto był ze mną w tym pomieszczeniu. Byłam pewna, że samotnie spędziłam ostatnie minuty przed zgaśnięciem świateł.
- Jak masz na imię? - spytałam nieznajomego.
(ktosiu?)
Wygramoliłam się spod kołdry i wsunęłam stopy w szare kapcie. Kompletnie wyparłam z myśli fakt, że ktoś może błądzić po akademickich korytarzach po dziewiętnastej w piątek. Przelotnie zerknęłam w lustro przy drzwiach. Miałam na sobie krótkie spodenki, teoretycznie do ćwiczeń, ale w życiu ćwiczyłam w nich może ze cztery razy oraz podkoszulek z jakimś tandetnym barankiem. Przejechałam dłonią po rozpuszczonych włosach. To tylko spacer po herbatę. Co może się stać?
Tuż przed wyjściem zamknęłam okno i odstawiłam książkę grzbietem do góry.
Przeszłam przez oświetlony korytarz w stronę schodów na jego końcu. Kiedy zeszłam na dół, ujrzałam automat z gorącymi napojami. Wybrałam wrzątek i włożyłam torebkę z herbatą do kubka. Automat bardzo wolno działał, a mnie zaczynało się nudzić. Czas nieubłaganie mijał, a wrzątku dalej nie przybyło. Może automat się popsuł? Kiedy chciałam sprawdzić, czy wszystkie kable są podłączone, rozbrzmiał głośny grzmot i zgasło światło. Zmroziło mnie, ponieważ tuż po pająkach i clownach, najbardziej boję się ciemności. Nie panikuj, powtarzałam sobie, ale zbytnio nie pomagało.
- Jest tu ktoś? - usłyszałam męski głos z drugiego końca pokoju.
- Ja jestem - odpowiedziałam cicho, próbując przypomnieć sobie, kto był ze mną w tym pomieszczeniu. Byłam pewna, że samotnie spędziłam ostatnie minuty przed zgaśnięciem świateł.
- Jak masz na imię? - spytałam nieznajomego.
(ktosiu?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz