Spojrzałam na chłopaka pytająco w tym samym momencie, w którym obrócił się plecami i podszedł do klatki z myszami. Kolejny raz w ciągu tego samego dnia doświadczyłam dwóch skrajnie różnych zachowań jedno po drugim. Mimo że nie był to pierwszy raz, dałam się mocno zaskoczyć.
„Nie znasz mnie, więc nie mów takich rzeczy”
Westchnęłam cicho pod nosem na wspomnienie jego słów. Tak, Ches ma rację. Nie znam go… w ogóle go nie znam. Jest dla mnie kimś, kogo nie powinnam tak pochopnie oceniać.
Chwyciłam bilety leżące na stole i spojrzałam na nie. Po chwili przeniosłam wzrok na chłopaka. Siedział przed klatką z opuszczonym wejściem i obserwował myszory buszujące w środku. Podeszłam do niego, wachlując się kuponami i usiadłam na skraju łóżka.
– Będzie z nim wszystko w porządku? – spytałam, widząc jak Czesiek uważnie obserwuje rudą myszkę.
– Tak, jak najbardziej – odpowiedział krótko, nawet nie obracając się w moja stronę.
Skrzywiłam się lekko. Zacisnęłam wargi w wąską linię i zacisnęłam palce mocniej na kawałkach papieru. W końcu odważyłam się wyciągnąć rękę przed siebie i lekko pacnąć biletami w czubek rudej głowy. Niestety kiedy Ches zesztywniał, cała odwaga uciekła i z mojego ciała i z tego pokoju. Coś ścisnęło mnie nieprzyjemnie w żołądku, w ustach poczułam więcej śliny, serce przyspieszyło, a dłoń tak jak była, tak dalej została, zamrożona z biletami przy włosach chłopaka. Zaczęłam panikować, ba! Stres ogarnął moje drobne ciałko zanim w ogóle wpadłam na ten głupi pomysł.
„O bogowie, przecież on mnie zabije…” – pomyślałam przez chwilę
Tak, gratuluję dolewania oliwy do ognia. Naprawdę ci gratuluję.
Kiedy chłopak odwracał swoje ciało w moją stronę, miałam wrażenie, jakby robił to w zwolnionym tempie. Czas jakby przestał istnieć i ten w rzeczywistości krótki i szybki gest tylko się dłużył… jakby trwał w nieskończoność. Kiedy skończył, rzucił mi tylko chłodne spojrzenie, pytające krótko „co chcesz?” Uśmiechnęłam się mimo strachu w sercu i pomachałam biletami, zasłaniając na koniec nimi usta jak wachlarzem.
– Nie mam nic na juuutrooo – przeciągnęłam samogłoski w ostatnim wyrazie, zastanawiając się w tym samym czasie, czy faktycznie żaden nauczyciel niczego nie zadał. – Więc mam wolny wieczór – powiedziałam, odsłaniając delikatny uśmiech.
Spojrzenie Cześka zmieniło się nieco. Zimno, które biło z cudownie niebieskich tęczówek złagodniało, jednak nadal było w nich to, co tak kuło w serduszko.
– Czyli możemy pójść do kina – oznajmiłam.
Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech, widząc zmianę postawy chłopaka. Najlepsze było to, że było to niemal niezauważalne, a jednak tak bardzo cieszyło.
– Oo, no to fajnie.
I znowu to okropne kłucie w sercu, sprawiający ból, przez który masz ochotę nic tylko płakać. A jeszcze chwilę temu się cieszyłeś… jeszcze chwilę temu mogłam oglądać twoją radość w oczach i uśmiech, który tak często potrafił zarazić. Dlaczego więc nagle znowu stałeś się taki… nijaki…?
– Więęęc…? – zaśmiałam się lekko zakłopotana. – Jaki cudowny film ma pan ochotę obejrzeć?
– Hmmm – chłopak mruknął cicho po czym wstał na równe nogi z rudą myszką w dłoni. – Akceptuję wszystko poza horrorami – usiadł obok mnie na łóżku – i to w pierwszej kolejności oraz - musisz mi to wybaczyć, ale komedii romantycznych nawet nie jestem w stanie przetrawić.
Uniosłam wysoko brwi i prychnęłam z udawaną urazą.
– A skąd możesz wiedzieć, że lubię romansidła??
– Nooo… jesteś laską… nie lubicie ich przypadkiem?
– Może inne lubią sobie powzdychać do takich głupot, ale nie ja – zaprzeczyłam dodatkowo ruchem dłoni.
– Jak to? – chłopak uniósł brwi.
– Tak to. Każda komedia romantyczna, czy nawet zwykłe romansidło działa na tych samych schematach. Są nudne i do przewidzenia. Plus często mają beznadziejne poczucie humoru.
– Nora… ty nie jesteś kobietą… – powiedział przerażony.
– O cholera… – moje oczy również otworzyły się szeroko z przerażenia. – Chyba faktycznie nią nie jestem…
W pokoju przez chwilę zapanowała głucha cisza. Nie było słychać nawet Paxa nurkującego w trocinach. Patrzyliśmy się na siebie oboje w teatralnym przerażeniu rodem z obrazu Muncha, aż w końcu oboje zaśmialiśmy się cicho, dają upust uśmiechem cisnącym się na usta. No, przynajmniej w moim przypadku.
– Głupek… – powiedział.
– Sam jesteś głupek – prychnęłam.
– Dobra, to zbieramy się. – Czesiek wstał i odstawił Nitrrrrrrrrrrrrrro! (musiałam XD) do klatki. – Wybierzemy coś na miejscu.
– Tak jest, szefie!
***
Szliśmy powoli przez ciemny, wąski, obity włochatą, przypominającą wycieraczkę draperię korytarz, podświetlany przy suficie kolorowymi żaróweczkami. Przez prawie całą drogę dreptałam zaciekawiona z brodą uniesioną ku górze. Malutkie lampeczki wyglądały jak gwiazdy, tylko we wszystkich możliwych kolorach. Aż zapragnęłam mieć taki widok u siebie w pokoju. Mogłabym co wieczór po ciężkim, nie ciężkim dniu po prostu się położyć i popatrzeć w swoje osobiste, własne nocne niebo. Oh, a jakby tak kiedyś mieć własny dom z przeszklonym dachem w sypialni, albo w salonie. To byłby dopiero widok.
– Uważaj na próg – usłyszałam nagle głos Cześka. Szybko spojrzałam pod nogi, w tym samym momencie mijając niewysoką przeszkodę, o mały włos się o nie nie potykając. Zachwiałem się lekko, bardziej ze strachu niżby z utraty równowagi.
Poczułam jak chłopak łapie mnie asekuracyjnie za ramię.
– Nora… zabijesz się kiedyś, ciamajdo – zaśmiał się i puścił, gdy tuż przed nami pojawiły się masywne, podwójne czarne drzwi z wielkim, podświetlanym na czerwono napisem „SALA 07”
– Sam jesteś ciamajda… ja przynajmniej nie brudzę wszystkiego sosem od frytek.
Rudowłosy burknął głośno i pchnął drzwi, otwierając je z łatwością. Hmmm, a wyglądały naprawdę na ciężkie…
– To jaki film w końcu wybrałeś?
Spytałam, ale nie dostałam odpowiedzi. Chłopak po wejściu na salę od razu skręcił w prawo i zaczął wspinać się po podobnie podświetlanych schodach jak korytarz.
– Piąty… szósty… zobaczysz zaraz… ósmy i jesteśmy – zatrzymał się nagle, obracając na pięcie. Uśmiechnął się do mnie od ucha do ucha i gestem dłoni zaprosił do przejścia ze schodów na rząd foteli. Szkoda, że nie wiedział, jak bardzo jego radość koiła to moje obolałe ze smutku serducho. – Miejsca dziewiąte i dziesiąte powinny być tak na środku.
– Dziękuję – skinęłam głową niczym dama i brechtając się pod nosem zaczęłam szukać wyznaczonych nam miejsc. Faktycznie, tak jak Czesiek mówił, były one na środku. Usiadłam wygodnie, a zaraz po mnie rudowłosy.
– Więc?
– Co więc?
– Co to za fiiilm?
– Oj, kobieto… zobaczysz zaraz…
Mruknęłam przeciągłe i rozpłaszczyłam się na fotelu.
– A będę mogła bilet na pamiątkę? – zerknęłam na chłopaka. Ten po raz kolejny wyszczerzył się szeroko i odpowiedział krótko:
– No pewnie.
***
Spojrzałam na ekran telefonu i aż westchnęłam ze zdumienia. Czy ja dobrze widziałam? Czy to znowu jakiś sen na jawie? Było już tak późno? Zanim wrócimy do akademika, zanim ogarnę się do spania… Przecież ja rano będę padnięta… normalnie nie dam rady wstać do tej przeklętej budy!
– Wow… jest wpół do jedenastej...
– Już?! – Ches niemal wykrzyknął na cały głos i zerknął na telefon, który dalej trzymałam przed sobą.
Wyszliśmy z galerii i po kilku przejściach przez pasy weszliśmy w jedną z bocznych uliczek, byś zbyciem dotrzeć na powrotny autobus.
– Mam nadzieję, że zdążymy, bo na nocny nie chcę mi się czekać… jest zim...
– Czekaj.
Czesiek przerwał mi w pół zdania i zatrzymał mnie, łapiąc pod łokieć - chyba - nasłuchując. Gdy również zaczęłam się przysłuchiwać, temu, co tak zwróciło uwagę chłopaka, usłyszałam jakąś muzykę, podobna do ruskiego techno. Mogłam się nawet założyć, że to faktycznie było ruskie techno.
– Przecież to Narkotik Kal!
– Że co? – spytałam, zdezorientowana.
– Ooo, Norka, lecimy tam! – wykrzyknął entuzjastycznie i szarpnął mnie, ciągnąć za sobą, dalej trzymając mnie pod rękę.
Im bliżej byliśmy miejsca z którego dochodziły te zabójcze basy, miałam coraz większe wątpliwości jeśli o to chodzi. Wokół nas było coraz więcej ludzi, tym samym było coraz głośniej. I przez muzykę, i przez rozmowy każdej osoby.
– Ches, zginiemy – powiedziałam do niego, gdy dotarliśmy na miejsce. To, co działo się w środku było jednym wielkim huraganem ludzi.
czeees?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz