Cały czas obserwowałem dziewczynę. Zastanawiałem się, czy ona nie zdaje sobie sprawy z tego, że procenty już zaczęły uderzać jej do głowy, czy po prostu nie przyjmowała tego do świadomości.
Na razie jednak się nie awanturowała ani nie robiła nic, co łamałoby zasady klubu. Nawet dała napiwek... No cóż. Była bardzo otwarta.
Gdy chciała kolejne Mojito, robiłem jej kolejne. I następne, pilnując ją jednak i odstraszając facetów równie na bani co ona.
Przez cały ten czas wpatrywała się we mnie niczym ciele w malowane wrota. Te kilka, kilkanaście drinków później stwierdziłem, że dość jej mocnych trunków i każde kolejne zamówienie było porcją wody z sokiem z limonki i miętą. Wydawało się że nie widziała różnicy.
Dziwne było to, że ani razu nie była w toalecie. Musiała mieć naprawdę mocny pęcherz... Szacunek się należy.
Po pewnym czasie przestała zamawiać. Siedziała jedynie, wciąż we mnie wpatrzona. Aż tu nagle...
Zręcznie pomimo upojenia wdrapała się na bar, zeskoczyła z niego prawie łamiąc nogi i uczepiła się mnie, gdy próbowałem ją podtrzymać. Cały czas chichotała.
- Oj, tobie już na pewno starczy... Może ktoś po ciebie przyjechac? Albo chociaż odebrać cię z taksówki?
- Njheee.... Myheszzkam ssshaamaa... - wymamrotała, klejąc się do mnie. Dosłownie nie mogłem jej od siebie odczepic. I co ja mam z nią zrobić?!
...pomimo że myślałem, że jestem na tyle przy zdrowych zmysłach, by nigdy nie sprowadzić do domu nic innego oprócz piskląt które wypadły z gniazda, okazało się, że jednak całkowicie mi odbiło.
Szef puścił mnie do domu. Tłum zaczął się przerzedzać, więc pomoc nie była już potrzebna.
I tak oto stałem teraz na parkingu, próbując załadować pijaną dziewczynę na siedzenie pasażera w moim pick-upie. Szło ciężko, ale wreszcie udało mi się bezpiecznie ją zapakować. Wiedziałem, że będę tego żałował. Już to czułem.
Szybko dotarliśmy do mnie. Jak na złość okazało się, że Toriel oblała się którymś z napojów. Byłem zmuszony przebrać ją w jedną ze swoich koszulek.
Już prawie leżała w pokoju gościnnym, owinięta kołdrą jak naleśnik, gdy nagle znów zaczęła chichotać, przerywając swoje ciągłe mamrotanie.
- Siusiu. - zaczęła się domagać. No, każdy pęcherz ma swoje limity. Nie. Ma wyjścia..
Zabrałem ją do łazienki, mając nadzieję, że będzie w stanie sama sobie poradzić.
Przynajmniej w takiej mierze miałem szczęście. Gdy dosarczyłem ją do łazienki sama zajęła się swoją potrzebą, pamiętając nawet o umyciu rąk i podciągnięciu majtek, chociaż w tych drugich znalazła się wtedy cała koszulka.
Przy kolejnej próbie położenia jej do spania osiągnąłem sukces. Zasnęła momentalnie....
...zapowiada się ciekawy poranek
< Śpiąca krolewno~? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz