Dziewczyna wbiła wzrok w stopy, tym samym zrywając całkowicie kontakt wzrokowy. Patrzyłem na nią jeszcze przez dosłownie sekundę, ale brak jakiejkolwiek intencji z jej strony, sprawił, że ostatecznie przeniosłem wzrok na drogę przed sobą. Mimo śmiechu, który wydobył się z niej dosłownie przed chwilą, miałem wrażenie, że... był udawany. Przygryzłem wargę kłem i przyspieszyłem. Nora automatycznie została z tyłu wydając dźwięk niezadowolenia
- Musisz tak pędzić? - jęknęła
- Owszem - wyszczerzyłem się szeroko odwracając twarzą do niej i idąc tyłem - Przebieraj szybciej łapkami!
- Łapkami? - jej oddech przyspieszył znacznie
- Yop, łapkami! - odwróciłem się i szedłem normalnie
- Czemu łapkami? - wydyszała
- Ponieważ nie łapami - przyspieszyłem jeszcze bardziej
- Ches błagam Cię, zwolnij - jęknęła
- Nie ma mowy - mruknąłem dodając tempa
Dziewczyna jeszcze coś tam mruknęła. Mocniej przygryzłem wargę i zacisnąłem dłoń w pięść. Ches. Do jasnej cholery, co ty robisz? Nie możesz się tak zachowywać. Zatrzymałem się w miejscu i poczekałem, aż dziewczyna dorówna mi kroku.
- Przepraszam - mruknąłem - Już zwalniam
Nora kiwnęła głową i powoli jej oddech zaczął się wyrównywać. Szliśmy o wiele wolniej. Wbiłem dłonie do kieszeni bluzy i zacząłem kopać napotkany na drodze kamyk. Praktycznie całą uwagę przeniosłem na niego i skupiałem się, aby kopnąć go idealnie na wprost siebie. Kiedyś potrafiłem tak kopać kamyki od momentu wyjścia z domu do dotarcia na miejsce docelowe. A potem wracając odprowadzałem go na pierwotną pozycję. Powróciłem myślami do aktualnej sytuacji i kątem oka dostrzegłem, że Nora obserwuje toczący się mini głaz. Kopnąłem go w jej kierunku, tak, że znalazł się centralnie przed nią. Ta jednak minęła go jak gdyby nigdy nic... A więc, tak kończy się historia kamyka... Westchnąłem cicho i jeszcze bardziej wbiłem dłonie do kieszeni. Podniosłem lekko głowę do góry i rozejrzałem się po okolicy. Jeszcze kawałek drogi przed nami... Gdyby szedł sam, to już dawno dotarłbym do celu, ale cóż, miałem ogon, który bardzo się wlókł. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem, czy mam jakiekolwiek powiadomienia. Jak się można było spodziewać... ekran świecił pustkami. Schowałem go głęboko do kieszeni i zarzuciłem kaptur na głowę.
- Zimno Ci? - zapytała Nora
- Niezbyt - mruknąłem
I na tym skończyła się nasza rozmowa. To trochę bardzo przykre, gdy jesteś zmuszonym prowadzić całą konwersację. Może nawet samo to nie jest takie przykre, co fakt, że potrafisz z kimś gadać bez przerwy, dogadujecie się jak nikt, i zawsze macie o czym rozmawiać. Ale gdy przychodzi, co do czego i to druga osoba, ma przejąć konwersację i nagle nastaje cisza i okazuje się, że nie macie o czym rozmawiać... To jest dopiero przykre, gdy tak naprawdę jakąkolwiek interakcję wywołujesz ty sam. A jeszcze na domiar złego, nagle cisza między nami zaczęła dosłownie kuć w oczy... Przełknąłem ślinę i zerknąłem na Norę. Dziewczyna dalej była niezwykle zainteresowana swoimi butami. Spojrzałem na nie szukając wytłumaczenia, co jest w nich takiego hipnotyzującego, ale szybko się poddałem. Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk karetki. Podniosłem wzrok w poszukiwaniu ambulansu, ale nigdzie nie mogłem go zlokalizować.
- Eeee Czes, daleko jeszcze? - pytanie padło równie nagle tak jak pojawił się dźwięk karetki
- Niezbyt - odpowiedziałem - Jeszcze dwie ulice i będziemy przy BIT'cie.
Przyspieszyłem kroku widząc, że światła na przejściu zaczynają mrugać. Ostatnie metry pokonałem w lekkich podskokach, gdy włączyło się czerwone światło. Tuż przy moim boku po sekundzie pojawiła się Nora. Spojrzałem na nią z ukosa i wyprzedziłem. Przestań się tak przejmować idioto. Czemu nagle ciąży Ci tak ta cisza? Przecież to nic niezwykłego... ,,miej wyjebane, a będzie Ci dane''.
- Uważaj! - Nora nagle złapała mnie za ramię i pociągnęła do tyłu.
Chodnik tuż przede mną przeszył rozpędzony rowerzysta. Zamrugałem szybko i podążyłem wzrokiem za nim.
- Coś się stało? - zapytała po chwili
- Nie. Co miałoby się niby stać?
- Nie wiem - spuściła głowę - Ale jesteś inny, a już zwłaszcza inny niż chwilę po wyjściu z akademika.
- Wydaje Ci się - mruknąłem
- Skoro tak twierdzisz - westchnęła
- Ten niebieski budynek to BIT, tak kupisz bilety - powiedziałem wskazując brodą wspomniany budynek - Ja poczekam tutaj na ławce.
- Nie chcesz wejść do środka? - zapytała - Zmarźniesz...
- O mnie się nie martw, po za tym jest ciepło. Leć załatw swoje.
Dziewczyna kiwnęła głową i udała się do BIT'u. Odprowadziłem ją wzrokiem, i gdy tylko drzwi zamknęły się za nią, padłem na najbliższą ławkę. Nagle z kieszeni dobiegł dźwięk przychodzącej wiadomości. Niespiesznie wyciągnąłem telefon i odczytałem wiadomość od Chrupka.
> Ches, jesteś w pokoju?
< Nope, siedzę na mieście, o co cho?
> O której wracasz? Potrzebowałbym, żebyś mi wytłumaczył jedną rzecz ze stereometrii.
< No problemo Amigo, nie mam pojęcia, ale chyba jakoś na czasie.
> Jak wrócisz to napisz, przyjdę do Ciebie.
< Kiepski pomysł. Mogę wpaść do Ciebie?
> Mmm, w porządku. Znowu rozwaliliście pokój?
< Nieeee, długa historia. Wgl, mógłbym się u Ciebie kimnąć?
> Jesteś pewien, że nie rozwaliliście pokoju? I pewka, możesz.
< Dzięki wielkie, to opowiem Ci wszystko jak przyjdę.
> Luzik, Misiek kazał Ci przekazać, że zachowujesz się jak gówniarz, ale nie wiem o co mu konkretnie chodziło
< Wystarczy, że ja wiem. Dzięki, i powiedz mu, że jest idiotą
> Ambitna dyskusja... nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć, o co tym razem się pożarliście
< Jak tam chcesz, kupić Ci coś po drodze?
> Nie dzięki
< Wezmę jakieś chipsy, chcesz jakiś konkretny smak?
> Paprykowe?
< Się robi, to do zo, a i nic nie mów temu niemcowi
> Luz
Chwilę jeszcze poklikałem na telefonie przeglądając skrzynkę mailową i zapoznając się z najnowszymi memami. Jednak wewnętrznie ciągle coś nie dawało mi spokoju. Wbiłem wzrok w kostkę brukową między stopami i patrzyłem jak elegancko co kilka sekund ląduje tam płatek śniegu. Przymknąłem oczy i wsłuchiwałem się w dźwięki ulicy. Zdecydowanie to nie był mój dzień.
- Ches? - usłyszałem znajomy głos
- Mmmm? - mruknąłem nie otwierając oczu
- Kupiłam już bilety
- To dobrze - pokiwałem lekko głową
- To wszystko, możemy już iść
Bez słowa skinąłem głową. Nagle ni stąd ni z owąd poczułem lekkie pacnięcie w czerep. Zaskoczyło mnie to tak bardzo, że momentalnie sie zerwałem
- Ej! - warknąłem wbijając wzrok w Norę. Dziewczyna cofnęła się kilka kroków
- Przepraszam - powiedziała szybko
- Za co to? - mruknąłem masując czubek łepetyny
- Za... przepraszam
Wbiłem ponownie w nią wzrok i bacznie zlustrowałem.
- O co chodzi? - mruknąłem
- Mi? - uniosła brwi - Ches, to ty nagle się ofukałeś i zacząłeś dziwnie zachowywać. Pacnęłam Cię, żebyś przestał już myśleć, bo zmierzasz w złym kierunku.
Zamrugałem kilka razy i spojrzałem na nią już nieco łagodniej
- Prominte...
- Ja rozumiem, że może Ci być teraz ciężko i po głowie mogą Ci kręcić się jakieś ciemne myśli, ale proszę Cię, przestań.... Nie jesteś sobą.
- Nie jestem sobą? - uniosłem brwi - A skąd wiesz, że właśnie teraz przypadkiem nie jestem sobą, co?
- Bo... - zamilknęła
- Właśnie - mruknąłem - Nie znasz mnie, więc nie mów takich rzeczy.
- Masz rację, nie znam Cię. Przepraszam.
Ruszyła nagle przed siebie. Stałem jak wryty i patrzyłem na oddalającą się sylwetkę dziewczyny. Z jednej strony miałem ochotę stać tak dalej lub udać się w przeciwnym kierunku, a z drugiej, coś kazało mi ruszyć za nią. W sumie, dlaczego miałbym niby za nią iść? Nadal jest dla mnie nikim... Nadal? Ona zawsze będzie dla mnie nikim. Czym ty się w ogóle teraz zajmujesz Ches? Olej to i rób co chcesz. Nikt Ci nie będzie mówił, kim jesteś, i czy jesteś sobą, czy nie. Zawsze jesteś sobą. Zawsze. Nigdy nikogo nie udajesz, prawda? ... Dobra.....
- Nora! - zawołałem głośno i pobiegłem sprintem za dziewczyną. Ta przystanęła na chwilę i spojrzała na mnie, by po chwili z powrotem ruszyć przed siebie. Zwolniłem tempa, praktycznie się zatrzymując. Czy to znaczyło, że mam dać jej spokój? Ech... Stanąłem i patrzyłem prosto w jej plecy, które z sekundy na sekundę były coraz dalej, aż w końcu zniknęły za jakimś budynkiem.
~~~~
Kreśliłem długopisem na kartce najbardziej podstawowe bryły przestrzenne, a Chrupek męczył się z zadaniem domowym. Byłem właśnie w trakcie wykreślania wysokości stożka, gdy linijka przesunęła mi się i przez połowę szkicu przebiegła nieprawidłowa linia... Cisnąłem linijkę na bok i przyciskając z całej siły długopis do kartki zamazałem obiekt. Kartka szybko się poddała i krótko mówiąc podarła się. Chrupek podniósł wzrok znad zeszytu i spojrzał na mnie.
- Nawet nie wiem, czy mam pytać - powiedział spokojnie
- To nie pytaj - burknąłem
- Czyli jednak - westchnął - Jesteś głupim dzieciuchem.
- Powiedz mi coś czego nie wiem - wbiłem czoło w blat stołu
- Ches, serio nie wiem, co ty tam znowu rozkminiasz, ale mam nadzieję, że niee robisz nam powtórki sprzed roku.
- Spokojnie... nie zapowiada się na to
- To prawda, że się przeniosłeś do C?
- Prawda
- Największy hejter tej klasy, się tam przeniósł? - w jego głosie dało się wyczuć niedowierzanie
- Tak, dokładnie tak - mruknąłem
- Jeśli zrobiłeś to przez tę bójkę z Miśkiem, to wiesz, że to było dziecinne...
- Zrobiłem to, bo nie daję rady z materiałem na profilu lingwistycznym, jasne? - warknąłem podnosząc głowę
- Ches naprawdę Cię lubię i nie mam nic do Ciebie - zaczął
- Ok, rozumiem - mruknąłem - To ja już sie zbieram
Podniosłem się do góry i zacząłem zgarniać swoje rzeczy.
- Siadaj - westchnął - Nie o to mi chodziło, możesz się tu kimnąć. Tylko, że zobacz, zacząłeś się powoli mieszać w tym wszystkim i podejmować niezbyt odpowiedzialne decyzje, nie wiem jak to ująć... Ale może zrobiłbyś sobie wolne i pojechał do rodziny? Wyluzowałbyś się, wiesz, rodzina to jednak rodzina, a w domu to najlepiej....
Wybuchnąłem śmiechem przerywając mu wypowiedź
- Nie ma mowy, nie wrócę do domu. Zostaję tutaj.
- To nie wracaj do domu, ale spróbuj zmienić otoczenie, chociaż na trochę. Wyrwij się stąd, tak, żebyś nie musiał na okrągło o tym myśleć... Jakby nie patrzeć, wszędzie widzisz coś związanego z tematem szkoły.
- Dzięki za radę - pokiwałem głową - Ale raczej nie skorzystam.
- Ja tam chcesz - wzruszył ramionami - Tylko żebyś się potem nie zdziwił jak będzie za późno.
Spojrzałem na niego z ukosa. Co on tam może wiedzieć... Z powrotem wbiłem czoło w stół i przymknąłem oczy....
- Ja pierdolę, co ty robisz?! - zerwałem się, gdy nagle Chrupek mocno mnie objął - Co ty jesteś gejem?!
- Cicho bądź - mruknął chłopak - Ja próbuję Ci tutaj pomóc, a ty co?
- Co ty właśnie zrobiłeś? - zmarszczyłem brwi
- Przytuliłem Cię
- Po co...
Chłopak westchnął i pokręcił głową.
- Może gdybyś się tak nie wyrwał, to byś zrozumiał. Czasem naprawdę bliski kontakt z kimś innym pomaga.
- Ale.... dlaczego z Tobą... Wiesz też Cię lubię, ale no...
- Ches, tu nie chodzi o ,,TE KWESTIE'', ale bardziej o samą czynność.
- Za dużo czytasz tych wszystkich swoich psychologicznych pisemek...
- Nie gderaj tyle, tylko czasem mnie posłuchaj - pokręcił głową - Uwierz, że to działa, i jeśli nie chcesz, żebym to ja Cię przytulił, to idź do kogoś kto mógłby to zrobić....
- Jakoś nie widzę sensu w tym wszystkim - mruknąłem siadając
- Głupi jesteś i nie jesteś w stanie pojąć wielu rzeczy, ale no, wybaczam Ci dzieciaku. Kiedyś przyjdziesz na kolanach błagać o wybaczenie.
- Skoro tak mówisz...
~~~
Zapukałem lekko do drzwi pokoju numer 189. Po chwili do mych uszu dobiegł dźwięk przekręcanego zamka i w szparze między drzwiami pojawiła się Nora
- Hej - uśmiechnąłem się lekko - Przyniosłem chłopakom trochę jedzenia.
Drzwi otworzyły się trochę bardziej i wszedłem do środka.
- Grzeczni są? - zapytałem mijając dziewczynę
- Tak - powiedziała krótko
- To dobrze - pokiwałem lekko głową przygryzając wargę - Ale nie obrażaj się na mnie Nori....
- Ches, nie obrażam się - mruknęła - Ale nie tego się spodziewałam...
- Wiem - spuściłem głowę - Przepraszam. Ten... masz jakieś plany na wieczór?
- Niezbyt - powiedziała
- Poszłabyś ze mną do kina? - uśmiechnąłem się lekko i wyciągnąłem w jej stronę bilety - Możemy wybrać sobie dowolny film 3D, więc, jakbyś chciała, to...
Spuściłem głowę i położyłem bilety na stole.
- To ja się zajmę chłopakami...
<Nora?>
sobota, 26 maja 2018
Od Miki'ego CD Alexandra
Po odebraniu lekcji wróciłem do domu. Rzuciłem zeszyty na stół i usiadłem na podłodze oparty o szafkę. Zagwizdałem i Risto w mgnieniu oka podbiegł do mnie. Wtuliłem twarz w jego futro, intensywnie myśląc. Alex najpierw zniknął bez żadnych oznak życia i nagle, po trzech miesiącach, pojawił się ponownie. Z jednej strony się cieszyłem, bo przecież wrócił, ale hej - nic nie powiedział, martwiłem się, za dużo myślałem o powodzie dla którego wyjechał. Dlatego nie rzuciłem mu się w ramiona i postanowiłem, że tak nie zrobię. No, póki co... Chyba. Do tego, jak ja wyglądałem? Sam zauważył, że schudłem i te wory pod oczami.
- Świetnie wyglądam, nie ma co - wymamrotałem, wstając. Usiadłem przy stole i zacząłem przepisywać notatki, co jakiś czas upijając drobny łyk wina, które gdzieś znalazłem. Był to prezent dla kogoś, ale cóż. Nie upijałem swoich smutków, ani niczego- co to, to nie. Po prostu miałem ochotę. Po pewnym czasie skończyłem. Odłożyłem wszystkie rzeczy, ukryłem alkohol i usiadłem na kanapie. Oparłem głowę o oparcie i zamknąłem oczy, próbując zmyć zmęczenie. Przerwało mi jednak delikatne pukanie do drzwi. Otworzyłem i zareagowałem tak jak wcześniej, szybciej jednak się ogarniając i zamykając drzwi. Przeszkodziła mi w tym jednak jego stopa.
- Zgubiłeś czapkę - powiedział tylko, podając mi ową rzecz. Zabierając ją, nasze dłonie się zetknęły.
- Możemy... Możemy porozmawiać? - Spojrzałem na niego.
- Wiem, że wyjechałem nagle, bez ostrzeżenia i zostawiłem cię całkiem samego. Przepraszam. Ale naprawdę chcę porozmawiać. Wyjaśnić ci to - spojrzał w moje oczy z wręcz prośbą. Przełknąłem ślinę, odwracając wzrok. Po namyśle otworzyłem gwałtownie drzwi i wciągnąłem go do środka. Zamknąłem drzwi z trzaskiem i usiadłem tam gdzie wcześniej, tylko że z poduszką na nogach.
- Siadaj i mów - mruknąłem, bacznie go obserwując. Poklepałem miejsce obok, z cichą nadzieję że usiądzie, co także zrobił. Przeszły mnie dreszcze. Chciałem go przytulić (i nie tylko) ale nie wiem jak by zareagował... Otrząsnąłem się z tych myśli.
- Mów, dalej - popędziłem go.
-Więc... - wziął głęboki wdech - Moja mama zachorowała i musiałem do niej pojechać. Nie wiedziałem na jak długo, a potem jeszcze kilka innych spraw się... nałożyło.
- Mogłeś wcześniej powiedzieć że wyjeżdżasz, albo chociaż napisać czy coś - mruknąłem niezadowolony.
- Wiem, że mogłem - powiedział, kładąc rękę na karku i odwracając wzrok. Podniosłem lekko brwi.
- Ale?
- Ukradli mi telefon.
Przez chwilę siedziałem cicho, próbując przyjąć to do wiadomości, ale cóż. Po prostu parsknąłem głośnym śmiechem, starając się uspokoić. Szczerzyłem zęby jak głupi przez dobrą minutę.
- Ojejku, aż się popłakałem - znowu parsknąłem śmiechem. Odkaszlnąłem i spojrzałem na niego. Wydawał się jakby ucieszony, ale zarazem zagubiony. Zacząłem przyglądać się jego twarzy kiedy poczułem że moje oczy robią się wilgotne. Podciągnąłem nosem, próbując się nie rozbeczeć. Wstałem i zrobiłem kilka kroków, nie wiedząc co zrobić. Ukucnąłem i schowałem twarz. Boże, ja tak bardzo tęskniłem za nim, a teraz bałem się że za chwilę zniknie bez słowa, tak jak wcześniej.
<joł alex przytul tego smutasa>
piątek, 25 maja 2018
Od Alexandra CD Miki'ego
Odwróciłem się i spojrzałem na niego, nieco zdziwiony.
-Miki? - Spytałem, idąc za nim. - Miki, proszę - złapałem go za nadgarstek, zatrzymując w miejscu był cieńszy niż ostatnio. Zaniepokoiło mnie to, tak samo jak jego worki pod oczami i cienie. - Ja... Przepraszam - szepnąłem, patrząc w duże tęczówki.
- Spoko. - odpowiedział i starał się wyrwać, ale ciągle go trzymałem. Po chwili przyciągnąłem do siebie, ściskając mocno. Odetchnąłem drżąco, tuląc do siebie to małe ciałko w za dużych ubraniach. - Schudłeś - zauważyłem cicho, gładząc plecy. - Mieszkasz tam,gdzie zawsze?
- Tak. Nie przychodź... proszę - powiedział tylko. Patrzyłem jak odchodzi szybko, zaciągając kaptur z powrotem na głowę. Patrzyłem za nim z bólem, który sam sobie zafundowałem. Idiota! Wyjechałem bez słowa pożegnania trzy miesiące temu a teraz wracam i co? Liczę, że będzie jak dawniej? Idiota! Nieco nerwowo wbiłem paznokcie w dłoń. Dopiero, gdy odchodziłem, zauważyłem zgubioną czapkę. Wiem, że miałem się nie pokazywać mu... Ale przecież muszę ją oddać. Powoli ruszyłem do gabinetu dyrektorki. Rozmowa trwała prawie godzinę, podczas której wyjaśniłem jej wszystko.
- Pod koniec tygodnia będziesz znał moją decyzję - zapewniła, patrząc za ogromne okno - Póki co idź i odpocznij. Umyj się. Musisz być zmęczony - mówiła, jednak w jej głosie nie brzmiało nic więcej poza obojętnością.
- Dziękuję - szepnąłem, naprawdę wdzięczny kobiecie, chociażby za wysłuchanie. Wyszedłem, zamykając za sobą drzwi, po czym zgodzie z jej radą wróciłem do siebie. Umyłem się i ubrałem w ciepłą bluzę oraz świeże jeansy. Wsunąłem jedynie tramiki na stopy. Trzymając mocno jego czapkę, powoli szedłem ciemnym korytarzem. Szkoła była taka pusta. Przynajmniej część z akademikami. Reszta pewnie jeszcze miała zajęcia. Z ulgą wyszedłem na dwór, oddychając świeżym powietrzem. Jak dobrze być w domu, przemknęło mi przez myśl. Rozglądałem się dookoła, czując wewnętrzną więź z tym miejscem, która dodawała mi nieco otuchy. Stanąłem przed brama, patrząc na ogromny budynek z radością w sercu. Powoli odwróciłem się i ruszyłem przed siebie, w stronę miasteczka, gdzie znajdowały się również mieszkania studentów. Mimo kilku miesięcy nieobecności, nic się nie zmieniło. Do tego pamiętałem drogę. W piekarni kupiłem kilka słodkich bułek i ruszyłem do znajomego budynku. Delikatnie zapukałem do pokoju chłopaka, drapiąc się nerwowo po karku. Gdy otworzył, na jego twarzy odmalowała się najpierw radość, tak jak ostatnio. Serce zabiło mi nieco mocniej, widząc jak na bladej twarzy pojawia się leciutki rumieniec. Ten znikł po chwili, podobnie jak reszta chwilowej fascynacji i nadziei. Jednak zanim ten zamknął mi drzwi przed nosem, wsunąłem stopę między nie a framugę.
- Zgubiłeś czapkę - powiedziałem tylko, podając mu ją. Nasze dłonie przez ułamek sekundy się zetknęły, gdy ją zabierał. - Możemy... Możemy porozmawiać? - Poprosiłem cicho, patrząc na niego. - Wiem, że wyjechałem nagle, bez ostrzeżenia i zostawiłem cię całkiem samego. Przepraszam. Ale naprawdę chcę porozmawiać. Wyjaśnić ci to -spojrzałem w jego oczy z prośbą.
-Miki? - Spytałem, idąc za nim. - Miki, proszę - złapałem go za nadgarstek, zatrzymując w miejscu był cieńszy niż ostatnio. Zaniepokoiło mnie to, tak samo jak jego worki pod oczami i cienie. - Ja... Przepraszam - szepnąłem, patrząc w duże tęczówki.
- Spoko. - odpowiedział i starał się wyrwać, ale ciągle go trzymałem. Po chwili przyciągnąłem do siebie, ściskając mocno. Odetchnąłem drżąco, tuląc do siebie to małe ciałko w za dużych ubraniach. - Schudłeś - zauważyłem cicho, gładząc plecy. - Mieszkasz tam,gdzie zawsze?
- Tak. Nie przychodź... proszę - powiedział tylko. Patrzyłem jak odchodzi szybko, zaciągając kaptur z powrotem na głowę. Patrzyłem za nim z bólem, który sam sobie zafundowałem. Idiota! Wyjechałem bez słowa pożegnania trzy miesiące temu a teraz wracam i co? Liczę, że będzie jak dawniej? Idiota! Nieco nerwowo wbiłem paznokcie w dłoń. Dopiero, gdy odchodziłem, zauważyłem zgubioną czapkę. Wiem, że miałem się nie pokazywać mu... Ale przecież muszę ją oddać. Powoli ruszyłem do gabinetu dyrektorki. Rozmowa trwała prawie godzinę, podczas której wyjaśniłem jej wszystko.
- Pod koniec tygodnia będziesz znał moją decyzję - zapewniła, patrząc za ogromne okno - Póki co idź i odpocznij. Umyj się. Musisz być zmęczony - mówiła, jednak w jej głosie nie brzmiało nic więcej poza obojętnością.
- Dziękuję - szepnąłem, naprawdę wdzięczny kobiecie, chociażby za wysłuchanie. Wyszedłem, zamykając za sobą drzwi, po czym zgodzie z jej radą wróciłem do siebie. Umyłem się i ubrałem w ciepłą bluzę oraz świeże jeansy. Wsunąłem jedynie tramiki na stopy. Trzymając mocno jego czapkę, powoli szedłem ciemnym korytarzem. Szkoła była taka pusta. Przynajmniej część z akademikami. Reszta pewnie jeszcze miała zajęcia. Z ulgą wyszedłem na dwór, oddychając świeżym powietrzem. Jak dobrze być w domu, przemknęło mi przez myśl. Rozglądałem się dookoła, czując wewnętrzną więź z tym miejscem, która dodawała mi nieco otuchy. Stanąłem przed brama, patrząc na ogromny budynek z radością w sercu. Powoli odwróciłem się i ruszyłem przed siebie, w stronę miasteczka, gdzie znajdowały się również mieszkania studentów. Mimo kilku miesięcy nieobecności, nic się nie zmieniło. Do tego pamiętałem drogę. W piekarni kupiłem kilka słodkich bułek i ruszyłem do znajomego budynku. Delikatnie zapukałem do pokoju chłopaka, drapiąc się nerwowo po karku. Gdy otworzył, na jego twarzy odmalowała się najpierw radość, tak jak ostatnio. Serce zabiło mi nieco mocniej, widząc jak na bladej twarzy pojawia się leciutki rumieniec. Ten znikł po chwili, podobnie jak reszta chwilowej fascynacji i nadziei. Jednak zanim ten zamknął mi drzwi przed nosem, wsunąłem stopę między nie a framugę.
- Zgubiłeś czapkę - powiedziałem tylko, podając mu ją. Nasze dłonie przez ułamek sekundy się zetknęły, gdy ją zabierał. - Możemy... Możemy porozmawiać? - Poprosiłem cicho, patrząc na niego. - Wiem, że wyjechałem nagle, bez ostrzeżenia i zostawiłem cię całkiem samego. Przepraszam. Ale naprawdę chcę porozmawiać. Wyjaśnić ci to -spojrzałem w jego oczy z prośbą.
Miki?
wtorek, 22 maja 2018
Od Mikiego CD Alexandra
Zasłoniłem twarz dłońmi, ziewając szeroko. Spojrzałem na zegarek i jęknąłem głośno, uderzając poduszkę obok kilkakrotnie. Znowu nie mogłem spać, a jak już zasnąłem, to dość szybko się budziłem przez koszmary. Przez to od kilku tygodni chodziłem jak jakiś zombie, z wielkimi, sinymi plamami pod oczami. Na dodatek, brak snu źle wpływa na organizm, a ja przez to straciłem chęci do wszystkiego.
- Jeszcze trochę to wyląduję w szpitalu z przemęczenia - zaśmiałem się gorzko, wstając na równe nogi. Ubrałem się w koszulkę, a na to ogromną bluzę. Do tego dresowe spodnie i czapkę z daszkiem, bo nie chciałem ogarniać włosów. Szurając stopami po panelach podłogi, dotarłem do kuchni. Usiadłem na krześle i podparłem głowę o dłoń. Nie było mnie wczoraj w szkole bo wymiotowałem, a dzisiaj miałem pójść po lekcje.
- Naprawdę mi się nie chce - mruknąłem, spoglądając na godzinę w telefonie. Był wczesny ranek, a miałem być u gościa koło dwunastej. Ziewnąłem i zamrugałem kilkakrotnie, żeby przepędzić zmęczenie. Zrobiłem sobie śniadanie, które ledwo tknąłem, a resztę oddałem Risto który także zdążył się już obudzić. Mruknąłem niezadowolony wstając, żeby po chwili zrobić krótką serię ćwiczeń. Nakarmiłem i dałem wody każdemu zwierzakowi. Zawołałem psa i wyszedłem z nim na spacer. Po chwili się jednak wróciłem i wyszedłem również z kotem. Tak więc, szedłem powoli chodnikiem, dając zwierzątkom trochę wolności, żeby mogły się wszystkim zainteresować. I także dlatego, bo najzwyczajniej w świecie po prostu mi się nie chciało i byłem zbyt zmęczony na normalne tempo. Gdy dotarłem do parku, spuściłem je ze smyczy, a sam usiadłem na ławce, głaszcząc kota który usiadł mi na kolanach. Kotka głośno mruczała, jednocześnie sprawiając że nie zasypiałem, ale byłem śpiący. Po pewnym czasie usłyszałem szczeknięcie tuż obok mojej nogi. Spojrzałem na - jak się okazało - Risto.
- To się zbieramy do domku - szepnąłem, zapinając smycz i tym razem dość szybko wracając, zdając sobie z godziny która była. Zamknąłem mieszkanie i z telefonem w dłoni pobiegłem do akademika. Patrząc pod nogi, żeby przypadkiem nie potknąć się o coś, wpadłem na kogoś. Momentalnie straciłem całą równowagę, a czapka spadła, cicho uderzając o podłogę. Zamknąłem oczy, gotowy na upadek, ale poczułem jak ktoś mnie łapie.
- Przepraszam. Nie chciałem.
Momentalnie zamarłem.
Spojrzałem lekko w górę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom, a po chwili oczom. To był Alex. Kąciki moich ust podniosły się do góry, policzki lekko zaczerwieniły się, a oczy zabłyszczały, jakbym miał zaraz się popłakać. Odrzuciłem jednak te wszystkie rzeczy i odsunąłem się od niego.
A na koniec po prostu uciekłem, rzucając ciche "Spoko".
- Jeszcze trochę to wyląduję w szpitalu z przemęczenia - zaśmiałem się gorzko, wstając na równe nogi. Ubrałem się w koszulkę, a na to ogromną bluzę. Do tego dresowe spodnie i czapkę z daszkiem, bo nie chciałem ogarniać włosów. Szurając stopami po panelach podłogi, dotarłem do kuchni. Usiadłem na krześle i podparłem głowę o dłoń. Nie było mnie wczoraj w szkole bo wymiotowałem, a dzisiaj miałem pójść po lekcje.
- Naprawdę mi się nie chce - mruknąłem, spoglądając na godzinę w telefonie. Był wczesny ranek, a miałem być u gościa koło dwunastej. Ziewnąłem i zamrugałem kilkakrotnie, żeby przepędzić zmęczenie. Zrobiłem sobie śniadanie, które ledwo tknąłem, a resztę oddałem Risto który także zdążył się już obudzić. Mruknąłem niezadowolony wstając, żeby po chwili zrobić krótką serię ćwiczeń. Nakarmiłem i dałem wody każdemu zwierzakowi. Zawołałem psa i wyszedłem z nim na spacer. Po chwili się jednak wróciłem i wyszedłem również z kotem. Tak więc, szedłem powoli chodnikiem, dając zwierzątkom trochę wolności, żeby mogły się wszystkim zainteresować. I także dlatego, bo najzwyczajniej w świecie po prostu mi się nie chciało i byłem zbyt zmęczony na normalne tempo. Gdy dotarłem do parku, spuściłem je ze smyczy, a sam usiadłem na ławce, głaszcząc kota który usiadł mi na kolanach. Kotka głośno mruczała, jednocześnie sprawiając że nie zasypiałem, ale byłem śpiący. Po pewnym czasie usłyszałem szczeknięcie tuż obok mojej nogi. Spojrzałem na - jak się okazało - Risto.
- To się zbieramy do domku - szepnąłem, zapinając smycz i tym razem dość szybko wracając, zdając sobie z godziny która była. Zamknąłem mieszkanie i z telefonem w dłoni pobiegłem do akademika. Patrząc pod nogi, żeby przypadkiem nie potknąć się o coś, wpadłem na kogoś. Momentalnie straciłem całą równowagę, a czapka spadła, cicho uderzając o podłogę. Zamknąłem oczy, gotowy na upadek, ale poczułem jak ktoś mnie łapie.
- Przepraszam. Nie chciałem.
Momentalnie zamarłem.
Spojrzałem lekko w górę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom, a po chwili oczom. To był Alex. Kąciki moich ust podniosły się do góry, policzki lekko zaczerwieniły się, a oczy zabłyszczały, jakbym miał zaraz się popłakać. Odrzuciłem jednak te wszystkie rzeczy i odsunąłem się od niego.
A na koniec po prostu uciekłem, rzucając ciche "Spoko".
<welp, zgubił czapkę>
sobota, 19 maja 2018
Od Alexandra
Delikatne pukanie deszczu o szybę wybudziło mnie z niespokojnego snu. Westchnąłem, po czym przetarłem twarz dłonią. Moje wakacje w kraju matrioszek trwały trochę dłużej niż planowałem i niekoniecznie czułem się z tym dobrze. Starałem się nadrobić zaległości, ale mimo to i tak porządnie byłem w tyle. A kiepskim uczniom nie należy się stypendium, dzięki któremu się utrzymuję. Mimo to chciałbym wrócić. Lubiłem spędzać tam czas. Wstałem, po czym od razu ubrałem na siebie bluzę.
- Hej mamo - uśmiechnąłem się słabo do wychudzonej kobiety z chustą na głowie. - Myślałem... Myślałem, że już mogę wracać - zacząłem cicho. Poczułem na siebie spojrzenie jej chłodnych, niebieskich oczu.
- Do szkoły? - Upewniła się, po czym nalała owsianki. Wziąłem ciepłą miskę i potaknąłem, siadając przy stole. - Po co?
- By się uczyć - odpowiedziałem, ściskając nieco mocniej łyżkę. Czemu ona nie może zrozumieć...?
- Po co ci ta edukacja? - Prycha- Ojciec by chętnie przyjął twoją pomoc tutaj. Zamiast siedzieć w książkach, pomógłbyś nam.
- Pomagam tak jak mogę - przerwałem jej, zanim zaczęła swoją typową gadkę o tym, że są już starzy. - Przeprowadźcie się do Moskwy. Ty znajdziesz pracę i tata też. Zachowujecie się tak, jakbyście byli uwięzieni w tym domu!
- Nie podnoś na mnie głosu! - zawołała. Wydawało mi się, że przez wieczność patrzyłem w jej oczy, zanim otworzyłem usta.
- Wyjeżdżam jak tylko zjem. Wy róbcie co chcecie - rzuciłem, wracając do pokoju. Walizka czekała już spakowana pod łóżkiem. Wychodząc, ojciec starał się mnie zatrzymać, jednak wyminąłem go zręcznie i z torba w dłoni, ruszyłem po błotnistej drodze w stronę najbliższego przystanku. Zanim przeszedłem niecały kilometr, cała moja bluza i buty przemokły. Za to policzek, w który uderzył mnie ojciec, zdążył już przybrać normalny kolor.
- Już się stęskniłem za słońcem... - westchnąłem sam do siebie, oczekując na jeden z trzech autobusów.
***
Głośna muzyka w słuchawkach skutecznie zakłócała denerwujące rozmowy ludzi w zatłoczonym pociągu. Jednak z każdą kolejną stacją robiło się coraz bardziej pusto, aż w końcu zostałem sam. Wysiadłem z niewielkim dobytkiem, zamkniętym w walizce i poszedłem szukać taksówki. Za ostatnie drobne, przewiozła mnie ona przed bramy akademii.
- Dziękuje - rzuciłem po angielsku, co dalej sprawiało mi nieco problemów. Z ulgą wystawiłem twarz do słońca, na chwilę ciesząc się jego blaskiem. W końcu... Ruszyłem przed siebie w znane tereny. Mój pokój czekał na mnie tak, jak go zostawiłem - w delikatnym, aczkolwiek kontrolowanym nieładzie. Uśmiechnąłem się nieco na widok miękkiego łózka, które kusiło swoja obietnicą ciepła i głębokiego snu. Potrząsnąłem lekko głową, karcąc w duchu. Najpierw rozmowa z dyrektorka a dopiero potem odpoczynek. Przebrałem się w końcu, zdejmując z siebie jeszcze wilgotne rzeczy, po czym powoli poszedłem do gabinetu, myśląc o tym, co powiem. Nagle poczułem jak na kogoś wpadam.
- Oo... - Złapałem postać w za dużej bluzie. - Przepraszam. Nie chciałem.
Ktosiu? :3
- Hej mamo - uśmiechnąłem się słabo do wychudzonej kobiety z chustą na głowie. - Myślałem... Myślałem, że już mogę wracać - zacząłem cicho. Poczułem na siebie spojrzenie jej chłodnych, niebieskich oczu.
- Do szkoły? - Upewniła się, po czym nalała owsianki. Wziąłem ciepłą miskę i potaknąłem, siadając przy stole. - Po co?
- By się uczyć - odpowiedziałem, ściskając nieco mocniej łyżkę. Czemu ona nie może zrozumieć...?
- Po co ci ta edukacja? - Prycha- Ojciec by chętnie przyjął twoją pomoc tutaj. Zamiast siedzieć w książkach, pomógłbyś nam.
- Pomagam tak jak mogę - przerwałem jej, zanim zaczęła swoją typową gadkę o tym, że są już starzy. - Przeprowadźcie się do Moskwy. Ty znajdziesz pracę i tata też. Zachowujecie się tak, jakbyście byli uwięzieni w tym domu!
- Nie podnoś na mnie głosu! - zawołała. Wydawało mi się, że przez wieczność patrzyłem w jej oczy, zanim otworzyłem usta.
- Wyjeżdżam jak tylko zjem. Wy róbcie co chcecie - rzuciłem, wracając do pokoju. Walizka czekała już spakowana pod łóżkiem. Wychodząc, ojciec starał się mnie zatrzymać, jednak wyminąłem go zręcznie i z torba w dłoni, ruszyłem po błotnistej drodze w stronę najbliższego przystanku. Zanim przeszedłem niecały kilometr, cała moja bluza i buty przemokły. Za to policzek, w który uderzył mnie ojciec, zdążył już przybrać normalny kolor.
- Już się stęskniłem za słońcem... - westchnąłem sam do siebie, oczekując na jeden z trzech autobusów.
***
Głośna muzyka w słuchawkach skutecznie zakłócała denerwujące rozmowy ludzi w zatłoczonym pociągu. Jednak z każdą kolejną stacją robiło się coraz bardziej pusto, aż w końcu zostałem sam. Wysiadłem z niewielkim dobytkiem, zamkniętym w walizce i poszedłem szukać taksówki. Za ostatnie drobne, przewiozła mnie ona przed bramy akademii.
- Dziękuje - rzuciłem po angielsku, co dalej sprawiało mi nieco problemów. Z ulgą wystawiłem twarz do słońca, na chwilę ciesząc się jego blaskiem. W końcu... Ruszyłem przed siebie w znane tereny. Mój pokój czekał na mnie tak, jak go zostawiłem - w delikatnym, aczkolwiek kontrolowanym nieładzie. Uśmiechnąłem się nieco na widok miękkiego łózka, które kusiło swoja obietnicą ciepła i głębokiego snu. Potrząsnąłem lekko głową, karcąc w duchu. Najpierw rozmowa z dyrektorka a dopiero potem odpoczynek. Przebrałem się w końcu, zdejmując z siebie jeszcze wilgotne rzeczy, po czym powoli poszedłem do gabinetu, myśląc o tym, co powiem. Nagle poczułem jak na kogoś wpadam.
- Oo... - Złapałem postać w za dużej bluzie. - Przepraszam. Nie chciałem.
Ktosiu? :3
wtorek, 15 maja 2018
Od Nory CD Czeslava
Spotkanie Michaela na korytarzu okazało się być bardziej stresujące niż sądziłam. Zwłaszcza, gdy Czesiek tylko zmroził chłopaka spojrzeniem i tak po prostu sobie poszedł, zostawiając mnie z tym wszystkim.
– Noooraaa. – Michael pomachał mi ręką przed twarzą.
Wzdrygnęłam się lekko i od razu zdarłam głowę, by nawiązać kontakt wzrokowy.
– Mmm, tak? – spytałam szybko.
– Czego nie wiem?
Nabrałam powoli powietrza w płuca. I wypuściłam je dyskretnie przez nos. Przełknęłam ślinę, czując jak zasycha mi w ustach. Na chwilę odwróciłam głowę, skupiając swoją uwagę na losowych uczniach. Czułam to w kościach, że chłopak nie będzie zadowolony z tej wieści. Ponownie spojrzałam na blondyna, który czekał na odpowiedź z niecierpliwością
– To nic wielkiego – chrząknęłam cicho. – Czesiek zdecydował, że zmieni klasę.
Szeroko otwarte ślepia chłopaka utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie takiej wiadomości się spodziewał.
– Co? – spytał wyraźnie przejęty.
***
– Co?
– No tak – mruknęłam cicho, wystukując z telefonie frazę, którą chciałem wyszukać w internecie.
– Co za… Ugh! – Czesiek warknął głośno i skrzyżował ręce na piersi. Fuknął coś pod nosem.
Niemal zanurzyłam nos w ekranie telefonu. Kliknęłam w jeden link, po kilku sekundach otworzyła mi się mapa a na niej porozrzucane punkciki, które mogłyby być naszym celem.
– Nawet nie napisał! W ogóle się nie przejmował gdzie spędziłem noc!
– Wiem Ches, przecież byłam z tobą… – mruknęłam, dalej w pełni zajęta telefonem.
– A teraz mówisz mi, że wielce się przejął?!
Podniosłam głowę znad telefonu i spojrzałam na niego z miną, która mówiła tylko „daj już spokój”.
– Spytałeś, to ci powiedziałam jak było.
– Mmm – zacisnął oczy i westchnął głośno. – Wiem… wiem… – spuścił głowę.
Przewróciłam oczami i z powrotem zerknęłam na telefon, klikając w jeden z punktów na mapie. Pokazała mi się czerwona linia, oznaczająca trasę. Przyjrzałam się jej, ale niestety nazwy ulic nic mi nie mówiły.
– Ches – pacnęłam go wierzchem dłoni w ramię, by zwrócił na mnie uwagę. Ten szybko spojrzał na ekran. – Wiesz gdzie to jest?
Chłopak przez chwilę zamyślił się. Podniósł głowę znad urządzenia, rozejrzał się i ponownie spojrzał na czerwoną linię.
– Nie ma niczego bliżej? – zapytał i spojrzał na mnie. Pokręciłam głową w odpowiedzi. – No to trudno – podrapał się po karku. – Czeka nas spacer na dłuższą chwilę – uśmiechnął się szeroko.
Na wieść o długiej drodze do punktu sprzedaży biletów o mało co nie jęknęłam głośno. Wydałam z siebie ino cichy marudny mruk, który od razu został stłumiony przez chłopaka obok falą zachęceń.
– Oj nooo, chodź. – Czesiek chwycił mnie za ramię i pociągnął za sobą bym się ruszyła.
Początkowo nie przejawiałam żadnych oznak współpracy. Człapałam za rudowłosym powoli, stawiając jak najdłuższe kroki i zapierałam się nieco, tym samym nieco go spowalniając. Ale szybko się poddałam, dołączając obok.
– Jesteś bardziej leniwa niż sądziłem – powiedział po chwili.
– No super... – mruknęłam pod nosem i przewróciłam oczami. Chłopak szarpnął mnie lekko za rękę, którą dalej trzymał i zarechotał.
– Ja już to zmienię!
Spojrzałam na niego pytająco.
– Jak?
– Jakoś – uśmiechnął się tajemniczo.
– Zzzaczynam się bać – zaśmiałam się i odwróciłam głowę przed siebie, spuszczając wzrok na buty.
– I bardzo dobrze, bo jest czego.
Czes?
– Noooraaa. – Michael pomachał mi ręką przed twarzą.
Wzdrygnęłam się lekko i od razu zdarłam głowę, by nawiązać kontakt wzrokowy.
– Mmm, tak? – spytałam szybko.
– Czego nie wiem?
Nabrałam powoli powietrza w płuca. I wypuściłam je dyskretnie przez nos. Przełknęłam ślinę, czując jak zasycha mi w ustach. Na chwilę odwróciłam głowę, skupiając swoją uwagę na losowych uczniach. Czułam to w kościach, że chłopak nie będzie zadowolony z tej wieści. Ponownie spojrzałam na blondyna, który czekał na odpowiedź z niecierpliwością
– To nic wielkiego – chrząknęłam cicho. – Czesiek zdecydował, że zmieni klasę.
Szeroko otwarte ślepia chłopaka utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie takiej wiadomości się spodziewał.
– Co? – spytał wyraźnie przejęty.
***
– Co?
– No tak – mruknęłam cicho, wystukując z telefonie frazę, którą chciałem wyszukać w internecie.
– Co za… Ugh! – Czesiek warknął głośno i skrzyżował ręce na piersi. Fuknął coś pod nosem.
Niemal zanurzyłam nos w ekranie telefonu. Kliknęłam w jeden link, po kilku sekundach otworzyła mi się mapa a na niej porozrzucane punkciki, które mogłyby być naszym celem.
– Nawet nie napisał! W ogóle się nie przejmował gdzie spędziłem noc!
– Wiem Ches, przecież byłam z tobą… – mruknęłam, dalej w pełni zajęta telefonem.
– A teraz mówisz mi, że wielce się przejął?!
Podniosłam głowę znad telefonu i spojrzałam na niego z miną, która mówiła tylko „daj już spokój”.
– Spytałeś, to ci powiedziałam jak było.
– Mmm – zacisnął oczy i westchnął głośno. – Wiem… wiem… – spuścił głowę.
Przewróciłam oczami i z powrotem zerknęłam na telefon, klikając w jeden z punktów na mapie. Pokazała mi się czerwona linia, oznaczająca trasę. Przyjrzałam się jej, ale niestety nazwy ulic nic mi nie mówiły.
– Ches – pacnęłam go wierzchem dłoni w ramię, by zwrócił na mnie uwagę. Ten szybko spojrzał na ekran. – Wiesz gdzie to jest?
Chłopak przez chwilę zamyślił się. Podniósł głowę znad urządzenia, rozejrzał się i ponownie spojrzał na czerwoną linię.
– Nie ma niczego bliżej? – zapytał i spojrzał na mnie. Pokręciłam głową w odpowiedzi. – No to trudno – podrapał się po karku. – Czeka nas spacer na dłuższą chwilę – uśmiechnął się szeroko.
Na wieść o długiej drodze do punktu sprzedaży biletów o mało co nie jęknęłam głośno. Wydałam z siebie ino cichy marudny mruk, który od razu został stłumiony przez chłopaka obok falą zachęceń.
– Oj nooo, chodź. – Czesiek chwycił mnie za ramię i pociągnął za sobą bym się ruszyła.
Początkowo nie przejawiałam żadnych oznak współpracy. Człapałam za rudowłosym powoli, stawiając jak najdłuższe kroki i zapierałam się nieco, tym samym nieco go spowalniając. Ale szybko się poddałam, dołączając obok.
– Jesteś bardziej leniwa niż sądziłem – powiedział po chwili.
– No super... – mruknęłam pod nosem i przewróciłam oczami. Chłopak szarpnął mnie lekko za rękę, którą dalej trzymał i zarechotał.
– Ja już to zmienię!
Spojrzałam na niego pytająco.
– Jak?
– Jakoś – uśmiechnął się tajemniczo.
– Zzzaczynam się bać – zaśmiałam się i odwróciłam głowę przed siebie, spuszczając wzrok na buty.
– I bardzo dobrze, bo jest czego.
Czes?
Subskrybuj:
Posty (Atom)