Zasłoniłem twarz dłońmi, ziewając szeroko. Spojrzałem na zegarek i jęknąłem głośno, uderzając poduszkę obok kilkakrotnie. Znowu nie mogłem spać, a jak już zasnąłem, to dość szybko się budziłem przez koszmary. Przez to od kilku tygodni chodziłem jak jakiś zombie, z wielkimi, sinymi plamami pod oczami. Na dodatek, brak snu źle wpływa na organizm, a ja przez to straciłem chęci do wszystkiego.
- Jeszcze trochę to wyląduję w szpitalu z przemęczenia - zaśmiałem się gorzko, wstając na równe nogi. Ubrałem się w koszulkę, a na to ogromną bluzę. Do tego dresowe spodnie i czapkę z daszkiem, bo nie chciałem ogarniać włosów. Szurając stopami po panelach podłogi, dotarłem do kuchni. Usiadłem na krześle i podparłem głowę o dłoń. Nie było mnie wczoraj w szkole bo wymiotowałem, a dzisiaj miałem pójść po lekcje.
- Naprawdę mi się nie chce - mruknąłem, spoglądając na godzinę w telefonie. Był wczesny ranek, a miałem być u gościa koło dwunastej. Ziewnąłem i zamrugałem kilkakrotnie, żeby przepędzić zmęczenie. Zrobiłem sobie śniadanie, które ledwo tknąłem, a resztę oddałem Risto który także zdążył się już obudzić. Mruknąłem niezadowolony wstając, żeby po chwili zrobić krótką serię ćwiczeń. Nakarmiłem i dałem wody każdemu zwierzakowi. Zawołałem psa i wyszedłem z nim na spacer. Po chwili się jednak wróciłem i wyszedłem również z kotem. Tak więc, szedłem powoli chodnikiem, dając zwierzątkom trochę wolności, żeby mogły się wszystkim zainteresować. I także dlatego, bo najzwyczajniej w świecie po prostu mi się nie chciało i byłem zbyt zmęczony na normalne tempo. Gdy dotarłem do parku, spuściłem je ze smyczy, a sam usiadłem na ławce, głaszcząc kota który usiadł mi na kolanach. Kotka głośno mruczała, jednocześnie sprawiając że nie zasypiałem, ale byłem śpiący. Po pewnym czasie usłyszałem szczeknięcie tuż obok mojej nogi. Spojrzałem na - jak się okazało - Risto.
- To się zbieramy do domku - szepnąłem, zapinając smycz i tym razem dość szybko wracając, zdając sobie z godziny która była. Zamknąłem mieszkanie i z telefonem w dłoni pobiegłem do akademika. Patrząc pod nogi, żeby przypadkiem nie potknąć się o coś, wpadłem na kogoś. Momentalnie straciłem całą równowagę, a czapka spadła, cicho uderzając o podłogę. Zamknąłem oczy, gotowy na upadek, ale poczułem jak ktoś mnie łapie.
- Przepraszam. Nie chciałem.
Momentalnie zamarłem.
Spojrzałem lekko w górę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom, a po chwili oczom. To był Alex. Kąciki moich ust podniosły się do góry, policzki lekko zaczerwieniły się, a oczy zabłyszczały, jakbym miał zaraz się popłakać. Odrzuciłem jednak te wszystkie rzeczy i odsunąłem się od niego.
A na koniec po prostu uciekłem, rzucając ciche "Spoko".
- Jeszcze trochę to wyląduję w szpitalu z przemęczenia - zaśmiałem się gorzko, wstając na równe nogi. Ubrałem się w koszulkę, a na to ogromną bluzę. Do tego dresowe spodnie i czapkę z daszkiem, bo nie chciałem ogarniać włosów. Szurając stopami po panelach podłogi, dotarłem do kuchni. Usiadłem na krześle i podparłem głowę o dłoń. Nie było mnie wczoraj w szkole bo wymiotowałem, a dzisiaj miałem pójść po lekcje.
- Naprawdę mi się nie chce - mruknąłem, spoglądając na godzinę w telefonie. Był wczesny ranek, a miałem być u gościa koło dwunastej. Ziewnąłem i zamrugałem kilkakrotnie, żeby przepędzić zmęczenie. Zrobiłem sobie śniadanie, które ledwo tknąłem, a resztę oddałem Risto który także zdążył się już obudzić. Mruknąłem niezadowolony wstając, żeby po chwili zrobić krótką serię ćwiczeń. Nakarmiłem i dałem wody każdemu zwierzakowi. Zawołałem psa i wyszedłem z nim na spacer. Po chwili się jednak wróciłem i wyszedłem również z kotem. Tak więc, szedłem powoli chodnikiem, dając zwierzątkom trochę wolności, żeby mogły się wszystkim zainteresować. I także dlatego, bo najzwyczajniej w świecie po prostu mi się nie chciało i byłem zbyt zmęczony na normalne tempo. Gdy dotarłem do parku, spuściłem je ze smyczy, a sam usiadłem na ławce, głaszcząc kota który usiadł mi na kolanach. Kotka głośno mruczała, jednocześnie sprawiając że nie zasypiałem, ale byłem śpiący. Po pewnym czasie usłyszałem szczeknięcie tuż obok mojej nogi. Spojrzałem na - jak się okazało - Risto.
- To się zbieramy do domku - szepnąłem, zapinając smycz i tym razem dość szybko wracając, zdając sobie z godziny która była. Zamknąłem mieszkanie i z telefonem w dłoni pobiegłem do akademika. Patrząc pod nogi, żeby przypadkiem nie potknąć się o coś, wpadłem na kogoś. Momentalnie straciłem całą równowagę, a czapka spadła, cicho uderzając o podłogę. Zamknąłem oczy, gotowy na upadek, ale poczułem jak ktoś mnie łapie.
- Przepraszam. Nie chciałem.
Momentalnie zamarłem.
Spojrzałem lekko w górę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom, a po chwili oczom. To był Alex. Kąciki moich ust podniosły się do góry, policzki lekko zaczerwieniły się, a oczy zabłyszczały, jakbym miał zaraz się popłakać. Odrzuciłem jednak te wszystkie rzeczy i odsunąłem się od niego.
A na koniec po prostu uciekłem, rzucając ciche "Spoko".
<welp, zgubił czapkę>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz