Patrzyłam się z uśmiechem na ustach, jak pokojowe drzwi zamykają się z cichym szczekiem. Siedziałam tak na skraju łóżka jeszcze przez chwilę, cały czas trzymając wzrok w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał Czesiek, z nadzieją, że znowu się tam pojawi. Minuty jednak mijały, a po moim rudzielcu śladu nie było widać.
Westchnęłam głośno i odchyliłam się do tyłu, bezwładnie padając na plecy w miękką pościel. Zaraz po zamknięciu oczu poczułam się jak na prawdziwej karuzeli. Takiej jak są w wesołych miasteczkach - duże i podwieszane. Skrzywiłam się mocno i zmusiłam się do otwarcia ślepi. Przekręciłam się na bok, od razu zgarniając całą kołdrę w coś chyba podobnego do rulonu i przytuliłam ją rękami i nogami. Kolejna próba zamknięcia patrzałek zakończyła się porażką. Tym razem walczyłam z uczuciem obracania się wokół własnej osi.
– Gdzie jest mój Ches? – mruknęłam markotnie. Gdyby był tu w tej chwili, czułabym się i niebo lepiej. No i mogłabym zrzucić winę na niego, że to on zawrócił mi w głowie.
Zaśmiałam się po kilku porządnych minutach, zdając sobie sprawę, co pomyślała moja głowa.
„Zawróóócił oj tak” – zaczęłam nucić pod nieznaną mi melodię – „Tak bardzo tak… Aż tak?”
– Co ja wyprawiam? – spytałam sama siebie z wyrzutem. Ścisnęłam mocniej zwiniętą kołdrę i schowałam twarz w grubych fałdach. – Ogarnij się, głupia…
Starałam się jakoś uspokoić podpity umysł, ale ten był silniejszy. Na same wspomnienia o tym, co między mną a Cześkiem miało tej nocy miejsce, robiło mi się cieplej; i zamiast po prostu przestać o tym myśleć, dalej w to brnęłam. W klubie, gdy tylko mnie wyciągnął na parkiet, do tych wszystkich ludzi… tego potwornego tłumu chciałam jak najszybciej uciec w miejsce, gdzie bylibyśmy tylko we dwoje. Nie sądziłam jednak, że wystarczyła tylko powolna muzyka i on, by wszystko, co działo się wokół, straciło na znaczeniu. Nadal czułam jego ciepłe ciało kurczowo przylegające do mojego, dłonie we włosach, delikatny oddech na szyi i twarzy, kiedy jego usta były tak cholernie blisko moich. To wszystko… mi się podobało… ale co mi po tym? Zwykłe, pijackie zachowania… Czesiek pewnie nawet tego nie będzie pamiętać.
Westchnęłam głęboko przez nos i bardziej schowałam prawdopodobnie już zburaczałą twarz w pościeli. Posmutniałam od razu.
„Jesteś zbyt łatwa po alkoholu” – skarciła mnie podświadomość. Bez bicia przyznałam jej rację.
*
Nigdy nie sądziłam, że ze snu mogą mnie wyrwać takie dźwięki jak szelest trocin, picie z poidełka i najzwyklejszy szczebiot. Przewróciłam się na drugi bok i zakryłam uszy dłońmi. Coś okropnego. Niby takie ciche odgłosy, ale po takiej nocy znacznie głośniejsze i bardziej irytujące niż zazwyczaj.
– Który to tak nakurwia w poidełko? – poderwałam się gwałtownie i spojrzałam w kierunku klatki. Wszystkie dźwięki nagle ustały, a obie myszy spojrzały się na mnie swoimi błyszczącymi oczkami, jakby nie wiedziały, o co tyle krzyku.
Winnym tych hałasów był Nitro. No tak, mogłam się tego spodziewać. Taki mały, a tyle szumu. Zmrużyłam oczy, mierząc go wzrokiem od stojących uszu po ogon, a następnie w ciemne oczka. Myszor ze spokojem i nieprzerwanie patrzył na mnie, ruszając noskiem, po czym dalej patrząc mi w oczy, zaczął ponownie telepać języczkiem w kulkę.
– Nosz prze… – urwałam nagle, zauważając, że właściwie rudzielec pochłania ostatnie krople. – Oh… Nitro…
Padłam twarzą w poduszkę i jęknęłam głośno. Kończyło im się picie… Trzeba wstać, podnieść tyłek z ciepłego i mięciutkiego miejsca…
– Niech was szlag… – westchnęłam, słysząc, jak rudy dalej hałasuje. No, ale siła wyższa. Nie mogę przecież zaniedbać moich podopiecznych. W końcu to tak jakby byli moimi synkami. Czesiek to by mnie chyba udusił, gdyby coś im się stało z mojej winy.
Podniosłam się niechętnie na łokciach i ziewnęłam przeciągłe. Rozciągnęłam jeszcze kręgosłup i byłam gotowa to wstania. Przyszło mi to z o wiele większą łatwością, niż sądziłam. Do łazienki dzieliło mnie kilka kroków i to pokonanych nadzwyczaj szybko. Nim się zorientowałam, już zakładałam na klatkę pełne poidełko ze świeżą wodą. Mruknęłam w pewnym momencie niezadowolona, siłując się z drucikami.
– Czy każdy gryzoń musi obgryzać takie pierdółki? – spytałam się, nie wiem, czy sama siebie, czy młodych. Odpowiedzi i tak nie otrzymałam.
– No, gotowe – otrzepałam teatralnie ręce – Mam tylko na… – przerwałam w połowie zdania, słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości na messengerze.
A któż to o tej porze może chcieć coś od mej osoby?
Padłam bezwładnie na łóżko, zakopując się w ciepłej kołdrze i chwyciłam telefon, od razu odblokowując ekran. Szybko otworzyłam aplikację.
> Noriii
Brzmiała treść pierwszej wiadomości.
Uśmiechnęłam się, widząc, jak po stronie Cześka pokazuje się znaczek dalszego pisania, ale banan z twarzy zniknął od razu, gdy przypomniałam sobie, co wczoraj wyprawialiśmy.
> Co tam słychać? Rurka bardzo suszy?
< Hejka, Chesy
< Właściwie to niedawno wstałam i tak sobie leżę i nieee XD jest ok
> Oo
> No no, to tak samo jak ja
> Leżę i się nudzę
< Bardzo interesujące zajęcie ^^’
> Jeśli chcesz możemy ponudzić się razem
> Ta niemiecka szuja właśnie wyjeżdża, więc no
> Wbijaj śmiało jak się ogarniesz
< No pewnie, w sumie też nie mam co robić
> No to się widzimy
Odłożyłam telefon na bok i spojrzałam w sufit z głupio… naprawdę głupio szerokim uśmiechem.
„Oj już się tak nie ciesz!” – warknęłam podświadomość. Nie posłuchałam się jej. W końcu poczułam się inaczej niż zwykle. Nic właściwie się nie stało, a czułam radość. Tą głupkowatą, dziecinną radość.
*
Zapukałam dwa razy do drzwi ze znajomym numerem i odeszłam na krok do tyłu, splatając dłonie za plecami. Chwilę czekałam, aż ktoś mi otworzy. Chwilę… Sprawdziłam godzinę na ekranie telefonu; w tym samym momencie jedna z cyfr symbolizujących minuty zmieniła się na wyższą. Schowałam telefon do kieszeni spodni i po raz drugi zapukałam, jednak tym razem głośniej. Czując się z tym dziwnie, cofnęłam się, niemal prawie wpadając na drzwi z naprzeciwka. Nie chciałam być aż tak nachalna… może chłopak ma teraz ważniejsze sprawy? Może przyszłam za wcześnie? Może...
Podniosłam głowę, słysząc szczęk otwieranego zamka. Już miałam się szeroko uśmiechnąć na widok tego małego rudego kurwika, ale nie. W drzwiach stanął Michael. Zaskoczył mnie jego widok… i to chyba wzajemnie.
– Nora...?
– Misiek...?
Patrzyliśmy się tak na siebie zdezorientowani i nieco zmieszani. To była zdecydowanie ta typowa niezręczna sytuacja rodem z serialu. I to nawet nie takiego śmiesznego…
– Ee… Wejdź, śmiało. – Michael gestem dłoni zaprosił mnie do środka. Podziękowałam z miernym uśmiechem i przekroczyłam próg. I och! Dlaczego mnie to nie zdziwiło, gdy zobaczyłam półnagiego Cześka, rozwalonego na łóżku i pogrążonego w głębokim śnie.
Szybko odwróciłam wzrok. Kurwa, przecież on leży w samych gaciach!
– Przepraszam cię za bałagan – blondyn zaśmiał się nerwowo i zaczął rozkraczać się nad walizką z rozrzuconymi wokół niej rzeczami, by dostać się do Czesiowego łóżka. – I za niego… – odchrząknął cicho, narzucając na niego kołdrę.
– Heh… – spuściłam wzrok, przyglądając się pokojowymi bałaganowi, dopóki Michael znowu się nie odezwał.
– Co cię do nas sprowadza, Nori? – zapytał, odchodząc od łóżka z trupem. Obserwowałam, jak powoli pochyla się, by podnieść jedną z koszulek.
– Jakby to powiedzieć...
– Prosto z mostu, Nori.
– Noo… Właściwie to on wskazałam kciukiem na truchło pod kołdrą.
Misiek jakby zatrzymał się w czasie. Patrzył się na mnie ze zmarszczonym czołem, jakby nie wiedział, o czym mówię. Ba, na pewno nie wiedział. Postanowiłam więc szybko wyjaśnić, niż dłużej trwać w tej niezręcznej ciszy po raz kolejny, patrząc się na siebie.
– Ee...
– Boo... napisał do mnie niedawno. Mówił, że wyjeżdżasz…
– Że cooo?? – otworzył szeroko oczy.
– Noo…
– Czeslav! – blondyn wydarł się na całe gardło i rzucił trzymaną w ręku koszulką w stronę dalej śpiącego na łóżku Cześka. Ja za to wzdrygnęłam się na ten niespodziewany hałas i gest. Nim zdążyłam się otrząsnąć, Michael trzymał w ręku poduszkę. Zamachnął się i rzucił w to samo miejsce, tylko celując znacznie wyżej.
„Czy ja tu w ogóle powinnam być...?” – spytałam się w myślach.
Kiedy poduszka uderzyła z głośnym hukiem w głowę Cześka, ten ruszył się leniwie i mruknął głośno, zrzucając z siebie całą kołdrę.
– Ty pieprzona ruda gnido!
– I czego drzesz ryja…? Warknął słabo, wtulając ryjek w poduszkę.
– Nawet nie zdążyłem wyjechać ze szkoły, a ty już sprowadzasz panienki?! – rozłożył ręce w poszukiwaniu jeszcze czegoś, czym mógłby rzucić – oczywiście bez urazy, Nori – zwrócił się do mnie o wiele, wiele ciszej. Zdążyłam się tylko bezproblemowo uśmiechnąć i machnąć ręką. To nic takiego.
– Co ty pierdolisz? – Czesiek podniósł się na łokciach i odwrócił głowę w naszą stronę. Jego rozczochrane włosy sterczały w każdym kierunku i jedynie po stronie, na której spał, przylegały do czoła. Do tego mocno przymrużone oczy i zmarszczone czoło. Typowa dezorientacja, która wyglądała ilu niego tak cudownie...
Hej! Bogowie, co ja wygaduję?! Nie… nie, nieee, tobie zmierza w tym kierunku, w którym powinno. To tylko kolega. Bardzo bliski kolega. Bardzo…
Czes czes?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz