Jęknąłem cicho, gdy dziewczyna zamknęła za sobą drzwi. Obróciłem się na bok i skuliłem tuląc rzuconą we mnie poduszkę. Co się dzieje?.... Dlaczego ona mnie obudziła... Mruknąłem przebierając lekko nogami. Było mi tak strasznie zimno... Złapałem koc, którym ledwo, co byłem przykryty i powoli wdrapałem się na łóżko dziewczyny. Materac i kołdra nadal były ciepłe. Nie czekając, ani chwili dłużej skuliłem się na nim i nakryłem szczelnie, by po chwili ponownie zasnąć...
~~~
- Czesiek? - głos Nory docierał do mnie jakby z daleka
Mruknąłem słabo, czując jak jej palce przeczesują moją głowę. Dziewczyna zaczęła lekko drapać mnie po głowie. Jakież to cudowne uczucie... tak mógłbym umrzeć.
- Czes, trzeba wstać - powiedziała spokojnie kontynuując drapanie
- Zimno - mruknąłem kuląc się bardziej
- Jesteś cały opatulony - odrzekła - No już, zaraz się zaczynają lekcje.
- Nieeeeee.... - jęknąłem wbijając twarz w poduszkę
- Ches, no już - poklepała mnie delikatnie - Wyśpisz się po lekcjach.
- Nie chcę iść - wymruczałem
- Nie pozwolę Ci zostać w pokoju - powiedziała - Masz iść na lekcje.
- Dlaczemu?
- Bo... bo masz iść! - powiedziała na co jęknąłem
- Ale ja nie chcę... chce mi się spać i jest mi zimno...
- To wstań i się ubierz - powiedziała ściągając ze mnie kołdrę - Dalej Czes, bo się spóźnimy.
- Ale...
- Żadnych ale - przerwała mi - Proszę Cię, mamy dzisiaj luźniejszy dzień, więc nie będzie tak źle.
- Wątpię - burknąłem podnosząc się powoli i przecierając zmęczone oczy - Która godzina?
- Jest siódma trzydzieści - powiedziała
- Dlaczego to nie może być piątek... - westchnąłem
- Oj Czes... to tylko cztery dni - poczochrała mnie po głowie
- Naprawdę muszę iść? I tak nie jestem w stanie pisać - westchnąłem
- To chociaż będziesz siedział na lekcji - zacmokała cicho - Zaczynamy WFem, raczej nie będziesz ćwiczył prawda?
- Mam zwolnienie - mruknąłem
- To w sumie... - dziewczyna podrapała się po głowie - Możemy sobie ten WF odpuścić i pójść na zwykłe lekcje.
- A co mamy dzisiaj? - zapytałem poprawiając się i siadając po turecku
- Rozszerzony hiszpański i francuski, geografię, biologię i chyba historię, wczoraj go nie było w szkole to może nas dzisiaj szybciej puszczą.
- Przecież ja umrę - padłem na plecy chowając twarz w dłoniach
- Ches proszę Cię, nie bój się tak tych języków - znowu zatopiła palce w moich włosach - Znajdziemy jakiś sposób, żebyś się ich nauczył chociaż na sprawdzian.
- Ja się nie boję, ja jestem przerażony - jęknąłem - Codziennie jakieś języki...
- Czes, to może faktycznie pomyśl nad tym przeniesieniem się.
- Ale ja nie chcę was zostawiać... chociaż w tym przypadku to mi zwisa, ten patafian pewnie będzie zadowolony
- Głupek - mruknęła - Dobra, to mamy jakieś półtorej godziny. Idziesz się położyć?
- Nie... już się wybudziłem - powiedziałem tłamsząc ziewnięcie - Możemy iść do mnie, to ogarnę ciuchy i jakieś jedzenie... ale to jak będzie ósma, żeby mieć pewność, że go nie będzie.
- Rozumiem, że teraz nie będziecie się do siebie odzywać?
- Na to wygląda - mruknąłem - Ja nie mam mu nic do powiedzenia, po prostu przegiął. Sama zobacz, cały czas mi matkuje! Mam tego serdecznie dosyć...
- Ale nie uważasz, że miał trochę racji? - Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie - Martwi się o Ciebie po prostu...
- Ale ile można! - zacisnąłem mocno powieki - Dobra Nori, to ten, idziemy?
- Możemy - dziewczyna powoli wstała poprawiając bluzę
Zgarnąłem szybko swoje rzeczy, których z resztą nie było zbyt wiele i już po chwili Nora zamykała drzwi na klucz. Od razu udaliśmy się do męskiej części. Z sercem na ramieniu złapałem za klamkę od pokoju. Ta na szczęście nie odpuściła. Wyciągnąłem klucz i otworzyłem drzwi przepuszczając dziewczynę przodem.
- To witam w królestwie braci M&M - westchnąłem rzucając torbę na łóżko
Od razu znikąd pojawiła się Immi i zaczęła się do mnie łasić.
- Spierdalaj - warknąłem odpychając ją stopą
Kotka miauknęła i podeszła do Nory ocierając się o jej łydki. Dziewczyna kucnęła i zaczęła drapać kotkę za uchem.
- Co się stało? - zapytała po chwili
- Hmm? - spojrzałem na nią
- Humor Ci się popsuł - powiedziała
- Owszem - mruknąłem - Jakoś mnie to zdenerwowało, samo wejście tutaj i ten zasrany sierściuch. Chcesz coś do picia?
- Nie dziękuję - powiedziała
- Herbatę? - zapytałem - Trochę tu posiedzimy, więc nawet nie protestuj.
- Może być - odrzekła
- A coś zjesz? - otworzyłem lodówkę - Mogę Ci zaoferować szynkę, serek topiony, twarożek i ogórka świeżego... i pomidora, zajebiemy mu trochę.
- Nie dziękuję - odpowiedziała
- Jak tam chcesz - mruknąłem wyciągając produkty - To ten, czuj się jak u siebie. Możesz włączyć telewizor, żeby coś w tle leciało.
Dziewczyna wstała powoli i zaczęła szukać pilota. Odwróciłem się do niej i kiwnąłem głową w stronę łóżka Michaela
- Tam sprawdź, bo pewnie oglądał w nocy pudło.
Dziewczyna zanurkowała w pościeli i już po chwili miała pilota. Po włączeniu urządzenia zaczęła skakać po kanałach i w końcu zatrzymała się na jakimś muzycznym. Ja w międzyczasie przygotowałem kilka bułek, pokrywając je wszystkim czym miałem w lodówce. Właśnie kroiłem ogórka, gdy poczułem jak Nora podchodzi do mnie od boku i zagląda przez ramię.
- Już kończę - powiedziałem - Lubisz ketchup?
- Ale mówiłam Ci, że nie chcę
- Nie dyskutuj ze mną - mruknąłem - Masz zjeść chociaż jedną.
- Okej okej - westchnęła - To bez ketchupu i bez szynki.
- Tak jest szefowo - powiedziałem ściągając szynkę z dwóch połówek i przekładając na inne
Wziąłem talerz z jedzeniem w jedną rękę i ketchup w drugą. Postawiłem wszystko na stoliczku i wróciłem się po kubki z herbatą.
- Siadaj - kiwnąłem głową w stronę dziewczyny - Naprawdę czuj się jak u siebie i wcinaj bułę!
~~~~
Szliśmy bez słowa obok siebie. Nora wklepywała jakąś wiadomość w telefonie, a ja wewnętrznie byłem tak rozdarty, że szkoda słów... Bardzo chciałem, żeby to wszystko było jakimś jednym złym snem, ale tak nie było. Zbierałem w sobie siłę na ten krok już od dawna, ale zawsze tchórzyłem. Zawsze coś w ostatniej chwili mnie przerastało. Ale nie tym razem, tym razem to zrobię.
- Nora... czy pójdziesz ze mną jeszcze do Sparksowej? - zapytałem cicho, wbijając wzrok w ziemię
- Hmm? Pewnie - powiedziała odrywając wzrok od telefonu na chwilę - Kiedy?
- Teraz - mruknąłem
- Ale lekcje zaczynamy za trzy minuty
- Wiem, ale muszę iść teraz - powiedziałem stanowczo - Po prostu muszę.
- No dobrze, to chodźmy.
Skręciliśmy w boczny korytarz i udaliśmy się prosto pod pokój nauczycielski. I znowu stojąc pod jego drzwiami dopadło mnie zwątpienie i chciałem zwiać...
- Dlaczego nie pukasz? - zapytała Nora patrząc na mnie
- Och, tak, już - zapukałem stanowczo i wziąłem głęboki wdech
Drzwi od pokoju otworzyły się i wychylił się z nich pan Collins.
- Czy mógłby Pan poprosić Panią Sparks? - zapytałem
- Moment
Nauczyciel zniknął w środku i po chwili jego miejsce zajęła wychowawczyni.
- Tak? - zapytała wychodząc na zewnątrz
- Bo jest taka sprawa proszę Pani - zacząłem powoli
- O co chodzi? - zapytała - Co Ci się stało w rękę?
- Ach to nic takiego, oparzyłem się - uśmiechnąłem się słabo - Bo jest taka sprawa, że przemyślałem sobie wszystko i....
- Tak?
- I chciałbym się przenieść do klasy ogólnej - wyrzuciłem w końcu z siebie
- Rozumiem - pokiwała głową - To musisz iść do kancelarii po dokumenty i je wypełnić.
- Ciotka nie będzie musiała niczego wypełniać prawda? - zapytałem szybko
- Jesteś pełnoletni i możesz zrobić to sam - odpowiedziała - Uważam, że podjąłeś dobrą decyzję, będzie Ci zdecydowanie łatwiej. Najprawdopodobniej od Nowego Roku będziesz mógł już chodzić do nowej klasy, zobaczymy jak dyrekcja to załatwi, ale poproszę ich, żeby zrobili to jak najszybciej. Wiesz, że będziesz musiał zaliczyć materiał z przedmiotów, których nie miałeś?
- Wiem wiem i jest przygotowany już do tego - pokiwałem głową
- Czyli rozumiem, że już od jakiegoś czasu nad tym myślałeś? - zapytała spokojnie
- Tak... myślałem nad tym od czasu naszej ostatniej rozmowy - westchnąłem cicho - Proszę Pani... czy w takim razie muszę chodzić na lekcje w tym tygodniu? I tak nie mogę pisać...
- Bardzo nie chcesz iść? - zapytała po chwili
- Bardzo - mruknąłem - Muszę odpocząć...
- Dobrze, idź tylko do pielęgniarki po zaświadczenie, że nie możesz pisać, a ja już wszystko usprawiedliwię. W razie jakiś problemów przyjdź do mnie. Albo od razu chodźmy to załatwić to też powiem jak sprawa wygląda.
Skinąłem głową i ruszyłem za nauczycielką, tuż za mną podążała Nora. Gdy tylko weszliśmy do kancelarii Pani Sparks od razu zaczęła rozmawiać z sekretarką. Po chwili otrzymałem potrzebne dokumenty. Usiadłem przy stoliku i spojrzałem na Norę.
- Pomożesz mi? - mruknąłem cicho
- Pisać za Ciebie?
- Uhum...
Nora wyciągnęła szybko długopis i razem zaczęliśmy wypełniać całość. Patrzyłem jak dziewczyna powoli wypełnia pismo, które dla mnie było niczym cyrograf... czułem jak z każdą stawianą literą, niewidzialny nóż wbija mi się bardziej w plecy. Chciałem wyrwać jej go i podrzeć papier, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Zacisnąłem mocno lewą dłoń w pięść i siedziałem tak, aż wypełniła całość. Przejąłem długopis i złożyłem niezgrabny podpis.
- Proszę - mruknąłem podając papiery sekretarce
- Wygląda na to, że wszystko w porządku - odpowiedziała przeglądając pismo - Przyjdź do kancelarii zaraz po feriach świątecznych, żeby odebrać zaświadczenie.
- Dobrze - skinąłem głową i pożegnałem się opuszczając te pomieszczenie jak najszybciej.
Tuż za mną wyszła Nora i podbiegając do mnie zrównała krok.
- Idziesz teraz do pielęgniarki? - zapytała po chwili
- Tak - mruknąłem - Nie chcę tu siedzieć...
- Czyli.. czyli już nie będziemy chodzić razem do klasy? - zapytała
- Na to wygląda - westchnąłem
- Misiek nie wie prawda?
- Nope - pokręciłem głową
- O czym nie wie? - nagle jak spod ziemi wyrósł przed nami Michael
Zmierzyłem chłopaka wzrokiem i minąłem bez słowa. Jeszcze czego... Praktycznie wbiegłem po schodach na samą górę i udałem się do gabinetu pielęgniarki.
~~~
< I o której kończycie lekcje?
> O 14:30, Binnsa nie ma
< Ok, idziesz potem kupić bilety?
> Yop
< Mogę iść z Tobą?
> Jak chcesz, to możesz iść
< To przyjdę, będę czekać koło filaru przy wejściu
Padłem na plecy i spojrzałem na spakowany plecak. Kto by pomyślał, że tak skończy się to wszystko... Odpaliłem czat rozmowy z Chrisem i napisałem szybko.
< Chris, ja jednak przyjdę później, bo idę jeszcze na miasto załatwić jedną sprawę
> Spk, ja będę cały czas u siebie
< Dzięki, to do zo
<Nora?>
sobota, 21 kwietnia 2018
wtorek, 17 kwietnia 2018
Od Cher CD Michaela
Pytanie chłopaka przypomniało mi, że nie zabrałam żadnego okrycia wierzchniego. Poczułam gęsią skórkę na ramionach.
- Nie przeszkadza mi lekki chłód - odrzekłam z uśmiechem. Wskazałam ruchem głowy na płótno pod pachą Michaela - nad czym pracujesz?
- Sam jeszcze nie wiem. Ma to być rysunek o tematyce wiosennej.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, bo wiem, że czasem ciężko jest złapać wenę. Chłopak rozejrzał się dookoła, przejeżdżając przy tym dłonią po jego rudych włosach.
- Chcesz się przejść? - zapytał.
- Jasne - wstałam z ławki i poprawiłam już trochę pomiętą koszulę.
Pozwoliłam Michaelowi wybrać trasę, gdyż nie znałam jeszcze okolicy. Spacer był przyjemny i mogłam nacieszyć się widokiem przeróżnych gatunków kwiatów, drzew i krzewów. W trakcie podziwiałam rozbudzającą się naturę. Widziałam jak mała wiewiórka, obgryzała orzech. Obserwowałam jak dwa motyle wirowały wokół siebie niczym w tańcu. Podleciała do nas pszczoła i przywitała swoim brzęczeniem.
- Pięknie tu - powiedziałam cicho.
- Też tak uważam - usłyszałam - ten park to idealne miejsce dla relaksu.
- Zapamiętam sobie - uśmiechnęłam się. Cieszę się, że akademię otacza taki piękny park. Uwielbiam przebywać wśród zieleni, traktuję ją jak moją małą świątynię. Co jakiś czas zerkałam na chłopaka. Z początku wydawał się być czymś przygnębiony, chociaż i tak dobrze to ukrywał, ale teraz biło od niego taką samą pozytywną energią co dzisiaj rano. Wyglądał, jakby w jego głowie błądził jakiś pomysł. W pewnym momencie zatrzymał się i otwartą dłonią wskazał obiekt przed nami.
Przed moimi oczami ukazało się majestatyczne drzewo. Było ogromne i stabilne.
- Wspinamy się? - spytałam.
- Na to pytanie czekałem - powiedział radośnie. Chłopak pomógł mi wspiąć się na pierwszą gałąź, po czym do mnie dołączył bez problemu, gdyż znacznie ułatwiał mu wzrost i siła jaką posiadał.
- Ćwiczysz coś? - spytałam z ciekawości. Wspinaczka nie wydawała się mu szczególnie trudna.
- Od czasu do czasu zagram w koszykówkę.
- Lubię sporty, ale akurat ten nie jest dla mnie stworzony. Jestem najzwyczajniej beznadziejna. Za to lubię pływać.
Weszliśmy wyżej i usiedliśmy na grubej, stabilnej gałęzi, aby odpocząć. Wciągnęłam powietrze i poczułam delikatny zapach kory i liści drzew. Stąd widziałam potężny gmach Akademii Green Heels.
<Michael?>
- Nie przeszkadza mi lekki chłód - odrzekłam z uśmiechem. Wskazałam ruchem głowy na płótno pod pachą Michaela - nad czym pracujesz?
- Sam jeszcze nie wiem. Ma to być rysunek o tematyce wiosennej.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, bo wiem, że czasem ciężko jest złapać wenę. Chłopak rozejrzał się dookoła, przejeżdżając przy tym dłonią po jego rudych włosach.
- Chcesz się przejść? - zapytał.
- Jasne - wstałam z ławki i poprawiłam już trochę pomiętą koszulę.
Pozwoliłam Michaelowi wybrać trasę, gdyż nie znałam jeszcze okolicy. Spacer był przyjemny i mogłam nacieszyć się widokiem przeróżnych gatunków kwiatów, drzew i krzewów. W trakcie podziwiałam rozbudzającą się naturę. Widziałam jak mała wiewiórka, obgryzała orzech. Obserwowałam jak dwa motyle wirowały wokół siebie niczym w tańcu. Podleciała do nas pszczoła i przywitała swoim brzęczeniem.
- Pięknie tu - powiedziałam cicho.
- Też tak uważam - usłyszałam - ten park to idealne miejsce dla relaksu.
- Zapamiętam sobie - uśmiechnęłam się. Cieszę się, że akademię otacza taki piękny park. Uwielbiam przebywać wśród zieleni, traktuję ją jak moją małą świątynię. Co jakiś czas zerkałam na chłopaka. Z początku wydawał się być czymś przygnębiony, chociaż i tak dobrze to ukrywał, ale teraz biło od niego taką samą pozytywną energią co dzisiaj rano. Wyglądał, jakby w jego głowie błądził jakiś pomysł. W pewnym momencie zatrzymał się i otwartą dłonią wskazał obiekt przed nami.
Przed moimi oczami ukazało się majestatyczne drzewo. Było ogromne i stabilne.
- Wspinamy się? - spytałam.
- Na to pytanie czekałem - powiedział radośnie. Chłopak pomógł mi wspiąć się na pierwszą gałąź, po czym do mnie dołączył bez problemu, gdyż znacznie ułatwiał mu wzrost i siła jaką posiadał.
- Ćwiczysz coś? - spytałam z ciekawości. Wspinaczka nie wydawała się mu szczególnie trudna.
- Od czasu do czasu zagram w koszykówkę.
- Lubię sporty, ale akurat ten nie jest dla mnie stworzony. Jestem najzwyczajniej beznadziejna. Za to lubię pływać.
Weszliśmy wyżej i usiedliśmy na grubej, stabilnej gałęzi, aby odpocząć. Wciągnęłam powietrze i poczułam delikatny zapach kory i liści drzew. Stąd widziałam potężny gmach Akademii Green Heels.
<Michael?>
niedziela, 15 kwietnia 2018
Od Nory CD Czeslava
*fragment jak idą do pokoju nory*
#takbardzoniemampomysłucotunapisać
– Znienawidzisz mnie za to – powiedziałam i zaczęłam grzebać w niewielkiej szafce pod umywalką. Chłopak nachylił się, by spojrzeć czego szukam.
– Dlaczego..? – spytał w momencie, w którym znalazłam dwie buteleczki. Oj, zaraz się dowiesz, chłopie.
Wyciągnęłam je razem z rolką gazy oraz bandażu i ustawiłam na brzegu umywalki. Otrzepałam kolana i ręce z kurzu, po czym wstałam na równe nogi. Widząc przerażoną, niemal białą twarz chłopaka uniosłam wysoko brwi i zaśmiałam się krótko. Wyglądał zabawnie.
– Woda oczyszczona? Spirytus? Pozwoliłem ci opatrzyć rękę, a nie ją wypalić...
– Ches, trzeba ci to odkazić – powiedziałam głosem pełnym troski. Zabrałam się za odpakowanie gazy, co chwile zerkając na niego. Ten zdążył zabrać rękę. I spleść ją z drugą na piersi. Och… poważnie..? Kiedy kawałek materiału miałam gotowy i nasączony wodą utlenioną, wyciągnęłam prawą dłoń do chłopaka. Ten tylko pokręcił głową, a mnie aż ręce opadły.
– Czeslav!
– Co? – zrobił minę zbitego psa.
– Jak to co? No przecież nie jesteśmy w przedszkolu. Proszę, daj rękę.
Kolejne kręcenie głowy. Spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi, jeszcze tego mi teraz brakowało - upartego rudzielca pod dachem. Nie byłam, nie jestem i raczej nie będę cierpliwą osobą, dlatego miałam sporą nadzieję, że Czesiek szybko przestanie się bać. W końcu nawet nie było czego.
– Ches…
Odpowiedział mi tylko mruknięciem połączonym z jakimś miałkliwym odgłosem. Westchnęłam głośno i postanowiłam wziąć go od najłatwiejszej strony.
– Dobrze… to co mogłabym dla ciebie zrobić, żebyś dał mi opatrzyć rękę? – zapytałam wprost. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony i w sekundę posłał mi niepewny uśmiech. Ale ten mały gest wystarczył, by cała złość zniknęła jak ręką odjął.
– Cola.
– W porządku.
– Z lodem.
– Nie ma sprawy.
– I przytulas.
– O…
Zawiesiłam się przez chwilę, wybita z rytmu.
„Och, dziewczyno, przecież to tylko przytulenie się. Nie spłoniesz od tego, a przypomnę ci, robiliście to już…” – Odezwała się podświadomość. No tak… tak, racja. To przecież nic wielkiego, co ja wyprawiam?
– Okay – uśmiechnęłam się niemrawo, ale jak najszybciej spuściłam głowę, by nie zauważył tego marnego uśmiechu.
Wzięłam dyskretnie głęboki wdech i wypuściłem powietrze przez nos, równie cicho i powoli. Ujęłam ostrożnie jego skaleczoną dłoń. Zacisnęłam zęby mocno, przypominając sobie tekst chłopaka w sali gimnastycznej. Wilgotną gazą zaczęłam ostrożnie przemywać okolice wokół zdartej skóry. Zaschnięta krew, ta którą chusteczki już tylko rozmazywały powoli zaczęła znikać z dłoni.
Raj… Och, poważnie?
„Poważnie, niepoważnie, powiedział to…”
Powiedział, tylko czy od uderzenia, czy był to jeden z tych słabych tekstów na podryw?
– Umm… Nori? – głos Cześka odbijał się nieprzyjemnym echem o ściany wyłożone białymi płytkami – wszystko w porządku? – zapytał, gdy zwróciłam na niego uwagę i spojrzałam znad jego prawie czystej dłoni. – Strasznie trzęsą ci się ręce.
Uniosłam brwi zaskoczona jego pytaniem oraz stwierdzeniem i zmierzyłam go pytającym spojrzeniem.
– Raczej tak… – odpowiedziałam krótko i wróciłam do swojego zajęcia.
Chłopak mruknął cicho, jakby wyczekiwał kontynuacji zdania, którego nawet nie miałam zamiaru kończyć. Przynajmniej nie w jego obecności, przynajmniej nie na głos. Przecież nie byłabym w stanie powiedzieć mu prosto w twarz, że to on tak na mnie zadziałał. Był tylko znajomym… albo… kimś więcej. Przyjacielem? Dziwnie to brzmiało. Nie znałam go przecież długo, a jednak przez te kilka ostatnich dni poświęcałam czas i uwagę tylko jemu.
Odchrząknęłam cicho i ściągnęłam usta w wąską linię, kiedy chłopak delikatnie zabrał dłoń z sykiem. Chwyciłam mocniej za jego nadgarstek i przyciągnęła z powrotem do siebie.
– Jeszcze chwila.
Odrzuciłam zakrwawioną gazę do umywalki i chwyciłam za butelkę otwartej już wody utlenionej
– O nie... – Czesiek zaczął jęczeć i błagać.
Zatrzymałam przechyloną buteleczkę z zwieszoną kroplą u koniuszku dziobka i spojrzałam na chłopaka. Jego mina mówiła tylko jedno „nie rób tego”.
Westchnęłam cicho przez nos i pokiwałam głową mrucząc coś pod nosem. W porządku... niech mu będzie. Skoro ma zamiar mieć traumę do końca swojego życia, to wolałam dać mu już spokój. Do pokoju wróciliśmy zaraz po owinięciu całej dłoni - od palców po nadgarstek - chłopaka. Podczas tej czynności kilka razy słyszałam pytanie o to, czy wszystko aby na pewno w porządku i na każde z nich moja odpowiedź brzmiała tak samo. Podczas gdy Czesiek klęczał przy stoliku z klatką ja zajrzałam do lodówki. Oczywiście nie było tam ani kropli obiecanego mu napoju. Zamknęłam lodówkę i pomyślałam przez chwile. W pamięci zaczęłam szukać podobnej sytuacji, kiedy coś obiecałam i nie dotrzymałam słowa. Z postacią rudego nie przypomniało mi się nic... No, to zobaczymy jak zareaguje. Obstawiam dużego focha i cały maraton burkania i pfyfania, ale kto wie...
Odchrząknęłam cicho i przeszłam z części kuchni do pokoju. Czesiek dalej klęczał tam, gdzie wcześniej. Zauważając mnie, rzucił szeroki uśmiech. Ja ledwo odwzajemniłam gest.
– Mmmuszę ci przekazać bardzo złą wiadomość... – na te słowa mina Cześka od razu spochmurniała. – Nie mam coli...
Iii to był jednak koniec. W jego oczach autentycznie zobaczyłam łzy, a usta wykrzywiły się w idealną podkowę w dół. Czyli jednak Ches jest tą osobą, która źle znosi brak dotrzymywanych obietnic... albo obiecanej coli.
– Wziąć mnie na colę i jej nie mieć? – zapytał z wyrzutem, jakbym uraziła jego pięćdziesiąt pokoleń wstecz. Skrzyżował ręce na piersi i z impetem oparł się o łóżko. Jego naburmuszona mina wyglądała, jakby wziął sobie to poważnie do serca, ale pomimo tej możliwości, jakoś ten widok nie mogłam pozostawić bez zaśmiania się. Na nieco chwiejnych nogach podeszłam bliżej i przykucnęłam przy nim.
– No heeej. Jutro ci kupię – tyknełam go w ramię, na co burknął i odsunął się nieco. – A rano wstawię wodę do zamrażarki i po lekcjach będziesz mógł się napić. – I kolejna seria burków. – No heeej...
Przybliżyłam się do niego o tyle, ile on się oddalił, ale kiedy po raz kolejny zwiększył dystans pomiędzy nami przewróciłam tylko oczami i westchnęłam cicho. Mruknęłam pod nosem krótkie „głupek”, co zwróciło uwagę fochacza. Spojrzał na mnie z ukosa z - oczywiście! - burknięciem.
„Noż... nie obrażaj się...” – mruknęłam w myślach.
Przesunęłam się tak, by siedzieć najbliżej jak tylko się dało. Moje kolana stykały się z jego udem, a dłonie dyskretnie skubały materiał jego koszulki. To sprawiło, że przekręcił głowę w moją stronę jeszcze bardziej. Rzucił mi naburmuszone spojrzenie i już miał się prawdopodobnie oddalić po raz trzeci, ale przylgnęłam go chłopaka, obejmując go i nie pozwalając tym samym na ucieczkę.
Nie wiem właściwie, co ja w tamtym momencie sobie wyobrażałam? Przecież to jest ewidentnie narzucanie się komuś i nie szanowanie jego przestrzeni osobistej, a wręcz podchodzącej pod intymną. Na bogów, Nora, ty idiotko. Ale z drugiej strony sam chciał... Ale z trzeciej nie w takiej sytuacji... Cholera jasna, co ty wyprawiasz dziewczyno? Nie czujesz jaki zrobił się sztywny? Pewnie już przytulasz trupa.
I wtedy Czesiek zrobił coś, co zamknęło usta każdej mojej myśli. Poruszając się nieco niespokojnie, wydostał ręce spomiędzy nas i odtulił mnie, splatając je na moich plecach. No i teraz to ja byłam tym trupem. Przełknęłam ślinę, nie wiedząc kompletnie co czuję. Przed chwilą nie miałam żadnego problemu, a teraz, kiedy i on mnie dotykał, czułam się jakby mój mózg przestawał poprawnie pracować.
Oparłam głowę na jego ramieniu i rozluźniłam się powoli, by nie było to tak zauważalne; chłopak też wykonał kolejny ruch. Jego ręce zacisnęły się mocniej wokół mojego ciałka. Ku mojemu zaskoczeniu wzmocnienie uścisku sprawiło, że poczułam się bardziej komfortowo. Powoli zaczęłam jeździć dłonią wzdłuż pleców chłopaka. Będąc tak blisko usłyszałam jak przełyka ślinę, a jego mięśnie napinają się nieco. Nie pierwszy raz spotykam się z taką reakcją; przewinęła się kilka razy i to nie tylko po moim dotyku. Zawiesiłam więc ręce wokół jego ramion, by dłużej nie dręczyć jego pleców. Ułożyłam głowę wygodniej, tym samym dychając niemal prosto w jego ucho i niestety, kiedy znalazłam sobie wygodną pozycję, ciszę w pokoju przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Wzdrygnęłam się na ten niespodziewany dźwięk i odkleiłam się prawie cała od ciała chłopaka. A prawie tylko dlatego, ponieważ on puścić mnie nie chciał. No więc tak siedzieliśmy jeszcze chwilę. On przyklejony do mnie, ja z powracającym skrępowaniem i telefonem dzwoniącym na cały regulator.
Podniosłam powoli rękę i pogłaskałam spokojnie chłopaka po tych miękkich kłaczkach. Kiedy urządzenie przestało dzwonić od razu usłyszałam ciche pomruki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Długo to jednak nie trwało. Ten przyjemny, gardłowy dźwięk Czesiek zagłuszył chrząknięciem. Uścisk jego rąk osłabł i w tym samym momencie telefon zadzwonił ponownie. Westchnęłam cicho.
– Mogę do toalety? – spytał chłopak już odklejony ode mnie.
– Tak, pewnie – odpowiedziałam i wyciągnęłam rękę po ten przeklęty telefon wibrujący na łóżku. Przeklęty...? Chwila, od kiedy tak myślę o swoim uzależnieniu?
Będąc prawie cała rozwalona na łóżku, wdrapałam się resztą ciała na miękki materac i ułożyłam wygodnie. Nacisnęłam na ekranie zielone kółeczko i spojrzałam w kierunku łazienki. Czesiek już się w niej zamknął.
– Tak? – spytałam, zapominając przeczytać, kto się do mnie dobijał. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, kiedy usłyszałam chłodny kobiecy głos i słowa w rodzimym języku.
„No hej, co tam, kochana?” – odezwała się matuchna.
– Oo... Hej... – mój entuzjazm spadł do zerowego poziomu. – Właściwie nic ciekawego – spojrzałam na swoje zasłonięte rękawami przedramiona po czym przeniosłam wzrok na drzwi łazienki. – Mieliśmy dzisiaj sprawdzian z francuskiego... Chyba dobrze mi poszło.
„Chyba?”
– No... tak. Napisałam nawet sporo rzeczy. Więc powinno być w porządku. Uczyłam się z kolegą.
„Wiesz, że ilość nie oznacza jakość”
– No tak... – przełknęłam ślinę i spuściłam głowę. Położyłam się na boku, podkurczając nogi do piersi.
„Zobaczymy ile z tego dużo faktycznie było dobrze. Ale no... ten... dzwonię w sprawie samolotu. Załatwiłaś sobie bilet?”
O cholera... Bilet... Kompletnie wypadło mi to z głowy! Przełknęłam ślinę i zamilkłam na chwilę. Nie wiedziałam, czy powiedzieć prawdę, czy skłamać, jak to zazwyczaj robiłam. Kłamstwo w tej sytuacji byłoby wygodniejsze, ale jeśli zacznie mnie wypytywać o godziny... Na pewno już teraz będzie chciała wiedzieć, o której będę w Norwegii, by już teraz planować mi dojazd do domu.
– Eee... Tak. Tak, kupiłam...
Przekręciłam się na plecy, słuchając jednym uchem i wypuszczając drugim słowa matki. Jako, że leżałam w poprzek łóżka, oparłam nogi o ścianę, a głowę oparłam na skraju, pozwalając włosom spłyną niczym wodospad w dół.
„Słyszysz?” – poirytowany głos kobiety wyrwał mnie z zamyślenia.
– Eee... przepraszam, coś przerwało – mruknęłam cicho. Przetarłam oczy wierzchem dłoni. Kiedy matka ponownie zaczęła wręcz syczeć do słuchawki telefonu, drzwi do łazienki uchyliły się.
„…y ty mnie w ogóle słuchasz?”
– Tak, tak… przepraszam, możesz powtórzyć…?
Czesiek, który w końcu wyszedł zza drzwi zmarszczył brwi na moje słowa. No tak, dla niego to był tylko czysty bełkot. Widząc do góry nogami, jak chłopak podchodzi, z tej perspektywy wyglądał co najmniej zabawnie. Zaśmiałam się pod nosem, ale na ziemię sprowadził mnie krzyk matki.
„Nora, rozmawiasz ze mną czy z koleżankami?!”
Mój uśmiech momentalnie zgasł, a wzrok z Cześka kucającego i wyciągającego myszy z klatki przeniosłam na sufit.
– Przepraszam…
„Pytałam się ciebie, o której wylatujesz? I czy masz jak się dostać na lotnisko? I o której lądujecie?”
– Nie wiem – westchnęłam, nie mając w ogóle ochoty na rozmowę. – Musiałbym zerknąć na bilet.
„Jak to nie wiesz?! To co, nie myślałaś jak kupowałaś?”
– Nie… – mruknęłam słabo. Zacisnęłam szczęki z całej siły, by tylko nie wybuchnąć. – Po prostu nie pamiętam… dawno to było.
„Jasne… mam tylko nadzie…”
I koniec. Rozłączyłam się bez słowa, wyciszając jednym ruchem wszystkie dźwięki i o mało co nie rzuciłam telefonem gdzieś na bok. Zamknęłam oczy i zasłoniłam je dłonią. Moje szczęki dalej zaciskały się coraz to mocniej. Czułam ogromny ból w zębach, ale to było jedno z tych przyjemnych odczuć.
– Nori..? – głos Cześka wyrwał mnie z tego stanu, który często prowadził do złych rzeczy. Nawet nie wiem jak to się stało, że zapomniałam o jego obecności.
– Tak? – zapytałam, obracając głowę wyjęto stronę.
Chłopak siedział z podkurczonymi nogami niemal pod samą klatkę piersiową. Na kolanie spokojnie siedziała szara myszka, a na sprawnej dłoni szalała ta ruda.
– Wszystko w porządku?
– Tak, tak. Rozmowa z matką… szkoda słów.
– Co chciała?
– Sprawa biletów na samolot. Kompletnie o nich zapomniałam – jęknęłam. – Będę musiała kupić jak najszybciej. Mam nadzieję, że będą jeszcze miejsca… bo inaczej matka mnie zabije.
– Wylatujesz na te święta, tak..? – w głosie Cześka słychać było smutek.
– Tak.
Chłopak pokiwał głową.
– Kiedy?
– Właśnie nie wiem. Pewnie ustali się to od razu podczas kupowania biletu. Uch – przyłożyłam wierzch dłoni do czoła i spojrzałam w sufit. – Niech będzie chociaż pół miejsca wolnego...
Usłyszałam jak chłopak cmoka któregoś z myszorów i brechta się pod nosem. Przekręciłam głowę, by na niego spojrzeć i uśmiechnęłam się na sam widok Paxa wspinającego się śmiało po koszulce Cześka. Kiedy wszedł na ramię i przysiadł na chwilę, rudzielec wtulił wielką głowę w to jego małe włochate ciałko i odnajdując ustami grzbiet, cmoknął gryzonia mocno. Paxowi to ewidentnie nie pasowało, więc ofuczany i wystraszony za razem pisnął głośno i zaatakował nos Chesa. Kiedy chłopak jojknął z zaskoczenia i odchylił energicznie głowę, myszak szybko usiekł na kark, gdzie tam całusy ojca nie były żadnym zagrożeniem.
Wybuchnęłam śmiechem widząc tą sytuacje. Wszystko działo się tak szybko, aż szkoda, że nikt właśnie nie nagrywał.
– Wszystko w porządku? – spytałam, dusząc się ze śmiechu. Podkurczyłam nogi i przeturlałam się na bok, czując jak przepona zaczyna mnie intensywnie boleć. I podczas gdy ja prawie że płakałam ze śmiechu, chłopak jojkał cicho i trzymał się za nos.
– Dziabnął mnie!
I kolejna fala duszącego śmiechu.
– No co za szczyl niewdzięczny – mruknął i pokazał ugryziony nochal. Zmarszczył nos z zzezował oczy, jakby chciał zobaczyć jak to wygląda.
Patrzyłam się na niego już tylko brechtając się pod nosem.
– Prawie nie widać – powiedziałam z uśmiechem i w tym samym czasie spojrzeliśmy sobie w oczy. Zaśmiałam się ostatni raz i rzuciłam mu szeroki uśmiech, taki odsłaniający zęby. Czesiek nie pozostał długo w tyle. Jego usta również wykrzywiły się w mocnym, szczerym uśmiechu. I tak szczerzyliśmy się jak dwa głupki do sera, dopóki coś zaczęło mi nie pasować. Wielbi banan powoli zniknął z twarzy, ale nie całkowicie. Dalej uśmiech trzymał się na mojej twarzy. Zmrużyłam tylko oczy i przybliżyłam się trochę, nie mogąc znaleźć elementu, który mi nie pasował.
– Nori...? Co ty robisz? – zarechotał.
Bez słowa szukałam dalej patrząc na każdy element twarzy chłopaka. Moje oczy o mało co nie wyszły z orbit, kiedy w końcu znalazłam - a raczej zauważyłam.
– Nie masz soczewek? – zapytałam zdumiona. Chłopak zamrugał kilka razy i uniósł brwi wysoko. Usta ścisnęły się w wąską linię, a z gardełka dało się usłyszeć cichy mruk. Tak, był zmieszany.
– Eee... Nooo... Nie noszę ich już, bo są niewygodne – przerwał na chwilę kontakt wzrokowy i podrapał się po głowie.
– Niewygodne? – uniosłam brwi jak chłopak przed chwilą. – Przecież tyle czasu je nosiłeś...
– No bo... – Czesiek burknął cicho i mruknął coś pod nosem i odwrócił głowę, dając mi widok tylko na potylicę i całą górę włosów. – W sumie to te oczy nie są takie złe... Więc nie będę ich zakrywać.
Moje usta wykrzywiły się na kształt litery „O”. Co?
– Naprawdę? Jak to? Mówiłeś, że ich nienawidzisz.
– Oj no... – Czeiek po raz kolejny dzisiaj burknął i pffyfnął swoje, a jego głowa jakby przekręciła się jeszcze bardziej. Oparł ją o kolana, burkając dalej.
– Oj no nieee, tylko nie to... – przysunęłam się jeszcze bliżej i dmuchnęłam w tył jego głowy. – No ale dlaczego im się fochasz? – zapytałam. Odpowiedział mi pffyfnięciem i to znacznie bardziej zdecydowanym. – Oj no... Czesieeeek. – Tyknęłam go delikatnie w potylicę, na co zareagował pretensjonalnym burknięciem w połączeniu w pffyfaniem. Pffyfoburk? Czesiek ewoluuje jak w pokemonach.
Spojrzałam na jego jarzaste włosy i wyobraziłam go sobie jako niewielkiego, kudłatego stworka, cały czas powtarzającego ten sam dźwięk, albo burknięcia, albo pffyfnięcia. Nie wiem, czy mały rudy fochacz miałby większą siłę przebicia w kategorii „obrażalstwo”. Zaśmiałam się cicho i westchnęłam przez nos.
– Cheees, no już... – przeczesałam mu włosy. – Ja jestem bardzo zadowolona z tej zmiany. Bardzo lubię te twoje ślepka.
Chłopak jeszcze chwilę siedział tak skulony. Kiedy się ruszył, to obrócił tylko głowę, a zrobił to tak szybko, że nie byłam w stanie wycofać swojej. Ostatecznie ledwo stykaliśmy się nosami. Wzdrygnęłam się i zamrugałam szybko tak samo jak on. Wpatrywałam się w te cudowne ślepia nieco zmieszana, dopóki rudzielec z rumieńcem nie spuścił powoli głowy i nie oparł jej na kolanach. Miałam nadzieję, że chociaż na mojej twarzy nie pojawiła się ta przeklęta czerwona plama. Chociaż kogo ja chcę oszukać? Na pewno policzki dawno pokrywała czerwień. Jak nie w chwili prawie zderzenia się nosami, to w momencie, w którym zahipnotyzowana patrzyłam się w najpiękniejsze oczy na świecie.
„Nie, no błagam. Tylko się nie zakochaj” – fuknęła podświadomość.
Spróbuję…
Spojrzałam w sufit, by chłopak też w jakiś sposób nie mógł zobaczyć ewentualnych rumieńców. W ten poczułam jak jego głowa styka się z moją. Jakoś od razu napięłam mięśnie, sztywniejąc cała. W ustach zaczęło robić się nieprzyjemnie sucho, a serducho jakby przypomniało sobie o swoim istnieniu. Paradoksalnie pozycja chłopaka jakoś specjalnie mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, mimo tych wszystkich głupich reakcji było w porządku. A nawet lepiej niż w porządku…
Wtuliłam dyskretnie głowę w jego, zanurzając delikatnie nos w jego włosach. Starałam się zachować spokojny oddech, by jakoś uspokoić to szalejące serce. Niestety w ogóle nie chciało się uspokoić.
– Ches...? – odezwałam się cicho. Wsłuchałam się chwilę w jego oddech. Spokojny i miarowy, ale jeszcze płytki. Jeszcze. – Śpisz? – spytałam.
– Mmm – mrukną coś niewyraźnie pod nosem i ułożył głowę na materacu wygodniej, wbijając tym samym swoja czachę w moją jeszcze bardziej.
– Ches, myszy chodzą... Trzeba je dać do klatki.
Zastanawiałem się kiedy w jego mózgu coś zaskoczy i przyjmie do wiadomości fakt, który mu przed chwilą zaserwowałam. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Mruknęłam cicho i jeszcze raz powiedziałam jego imię, w celu zwrócenia uwagi. Żadnej reakcji.
Oj głupku...
Chwyciłam za poduszkę, leżącą nieopodal i delikatnie podłożyłam chłopakowi w zamian mojej głowy. Będąc wolna i nieograniczona przez żadną obcą część ciała mogłam swobodnie wstać z łóżka. Uklękłam przed rudzielcem i uśmiechnęłam się do jego śpiącej mordki.
– I co, biedaku, będziesz tak spać?
Spuściłam wzrok z twarzy chłopaka, w poszukiwaniu myszy. Od razu znalazłam Paxa spokojnie śpiącego na ramieniu. Przybliżyłam się by spojrzeć na zwierzątko. Skulił się tak, że przednimi łapkami trzymał swojego ogona. Uszka miał płasko położone, a stalowe futerko nastroszone. Jeśli tak wygląd w pełni śpiąca myszka, to nie mogę przepuścić tego widoku. Wstałam powoli, by nie przebudzić śpiącą dwójkę i zaczęłam wodzić wzrokiem po łóżku, w poszukiwaniu telefonu. Kiedy znalazłam, nie zwracając nawet uwagi na kilka nieodczytanych wiadomości przeszłam do aparatu i zrobiłam zdjęcie. Aż żal było mi go budzić.
Wybacz kolego...
Musnęłam delikatnie futerka zwierzaka, sprawiając, że uniósł nieco uszka i ledwo, ledwo otworzył zielone oczka. Zaczął leniwie niuchać powietrze wokoło i wiercić się niespokojnie. Nacieszona słodkim widokiem wzięłam w końcu myszaka w dłonie. O dziwo nie protestował w żaden sposób. No proszę, czyli ne tylko z zaspanymi ludźmi można robić wiele rzeczy. Znalazłam jeszcze Nitro, buszującego gdzieś w niebezpiecznych okolicach krocza Cześka i po chwili obie myszki znalazły się w klatce.
Zanim wróciłam na łóżko, odwiedziłam szafę, wyciągając z niej koc. Nie był zbyt ciepły, ale dla tak gorącokrwistego chłopaka powinien wystarczyć. Przykryłam Cześka jak tylko mogłam, poszłam zgasić światło i czym prędzej padłam na materac.
**
Przewróciłam się z boku na bok i podnosząc się na łokciu, rozejrzałam pół przytomnym wzrokiem po całym pokoju. W tych egipskich ciemnościach nie dojrzałam nic konkretnego. Ciężko było mi nawet rozróżnić jakikolwiek kształt.„Znowu się przebudziłam?” – spytałam sama siebie, czując narastające zdziwienie. Świetnie... bo to był chyba trzeci raz tej nocy.
Opadłam bezwładnie na poduszkę i skopałam dość agresywnie gorącą jak ogień kołdrę z siebie. Przez chwilę walczyłam z ciężkimi jak ołów powiekami, tylko po to, by przyzwyczaić wzrok do ciemności i spojrzeć na zegar wiszący tuż nad drzwiami wejściowymi. Ledwo widziałam, ale gdy byłam nieprzytomna, najkrótsza wskazówka przesunęła się tylko o jedno miejsce. Westchnęłam ciężko i wychyliłam łebek zza materaca, by sprawdzić jak się trzyma Czesiek, bo kiedy godzinę temu się przebudziłam, jego głowa jeszcze była na materacu. Wychyliłam się zza łóżka bardziej. Zmarszczyłam brwi, widząc go rozwalonego jak święty na swoim. Widocznie podłoga przypadła mu do gustu. Ale że nie jest mu niewygodnie? Chyba że przez sen tego nie czuje, a kiedy się obudzi, to z bolącymi kośćmi staruszka...
– Dlaczego ty w ogóle śpisz na ziemi...? – zapytałam, jakbym oczekiwała od niego odpowiedzi.
Ziewnęłam lakonicznie i ułożyłam się wygodnie na skraju, przez chwilę jeszcze obserwując śpiącego chłopaka dopóki sen nie odebrał mi świadomości.
**
Zerwałam się gwałtownie, słysząc głośny i cholernie nieprzyjemny dźwięk budzika. Zaczęłam szukając po omacku telefonu. Gdy tylko go znalazłam spojrzałam na godzinę i wyłączyłam te cholerne dźwięki. Siódma trzydzieści. A więc mieliśmy jakieś pół godziny na ogarnięcie się.– Ches – mruknęłam głośno. – Wstawaj.
Przetarłam oczy i doczołgałam się na skraj łóżka, zza którego moim oczom ukazała się istna plątanina kończyn. Zamrugałam kilka razy nie wierząc, że chłopak aż tak się rozwalił. Przecież on autentycznie obudzi się cały połamany.
– Cheeees – podniosłam głos.
Było mi głupio kogoś specjalnie budzić. Chłopak przecież mógł tak naprawdę wstawać pięć minut przed dzwonkiem. Podniosłam się do siadu i jeszcze raz spojrzałam na rozpłaszczone ciało chłopaka. Patrzyłam się tak długo, aż mój wzrok nie dostrzegł wielkiego powstania. Zamknęłam od razu oczy i odwróciłam głowę, przeklinając siarczyście we wszystkich znanych mi językach. To była ostatnia rzecz, którą chciałam zobaczyć z rana...
Wzięłam poduszkę, którą miałam pod ręka i rzuciłam nią w chłopaka.
– Wstajemy – powiedziałam na cały regulator i słysząc za sobą jakieś pomruki wymieszane z jękami, zniknęłam czym prędzej w toalecie.
<Ches, Ches? :> >
niedziela, 8 kwietnia 2018
Od Czeslava CD Nory
Wolne... no tak, przerwa świąteczna. Misiek wyjeżdża, Nora wyjeżdża... trzy czwarte akademika wyjeżdża... Zapowiadają się ciekawe święta... Nora klepnęła mnie w ramię i w tym momencie podniosłem głowę do góry
- Daj sobie jeszcze czas Ches - powiedziała - Nie podejmuj decyzji pod wpływem emocji
Pokiwałem powoli głową...
- Przepraszam Cię - westchnąłem
- Za co? - zmarszczyła brwi
- Bo tak ładnie mi wytłumaczyłaś, a ja nawet się nie nauczyłem... - spuściłem głowę
- Och Ches - przykucnęła przede mną i położyła dłonie na moich kolanach - Nie poznaję Cię, wiesz?
- Dlaczego?... - spojrzałem na nią smutno
- Po pierwsze - odgarnęła włosy z czoła - ten smutek. Nie sądziłam, że tego doświadczę, po drugie poddałeś się i załamałeś... to jest aż... nienaturalne.
- No zdarza się - mruknąłem
- Głupek - powiedziała cicho - W ogóle powiedziałeś Miśkowi o swoich planach?
- Nie... - spuściłem głowę jeszcze niżej
- To może warto z nim pogadać? Może doradzi Ci bardziej niż ja - chrząknęła - w końcu znacie się dłużej i lepiej.
Pokiwałem słabo głową. Norka poddźwignęła się z powrotem do góry i poklepała mnie mocniej w ramię.
- Chodź, nie ma co smutać... smakowało? - spytała po chwili
- Że cola? - popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się lekko - ja zawsze
- To dobrze - odwzajemniła uśmiech i to taki, że aż zrobiło mi się od niego cieplej - Idziemy?
- Uhum - wstałem powoli i spojrzałem Norce prosto w oczy - Dziękuję... dziękuję za wszystko.
- Nie ma za co - ponownie się uśmiechnęła - Chodźmy
~~~~~~~~~
- Nie możesz!
- Mogę
- NIE! Nie możesz!
- A właśnie, że mogę
- NIE MOŻESZ JASNE?!
- Mogę i to zrobię
- Ches, jak Cię zaraz strzelę - Misiek wyglądał na poważnie wkurzonego - N-I-E M-O-Ż-E-S-Z! Czego nie rozumiesz w tych słowach?!
- Bro, owszem mogę i zrobię to - uśmiechnąłem się lekko
- Trzymajcie mnie, bo wyjdę z siebie i stanę obok - podniósł ręce do góry i spojrzał w niebo - Panie Boże, dlaczego pokarałeś mnie takim imbecylem?!
- Pffff wypraszam sobie - skrzyżowałem ramiona na klacie
- Ty już się lepiej nie odzywaj - zrobił typowego facepalma - Tylko na miłość boską... dlaczego ty musisz być zawsze taki uparty i nikogo nie słuchać?!
- Bro... po pierwsze powiedział, że dobrze by było, gdybym zrobił sobie dwa tygodnie przerwy...
- No własnie! - przerwał mi - DWA TYGODNIE PRZERWY!
- Cytuję - zrobiłem w powietrzu znak cudzysłowia - ,,dobrze by było'', a to znaczy, że mogę, ale nie muszę robić sobie tej przerwy.
- Ja serio zaraz Cię czymś strzelę - nabrał głęboko powietrza w płuca - To może inaczej... dlaczego, chcesz wrócić już teraz, a nie zrobić sobie przerwę? I to taką krótką...
- Teraz to ty nie popisałeś się inteligencją bro - pokręciłem głową
- Zamilcz...
- To się zdecyduj - przewróciłem oczami - mam zamilknąć, czy mówić?
- Mów i zamilcz!
- Geniusz - zaklaskałem - To może mam zostać brzuchomówcą?
- O nie... tego tylko brakowało... Ale brat, serio nie możesz odpocząć tych dwóch tygodni? Nic Ci się nie stanie... naprawdę
- Bro ja nie chcę od razu rzucać się na głęboką wodę - mruknąłem - chciałem tylko trochę się rozruszać, po za tym zostałem kapitanem, więc wypadałoby też coś porobić...
- Ale ja Cię błagam - zrobił minę bitego psa - dwa tygodnie brat...
- NOPE - uśmiechnąłem się - i daj mi już spokój padalcu jeden niemiecki niewyżyty walterze holterze stulejarzu i kotogrzmocie jeden!
- Kotogrzmocie? Tego jeszcze nie słyszałem...
- To słyszysz! A teraz wybacz - odwróciłem się - Mam ważniejsze sprawy
- A spróbuj ty mi tylko pojawić się i ćwiczyć! WŁASNORĘCZNIE CIĘ UDUSZĘ!
- Tere fere srają muszki, będzie wiosna - pomachałem do niego - Lepiej się ty pojaw, bo będziesz mieć przerąbane u kapitana... a chyba tego nie chcesz?
- Menda
- čurak
Szybko przeszedłem w poprzeczny korytarz i schowałem się za ścianą... mmm ciekawe, czy tym razem wściekł się na tyle, że w końcu dotrzyma obietnicy o spraniu mnie na kwaśne jabłko? E tam - parsknąłem śmiechem, Misiek miałby obrócić groźby w czyn? W ŻYCIU! Podbiegłem do Nory i złapałem za jej torbę.
- Gotowa?
- Naprawdę muszę? - jęknęła
- Jak najbardziej! - wyszczerzyłem się - Mówię Ci będzie fajnieeeeee, po za tym wypadałoby się Pani trochę poruszać - na te słowa dziewczyna uniosło wysoko brwi - To nie tak, że jesteś gruba, czy coś! - zacząłem szybko zaprzeczać - po prostu no...
- Głupek - zaśmiała się
- Naprawdę nie chciałem no... - zacisnąłem mocno powieki, szukając w głowie odpowiednich słów
- Spokojnie - otworzyłem oczy i znowu ujrzałem ten uśmiech... dlaczego tutaj jest tak gorąco?
- To ten... mówiłaś, że lubisz siatkówkę - uśmiechnąłem się lekko - Więc możemy sobie trochę pograć, wiesz nic wymagającego ze względu na ciebie...
- ... i Ciebie? - dokończyła
- Może troszeczkę - przymrużyłem oczy - Misiek jak się dowiedział, że chcę dzisiaj ćwiczyć to uwierz, wyglądał jakby dotknęła go biała gorączka...
- Mówiłam Ci, że tak będzie - mruknęła
- Oj no wyluzuuuuuuj, co niby takiego może się stać?
~~~~~ (następnym razem, gdy powiem ,,co niby takiego może się stać'' to po prostu walnij mnie w głowę, z całej siły, młotkiem... Mówię to ja, siedzący z chusteczką przy twarzy, z której elegancko kapie krew)~~~~~
- A więc - stanąłem w drzwiach - witaj w moim królestwie
- To królestwo zaraz będzie miało martwego króla - mruknął Misiek i zaraz po tym przecisnął się siłą przez drzwi - Nie wierzę, że ty mu na to pozwoliłaś! - wskazał palcem prosto w Norę
- Daj jej spokój tak? - warknąłem - To była tylko i wyłącznie moja decyzja, jasne?
- Zamilcz...
- Jak sobie chcesz - mruknąłem - Chodź Nora weźmiemy wózek z piłkami.
- Ches, jesteś pewien - powiedziała powoli
- Absolutnie! - uśmiechnąłem się - Mowię Ci, że nie mam zamiaru grać na sto procent, chcę tylko trochę poodbijać sobie piłkę, poserwować... po prostu muszę się ruszyć.
Dziewczyna westchnęła cicho i ruszyła w krok za mną.
- Nigdy nie zrozumiem chłopaków...
- Dlaczego niby?
- Macie bardzo dziwne sposoby ucieczki - pokręciła głową
- W sensie? - zmarszczyłem czoło
- Myślisz, że Ci uwierzę w to wszystko - uniosła brew - Ches nie jestem, aż tak głupia, po za tym widzę, co się dzieje i pragnę Ci przypomnieć, że znam Cię nie od dziś.
- Więc dlaczego tak robię? - odwróciłem wzrok od niej i pchnąłem wózek przed siebie
- Nie wiem, ale wiem, że znowu próbujesz uciec i wybrałeś bardzo złą opcję...
- Nora - mruknąłem - Nie wiem o czym mówisz.
- Wiesz - powiedziała - I ja nie będę Ci tego mówić, ale wiedz, że to nie ma sensu.
- Więc Twoim zdaniem jak mam niby uciec od tego wszystkiego? - wbiłem w nią wzrok - Jak mam chodź na chwilę o tym wszystkim zapomnieć? Nie jestem typem, który zaszyje się gdzieś w kącie i będzie tak siedzieć, ja działam, chodzę, biegam, skaczę. Nie jestem w stanie usiedzieć w miejscu. Więc powiedz mi jak twoim zdaniem mam niby inaczej dać sobie chwilę wytchnienia?
- Nie wiem... - dziewczyna spuściła głowę
- No właśnie - burknąłem - Więc z łaski swojej daj mi spokój, chcę się od tego oderwać, a chyba nie jest to, aż tak złe rozwiązanie co? Zawsze mogłem brać narkotyki, albo okradać staruszki...
- Nie żartuj sobie...
- A co innego mi pozostało? - mruknąłem i pchnąłem drzwi od hali. Na boisku był tylko Michael - Gdzie jest reszta?
- Nie ma - burknął rozciągając się do tyłu - I to na twoje szczęście
- Odpuścił byś już... ale faktycznie lepiej - pokiwałem głową - Będziemy mogli sobie na spokojnie pograć.
- Jeśli myślisz, że będę z Tobą współpracował to się grubo mylisz
- Zamknąłbyś się w końcu - warknąłem, czułem jak krew zaczyna się we mnie gotować
- Bo co? Zachowujesz się idiotycznie i ja nie będę tego popierał - chłopak wyprostował się i spojrzał na mnie z góry
- Powiedziałem Ci zamknij się! - zrobiłem krok na przód, ale wtedy kątem oka zobaczyłem Norę stojącą za wózkiem. Odwróciłem się na pięcie i podszedłem do niego. Złapałem za najbliższą piłkę i z całej siły rzuciłem w Michaela. Chłopak złapał ją i wsadził pod pachę - Ustaw się jak do odbioru wystawy, wystawię Ci kilka razy... Albo daj piłkę Norze. Nora ty wyrzucisz piłkę nade mnie, a ja wystawię ją temu imbecylowi
- No nie wierzę - chłopak się zaśmiał - A cóż to się zadziało, że Pan Nesladek nie chce odebrać wystawy?
- Już Ci mówiłem, żebyś się zamknął - wziąłem głęboki oddech i modliłem się, żeby jak najszybciej się uspokoić - i że nie chcę się przemęczać, a coś porobić... więc może być w końcu zobaczył, że nie żartowałem i zachowywał się normalnie?
- Wystaw mi blisko i wysoko - mruknął
- Nora gotowa? - spojrzałem na dziewczynę, a ta skinęła głową - No to let's go!
Piłka poszybowała nad moją głowę i po chwili znalazła się tuż przy siatce mijając się o centymetry z dłonią Miśka.
- Wybacz - mruknąłem - za mocno
- Jeszcze raz - chłopak odwrócił się i wrócił na miejsce - i wolniej...
- W porządku - spojrzałem na Norę i powtórzyliśmy akcję. Tym razem piłka poleciała za wysoko
- Ches wiem, że jestem wyższy od Ciebie, ale nie mam dwóch metrów!
- Dobrze, już dobrze! - warknąłem - Wracaj i się skup, mogłeś to trafić
- To ty naucz się dobrze wystawiać!
Przemilczałem to i spotkałem się spojrzeniem z Norą, dziewczyna obejmowała piłkę oburącz i spojrzał na mnie niepewnie. Skinąłem głową i piłka zaczęła lecieć w moją stronę. Trzeba przyznać, że co jak co, ale Nora potrafiła rzucić piłkę prawie idealnie nade mnie. Gdy tylko dotknęła moich palców wyprowadziłem ją do Miśka i...
- Serio? - Misiek zamrugał kilka razy patrząc na piłkę, która znajdowała się w połowie nas i leniwie odbijała się
- Zamilcz...
- Ja rozumiem wszystko... ale jak już tu jesteś to może jednak byś się postarał? - mruknął
- Z chęcią zamieniłbym sie Tobą miejscami - powiedziałem - Ale nie mam, co liczyć na wystawy od Ciebie
- Ależ oczywiście, że nie - uśmiechnął się
- W takim razie - podniosłem piłkę, która przyturlała się do mnie - radź sobie sam
Podszedłem do dziewczyny i dałem jej piłkę.
- Wystawiłabyś mi kilka razy? Nie musisz nawet z górnej wystawy, wystarczy tylko, że rzucisz piłkę w moją stronę.
- Jesteś pewien? - zapytała cicho
- Tak - warknąłem zerkając na Michaela - wkurzył mnie čurak jeden!
- Znowu działasz pod wpływem emocji Ches...
- Proszę Cię - westchnąłem
- A możemy poodbijać piłkę między sobą? - zapytała - Chciałabym sobie przypomnieć górną wystawę i dolny odbiór
- No możemy.... - odszedłem na kilkanaście kroków - Jaką chcesz najpierw?
- Obojętnie - powiedziała
- To rzucaj
Piłka nadleciała i posłałem Norze taką, aby mogła przejąć ją górną wystawą. Zrobiła to... lepiej niż dobrze. Odebrałem i wysłałem ponownie, powtórka tego samego, co widziałem przed chwilą. Zmarszczyłem brwi i wymieniałem się tak z nią odbiciami
- Jesteś pewna, że chcesz sobie przypomnieć?
Zaśmiała się krótko i posłała mi dzidę. Odebrałem ją dolnym i zachwiałem się lekko do tyłu.
- HEJ! - zawołałem - Zrobiłaś to specjalnie!
- Może - uśmiechnęła się
- To wystawisz mi? - zapytałem - Przypomniałaś sobie bardzo dobrze.
- Ches, nadal uważam, że to zły pomysł...
- No proszę - zrobiłem maślane oczy - tylko raz... może dwa... góra dziesięć...
- Głupek - mruknęła - Ale spróbuj mi tylko coś sobie zrobić!
- A co niby takiego może się stać? - wyszczerzyłem się (JEB Z MŁOTKA!)
- Ostrożnie... - dziewczyna stanęła przy siatce i skinęła głową - jestem gotowa
Wziąłem lekki rozbieg i wyskoczyłem do góry. Jednak piłka nie nadleciała. Wylądowałem na ziemi i spojrzałem na nią.
- Co jest? Czemu nie rzuciłaś?
- Chciałam zobaczyć na jaką wysokość mam Ci rzucać - uśmiechnęła się lekko, a z oddali dobiegło prychnięcie Michaela
- MÓWIŁEŚ COOŚ? - zawołałem w jego stronę
- Nic nic, bawcie się dobrze - mruknął odbijając piłkę i celując nią w ścianę
- I dobrze - spojrzałem na Norę - To jeszcze raz?
- Uhum
Odwróciłem się i wróciłem na pozycję. Rozbieg, wyskok....
- A tym razem, dlaczego nie rzuciłaś? - zapytałem gromiąc ją wzrokiem
- Za szybko pobiegłeś - powiedziała - nie byłam gotowa
- Okeeeej, to mów mi, kiedy będziesz gotowa
Ustawiłem się na pozycji i patrzyłem na nią. Nieznaczny ruch głową, napięcie mięśni i przeniesienie wzroku na siatkę. Odepchnąłem się prawą nogą i biorąc zamach ramionami do tyłu, wyskoczyłem w górę. Tym razem piłka tam była i była w takim miejscu, że spokojnie mogłem ją przebić na drugą stronę. Lądowałem na ziemi patrząc, jak żółto niebieska mikasa toczy się w stronę przeciwległej ściany.
- WOW! - odwróciłem się w stronę Nory - Przypomnij mi ile ty wcześniej grałaś w siatkówkę?
- Niewiele... tak dla funu w szkole - uśmiechnęła się lekko
- Okeeeeeeeeeeeeej - spojrzałem na nią z ukosa - Powiedzmy, że Ci nie wierzę
- No wiesz ty, co Ches - mruknęła
- Widzę po prostu jak grasz - uśmiechnąłem się - I idzie Ci lepiej niż nie jednym tutaj
- Słyszałem to! - warknął Michael
- To czego podsłuchujesz! - odwarknąłem - Idę po piłkę.
Przeszedłem pod siatką i patrzyłem jak pewien Niemiec wyżywa się na piłce, raz za razem posyłając ją w kierunku ściany. Pochyliłem się, aby podnieść swoją mikasę.
- UWAŻAJ!!! - usłyszałem krzyk Michaela, podniosłem głowę i....
~~~
- Ałł... - mruknąłem łapią się za czoło
- Wszystko w porządku? - zapytała Nora
Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że dziewczyna klęczy obok mnie
- Przez chwilę myślałem, że umarłem i poszedłem do Raju. Teraz widzę, że to Raj przyszedł do mnie - uśmiechnąłem się szeroko
- Chyba za mocno oberwał. Trzeba zadzwonić po karetkę... - dobiegł do mnie głos przerażonego Miśka
- Uspokój się bro - podniosłem się do siadu - Nic mi nie jest
- Mówiłem Ci, żebyś nawet nie wchodził na boisko! - warknął łapiąc mnie za koszulkę na klacie
- EJ! Uspokój się! - warknąłem odpychając go
- IDIOTA!
- ZAMKNIJ SIĘ! - warknąłem podnosząc się na równe nogi - Może mam całe życie siedzieć pod kloszem co?!
- Nie całe, a DWA TYGODNIE! - chłopak był cały czerwony i wściekły
- Już Ci mówiłem, żebyś się zamknął i ogarnąłbyś się! Po kiego tak mocno ciskałeś te piłki?
- Bo pewien rudzielec mnie wkurwił!
Zamrugałem kilka razy. Misiek? Misiek i takie słownictwo?! Ukradkiem spojrzałem na Norę. Ona też wydawała się zaskoczona.
- Dobra luz - mruknąłem - Ale darowałbyś sobie czasem. Chodź Nora wystawisz mi jeszcze raz.
- Nawet nie próbuj! Nie myśl, że teraz pójdziesz grać!
- A pójdę - spojrzałem na niego
- Tylko spróbuj...
- Właśnie idę - powiedziałem i ruszyłem w stronę siatki
Poczułem mocny chwyt na plecach i pociągnięcie do tyłu
- NIE IDZIESZ!
- OGARNIJ SIĘ! - warknąłem mu prosto w twarz i próbowałem się wyrwać. Chłopak złapał mnie drugą ręką i zaczął szarpać
- To ty się ogarnij! Czy ty chcesz się zabić?!
Walnąłem go z całej siły w żebra i chłopak puścił mnie jedną ręką. Odrzuciłem drugą i odwróciłem się. Przesadził. O wiele przesadził. Nagle wylądowałem na ziemi po tym jak rzucił się mi na plecy.
- CZY TY OSZALAŁEŚ?! - wykrzyczałem odwracając się na plecy
- Chyba ty! - wychrypiał próbując mnie unieruchomić
- Idiota! - chciałem go kopnąć, ale jego ciężar przygniatał moje uda, udało mi się wyrwać jedną rękę i złapałem go za gardło - Puszczaj mnie!
I jeb. Przed oczami sczerniało, w uszach zaczęło piszczeć, a po twarzy rozszedł się tępy ból i ciepło. Z trudem skupiłem wzrok na Miśku.
- Ches... - powiedział cicho
- Przegiąłeś - wysyczałem
- Ches przepraszam...
- PRZEGIĄŁEŚ - warknąłem i wstałem, czułem jak krew spływa mi na usta i brodę
- Ches...
- Nie - spojrzałem na niego zabójczym wzrokiem - Nie odzywaj się do mnie. Wracaj sobie do pokoju i zajmij się lepiej tym swoim zasranym kotem.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ruszyłem w stronę wyjścia. Otarłem wierzchem dłoni twarz, ale krew po chwili znowu ją zalała. Jeszcze tego brakowało. Złapałem za klamkę i szarpnąłem mocno drzwiami. Przegiął. I to bardzo. Wbiłem do szatni męskiej, w środku nikogo nie było. I dobrze. Przebrałem tylko spodnie, zarzuciłem na siebie kurtkę i wyszedłem. Przed drzwiami stała Nora, spojrzała na mnie, gdy ją wymijałem bez słowa.
- Poczekaj - mruknęła - Daj mi minutę.
Zatrzymałem się tak jak stałem. Dziewczyna zniknęła w damskiej szatni i po chwili wróciła, ze swoimi rzeczami, i dopinającą płaszcz.
- Jestem - powiedziała
Ruszyłem bez słowa i wyszedłem na zewnątrz, wokół panowały ciemności. No tak, było już gdzieś koło osiemnastej... Minąłem słup podtrzymujący daszek nad wejściem i skręciłem w lewo. Szedłem krokiem tak szybkim, że w każdej chwili mógł przerodzić się w bieg. Byłem tak wściekły jak nigdy. To była zdrada... to była po prostu zdrada. Podszedłem do najbliższego drzewa i walnąłem w nie pięścią z całej siły. Przez dłoń, nadgarstek, łokieć i ramię, aż po bark przeszedł przeszywający ból. Zacisnąłem mocno zęby i przytuliłem rękę do siebie. Oparłem czoło o zimne oszronione drzewo i powoli osunąłem się w dół padając na kolana. Zamknąłem oczy i jedyne co teraz czułem to pulsujący nadgarstek i nos, oraz ciepła krew spływająca po twarzy. Sakra.... tylko tego brakowało... Oblizałem lekko wargi i od razu wyczułem metaliczny posmak w ustach. Jeszcze gorzej...
- Dlaczego... - wychrypiał głos tuż obok mnie - Musisz... tak... pędzić?
Mruknąłem cicho i skuliłem się bardziej. Dziewczyna padła na kolana tuż obok.
- No już Ches - oddychała z trudem - no już... Pokaż się...
Złapał mnie delikatnie za ramię. W odpowiedzi burknąłem tylko i lekko zabrałem ramię.
- Ches proszę... - tym razem złapała mnie za poliki - Podnieś lekko głowę, tylko troszeczkę...
Przełknąłem ślinę i dałem jej się pociągnąć. Otworzyłem oczy i nasz wzrok się spotkał.
- Och... - dziewczyna wsadziła rękę do torby i zaczęła w niej grzebać. Po chwili wyciągnęła z niej paczkę chusteczek - Wiedziałam, że to kiedyś się tak skończy...
- Pfff - burknąłem
- Shhh - mruknęła cicho - Nic nie mów, bo rozpryskujesz krew wokół siebie. Daj tutaj ten ryjek do światła.
Delikatnie przyłożyła chusteczkę do moich ust i przejechała nią zgarniając zastygającą ciecz. To samo zrobiła z resztą twarzy. Zużyła prawie całą paczkę zanim dotarła do nosa. Syknąłem, gdy tylko go dotknęła
- Cichutko - pogładziła mnie kciukiem po poliku - Będę delikatna...
Zaczęła wycierać obolałą kichawę. Co jakiś czas syknąłem cicho, gdy bardziej zabolało. I za każdym razem powtarzała, że ,,już dobrze''... w sumie dzięki niej powoli się uspokajałem, a miejsce gniewu zajmował smutek i żal...
- Gotowe - powiedziała po chwili
Pokręciłem lekko nosem i syknąłem z bólu.
- Boli...
- Jest mocno obity - mruknęła - Misiek ma jednak trochę pary w łapie, ale przynajmniej nie jest złamany.
- Chociaż tyle - mruknąłem - Dziękuję...
- Głupek, żeby tak się pokłócić...
- Wkurzył mnie okej? - podniosłem wzrok - Za bardzo matkuje
- Ale to nie jest powód, żeby się bić... oboje przesadziliście - mruknęła
- Wiedziałaś.
- Co wiedziałam? - zapytała
- Że będę chciał wyjść...
- To było oczywiste - znowu pogłaskała mnie po poliku tą delikatną miękką łapką - Modliłam się, tylko, żebyś nie wyleciał na zewnątrz w samym stroju gimnastycznym. Ale jednak troszkę rozumu w tej głowie zostało.
- Uhum.... - spuściłem głowę
Nora złapała mnie za dłonie i przez prawą przeszedł przeszywający ból. Zaklnąłem i wyrwałem rękę.
- Co jest? - zmarszczyła nos - Pokaż. Co żeś zrobił?
- Nic takiego....
- Ches... pokaż - wzięła delikatnie rękę i wtedy ja też spojrzałem na nią po raz pierwszy. Ręka był zakrwawiona, sina i napuchnięta - Co się stało?
- Uderzyłem nią w drzewo - mruknąłem
- Głupek - dziewczyna znowu sięgnęła po chusteczki i delikatnie zaczęła ją wycierać - Dlaczego to zrobiłeś? Mogłeś ją sobie złamać... o ile już nie jest złamana.
- Naprawdę byłem zły... za dużo tego wszystkiego, mam dosyć, po prostu dosyć...
- Hej! - złapała mnie mocno za poliki, zamrugałem kilka razy i wbiłem w nią wzrok... o sakra.... - Przestań, jasne? Rozumiem, że trochę się tego nazbierało, ale Ches, to nie jest powód, żeby się załamywać i siebie krzywdzić... wiem, jestem ostatnią osobą, która ma prawo Ci to mówić, ale proszę Cię przestań. Nie krzywdź siebie głupku. Niewiele jestem w stanie tutaj zrobić, nie mogę Ci pomóc, ale Ches, nie mów tak. A teraz wyciągnij tę rękę do przodu.
Posłusznie wykonałem polecenie, a dziewczyna dokładnie wytarła całą dłoń. Wyciągnęła z torby jakąś materiałową chustkę, czy inne cudo i delikatnie ją owinęła.
- Trzymaj powiedziała, musisz starczyć na czas powrotu - westchnęła - Rozumiem, że do pielęgniarki nie masz zamiaru iść? - pokręciłem głową - Tak myślałam... i co ja mam z Tobą zrobić?
- Nie wiem... - spuściłem głowę
- Chodź - mruknęła cicho
Wstałem powoli i spojrzałem prosto w oczy dziewczyny. Heh to musiał być piękny widok, rudy hobbit z zakrwawioną twarzą i ręką owiniętą w chusteczkę i potargana dziewczyna patrząca na niego z góry...
- Dziękuję Nori - spuściłem głowę
- Głupek z Ciebie - powiedziała
<Noreczko? ^^>
- Daj sobie jeszcze czas Ches - powiedziała - Nie podejmuj decyzji pod wpływem emocji
Pokiwałem powoli głową...
- Przepraszam Cię - westchnąłem
- Za co? - zmarszczyła brwi
- Bo tak ładnie mi wytłumaczyłaś, a ja nawet się nie nauczyłem... - spuściłem głowę
- Och Ches - przykucnęła przede mną i położyła dłonie na moich kolanach - Nie poznaję Cię, wiesz?
- Dlaczego?... - spojrzałem na nią smutno
- Po pierwsze - odgarnęła włosy z czoła - ten smutek. Nie sądziłam, że tego doświadczę, po drugie poddałeś się i załamałeś... to jest aż... nienaturalne.
- No zdarza się - mruknąłem
- Głupek - powiedziała cicho - W ogóle powiedziałeś Miśkowi o swoich planach?
- Nie... - spuściłem głowę jeszcze niżej
- To może warto z nim pogadać? Może doradzi Ci bardziej niż ja - chrząknęła - w końcu znacie się dłużej i lepiej.
Pokiwałem słabo głową. Norka poddźwignęła się z powrotem do góry i poklepała mnie mocniej w ramię.
- Chodź, nie ma co smutać... smakowało? - spytała po chwili
- Że cola? - popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się lekko - ja zawsze
- To dobrze - odwzajemniła uśmiech i to taki, że aż zrobiło mi się od niego cieplej - Idziemy?
- Uhum - wstałem powoli i spojrzałem Norce prosto w oczy - Dziękuję... dziękuję za wszystko.
- Nie ma za co - ponownie się uśmiechnęła - Chodźmy
~~~~~~~~~
- Nie możesz!
- Mogę
- NIE! Nie możesz!
- A właśnie, że mogę
- NIE MOŻESZ JASNE?!
- Mogę i to zrobię
- Ches, jak Cię zaraz strzelę - Misiek wyglądał na poważnie wkurzonego - N-I-E M-O-Ż-E-S-Z! Czego nie rozumiesz w tych słowach?!
- Bro, owszem mogę i zrobię to - uśmiechnąłem się lekko
- Trzymajcie mnie, bo wyjdę z siebie i stanę obok - podniósł ręce do góry i spojrzał w niebo - Panie Boże, dlaczego pokarałeś mnie takim imbecylem?!
- Pffff wypraszam sobie - skrzyżowałem ramiona na klacie
- Ty już się lepiej nie odzywaj - zrobił typowego facepalma - Tylko na miłość boską... dlaczego ty musisz być zawsze taki uparty i nikogo nie słuchać?!
- Bro... po pierwsze powiedział, że dobrze by było, gdybym zrobił sobie dwa tygodnie przerwy...
- No własnie! - przerwał mi - DWA TYGODNIE PRZERWY!
- Cytuję - zrobiłem w powietrzu znak cudzysłowia - ,,dobrze by było'', a to znaczy, że mogę, ale nie muszę robić sobie tej przerwy.
- Ja serio zaraz Cię czymś strzelę - nabrał głęboko powietrza w płuca - To może inaczej... dlaczego, chcesz wrócić już teraz, a nie zrobić sobie przerwę? I to taką krótką...
- Teraz to ty nie popisałeś się inteligencją bro - pokręciłem głową
- Zamilcz...
- To się zdecyduj - przewróciłem oczami - mam zamilknąć, czy mówić?
- Mów i zamilcz!
- Geniusz - zaklaskałem - To może mam zostać brzuchomówcą?
- O nie... tego tylko brakowało... Ale brat, serio nie możesz odpocząć tych dwóch tygodni? Nic Ci się nie stanie... naprawdę
- Bro ja nie chcę od razu rzucać się na głęboką wodę - mruknąłem - chciałem tylko trochę się rozruszać, po za tym zostałem kapitanem, więc wypadałoby też coś porobić...
- Ale ja Cię błagam - zrobił minę bitego psa - dwa tygodnie brat...
- NOPE - uśmiechnąłem się - i daj mi już spokój padalcu jeden niemiecki niewyżyty walterze holterze stulejarzu i kotogrzmocie jeden!
- Kotogrzmocie? Tego jeszcze nie słyszałem...
- To słyszysz! A teraz wybacz - odwróciłem się - Mam ważniejsze sprawy
- A spróbuj ty mi tylko pojawić się i ćwiczyć! WŁASNORĘCZNIE CIĘ UDUSZĘ!
- Tere fere srają muszki, będzie wiosna - pomachałem do niego - Lepiej się ty pojaw, bo będziesz mieć przerąbane u kapitana... a chyba tego nie chcesz?
- Menda
- čurak
Szybko przeszedłem w poprzeczny korytarz i schowałem się za ścianą... mmm ciekawe, czy tym razem wściekł się na tyle, że w końcu dotrzyma obietnicy o spraniu mnie na kwaśne jabłko? E tam - parsknąłem śmiechem, Misiek miałby obrócić groźby w czyn? W ŻYCIU! Podbiegłem do Nory i złapałem za jej torbę.
- Gotowa?
- Naprawdę muszę? - jęknęła
- Jak najbardziej! - wyszczerzyłem się - Mówię Ci będzie fajnieeeeee, po za tym wypadałoby się Pani trochę poruszać - na te słowa dziewczyna uniosło wysoko brwi - To nie tak, że jesteś gruba, czy coś! - zacząłem szybko zaprzeczać - po prostu no...
- Głupek - zaśmiała się
- Naprawdę nie chciałem no... - zacisnąłem mocno powieki, szukając w głowie odpowiednich słów
- Spokojnie - otworzyłem oczy i znowu ujrzałem ten uśmiech... dlaczego tutaj jest tak gorąco?
- To ten... mówiłaś, że lubisz siatkówkę - uśmiechnąłem się lekko - Więc możemy sobie trochę pograć, wiesz nic wymagającego ze względu na ciebie...
- ... i Ciebie? - dokończyła
- Może troszeczkę - przymrużyłem oczy - Misiek jak się dowiedział, że chcę dzisiaj ćwiczyć to uwierz, wyglądał jakby dotknęła go biała gorączka...
- Mówiłam Ci, że tak będzie - mruknęła
- Oj no wyluzuuuuuuj, co niby takiego może się stać?
~~~~~ (następnym razem, gdy powiem ,,co niby takiego może się stać'' to po prostu walnij mnie w głowę, z całej siły, młotkiem... Mówię to ja, siedzący z chusteczką przy twarzy, z której elegancko kapie krew)~~~~~
- A więc - stanąłem w drzwiach - witaj w moim królestwie
- To królestwo zaraz będzie miało martwego króla - mruknął Misiek i zaraz po tym przecisnął się siłą przez drzwi - Nie wierzę, że ty mu na to pozwoliłaś! - wskazał palcem prosto w Norę
- Daj jej spokój tak? - warknąłem - To była tylko i wyłącznie moja decyzja, jasne?
- Zamilcz...
- Jak sobie chcesz - mruknąłem - Chodź Nora weźmiemy wózek z piłkami.
- Ches, jesteś pewien - powiedziała powoli
- Absolutnie! - uśmiechnąłem się - Mowię Ci, że nie mam zamiaru grać na sto procent, chcę tylko trochę poodbijać sobie piłkę, poserwować... po prostu muszę się ruszyć.
Dziewczyna westchnęła cicho i ruszyła w krok za mną.
- Nigdy nie zrozumiem chłopaków...
- Dlaczego niby?
- Macie bardzo dziwne sposoby ucieczki - pokręciła głową
- W sensie? - zmarszczyłem czoło
- Myślisz, że Ci uwierzę w to wszystko - uniosła brew - Ches nie jestem, aż tak głupia, po za tym widzę, co się dzieje i pragnę Ci przypomnieć, że znam Cię nie od dziś.
- Więc dlaczego tak robię? - odwróciłem wzrok od niej i pchnąłem wózek przed siebie
- Nie wiem, ale wiem, że znowu próbujesz uciec i wybrałeś bardzo złą opcję...
- Nora - mruknąłem - Nie wiem o czym mówisz.
- Wiesz - powiedziała - I ja nie będę Ci tego mówić, ale wiedz, że to nie ma sensu.
- Więc Twoim zdaniem jak mam niby uciec od tego wszystkiego? - wbiłem w nią wzrok - Jak mam chodź na chwilę o tym wszystkim zapomnieć? Nie jestem typem, który zaszyje się gdzieś w kącie i będzie tak siedzieć, ja działam, chodzę, biegam, skaczę. Nie jestem w stanie usiedzieć w miejscu. Więc powiedz mi jak twoim zdaniem mam niby inaczej dać sobie chwilę wytchnienia?
- Nie wiem... - dziewczyna spuściła głowę
- No właśnie - burknąłem - Więc z łaski swojej daj mi spokój, chcę się od tego oderwać, a chyba nie jest to, aż tak złe rozwiązanie co? Zawsze mogłem brać narkotyki, albo okradać staruszki...
- Nie żartuj sobie...
- A co innego mi pozostało? - mruknąłem i pchnąłem drzwi od hali. Na boisku był tylko Michael - Gdzie jest reszta?
- Nie ma - burknął rozciągając się do tyłu - I to na twoje szczęście
- Odpuścił byś już... ale faktycznie lepiej - pokiwałem głową - Będziemy mogli sobie na spokojnie pograć.
- Jeśli myślisz, że będę z Tobą współpracował to się grubo mylisz
- Zamknąłbyś się w końcu - warknąłem, czułem jak krew zaczyna się we mnie gotować
- Bo co? Zachowujesz się idiotycznie i ja nie będę tego popierał - chłopak wyprostował się i spojrzał na mnie z góry
- Powiedziałem Ci zamknij się! - zrobiłem krok na przód, ale wtedy kątem oka zobaczyłem Norę stojącą za wózkiem. Odwróciłem się na pięcie i podszedłem do niego. Złapałem za najbliższą piłkę i z całej siły rzuciłem w Michaela. Chłopak złapał ją i wsadził pod pachę - Ustaw się jak do odbioru wystawy, wystawię Ci kilka razy... Albo daj piłkę Norze. Nora ty wyrzucisz piłkę nade mnie, a ja wystawię ją temu imbecylowi
- No nie wierzę - chłopak się zaśmiał - A cóż to się zadziało, że Pan Nesladek nie chce odebrać wystawy?
- Już Ci mówiłem, żebyś się zamknął - wziąłem głęboki oddech i modliłem się, żeby jak najszybciej się uspokoić - i że nie chcę się przemęczać, a coś porobić... więc może być w końcu zobaczył, że nie żartowałem i zachowywał się normalnie?
- Wystaw mi blisko i wysoko - mruknął
- Nora gotowa? - spojrzałem na dziewczynę, a ta skinęła głową - No to let's go!
Piłka poszybowała nad moją głowę i po chwili znalazła się tuż przy siatce mijając się o centymetry z dłonią Miśka.
- Wybacz - mruknąłem - za mocno
- Jeszcze raz - chłopak odwrócił się i wrócił na miejsce - i wolniej...
- W porządku - spojrzałem na Norę i powtórzyliśmy akcję. Tym razem piłka poleciała za wysoko
- Ches wiem, że jestem wyższy od Ciebie, ale nie mam dwóch metrów!
- Dobrze, już dobrze! - warknąłem - Wracaj i się skup, mogłeś to trafić
- To ty naucz się dobrze wystawiać!
Przemilczałem to i spotkałem się spojrzeniem z Norą, dziewczyna obejmowała piłkę oburącz i spojrzał na mnie niepewnie. Skinąłem głową i piłka zaczęła lecieć w moją stronę. Trzeba przyznać, że co jak co, ale Nora potrafiła rzucić piłkę prawie idealnie nade mnie. Gdy tylko dotknęła moich palców wyprowadziłem ją do Miśka i...
- Serio? - Misiek zamrugał kilka razy patrząc na piłkę, która znajdowała się w połowie nas i leniwie odbijała się
- Zamilcz...
- Ja rozumiem wszystko... ale jak już tu jesteś to może jednak byś się postarał? - mruknął
- Z chęcią zamieniłbym sie Tobą miejscami - powiedziałem - Ale nie mam, co liczyć na wystawy od Ciebie
- Ależ oczywiście, że nie - uśmiechnął się
- W takim razie - podniosłem piłkę, która przyturlała się do mnie - radź sobie sam
Podszedłem do dziewczyny i dałem jej piłkę.
- Wystawiłabyś mi kilka razy? Nie musisz nawet z górnej wystawy, wystarczy tylko, że rzucisz piłkę w moją stronę.
- Jesteś pewien? - zapytała cicho
- Tak - warknąłem zerkając na Michaela - wkurzył mnie čurak jeden!
- Znowu działasz pod wpływem emocji Ches...
- Proszę Cię - westchnąłem
- A możemy poodbijać piłkę między sobą? - zapytała - Chciałabym sobie przypomnieć górną wystawę i dolny odbiór
- No możemy.... - odszedłem na kilkanaście kroków - Jaką chcesz najpierw?
- Obojętnie - powiedziała
- To rzucaj
Piłka nadleciała i posłałem Norze taką, aby mogła przejąć ją górną wystawą. Zrobiła to... lepiej niż dobrze. Odebrałem i wysłałem ponownie, powtórka tego samego, co widziałem przed chwilą. Zmarszczyłem brwi i wymieniałem się tak z nią odbiciami
- Jesteś pewna, że chcesz sobie przypomnieć?
Zaśmiała się krótko i posłała mi dzidę. Odebrałem ją dolnym i zachwiałem się lekko do tyłu.
- HEJ! - zawołałem - Zrobiłaś to specjalnie!
- Może - uśmiechnęła się
- To wystawisz mi? - zapytałem - Przypomniałaś sobie bardzo dobrze.
- Ches, nadal uważam, że to zły pomysł...
- No proszę - zrobiłem maślane oczy - tylko raz... może dwa... góra dziesięć...
- Głupek - mruknęła - Ale spróbuj mi tylko coś sobie zrobić!
- A co niby takiego może się stać? - wyszczerzyłem się (JEB Z MŁOTKA!)
- Ostrożnie... - dziewczyna stanęła przy siatce i skinęła głową - jestem gotowa
Wziąłem lekki rozbieg i wyskoczyłem do góry. Jednak piłka nie nadleciała. Wylądowałem na ziemi i spojrzałem na nią.
- Co jest? Czemu nie rzuciłaś?
- Chciałam zobaczyć na jaką wysokość mam Ci rzucać - uśmiechnęła się lekko, a z oddali dobiegło prychnięcie Michaela
- MÓWIŁEŚ COOŚ? - zawołałem w jego stronę
- Nic nic, bawcie się dobrze - mruknął odbijając piłkę i celując nią w ścianę
- I dobrze - spojrzałem na Norę - To jeszcze raz?
- Uhum
Odwróciłem się i wróciłem na pozycję. Rozbieg, wyskok....
- A tym razem, dlaczego nie rzuciłaś? - zapytałem gromiąc ją wzrokiem
- Za szybko pobiegłeś - powiedziała - nie byłam gotowa
- Okeeeej, to mów mi, kiedy będziesz gotowa
Ustawiłem się na pozycji i patrzyłem na nią. Nieznaczny ruch głową, napięcie mięśni i przeniesienie wzroku na siatkę. Odepchnąłem się prawą nogą i biorąc zamach ramionami do tyłu, wyskoczyłem w górę. Tym razem piłka tam była i była w takim miejscu, że spokojnie mogłem ją przebić na drugą stronę. Lądowałem na ziemi patrząc, jak żółto niebieska mikasa toczy się w stronę przeciwległej ściany.
- WOW! - odwróciłem się w stronę Nory - Przypomnij mi ile ty wcześniej grałaś w siatkówkę?
- Niewiele... tak dla funu w szkole - uśmiechnęła się lekko
- Okeeeeeeeeeeeeej - spojrzałem na nią z ukosa - Powiedzmy, że Ci nie wierzę
- No wiesz ty, co Ches - mruknęła
- Widzę po prostu jak grasz - uśmiechnąłem się - I idzie Ci lepiej niż nie jednym tutaj
- Słyszałem to! - warknął Michael
- To czego podsłuchujesz! - odwarknąłem - Idę po piłkę.
Przeszedłem pod siatką i patrzyłem jak pewien Niemiec wyżywa się na piłce, raz za razem posyłając ją w kierunku ściany. Pochyliłem się, aby podnieść swoją mikasę.
- UWAŻAJ!!! - usłyszałem krzyk Michaela, podniosłem głowę i....
~~~
- Ałł... - mruknąłem łapią się za czoło
- Wszystko w porządku? - zapytała Nora
Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że dziewczyna klęczy obok mnie
- Przez chwilę myślałem, że umarłem i poszedłem do Raju. Teraz widzę, że to Raj przyszedł do mnie - uśmiechnąłem się szeroko
- Chyba za mocno oberwał. Trzeba zadzwonić po karetkę... - dobiegł do mnie głos przerażonego Miśka
- Uspokój się bro - podniosłem się do siadu - Nic mi nie jest
- Mówiłem Ci, żebyś nawet nie wchodził na boisko! - warknął łapiąc mnie za koszulkę na klacie
- EJ! Uspokój się! - warknąłem odpychając go
- IDIOTA!
- ZAMKNIJ SIĘ! - warknąłem podnosząc się na równe nogi - Może mam całe życie siedzieć pod kloszem co?!
- Nie całe, a DWA TYGODNIE! - chłopak był cały czerwony i wściekły
- Już Ci mówiłem, żebyś się zamknął i ogarnąłbyś się! Po kiego tak mocno ciskałeś te piłki?
- Bo pewien rudzielec mnie wkurwił!
Zamrugałem kilka razy. Misiek? Misiek i takie słownictwo?! Ukradkiem spojrzałem na Norę. Ona też wydawała się zaskoczona.
- Dobra luz - mruknąłem - Ale darowałbyś sobie czasem. Chodź Nora wystawisz mi jeszcze raz.
- Nawet nie próbuj! Nie myśl, że teraz pójdziesz grać!
- A pójdę - spojrzałem na niego
- Tylko spróbuj...
- Właśnie idę - powiedziałem i ruszyłem w stronę siatki
Poczułem mocny chwyt na plecach i pociągnięcie do tyłu
- NIE IDZIESZ!
- OGARNIJ SIĘ! - warknąłem mu prosto w twarz i próbowałem się wyrwać. Chłopak złapał mnie drugą ręką i zaczął szarpać
- To ty się ogarnij! Czy ty chcesz się zabić?!
Walnąłem go z całej siły w żebra i chłopak puścił mnie jedną ręką. Odrzuciłem drugą i odwróciłem się. Przesadził. O wiele przesadził. Nagle wylądowałem na ziemi po tym jak rzucił się mi na plecy.
- CZY TY OSZALAŁEŚ?! - wykrzyczałem odwracając się na plecy
- Chyba ty! - wychrypiał próbując mnie unieruchomić
- Idiota! - chciałem go kopnąć, ale jego ciężar przygniatał moje uda, udało mi się wyrwać jedną rękę i złapałem go za gardło - Puszczaj mnie!
I jeb. Przed oczami sczerniało, w uszach zaczęło piszczeć, a po twarzy rozszedł się tępy ból i ciepło. Z trudem skupiłem wzrok na Miśku.
- Ches... - powiedział cicho
- Przegiąłeś - wysyczałem
- Ches przepraszam...
- PRZEGIĄŁEŚ - warknąłem i wstałem, czułem jak krew spływa mi na usta i brodę
- Ches...
- Nie - spojrzałem na niego zabójczym wzrokiem - Nie odzywaj się do mnie. Wracaj sobie do pokoju i zajmij się lepiej tym swoim zasranym kotem.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ruszyłem w stronę wyjścia. Otarłem wierzchem dłoni twarz, ale krew po chwili znowu ją zalała. Jeszcze tego brakowało. Złapałem za klamkę i szarpnąłem mocno drzwiami. Przegiął. I to bardzo. Wbiłem do szatni męskiej, w środku nikogo nie było. I dobrze. Przebrałem tylko spodnie, zarzuciłem na siebie kurtkę i wyszedłem. Przed drzwiami stała Nora, spojrzała na mnie, gdy ją wymijałem bez słowa.
- Poczekaj - mruknęła - Daj mi minutę.
Zatrzymałem się tak jak stałem. Dziewczyna zniknęła w damskiej szatni i po chwili wróciła, ze swoimi rzeczami, i dopinającą płaszcz.
- Jestem - powiedziała
Ruszyłem bez słowa i wyszedłem na zewnątrz, wokół panowały ciemności. No tak, było już gdzieś koło osiemnastej... Minąłem słup podtrzymujący daszek nad wejściem i skręciłem w lewo. Szedłem krokiem tak szybkim, że w każdej chwili mógł przerodzić się w bieg. Byłem tak wściekły jak nigdy. To była zdrada... to była po prostu zdrada. Podszedłem do najbliższego drzewa i walnąłem w nie pięścią z całej siły. Przez dłoń, nadgarstek, łokieć i ramię, aż po bark przeszedł przeszywający ból. Zacisnąłem mocno zęby i przytuliłem rękę do siebie. Oparłem czoło o zimne oszronione drzewo i powoli osunąłem się w dół padając na kolana. Zamknąłem oczy i jedyne co teraz czułem to pulsujący nadgarstek i nos, oraz ciepła krew spływająca po twarzy. Sakra.... tylko tego brakowało... Oblizałem lekko wargi i od razu wyczułem metaliczny posmak w ustach. Jeszcze gorzej...
- Dlaczego... - wychrypiał głos tuż obok mnie - Musisz... tak... pędzić?
Mruknąłem cicho i skuliłem się bardziej. Dziewczyna padła na kolana tuż obok.
- No już Ches - oddychała z trudem - no już... Pokaż się...
Złapał mnie delikatnie za ramię. W odpowiedzi burknąłem tylko i lekko zabrałem ramię.
- Ches proszę... - tym razem złapała mnie za poliki - Podnieś lekko głowę, tylko troszeczkę...
Przełknąłem ślinę i dałem jej się pociągnąć. Otworzyłem oczy i nasz wzrok się spotkał.
- Och... - dziewczyna wsadziła rękę do torby i zaczęła w niej grzebać. Po chwili wyciągnęła z niej paczkę chusteczek - Wiedziałam, że to kiedyś się tak skończy...
- Pfff - burknąłem
- Shhh - mruknęła cicho - Nic nie mów, bo rozpryskujesz krew wokół siebie. Daj tutaj ten ryjek do światła.
Delikatnie przyłożyła chusteczkę do moich ust i przejechała nią zgarniając zastygającą ciecz. To samo zrobiła z resztą twarzy. Zużyła prawie całą paczkę zanim dotarła do nosa. Syknąłem, gdy tylko go dotknęła
- Cichutko - pogładziła mnie kciukiem po poliku - Będę delikatna...
Zaczęła wycierać obolałą kichawę. Co jakiś czas syknąłem cicho, gdy bardziej zabolało. I za każdym razem powtarzała, że ,,już dobrze''... w sumie dzięki niej powoli się uspokajałem, a miejsce gniewu zajmował smutek i żal...
- Gotowe - powiedziała po chwili
Pokręciłem lekko nosem i syknąłem z bólu.
- Boli...
- Jest mocno obity - mruknęła - Misiek ma jednak trochę pary w łapie, ale przynajmniej nie jest złamany.
- Chociaż tyle - mruknąłem - Dziękuję...
- Głupek, żeby tak się pokłócić...
- Wkurzył mnie okej? - podniosłem wzrok - Za bardzo matkuje
- Ale to nie jest powód, żeby się bić... oboje przesadziliście - mruknęła
- Wiedziałaś.
- Co wiedziałam? - zapytała
- Że będę chciał wyjść...
- To było oczywiste - znowu pogłaskała mnie po poliku tą delikatną miękką łapką - Modliłam się, tylko, żebyś nie wyleciał na zewnątrz w samym stroju gimnastycznym. Ale jednak troszkę rozumu w tej głowie zostało.
- Uhum.... - spuściłem głowę
Nora złapała mnie za dłonie i przez prawą przeszedł przeszywający ból. Zaklnąłem i wyrwałem rękę.
- Co jest? - zmarszczyła nos - Pokaż. Co żeś zrobił?
- Nic takiego....
- Ches... pokaż - wzięła delikatnie rękę i wtedy ja też spojrzałem na nią po raz pierwszy. Ręka był zakrwawiona, sina i napuchnięta - Co się stało?
- Uderzyłem nią w drzewo - mruknąłem
- Głupek - dziewczyna znowu sięgnęła po chusteczki i delikatnie zaczęła ją wycierać - Dlaczego to zrobiłeś? Mogłeś ją sobie złamać... o ile już nie jest złamana.
- Naprawdę byłem zły... za dużo tego wszystkiego, mam dosyć, po prostu dosyć...
- Hej! - złapała mnie mocno za poliki, zamrugałem kilka razy i wbiłem w nią wzrok... o sakra.... - Przestań, jasne? Rozumiem, że trochę się tego nazbierało, ale Ches, to nie jest powód, żeby się załamywać i siebie krzywdzić... wiem, jestem ostatnią osobą, która ma prawo Ci to mówić, ale proszę Cię przestań. Nie krzywdź siebie głupku. Niewiele jestem w stanie tutaj zrobić, nie mogę Ci pomóc, ale Ches, nie mów tak. A teraz wyciągnij tę rękę do przodu.
Posłusznie wykonałem polecenie, a dziewczyna dokładnie wytarła całą dłoń. Wyciągnęła z torby jakąś materiałową chustkę, czy inne cudo i delikatnie ją owinęła.
- Trzymaj powiedziała, musisz starczyć na czas powrotu - westchnęła - Rozumiem, że do pielęgniarki nie masz zamiaru iść? - pokręciłem głową - Tak myślałam... i co ja mam z Tobą zrobić?
- Nie wiem... - spuściłem głowę
- Chodź - mruknęła cicho
Wstałem powoli i spojrzałem prosto w oczy dziewczyny. Heh to musiał być piękny widok, rudy hobbit z zakrwawioną twarzą i ręką owiniętą w chusteczkę i potargana dziewczyna patrząca na niego z góry...
- Dziękuję Nori - spuściłem głowę
- Głupek z Ciebie - powiedziała
<Noreczko? ^^>
piątek, 6 kwietnia 2018
Od Nory CD Czeslava
Byłam szczerze zaskoczona zachowaniem i słowami Cześka. Podczas sprawdzianu nie miałam okazji na niego zerknąć - cały czas zajęta byłam obmyślaniem zadań i pisaniem wszystkiego, co tylko wiedziałam, więc mój nos nie wychylił się nawet poza brzegi kartki. Cały czas pisałam, z myślą że chłopak robi dokładnie to samo, że sobie poradzi, że napisze cokolwiek, chociaż pojedyncze słówka. A tu taka wiadomość…
Chłopak nagle przyśpieszył tempo. Jęknęłam w myślach, podbiegając szybko. Co chwilę musiałam truchtać, by dotrzymać mu kroku, a to było niemałe wyzwanie dla moich płuc. Powiedzcie mi, jak to możliwe, że ktoś niewiele niższy potrafi tak zasuwać?
Kiedy zatrzymał się przy automatach z napojami odkaszlnęłam kilka razy i odetchnęłam z ulgą, że to koniec. Mój oddech był przyśpieszony, a serce waliło w pierś nieprzyjemne. Usiadłam na ławce przy automatach, czując, że dalsze stanie może się zakończyć upadkiem.
– Sakraaa... Nori, masz może dwadzieścia centów ? – zapytał chłopak, nie podnosząc głowy znad portfela.
– Umm, powinnam mieć – powiedziałam i szybko zajrzałam do torby. Wyciągnęłam w pierwszej kieszeni portfel i otworzyłam szybko, grzebiąc w poszukiwaniu drobnych. – Mam tylko pięćdziesiąt – mruknęłam i podałam Cześkowi monetę.
– Dzięki wielkie.
Chłopak spojrzał na zawartość automatu i przyłożył pięść z drobnymi wewnątrz do brody. Zamruczał chwilę, zapewne zastanawiając się nad tym co wybrać. Wybór ostatecznie padł na puszkę coli. Rudzielec więc wcisnął odpowiedni numerek i włożył monety do środka. Po chwili trzymał w dłoniach słodkie picie. Usiadł obok mnie i oparł się bezsilnie o oparcie, zjeżdżając powoli z siedzenia. Odchylił głowę do tyłu i stęknął cicho, zaciskając powieki.
– Nie wiem co robić, Nori. – Czeslav otworzył powoli swoje ślepka i obrócił głowę, by na mnie spojrzeć. Od razu pochwyciłam jego spojrzenie uśmiechając się niemrawo.
– Cóóóż… – zaczęłam cicho, spuszczając wzrok i patrząc się na jego dłonie zaciskające czerwoną puszkę. – zmiana klasy mogłaby ci bardzo pomóc. – przyznałam.
– Tylko ja nie wiem, czy chcę ją zmienić! – podniósł głos, prostując się nagle. Wzdrygnęłam się na ten niespodziewany ruch. Odstawił napój na bok i przeczesał gęste włosy palcami.
<Czes? Słabe, słabe, słabeeee DX no i jeśli znajdzie jakieś dziwne słowa to wybacz, urok pisania na telefonie ^^’>
Chłopak nagle przyśpieszył tempo. Jęknęłam w myślach, podbiegając szybko. Co chwilę musiałam truchtać, by dotrzymać mu kroku, a to było niemałe wyzwanie dla moich płuc. Powiedzcie mi, jak to możliwe, że ktoś niewiele niższy potrafi tak zasuwać?
Kiedy zatrzymał się przy automatach z napojami odkaszlnęłam kilka razy i odetchnęłam z ulgą, że to koniec. Mój oddech był przyśpieszony, a serce waliło w pierś nieprzyjemne. Usiadłam na ławce przy automatach, czując, że dalsze stanie może się zakończyć upadkiem.
– Sakraaa... Nori, masz może dwadzieścia centów ? – zapytał chłopak, nie podnosząc głowy znad portfela.
– Umm, powinnam mieć – powiedziałam i szybko zajrzałam do torby. Wyciągnęłam w pierwszej kieszeni portfel i otworzyłam szybko, grzebiąc w poszukiwaniu drobnych. – Mam tylko pięćdziesiąt – mruknęłam i podałam Cześkowi monetę.
– Dzięki wielkie.
Chłopak spojrzał na zawartość automatu i przyłożył pięść z drobnymi wewnątrz do brody. Zamruczał chwilę, zapewne zastanawiając się nad tym co wybrać. Wybór ostatecznie padł na puszkę coli. Rudzielec więc wcisnął odpowiedni numerek i włożył monety do środka. Po chwili trzymał w dłoniach słodkie picie. Usiadł obok mnie i oparł się bezsilnie o oparcie, zjeżdżając powoli z siedzenia. Odchylił głowę do tyłu i stęknął cicho, zaciskając powieki.
– Nie wiem co robić, Nori. – Czeslav otworzył powoli swoje ślepka i obrócił głowę, by na mnie spojrzeć. Od razu pochwyciłam jego spojrzenie uśmiechając się niemrawo.
– Cóóóż… – zaczęłam cicho, spuszczając wzrok i patrząc się na jego dłonie zaciskające czerwoną puszkę. – zmiana klasy mogłaby ci bardzo pomóc. – przyznałam.
– Tylko ja nie wiem, czy chcę ją zmienić! – podniósł głos, prostując się nagle. Wzdrygnęłam się na ten niespodziewany ruch. Odstawił napój na bok i przeczesał gęste włosy palcami.
– Ummm, nie bardzo rozumiem.
– Chodzi o to, że... – chłopak podjął próbę wytłumaczenia, jednak z daremnym skutkiem. Ostatecznie schował twarz w dłoniach, mrucząc coś pod nosem.
Wychyliłam się do przodu w poszukiwaniu puszki z colą. Kiedy ją znalazłam, pochwyciłam zwinnie i bez zastanowienia się otworzyłam z charakterystycznym sykiem. Rudowłosy od razu podniósł głowę, słysząc ten dźwięk, a ja wykorzystałam ten gest i podstawiłam mu otworzoną puszkę pod sam nos.
– Masz, napij się.
Chłopak wział do ręki napój i tak jak przyssał się do metalu. tak trwał przez kilka sekund. Czy on ma zamiar wypić to duszkiem...?
– Jeśli faktycznie nie radzisz sobie z językami, to faktycznie powinieneś się zastanowić nad zmianą profilu. Tu chodzi o twoje stopnie i ukończenie tej szkoły jak najlepiej.
– Jeśli mnie wcześniej nie wywalą na zbity pysk...
– Hej, nie mów tak... zobacz, jeszcze cztery dni i dwa tygodnie wolnego. Będziesz miał czas nad zastanowieniem się.
– Wolne... wolne?
Uśmiechnęłam się do niego.
– Tak. Przerwa świąteczna (Bełt, mam nadzieje, że wyrobimy się do maja z sylwestrem XD).
– Oh... No tak...
Posmutniał dziwnie. Poklepałam go po ramieniu i wstałam, rozprostowują kręgosłup.
<Czes? Słabe, słabe, słabeeee DX no i jeśli znajdzie jakieś dziwne słowa to wybacz, urok pisania na telefonie ^^’>
środa, 4 kwietnia 2018
Od Anastazji CD Michaela
- Oliver, co ty na to, żeby podzielić się po pół rachunkiem?
Michael spojrzał na mojego brata, który pośpiesznie przełknął ostatni kawałek pizzy i przetarł serwetką policzek ubrudzony sosem pomidorowym.
- Nawet się nie wygłupiaj. Pomogłeś mojej siostrze z tym pudłami, więc w zamian, to ja stawiam całą pizze.
- Oliver ma racje, naprawdę – wtrąciłam i uśmiechnęłam się do Michaela.
- Skoro tak stawiacie sprawę, chyba zostałem przegłosowany. Ale tak łatwo nie odpuszczę i następnym razem to ja zapraszam was na coś dobrego – odpowiedział i odwzajemnił mój uśmiech.
- Dobrze młodzieży, w takim razie ja pójdę zapłacić a wy poczekajcie na mnie obok samochodu.
Razem z Michaelem ruszyliśmy w stronę drzwi. Wychodząc, odwróciłam się i przewróciłam oczami widząc brata zmierzającego pewnym krokiem w stronę jasnowłosej kelnerki.
- Przepraszam cię za niego, nigdy nie przepuści nadarzającej się okazji. Szczególnie takiej o blond włosach.
- Nie przejmuj się. Powiem ci w tajemnicy, że jestem już przyzwyczajony do takich rzeczy, znało się mnóstwo osób.
- Na szczęście patrząc po tobie nie wszyscy chłopcy są tacy – odparłam, po czym odwróciłam wzrok. Jak zwykle musiałam palnąć coś nieodpowiedniego.
- Potraktuję to jako komplement - Michael zaśmiał się widząc moje zakłopotanie.
Odchrząknęłam, nerwowo ściskając pasek mojej torebki.
- A co się tu wyprawia? Tak to jest zostawić was na chwilę samych.
Aż podskoczyłam słysząc słowa brata.
- Tylko rozmawialiśmy – wydukałam i spojrzałam na Michaela który kiwnął twierdząco głową.
- Niech wam będzie. Przecież ja was nie zmuszę, jak nie chcecie mówić, to nie. Więc teraz kurs supermarket?
- Brat i Immi skróciliby mnie o głowę gdybym nie kupił im mleka, karmy i coli.
- No na to nie jestem w stanie im pozwolić, w takim razie komu w drogę, temu czas. Siadajcie.
Razem z Michaelem usiedliśmy na tyle. Oliver jak zwykle nie mógł opanować tego swojego jednoznacznego uśmieszku.
- Tak? A cóż to za karcące spojrzenie moja droga? – spytał, gdy nasze spojrzenia spotkały się w lusterku.
Natychmiast przesunęłam się w stronę drzwi i oparłam łokcie o szybę. Przez całą drogę siedziałam tak w milczeniu przysłuchując się rozmowom chłopców. Najpierw głównym tematem było prawo jazdy, a później muzyka. Jak zwykle skończyło się na koncercie solowym Olinka który wkręcił Michaela w samochodowe karaoke.
< Miś? Strasznie Cię przepraszam za moje tempo odpisywania i jakość opowiadania. Od jakiegoś czasu wena kompletnie odmawia posłuszeństwa. >
Michael spojrzał na mojego brata, który pośpiesznie przełknął ostatni kawałek pizzy i przetarł serwetką policzek ubrudzony sosem pomidorowym.
- Nawet się nie wygłupiaj. Pomogłeś mojej siostrze z tym pudłami, więc w zamian, to ja stawiam całą pizze.
- Oliver ma racje, naprawdę – wtrąciłam i uśmiechnęłam się do Michaela.
- Skoro tak stawiacie sprawę, chyba zostałem przegłosowany. Ale tak łatwo nie odpuszczę i następnym razem to ja zapraszam was na coś dobrego – odpowiedział i odwzajemnił mój uśmiech.
- Dobrze młodzieży, w takim razie ja pójdę zapłacić a wy poczekajcie na mnie obok samochodu.
Razem z Michaelem ruszyliśmy w stronę drzwi. Wychodząc, odwróciłam się i przewróciłam oczami widząc brata zmierzającego pewnym krokiem w stronę jasnowłosej kelnerki.
- Przepraszam cię za niego, nigdy nie przepuści nadarzającej się okazji. Szczególnie takiej o blond włosach.
- Nie przejmuj się. Powiem ci w tajemnicy, że jestem już przyzwyczajony do takich rzeczy, znało się mnóstwo osób.
- Na szczęście patrząc po tobie nie wszyscy chłopcy są tacy – odparłam, po czym odwróciłam wzrok. Jak zwykle musiałam palnąć coś nieodpowiedniego.
- Potraktuję to jako komplement - Michael zaśmiał się widząc moje zakłopotanie.
Odchrząknęłam, nerwowo ściskając pasek mojej torebki.
- A co się tu wyprawia? Tak to jest zostawić was na chwilę samych.
Aż podskoczyłam słysząc słowa brata.
- Tylko rozmawialiśmy – wydukałam i spojrzałam na Michaela który kiwnął twierdząco głową.
- Niech wam będzie. Przecież ja was nie zmuszę, jak nie chcecie mówić, to nie. Więc teraz kurs supermarket?
- Brat i Immi skróciliby mnie o głowę gdybym nie kupił im mleka, karmy i coli.
- No na to nie jestem w stanie im pozwolić, w takim razie komu w drogę, temu czas. Siadajcie.
Razem z Michaelem usiedliśmy na tyle. Oliver jak zwykle nie mógł opanować tego swojego jednoznacznego uśmieszku.
- Tak? A cóż to za karcące spojrzenie moja droga? – spytał, gdy nasze spojrzenia spotkały się w lusterku.
Natychmiast przesunęłam się w stronę drzwi i oparłam łokcie o szybę. Przez całą drogę siedziałam tak w milczeniu przysłuchując się rozmowom chłopców. Najpierw głównym tematem było prawo jazdy, a później muzyka. Jak zwykle skończyło się na koncercie solowym Olinka który wkręcił Michaela w samochodowe karaoke.
< Miś? Strasznie Cię przepraszam za moje tempo odpisywania i jakość opowiadania. Od jakiegoś czasu wena kompletnie odmawia posłuszeństwa. >
poniedziałek, 2 kwietnia 2018
Od Michaela CD Cher
I pomyśleć, że to dopiero poniedziałek. Ludzie, sam początek, toż to sam początek!
Ze zrezygnowaniem oparłem głowę o chropowate, wciąż puste płótno. Zaraz po lekcjach dosłownie wpadłem do pokoju klubowego, rozstawiłem sztalugi tuż przed oknem, wybrałem farby - padło na akwarele - po czym usiadłem z mocnym postanowieniem ogarnięcia czegokolwiek na zbliżający się wielkimi krokami konkurs. "Wiosna w sercu i na wierzchu", na litość, kto wymyśla takie tytuły?
Westchnąłem przeciągle i bez przekonania machnąłem pędzlem w powietrzu. Terminy mnie goniły, a im więcej dni przemijało, tym szybciej moje chęci malały - jak kostki lodu w gorącej herbacie.
Na dobrą sprawę, co mógłbym namalować? Sad z kwitnącymi drzewami? Tylko co wtedy z tą wiosną w sercach? Dodać grupkę roześmianych dzieciaków? Na którymś pniu dorobić wyryte inicjały obrysowane koślawym sercem?
Nagle usłyszałem charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjąłem telefon z kieszeni - pisał nie kto inny, jak Czesiek z pytaniem, gdzie się podziewam, bo Immi go molestuje wzrokiem. "Będę dzisiaj później", naskrobałem szybko. Po chwili namysłu dodałem też prośbę, żeby nakarmił kotkę, co spotkało się z serię bluzgów ze strony rudzielca.
- Cóż, może się nie pozabijają - mruknąłem, wyciszając telefon. Spojrzałem na puste płótno. - Tylko ja i ty, mój drogi. Zaczniemy współpracować?
Nie doczekałem się odpowiedzi - może to i lepiej. Z drugiej strony, nie czułem żadnej więzi z przyszłym obrazem, co było zdecydowanie złym znakiem. Jak tak dalej pójdzie, to nawet jeśli coś namaluję, będę mógł użyć tego co najwyżej jako zastępstwo deski snowboardowej w ekstremalnych warunkach. Pracy nie zrobię zdecydowanie.
Wymamrotałem pod nosem parę niecenzuralnych obelg pod adresem terminów, po czym sprzątnąłem wszystko i ruszyłem w stronę pokoju. Czesiek siedział na łóżku z nosem w książce, choć, rzecz jasna, telefon leżał w zasięgu jego ręki. Gdy tylko zapikał, rudzielec od razu przylepił się do ekranu, szybko stukając jakąś wiadomość. Minęła dobra chwila, nim mnie zauważył.
- Siema, kurduplu - machnąłem mu ręką. - Ja tylko na chwilę, zaraz uciekam.
Pogłaskałem Immi, i nachyliłem się nad miseczkami - puste. Westchnąłem ze zrezygnowaniem, patrząc spod przymrużonych powiek na rudzielca i wsypałem trochę karmy oraz dolałem mleka. Zabrałem też szybko szkicownik. Może na zewnątrz prędzej coś ustrzelę, trochę świeżego powietrza dobrze mi zrobi - a już na pewno nie zaszkodzi.
- Zabrałbyś tego kota - burknął Czech - patrzy się na mnie!
Normalnie tego typu komentarz - powtarzający się wszak dość często - zbyłbym pewnie uśmiechem, może jakimś złośliwym docinkiem. Dzisiaj mnie jednak wyjątkowo zirytował - Immi siedziała sobie spokojnie na parapecie i obserwowała uważnie ptaki na gałęzi bezlistnej wiśni i miała nas obu w poważaniu.
- Będziesz musiał sobie jakoś poradzić, bardzo mi przykro - warknąłem, powstrzymując się z całych sił, by nie wygarnąć czegoś więcej. Zamiast tego, wsadziłem sobie szkicownik pod pachę, a ołówki poupychałem po kieszeniach.
Szybko wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi - o ile nie podeszło to już pod trzaśnięcie. Skierowałem się na zewnątrz, po kilku krokach jednak mocno zaswędział mnie nos - kiedy jednak uniosłem dłoń, by dokładnie podrapać skórę, na jej wewnętrznej stronie dostrzegłem ślady czarnego tuszu. Przez chwilę myślałem, że musiałem pobrudzić się farbą, jednak smugi układały się w nic innego, jak ciąg liczb.
No tak. Stołówka. Schabowy. Cher. Tak, teraz już pamiętam. Właściwie to... czemu nie? Przy kimś zawsze łatwiej o wenę, a dziewczyna miała naprawdę sympatyczną aurę, trochę jak Mariś - na samą myśl o młodszej siostrzyce opuściły mnie nerwy, nadal jednak nie miałem zbytniej ochoty wracać do pokoju. Zamiast tego, wyjąłem telefon i wystukałem SMSa do nowej znajomej z pytaniem, czy jest wolna. Odpowiedź przyszła zaskakująco szybka - była, a i owszem, w chwili obecnej siedziała sobie w parku. Gdy zapytałem, czy mogę dołączyć, też się zgodziła, tam zatem się też udałem.
Znalazłem ją szybko - o tej porze większość uczniów siedziała nad lekcjami albo w pracy, tym bardziej, że na zewnątrz nadal nie było zbyt ciepło.
- I jak tam? - zagadałem, podchodząc. - Męczący dzień? Nie za zimno ci aby?
Ze zrezygnowaniem oparłem głowę o chropowate, wciąż puste płótno. Zaraz po lekcjach dosłownie wpadłem do pokoju klubowego, rozstawiłem sztalugi tuż przed oknem, wybrałem farby - padło na akwarele - po czym usiadłem z mocnym postanowieniem ogarnięcia czegokolwiek na zbliżający się wielkimi krokami konkurs. "Wiosna w sercu i na wierzchu", na litość, kto wymyśla takie tytuły?
Westchnąłem przeciągle i bez przekonania machnąłem pędzlem w powietrzu. Terminy mnie goniły, a im więcej dni przemijało, tym szybciej moje chęci malały - jak kostki lodu w gorącej herbacie.
Na dobrą sprawę, co mógłbym namalować? Sad z kwitnącymi drzewami? Tylko co wtedy z tą wiosną w sercach? Dodać grupkę roześmianych dzieciaków? Na którymś pniu dorobić wyryte inicjały obrysowane koślawym sercem?
Nagle usłyszałem charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjąłem telefon z kieszeni - pisał nie kto inny, jak Czesiek z pytaniem, gdzie się podziewam, bo Immi go molestuje wzrokiem. "Będę dzisiaj później", naskrobałem szybko. Po chwili namysłu dodałem też prośbę, żeby nakarmił kotkę, co spotkało się z serię bluzgów ze strony rudzielca.
- Cóż, może się nie pozabijają - mruknąłem, wyciszając telefon. Spojrzałem na puste płótno. - Tylko ja i ty, mój drogi. Zaczniemy współpracować?
Nie doczekałem się odpowiedzi - może to i lepiej. Z drugiej strony, nie czułem żadnej więzi z przyszłym obrazem, co było zdecydowanie złym znakiem. Jak tak dalej pójdzie, to nawet jeśli coś namaluję, będę mógł użyć tego co najwyżej jako zastępstwo deski snowboardowej w ekstremalnych warunkach. Pracy nie zrobię zdecydowanie.
Wymamrotałem pod nosem parę niecenzuralnych obelg pod adresem terminów, po czym sprzątnąłem wszystko i ruszyłem w stronę pokoju. Czesiek siedział na łóżku z nosem w książce, choć, rzecz jasna, telefon leżał w zasięgu jego ręki. Gdy tylko zapikał, rudzielec od razu przylepił się do ekranu, szybko stukając jakąś wiadomość. Minęła dobra chwila, nim mnie zauważył.
- Siema, kurduplu - machnąłem mu ręką. - Ja tylko na chwilę, zaraz uciekam.
Pogłaskałem Immi, i nachyliłem się nad miseczkami - puste. Westchnąłem ze zrezygnowaniem, patrząc spod przymrużonych powiek na rudzielca i wsypałem trochę karmy oraz dolałem mleka. Zabrałem też szybko szkicownik. Może na zewnątrz prędzej coś ustrzelę, trochę świeżego powietrza dobrze mi zrobi - a już na pewno nie zaszkodzi.
- Zabrałbyś tego kota - burknął Czech - patrzy się na mnie!
Normalnie tego typu komentarz - powtarzający się wszak dość często - zbyłbym pewnie uśmiechem, może jakimś złośliwym docinkiem. Dzisiaj mnie jednak wyjątkowo zirytował - Immi siedziała sobie spokojnie na parapecie i obserwowała uważnie ptaki na gałęzi bezlistnej wiśni i miała nas obu w poważaniu.
- Będziesz musiał sobie jakoś poradzić, bardzo mi przykro - warknąłem, powstrzymując się z całych sił, by nie wygarnąć czegoś więcej. Zamiast tego, wsadziłem sobie szkicownik pod pachę, a ołówki poupychałem po kieszeniach.
Szybko wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi - o ile nie podeszło to już pod trzaśnięcie. Skierowałem się na zewnątrz, po kilku krokach jednak mocno zaswędział mnie nos - kiedy jednak uniosłem dłoń, by dokładnie podrapać skórę, na jej wewnętrznej stronie dostrzegłem ślady czarnego tuszu. Przez chwilę myślałem, że musiałem pobrudzić się farbą, jednak smugi układały się w nic innego, jak ciąg liczb.
No tak. Stołówka. Schabowy. Cher. Tak, teraz już pamiętam. Właściwie to... czemu nie? Przy kimś zawsze łatwiej o wenę, a dziewczyna miała naprawdę sympatyczną aurę, trochę jak Mariś - na samą myśl o młodszej siostrzyce opuściły mnie nerwy, nadal jednak nie miałem zbytniej ochoty wracać do pokoju. Zamiast tego, wyjąłem telefon i wystukałem SMSa do nowej znajomej z pytaniem, czy jest wolna. Odpowiedź przyszła zaskakująco szybka - była, a i owszem, w chwili obecnej siedziała sobie w parku. Gdy zapytałem, czy mogę dołączyć, też się zgodziła, tam zatem się też udałem.
Znalazłem ją szybko - o tej porze większość uczniów siedziała nad lekcjami albo w pracy, tym bardziej, że na zewnątrz nadal nie było zbyt ciepło.
- I jak tam? - zagadałem, podchodząc. - Męczący dzień? Nie za zimno ci aby?
< Cher? Przepraszam, że dopiero odpisuję >
Od Viktor'a CD Stas'a
Wylegiwałem się na kanapie i spokojnie odpowiadałem na wszystkie pytania i może nie koniecznie pytania nowo poznanego chłopaka. Wstał gwałtownie i wyraźnie zatoczył się, pijany jest? Nie śmierdział alkoholem ale to mogło by wyjaśnić te omdlenia.. Albo nie. Nie jestem pewien tak czy siak wydawał się być zagubiony w swojej osobie. Patrzyłem jak kuca na podłodze nieopodal i zasłania twarz rękoma. Podniósł się nagle i.. Leżał na mnie, no nie dokładnie ale prawię. Jego dłonie oparły się na moim brzuchu a twarz zamarła w okolicy kolan. Przechyliłem głowę patrząc jak wyraźnie robi się czerwony, nie było powodu, wyraźnie był osłabiony to słowo którego szukałem. Niestety odpychając się od mojej osoby ponownie pchnął mnie w tył co oznaczało ruch plecami. Jęknąłem cicho i nie zwróciłem uwagi na to co on robi. Plecy jednak potrzebowały wsparcia, skoro on tu jest to nie będę musiał się może tak męczyć z zakładaniem gorsetu? Podniosłem się z stęknięciem.
-Czekaj, zaraz wracam -Ruszyłem do sypialni w której całe szczęście z głową w szufladzie na wysokości bioder miałem moje pomocne ubiory, jakiś stabilizator na kostkę, na kark, no i gorset. Zwinięty w rulonik i zawiązany na kokardkę. Podniosłem go i wróciłem, stał trochę bliżej kanapy i spojrzał na mnie ponownie spanikowany. Przeniósł wzrok na zawiniątko w mojej dłoni które aktualnie wystawiłem w jego kierunku. Zrobił wielkie oczy i ponownie się zaczerwienił, wiem czemu tak mdleje, tyle krwi mu znika z ciała i napływa w policzki..
-Co? Nie dam ci się związać? Jakiś BDSM? CZEGO JESZCZE? Oprowadziłeś mnie z parku i teraz to? -Wyraźnie się wystraszył. Poczekałem aż skończy swoją przemowę i pokręciłem głową.
-Nie, chciałem cię poprosić być pomógł mi założyć t na mnie, to pomaga w plecach, Będą miały jakąś stabilność większą -Oddechnąłęm patrząc jak robi się .. mniejszy?
-Pomóc?
-Uhu, to gorset ortopedyczny czy jakiś tam, no pomocny -Rozwiązałem kokardę i rozwinąłem pas gorsetu. Przyłożyłem do brzucha czarny materiał i trzymając go z tyłu odwróciłem się do Stasa.
-Musisz poprzekładać sznurowadło przez dziurki o po dociągać, nie trudne prawda? -Zapytałem i odwróciłem w jego kierunku twarz. Był raczej zaskoczony. Ale uniósł ręce i powoli zaczął robić to co powinien. Muskał niepewnie moje gołe plecy raz po raz swoimi rękoma. Kiedy zawiązał go i dociągnął usłyszałem głośne pyknięcie w plecach. Zamarł i wydał z siebie ciche pchniecie w przestrachu.
-Układa się tam wszystko, ciągnij spokojnie, powiem ci jak będzie okay -Wciągnąłem powietrze przeponą i czekałem aż ponownie zacznie sznurować. No i to zrobił. Wydawał się o wiele wolniejszy w tym co robi ale w końcu do sznurował odpowiednio. Odwróciłem się kiedy zawiązał mnie na kokardkę i uśmiechnąłem.
-Nie wiem jak ci dziękować, musiał bym to sam o klamkę robić a to jest okropnie męczące.
-Słucham?
-O klamkę, zakładam sznurowadło na nią i odsuwam się, tak się sznuruję jak nie mam kogo prosić o pomoc -Wyjaśniłem. I Poklepałem się po brzuchu który otulony był aktualnie ciemnym materiałem.
-To ja pójdę.. -Wymamrotał szybko i zrobił parę kroków w tył.
-No okay, poczekaj odprowadzę cię -Spojrzałem na koszulkę która nadal leżała obok krzesła.
-MACHI -krzyknąłem na psa a osobnik stojący obok mnie drgnął.
-Przepraszam, okay dobra psina.. podaj -Wskazałem na materiał i czekałem. Pies leniwie wziął materiał w pysk i oparł się o mnie podając mi go.
-Okay, kochana psina -Założyłem koszulkę i odwróciłem się aby oznajmić nowemu koledze ,że możemy iść. Niestety powiedziałem to w otwarte drzwi. Wyszedł i to cicho..
<Stasiu? Nie ogarniam tego imienia wiec jesteś stasio>
-Czekaj, zaraz wracam -Ruszyłem do sypialni w której całe szczęście z głową w szufladzie na wysokości bioder miałem moje pomocne ubiory, jakiś stabilizator na kostkę, na kark, no i gorset. Zwinięty w rulonik i zawiązany na kokardkę. Podniosłem go i wróciłem, stał trochę bliżej kanapy i spojrzał na mnie ponownie spanikowany. Przeniósł wzrok na zawiniątko w mojej dłoni które aktualnie wystawiłem w jego kierunku. Zrobił wielkie oczy i ponownie się zaczerwienił, wiem czemu tak mdleje, tyle krwi mu znika z ciała i napływa w policzki..
-Co? Nie dam ci się związać? Jakiś BDSM? CZEGO JESZCZE? Oprowadziłeś mnie z parku i teraz to? -Wyraźnie się wystraszył. Poczekałem aż skończy swoją przemowę i pokręciłem głową.
-Nie, chciałem cię poprosić być pomógł mi założyć t na mnie, to pomaga w plecach, Będą miały jakąś stabilność większą -Oddechnąłęm patrząc jak robi się .. mniejszy?
-Pomóc?
-Uhu, to gorset ortopedyczny czy jakiś tam, no pomocny -Rozwiązałem kokardę i rozwinąłem pas gorsetu. Przyłożyłem do brzucha czarny materiał i trzymając go z tyłu odwróciłem się do Stasa.
-Musisz poprzekładać sznurowadło przez dziurki o po dociągać, nie trudne prawda? -Zapytałem i odwróciłem w jego kierunku twarz. Był raczej zaskoczony. Ale uniósł ręce i powoli zaczął robić to co powinien. Muskał niepewnie moje gołe plecy raz po raz swoimi rękoma. Kiedy zawiązał go i dociągnął usłyszałem głośne pyknięcie w plecach. Zamarł i wydał z siebie ciche pchniecie w przestrachu.
-Układa się tam wszystko, ciągnij spokojnie, powiem ci jak będzie okay -Wciągnąłem powietrze przeponą i czekałem aż ponownie zacznie sznurować. No i to zrobił. Wydawał się o wiele wolniejszy w tym co robi ale w końcu do sznurował odpowiednio. Odwróciłem się kiedy zawiązał mnie na kokardkę i uśmiechnąłem.
-Nie wiem jak ci dziękować, musiał bym to sam o klamkę robić a to jest okropnie męczące.
-Słucham?
-O klamkę, zakładam sznurowadło na nią i odsuwam się, tak się sznuruję jak nie mam kogo prosić o pomoc -Wyjaśniłem. I Poklepałem się po brzuchu który otulony był aktualnie ciemnym materiałem.
-To ja pójdę.. -Wymamrotał szybko i zrobił parę kroków w tył.
-No okay, poczekaj odprowadzę cię -Spojrzałem na koszulkę która nadal leżała obok krzesła.
-MACHI -krzyknąłem na psa a osobnik stojący obok mnie drgnął.
-Przepraszam, okay dobra psina.. podaj -Wskazałem na materiał i czekałem. Pies leniwie wziął materiał w pysk i oparł się o mnie podając mi go.
-Okay, kochana psina -Założyłem koszulkę i odwróciłem się aby oznajmić nowemu koledze ,że możemy iść. Niestety powiedziałem to w otwarte drzwi. Wyszedł i to cicho..
<Stasiu? Nie ogarniam tego imienia wiec jesteś stasio>
niedziela, 1 kwietnia 2018
Od Stasa CD Viktora
Zerwałem się do pionu, tym samym powodując upadek na podłogę. Co się stało?! Po krótkiej "wymianie zdań" Victor usiadł na kanapie, przez co jego kolano było tuż przy mojej głowie. Spłonąłem rumieńcem, kaszląc. Próbowałem zignorować to co powiedział.
- Ja ci zaraz księżniczka - wymamrotałem, nadal siedząc na podłodze i bawiąc się rękawami.
- Mówiłeś coś? - mogłem przysiąc, że nie był zadowolony.
- Nie, nic nic - odparłem pośpiesznie. - Po co mnie przyniosłeś do siebie? Równie dobrze mogłeś mnie przez chwilkę tylko popilnować i sobie pójść, nie zwracając na mnie większej uwagi. Bym ci ładnie podziękował, ty byłbyś szczęśliwy bo byś pomógł takiej biednej istocie jak ja, ale nie! - wstałem szybko, ignorując kręcący się świat, mroczki przed oczami i ból głowy. Cóż. Często miewałem takie "rzeczy", gdy moja dieta stawała się rzadka i uboga, tak samo sen stawał się niestabilny. Swój stan zdrowia mogłem określić jako kręcący się wokół chory, a idź do szpitala bo za chwilę zemdlejesz i uderzysz głową o coś twardego. Odchrząknąłem.
- Musiałeś mnie przynieść, a teraz jeszcze narzekasz na to co zrobiłeś - odwróciłem się gwałtownie w jego kierunku, co było błędem. Zamrugałem kilkakrotnie gdy świat niebezpiecznie zawirował, a ja zrobiłem krok do przodu, chcąc złapać większą równowagę. Problem w tym, że się potknąłem i runąłem do przodu. Wprost na Victora. Siedziałem także teraz w nieciekawej pozycji (albo i ciekawej). No bo, na jego kolanie z dłońmi na klatce piersiowej. Wstrzymałem powietrze, nie łapiąc za bardzo co się stało i czekając aż sprawność wzrokowa mi wróci. Także po bardzo krótkiej chwili stałem się istnym buraczkiem i odskoczyłem do tyłu jak poparzony. No bo, byłem tak blisko niego no i na dodatek, jest bez koszulki... Odwróciłem się tyłem do niego i kucnąłem, zasłaniając dłońmi twarz. Mogłem tylko dziękować bogom, że nadal miałem kurtkę na sobie, przez co nasze "zbliżenie" nie było aż tak bliskie! Boże, ile ja mam lat że tak reaguję... Usłyszałem ciche stęknięcie. Spojrzałem na niego.
- Czekaj, zaraz wrócę - zamrugałem zdziwiony. Hej, ja w tym czasie mogę uciec, bez tłumaczenia się! Gdy zniknął mi z pola widzenia, wstałem z zamiarem wyjścia, ale pojawił się zbyt szybko z... czymś, w dłoniach.
<Victor?>
Od Ursuli CD Finneya
I tak resztę stania w tym sklepie przemilczałam. Zrezygnowałam z przeklętych czekoladowych chrupek, kiedy Finney zapytał, czy czegoś potrzebuję. Nie chciałam, aby coś mi kupował. Przecież robił już dla mnie naleśniki i zabiera do miejsca gdzie jest kot. Dosyć tych cholernych przyjemności Ursula.
Dziwnie się poczułam, że się zapytałam, wolałam już nawet nic nie mówić i nigdzie się nie rozglądać.
Po prostu stałam cicho, z rękami w kieszeni kurtki i wpatrywałam się w swoje glany, czasami w buty chłopaka lub po prostu w podłogę sklepową.
Zazwyczaj stałam tak, kiedy byłam sama na zakupach z matką. Tylko ja spuszczałam głowę w ten sposób, aby moje włosy ukryły uszy, w których miałam słuchawki. Nie lubiłam słuchać matki, nadaje niczym katarynka, że nikt cierpliwy nie wstrzymałby tego. Czasami zastanawiałam się jakim cudem mój ojciec tyle z nią wytrzymał.
Podobno małżeństwa polegają na wzajemnym wkurwianiu się i pytaniu drugiej osoby co chciałaby zjeść…tak do śmierci albo rozwodu. Tak, nawet lubię memy, mimo że większość mało mnie śmieszy. Znajdą się takie perełki, które mnie rozbawią do płaczu.
Ciekawe czy Finney lubi memy. Może o to zapytam, kiedy zaczniemy jakąś sztywną rozmowę podczas tych naleśników?
Jestem zdesperowana i nie potrafię gadać z ludźmi. Tak, wiem. Chyba to od kilku znajomych z Internetu słyszałam.
Warto ułożyć sobie pytania teraz, aby potem nie siedzieć w ciszy. Znaczy mi osobiście cisza nie przeszkadza, mogę bardzo długo czekać, aż druga osoba wreszcie zdobędzie się na odwagę i coś wyduka. Jednakże stwierdzam, że w dupę będzie to spotkanie, jeśli chociaż będziemy wymieniać między sobą parę zdań.
Zadawanie banalnych, nic niewznoszących do obrazu człowieka pytań może tak naprawdę ładnie zapełnić czas. Wydaje nam się, że tak obficie sobie pogadaliśmy z inną osobą, chodź w rzeczywistości gadaliśmy tylko o zwykłych głupotach.
Cisza towarzyszyła nam w drodze do domu koleżanki Finneya. Żadne nie miało odwagi się odezwać. Ja, bo wciąż czułam się nieco speszona a on…wydawało mi się, że jest zdezorientowany, chociaż osobiście miałam wrażenie, że on często taki jest. Może źle go postrzegam, ale mało mogę się dowiedzieć po jego mimikach i gestach.
Czuję, że oboje pokazujemy sobie nawzajem fałszywe karty swojej osobowości. Mogę się mylić co do niego oczywiście, to wciąż przecież wrażenie. Jestem istotą ludzką. Znaczy wolałabym być szczerze demonem no ale bywa, jestem niestety istotą ludzką i mam prawo się mylić…chociaż…
Jak tak bardziej się zastanowić to wszystko jest zdolne do błędów, nie tylko ludzie…
Właściwie, o czym ja prowadzę tę dyskusję ze swoim wewnętrznym głosem?
To był właśnie ten minus. Mało mówię, co myślę i zbiera się syf w mojej głowie, który powoli zaczyna się wysypywać i proszę bardzo, mamy tego efekt.
Na całe szczęście mozolne wysypywanie się syfu z mojej szafy zwanej umysłem zostało przerwane. Ktoś chwycił drzwi i mocno je domknął.
Słysząc miauczenie kota…wow, pobudziłam się i to bardzo. To było podekscytowanie, tak. Nawet chyba poczułam, że rumienię się nieco po twarzy i nie wyglądam już chyba jak trup.
KOT. To teraz było wszystko o czym mogłam wstanie myśleć.
Finney ledwo otworzył drzwi a ja wparowałam do środka i spojrzałam na tego przeuroczego, miauczącego futrzaka.
Ludzie, demony i inne stworzenia. Patrzcie. Toż to rozkosz.
Bardzo łatwo zdobyłam jego zaufanie. POLUBIŁ MNIE! Moje głaskanie musiało mu się spodobać. Wzięłam go na ręce i miziałam jego cudne, puszyste futerko bez opamiętania. Przez moment nawet nie słyszałam co chłopak do mnie mówi. Głaskałam to cudo matki natury i bawiłam się z nim.
Dopiero po chwili dostałam realizacji, że Finny Boy coś przecież do mnie mówi i się pyta.
Spojrzałam na niego, wciąż pozwalając Kotowi gryźć oraz drapać moją chudą dłoń.
- Um… - spojrzałam na kota, a następnie na Finneya.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął.
- Ano tak. W takim razie będę w kuchni jak by coś – mruknął i skierował się właśnie w tym kierunku.
Może później. Najpierw muszę pobawić się z tą rozkoszną kreaturą.
Dziwnie się poczułam, że się zapytałam, wolałam już nawet nic nie mówić i nigdzie się nie rozglądać.
Po prostu stałam cicho, z rękami w kieszeni kurtki i wpatrywałam się w swoje glany, czasami w buty chłopaka lub po prostu w podłogę sklepową.
Zazwyczaj stałam tak, kiedy byłam sama na zakupach z matką. Tylko ja spuszczałam głowę w ten sposób, aby moje włosy ukryły uszy, w których miałam słuchawki. Nie lubiłam słuchać matki, nadaje niczym katarynka, że nikt cierpliwy nie wstrzymałby tego. Czasami zastanawiałam się jakim cudem mój ojciec tyle z nią wytrzymał.
Podobno małżeństwa polegają na wzajemnym wkurwianiu się i pytaniu drugiej osoby co chciałaby zjeść…tak do śmierci albo rozwodu. Tak, nawet lubię memy, mimo że większość mało mnie śmieszy. Znajdą się takie perełki, które mnie rozbawią do płaczu.
Ciekawe czy Finney lubi memy. Może o to zapytam, kiedy zaczniemy jakąś sztywną rozmowę podczas tych naleśników?
Jestem zdesperowana i nie potrafię gadać z ludźmi. Tak, wiem. Chyba to od kilku znajomych z Internetu słyszałam.
Warto ułożyć sobie pytania teraz, aby potem nie siedzieć w ciszy. Znaczy mi osobiście cisza nie przeszkadza, mogę bardzo długo czekać, aż druga osoba wreszcie zdobędzie się na odwagę i coś wyduka. Jednakże stwierdzam, że w dupę będzie to spotkanie, jeśli chociaż będziemy wymieniać między sobą parę zdań.
Zadawanie banalnych, nic niewznoszących do obrazu człowieka pytań może tak naprawdę ładnie zapełnić czas. Wydaje nam się, że tak obficie sobie pogadaliśmy z inną osobą, chodź w rzeczywistości gadaliśmy tylko o zwykłych głupotach.
Cisza towarzyszyła nam w drodze do domu koleżanki Finneya. Żadne nie miało odwagi się odezwać. Ja, bo wciąż czułam się nieco speszona a on…wydawało mi się, że jest zdezorientowany, chociaż osobiście miałam wrażenie, że on często taki jest. Może źle go postrzegam, ale mało mogę się dowiedzieć po jego mimikach i gestach.
Czuję, że oboje pokazujemy sobie nawzajem fałszywe karty swojej osobowości. Mogę się mylić co do niego oczywiście, to wciąż przecież wrażenie. Jestem istotą ludzką. Znaczy wolałabym być szczerze demonem no ale bywa, jestem niestety istotą ludzką i mam prawo się mylić…chociaż…
Jak tak bardziej się zastanowić to wszystko jest zdolne do błędów, nie tylko ludzie…
Właściwie, o czym ja prowadzę tę dyskusję ze swoim wewnętrznym głosem?
To był właśnie ten minus. Mało mówię, co myślę i zbiera się syf w mojej głowie, który powoli zaczyna się wysypywać i proszę bardzo, mamy tego efekt.
Na całe szczęście mozolne wysypywanie się syfu z mojej szafy zwanej umysłem zostało przerwane. Ktoś chwycił drzwi i mocno je domknął.
Słysząc miauczenie kota…wow, pobudziłam się i to bardzo. To było podekscytowanie, tak. Nawet chyba poczułam, że rumienię się nieco po twarzy i nie wyglądam już chyba jak trup.
KOT. To teraz było wszystko o czym mogłam wstanie myśleć.
Finney ledwo otworzył drzwi a ja wparowałam do środka i spojrzałam na tego przeuroczego, miauczącego futrzaka.
Ludzie, demony i inne stworzenia. Patrzcie. Toż to rozkosz.
Bardzo łatwo zdobyłam jego zaufanie. POLUBIŁ MNIE! Moje głaskanie musiało mu się spodobać. Wzięłam go na ręce i miziałam jego cudne, puszyste futerko bez opamiętania. Przez moment nawet nie słyszałam co chłopak do mnie mówi. Głaskałam to cudo matki natury i bawiłam się z nim.
Dopiero po chwili dostałam realizacji, że Finny Boy coś przecież do mnie mówi i się pyta.
Spojrzałam na niego, wciąż pozwalając Kotowi gryźć oraz drapać moją chudą dłoń.
- Um… - spojrzałam na kota, a następnie na Finneya.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął.
- Ano tak. W takim razie będę w kuchni jak by coś – mruknął i skierował się właśnie w tym kierunku.
Może później. Najpierw muszę pobawić się z tą rozkoszną kreaturą.
(Finney? Wybacz, że znów tak słabo...)
Subskrybuj:
Posty (Atom)