poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Od Michaela CD Cher

I pomyśleć, że to dopiero poniedziałek. Ludzie, sam początek, toż to sam początek!
Ze zrezygnowaniem oparłem głowę o chropowate, wciąż puste płótno. Zaraz po lekcjach dosłownie wpadłem do pokoju klubowego, rozstawiłem sztalugi tuż przed oknem, wybrałem farby - padło na akwarele - po czym usiadłem z mocnym postanowieniem ogarnięcia czegokolwiek na zbliżający się wielkimi krokami konkurs. "Wiosna w sercu i na wierzchu", na litość, kto wymyśla takie tytuły?
Westchnąłem przeciągle i bez przekonania machnąłem pędzlem w powietrzu. Terminy mnie goniły, a im więcej dni przemijało, tym szybciej moje chęci malały - jak kostki lodu w gorącej herbacie.
Na dobrą sprawę, co mógłbym namalować? Sad z kwitnącymi drzewami? Tylko co wtedy z tą wiosną w sercach? Dodać grupkę roześmianych dzieciaków? Na którymś pniu dorobić wyryte inicjały obrysowane koślawym sercem?
Nagle usłyszałem charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjąłem telefon z kieszeni - pisał nie kto inny, jak Czesiek z pytaniem, gdzie się podziewam, bo Immi go molestuje wzrokiem. "Będę dzisiaj później", naskrobałem szybko. Po chwili namysłu dodałem też prośbę, żeby nakarmił kotkę, co spotkało się z serię bluzgów ze strony rudzielca.
- Cóż, może się nie pozabijają - mruknąłem, wyciszając telefon. Spojrzałem na puste płótno. - Tylko ja i ty, mój drogi. Zaczniemy współpracować?
Nie doczekałem się odpowiedzi - może to i lepiej. Z drugiej strony, nie czułem żadnej więzi z przyszłym obrazem, co było zdecydowanie złym znakiem. Jak tak dalej pójdzie, to nawet jeśli coś namaluję, będę mógł użyć tego co najwyżej jako zastępstwo deski snowboardowej w ekstremalnych warunkach. Pracy nie zrobię zdecydowanie.
Wymamrotałem pod nosem parę niecenzuralnych obelg pod adresem terminów, po czym sprzątnąłem wszystko i ruszyłem w stronę pokoju. Czesiek siedział na łóżku z nosem w książce, choć, rzecz jasna, telefon leżał w zasięgu jego ręki. Gdy tylko zapikał, rudzielec od razu przylepił się do ekranu, szybko stukając jakąś wiadomość. Minęła dobra chwila, nim mnie zauważył.
- Siema, kurduplu - machnąłem mu ręką. - Ja tylko na chwilę, zaraz uciekam.
Pogłaskałem Immi, i nachyliłem się nad miseczkami - puste. Westchnąłem ze zrezygnowaniem, patrząc spod przymrużonych powiek na rudzielca i wsypałem trochę karmy oraz dolałem mleka. Zabrałem też szybko szkicownik. Może na zewnątrz prędzej coś ustrzelę, trochę świeżego powietrza dobrze mi zrobi - a już na pewno nie zaszkodzi.
- Zabrałbyś tego kota - burknął Czech - patrzy się na mnie!
Normalnie tego typu komentarz - powtarzający się wszak dość często - zbyłbym pewnie uśmiechem, może jakimś złośliwym docinkiem. Dzisiaj mnie jednak wyjątkowo zirytował - Immi siedziała sobie spokojnie na parapecie i obserwowała uważnie ptaki na gałęzi bezlistnej wiśni i miała nas obu w poważaniu.
- Będziesz musiał sobie jakoś poradzić, bardzo mi przykro - warknąłem, powstrzymując się z całych sił, by nie wygarnąć czegoś więcej. Zamiast tego, wsadziłem sobie szkicownik pod pachę, a ołówki poupychałem po kieszeniach.
Szybko wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi - o ile nie podeszło to już pod trzaśnięcie. Skierowałem się na zewnątrz, po kilku krokach jednak mocno zaswędział mnie nos - kiedy jednak uniosłem dłoń, by dokładnie podrapać skórę, na jej wewnętrznej stronie dostrzegłem ślady czarnego tuszu. Przez chwilę myślałem, że musiałem pobrudzić się farbą, jednak smugi układały się w nic innego, jak ciąg liczb.
No tak. Stołówka. Schabowy. Cher. Tak, teraz już pamiętam. Właściwie to... czemu nie? Przy kimś zawsze łatwiej o wenę, a dziewczyna miała naprawdę sympatyczną aurę, trochę jak Mariś - na samą myśl o młodszej siostrzyce opuściły mnie nerwy, nadal jednak nie miałem zbytniej ochoty wracać do pokoju. Zamiast tego, wyjąłem telefon i wystukałem SMSa do nowej znajomej z pytaniem, czy jest wolna. Odpowiedź przyszła zaskakująco szybka - była, a i owszem, w chwili obecnej siedziała sobie w parku. Gdy zapytałem, czy mogę dołączyć, też się zgodziła, tam zatem się też udałem.
Znalazłem ją szybko - o tej porze większość uczniów siedziała nad lekcjami albo w pracy, tym bardziej, że na zewnątrz nadal nie było zbyt ciepło.
- I jak tam? - zagadałem, podchodząc. - Męczący dzień? Nie za zimno ci aby?
< Cher? Przepraszam, że dopiero odpisuję >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt