niedziela, 26 listopada 2017

Od Joshuy

Właśnie wsiadałem do samolotu, lot w jedną stronę do północnej Irlandii. Gdzie się wybieram? Dobre pytanie! Aktualnie lecę tam aby się stąd tylko wynieść, zdaje sobie sprawę, że nawet nie pożegnałem się z rodzinką, ba! Jest trzecia w nocy a ja lecę na jakąś wyspę! No Anglia to też wyspa ale tu jest moja "matula" od siedmiu boleści, najwyżej jak tam mi nie pójdzie wyniosę się do Niemczech. Pierwotnie powinienem skończyć chociaż ten semestr w tamtej szkole ale nie wytrzymałbym do świąt z tym jej facetem. Zresztą nienawidzimy się wzajemnie, myśli, że uda mu się mnie "wychować", ha! Dobre sobie, lekarzom się nie ugiąłem więc jemu tym bardziej. Usiadłem na swoim miejscu, niewiele osób teraz leciało no ale musieli dokonać lotu. Usadowiłem się wygodnie w fotelu i czekałem na start samolotu. O dziwo wyleciał punktualnie z lotniska, a nawet dwie minuty wcześniej...

/duży time skip/

Dotarłem nad ranem pod budynek szkoły, przechodząc korytarzami widocznie wzbudziłem zainteresowanie wśród uczniów. Z nonszalanckim uśmiechem wparowałem bez pukania do gabinetu wicedyrektora, akurat rozmawiał z jakimś chłopakiem. Z pewnością z jednej ze starszych klas, zignorowałem to i zwróciłem się do dyrektora.
- Ja w kwestii formalności, nie mam za wiele czasu więc chciałbym załatwić to szybko. - mruknąłem od niechcenia patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
Najwidoczniej zdziwiony moim zachowaniem, postawą i osobą poprawił okulary i zapytał:
- A ty to kto?
- Rozmawialiśmy wczoraj, nazywam się Joshua Brookeborough.
- A, tak. Możesz chwilę poczekać? Zajęty jestem, a poza tym; puka się zanim się wejdzie.
- Trochę mi się spieszy, no ale dobrze. - westchnąłem i wzruszyłem ramionami. Usiadłem na fotelu niedaleko biurka i spokojnie czekałem, szanowny pan Elev raczył w końcu zakończyć rozmowę i zająć się moim przyjęciem do szkoły.
- Zapisałeś się do szkoły, ale nie zamierzasz mieszkać w akademiku z tego co pamiętam. - rzekł siadając przy biurku i przewalając jakieś papiery.
- Thia. Przyszedłem tak na prawdę po plan zajęć.
- Przyszedłeś po to specjalnie do mnie? Nie mogłeś jakiegoś ucznia o to poprosić? Albo przewodniczącego samorządu uczniowskiego? - mruknął wkurzony.
- Ha? Nie.
- Dlaczego?
- Wolę dostawać informacje od źródła, tylko wtedy są wiarygodne.
Podał mi rozpiskę zajęć i zapytał czy coś jeszcze. Odpowiedziawszy, że nic wyszedłem. Usłyszałem dzwonek na lekcję, pomyślałem sobie, że w sumie zacznę chodzić do szkoły od następnego dnia. Dziwnie by przyjść w połowie zajęć tego dnia i takie nowy uczeń. Nie lubiłem tych gadek. Sztuczne i zbędne. Skierowałem się powolnym krokiem do wyjścia ze szkoły. Najpierw kierowałem się do domu, ale po drodze zahaczyłem o sklep, jeść coś trzeba, a zamawiać nie lubię. Po powrocie do domu zrobiłem coś do jedzenia i przygotowałem się na następny dzień. Witaj szkoło! Bój się szkoło...

**

Obudziłem się jakoś dziesięć po szóstej, na spokojnie wstałem i się ogarnąłem do szkoły, zjadłem coś i tym podobne. Wychodząc do szkoły wypuściłem Dero na podwórko a kotce uchyliłem okno. Taa... To wielkie bydle nie siedzi tylko na podwórku, na szczęście lubi wodę to nie ma problemu z wykąpaniem go. Zostawiłem też jedynym żyjącym istotom, które lubię, wodę. Ruszyłem do szkoły, dotarłszy do niej ledwo wchodząc do szkoły podeszła do mnie jakaś dziewczyna, chciała wręczyć plan lekcji ale uprzedziłem ją, że już go posiadam. Zdziwiona tym nieco zaproponowała oprowadzenie po szkole, na to również podziękowałem. Raczej słaba byłaby z niej ofiara, ale zawsze jakaś opcja. Snułem się po szkole do dzwonka, dotarłem do klasy bez problemu i wszedłem zanim nauczyciel przyszedł. Klasy były otwarte co było sprzyjającym rozwiązaniem, no ale tylko niektóre. Do klasy powoli wchodzili kolejni uczniowie, zignorowawszy ich czytałem jakąś książkę, która wpadła mi w domu w ręce. Do klasy wszedł nauczyciel chemii. Przeleciał wzrokiem po klasie i zatrzymał go na mnie.
- Ee... Nowy uczeń? Nic mi nie wiadomo. - podszedł do mojej ławki, a wszyscy w klasie zwrócili na mnie wzrok.
- Najwidoczniej jest pan niedoinformowany. - mruknąłem nie odrywając wzroku od stronnicy książki.
- Jak się nazywasz? - zapytał mile nauczyciel.
- A to istotne?
- Owszem. Ja się nazywam...
- Matthew Jenkins, wiem.
Nauczyciel spojrzał na mnie wielkimi oczyma i poszedł do biurka, wracając jednak do mnie wzrokiem. Pierwsze wrażenie udane czy mam wejść jeszcze raz? Ha! Jego wyraz twarzy bezcenny! Tak minęła mi reszta lekcji. Nie chciało mi się wracać do domu dlatego poszwendałem się jeszcze po szkole...

<< Zapraszam odważną osobę >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt