Z zaskoczeniem wodziłem wzrokiem od góry łakoci, przez szeroki uśmiech Miyako i stojącej obok niej kelnerki, po bulgoczący żywo, karmelowy napój,na powierzchni którego unosiło się kilka kostek lodu. Zaraz też uniosłem wzrok, spoglądając na przyjaciela, który w osłupieniu patrzył na postawioną przed nim szklankę, jakby nie dowierzał własnemu szczęściu.
- Chyba znalazłeś swojego Anioła, nie? - szturchnąłem brata łokciem.
Brat, wyraźnie ożywiony, uśmiechnął się lekko do dziewczyny.
- No, to ten... dziękuję - wyszczerzył zęby w szerokim, iście Cześkowym uśmiechu.
- Masz wdzięczność tego oto colomaniaka po wsze czasy - dopowiedziałem, czochrając rudzielca po włosach. - No, moją przy okazji też, bo nie dość, że mnie uzależnia od tego czegoś, to by mi jeszcze całą drogę marudził. Mówię ci, już by chyba mniej się skarżył, jakby mu tlen ukradli.
Pokręciłem głową z udawaną rezygnacją. Miyako w odpowiedzi cicho parsknęła śmiechem.
- No... to częstujcie się! - zachęciła nas.
- Dziękować, Aniołku - skinąłem głową, biorąc jedną z czekoladowych babeczek, obficie przyprószonych kolorową posypką. W międzyczasie skończyłem też szarlotkę. Och, jak będę wracał do domu w czasie jakiejś przerwy, muszę koniecznie poprosić wcześniej w liście, żeby na mój przyjazd upiekli jakieś domowe ciasto. Desery w kawiarni były pyszne, ale nic nie mogło przebić tych z rodzinnej kuchni.
Ches z radością wziął natomiast potężny łyk coli. Jego twarz rozjaśnił kolejny szeroki uśmiech.
***
- I rozumiesz... - nawijał, żywiołowo gestykulując rękami. Autentycznie miałem wrażenie, że zaraz włączy w swój teatrzyk stopy, uszy i wszystko, czym może w ogóle ruszać - że ten curak zostawił mnie wtedy na pastwę tego kota?!
- Pff - mruknąłem, przewracając oczami. - Smacznie sobie razem spaliście. Mam twarde dowody!
- Zostałem do tego zmuszony! - krzyknął z rozpaczą, a przez jego ciało przeszedł dreszcz na wspomnienie tamtego poranka.
- Przynajmniej mam materiał na swoje największe dzieło - zaśmiałem się, machając mu przed nosem telefonem.
- Żebyś ty się któregoś pięknego dnia nie obudził z czystą pamięcią tam - pogroził mi, ostrzegawczo machając palcem.
- Żebyś ty, braciszku mój najdroższy, któregoś pięknego dnia nie obudził się w pokoju pełnym kotów - odparowałem, unosząc do góry brew.
Ten w odpowiedzi przewrócił oczami, biorąc kolejne ciastko. Umorusał sobie przy okazji całą twarz kremem.
- Brudasku - podałem mu chusteczkę. - Wytrzyj się, bo twój podbródek je sobie wesoło razem z tobą.
- Dyskryminujesz podbródek? - mruknął, ale wytarł sobie twarz, zgarniając z niej resztki słodkiego nadzienia. Ja natomiast odwróciłem się do Miyako.
- A jak z tobą? - zapytałem dziewczynę.
- Ze mną... co? - zapytała, marszcząc brwi.
- Zwierzak - wytłumaczyłem. - Masz jakiegoś pupila?
- Nie, nie - zaprzeczyła ze słabym uśmiechem. - I tak mam sporo roboty ze swoim laptopem.
- O, informatyczka? - rudzielec uniósł głowę, wyraźnie zainteresowany.
- Tak - przyznała. - Lubię elektronikę i tego typu rzeczy...
- Ale nie powinnaś im poświęcać całych nocy - zrugałem ją, po czym wskazałem na Chesa. - Spójrz na tego kurdupla. Pół nocy szczerzy się do siebie i coś tam stuka na swojej komórce, a z własnym współlokatorem pogadać nie łaska.
- Bo śpisz! - wytknął mi.
- Jak się nie odzywasz, to i owszem! - zaprotestowałem.
- Pff, leżysz tam sobie z Immi i tyle z rozmowy!
- Tak, tak, oczywiście - potaknąłem aż nazbyt gorliwie. - A lubisz może koty, Miyako? Może chciałabyś poznać nasz ósmy cud świata?
- Czyli diabła wcielonego - mruknął Ches.
- Naszą kochaną Immi? - ciągnąłem, niezrażony wtrąceniem przyjaciela.
< Miyako? Wybacz, że dopiero odpisuję >
- Chyba znalazłeś swojego Anioła, nie? - szturchnąłem brata łokciem.
Brat, wyraźnie ożywiony, uśmiechnął się lekko do dziewczyny.
- No, to ten... dziękuję - wyszczerzył zęby w szerokim, iście Cześkowym uśmiechu.
- Masz wdzięczność tego oto colomaniaka po wsze czasy - dopowiedziałem, czochrając rudzielca po włosach. - No, moją przy okazji też, bo nie dość, że mnie uzależnia od tego czegoś, to by mi jeszcze całą drogę marudził. Mówię ci, już by chyba mniej się skarżył, jakby mu tlen ukradli.
Pokręciłem głową z udawaną rezygnacją. Miyako w odpowiedzi cicho parsknęła śmiechem.
- No... to częstujcie się! - zachęciła nas.
- Dziękować, Aniołku - skinąłem głową, biorąc jedną z czekoladowych babeczek, obficie przyprószonych kolorową posypką. W międzyczasie skończyłem też szarlotkę. Och, jak będę wracał do domu w czasie jakiejś przerwy, muszę koniecznie poprosić wcześniej w liście, żeby na mój przyjazd upiekli jakieś domowe ciasto. Desery w kawiarni były pyszne, ale nic nie mogło przebić tych z rodzinnej kuchni.
Ches z radością wziął natomiast potężny łyk coli. Jego twarz rozjaśnił kolejny szeroki uśmiech.
***
- I rozumiesz... - nawijał, żywiołowo gestykulując rękami. Autentycznie miałem wrażenie, że zaraz włączy w swój teatrzyk stopy, uszy i wszystko, czym może w ogóle ruszać - że ten curak zostawił mnie wtedy na pastwę tego kota?!
- Pff - mruknąłem, przewracając oczami. - Smacznie sobie razem spaliście. Mam twarde dowody!
- Zostałem do tego zmuszony! - krzyknął z rozpaczą, a przez jego ciało przeszedł dreszcz na wspomnienie tamtego poranka.
- Przynajmniej mam materiał na swoje największe dzieło - zaśmiałem się, machając mu przed nosem telefonem.
- Żebyś ty się któregoś pięknego dnia nie obudził z czystą pamięcią tam - pogroził mi, ostrzegawczo machając palcem.
- Żebyś ty, braciszku mój najdroższy, któregoś pięknego dnia nie obudził się w pokoju pełnym kotów - odparowałem, unosząc do góry brew.
Ten w odpowiedzi przewrócił oczami, biorąc kolejne ciastko. Umorusał sobie przy okazji całą twarz kremem.
- Brudasku - podałem mu chusteczkę. - Wytrzyj się, bo twój podbródek je sobie wesoło razem z tobą.
- Dyskryminujesz podbródek? - mruknął, ale wytarł sobie twarz, zgarniając z niej resztki słodkiego nadzienia. Ja natomiast odwróciłem się do Miyako.
- A jak z tobą? - zapytałem dziewczynę.
- Ze mną... co? - zapytała, marszcząc brwi.
- Zwierzak - wytłumaczyłem. - Masz jakiegoś pupila?
- Nie, nie - zaprzeczyła ze słabym uśmiechem. - I tak mam sporo roboty ze swoim laptopem.
- O, informatyczka? - rudzielec uniósł głowę, wyraźnie zainteresowany.
- Tak - przyznała. - Lubię elektronikę i tego typu rzeczy...
- Ale nie powinnaś im poświęcać całych nocy - zrugałem ją, po czym wskazałem na Chesa. - Spójrz na tego kurdupla. Pół nocy szczerzy się do siebie i coś tam stuka na swojej komórce, a z własnym współlokatorem pogadać nie łaska.
- Bo śpisz! - wytknął mi.
- Jak się nie odzywasz, to i owszem! - zaprotestowałem.
- Pff, leżysz tam sobie z Immi i tyle z rozmowy!
- Tak, tak, oczywiście - potaknąłem aż nazbyt gorliwie. - A lubisz może koty, Miyako? Może chciałabyś poznać nasz ósmy cud świata?
- Czyli diabła wcielonego - mruknął Ches.
- Naszą kochaną Immi? - ciągnąłem, niezrażony wtrąceniem przyjaciela.
< Miyako? Wybacz, że dopiero odpisuję >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz