Usiadłem na rozkładanej kanapie, stawiając przed Astrid siatkę z zakupami. Uważnie przypatrzyłem się też twarzy dziewczyny - niezdrowe rumieńce na policzkach i rozpalone czoło wskazywały na to, że gorączka rzeczywiście wciąż się trzyma. W domu, jak miałem z pięć lat, gdy złapałem jakieś choróbsko, przychodziła doi nas często sąsiadka - starsza, poczciwa kobieta, z włosami zakrytymi kwiecistą chustą - i przykładała mi do pleców "bańki" - szklane, rozgrzane naczynia. Kilka lat temu z powodu pogarszającego się stanu zdrowia przestała jednak przychodzić, a wszystkich w domu zaczęli leczyć proszkami z apteki, ewentualnie "wywarami" mamy, które to lubiła robić i trzymać na wszelki wypadek. Specyfikiem, który wspominałem najlepiej, było jednak gorące mleko z miodem i masłem, które lubiłem sobie robić nawet całkowicie zdrowy. Jeśli chodzi o Astrid, nałożenie jej baniek było niemożliwe - po pierwsze, w pobliżu takowych nie było, a po drugie, nawet nie wiedziałem, jak ich konkretniej użyć,by nie zrobić jej przypadkiem krzywdy. Ja sam zawsze się ich w jakiś sposób bałem. Z niewiadomego powodu, gdy przykładali mi je do pleców, zawsze miałem wrażenie, że w środku jest ogień, który zaraz stopi moją skórę, zamiast zbić gorączkę. Chociaż, na dobrą sprawę, zawsze zastanawiało mnie, jakim cudem rozgrzane naczynia mają obniżyć temperaturę ciała.
- Michael - usłyszałem głos Astrid. - Jesteś tu?
Poderwałem głowę, otrząsając się z zamyślenia.
- Tak, tak, wybacz - przejechałem dłonią po karku, nieco zakłopotany swoim rozproszeniem. - O co się tak właściwie... a siatka, siatka, pamiętam.
- Dokładnie - potwierdziła, wzdychając cicho. Uśmiechnąłem się z zażenowaniem.
- Popatrzmy... - mruknąłem, grzebiąc w torbie i wyjmując z niego po kolei rzeczy. - Leki może na początek. Nie mogli mi dać żadnych na receptę, ale sprzedali mi jakieś na wzmocnienie odporności, typowe objawy grypy, no i na gorączkę. Ale masz po nich leżeć zakopana w kołdrze jak najdłużej.
- Dużo tego masz - stwierdziła, marszcząc lekko nos i obserwując, jak wyciągam kolejne opakowania.
- Przesadziłem chyba, nie? Ale będzie na przyszłość. No, masz też jakieś wapno... no i przyniosłem ci termos z gorącą herbatą, żebyś nie musiała wstawać. I wziąłem ze stołówki obiad w pudełku,żebyś nie brała niczego na pusty żołądek. Zjadłaś może tamte kanapki?
- No... część - przyznała niechętnie. Pokiwałem głową.
- No tak, gorączka i ten apetyt... ale trudno, chociaż część obiadu musisz w siebie wcisnąć, żeby odzyskać siły. No i mam czekoladę, jakbyś chciała. Od Akane skserowałem ci też notatki z dzisiaj, mam też swoje stare zeszyty, jakbyś chciała. Aha, no i trochę filmów.
- Filmów - powtórzyła.
- Tak - potwierdziłem. - Obstawiam, że średnio miałaś co robić, więc wziąłem parę płyt a to od przyjaciół, od siebie z zapasów... wszystkich dzisiaj nie da rady, ale może na jakiś będziesz miała ochotę. Sam też chętnie coś obejrzę, jak mi pozwolisz zostać.
- Nie zarazisz się? - zapytała.
Machnąłem beztrosko ręką.
- Spokojnie, siostra chorowała mi milion razy i zawsze siedziałem przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę, dopóki nie wyzdrowiała, jako taką odporność mam. No i lepiej, żeby ktoś przy tobie był, jakbyś się nagle gorzej poczuła, nie? W razie co, poinformuję szkolną pielęgniarkę.
- Nie trzeba, czuję się lepiej - odparła.
- Mimo wszystko - wzruszyłem ramionami. - To co, teraz może coś zjesz, ja w międzyczasie zacznę ogarniać jakiś popcorn i co tam jeszcze mam, potem weźmiesz leki i coś obejrzymy? Jakie filmy lubisz? Klasyka, kino obyczajowe, jakieś horrory, akcji... trochę tego jest, więc śmiało mów!
< Astrid? >
- Michael - usłyszałem głos Astrid. - Jesteś tu?
Poderwałem głowę, otrząsając się z zamyślenia.
- Tak, tak, wybacz - przejechałem dłonią po karku, nieco zakłopotany swoim rozproszeniem. - O co się tak właściwie... a siatka, siatka, pamiętam.
- Dokładnie - potwierdziła, wzdychając cicho. Uśmiechnąłem się z zażenowaniem.
- Popatrzmy... - mruknąłem, grzebiąc w torbie i wyjmując z niego po kolei rzeczy. - Leki może na początek. Nie mogli mi dać żadnych na receptę, ale sprzedali mi jakieś na wzmocnienie odporności, typowe objawy grypy, no i na gorączkę. Ale masz po nich leżeć zakopana w kołdrze jak najdłużej.
- Dużo tego masz - stwierdziła, marszcząc lekko nos i obserwując, jak wyciągam kolejne opakowania.
- Przesadziłem chyba, nie? Ale będzie na przyszłość. No, masz też jakieś wapno... no i przyniosłem ci termos z gorącą herbatą, żebyś nie musiała wstawać. I wziąłem ze stołówki obiad w pudełku,żebyś nie brała niczego na pusty żołądek. Zjadłaś może tamte kanapki?
- No... część - przyznała niechętnie. Pokiwałem głową.
- No tak, gorączka i ten apetyt... ale trudno, chociaż część obiadu musisz w siebie wcisnąć, żeby odzyskać siły. No i mam czekoladę, jakbyś chciała. Od Akane skserowałem ci też notatki z dzisiaj, mam też swoje stare zeszyty, jakbyś chciała. Aha, no i trochę filmów.
- Filmów - powtórzyła.
- Tak - potwierdziłem. - Obstawiam, że średnio miałaś co robić, więc wziąłem parę płyt a to od przyjaciół, od siebie z zapasów... wszystkich dzisiaj nie da rady, ale może na jakiś będziesz miała ochotę. Sam też chętnie coś obejrzę, jak mi pozwolisz zostać.
- Nie zarazisz się? - zapytała.
Machnąłem beztrosko ręką.
- Spokojnie, siostra chorowała mi milion razy i zawsze siedziałem przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę, dopóki nie wyzdrowiała, jako taką odporność mam. No i lepiej, żeby ktoś przy tobie był, jakbyś się nagle gorzej poczuła, nie? W razie co, poinformuję szkolną pielęgniarkę.
- Nie trzeba, czuję się lepiej - odparła.
- Mimo wszystko - wzruszyłem ramionami. - To co, teraz może coś zjesz, ja w międzyczasie zacznę ogarniać jakiś popcorn i co tam jeszcze mam, potem weźmiesz leki i coś obejrzymy? Jakie filmy lubisz? Klasyka, kino obyczajowe, jakieś horrory, akcji... trochę tego jest, więc śmiało mów!
< Astrid? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz