Poczułam jak ktoś wchodzi do mojego pokoju i bierze na ręce. Chciałam się obudzić, ale nie potrafiłam. Głos jaki słyszałam nie należał do osób, które znałam. Na pewno było coś na rzeczy, że mnie "wzięli" ze sobą. Niby spałam, ale jakoś potrafiłam usłyszeć głos. Nie wiedziałam czy mi się to śni czy jest to rzeczywistość. Jeden z mężczyzn wziął mnie ponownie na ręce i ułożył na krześle, chyba. Poczułam tylko jak czymś mnie oplotują i to bardzo mocno. Przez jakiś czas byłam sama, prawie sama. Ktoś był ze mną, wyczuwałam czyiś zapach. Na pewno nie należał do tamtych osób. Powoli zaczęłam się wybudzać, a to co widziałam gdy powoli otwierałam oczy mnie zszokowało. Zobaczyłam Anthony'ego oraz innych ludzi. Bałam się nie o siebie a o niego. Wreszcie to była moja wina, że zaczęłam mu mieszać. Po słowach jakich usłyszałam od chłopaka miałam nadzieję, że to się nie dzieje naprawdę. Gdy powiedział mi, że sobie wszystko przypomniał, ucieszyłam się i to bardzo. Anthony wyszedł a ja zostałam z osobą, która miałam zabić. Był nieprzytomny, a dla dobra mojego czy A-chana ja miałam go zabić! Sama nie wiedziałam co mam zrobić. Chłopak zaczął się powoli budzić, a ja podeszłam do niego.
- Wszystko w porządku? - przyklęknęłam przed nim.
- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? - spojrzałam się na niego.
- Wiesz mamy mały a zarazem duży problem... - powiedziałam, a gdy on spojrzał się na mnie pytająco, wytłumaczyłam mu wszystko i jak. - Pomożesz mi i A-chanowi? - zapytałam na sam koniec, modląc się, że się zgodzi.
- Dobrze, jednak jak ja mam pomóc? - uśmiechnęłam się do niego.
- Przestrzele swoje ramię, a krew użyjemy do tego aby obrudzić twoje ubrania. Ty będziesz udawać, że ciebie zabiłam. Z tego co wiem to jest dwóch ochroniarzy, więc powinieneś dać z nimi radę. Położę pistolet tuż obok ciebie, żebyś miał się czym obronić w razie czego - on spojrzał na mnie i się zgodził. Zdjęłam swoją bluzkę. Na szczęście miałam ubraną wiśniowa. Przestrzeliłam ramię co mnie zabolało i to bardzo, ale musiałam dać radę. Zrobiliśmy wszystko tak jak w naszym planie. Miałam szczęście, że ten mężczyzna chciał współpracować ze mną. Dwaj mężczyźni weszli do środka. Byli bardzo zaskoczeni, podobnie jak i sam Anthony, który wszedł wraz z nimi.
- Idźcie, my się zajmiemy nim - powiedzieli oboje, ja podeszłam szybko do A-chana.
- Chodźmy stąd jak najszybciej... - powiedziałam chwytając go za rękę i szybko idąc jak najszybciej.
- Akane co się tam stało? - zapytał, gdy usłyszał strzał z pistoletu.
- Wiesz, ja zrobiłam to na swój własny sposób. Przy okazji, lepiej będzie jak stąd odejdziemy, gdyż twój szef może być niezadowolony ze mnie no i z ciebie - uśmiechnęłam się. Rana po postrzale bolała, ale ja nie mogłam się teraz tym przejmować. Były ważniejsze sprawy niż własne zdrowie.
- A- chan wiesz, że pochodzę z rodziny, która ma ogromne możliwości, dlatego teraz zależy tylko od ciebie czy mogę to wykorzystać... - miałam nadzieję, że chłopak mnie rozumiał. Na jakiś czas schroniliśmy się w bezpiecznym miejscu. Wszystko przed moimi oczami się zaczęło powoli rozmazywać.
- Ej, dziewczyno! - usłyszałam głos, który znałam.
- A-chan on nic nam nie zrobi - upewniłam Anthony'ego, gdy ten staną w mojej obronie.
- Dziękuję ci za pomoc, co z twoją... - przerwałam mu.
- To ja powinnam dziękować - uśmiechnęłam się do niego. - A-chan i jaka jest twoja decyzja? - zapytałam się ponownie.
<Anthony?>
- Wszystko w porządku? - przyklęknęłam przed nim.
- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? - spojrzałam się na niego.
- Wiesz mamy mały a zarazem duży problem... - powiedziałam, a gdy on spojrzał się na mnie pytająco, wytłumaczyłam mu wszystko i jak. - Pomożesz mi i A-chanowi? - zapytałam na sam koniec, modląc się, że się zgodzi.
- Dobrze, jednak jak ja mam pomóc? - uśmiechnęłam się do niego.
- Przestrzele swoje ramię, a krew użyjemy do tego aby obrudzić twoje ubrania. Ty będziesz udawać, że ciebie zabiłam. Z tego co wiem to jest dwóch ochroniarzy, więc powinieneś dać z nimi radę. Położę pistolet tuż obok ciebie, żebyś miał się czym obronić w razie czego - on spojrzał na mnie i się zgodził. Zdjęłam swoją bluzkę. Na szczęście miałam ubraną wiśniowa. Przestrzeliłam ramię co mnie zabolało i to bardzo, ale musiałam dać radę. Zrobiliśmy wszystko tak jak w naszym planie. Miałam szczęście, że ten mężczyzna chciał współpracować ze mną. Dwaj mężczyźni weszli do środka. Byli bardzo zaskoczeni, podobnie jak i sam Anthony, który wszedł wraz z nimi.
- Idźcie, my się zajmiemy nim - powiedzieli oboje, ja podeszłam szybko do A-chana.
- Chodźmy stąd jak najszybciej... - powiedziałam chwytając go za rękę i szybko idąc jak najszybciej.
- Akane co się tam stało? - zapytał, gdy usłyszał strzał z pistoletu.
- Wiesz, ja zrobiłam to na swój własny sposób. Przy okazji, lepiej będzie jak stąd odejdziemy, gdyż twój szef może być niezadowolony ze mnie no i z ciebie - uśmiechnęłam się. Rana po postrzale bolała, ale ja nie mogłam się teraz tym przejmować. Były ważniejsze sprawy niż własne zdrowie.
- A- chan wiesz, że pochodzę z rodziny, która ma ogromne możliwości, dlatego teraz zależy tylko od ciebie czy mogę to wykorzystać... - miałam nadzieję, że chłopak mnie rozumiał. Na jakiś czas schroniliśmy się w bezpiecznym miejscu. Wszystko przed moimi oczami się zaczęło powoli rozmazywać.
- Ej, dziewczyno! - usłyszałam głos, który znałam.
- A-chan on nic nam nie zrobi - upewniłam Anthony'ego, gdy ten staną w mojej obronie.
- Dziękuję ci za pomoc, co z twoją... - przerwałam mu.
- To ja powinnam dziękować - uśmiechnęłam się do niego. - A-chan i jaka jest twoja decyzja? - zapytałam się ponownie.
<Anthony?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz