- Mnie? - zapytałam zdziwiona.
Spojrzałam jeszcze raz na jego obraz. Wcale tak źle to nie wyglądało,
ale skoro chłopak ma koncepcje, to niech będzie. Byłam zadowolona, że
będę mu pozowała. Chłopak kiwał głową.
- A o kim mowa? – zapytał.
- W sumie to tak jakby przeze mnie… Zgoda. Kidy zaczynamy?
- Teraz.
- W sensie już? W tych szmatkach? – rozciągnęłam mundurek szkolny. – Nie
możemy tego przełożyć albo spotkać się za chwilkę? Zdążyłabym się ubrać
w coś normalnego.
- Dobrze w nim wyglądasz. Nie wiem, o co ci chodzi. – uśmiechnął się
lekko chłopak. – To na konkurs szkolny, więc mundurek jest jak
najbardziej na temat.
Spojrzałam na niego surowym okiem. Mnie osobiście szkolny ubiór…
łagodnie ujmując, jest drętwy. Westchnęłam, nie będąc przekonana do tego
pomysłu. W szafie mam tyle ładnych ubrań, a on mówi, że mundurek jest
„ok”. Jego praca, nie mam nic przeciwko. Może jednak go trochę zmienię?
- W porządku. – szłam w kierunku ławki znajdującej się przed sztalugą.
Zdjęłam z siebie marynarkę, którą rzuciłam na blat. Zakasałam rękawy od
koszuli i rozpięłam kilka guzików, ściągając czerwoną wstążkę. Nosiłam
ją zawsze, by choć trochę ożywić ten uniform. W końcu usiadłam koło
czarnej marynarki, którą miałam zamiar wykorzystać jako poduszkę pod
łokieć.
- Może być tutaj? Jestem gotowa. – czekałam na reakcję Michaela, któremu skradłam zdjęcie.
- Jest dobrze. – krząknął.
Uśmiechnęłam się do niego, a on schował głowę za sztalugę. Uroczy!
Jestem ciekawa czy ma już jakąś na oku. Skoro ma takie podejście do
dziewczyn jak do mnie, to raczej nie. Położyłam się na połączonych ze
sobą ławkach. Podparłam się na łokciu, a drugą rękę położyłam na boku
wzdłuż ciała. Michael wychylił się spojrzał, marszcząc brwi.
- Może lepiej będzie jednak, jak byś siedziała.
Usiadłam tak jak wcześniej, na co chłopak znowu mnie poprawił.
- Nogi musisz mieć na ławce.
Zawinęłam je obok siebie i podparłam się na ręce po przeciwnej stronie, co podkulone nogi.
- Długo ci się z tym zejdzie? – zapytałam z ciekawości.
- Tak z pół godzinki. – mierzył mnie końcówką pędzla.
- Nie wiem, czy dam radę tak długo się uśmiechać. Nie jestem do tego
przyzwyczajona. – czułam, jak samoistnie kąciki ust unosiły się ku
górze.
Dobrze spotkać tu kogoś takiego. Jest miły i przystojny. W dodatku
uniknął poznania mojej drugiej strony. To już by był koniec tej krótkiej
znajomości, gdyby był zły o tę czarną smugę. Przykro byłoby mieć
takiego rudawego blondyna za wroga.
Cały ten czas bycia sztywnym posągiem myślałam o przeczesaniu jego
grzywy palcami. Dobrze, że przyjęłam sobie wygodną pozycję, bo zegarek
na ścianie pokazał upływ dopiero kwadransa, a ja już czułam, jak nogi
zaczynają mi drętwieć. Mimowolnie uśmiechałam się za każdym razem, gdy
młody artysta wyglądał zza płótna. Jeszcze zmarszczek od tego dostanę.
Nie mogłam się jednak pozbyć tego głupawego uśmieszku. Zezłoszczona na
samą siebie wytknęłam język, by się nie uśmiechnąć. Wystarczyło, że
Michael spojrzał na mnie, by i ta sztuka mi nie wyszła. Ugryzłam się w
język, którego nie zdążyłam schować, podczas gdy mięśnie twarzy dążyły
do zrobienia pogodnego uśmiechu. Zdziwiony Michael zerknął na mnie
szybciej niż zwykle, przyglądając się mojej minie. Miałam już schowany
język, widocznie skupiał się na czymś innym w tym momencie i nie
zauważył tego szczegółu dokładnie. Prawie wybuchłam śmiechem z tego
powodu… Co się ze mną dzieje?! Na zewnątrz moje ciało zachowywało się
zupełnie inaczej, niż bym tego chciała. Chyba chora jestem, bo mimo
rozpiętej koszuli i podwiniętych rękawów było mi gorąco.
- Skończone. Możesz się zobaczyć Astrid. – powiedział blondyn, odkładając paletę i pędzel.
Schodząc z ławki, nogi same mi się ugięły. Nie trudno sobie wyobrazić,
co się dzieje z osobą, która ma niedowład w nogach. Zwykle ląduje na
ziemi, ale nie tym razem. Upadek wcale nie był bolesny. Miałam wrażenie,
że skończy się to podobnie, jak ze szpilkami, które nosiłam po raz
pierwszy. Otworzyłam oczy, słysząc głos Michaela.
- Nic ci nie jest?
- Wszystko gra, krew mi do nóg jeszcze nie spłynęłaaaa…
Aaa! Jaka ze mnie niezdara! Leżałam na rękach Michaela. Tak, nie! Tak być nie powinno!
- Jakaś rozpalona jesteś. Nie jesteś chora?
Oj chyba to nie choroba! Na tak bladej cerze widać każdy najmniejszy
rumieniec, a ja się czułam jak pomidor. Pierwszy raz mnie coś takiego
spotkało. Chciałam wstać, ale pomógł mi w tym chłopak, bo sama jeszcze
własnych nóg dobrze nie czułam.
- Nie czuję się najlepiej, ale w końcu do szkoły trzeba chodzić,
zwłaszcza, jak się w połowie pierwszego semestru przenosi. – skłamałam,
by nie miał najmniejszych podejrzeń. – Będę się już do siebie zbierała,
dzięki za dzisiaj, mam nadzieję, że mogłam pomóc bardziej niż nabroić.
Złapałam wszystkie swoje rzeczy i wybiegłam z sali, trzaskając za sobą
drzwiami, o które się oparłam. Musiałam złapać myśli oraz oddech.
Ukradkiem oka zobaczyłam, jak ktoś się na mnie patrzy. W mgnieniu oka na
mojej twarzy zagościł spokój.
- Co się tak gapisz! – parsknęłam do przechodnia, który uciekł szybkim krokiem.
Wzięłam głęboki oddech. Nałożyłam marynarkę i poszłam przed siebie. W
sumie to się nie dziwię przechodniowi. Sama bym chciała wiedzieć, co się
stało dziewczynie czerwonej jak burak, o płytkim oddechu i ubiorze jak z
jakiegoś aktu. Uśmiechnęłam się pod nosem i doprowadziłam do porządku,
wsiąkając w moją internetową codzienność. Dosłownie tak, jak gdyby myśli
sprzed chwili zostały w innym świecie i nie miałyby teraz żadnego
znaczenia.
<Michael?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz