Dowodzik? Wow... kupuję tu nie pierwszy raz przecież... Pokręciłem
głową i szybko wyciągnąłem wspomniany plastik. Podałem go kasjerce, a ta
zmierzyła wzrokiem, najpierw dokument, a następnie mnie. Przestąpiłem z
nogi na nogę i spojrzałem na nią niecierpliwie. Kobieta w końcu oddała
mi dowód i zaczęła kasować dalej. Spojrzałem na Norę, która szybko
odwróciła głowę w drugą stronę... po raz kolejny. Przygryzłem lekko
wargę. Heh, czyżbym znowu coś zrobił, że jest na mnie zła? Ale...
Przeniosłem wzrok na dłonie kasjerki, które wyginały opakowanie z
ciastkami na różne strony, żeby dostać się do kodu kreskowego.
Otworzyłem torbę i zacząłem pakować skasowane już produkty.
- Sto trzydzieści się należy - powiedziała bez emocji
- Kartą można? - zapytałem otwierając portfel
- A gotówką nie da rady? - prychnęła
Spojrzałem na kilka papierowych banknotów, z których spokojnie uzbierałaby się wspomniana kwota.
- Niestety nie da rady - uśmiechnąłem się szeroko i wyciągnąłem zgrabnie kartę
Kasjerka
coś mruknęła pod nosem i wyciągnęła w moją stronę terminal.
Przybliżyłem kartę, po piknięciu oznajmującym zaakceptowaną transakcję,
podziękowałem i odszedłem kilka kroków. Odwróciłem się i patrzyłem jak
kasjerka kasuje zakupy Nory. Pracownica podała cenę i dziewczyna zaczęła
wygrzebywać drobne z portmonetki. W międzyczasie zgarnąłem jej torbę z
zakupami i skierowałem się powoli w stronę drzwi. Po dosłownie kilku
sekundach Nora zrównała ze mną krok.
- Możesz oddać mi torbę z zakupami? - zapytała od razu
- Nie za bardzo - uśmiechnąłem się lekko idąc dalej przed siebie
- Dlaczego? - przyspieszyła i wyprzedziła mnie lekko
-
Jak na prawdziwego gentelmena przystało, mam zamiar zanieść Twoje
zakupy prosto do pokoju, a po za tym - odwróciłem głowę w jej stronę -
Czeslav Nesladek zawsze do usług
- Co? - dziewczyna zmarszczyła brew - Jak to do mojego pokoju?
- Noo... chyba, że idziesz, gdzieś indziej z tymi zakupami, to zaniosę je tam, gdzie chcesz - wzruszyłem lekko ramionami
- Ches, naprawdę nie trzeba - powiedziała zdecydowanie stanowczej - Proszę, oddaj mi torbę.
Zatrzymałem się i spojrzałem na nią uważnie. Dziewczyna jak z automatu odwróciła wzrok. Westchnąłem cicho i powiedziałem.
- Jesteś na mnie zła?
- Zła? - zapytała zdziwiona - Dlaczego miałabym być na Ciebie zła?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - ale zachowujesz się... dziwnie.
Dziewczyna zamrugała kilka razy i odwróciła się plecami. No świetnie.
- Nora... - zacząłem
- Ches, a Tobie, o co chodzi? - zapytała dalej stojąc odwrócona
- Mi? - zmarszczyłem brew
- Przyczepiłeś się mnie, jak nie wiem, co - odrzekła
-
Och... - westchnąłem smutno, a więc o to jej chodziło. Jestem po prostu
wybitnie natrętny... no tak... Odstawiłem torby na ziemię i zacząłem
grzebać w tej z moimi zakupami. W końcu dorwałem paczuszkę z prażonym
słonecznikiem. Wyprostowałem się i wyciągnąłem dłoń do dziewczyn. Ta
popatrzyła niemrawo na torebkę
- Słonecznik - powiedziałem - dla
chłopaków, żeby mieli, co sobie pociupciać. Myszaki lubią rozgryzać te
ziarenka, mają z tego wielką frajdę.
Skinęła lekko głową i wzięła ode mnie przysmak. Uśmiechnąłem się słabo i chwyciłem z powrotem za torby.
- To, dokąd Ci je zanieść? I nie przyjmuję słowa sprzeciwu.
- Do pokoju - westchnęła
Przygryzłem
wargę i ruszyłem w ciszy przed siebie. Gdy wyszliśmy na zewnątrz płatki
śniegu od razu zaczęły oblepiać mi twarz. Te słowa, bardzo zabolały.
Jak nigdy dotąd. Po prostu, zabolały. Zawsze cisza w towarzystwie Nory,
była jednak czymś przyjemnym, ale nie tym razem. To była jedna z tych
najgorszych możliwych cisz jakie istnieją. Ciężka, nieprzyjemna, taka,
gdzie chcesz ją jak najszybciej przerwać, ale nie wiesz w jaki sposób
Taka jaka zazwyczaj jest z nowo poznaną osobą , gdy wyczerpią się
pospolite tematy do rozmów. I to boli jeszcze bardziej. Chłopie, dobrze
wiesz, że Nora sama z siebie się nie odezwie i wszystko zależy od
Ciebie. Ale skoro nie chce się odzywać, to po co ty masz to robić? Może
jej tak dobrze? Sama przed chwilą Ci powiedziała, że przyczepiłeś się
jej jak pies rzepiego ogona, czy jakoś tak... No tak... Jak zwykle
musisz wszystko spieprzyć Ches. Poczułem nagle wibracje w kieszeni
spodni. Wziąłem siatki w jedną rękę, a drugą wyciągnąłem telefon i
odczytałem wiadomość.
> Ches dotarłeś już do domu?
< Nope bro, ale powoli zmierzam, o co kaman?
> To leć odnieść zakupy i prędko na halę
< Na halę? Po co?
> Mamy trening siatki, a na nim jakieś zebranie organizacyjne, cytuję ,,obecność kurwa obowiązkowa''
< Woooo brzmi groźnie >_<
> Jak mówiłem, ja tylko cytuję
< Stary, szczerze to mi się nie chce iść, nie mam humoru, grać też nie będę, bo mam zakaz na dwa tygodnie...
> Meh, to słabo...
< Bardzo słabo, no ale już to odsiedzę i będę mieć spokój
> Rozumiem, ale wpadnij mimo wszystko na trening, jak ma być to zebranie organizacyjne, to chociaż na nim bądź i tyle
< Skoro nalegasz... to do zo
Schowałem
telefon i spojrzałem na dziewczynę, która bez słowa szła tuż obok mnie.
Miałem już coś powiedzieć, ale ugryzłem się w język. Nie. Milcz. Po
prostu milcz. Podniosłem głowę do góry i zobaczyłem, że jesteśmy już
niedaleko akademika. W sumie... i tak z nią nie rozmawiam, więc mniejsza
z tym, czy zniknę szybciej, czy nie. Pewnie i tak pragnie jak
najszybciej pozbyć się mojego towarzystwa. Pokręciłem lekko głową i
spojrzałem raz jeszcze na Norę.
- Nori - powiedziałem spokojnie -
Dostałem wiadomość, że mam wpaść jak najszybciej na halę. Do akademika
już niedaleko, więc zostawiłbym Cie tutaj i poszedł, prosto na
spotkanie...
- W porządku - odpowiedziała i wyciągnęła rękę po torbę. Podałem jej ją bez słowa.
- Miło było Cię spotkać - uśmiechnąłem się bardzo słabo - Udanego dnia.
Odwróciłem
się i skierowałem bezpośrednio na halę. Powinienem czuć ulgę, że się z
nią pożegnałem, prawda? Powinienem... więc, dlaczego nie czuję?
Przyspieszałem kroku z sekundy, na sekundę, aż w końcu zacząłem biec. Na
halę wpadłem cały czerwony i zdyszany. Pierwszym osobnikiem, który mnie
zaatakował, był nie kto inny jak pan świętobliwy koniobijca Michael.
- Czy ja dobrze widzę? - warknął - Idiota!
- O co ci chodzi? - wykrztusiłem zasapany
- Jeszcze się pytasz?! Kto miał odpoczywać i się nie przemęczać, a wygląda jakby przebiegł maraton?!
- Oj nie truj już prdla niemcu zafajdany - mruknąłem - Jak tam idzie wam trening?
-
Dopiero rozgrzewka - odpowiedział - Adam chodzi jakiś zdenerwowany
dzisiaj i nie idzie się z nim porozumieć - zrobił minę bitego psa - a
jak zapytałem, go o plan na dzisiejszy trening, to warknął na mnie i
kazał spadać
- Nie dziwię mu się, sam bym Ci kazał spadać -
wyszczerzyłem się i rzuciłem kurtkę na kozła do ćwiczeń - To ja sobie
grzecznie klapnę, a wy ćwiczcie.
- Ty chyba mnie nie zrozumiałeś - misiek pokręcił głową - Nie będzie żadnych ćwiczeń.
- Hę? - spojrzałem na niego z ukosa - A to dlaczego?
- Bo nie będzie, ma być od razu te spotkanie, czekamy tylko na wszystkich.
- Ale macie rozgrzewkę - zmarszczyłem czoło
-
Tak, ale to tak sami z siebie, dla zabicia nudów - westchnął - Może
zagramy jakiś mały sparing, ale nic więcej. Treningu dzisiaj nie ma.
- Okej, okej zrozumiałem - uniosłem ręce w obronnym geście - Dużo osób nie ma? - zacząłem rozglądać się po hali
-
Tak właściwie to tylko dwie osoby i będzie cały komplet - uśmiechnął
się - Nie byłeś w pokoju? - skinął głową w stronę siatki z zakupami
- A tak jakoś wyszło, że chciałem jak najszybciej się tutaj znaleźć - uśmiechnąłem się lekko
- Okeeeeeej, nie wnikam - Misiek zaczął nagle wymachiwać rękami w powietrzu
- A tobie co? - uchyliłem się przed ciosem
- Cicho!
- Co?
- Cicho! Coś mi tutaj lata! - przyjął pozycję niczym waleczny tyranozaur
- Ahaaaaa - uniosłem jedną brew - To ja może zostawię Cię sam na sam z Twoimi wyimagowanymi muchami.
Odwróciłem się i klapnąłem na ławkę obok Miry, dziewczyny z pierwszej C. Ta wzdrygnęła się lekko i uśmiechnęła na mój widok.
- Hejka Mirka - wyszczerzyłem się - Jak tam życie leci?
- Jakoś leci - uśmiechnęła się lekko
- Najważniejsze, że leci - przeciągnąłem się na ławce
- Wszyscy są? - nagle na halę wparował Adam
- Brakuje tylko Finneya i Taigi - powiedział Collin
- Taigi nie będzie - powiedział Adam - musi siedzieć w budzie, a Finney, gdzie jest? Ktoś coś wie?
- Jestem! - wysapał chłopak wpadając na parkiet
-
I bardzo dobrze - Adam położył dłonie na biodrach - To skoro wszyscy
już jesteśmy, to pragnę was poinformować, że zgodnie z ostatnimi
zmianami samorządzkimi jesteśmy zmuszeni przeprowadzić głosowanie w
sprawie przewodniczacego klubu.
- Eeeee - odezwała się Anja - a po co to?
-
Nie wiem - chłopak wzruszył ramionami - po prostu kazano nam to zrobić,
wybrać osobę, którą wpiszemy na listę i która będzie w razie potrzeby
mieć kontakt ze szkołą i nauczycielami... takie tam popierdółki.
- Adam, a ty nie chcesz być przewodniczącym? - zapytała Nadia
-
O nie nie, ja zdecydowanie podziękuję - pokręcił energicznie głową -
Muszę się teraz skupić na nauce, po za tym, ja chcę mieć jak najmniej
kontaktu z nauczycielami. Wybaczcie, ale nie ominie nas to. Weźcie coś
do pisania, jąkąś karteczkę czy coś, napiszcie, kogo widzicie na
stanowisku przewodniczącego, kto byłby na tyle głupi, a może odważny,
żeby podjąć się tego zadania... i po sprawie.
Uniosłem szeroko
brwi. Okeeeeej, no spoko, skoro tego sobie szanowna szkółka życzy, no to
to, szanowna szkółka dostanie. I już nawet wiem, kogo wkopię na te
stanowisko. Uśmiechnąłem sie i przeniosłem wzrok na Michaela.
- Te niemiecka parówo - zawołałem - weź mi zapodaj kawałek papieru i długopisik, bo ja nic nie mam.
- Sznyclu jeden, a magiczne słowo?
- Abrakadabra!
-
Proszę, dziękuję, przepraszam - parsknął - Kiedy ty się wreszcie
nauczysz. To nawet księżniczka Immi potrafi pięknie prosić i dziękować.
-
Yhyyyym - wziąłem od chłopaka przybory i szybko zapisałem jego imię i
nazwisko - Adam for you - powiedziałem podając mu zgiętą karteczkę.
Chłopak bez słowa zgarnął kwitek, po chwili otrzymał kartki jeszcze od
innych osób. Klapnąłem po turecku obok Michaela i przygryzłem wargę.
Heh, kocham to miejsce. Tyle wspomnień, tyle emocji, pozwala się chociaż
na chwilę oderwać od rzeczywistości. Hala, mecze, treningi...
westchnąłem i wciągnąłem głęboko powietrze do płuc, o tak, i zdecydowany
zapach potu, śmierdzących butów, testosteronu, adrenaliny, parkietu i
jakiś innych mieszanek, po których od razu wiesz, że jesteś w tym, a nie
innym miejscu. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na Michaela.
- A ty co się tak szczerzysz? - uniósł brew do góry
- Nie można? - zrobiłem teatralną podkowę w dół - Okeeej...
- Och, no już dobrze dobrze - przewrócił oczami - chcesz to sie uśmiechaj, ja tylko pytam, dlaczego...
- Bo jestem szczęśliwy - odpowiedziałem uchachany od ucha do ucha - Tak po prostu.
Chłopak
pokiwał głową, a ja przeniosłem wzrok na Adama, który zapisywał coś w
notatniku. Zapewne wyniki głosowania. Przymknąłem oczy i w tym momencie
poczułem puknięcie w ramię. Szybko odwróciłem się i ujrzałem Anję.
- Hej - uśmiechnęła się lekko
- Cześć Anja - powiedziałem - kope lat.
- Owszem, co tam słychać u Ciebie? Słyszałam, że Cię ze szkoły zabrała karetka kilka dni temu.
- Taaa - mruknąłem - Troszku się zbytnio przemęczyłem, nic wielkiego. Dzisiaj rano mnie wypuścili, więc jest raczej w porządku.
- To dobrze - uśmiechnęła się trochę bardziej
- Skąd w ogóle o tym wiesz? - zapytałem - czyżby ten przebrzydły niemiec wszystko rozgadał?
- Nie nie - powiedziała szybko - wręcz przeciwnie. Usłyszałam fragment rozmowy Taigi, i stąd wiem.
Pokiwałem głową z lekkim uśmiechem.
- A co tam u Ciebie ciekawego? Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać w cztery oczy.
- Spokojnie i powolutku - odpowiedziała - Właściwie to niewiele się w tym życiu dzieje, nauka, trening, internet... i tak to jakoś powolutku leci.
- Dobra gromada - odezwał się głośno i wyraźnie Adam - Mam już wyniki. I muszę przyznać, że byliście w miarę jednogłośni.
- My się w czymś zgadzaliśmy? - odezwał się Collin - cóż za miła odmiana.
- Bardzo śmieszne Coll - powiedział Adam - Ale taka jest prawda... więc, był jeden głos na May, trzy głosy na Miśka i jedenaście głosów na Cześka.
- Że co słucham, przepraszam, co? - wykrztusiłem i zamrugałem kilka razy - Ludzie, gdzie wy macie oczy? Mnie na kapitana?
- Takie małe i pyskate, to sobie świetnie poradzi - wyszczerzył się Chris
- Potwierdzam - Misiek pokiwał z uznaniem
- Ja także, muszę przyznać, że kto jak, kto, ale Czesiek to mi pasuje na takiego gościa od brudnej roboty - wyszczerzył się Finney
- No wielkie dzięki chłopaki - mruknąłem - To co, mam rozumieć, że mam teraz zajmować się papierkową robotą?
- Nie do końca - Adam podrapał się po brodzie - Wszystko ma być po prostu bardziej sformalizowane. Musisz iść do Collinsa i z nim ustalić wszystko, ale z tego, co udało mi się od nich wyciągnąć to będą jakieś plany treningowe, czy coś takiego, będą egzaminy, testy, i ciul jeden wie, co jeszcze...
- I serio to ja mam się tym zajmować? - uniosłem brew wysoko - Ja mam reprezentować klub siatkarski, gdzie nawet szczerze mówiąc zbytnio nie wyglądam na siatkarza?
- Nie przesadzaj Ches - powiedział Misiek - Nie najgorzej idzie Ci gra, jesteś trochę lepszy niż przedszkolak, więc w czym problem?
- Przedszkolak? - spojrzałem na niego z zabójczym wzrokiem - Ja Ci sakra dam przedszkolaka.
- Ej ej chłopaki, dobra - przerwał nam Adam - spokój ma być. Oficjalnie koniec spotkania, róbta co chceta.
- Treningu dzisiaj na prawdę nie ma? - zapytała Gab
- Mówiłem, wam, że mam urwanie głowy ze szkołą, więc ja wam go nie przeprowadzę. Męczcie nowego kapitana - ukłonił się - Odmeldowuję się.
- eeee - spojrzałem po ludziach i uśmiechnąłem się szeroko - Ja teraz też muszę spadać, ale ten no... jak jesteście już przebrani, to możecie sobie zagrać trzy na trzy ze zmianami, czy coś w ten deseń. Dacie radę ludzie! Wierzę w was! Jesteście genialni, zdolni, przewspaniali!
- Te wazeliniarzu nie zapędzaj się już tak - zaśmiał się Chris - Czesiek nas dzisiaj olewa, to faktycznie, możemy sobie coś zagrać.
- Nie, że olewam, ale mam lody kupione i mi się roztopią - uśmiechnałem się słabo - Dobraaaa, ja nie przełuzam już i lecę! Adio dziatwa.
- Dziatwa? - May uniosła brew
- Taaa... kocham was, do zobaczenia później! - nie czekając na jakiekolwiek słowa, złapałem za siatki i wybiegłem z sali. Ufff no to cudownie. Zostałem kapitanem. I znowu to pytanie, pwinninem się cieszyć prawda? Ech... wyciągnąłem telefon i zobaczyłem, coś co przez chwilę strasznie mnie zdziwiło i zaintrygowało bardzo. Pięć nieodebranych połączeń od Nory i SMS - wszystko niecałe dziesięć minut temu. Odpaliłem skrzynkę i odczytałem.
,,Przyjdź do mnie jak najszybciej, proszę''.
Zamrugałem kilka razy. Dobra. To było co najmniej dziwne i nie miałem pojęcia, o co chodzi, ani co się stało. Ale jednego byłem pewien. Jeśli Nora zrobiła coś takiego, to naprawdę musiało się coś stać. Nie czekając, ani chwili dłużej ruszyłem bezpośrednio do pokoju dziewczyny. W głowie było tysiąc myśli na raz... i żadnej pozytywnej.
~~~
- Nora, jesteś tam? - wychrypiałem waląc w drzwi od jej pokoju - To ja!
Praktycznie od razu usłyszałem tupot jej stóp i po sekundzie drzwi otworzyły się na oścież. Przede mną stała Nora, która była ubrana tak samo, jak w momencie, w którym się pożegnaliśmy. Co prawda miała ściągniętą kurtkę, ale dalej siedziała z szalikiem na szyi. Jedyną i przerażającą różnicą była jej twarz. Dziewczyna była cała zapłakana, roztrzęsiona i wyglądała jakby była w szoku.
- Jesteś - wydusiła słabo
- Co się stało? - zapytałem szybko i nie czekając na odpowiedź wpadłem do środka
- N-nitro - wykrztusiła - On umiera.
- Co? - uniosłem wysoko brwi - Gdzie on jest?
Wskazała palcem na łóżko. Rzuciłem wszystko i podbiegłem do łóżka. Zobaczyłem małą rudą mychę, która leżała na boku, wyprostowana i sztywna. Miała wybałuszone oczy... na pierwszy rzut oka wyglądała już na martwą. Przełknąłem ślinę i delikatnie wziąłem go na ręce. Myszor spiął lekko szyję i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem pełnym bólu. Ułożyłem go w bardziej wygodnej pozycji i przysłoniłem oczy dłonią.
- Co się stało? - zapytałem spokojnie i spojrzałem wprost w zapłakaną twarz dziewczyny - spokojnie Nori, nic złego się nie dzieje - skłamałem, żeby ją uspokoić
- Bo ja przyszłam do domu - powiedziała pociągając nosem - i otworzyłam drzwiczki od klatki. Nitro podszedł do nich i zaczął sobie wyglądać na zewnątrz i jakoś tak wypadł, że spadł.
- Spadł na cztery łapy, na bok, na plecy, na głowę? Jak spadł? - zapytałem od razu
- Prosto na plecy - zobaczyłem jak do jej oczu napływają łzy
- Spokojnie Nori - powiedziałem. Przyłożyłem palce do kręgosłupa myszora i powoli przebiegłem wzdłuż niego . Wszystko wydawało sie być na swoim miejscu. Obmacałem biodra i podobnie. Zrobiłem szybki test na odruchy ogona i tylnych kończyn... Ogon był praktycznie bezwładny, tylne łapy niewiele reagowały, na bodźce zewnętrzne. Przymknąłem oczy i delikatnie zacząłem go głaskać.
- Jest szansa - odezwałem się do dziewczyny po chwili ciszy - że jest w wielkim szoku, spanikowany i przerażony, a przede wszystkim bardzo obolały, i gdy tylko odpocznie i się rozluźni, to zacznie wracać do życia... - ugryzłem się w język, chciałem dodać, że jest też niestety zdecydowanie większa szansa, że uszkodził sobie kręgosłup bardzo mocno i raczej to będzie już koniec, zamiast tego powiedziałem - najprawdopodobniej jutro już się ożywi - uśmiechnąłem się szeroko, jak najbardziej mogłem - Trzeba teraz tylko z nim siedzieć, pilnować, żeby leżał w odpowiedniej pozycji, zmieniać co jakiś czas bezpiecznie pozę, dawać picie i jedzenie, ogrzewać, dawać dużo miłości, i powinno być dobrze.
Nora spojrzała na mnie tymi wielkimi zapłakanymi oczami... Wow. Ale one są niesamowite...
- Będzie dobrze? - zapytała cichutko z załamującym się głosem
- Oczywiście - uśmiechnąłem się do niej - Musisz się tylko nim dzisiaj i jutro dobrze zaopiekować.
- Zaopiekować? - spojrzała z jeszcze większym wytrzeszczem - Nie zostawisz mnie samej, prawda?
- Eee - zamrugałem kilka razy - co?
- Nie zostawiaj mnie samej - do jej oczu nabiegły łzy - Przecież ja sama sobie nie poradzę. Proszę, zostań.
- Dobrze, dobrze - powiedziałem szybko - zostanę Nori, spokojnie.
Usiadłem wygodniej i oparłem się plecami o ścianę, wzdychając cicho. Cudownie. Jakoś nie tak to sobie wszystko wyobrażałem... dobra, w ogóle sobie nie wyobrażałem, czegoś takiego. Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę lekko do tyłu. W dłoniach przerażona, spanikowana i sparaliżowana mysz, która nie wiadomo, czy przeżyje, a obok równie przerażona i zapłakana dziewczyna, która nie chce mieć ze mną nic wspólnego... Wspaniałe rozwiązanie problemu... Otworzyłem oczy i spojrzałem na myszora, który leżał z przymkniętymi oczami. Głaskanie ewidentnie go uspokajało. Heh, stara złota zasada, gdy jesteś spanikowany, znajdź osobę opanowaną i spokojną, stań jak najbliżej niej, a jeszcze lepiej złap za rękę i czekaj. Twoje serducho automatycznie zacznie spowalniać, przyjmując tempo od opanowanego osobnika i zaczniesz się uspokajać. I z doświadczenia wiem, że to działa od zawsze. Uśmiechnąłem się słabo... Już dawno minęły czasy, gdy to ja szukałem opanowanej osoby. Teraz za każdym razem to ja jestem tym opanowanym. Niby inni to podziwiają, ale nikt tak naprawdę nie wie, jak ciężko jest zachować spokój, gdy samemu jest się przerażonym i spanikowanym, gdy nie raz nie wie się co robić, a trzeba zachować stoicki spokój, opanować nerwy i szaleńcze bicie serca. Nikt nie wie, jakie to jest wyczerpujące... nikt. Zesztywniałem nagle i wzdrygnąłem się, kompletnie wybity ze swoich rozmyślań. Po mojej prawicy nie wiadomo kiedy znalazła się Nora, która w tym momencie kurczowo obejmowała moje prawe ramię i wtulała ryjek w bluzę. Czułem tylko jak jej palce zaciskają się coraz mocniej, a przez ciało przechodzą dreszcze. Nie... proszę, tylko nie to, błagam, powiedz, ze to nie to... Sakra. Jak na zawołanie dziewczyna wybuchnęła płaczem. I to jakimś przerażającym. Zaczęła głośno płakać, szlochać i wstrząsały nią drgawki. PRzez chwilę byłem lekko przerażony. Szybko, ale jednocześnie ostrożnie odłożyłem Nitro na kołdrę i objąłem dłonią głowę Nory przyciągając ją do siebie. Dziewczyna objęła mnie w torsie i płakała dalej. Czy wszystkie dziewczyny płaczą w ten sposób i tak głośno? Nie umieją tego robić po cichu i bez tych wszystkich ,,dodatków''?
- Spokojnie Nori - wyszeptałem jej w czubek głowy - shhhh cichutko. Jestem tutaj.
Jedyne co mi odpowiedziało to dalszy płacz i mocniejszy uścisk wokół mojego ciała. Pierwszy raz znajduję się w takiej sytuacji. Sakra. Co ja mam zrobić?! Objąć ją? Pogłaskać? Dalej uspokajać? Sakra, co ja mam robić?! I jeszcze te gluty, ugh... Boże matrymonialny, ja chcę do mamy...
- Noruś - powiedziałem równie spokojnie i cicho co poprzednio - naprawdę nic złego się nie dzieje, nie musisz się o nic martwić...
Ścisnęła mnie tak mocno, że aż zabrakło mi tchu w płucach. Delikatnie i ostrożnie objąłem ją jednocześnie, głaszcząc po głowie. Nikt Ci teraz nie pomoże Ches, musisz radzić sobie sam, z umierającą myszą, dziewczyną i emocjami. Zacisnąłem wargi i przyciągnąłem jej głowę do siebie, wtulając jednocześnie nos w jej szyję. No nic, jak już jestem skazany na to wszystko, to przynajmniej niech będzie jakoś wygodnie. Dziewczyna wtuliła się mocno i nie miała zamiaru mnie puścić. Ze wzajemnością.
<Nora?>