Zdziwiłem się, kiedy dziewczyna postanowiła porozmawiać. Rozumiem, że to ja pragnąłem jej towarzystwa w tej chwili, ale do głowy by mi nie przyszło, żeby ot tak zacząć dyskusję. Jej obecność w zupełności mi wystarcza, jednak muszę coś wymyślić. Postarała się i zarzuciła plan, więc byłoby niegrzecznie ją zignorować. Podrapałem się po brodzie, próbując znaleźć w miarę ciekawy temat. Miałem mały problem, z którym spotyka się każdy na początku relacji. Nie wiedziałem, czym interesuje się moja koleżanka i trudno było mi trafić w coś, co by zaciekawiło naszą dwójkę. Spojrzałem na nią, czekając na ratunek. W sumie myślałem, że to ona ją rozpocznie czy coś, w końcu sama chciała pogadać... Znęca się nade mną, ewidentnie się nade mną znęca. Ciekawe, czy istnieje dobra osóbka, która prowadziłaby warsztaty dotyczące prowadzenia rozmów. Byłoby cudownie... Ursula kręciła głową, rozglądając się po otoczeniu. Odrobinę się zdziwiła, gdy opuściliśmy teren akademii i skierowaliśmy się w stronę miasta. Och, powinienem jej powiedzieć na początku, że w pokoju nie mam za bardzo jak przygotowywać naleśników... Szkolna kuchnia również odpada. Ciągle tam ktoś się krząta i swoim wzrokiem próbuje zabić każdego, kto podejdzie aż nazbyt blisko. O nie, kolejny kłopot. Co ja teraz zrobię? Olśnienie. Przypomniałem sobie o kocie mojej znajomej, którym miałem się zająć podczas jej nieobecności. Myślę, że się nie obrazi, jak zaproszę do tego mieszkania znajomą z klasy. Wraca już za dwa dni, więc zrobię też parę dla niej.
– Przepraszam, że mówią o tym dopiero teraz, ale możemy na chwilę wstąpić do sklepu? Potrzebuję składników, poza tym muszę jeszcze kupić kocią karmę.
– Kocią karmę? Masz kota? – zapytała.
– Nie. – Uśmiechnąłem się delikatnie, wspominając uroczy pyszczek, który witał mnie codziennie o poranku. – Mam psa.
No i niefart. Ursula widocznie się skrzywiła, kiedy usłyszała o moim Fafiku, a następnie podzieliła się informacją, że nie lubi tych czworonogów. Nie wiedziałem, czy mam o to dopytywać, czy może zapytać o inne zwierzę. Nie, bo jeszcze się okaże, że nie lubi wszystkich zwierząt. Hm, ale dlaczego nie lubi akurat psów? Och, słyszałem kiedyś tłumaczenia innej koleżanki. Psy są dla niej... zbyt żywe, cokolwiek to znaczy. Może Ula też tak uważała? Nic więcej o tym nie mówiła, więc dobrze, nie będę drążyć tego tematu.
– Możemy iść do tego sklepu – powiedziała.
Pokiwałem głową. Całe szczęście nie wydarła się na mnie, że skoro zamierzałem jej zaserwować jakieś jedzenie, to wszystko, co potrzebne mam już zakupione. Dziękuję ci Ulko, że nie jesteś tak bardzo wredna, a przynajmniej nie dajesz mi na razie tego odczuć w mocny sposób. Mam nadzieję, że zbytnio się ze mną nie męczysz, a nawet jeśli... Trudno.
Przepuściłem ją w drzwiach, zastanawiając się, czy to, co właśnie zobaczyliśmy, aby na pewno jest zwykłym spożywczakiem. Nazwa wisząca na tabliczce nad wejściem do budynku kłamała. Temu bliżej do supermarketu, niżeli zwykłego sklepu na rogu.
– Tak teraz myślę, mogłam zostać w akademiku. Gdybyś zrobił zakupy, przyszedłbyś po mnie.
– Nie wspomniałem o mieszkaniu koleżanki? – Zdezorientowane spojrzenie dziewczyny wyrażało więcej niż tysiąc słów. – Przepraszam, zrozumiem, jeśli teraz będziesz chciała wrócić, jednak naprawdę zależy mi na tym, byś spróbowała tych naleśniczków, tym bardziej że już się zgodziłaś.
Ula?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz