– Spodnie – powiedziałam cicho, prostując się. – Jasne – wstałam powoli i owiodłam krótkim spojrzeniem swój pokój. – Tylko nie siedź na podłodze, bo się przeziębisz – rzuciłam tylko i zajęłam się poszukiwaniem spodni.
Od strony Czecha usłyszałam tylko jakieś jęki i burki, jednak zignorowałam wszystkie, sięgając pamięcią do wczorajszego dnia. Starałam przypomnieć sobie jak wyglądały spodnie, które przyszło mi teraz szukac, jednak kompletnie nie byłam w stanie sobie przypomnieć.Na pewno były czarne... ale weź szukaj czarnych spodni w miejscu, gdzie co drugi ciuch jest w ciemnym kolorze.
„Dobra, Nora, skup się” – ponagliłam się w myślach – „szukaj tego, co nie twoje”.
I tak rozpoczęły się poszukiwania. Rozejrzałam się po mieszkaniu - tym razem dokładniej, bo a nóż wiszą gdzieś na widoku. Niestety, jak zawsze w takich sytuacjach, musiały się gdzieś zapodziać. Odwróciłam sie do chłopaka, który w między czasie wszedł na łóżko.
– Eee... – zająknęłam się, marszcząc brwi – Ches, gdzie je zostawiłeś? – spytałam się go. W końcu po co mam marnować czas?
– Mmm... – podrapał się po brodzie – powinny leżeć gdzieś przy łóżku... – mruknął cicho.
Pokiwałam lekko głową zaczynając rozglądać się pod nogami. Spojrzałam z jednej strony łózka - pusto, zerknęłam na drugą stronę - tez nic. Zmusiłam się nawet do uklęknięcia i zajrzenia pod nie. Jedyne, co zobaczyłam, to kilka grubych kotków z kurzu, piach przyklejony do czegoś, co świeciło się i wyglądało na lepkie, i kilka papierków. Zacisnęłam usta z myślą, że wolałabym dalej żyć w nieświadomości, co tam się hoduje i podniosłam się, stając na równe nogi. Podparłam się dłońmi o biodra. Wydęłam policzki i powoli wypuszczając powietrze z sykiem, po raz kolejny rozejrzałam się dookoła.
– Jesteś pewien, że zostawiłeś je przy łóżku? – spytałam, odchodząc od materaca. Zaczęłam wodzić wzrokiem po kątach, meblach, krzesłach. Zajrzałam nawet do łazienki, z wielką nadzieją, że Czesiek zostawił je właśnie tam. No przecież niemożliwym byłoby, żeby czyjeś gacie dostały nóg i uciekły. Znaczy... jakby nie patrzeć one już mają nogi...
– Umm... No, powiem ci – zaczęłam z lekkim uśmiechem, który cisnął mi się na usta. Może i sytuacja nie była dla nas obojga komfortowa, ale błagam, znikające spodnie? Toż to od razu ciśnie uśmiech na ryjek, nawet u takiej osoby jak ja. Spojrzałem nieśmiało na Cześka. Chłopak w ciszy wyczekiwał mojej dalszej części wypowiedzi, patrząc na mnie z nadzieją. Nadzieją, którą w nim za sekundę zabiję. – Że nie wiem, co zrobiłeś ze swoimi gaciami, ale nigdzie ich nie widzę.
Rudzielec mruknął cicho, chowając głowę w pierzynie. Ja na ten widok westchnęłam cicho i przewróciłam oczami. Podeszłam od razu do niego i usiadłam na przeciwko kokonu. Wyciągnęłam powoli dłoń przed siebie i zanurzyłam ją w materiale tak głęboko, aż nie napotkałam przeszkody w postaci jakiejś części ciała.
– Hej, Ches... – zabrałam rękę z powrotem i tyknęłam go w pościel raz jeszcze. – Ale nie chowaj mi się.
Kiedy usłyszałam, że odpowiadają mi kolejne mruknięcia, postanowiłam nie siedzieć jak ten kołek, tylko wziąć sprawę w swoje ręce. Jeju... mówię tak, jakby była to sprawa co najmniej życia i śmierci...
Złapałam mocno pościel i zaczęłam zdzierać z niego tę jego osłonkę przede mną. Pomimo, iż Czesiek był jeszcze zaspany, fala protestów, czy to w postaci jęków, czy próbach zatrzymania kołdry bardzo dobrze go chroniła. Skubany nie dawał się tak łatwo pokazać.
– No hej... – jęknęłam cicho i błagalnie. – Nie chowaj się przede mną...
Spuściłam głowę i zaczęłam się bawić paznokciami. W tym czasie Czech powoli odkopał kołdrę na bok, zakrywając jednak swoje stopy. Kątem oka oczywiście dostrzegłam jego bokserki z niebieskim motywem jakby moro.
„Nie patrz się, nie patrz się, nie patrz się, po co się patrzysz, odwróć wzrok, to tylko gacie, ty tez nosisz gacie, każdy nosi gacie, gacie jak każde gacie, skoro jak każde to dlaczego by się nie pa... NO NA LITOŚĆ!”
– Przepraszam, Nori... głupia sytuacja – zaśmiał się niemrawo.
Podniosłam głowę i spojrzałam w jego dalej zaspane oczy. Nagle zaschło mi w gardle, serce jakby zaczęło szybciej bić, ale pozwoliłam sobie na chwilę zatracić się w tych błękitnych ślepkach. Nie miałam kompletnie pojęcia co takiego sprawiło, że z taką chęcią patrzyłabym się w nie godzinami, zwłaszcza w tamtym momencie, kiedy były lekko zamglone i błyszczały się od porannych łez. Bez soczewek te oczy były po prostu przepiękne.
– To ja cię przepraszam – powiedziałam cicho, przerywając tym samym wiszącą nad nami ciszę – za wczoraj – dodałam szybko. Zacisnęłam usta w wąską linię. Schowałam dłonie, krzyżując ręce na piersi i przeniosłam wzrok z Cześka na miejsce gdzieś w rogu pokoju. – Najpierw mówię, potem myślę... Jestem... po prostu idiotką...
<hm hm? meh, słabe to>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz