poniedziałek, 5 września 2016

Od Ophelii Cd. Izayi

- Czy ty mnie zapraszasz na obiad? - zapytałam z rozbawieniem.
- "To tak zabrzmiało?" - odpowiedział.
- To zostanę na nim, skoro nie mówisz nie - zignorowałam pytanie.
Chłopak westchnął, po czym ze zirytowanym tonem powiedział coś w języku raczej niezbyt angielskim. Widocznie do którejś z sióstr bo odpowiedział mu pisk w tym samym języku. Jak dla mnie to brzmiało jak kompletny bełkot.
- "Okay, jesteś na coś uczulona, czy mogę przygotować cokolwiek zechcę?" - zapytał w końcu chłopak.
- Róbta co chceta. Poprostu mnie nie otruj.
- "Oj nie wiem czy mogę to obiecać" - zażartował, a ja wywróciłam oczami.
- Whatever... Będę o pierwszej. - i z tymi słowami się rozłączyłam.
O za piętnaście dwunasta wyszłam z akademika i używając skrótu w postaci dziury w murze pełniącym funkcję płotu odgradzającego szkołę od lasu, ruszyłam do miasta.
Po drodze wstąpiłam do sklepu i tam zakupiłam miętowe czekoladki dla dziewczynek dla których fatygowałam się z pozostałością kaca do głównego miasta i stanęłam na progu ładnie utrzymanego domu z czarnym numerkiem 8 nad drzwiami na Bakery Street o godzinie 12:53. Punktualność to podstawa, jak mawia mój kuzynek, a ja rzeczywiście trzymam się jego porady by zawsze być wszędzie przynajmniej pięć minut przed czasem.
Nacisnęłam dzwonek.

Izaya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt