Dziewczyna wzięła mnie na dach, przytuliła się i powiedziaĺa coś czego pierwszy raz nie rozumiałem. W sumie nie chciałem rozumieć, odwróciłem się przodem do dziewczyny i także ją przytuliłem. Nie chciałem nawet pytać, nie chciałem wiedzieć. Staliśmy tak dość długo, nie chciałem tego przerywać. W końcu zacząłem się zastanawiać nad słowami Akane. Nie chciałem znać dokończenia, ale przez głowę przechodziły mi same czarne scenariusze.
-Nie jestem zły przez ciebie. - szepnąłem w końcu do niej, przerywając jednocześnie ciszę.
Akane wtuliła się mocniej, pierwszy raz nie miałem nic przeciwko bliskości.
"Chcę spędzić z tobą więcej miłych chwil do czasu, gdy…" męczyło mnie to krótkie, niedokończone zdanie. Do czasu gdy... co? co się dzieje? Co mnie ominęło w czasie mojego wyjazdu?
Znów zacząłem mieć problemy z oddychaniem, odsunąłem się od Akane i zacząłem przeszukiwać kieszenie, w końcu znalazłem te cholerne tabletki i połknąłem dwie. Dziewczyna była trochę wystraszona, nie chciałem się tłumaczyć, więc tylko cicho powiedziałem:
-Spokojnie.
Zerknąłem na zegarek, była już dziewiętnasta, czas szybko zleciał. Zbyt szybko...
-Akane... - wydusiłem.
-Hm? - odparła.
Wiedziałem, że nie jest chętna do rozmowy, dlatego przytuliłem ją i powiedziałem:
-Cieszę się, że jesteś.
Chciałem zapytać, ale zrezygnowałem. Znam to uczucie kiedy wiesz, że zaczną się pytania ale nie masz ochoty na nie odpowiadać. Akane uśmiechnęła się.
-Chodźmy do środka. - zaproponowałem.
-Dlaczego?
-Późno jest i zimno. Przewieje cię. - odparłem.
-Dramatyzujesz.
-Zejdziesz sama czy ci pomóc. - zapytałem ze śmiechem.
-Nie zamierzam schodzić. - oznajmiła.
-Jak wolisz. - powiedziałem.
Szybko wziąłem dziewczynę na ręce i zniosłem z dachu.
-Co ty robisz? - zapytała rozbawiona.
-Pomagam ci zejść. - uśmiechnąłem się.
Zeszliśmy już z dachu, jednak nawet mi się nie śniło puścić Akane.
-Możesz mnie odstawić? - zapytała.
-Nie wydaje mi się. - odparłem.
Oczywiście wszyscy, których mijaliśmy gapili się jak na kosmitów. Ale teraz mało mnie to interesowało, liczyło się tu i teraz. Doniosłem ją do jej pokoju, dała mi klucz, wymuszenie ale dała. Otworzyłem drzwi i położyłem ją na jej łóżku.
-Musiałeś? - zapytała.
-Niech się zastanowię... Tak. - odparłem ze śmiechem.
Akane opadła na łóżko, prawie zasypiała. Godzina jeszcze wczesna, muszę coś wymyślić.
Kiedy dziewczyna zamknęła oczy opadłem na łóżko obok niej, tym samym wystraszyłem trochę ją.
-Ładny masz sufit. - uśmiechnąłem się, spoglądając na Akane.
-Taki biały. - odparła, znów zamykając oczy.
Przysunąłem się do niej i przytuliłem.
-Nie śpij, nie zasypiaj.
-Dlaczego? - ziewnęła.
-Bo co ja wtedy sam ze sobą pocznę?
Leżeliśmy chwilę, Akane zasnęła, trudno, nie udało się jej rozbudzić. Przytuliłem ją i delikatnie pocałowałem w czoło. Przykryłem kordłą i wyszedłem z pokoju z jej książkami. Tyle dzisiaj robiliśmy, ale zupełnie zapomnieliśmy o wypracowaniu. Udałem się do swojego pokoju, nabazgrałem cośkolwiek w swoim zeszycie. A w zeszycie Akane starałem się pisać prosto, podobnie do jej pisma. Nie było to trudne, ja piszę masakrycznie, ale podpisy podrabiać potrafię. Po skończeniu pisania położyłem się spać, jednak zbytnio nie mogłem, wciąż myślałem co oznaczały słowa dziewczyny. Do czasu, gdy... co... co się stało? Nie chciałem pytać, dlatego musiałem ten czas wykorzystać jak najlepiej. W końcu zasnąłem.
Tym razem nie leżałem długo, szybko wstałem, ogarnąłem się, spakowałem książki i wyszedłem z pokoju. Udałem się do klasy, jakieś trzy minuty minęły i zadzwonił dzwonek. Akane nigdzie nie było, zaspała? Nie wydaje mi się. To nie w jej stylu. Weszliśmy do klasy, nauczycielka zaczęła zbierać zeszyty z wypracowanianymi. W końcu wywołała Akane.
-Akane nie ma, ale mam jej zeszyt. Prosze. - mruknąłem kładąc zeszyt dziewczyny oraz swój na biurku nauczycielki.
Lekcja się skończyła, odzyskałem zeszyty i poszedłem szukać Akane, w pokoju jej nie zastałem. Przeszukałem chyba całą szkołę, martwiłem się o nią. Gdybym mógł to bym ją przytulił i nigdy, nawet na krok bym jej nie opuszczał. Aby nie było takich sytuacji, nielubiłem tego uczucia, tęsknota i zmartwienie, tego pierwszego wyzbyłem się kiedyś ale powróciło. Drugiego nie doświadczałem, do teraz. Nie martwiłem się o nikogo jak o nią. Jednak co mogłem zrobić...
Akane?
-Nie jestem zły przez ciebie. - szepnąłem w końcu do niej, przerywając jednocześnie ciszę.
Akane wtuliła się mocniej, pierwszy raz nie miałem nic przeciwko bliskości.
"Chcę spędzić z tobą więcej miłych chwil do czasu, gdy…" męczyło mnie to krótkie, niedokończone zdanie. Do czasu gdy... co? co się dzieje? Co mnie ominęło w czasie mojego wyjazdu?
Znów zacząłem mieć problemy z oddychaniem, odsunąłem się od Akane i zacząłem przeszukiwać kieszenie, w końcu znalazłem te cholerne tabletki i połknąłem dwie. Dziewczyna była trochę wystraszona, nie chciałem się tłumaczyć, więc tylko cicho powiedziałem:
-Spokojnie.
Zerknąłem na zegarek, była już dziewiętnasta, czas szybko zleciał. Zbyt szybko...
-Akane... - wydusiłem.
-Hm? - odparła.
Wiedziałem, że nie jest chętna do rozmowy, dlatego przytuliłem ją i powiedziałem:
-Cieszę się, że jesteś.
Chciałem zapytać, ale zrezygnowałem. Znam to uczucie kiedy wiesz, że zaczną się pytania ale nie masz ochoty na nie odpowiadać. Akane uśmiechnęła się.
-Chodźmy do środka. - zaproponowałem.
-Dlaczego?
-Późno jest i zimno. Przewieje cię. - odparłem.
-Dramatyzujesz.
-Zejdziesz sama czy ci pomóc. - zapytałem ze śmiechem.
-Nie zamierzam schodzić. - oznajmiła.
-Jak wolisz. - powiedziałem.
Szybko wziąłem dziewczynę na ręce i zniosłem z dachu.
-Co ty robisz? - zapytała rozbawiona.
-Pomagam ci zejść. - uśmiechnąłem się.
Zeszliśmy już z dachu, jednak nawet mi się nie śniło puścić Akane.
-Możesz mnie odstawić? - zapytała.
-Nie wydaje mi się. - odparłem.
Oczywiście wszyscy, których mijaliśmy gapili się jak na kosmitów. Ale teraz mało mnie to interesowało, liczyło się tu i teraz. Doniosłem ją do jej pokoju, dała mi klucz, wymuszenie ale dała. Otworzyłem drzwi i położyłem ją na jej łóżku.
-Musiałeś? - zapytała.
-Niech się zastanowię... Tak. - odparłem ze śmiechem.
Akane opadła na łóżko, prawie zasypiała. Godzina jeszcze wczesna, muszę coś wymyślić.
Kiedy dziewczyna zamknęła oczy opadłem na łóżko obok niej, tym samym wystraszyłem trochę ją.
-Ładny masz sufit. - uśmiechnąłem się, spoglądając na Akane.
-Taki biały. - odparła, znów zamykając oczy.
Przysunąłem się do niej i przytuliłem.
-Nie śpij, nie zasypiaj.
-Dlaczego? - ziewnęła.
-Bo co ja wtedy sam ze sobą pocznę?
Leżeliśmy chwilę, Akane zasnęła, trudno, nie udało się jej rozbudzić. Przytuliłem ją i delikatnie pocałowałem w czoło. Przykryłem kordłą i wyszedłem z pokoju z jej książkami. Tyle dzisiaj robiliśmy, ale zupełnie zapomnieliśmy o wypracowaniu. Udałem się do swojego pokoju, nabazgrałem cośkolwiek w swoim zeszycie. A w zeszycie Akane starałem się pisać prosto, podobnie do jej pisma. Nie było to trudne, ja piszę masakrycznie, ale podpisy podrabiać potrafię. Po skończeniu pisania położyłem się spać, jednak zbytnio nie mogłem, wciąż myślałem co oznaczały słowa dziewczyny. Do czasu, gdy... co... co się stało? Nie chciałem pytać, dlatego musiałem ten czas wykorzystać jak najlepiej. W końcu zasnąłem.
Tym razem nie leżałem długo, szybko wstałem, ogarnąłem się, spakowałem książki i wyszedłem z pokoju. Udałem się do klasy, jakieś trzy minuty minęły i zadzwonił dzwonek. Akane nigdzie nie było, zaspała? Nie wydaje mi się. To nie w jej stylu. Weszliśmy do klasy, nauczycielka zaczęła zbierać zeszyty z wypracowanianymi. W końcu wywołała Akane.
-Akane nie ma, ale mam jej zeszyt. Prosze. - mruknąłem kładąc zeszyt dziewczyny oraz swój na biurku nauczycielki.
Lekcja się skończyła, odzyskałem zeszyty i poszedłem szukać Akane, w pokoju jej nie zastałem. Przeszukałem chyba całą szkołę, martwiłem się o nią. Gdybym mógł to bym ją przytulił i nigdy, nawet na krok bym jej nie opuszczał. Aby nie było takich sytuacji, nielubiłem tego uczucia, tęsknota i zmartwienie, tego pierwszego wyzbyłem się kiedyś ale powróciło. Drugiego nie doświadczałem, do teraz. Nie martwiłem się o nikogo jak o nią. Jednak co mogłem zrobić...
Akane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz