Gdy w końcu wszystko załatwiłem zebrałem swoje rzeczy i wsiadłem do pociągu. Chciałem być już w akademii, wrócić, posłuchać jęczenia nauczycieli, zobaczyć się z Akane. Wiedziałem doskonale, że będzie wkurzona i będzie zadawać wiele pytań. Zauważyłem nagle, że pociąg się zatrzymuje, zaniepokoiłem się tym. Gdy wyjrzałem przez okno zobaczyłem policję czekającą na peronie. Przeklnąłem cicho do siebie. Wszyscy zaczęlj wychodzić z pociągu jednym wyjściem. Ja zostałem, gdy większośç osób wyszło ruszyłem w przeciwnym kierunku. Do drzwi po drugiej stronie, poszedłem na sam ko iec pociągu, gdzie było ostatnie wyjście. Na moje szczęście policja skupiła się na przodzie maszyny, przeszukiwali wszystkich. Mieli psy, łatwo teraz by mnie zamknęli. Udało mi się ucciec z peronu. Szedłem poboczem w stronę miasteczka, które było niedaleko. Nagle jakiś samochód bez dachu zwolnił i jechał wolno, prawieże moim tempem. Zaczepił mnie kierowca, jakiś chłopak. Może w moim wieku, rok starszy.
-Wsiadaj podwieziemy cię. - uśmiechnął się.
Milczałem, wyglądali na mocno porąbanych. była ich tam czwórka. Jednak jeden chłopak był mi znajomy, od razu wiedziałem kim jest. Zatrzymałem się nagle, samochód po swkundzie też. Znany mi chłopak, który siedział z przodu kiwnął do mnie głową na znak abym wsiadał. Posłuchałem, nie chciało mi się już iść a wiedząc, że znam kogokolwiek z tych ludzi dawało mi to większą pewność siebie.
-Gdzie jedziesz? - zapytał kierowca.
Mruknąłem tylko coś typu "przed siebie".
-Jedź do Green Heels. - powiedział Filip.
-Skąd wiesz, że tam jedzie? - zapytała dziewczyna, obok której siedziałem.
-Przeczucie. - roześmiał się chłopak - Prawda? - zwrócił się w moją stronę.
W odpowiedzi pokiwałem twierdząco głową.
-A skąd się znacie? - zapytała ciemnowłosa, siedząca obok blądynki.
-Długa historia Sami, długa i niedostępna dla wszystkich. - odparł chłopak.
-Coś małomówny jest ten twój znajomy. - zażartował kierowca.
-Zawsze tak ma. A w ogóle to was nie przedstawiłem. To jest Sam. - Filip wskazał na ciemnowłosą, ta uśmiechnęła się. - To Jenny. - zwrócił się w kierunku blondynki. - A to jest Richard. - zakończył, przedstawiając blądwłosego chłopaka w ciemnych okukarach za kierownicą.
-A ty? Jak się nazywasz? - zapytał Richard.
Nic nie odpowiedziałem, uznałem, że nie będzieim potrzebne moje imię bo i tak niedługo wysiadam. Patrzyłem za horyzont kiedy to cała reszta słuchała muzyki, śpiewała i śmiała się. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, chciałem już sobie iść, ale Jenny mnie zatrzymała.
-Ej! Bezimienny. Gdzie leziesz? Zaraz jedziemy.
-No. Dawaj, jedziemy w tym samym kierunku. - dopowiedział Filip.
Westchnąłem i mruknąłem:
-Dobra. Zaraz przyjdę. - no i odszedłem. Udałem się do sklepu, kupiłem butelkę wody i wróciłem do paczki. Wsiadłem w ciągłym milczeniu do auta i czekaliśmy na Sam. Po chwili się zjawiła i pojechaliśmy dalej. W trakcie drogi prawie zemdlałem, szybko w torbie wyszukałem tabletki, które kilka tygodni temu przepisał mi lekarz. Gdy próbowałem je wziąć Sam mi przeszkodziła.
-Co ty robisz? - krzyknęła.
Richard ostro zahamował i dwie tabletki wypadły mi z trzęsącej się dłoni. Przeklnąłem pod nosem i zacząłem wyjmować kolejne dwie tabletki. Tak się trząsłem, że nie mogłem wyjąć tabletek, pomógł mi Filip, który jako jedyny cokolwiek ogarniał. Gdy wyjął mi te leki szybko je połknąłem i popiłem wodą. Czułem się coraz słabiej, jednak po chwili duszność, słabość i ból przeszły. Głęboko odetchnąłem, po czym zabrałem torbę i wyszedłem z auta. Znajdowaliśmy się w ogromnym lesie w środku nocy.
-Gdzie ty leziesz? - zapytał Filip także wychodząc z samochodu.
-Idę. - mruknąłem.
-Stój! - zawołał.
-Nie będę wam robić problemów. Twoi znajomi już wystarczająco są przerażeni.
-Nie możesz iść w takim stanie. - powiedziała nagle Jenny.
Z samochodu wybiegł chłopak i zatrzymał mnie.
-Nigdzie nie idziesz. - powiedział stanowczo. - Leź do samochodu. - rozkazał.
-Nie będę się ciebie słuchać. - mruknąłem i ominąłem Richarda.
Weszli do samochodu i podjechali do mnie, znów jechali powoli, obok mnie.
-Dajcie sobie spokój.
-Nie znasz mnie? - zapytał Filip.
-Wsiadaj do samochodu. - zawołała Sam.
-Dlaczego tak bardzo napieracie? - zapytałem zatrzymując się, oni także się zatrzymali.
-Wsiadłeś do auta, jechałeś z nami przez kilka godzin i nie pozwolimy abyś tak sobie poszedł. - oznajmił Richard.
Westchnąłem, stałem na tym poboczu, nagle z auta wysiadła Jenny i wepchała mnie do pojazdu. Zatrzasnęła drzwi i usiadła na swoje miejsce. Pojechaliśmy, nie mogłem protestować i tak by mnie zmusili.
-Co ile musisz brać leki? - zapytał nagle prowadzący.
-Kiedy się zaczyna. - mruknąłem.
-Czyli?
Wzruszyłem ramionami, nie wiedziałem na prawdę co ilę tak się dzieje. Przez półtorej godziny o nic nie pytali, ale oczywiście musieli skończyć milczenie.
-Dlaczego tam byłeś? - zapytał Filip.
-Miałem kilka spraw.
-A jak w Aakademii? Poznałeś kogoś?
Chwile milczałem, pomyślałem o Akane, znów powróciło uczucie potrzeby spotkania się z nią.
-Dobrze jest. - mruknąłem.
Dojechaliśmy na kolejną stację teraz poprosili mnie abym prowadził. Zgodziłem się, w końcu mi pomagają. Nad ranem zrobiliśmy krótki postój i zmieniliśmy kierowcę na Jenny. Ja zaś przysnąłem na przednim siedzeniu. Obudził mnie Filip:
-Wstawaj. Dojechaliśmy.
Gdy się dobudziłem dotarło do mnie, że jesteśmy przed akademią, spojrzałem na zegarek, była już piętnasta.
-Dzięki za podwózkę. - powiedziałem wysiadając z auta.
-Nie no spoko, jeszcze cię gdzieś podwieźć?
-W sumie moglibyśmy jeszcze podjechać to mojego znajomego. - odparłem wchodząc z powrotem. Gdy odjeżdżaliśmy zobaczyłem Akane, stała przed wielkimi drzwiami do akademii. Widział mnie, ale mino wielkiej ochoty spotkania się z nią, bałem się. Nie wiedziałem co mam mówić, co robić. Po drodze Jenny i Sam wysiadły, Richard poszedł do swojej chorej ciotki. A Filip przywiózł mnie do Drakona.
-Zaczekaj tu. - mruknąłem.
Zatrzymaliśmy się w ciemnej uliczce, wysiadłem z auta i wszedłem do dużego budynku. Wziąłem ze sobą tylko torbę, którą dostałem w barze. Wszedłem na luzie do dużego pomieszczenia, salonu. Siedziało tam siedem osób, podszedłem do czarnowłosego chłopaka.
-Nasz tu to co chciałeś. Teraz zapłata. - mruknąłem rzucając mu torbę.
-Brałeś z tego?
-Na raz. - odparłem.
-Dobra. Zaczekaj chwilkę. - powiedział i wstał.
Udał się do kuchni, poszedłem za nim, musiałem widzieć co robi. Nikomu nie wolno tu ufać. Rozdzielił wszystko i dał mi dodatkową paczkę.
-Taki prezent od takiej jednej. - uśmiechnął się, podając mi paczkę.
-Przekaż jej, że nie ma na co liczyć. - odparłem oddając "prezent".
-Nie słucha. Bardzo nalegała.
-Nie biorę nieznajomych rzeczy.
-Widzieliśmy jak robi, wszystko ok.
Nic nie mówiąc zabrałem paczkę i wyszedłem z budynku, na zewnątrz nadal czekał Filip.
-Myślałem, że sobie pojedziesz. - odparłem, wsiadając do samochodu.
-Nie mam nic ciekawego do roboty, więc mogę przez jakiś czas być twoim szoferem. - roześmial się. Zawsze lubił żartować, ze wszystkiego, nawet z siebie. Zawiózł mnie pod akademię, wszyscy dziwnie się patrzyli kiedy z nim rozmawiałem. Wiedziałem co sobie myślą, każdy ma jakieś plotki o mnie ale nic nikt nie mówił. Chwile porozmawiałem jeszcze z Filipem i oddaliłem się od chłopaka. Wciąż wszyscy krzywo się gapili, jednak ignorowałem już to i szedłem z podniesioną głową. Wszedłem do budynku i szukałem Akane. Nigdzie jej nie było, aż w końcu poszedłem na dach. Była tam, stała i patrzyła się na horyzont. Cicho podszedłem do niej, nie zauważyła mnie. Chciałem ją przytulić, jednak się bałem. Lekko i powoli położyłem jej rękę na ramieniu, wystraszyła się trochę z tego co zauważyłem.
Akane?
-Wsiadaj podwieziemy cię. - uśmiechnął się.
Milczałem, wyglądali na mocno porąbanych. była ich tam czwórka. Jednak jeden chłopak był mi znajomy, od razu wiedziałem kim jest. Zatrzymałem się nagle, samochód po swkundzie też. Znany mi chłopak, który siedział z przodu kiwnął do mnie głową na znak abym wsiadał. Posłuchałem, nie chciało mi się już iść a wiedząc, że znam kogokolwiek z tych ludzi dawało mi to większą pewność siebie.
-Gdzie jedziesz? - zapytał kierowca.
Mruknąłem tylko coś typu "przed siebie".
-Jedź do Green Heels. - powiedział Filip.
-Skąd wiesz, że tam jedzie? - zapytała dziewczyna, obok której siedziałem.
-Przeczucie. - roześmiał się chłopak - Prawda? - zwrócił się w moją stronę.
W odpowiedzi pokiwałem twierdząco głową.
-A skąd się znacie? - zapytała ciemnowłosa, siedząca obok blądynki.
-Długa historia Sami, długa i niedostępna dla wszystkich. - odparł chłopak.
-Coś małomówny jest ten twój znajomy. - zażartował kierowca.
-Zawsze tak ma. A w ogóle to was nie przedstawiłem. To jest Sam. - Filip wskazał na ciemnowłosą, ta uśmiechnęła się. - To Jenny. - zwrócił się w kierunku blondynki. - A to jest Richard. - zakończył, przedstawiając blądwłosego chłopaka w ciemnych okukarach za kierownicą.
-A ty? Jak się nazywasz? - zapytał Richard.
Nic nie odpowiedziałem, uznałem, że nie będzieim potrzebne moje imię bo i tak niedługo wysiadam. Patrzyłem za horyzont kiedy to cała reszta słuchała muzyki, śpiewała i śmiała się. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, chciałem już sobie iść, ale Jenny mnie zatrzymała.
-Ej! Bezimienny. Gdzie leziesz? Zaraz jedziemy.
-No. Dawaj, jedziemy w tym samym kierunku. - dopowiedział Filip.
Westchnąłem i mruknąłem:
-Dobra. Zaraz przyjdę. - no i odszedłem. Udałem się do sklepu, kupiłem butelkę wody i wróciłem do paczki. Wsiadłem w ciągłym milczeniu do auta i czekaliśmy na Sam. Po chwili się zjawiła i pojechaliśmy dalej. W trakcie drogi prawie zemdlałem, szybko w torbie wyszukałem tabletki, które kilka tygodni temu przepisał mi lekarz. Gdy próbowałem je wziąć Sam mi przeszkodziła.
-Co ty robisz? - krzyknęła.
Richard ostro zahamował i dwie tabletki wypadły mi z trzęsącej się dłoni. Przeklnąłem pod nosem i zacząłem wyjmować kolejne dwie tabletki. Tak się trząsłem, że nie mogłem wyjąć tabletek, pomógł mi Filip, który jako jedyny cokolwiek ogarniał. Gdy wyjął mi te leki szybko je połknąłem i popiłem wodą. Czułem się coraz słabiej, jednak po chwili duszność, słabość i ból przeszły. Głęboko odetchnąłem, po czym zabrałem torbę i wyszedłem z auta. Znajdowaliśmy się w ogromnym lesie w środku nocy.
-Gdzie ty leziesz? - zapytał Filip także wychodząc z samochodu.
-Idę. - mruknąłem.
-Stój! - zawołał.
-Nie będę wam robić problemów. Twoi znajomi już wystarczająco są przerażeni.
-Nie możesz iść w takim stanie. - powiedziała nagle Jenny.
Z samochodu wybiegł chłopak i zatrzymał mnie.
-Nigdzie nie idziesz. - powiedział stanowczo. - Leź do samochodu. - rozkazał.
-Nie będę się ciebie słuchać. - mruknąłem i ominąłem Richarda.
Weszli do samochodu i podjechali do mnie, znów jechali powoli, obok mnie.
-Dajcie sobie spokój.
-Nie znasz mnie? - zapytał Filip.
-Wsiadaj do samochodu. - zawołała Sam.
-Dlaczego tak bardzo napieracie? - zapytałem zatrzymując się, oni także się zatrzymali.
-Wsiadłeś do auta, jechałeś z nami przez kilka godzin i nie pozwolimy abyś tak sobie poszedł. - oznajmił Richard.
Westchnąłem, stałem na tym poboczu, nagle z auta wysiadła Jenny i wepchała mnie do pojazdu. Zatrzasnęła drzwi i usiadła na swoje miejsce. Pojechaliśmy, nie mogłem protestować i tak by mnie zmusili.
-Co ile musisz brać leki? - zapytał nagle prowadzący.
-Kiedy się zaczyna. - mruknąłem.
-Czyli?
Wzruszyłem ramionami, nie wiedziałem na prawdę co ilę tak się dzieje. Przez półtorej godziny o nic nie pytali, ale oczywiście musieli skończyć milczenie.
-Dlaczego tam byłeś? - zapytał Filip.
-Miałem kilka spraw.
-A jak w Aakademii? Poznałeś kogoś?
Chwile milczałem, pomyślałem o Akane, znów powróciło uczucie potrzeby spotkania się z nią.
-Dobrze jest. - mruknąłem.
Dojechaliśmy na kolejną stację teraz poprosili mnie abym prowadził. Zgodziłem się, w końcu mi pomagają. Nad ranem zrobiliśmy krótki postój i zmieniliśmy kierowcę na Jenny. Ja zaś przysnąłem na przednim siedzeniu. Obudził mnie Filip:
-Wstawaj. Dojechaliśmy.
Gdy się dobudziłem dotarło do mnie, że jesteśmy przed akademią, spojrzałem na zegarek, była już piętnasta.
-Dzięki za podwózkę. - powiedziałem wysiadając z auta.
-Nie no spoko, jeszcze cię gdzieś podwieźć?
-W sumie moglibyśmy jeszcze podjechać to mojego znajomego. - odparłem wchodząc z powrotem. Gdy odjeżdżaliśmy zobaczyłem Akane, stała przed wielkimi drzwiami do akademii. Widział mnie, ale mino wielkiej ochoty spotkania się z nią, bałem się. Nie wiedziałem co mam mówić, co robić. Po drodze Jenny i Sam wysiadły, Richard poszedł do swojej chorej ciotki. A Filip przywiózł mnie do Drakona.
-Zaczekaj tu. - mruknąłem.
Zatrzymaliśmy się w ciemnej uliczce, wysiadłem z auta i wszedłem do dużego budynku. Wziąłem ze sobą tylko torbę, którą dostałem w barze. Wszedłem na luzie do dużego pomieszczenia, salonu. Siedziało tam siedem osób, podszedłem do czarnowłosego chłopaka.
-Nasz tu to co chciałeś. Teraz zapłata. - mruknąłem rzucając mu torbę.
-Brałeś z tego?
-Na raz. - odparłem.
-Dobra. Zaczekaj chwilkę. - powiedział i wstał.
Udał się do kuchni, poszedłem za nim, musiałem widzieć co robi. Nikomu nie wolno tu ufać. Rozdzielił wszystko i dał mi dodatkową paczkę.
-Taki prezent od takiej jednej. - uśmiechnął się, podając mi paczkę.
-Przekaż jej, że nie ma na co liczyć. - odparłem oddając "prezent".
-Nie słucha. Bardzo nalegała.
-Nie biorę nieznajomych rzeczy.
-Widzieliśmy jak robi, wszystko ok.
Nic nie mówiąc zabrałem paczkę i wyszedłem z budynku, na zewnątrz nadal czekał Filip.
-Myślałem, że sobie pojedziesz. - odparłem, wsiadając do samochodu.
-Nie mam nic ciekawego do roboty, więc mogę przez jakiś czas być twoim szoferem. - roześmial się. Zawsze lubił żartować, ze wszystkiego, nawet z siebie. Zawiózł mnie pod akademię, wszyscy dziwnie się patrzyli kiedy z nim rozmawiałem. Wiedziałem co sobie myślą, każdy ma jakieś plotki o mnie ale nic nikt nie mówił. Chwile porozmawiałem jeszcze z Filipem i oddaliłem się od chłopaka. Wciąż wszyscy krzywo się gapili, jednak ignorowałem już to i szedłem z podniesioną głową. Wszedłem do budynku i szukałem Akane. Nigdzie jej nie było, aż w końcu poszedłem na dach. Była tam, stała i patrzyła się na horyzont. Cicho podszedłem do niej, nie zauważyła mnie. Chciałem ją przytulić, jednak się bałem. Lekko i powoli położyłem jej rękę na ramieniu, wystraszyła się trochę z tego co zauważyłem.
Akane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz