Wszystko było zbyt piękne, aby mogło to trwać długo.Pomimo tego, że byłam cały czas uśmiechnięta i radosna to gdzieś, w głębi mnie odczuwałam niepokój. Nie tylko ja. Anthony również wydawał się być zaniepokojony. Płynąc łodzią, chłopak był zamyślony, a jego wzrok wciąż czegoś wypatrywał. Zeszliśmy z łodzi po około czterech godzinach, może mniej. Weszliśmy ponownie do auta i pojechaliśmy na drugi koniec miasta. Nie wiedziałam czego mam się teraz spodziewać, a Anthony jeszcze nie chciał mi w dodatku nic powiedzieć. Po dotarciu na miejsce, stanęliśmy przed ogromną bramą prowadzącą do wesołego miasteczka. Aby się nie zgubić i tak dla pewności, że żadna z dziewczyn nie odbierze mi mojego A-chana, chwyciłam go za rękę.
- Chodźmy! - powiedziałam wesoło i poszliśmy wolnym krokiem na jedną z atrakcji.
Zeszliśmy z jednej z atrakcji. Tłum był straszny przez co rozdzieliłam się na jakiś czas z Anthony'm. Jak tylko go ujrzałam to został otoczony przez grupkę dziewczyn. Spodziewałam się tego. Jego twarzyczka jest zbyt słodka i działa jak magnez na dziewczyny.
- Przepraszam was dziewczyny, ale on jest już zajęty - stanęłam koło niego i powiedziałam im to, a one jak gdyby nigdy nic. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą. - Idziemy! - powiedziałam zirytowana. Zaciągnęłam go na diabelski młyn, gdzie od razu wsiedliśmy do jednego z wagoników.
- Co się stało Akane? - spytał, a ja spojrzałam się zdenerwowana na niego.
- Nic takiego - odetchnęłam. Wreszcie to nie była jego wina. Co ja mogłam za to, że jego twarzyczka jest taka urocza.
- Czyżbyś była zazdrosna? - spojrzał się na mnie tym swoim dociekliwym, a zarazem uśmiechem na twarzy.
- Nie... - odpowiedziałam odwracają wzrok.
Spojrzałam się i ujrzałam przepiękny widok. Słońce akurat zachodziło, więc można było zobaczyć przepiękną panoramę wesołego miasteczka i część miasta.
- Jak pięknie - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. - Dziękuję ci... Naprawdę dziękuję - spojrzałam się na niego i ucałowałam go w policzek.
Nie spostrzegłam się nawet, że jest tak późno. Czas leciał za szybko, gdy byłam z Anthonym. Musieliśmy już wyjść, ale było miło i zabawnie.
- Więc pozostała jeszcze ostatnie niespodzianka - powiedział Anthony, a ja spojrzałam się na niego.
- Pewnie mi nie powiesz co to za niespodzianka, co nie?
- Przykro mi, ale nie - uśmiechnął się ciepło.
Przytuliłam się do jego ramienia i poszliśmy dalej, jednak nie za daleko. Podeszło do nas kilku dobrze zbudowanych chłopaków. Anthony najwidoczniej ich poznał. Jeden z nich oddzielił mnie od A-chana. Pomimo tego, że próbowałam się wyrwać to nie udało mi się.
- Zostawcie ją! - Anthony spoważniał i to bardzo. Po raz pierwszy zobaczyłam u niego taki wyraz twarzy. Nie wiedziałam zbytni o czym rozmawiają, bo mężczyzna odciągnął mnie daleko od nich. Nie miałam jak ich usłyszeć. Jednak jak tylko zobaczyłam, że A-chan oberwał to się wkurzyłam. Nie mogłam pozwolić, aby coś się mu gorszego stało. Mężczyzna który za mną stał i trzymał mnie, spojrzałam na niego i przerzuciłam go za siebie, wykręcając mu przy tym rękę. Powinnam dziękować bratu za nauczenie mnie karate i kilka innych sztuk walki.
- Odejdźcie od niego! - powiedziałam z zirytowanym uśmiechem na twarzy.
Pozostała czwórka spojrzała się na mnie i na swojego towarzysza leżącego na ziemi nieprzytomnego.
- Mała ty to zrobiłaś? - spytał z uśmiechem na swojej brzydkiej buźce jeden z nich.
- Nie święty mikołaj - odparłam.
Coraz bardziej mnie wkurzali. W dodatku Anthony oberwał i to strasznie porządnie. Powinien go obejrzeć lekarz, ale nikogo nie było. Wesołe miasteczko w pewnym momencie po prostu opustoszało. Byłam wściekła, a zarazem zrozpaczona. Gdy kolejny z nich podszedł do mnie, od razu go przerzuciłam i uderzyłam w miejsce po którym od razu zemdlał. Pozostali widząc mnie odsunęli się i zrobili przejście.
- Ze mną się nie zadziera, a zwłaszcza jeżeli chodzi o osoby ważne dla mnie.
Oni wzięli swoich kupli i odeszli, a ja zostałam z Anthony'm, który to nie za dobrze wyglądał. Na szczęście Rafaeli i Zii czy jak im tam było, również byli w wesołym miasteczku. Pomogli mi, za co byłam im wdzięczna. Zaprowadziliśmy Anthony;ego do pobliskiego szpitala, a oni od razu się nim zajęli. Na szczęście rany nie wyglądały na tak poważne jakby mogło się wydawać.
- Akane jak ty zrobiłaś, że ich powaliłaś? - spytał się w pewnym momencie jeden z chłopaków.
- Brat mnie nauczył kilka chwytów. Jednak oni dwoje nie byli na silnych jakby się wydawało - odpowiedziałam.
- Dlaczego jesteś smutna? - spytał drugi.
- Jestem coraz bardziej słabsza i nie dam rady go ochronić. A nie chciałabym ponownie kogoś stracić... - wymamrotałam stojąc przed drzwiami do sali Anthony'ego. - Nie mówcie Anthony'emu, że to ja ich pokonałam. Ustalmy tak, że to w nam pomogliście w tajemnicy. On nie może się o tym dowiedzieć - dodałam na sam koniec po czym weszłam do sali gdzie znajdował się chłopak. Usiadłam blisko niego i chwyciłam za rękę.
<Anthony?>
- Chodźmy! - powiedziałam wesoło i poszliśmy wolnym krokiem na jedną z atrakcji.
Zeszliśmy z jednej z atrakcji. Tłum był straszny przez co rozdzieliłam się na jakiś czas z Anthony'm. Jak tylko go ujrzałam to został otoczony przez grupkę dziewczyn. Spodziewałam się tego. Jego twarzyczka jest zbyt słodka i działa jak magnez na dziewczyny.
- Przepraszam was dziewczyny, ale on jest już zajęty - stanęłam koło niego i powiedziałam im to, a one jak gdyby nigdy nic. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą. - Idziemy! - powiedziałam zirytowana. Zaciągnęłam go na diabelski młyn, gdzie od razu wsiedliśmy do jednego z wagoników.
- Co się stało Akane? - spytał, a ja spojrzałam się zdenerwowana na niego.
- Nic takiego - odetchnęłam. Wreszcie to nie była jego wina. Co ja mogłam za to, że jego twarzyczka jest taka urocza.
- Czyżbyś była zazdrosna? - spojrzał się na mnie tym swoim dociekliwym, a zarazem uśmiechem na twarzy.
- Nie... - odpowiedziałam odwracają wzrok.
Spojrzałam się i ujrzałam przepiękny widok. Słońce akurat zachodziło, więc można było zobaczyć przepiękną panoramę wesołego miasteczka i część miasta.
- Jak pięknie - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. - Dziękuję ci... Naprawdę dziękuję - spojrzałam się na niego i ucałowałam go w policzek.
Nie spostrzegłam się nawet, że jest tak późno. Czas leciał za szybko, gdy byłam z Anthonym. Musieliśmy już wyjść, ale było miło i zabawnie.
- Więc pozostała jeszcze ostatnie niespodzianka - powiedział Anthony, a ja spojrzałam się na niego.
- Pewnie mi nie powiesz co to za niespodzianka, co nie?
- Przykro mi, ale nie - uśmiechnął się ciepło.
Przytuliłam się do jego ramienia i poszliśmy dalej, jednak nie za daleko. Podeszło do nas kilku dobrze zbudowanych chłopaków. Anthony najwidoczniej ich poznał. Jeden z nich oddzielił mnie od A-chana. Pomimo tego, że próbowałam się wyrwać to nie udało mi się.
- Zostawcie ją! - Anthony spoważniał i to bardzo. Po raz pierwszy zobaczyłam u niego taki wyraz twarzy. Nie wiedziałam zbytni o czym rozmawiają, bo mężczyzna odciągnął mnie daleko od nich. Nie miałam jak ich usłyszeć. Jednak jak tylko zobaczyłam, że A-chan oberwał to się wkurzyłam. Nie mogłam pozwolić, aby coś się mu gorszego stało. Mężczyzna który za mną stał i trzymał mnie, spojrzałam na niego i przerzuciłam go za siebie, wykręcając mu przy tym rękę. Powinnam dziękować bratu za nauczenie mnie karate i kilka innych sztuk walki.
- Odejdźcie od niego! - powiedziałam z zirytowanym uśmiechem na twarzy.
Pozostała czwórka spojrzała się na mnie i na swojego towarzysza leżącego na ziemi nieprzytomnego.
- Mała ty to zrobiłaś? - spytał z uśmiechem na swojej brzydkiej buźce jeden z nich.
- Nie święty mikołaj - odparłam.
Coraz bardziej mnie wkurzali. W dodatku Anthony oberwał i to strasznie porządnie. Powinien go obejrzeć lekarz, ale nikogo nie było. Wesołe miasteczko w pewnym momencie po prostu opustoszało. Byłam wściekła, a zarazem zrozpaczona. Gdy kolejny z nich podszedł do mnie, od razu go przerzuciłam i uderzyłam w miejsce po którym od razu zemdlał. Pozostali widząc mnie odsunęli się i zrobili przejście.
- Ze mną się nie zadziera, a zwłaszcza jeżeli chodzi o osoby ważne dla mnie.
Oni wzięli swoich kupli i odeszli, a ja zostałam z Anthony'm, który to nie za dobrze wyglądał. Na szczęście Rafaeli i Zii czy jak im tam było, również byli w wesołym miasteczku. Pomogli mi, za co byłam im wdzięczna. Zaprowadziliśmy Anthony;ego do pobliskiego szpitala, a oni od razu się nim zajęli. Na szczęście rany nie wyglądały na tak poważne jakby mogło się wydawać.
- Akane jak ty zrobiłaś, że ich powaliłaś? - spytał się w pewnym momencie jeden z chłopaków.
- Brat mnie nauczył kilka chwytów. Jednak oni dwoje nie byli na silnych jakby się wydawało - odpowiedziałam.
- Dlaczego jesteś smutna? - spytał drugi.
- Jestem coraz bardziej słabsza i nie dam rady go ochronić. A nie chciałabym ponownie kogoś stracić... - wymamrotałam stojąc przed drzwiami do sali Anthony'ego. - Nie mówcie Anthony'emu, że to ja ich pokonałam. Ustalmy tak, że to w nam pomogliście w tajemnicy. On nie może się o tym dowiedzieć - dodałam na sam koniec po czym weszłam do sali gdzie znajdował się chłopak. Usiadłam blisko niego i chwyciłam za rękę.
<Anthony?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz