Wszystkie moje dzisiejsze plany legły w gruzach. Mimo, że
nie byłem pewien co do prawdziwości słów chłopaka to czułem się niepewnie.
Kilkakrotnie widziałem paru typów, krążących wokół szkoły, podjeżdżali czarnym
autem. Ciekawiło mnie kim był chłopak, skąd wziął mój numer oraz skąd to
wszystko wie. Gdy znajdę odpowiedź na pierwsze pytanie, uzyskam także na
pozostałe. Zamyśliłem się nad pytaniem dziewczyny, lecz w końcu wydusiłem:
-Nie wiem jeszcze.
Naszą cichą pogadankę przerwał nauczyciel krzycząc:
-Anthony! Akane! Skończcie już tę konwersacje i zbierzcie
się do roboty. Dałem wam zadanie.
-Très bien. - mruknąłem aby nauczyciel się trochę uspokoił.
W milczeniu wrócił do swojego biurka. Bez problemu zrobiłem
zadania z ćwiczeń, jednak doskonale widziałem, że Akane przychodziło to z
trudem. Szybko zamieniłem nasze książki, tak aby nauczyciel nic nie zobaczył.
Uzupełniłem to co było potrzebne i oddałem książkę dziewczynie. Każdy, oprócz
nauczyciela widział jak to robimy i każdy się dziwił.
W końcu minęły dwie pierwsze lekcje, jednak nauczyciel od
francuskiego nie dawał nam spokoju, przed nami kolejne lekcje z nim.
Przesiedzieliśmy całą przerwę razem,
potem znów lekcje. Przetrwaliśmy je jakoś. Została tylko biologia,
matematyka i godzina wychowawcza. Jednak chciałem coś jeszcze załatwić przed
tymi lekcjami.
-Zaczekasz tutaj? Chcę coś załatwić, za chwilę wrócę,
dobrze? - zapytałem.
-No dobrze. - westchnęła dziewczyna i udała się pod klasę.
Założyłem kaptur i poszedłem przed szkołę.
-W końcu jest, wsiadaj do wozu po dobroci albo cię zmusimy.
- oznajmił jeden z facetów przy aucie.
-Nigdzie nie jadę. Ale wy tak. Teraz mi nic nie zrobicie,
jest przerwa i pełno tu nauczycieli, za dużo świadków. Kiedy będę chciał z wami
jechać to się odezwę. - mruknąłem i odszedłem.
Oczywiście nie protestowali, no bo nic mi zrobić nie mogli.
Kiedy byłem na hallu głównym zobaczyłem Akane, rozmawiała z kimś. Gdy
podszedłem bliżej zobaczyłem tego gościa. Tego z którym nie miałem dobrych
kontaktów. Tego idiotę z poprzedniej szkoły.
-Akane. - mruknąłem dość cicho, ale tak, że usłyszała.
-O. A-Chan. To jest...
-Wiem kim on jest. - przerwałem jej.
-Ta. Mieliśmy już przyjemność się poznać.
-Zapomniałeś dodać "nie". Ale i tak, było to
dawno.
-I nieprawda. - dokończył.
-Oj prawda prawda. Prosiłbym cię abyś trzymał się z daleka.
- mruknąłem.
-Od ciebie ok, lepiej nawet dla mnie. Chociaż polubiłem tę
dziewczynę, a jak zauważyłem jesteście przyjaciółmi. Więc będziesz musiał mnie
znosić. - odparł lekceważąco.
-Gdybyś chciał wiedzieć, to jest trochę inaczej, ale ja nie
zamierzam cię znosić. Ani nawet z tobą rozmawiać.
-Nie przesadzaj. Myślałem, że ci przeszło. - uśmiechnął się
szyderczo.
-Jak widzisz nie przeszło mi. Dobrze ci radzę, nie zbliżaj
się. Tym razem będzie inaczej, uwierz lepiej na słowo. - odparłem.
Złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem w stronę innego
korytarza.
-Skąd się znacie? - zapytała nagle dziewczyna.
-Dawna znajomość z dawnej szkoły. - mruknąłem. - Dlaczego z
nim rozmawiałaś? - zapytałem szybko, stojąc tyłem do Akane.
-Pierwszy podszedł i zagadał, powiedział, że jest nowy i nie
wie gdzie co jest. Prosił aby go oprowadzić. - odparła. - Zgodziłam się, na
przerwach mam go oprowadzać, bardzo nalegał. Jest bardzo miły.
-Dlaczego akurat ciebie musiał poprosić? Mało jest uczniów w
szkole? I co teraz będziesz szlajać się z tym typem po każdym zakamarku szkoły?
- powiedziałem z lekko podniesionym głosem.
-O co ci chodzi? Poprosił tylko o oprowadzenie, to nic
wielkiego.
-Dla ciebie. Wiem jaki on jest, nie zrobił tego przypadkiem.
-O co ci chodzi? Anthony. To tylko jakieś głupie pokazanie
szkoły.
-Nie rozumiesz! - warknąłem. - Wiem jak to się skończy! Ale
i tak pójdziesz go oprowadzać! No bo przecież dramatyzuję!
-A-Chan... - zaczęła dziewczyna.
-Dobra. Nieważne. Jeśli chcesz możesz sobie do niego wrócić.
W końcu długo zajmie ci oprowadzanie go, lepiej zacznij od zaraz. - mruknąłem i
odszedłem.
Nie wiem co we mnie wstąpiło, mocno się zdenerwowałem.
Chciałem wrócić do niej i ją przeprosić. Kiedy się odwróciłem zobaczyłem jak
płacze. Jednak kiedy zrobiłem krok w jej stronę ten idiota szybko do niej
podbiegł i zaczął ją pocieszać.
Przytulił ją. Teraz miałem ochotę wziąć pistolet i odstrzelić mu łeb.
Stłamsiłem emocje, które tak na prawdę rzucały mną we wszystkie strony, ból,
zazdrość, nienawiść, miłość, wszystko zlało się w jedną wielką pustkę. I nic
teraz nie czułem. Uciekłem na tyły szkoły, tam patrzyłem się pustym wzrokiem w
las. Nigdy nie chciałem aby płakała, starałem się nigdy do tego nie
doprowadzić. Teraz nie dość, że doprowadziłem ją do płaczu, zniszczyłem po
części sam siebie. Znów wróciło uczucie pustki, niechęci do ludzi,
samotności... Usiadłem pod budynkiem i oparłem głowę o kolana. Co teraz czułem?
Nic. Kompletna pustka. W głowie to samo, ciemna czeluść. Chociaż w ciemności
była jakaś niewyraźna postać. Tylko tyle. Skrzywdziłem ją, doprowadziłem do
płaczu i zamiast mnie, pociesza ją ten idiota. Nie, on jest debilem, ja jestem
skończonym idiotą. Tak... Nerwowo wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer.
-Jeśli chcecie, możecie po mnie przyjechać. Wisi mi to gdzie
mnie zabierzecie i co ze mną zrobicie. Będę obok szkoły. Spoko, to nie pułapka.
Rozwaliłem coś, co było dla mnie ważne, niszcząc przy tym siebie. Nie sądzę, że
ktoś zauważy brak mojej osoby. Więc macie wolną rękę. - wymruczałem do
telefonu. - Wolę abyście wy skończyli ze mną, niż ja sam ze sobą. Na razie. -
rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź.
Oczywiście, Akane mogła znaleźć mnie wcześniej, ale nie
sądzę, żeby mnie w ogóle szukała. Sam siebie wolałbym zgubić. I nie szukałbym.
Aby się uwolnić, od mojej wybuchowej, aroganckiej, lekceważącej i nieznośnej
osobowości. Gdybym mógł, to bym to kontrolował. Ale nie mogę, nie potrafię.
Usłyszałem ten szyderczy śmiech, śmiech Rafael'a.
-Czego chcesz? - warknąłem, nawet nie patrząc na chłopaka.
-Akane jest przez ciebie bardzo smutna, wiesz? Ah, jest to
okazja idealna dla mnie. Na szczęście odwiodłem ją od pomysły szukania ciebie.
-Daj mi spokój. - powiedziałem wstając z ziemi.
-Dam ci spokój kiedy dokończę zemstę.
-To musisz stanąć w kolejce. Przed tobą jestem jeszcze ja, Drakon, kilka innych ludzi
oraz faceci spod szkoły. Nie licząc Akane, nauczycieli i połowy naszej starej
szkoły. Chcesz się zapisać? Termin mam wolny za dwa lata siedemnastego grudnia,
wtedy będziesz mógł mnie zabić. - odparłem.
-Że co?
-Muszę kalendarz prowadzić. Gdyby ciebie próbowało zabić
pełno osób, też byś takowy prowadził.
-Kto jest pierwszy w kolejce? - zapytał opierając się o
ścianę.
-Ja, potem Akane, Drakon i jego ludzie spod szkoły, potem
dyrektorka, nauczyciele, dziewczyny z naszej starej szkoły, chłopacy z naszej
starej szkoły..
-Wtedy ja? - przerwał mi.
-Cierpliwości. Potem jeszcze resztka mojej rodziny, jeśli
takowa żyję, potem jeszcze kruki, wilki, oraz inne zwierzęta i dopiero ty.
Późno przychodzisz z propozycją.
-Nie żartuj sobie.
-Dasz mi na razie spokój? Czekam na kogoś.
-A dokładniej?
-Na tamtych. - mruknąłem wskazując mu trzech facetów,
ubranych w garnitury i z czarną teczką.
-Callendier. - zawołał ten po środku w blond włosach.
-I co?Tak bez zaskoczenia? Bez metalowej rury? Bez kajdanek
i worka na głowę? Co wy. A ja się przygotowałem. - rzuciłem do nich.
-Skoro sam zadzwoniłeś, musiało się coś stać. Opowiadaj. -
odparł ten po prawej w ciemnych okularach.
-Długa historia. Zabierzecie mnie czy zrobicie to tutaj?
Możecie zrobić przedstawienie dla mojego byłego znajomego ze starej szkoły.
-Za dużo przygotowań, Drakon chciał abyśmy cię przywieźli do
niego. Ale jeśli tak sprawa wygląda możemy po prostu zastrzelić cię na miejscu.
No chyba, że chcesz się z kimś pożegnać. Byle szybko, za godzinę kończymy
pracę. Wiesz jak to jest Antek. - rzucił brązowowłosy.
-Zii, mówiłem, że masz tak do mnie nie mówić. -
odpowiedziałem mu.
-Daj mu się nacieszyć, no wiesz, mamy cię sprzątnąć. Potem
nie będzie okazji. - dodał jego kolega w okularach.
-A ten kolega to co stoi tak wystraszony? Jesteśmy aż tak
przerażający?
-Wy jesteście nienormalni. Cała czwórka. Anthony? - odparł
Rafael.
-Hm?
-Jak Akane z tobą wytrzymywała? W ogóle jakim cudem ukryłeś
przed nią swoje życie? TO życie jako bandyta? - dodał.
-W tym rzecz Rafi, w tym rzecz. Ona o wszystkim wie.
-I nie zostawiła cię?! To wy wszyscy macie nieźle na bani,
ona też.
-Ej! Nie waż się tak mówić! Pamiętaj, że nie rozstaliśmy się
oficjalnie. - odparłem wbijając nagle nóż w ścianę obok jego głowy. - Możesz
tak mówić o każdym, ale na pewno nie o niej. Rozumiesz? - warknąłem cicho.
-Czyli chodzi o dziewczynę. Antek, to nie będziemy cię
zabijać z powodu, że pokłóciłeś się z dziewczyną. Zadzwoń kiedy będziesz miał
poważny powód. - odparł blond włosy niosący teczkę.
-To jest poważny powód! - krzyknąłem.
-A o co się pokłóciliście?
-Bo ten o tu. - wskazałem Rafael'a - Zaczął do niej zarywać,
a ona nic z tym nie robiła. Więc wydarłem się na nią i doprowadziłem do płaczu,
chociaż kiedyś sam sobie obiecałem, że nigdy do tego nie doprowadzę. -
odparłem. - Ale przecież nic nie poradzę na moją dziwną osobowość i charakter.
Boże dlaczego.
-Po prostu idź i ją przeproś. - zaproponował Zii.
-Dla mnie to nie takie proste.
-Nie bój się, że cię nie przyjmie. Z pewnością mogę pójść z
tobą i jej to wszystko wytłumaczyć. - oznajmił facet z teczką.
-Sam to załatwię. W ogóle dzięki za rozmowę, gdyby nie wy to
już dawno bym się zastrzelił. - zaśmiałem się.
-Ćś. - powiedział nagle Zii.
-Co się dzieję? - zapytałem.
-Ktoś nas obserwuje.
-Przeczesać teren. - rozkazał blond włosy.
Szybko znaleźli osobę, która nas obserwowała. Wyszarpali ją
zza wysokich krzaków.
-Akane? - zapytałem cicho.
-Antek. Znasz ją? - zapytał blondyn trzymając ją w górze.
-Jasne, że tak! Puść ją. - na mój rozkaz blondyn odstawił
dziewczynę na ziemię,
-W takim razie bardzo przeraszam panią. - powiedział,
kłaniając się szarmancko.
-Co tutaj robisz? - zapytał nagle Rafael.
-To ja powinnam wam zadać takie pytanie. - odparła
zdenerwowana dziewczyna.
-Teraz, dawaj masz szanse. - cicho powiedział do mnie Zii.
-Nie, nie teraz. Nie wiem. Może i byłoby to najlepiej zrobić
teraz, ale wolę to zrobić sam, wiesz o czym mówię. - wyszeptałem do niego.
Staliśmy w tyle, ona chyba skupiła się na Rafael'u.
-Teraz. Masz świadków, którzy cię poprą. Dawaj. -
powiedział.
-Nie jestem pewien,
-No nie bój się.
-O czym tak szepczecie? - zapytała Akane.
-On ma ci coś do powiedzenia. - powiedział Zii i wypchnął
mnie w stronę dziewczyny.
Gdybym nie zatrzymywał się, to wpadłbym na nią.
-Co takiego? - zapytała.
-Wolałbym powiedzieć ci to w cztery oczy. - powiedziałem
podkreślając ostatnie dwa wyrazy.
Dziewczyna nie odpowiedziała mi, tylko spoglądała gdzieś za
mnie, unikając mojego wzroku. Spuściłem głowę i odszedłem od niej, podszełem do
Zii'ego.
-Dlatego nie chciałem próbować. To rani kilkakrotnie razy
mocniej niż sam fakt, że nie próbuje. - wymruczałem dość głośno, tak, że chyba
każdy usłyszał, ale udawał, że jest inaczej.
Stanąłem całkiem z tyłu, oparłem się o ścianę i założyłem
ponownie kaptur, który zsunął mi się z głowy podczas wcześniejszej rozmowy.
Kurczowo trzymałem ręcę splecione na klatce piersiowej, zamknąłem oczy i
zacisnąłem zęby na wargach, puściłem dopiero kiedy poczułem smak swojej krwii.
Zmieszany ze smakiem bólu i goryczy. Kiedy lekko otworzyłem usta na ziemię
skapnęło kilka kropel czerwonej cieczy, na szczęście nikt nie zauważył, miałem
przynajmniej taką nadzieję. Bo Akane, mimo wszystko przyglądała mi się,
patrzyła na każdy ruch, każde zachowanie. Teraz z pewnością wyglądałem jak
jeden z psychopatów, trzęsące się dłonie, krew na ustach, zaczerwienione oczy,
blada skóra.
W końcu podszedłem bliżej rozmawiających, a raczej
wślizgnąłem się miedzy nich i wyciągnąłem nóż, który tkwił w ścianie.
-Antek. Nie zapomnij teczki. Specjalnie dla ciebie ją
wzieliśmy. - zawołał blond włosy.
-Dzięki. - wymamrotałem, słabo było mnie słychać przez wciąż
cieknącą krew.
-Co mówiłeś? - zapytał, gdyż niedosłyszał.
-Dzięki. - powiedziałem bardziej wyraźnie.
-Antek? Coś się stało? - zapytał Zii.
-Nie. Wszystko w porządku, ja już idę do pokoju. -
wymamrotałem.
-Czy to krew? - zapytała Akane.
-Nie. Znaczy... Eh, nie ważne. - mruknąłem zakrywając dłonią
usta i próbując zatrzymać krwawienie.
Szybko udałem się do pokoju zamykając drzwi na klucz,
podbiegłem do lustra.
-Co ja zrobiłem? - zapytałem sam siebie.
Dolną wargę całą sobie rozciąłem, nie bolało mnie to,
dlatego nie zdawałem sobie sprawy, że jest aż tak. Przepłukałem twarz, po czym
usłyszałem pukanie do drzwi.
-No rzesz kur... - mruknąłem do siebie.
Szybko w szafie wygrzebałem moją chustę, którą zakładałem
podczas wymian towarem. Założyłem ją tak, że zakrywała połowę mojej twarzy i
otworzyłem drzwi. W progu stała Akane.
-Mogę wejsć? - zapytała.
-Em.. Tak. Wybacz za bałagan. - powiedziałem, starając się
mówić wyraźnie.
Dziewczyna weszła do mojego lokum, zamknąłem za nią drzwi, z
przyzwyczajenia zakluczyłem je.
-Dlaczego przyszłaś? - zapytałem opierając się o parapet,
stojąc jednak przodem do dziewczyny.
Akane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz