czwartek, 24 listopada 2016

Od Anthony'ego cd Akane

 - Nie obwiniaj się, że to ja ciebie obroniłam. Po prostu nie mogłam patrzeć jak leżysz na ziemi, a w dodatku nie zobaczyłam swojej ostatniej niespodzianki. Teraz musisz tylko wydobrzeć, bo następnym razem jak oni przyjdą to nie dam rady i będziesz musiał sam dać sobie rady. Kiedyś to bym dała radę, ale nie teraz gdy muszę brać lekarstwa. Więc zostawiam tobie wszystko w rękach, jednak pamiętaj, że nie masz popełniać żadnych głupstw, a jak będziesz potrzebował pomocy to powiedz mi, a ja postaram się coś wykombinować na swój sposób - powiedziała cicho.
- Nie obwiniam się. - powiedziałem. - I tak, już nie musisz się o to martwić. Jak wrócą to się zdziwią. - dodałem cicho uśmiechając się, w sumie sam do siebie.
Spojrzała pytająco. - A dlaczego uciekłeś ze szpitala? Musiałam nakłamać lekarzowi. - zapytała.
- Musiałem coś załatwić. Chciałbym cię ostrzec, że teraz będę na trochę znikał. Ale nie musisz, a nawet nie możesz się o mnie martwić. - szepnąłem z uśmiechem, dość tajemniczym...
- Chciałabym wiedzieć gdzie będziesz. - spojrzała się z nieukrywaną troską.
- W bezpiecznym miejscu. - odparłem.
- Ale skąd mogę mieć tę pewność?
- Na słowo mi nie wierzysz?
Spojrzała na mnie tak, jakby chciała powiedzieć "Ty nigdy nie jesteś w bezpiecznym miejscu." Jednak zrezygnowała z powiedzenia czegokolwiek.
- Bądź spokojna. - wyszeptałem.
Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że mam jedną słuchawkę w uchu, wzięła drugą i włożyła sobie do ucha.
- Co to? - zapytała przysłuchując się melodii, która wciągała w trans, wręcz usypiała.
Zaśmiałem się lekko. - Tak zwany czarny rap. Z nazwy możesz nie kojarzyć, Russ, The Otherside.
- No nie kojarzę. - powiedziała. - Chociaż melodię kojarzę. Jaki to język? - zapytała chyba orientując się, że to nie angielski.
Znów się zaśmiałem. - Niemiecki. - Po tym piosenka skończyła się i włączyła się sama melodia, którą zresztą szybko przełączyłem.
- Dlaczego zmieniłeś? Tamta też była fajna.
- Zbyt mi się kojarzy z przeszłością. - mruknąłem całkiem wyłączając muzykę.
Dziewczyna przyglądała mi się, jakby nie rozumiała co mówię, jakby tłumaczyła sobie sens tego co powiedziałem na język, który zna. Gdybym mówił do niej jakoś niezrozumiale. Westchnąłem cicho, wstałem z ziemi.
- Chodź do szkoły. - mruknąłem.
- Dlaczego?
- Zimno jest. I leki muszę wziąć. - wymyślałem, abyśmy po prostu stąd zeszli.
- Przecież ciepło jest. - odparła.
- Mi zimno. I te leki...
- Od kiedy stosujesz się do zaleceń lekarzy? - zaśmiała się, nadal siedząc na ziemi.
- Od teraz. - mruknąłem niezadowolony i zniecierpliwiony. - Idziesz? - dodałem idąc w stronę zejścia.
Akane ewidentnie nie chciała schodzić, wręcz przeciwnie do mnie. Ja chciałem i to bardzo, chciałem znaleźć się już w środku, najlepiej u siebie. Stałem do niej tyłem, patrzyłem się pusto w przestrzeń przede mnie.W końcu usłyszałem ciężkie, zniechęcone westchnienie. Wstała po czym zmierzała w moją stronę, kiedy była nieco bliżej ruszyłem ku wyjściu (zejściu*). Dziewczyna w milczeniu podążała za mną, chyba wyczuła jakąś próżnię gdzieś we mnie, albo między nami. Nie wiem. Czułem tę pustkę, jednak nie potrafiłem jej zlokalizować. Poszła do siebie, bez słowa, tak po prostu. W sumie nie dziwiłem jej się. No bo co miałaby powiedzieć? Czasami w niektórych momentach lepiej milczeć. Sam udałem się do swojego pokoju, nie kłamała, leki leżały razem z receptą na biurku. Włożyłem słuchawki i włączyłem "HuczuHucz - krzyk". Położyłem się na łóżku. Zacząłem myśleć o tym wszystkim. Nadeszła mnie myśl, co ja w ogóle tu robię. Nie w akademii, tylko na świecie. Co ja tu do cholery robię? Po co żyję? Pewnie gdyby nie ja, choroba Akane nie wróciła. Pewnie to przez te wszystkie nerwy i zmartwienia, w końcu znikałem bez słowa, kłamałem i ukrywałem przed nią wszystko. Nadal w sumie wiele rzeczy jest niewyjaśnionych. Jednak wyjaśnienia za wiele nie dają. Nadal te sprawy będą dla niej niezrozumiałe. Pewnie udawałaby, że wszystko rozumie, chociaż tak by nie było. Nikt tego nie rozumie, nawet ja. W sumie wszystko za szybko idzie. Całe moje życie, biegnie. Nie podąża w stronę mety (śmierci), tylko tam zapier......... Egh...
Pozwoliłem aby słone krople wolno spływały po moich policzkach. Znów zacząłem czuć, to mnie przeraża. Tylko po co? Aby w końc i tak doprowadzić do swojego cierpienia? Przecież już to przechodziłem wiele razy. A nadal popełniam ten sam błąd - przywiązuje się. Zaczynam kogoś kochać, pragnąć tej osoby. Zaczynam żyć z kimś, dzielić się kimś wszystkim. A i tak wiem, że będzie ta osoba cierpieć, albo ona, albo ja. Nie chciałem aby cierpiała, jednak nie zależy to ode mnie. To moje życie zawsze doprowadza do tego. Odłączyłem słuchawki i puściłem muzykę normalnie z telefonu.

Kiedy spojrzałem na zegarek zobaczyłem 2:37. Westchnąłem, nie chciało mi się spać, dlatego zacząłem myśleć dalej. W końcu jednak sen zmorzył mnie.



Stoję na środku ulicy, gęsta, nieprzenikniona i mroczna mgła spowiła całe miasto. Jest ciemno, może 23? Gdzieś koło tego. Nie mam przy sobie niczego, ani portfela, telefonu, niczego. Kieszenie puste. Zaczyna padać, po chwili zaczyna lać. Jestem przemoknięty, jednak nie ruszam się. Stoję tak w tym deszczu. Ktoś zbliża się do mnie od tyłu, próbuje złapać za rękę, jednak ja ją odsuwam. Jakbym bał się dotyku. Słyszę stłumiony szloch, jakieś słowa. Nie potrafię ich zrozumieć, nie docierają do mnie. Tylko słyszę szloch, nie słyszę nawet deszczu, wiatru, ani siebie. Powoli odwracam się. Stoi tam dziewczyna, ze spuszczoną głową. Stała w nocnej koszuli, na boso. Płakała. Miała jasne, rozpuszczone włosy. Z początku jej nie poznałem, jednak po chwili zorientowałem się, że to Akane. Kiedy chciałem ją przyciągnąć do siebie, przytulić - między nami pojawiła się próżnia, urwisko, nicość. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała się jakby chciała mnie zabić. Pojawiła się obok mnie, wypowiedziała jeden wyraz "żegnaj". Po tym słowie pchnęła mnie w przepaść. Spadałem, aż spadłem znów na swoje łóżko. Budząc się przy tym. Wbiegłem do łazienki i przemyłem twarz zimną wodą. Westchnąłem ciężko. Ogarnąłem się i spojrzałem dopiero na telefon...



7 nieodebranych połączeń,

12 nowych wiadomości - w tym jedna od operatora,

godzina 6:03,

Dzień - sobota,

Po co wstawałem? - Nie wiem.



Westchnąłem i wyszedłem przed budynek, zobaczyłem przed bramą jakiegoś chłopaka, znałem go skądś, ale nie wiedziałem skąd. Stał oparty o czerwone ferrari. Taki szpaner. Nagle mnie olśniło. Był to chłopak z mojego snu, ten którego zastrzeliłem. Ten, z którym rzekomo we śnie zdradziła mnie Akane. Bez namysłu podszedłem do niego.
- Na co czekasz? - warknąłem.
- Czekam na kogoś. - odparł.
- Dobrze ci radzę spieprzaj. - warknąłem.
- A co mi zrobisz?
- Zależy na kogo czekasz.
- Na pewną dziewczynę. - uśmiechnął się posępnie - Jest z tej szkoły, pierwsza liceum.
Teraz byłem już pewien. - Jeżeli czekasz na Akane to dobrze ci radzę spieprzaj. Chyba, że mam ci pomóc. - warknąłem.
Wystraszył się trochę, jednak po chwili namysłu zawołał:
- A więc to ty! - roześmiał się.
Spojrzałem się na niego pytająco, ze zdziwieniem. - Kto?
- Wiele o tobie słyszałem. W sumie chyba nic złego. Zależy jak kto to interpretuje. - podszedł i podał mi rękę. - Jestem przyjacielem Akane. - uśmiechnął się.
Mruknąłem coś typu "aham". Nie odwzajemniłem gestu. Wyjąłem telefon z kieszeni po czym wybrałem numer.
- No cześć. Mógłbyś mnie gdzieś podwieźć? To ważne. - mruknąłem do telefonu w sumie ignorując tego kolesia. - Dzięki. Jak coś, będę przed szkołą. No to do zobaczenia.
- Po co masz czekać? Podwiozę cię. - uśmiechnął się ciemnowłosy.
- Poczekam... - mruknąłem.
- Czyli równie nieufny jak z historii. - zaśmiał się.
Wzruszyłem ramionami. - Ty i tak chyba czekasz na Akane?
- No tak. Ale zanim wstanie, to zdążyłbym trzy razy cię zawieźć na drugi koniec miasta i z powrotem.
- Wolę poczekać. - mruknąłem.
- A ile będziesz czekał?
- Dziesięć minut.
- Długo.
- Trudno przyjechać szybciej z obrębów miasta.
- Mamy trochę czasu na rozmowę. - powiedział ochoczo.
Zgromiłem go wzrokiem po czym założyłem słuchawki włączając muzykę na full. Po wyznaczonym czasie, punktualnie zjawił się Filip. Jak zawsze uśmiechnięty, w przeciwsłonecznych okularach, mimo że mamy jesień i nie ma słońca. Jak zwykle w aucie bez dachu - czarnym mercedesie.
- Gdzie zgubiłeś swą ukochaną? - zapytał.
- Bardzo śmieszne. - mruknąłem. - Akane śpi. - mówiąc to wpakowałem się do samochodu, czarną torbę sportową rzuciłem na tył.
- A ten tu to kto? - zapytał uśmiechając się.
- Jakiś "przyjaciel" Akane.
- Filip. - uśmiechnął się kierowca do ciemnowłosego.
- Miło mi. - odparł.
- Możemy już jechać? - warknąłem.
- No już, spokojnie. Co ty? Działki dziś nie wziąłeś? - zaśmiał się Filip.
Zgromiłem go wzrokiem. Ruszyliśmy. Robiłem za nawigację. Miałem przy tym mały ubaw. W końcu dotarliśmy do jednopiętrowego budynku.
- Gdyby ktoś cię pytał, Zii albo Rafael, lub ktokolwiek inny to dziś mnie nie widziałeś. - powiedziałem wysiadając.
- Jasna sprawa. - uśmiechnął się odjeżdżając.
Wszedłem spokojnie do budynku, kobieta będąca w czymś stylu "recepcji" uśmiechnęła się do mnie. O dziwo odwzajemniłem gest, idąc w kierunku specjalnej windy. Kiedy zjechałem znalazłem się w pustej, chłodnej sali. Do której po chwili wszedł cicho mój przyjaciel.
- No witaj. Wiedziałem, że się zjawisz. - wzdrygnąłem się lekko. Nie zauważyłem nawet kiedy ten tu wszedł.
- Przecież ty wiesz wszystko. - uśmiechnąłem się.
- No w końcu jakaś poprawa. - roześmiał się. - Widzę stosujemy się do zasad.
- A mam inny wybór?
- W prawdzie nie. Ale pomińmy ten fakt. Dobra to ja nie przeszkadzam i sobie idę.
Wyszedł. Zostałem sam w wielkim pomieszczeniu, bez przeciągania przebrałem się, założyłem rękawice i zacząłem trening. Nie wiem ile czasu spędziłem tam, sądzę, że dużo. Bo kiedy wyszedłem, było już pełno ludzi na ulicach. Spojrzałem w telefon, kolejne:



20 połączeń nieodebranych,

17 wiadomości,

godzina - 11:43



Dłuuuugo tam byłem. Poszedłem do restauracji, chciałem zjeść coś porządnego i normalnego. Zauważyłem na ulicy Akane z tym chłopakiem, szli w moją stronę, założyłem kaptur, który niewiele dawał, gdyż i tak mnie zauważyli. A raczej zauważył mnie ten typ i od razu musiał powiedzieć Akane, że tu jestem. Natychmiastowo weszli do lokalu, na szczęście skończyłem jeść, zapłaciłem i próbowałem udawać, że nie widzę stojącej w drzwiach jasnowłosej i jej kolegi. Co było trudne. Kupiłem jeszcze wodę, mineralną, niegazowaną. Skierowałem się w stronę bocznego wyjścia, wtedy w restauracji rozległ się głos Akane:
- A-Chan? - w głosie było słychać irytację, zniecierpliwienie, ale też i lekką radość.
Powoli odwróciłem się w jej stronę, oparłem o ścianę. - Tak? - zapytałem z uśmiechem.
- Możemy pogadać?
- Jasne. Tylko, że teraz się trochę śpieszę... - powiedziałem jak gdyby nigdy nic przechodząc obok nich na zewnątrz. O dziwo nikt nawet nie zwrócił na nas uwagi. Szybko wyjąłem telefon i wysłałem trochę trudnego do zrozumienia sms'a do Filipa "Maszminute.Restauracjagroziie." Na szczęście, on zawsze rozumiał moje dziwne sms'y i inne teksty. "Daj mi dziesięć sekund ;)" - odpisał. Nie kłamał, zjawił się natychmiastowo.
Wskoczyłem na przednie siedzenie i z uśmiechem zawołałem:
- Pogadamy wieczorem!
Widziałem niezadowolenie i smutek u Akane, jednak teraz nie chciałem zbytnio z nimi rozmawiać. Zwłaszcza przy nim.
- Ciesz się, że byłem w pobliżu. - zaśmiał się chłopak.
- Cieszę się. - uśmiechnąłem się.
- Widzę jakąś zmianę. Brawo. Zacząłeś się uśmiechać i to bez pomocy prochów. Nieźle. - zażartował.
- Nie biorę już od dłuższego czasu. - mruknąłem, ewidentnie mu pokazując, że  nie mm ochoty o tym akurat gadać.
- Dłuższy czas czyli od wczoraj? - zapytał.
Był zadziwiająco pewny siebie. O czymś nie wiem?
- Nic wczoraj nie brałem. Z tego co wiem. - powiedziałem zdziwiony.
- Z tego co wiesz. No właśnie. Widziałem cię wczoraj, oczy rozszerzone, napady śmiechu.
- Kiedy to było?
- Spotkaliśmy się gdzieś o pierwszej. Napisałeś, że musisz się ze mną spotkać, bo nie wytrzymasz tego dłużej. Bo coś tam. Kiedy się spotkaliśmy zacząłeś wyżalać się, potem zniknąłeś na godzinę a kiedy wróciłeś to wziąłeś mnie zaciągnąłeś na jakąś imprezę. Wyrzucili nas oczywiście. Potem odprowadziłem cię do samego pokoju i zamknąłem w nim, abyś nigdzie już nie lazł. Nie wiem co to było, marihuana, kokaina, heroina, LSD. Nie wiem. Ale jedno jest pewne. Coś brałeś. - wytłumaczył.
- A-ale... Ja przecież spałem. - wymamrotałem. - Nic z tego nie pamiętam. Jak i nic z tego nie ogarniam.
W milczeniu Filip dowiózł mnie do akademii.
- Próbuj panować nad tym. Zamkną cię, jeżeli by cię złapali. Uważaj.
- Postaram się, dzięki. - powiedziałem po czym ruszyłem do ogrodu, nie na dach, nie do siebie. Chciałem pobyć gdzieś gdzie jest natura. Aby przemyśleć to wszystko i zrozumieć co się dzieje. Siedziałem tam do wieczora, aż usłyszałem znajomy mi już głos jakiegoś chłopaka:
- Akane, tam siedzi.
Westchnąłem ciężko, nie otwierając jednak zamkniętych oczu. Dziewczyna stanęła centralnie nade mną. Teraz tylko czekałem, aż zacznie krzyczeć, marudzić i złościć się na mnie. Siedziałem pod wielkim drzewem, jej "przyjaciel sobie już poszedł, teraz pozostawało mi tylko czekanie.
- Gdzie byłeś od rana? I dlaczego uciekłeś spod restauracji? - zapytała zdenerwowana.
- Byłem w bezpiecznym miejscu, tłumaczyłem ci to wczoraj. Nie uciekłem, musiałem pogadać z Filipem. - skłamałem. Tak na prawdę ta organizacja nie jest bezpieczna, mogą na raz wszystkich nas zgarnąć i zamknąć. Albo mógłby mi ktoś tam zrobić krzywdę. Byłem lekko poobijany i pozdzierany, trenowałem z Wiktorem. Niby niski, niby nieporadny, ale coś w nim siedzi. Oczywiście nie umknęło to dziewczynie.
- Bezpiecznym? To dlaczego wyglądasz jakbyś co najmniej z pobojowiska wrócił?
- Zabawa z kolegą. - uśmiechnąłem się.
W miarę spokojna Akane, teraz chyba przegiąłem, widziałem, że już nie będzie się hamować co do pytań i wyrzutów. W pewnym sensie o to mi chodziło, nie chciałem aby próbowała stłumić gniew. To niezdrowe, musiałem ją jakoś lekko popuścić, sprowokować.



Akane? Ależ mi to się wydłużyło!! XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt