Trafiłem do szpitala. Nie chciałem tam jechać, ale Akane z chłopakami mnie zmusili. Oczywiście lekarze opatrzyli mnie i musiałem siedzieć na obserwacji. Jak siedziałem tak na sali weszła nagle dziewczyna, usiadła obok mnie łapiąc mnie za rękę.
-Jak się wydostałaś od nich? - mruknąłem zakładając ręce na piersi.
-No Rafael i Zii mi pomogli. - powiedziała.
Nie wierzyłem jej. Mogli od razu załatwić wszystkich, a nie tylko uwolnić ją. Zii był w końcu z mafii! Każdy przecież go znał, tak jak każdy się go bał. Jest na zlecenia Drakona, halo! Oczywiście nie przyzna się do tego, no bo jakby inaczej.
-Zły jesteś? - zapytała.
Przez głowę przeszło mi teraz pełno myśli. Jasne, że byłem zły! Nie na nią. Na siebie. Oraz na swój los. Lekarzy. Zii'ego i Rafaela. Ale w szczególności byłem zły na siebie.
-Nie. - mruknąłem.
Teraz na salę wszedł Rafael oraz Zii.
-Nieźle cię urządzili. - uśmiechnął się Rafi.
-Jak się czujesz? - zapytał Zii.
W odpowiedzi wzruszyłem ramionami, teraz czułem się nijak. Byłem wściekły na siebie, że nie potrafiłem obronić jej. Mnie mogliby w sumie zabić gdyby nie ona. Tylko dlatego nie zastrzelili mnie od razu, chcieli aby ktoś mi bliski widział moją śmierć.
-Akane, chodź na chwilę. - powiedział nagle Rafael wychodząc z sali razem z Zii'em. Po chwili Akane również wyszła.
Upewniając się, że nikogo nie ma na sali oprócz pacjentów wstałem z łóżka, zabrałem kurtkę, ubrałem buty, które uwcześniej musiałem zdjąć. W końcu wyszedłem z sali pobocznymi drzwiami, nikt nie zauważył mojej nieobecności, aż usłyszałem głos Akane:
-Gdzie jest ten chłopak stąd?
Pielęgniarka odpowiedziała, że możliwe, iż udałem się do toalety. Dziewczyna wraz z chłopakami poszli mnie szukać. Miałem teraz więcej czasu. Wymknąłem się ze szpitala, zostawiając w nim Akane i tych dwoje. Wygrzebałem z kieszeni telefon wraz ze słuchawkami, włożyłem je do uszu i puściłem muzykę. Powoli kierowałem się w stronę pewnej placówki. Kiedy byłem na miejscu zatrzymało mnie dwóch facetów. Standardowe procedury, przeszukanie, sprawdzenie tożsamości. W końcu wpuścili mnie do tegoż oto wielkiego budynku, posiadał jedno piętro, jednak był bardzo wielki wzdłuż i w szerz. Przywitał mnie w środku niski blondyn o jaskrawych oczach i szerokim uśmiechu.
-No witaj witaj! Nie sądziłem, że jeszcze do nas zawitasz. - powiedział to bardzo ciepło i przyjaźnie.
-Pozory mylą. - odparłem.
-Jak zgaduję przyszedłeś na lekcje? - zaśmiał się.
-Można tak powiedzieć. - mruknąłem.
-No to po pierwsze, zdejmij słuchawki. - westchnąłem, ale wykonałem polecenie. - Po drugie stań luźnie. - kolejne westchnięcie z mojej strony. - A po trzecie i ostatnie, uśmiechnij się człowieku! - powiedział to z taką radością, że aż mnie zdziwił.
-Jak mam się uśmiechać skoro nie mam do tego na razie powodów?
-Masz i to wiele!
-Jakich na przykład?
-No w końcu żyjesz, masz dach nad głową. Masz dziewczynę. Wiele znajomości. - Wtedy dość mnie zdziwił.
-Skąd to wszystko wiesz?
-Zapomniałeś, że ja wiem wszystko? - roześmiał się. - Chodź na dół, jesteś trochę spóźniony, ale nie powinno sprawić to kłopotu. A tak w ogóle co ci się stało? - zapytał kiedy jechaliśmy windą do podziemi.
-Dlatego tu jestem. Nie zamierzam dawać się tak łatwo, a do tego aby bardziej bali się mojej dziewczyny niż mnie. - warknąłem.
-Ale Antek, spokojnie. Nie ma co się denerwować.
Kiedy tak obok niego stałem, to na prawdę było widać różnicę wzrostu, był w moim wieku, a wzrostem przypominał piątoklasistę.
-Jak tam w ogóle z zajęciami? Przenieśliście się na niższe piętro, z tego co widzę.
-Taaa... No widzisz, był mały problem, kiedy odnalazły nas gliny. Na całe szczęście miła właścicielka tego budynku pozwoliła nam wrócić. Tylko musimy bardziej uważać. No i nie przyjmować każdego jak leci. - posmutniał lekko.
-To normalne, cieszę się, że jeszcze w ogóle wasza organizacja istnieje.
-Tylko dla niektórych istnieje, dla większości my już nie istniejemy. - powiedział tajemniczo, po czym drzwi windy otworzyły się.
Moim oczom ukazała się jedna z wielkich sal. Było tu wiele sprzętów, ale była to dopiero "recepcja" tak zwana. Przy długim blacie zatrzymaliśmy się. Po chwili wyjrzała stamtąd wysoka brunetka w okularach, długim swetrze i z miłym wyrazem twarzy.
-W czym mogę pomóc? - zapytała uśmiechnięta.
-Kluczyk dla kolegi poproszę. - odparł radośnie blondyn.
Kobieta weszła do jakiegoś pomieszczenia za nią, aby po chwili wyjść z kluczami.
-Sądzę, że ten będzie najlepszy. - podała mi klucz z ładnie ozdobionym numerem osiem.
-Te numerki zawsze tak ozdobione? - zapytałem, przyglądając się numerowi.
-Tylko jeśli Ani się nudzi. - zaśmiał się karzełek jak dla mnie.
Ruszyliśmy dalej, przechodziliśmy przez wiele pomieszczeń, aż dotarliśmy do ogromnego pomieszczenia, w którym znajdowało się wszystko, a raczej wszystkie rzeczy każdego kto tu przebywał. Znalazłem swój kąt w tym pomieszczeniu po czym poszliśmy dalej. Nie wiedziałem w sumie dokładnie czego oczekuje od tego miejsca. Ale Wiktor wiedział. Prowadził mnie przez te wszystkie pomieszczenia. Aż dotarliśmy do celu. Byliśmy w bardzo dużej sali.
-Sądzę, że to miejsce będzie najlepsze dla ciebie. - uśmiechnął się Wiktor.
-Dzisiaj już nie pobędę, muszę wracać, szukają mnie. - powiedziałem trochę zrezygnowany.
-No rozumiem. Chyba ostatnio opuściłeś się w swojej aktywności fizycznej. - dźgnął mnie palcem w żebra.
-Trochę. - powiedziałem lekko się uśmiechając.
-Aby było łatwiej ci tu trafić, bo nie jest to takie proste, tutaj masz kartę do windy, która jedzie prosto do tej sali. - powiedział podając mi srebrną kartę i wskazując na ciemne drzwi windy.
-Dzięki. - uśmiechnąłem się słabo, roztrzepując mu włosy. - Muszę wrócić do tego co było wcześniej, bo już całkiem zapomnę jak się bronić. - dodałem po chwili.
-Pamiętaj, u nas drzwi otwarte dwadzieścia cztery na dwanaście. - uśmiechnął się.
-Dobra, to ja już lecę, ale dzięki za kolejną szansę. - powiedziałem wchodzą do ciemnej windy. Gdy wszedłem automatycznie włączyły się w niej lampy.
-Kliknij najwyższe piętro. - zawołał jeszcze po czym odszedł.
Zrobiłem zgodnie z instrukcją, a po chwili byłem już na pierwszym piętrze, na powierzchni ziemi.
Przechodząc przez recepcję kilka osób spoglądało na mnie, jak gdyby mnie znali, chociaż, ja nie znałem ich wcale. Wyszedłem z budynku i ruszyłem w kierunku akademii. Gdy dotarłem po półgodzinnym spacerze pod budynek zauważyłem, że panuje lekkie zamieszanie. Ignorując to wszedłem spokojnie do szkoły, słuchając muzyki i podśpiewując. Nagle miałem lepszy humor. Z pewnością wyglądałem dziwnie. Niby nic nie jest dziwnego kiedy ktoś idzie i śpiewa w słuchawkach. Ale jak śpiewa rap i to po niemiecku to może wyglądać to bardzo dziwnie. A zwłaszcza, iż słuchałem akurat "Hanybal - BALLER LOS". Czułem ciekawe i zdziwione spojrzenia ludzi, ale nie interesowały mnie zbytnio.
Akane?
-Jak się wydostałaś od nich? - mruknąłem zakładając ręce na piersi.
-No Rafael i Zii mi pomogli. - powiedziała.
Nie wierzyłem jej. Mogli od razu załatwić wszystkich, a nie tylko uwolnić ją. Zii był w końcu z mafii! Każdy przecież go znał, tak jak każdy się go bał. Jest na zlecenia Drakona, halo! Oczywiście nie przyzna się do tego, no bo jakby inaczej.
-Zły jesteś? - zapytała.
Przez głowę przeszło mi teraz pełno myśli. Jasne, że byłem zły! Nie na nią. Na siebie. Oraz na swój los. Lekarzy. Zii'ego i Rafaela. Ale w szczególności byłem zły na siebie.
-Nie. - mruknąłem.
Teraz na salę wszedł Rafael oraz Zii.
-Nieźle cię urządzili. - uśmiechnął się Rafi.
-Jak się czujesz? - zapytał Zii.
W odpowiedzi wzruszyłem ramionami, teraz czułem się nijak. Byłem wściekły na siebie, że nie potrafiłem obronić jej. Mnie mogliby w sumie zabić gdyby nie ona. Tylko dlatego nie zastrzelili mnie od razu, chcieli aby ktoś mi bliski widział moją śmierć.
-Akane, chodź na chwilę. - powiedział nagle Rafael wychodząc z sali razem z Zii'em. Po chwili Akane również wyszła.
Upewniając się, że nikogo nie ma na sali oprócz pacjentów wstałem z łóżka, zabrałem kurtkę, ubrałem buty, które uwcześniej musiałem zdjąć. W końcu wyszedłem z sali pobocznymi drzwiami, nikt nie zauważył mojej nieobecności, aż usłyszałem głos Akane:
-Gdzie jest ten chłopak stąd?
Pielęgniarka odpowiedziała, że możliwe, iż udałem się do toalety. Dziewczyna wraz z chłopakami poszli mnie szukać. Miałem teraz więcej czasu. Wymknąłem się ze szpitala, zostawiając w nim Akane i tych dwoje. Wygrzebałem z kieszeni telefon wraz ze słuchawkami, włożyłem je do uszu i puściłem muzykę. Powoli kierowałem się w stronę pewnej placówki. Kiedy byłem na miejscu zatrzymało mnie dwóch facetów. Standardowe procedury, przeszukanie, sprawdzenie tożsamości. W końcu wpuścili mnie do tegoż oto wielkiego budynku, posiadał jedno piętro, jednak był bardzo wielki wzdłuż i w szerz. Przywitał mnie w środku niski blondyn o jaskrawych oczach i szerokim uśmiechu.
-No witaj witaj! Nie sądziłem, że jeszcze do nas zawitasz. - powiedział to bardzo ciepło i przyjaźnie.
-Pozory mylą. - odparłem.
-Jak zgaduję przyszedłeś na lekcje? - zaśmiał się.
-Można tak powiedzieć. - mruknąłem.
-No to po pierwsze, zdejmij słuchawki. - westchnąłem, ale wykonałem polecenie. - Po drugie stań luźnie. - kolejne westchnięcie z mojej strony. - A po trzecie i ostatnie, uśmiechnij się człowieku! - powiedział to z taką radością, że aż mnie zdziwił.
-Jak mam się uśmiechać skoro nie mam do tego na razie powodów?
-Masz i to wiele!
-Jakich na przykład?
-No w końcu żyjesz, masz dach nad głową. Masz dziewczynę. Wiele znajomości. - Wtedy dość mnie zdziwił.
-Skąd to wszystko wiesz?
-Zapomniałeś, że ja wiem wszystko? - roześmiał się. - Chodź na dół, jesteś trochę spóźniony, ale nie powinno sprawić to kłopotu. A tak w ogóle co ci się stało? - zapytał kiedy jechaliśmy windą do podziemi.
-Dlatego tu jestem. Nie zamierzam dawać się tak łatwo, a do tego aby bardziej bali się mojej dziewczyny niż mnie. - warknąłem.
-Ale Antek, spokojnie. Nie ma co się denerwować.
Kiedy tak obok niego stałem, to na prawdę było widać różnicę wzrostu, był w moim wieku, a wzrostem przypominał piątoklasistę.
-Jak tam w ogóle z zajęciami? Przenieśliście się na niższe piętro, z tego co widzę.
-Taaa... No widzisz, był mały problem, kiedy odnalazły nas gliny. Na całe szczęście miła właścicielka tego budynku pozwoliła nam wrócić. Tylko musimy bardziej uważać. No i nie przyjmować każdego jak leci. - posmutniał lekko.
-To normalne, cieszę się, że jeszcze w ogóle wasza organizacja istnieje.
-Tylko dla niektórych istnieje, dla większości my już nie istniejemy. - powiedział tajemniczo, po czym drzwi windy otworzyły się.
Moim oczom ukazała się jedna z wielkich sal. Było tu wiele sprzętów, ale była to dopiero "recepcja" tak zwana. Przy długim blacie zatrzymaliśmy się. Po chwili wyjrzała stamtąd wysoka brunetka w okularach, długim swetrze i z miłym wyrazem twarzy.
-W czym mogę pomóc? - zapytała uśmiechnięta.
-Kluczyk dla kolegi poproszę. - odparł radośnie blondyn.
Kobieta weszła do jakiegoś pomieszczenia za nią, aby po chwili wyjść z kluczami.
-Sądzę, że ten będzie najlepszy. - podała mi klucz z ładnie ozdobionym numerem osiem.
-Te numerki zawsze tak ozdobione? - zapytałem, przyglądając się numerowi.
-Tylko jeśli Ani się nudzi. - zaśmiał się karzełek jak dla mnie.
Ruszyliśmy dalej, przechodziliśmy przez wiele pomieszczeń, aż dotarliśmy do ogromnego pomieszczenia, w którym znajdowało się wszystko, a raczej wszystkie rzeczy każdego kto tu przebywał. Znalazłem swój kąt w tym pomieszczeniu po czym poszliśmy dalej. Nie wiedziałem w sumie dokładnie czego oczekuje od tego miejsca. Ale Wiktor wiedział. Prowadził mnie przez te wszystkie pomieszczenia. Aż dotarliśmy do celu. Byliśmy w bardzo dużej sali.
-Sądzę, że to miejsce będzie najlepsze dla ciebie. - uśmiechnął się Wiktor.
-Dzisiaj już nie pobędę, muszę wracać, szukają mnie. - powiedziałem trochę zrezygnowany.
-No rozumiem. Chyba ostatnio opuściłeś się w swojej aktywności fizycznej. - dźgnął mnie palcem w żebra.
-Trochę. - powiedziałem lekko się uśmiechając.
-Aby było łatwiej ci tu trafić, bo nie jest to takie proste, tutaj masz kartę do windy, która jedzie prosto do tej sali. - powiedział podając mi srebrną kartę i wskazując na ciemne drzwi windy.
-Dzięki. - uśmiechnąłem się słabo, roztrzepując mu włosy. - Muszę wrócić do tego co było wcześniej, bo już całkiem zapomnę jak się bronić. - dodałem po chwili.
-Pamiętaj, u nas drzwi otwarte dwadzieścia cztery na dwanaście. - uśmiechnął się.
-Dobra, to ja już lecę, ale dzięki za kolejną szansę. - powiedziałem wchodzą do ciemnej windy. Gdy wszedłem automatycznie włączyły się w niej lampy.
-Kliknij najwyższe piętro. - zawołał jeszcze po czym odszedł.
Zrobiłem zgodnie z instrukcją, a po chwili byłem już na pierwszym piętrze, na powierzchni ziemi.
Przechodząc przez recepcję kilka osób spoglądało na mnie, jak gdyby mnie znali, chociaż, ja nie znałem ich wcale. Wyszedłem z budynku i ruszyłem w kierunku akademii. Gdy dotarłem po półgodzinnym spacerze pod budynek zauważyłem, że panuje lekkie zamieszanie. Ignorując to wszedłem spokojnie do szkoły, słuchając muzyki i podśpiewując. Nagle miałem lepszy humor. Z pewnością wyglądałem dziwnie. Niby nic nie jest dziwnego kiedy ktoś idzie i śpiewa w słuchawkach. Ale jak śpiewa rap i to po niemiecku to może wyglądać to bardzo dziwnie. A zwłaszcza, iż słuchałem akurat "Hanybal - BALLER LOS". Czułem ciekawe i zdziwione spojrzenia ludzi, ale nie interesowały mnie zbytnio.
Akane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz