- Już wszystko mam załatwione - z lekkim uśmiechem odpowiedziałem na pytanie dziewczyny, i odwróciłem się, by odwiesić ręcznik kuchenny spowrotem z boku szafki.
Kiedy odwróciłem się do wyjścia z kuchni, uniosłem brew, widząc że Ophelia nie ruszyła się z miejsca, a na jej twarzy maluje się wyraźne rozbawienie.
Kiedy odwróciłem się do wyjścia z kuchni, uniosłem brew, widząc że Ophelia nie ruszyła się z miejsca, a na jej twarzy maluje się wyraźne rozbawienie.
- Oblałem się sosem, czy coś w tym stylu..? - mruknąłem.
Dziewczyna machnęła ręką i ruszyła w stronę jadalni.
- Ej, odpowiedz! - dorobiłem ją szybko, a ona lekko stuknęła mnie w ramię wierzchem dłoni.
- Poprostu jakoś tak bawi mnie ta twoja strona. - Wzruszyła ramionami.
- Jaka strona? - spytałem, ale nie odpowiedziała. Pewnie dlatego, że Mairu pociągnęła ją do stołu, sadzając dziewczynę miedzy sobą a Kururi.
Ophelia automatycznie przeniosła swoją uwagę na dziewczynki, a ja poczułem jak coś się we mnie gotuje.
Młodsza z bliźniaczek wyszczerzyła się do mnie, kiedy z raczej niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy usiadłem na swoim miejscu.
Świetnie. Kto by pomyślał że będę zazdrosny z powodu własnych sióstr..? Kto by pomyślał, że w ogóle będę zazdrosny!
Dziewczynki, a właściwie Mairu, całkowicie zdominowały rozmowę... Chociaż nie. Moja najmłodsza siostra poprostu przez prawie cały czas prowadziła podekscytowany monolog o przeżyciach jej i jej siostry w ich nowej szkole, do której chodziły odkąd przyjechaliśmy do Green Heels.
Przez cały obiad milczałem, słuchając paplaniny Mairu i zastanawiając się kiedy Ophelia wymięknie. Dziewczyna jednak trzymała się świetnie... Albo była dobrą aktorką.
Po skończeniu posiłku, Mairu od razu złapała Op za nadgarstek i wspomagana przez Kururi, która popychała starszą dziewczynę, opierając dłonie u podstawy jej kręgosłupa, pociągnęła ją w stronę tarasu.
Machnąłem ręką, widząc pytające spojrzenie Ophelii, na co ona ułożyła usta na słowa "naprawdę przepraszam".
Wywróciłem oczami.
Zachichotała cicho w odpowiedzi, w końcu z własnej woli ruszając w stronę szklanych drzwi balkonowych.
Szyki uporałem się z naczyniami i właśnie wkładałem resztki sałatki do lodówki, gdy do kuchni wbiegła Mairu.
- Iza-nii, Iza-nii, chodź! - krzycząc to dość spanikowanym głosem, złapała mnie za róg bluzki i pociągnęła.
Zamknąłem z westchnieniem drzwi lodówki i dałem się jej poprowadzić do ogrodu.
Op? Spoczko :'>
Ja też się nie spieszyłam ^^"
A teraz dawaj tę dramę~!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz