Z zaciekawieniem spojrzałem na chłopaka. Miska rosołu istotnie pomogła już chwilę po wypiciu - babcia zwykła powtarzać, że to najlepsze lekarstwo na wszystko i gdy tylko któregokolwiek z domowników zaczynało łapać przeziębienie, zaczynała biednego chorego poić swoim "magicznym wywarem" w ilościach wręcz hurtowych - podobnie jak i wszystkich przy okazji, nikt jednak zbytnio nie narzekał - babciny rosół zasługiwał wręcz na balladę. Nawet teraz, po tych kilku latach, dobrze pamiętałem jego smak mocny, zawsze gorący i z domowymi kluskami, które często jadło się i ze śmietaną. Z kolei dziadzio preferował rosół z niczym innym, jak ziemniakami - chociaż, jak zaraz pomyślałem z lekkim uśmiechem, on jadł je dosłownie ze wszystkim, nawet mlekiem. Chociaż i kluski lubił, zwłaszcza te lane - mama i babcia robiły je dziadziowi i wujkowi zwłaszcza, gdy obaj wracali też z pola - mi też, jeśli akurat się zabrałem. Będę musiał poprosić mamę, by w następnym liście wysłała mi trochę kopii babcinych przepisów - zawsze można sobie poeksperymentować.
- A więc... - Nitz uważnie rozglądał się po pokoju - mieszkasz z Cześkiem?
Spojrzałem na bałagan w okolicach łóżka rudzielca - przez krzesło przewieszona była jego zielona bluza. i przy okazji stos innych rzeczy, od podręczników, przez ubrania, aż po jakieś śmietki. Na dobrą sprawę, cały pokój tak wyglądał. Musimy tu kiedyś ogarnąć, bo wstyd dziewczyny jakiekolwiek zapraszać. Jak to kiedyś stwierdziła mama, kobieta uwielbiająca porządek i ład, żeby udowodnić dziewczynie, że jest się godnym zaufania, dojrzałym mężczyzną, trzeba udowodnić wpierw, iż potrafi się sprostać podstawowym, domowym obowiązkom, w które wlicza się chociażby ogarnianie pokoju. Och, już widzę jej minę, gdyby zobaczyła teraz to miejsce. Bez dwóch zdań kazałaby mi zakasać rękawy i brać się do roboty, a sama, nie umiejąc bezczynnie czekać, zaczęłaby również porządkować. Zupełnie jak Mariś, urodzona perfekcjonistka.
- Tak, tak - westchnąłem, podciągając wyżej kołdrę. - Chociaż ten rudzielec jak zwykle wybywa wtedy, kiedy jest akurat potrzebny. Dzięki wielkie ogółem, zginąłbym tu bez ciebie chyba...
- Oj tam - Nitz machnął ręką, najwyraźniej nieco skonfundowany. - Wyglądałeś, jakbyś zaraz miał paść, to normalne.
- O tym mówię - zaśmiałem się. - Już mi lepiej, rosół zawsze czynił mi cuda. Potem się zdrzemnę, może coś łyknę i będę jak nowy.
Istotnie, choć nadal łupało mi w głowie, ból ograniczył się do dość słabego, acz dość irytującego pulsowania z tyłu głowy.
- Miło słyszeć.
- Mam tylko nadzieję, że ta kocica nie będzie dalej mnie próbowała zabić wzrokiem. Poznałeś się już z Immi, nie? No tak, ciężko się z nią nie poznać. Księżna serdecznie nienawidzi alkoholu. Żebyś ty widział, panie, jaką awanturę mi urządziła, jak mieliśmy tamtą imprezę...
- Czesiek mi coś kiedyś opowiadał.
- Ach, ten to w ogóle szalał - pokręciłem głową. - Dobra, poszukam ci zaraz tego kleju, co?
- O nie, nie, nie, musisz leżeć - Nitz poprawił mi kołdrę. - Żebyś wyzdrowiał jak należy.
- Spoko, mi wszystko szybko przechodzi, nie ma się o co bać, pośpię i będzie dobrze. Widzisz, już jest jest dużo lepiej! A jak zasnę, to mnie do nocy nie będzie szło dobudzić. Plus jak ten Czech przywlecze swoje cztery litery i znowu bałagan zrobi, to już na pewno tego kleju nie znajdę. A przysiągłbym, że gdzieś widziałem skurczybyka...
- Jak coś, możesz powiedzieć, to wezmę.
- Rozgość się, dobrze będzie - wstałem i zarzuciłem na siebie ciepły, wełniany sweter. Zacząłem myszkować między szafkami w poszukiwaniu tubki. Trzymałem się przy okazji cały czas blatu - choć czułem się nawet znośnie, wolałem nie ryzykować.
- Skąd masz ogółem Pana Misia? Też mam swój ulubiony kubek, siostra mi kiedyś na urodziny dała. Te wszystkie drobiazgi jednak sporo znaczą, jak jest się daleko od domu, nie? Skąd jesteś, tak przy okazji?
- A więc... - Nitz uważnie rozglądał się po pokoju - mieszkasz z Cześkiem?
Spojrzałem na bałagan w okolicach łóżka rudzielca - przez krzesło przewieszona była jego zielona bluza. i przy okazji stos innych rzeczy, od podręczników, przez ubrania, aż po jakieś śmietki. Na dobrą sprawę, cały pokój tak wyglądał. Musimy tu kiedyś ogarnąć, bo wstyd dziewczyny jakiekolwiek zapraszać. Jak to kiedyś stwierdziła mama, kobieta uwielbiająca porządek i ład, żeby udowodnić dziewczynie, że jest się godnym zaufania, dojrzałym mężczyzną, trzeba udowodnić wpierw, iż potrafi się sprostać podstawowym, domowym obowiązkom, w które wlicza się chociażby ogarnianie pokoju. Och, już widzę jej minę, gdyby zobaczyła teraz to miejsce. Bez dwóch zdań kazałaby mi zakasać rękawy i brać się do roboty, a sama, nie umiejąc bezczynnie czekać, zaczęłaby również porządkować. Zupełnie jak Mariś, urodzona perfekcjonistka.
- Tak, tak - westchnąłem, podciągając wyżej kołdrę. - Chociaż ten rudzielec jak zwykle wybywa wtedy, kiedy jest akurat potrzebny. Dzięki wielkie ogółem, zginąłbym tu bez ciebie chyba...
- Oj tam - Nitz machnął ręką, najwyraźniej nieco skonfundowany. - Wyglądałeś, jakbyś zaraz miał paść, to normalne.
- O tym mówię - zaśmiałem się. - Już mi lepiej, rosół zawsze czynił mi cuda. Potem się zdrzemnę, może coś łyknę i będę jak nowy.
Istotnie, choć nadal łupało mi w głowie, ból ograniczył się do dość słabego, acz dość irytującego pulsowania z tyłu głowy.
- Miło słyszeć.
- Mam tylko nadzieję, że ta kocica nie będzie dalej mnie próbowała zabić wzrokiem. Poznałeś się już z Immi, nie? No tak, ciężko się z nią nie poznać. Księżna serdecznie nienawidzi alkoholu. Żebyś ty widział, panie, jaką awanturę mi urządziła, jak mieliśmy tamtą imprezę...
- Czesiek mi coś kiedyś opowiadał.
- Ach, ten to w ogóle szalał - pokręciłem głową. - Dobra, poszukam ci zaraz tego kleju, co?
- O nie, nie, nie, musisz leżeć - Nitz poprawił mi kołdrę. - Żebyś wyzdrowiał jak należy.
- Spoko, mi wszystko szybko przechodzi, nie ma się o co bać, pośpię i będzie dobrze. Widzisz, już jest jest dużo lepiej! A jak zasnę, to mnie do nocy nie będzie szło dobudzić. Plus jak ten Czech przywlecze swoje cztery litery i znowu bałagan zrobi, to już na pewno tego kleju nie znajdę. A przysiągłbym, że gdzieś widziałem skurczybyka...
- Jak coś, możesz powiedzieć, to wezmę.
- Rozgość się, dobrze będzie - wstałem i zarzuciłem na siebie ciepły, wełniany sweter. Zacząłem myszkować między szafkami w poszukiwaniu tubki. Trzymałem się przy okazji cały czas blatu - choć czułem się nawet znośnie, wolałem nie ryzykować.
- Skąd masz ogółem Pana Misia? Też mam swój ulubiony kubek, siostra mi kiedyś na urodziny dała. Te wszystkie drobiazgi jednak sporo znaczą, jak jest się daleko od domu, nie? Skąd jesteś, tak przy okazji?
< Nitz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz