Siedziałem przy książkach, niezbyt jednak zmotywowany. Ostatnio czułem się jak chodząca depresja - chociaż możliwe że się nie wyleczyłem w pełni? Westchnąłem cicho, drapiąc szczurka za uszkiem. Siedział na biurku, patrząc się na to, co robiłem. Patrzył się na mnie swoimi malutkimi oczami. Uśmiechnąłem się, sięgając do kieszeni do malutkiego woreczka ze smakołykami dla niego i... Kurde, nie było. Przeklnąłem pod nosem. Wstałem i skrzywiłem się gdy usłyszałem trzeszczenie krzesła. Ugh, nienawidzę takich dźwięków. Jakim w ogóle prawem one jeszcze istnieją? Wciąż mamrocząc pod nosem założyłem na ramiona tylko lekką kurtkę. Miałem ubraną fioletową koszulkę i zwykłe spodnie, które nawet dość dobrze wyglądały. Włosy trochę roztrzepane, sińce pod oczami. Ziewnąłem, ręką próbując ogarnąć kłaki. Niezbyt się udawało, więc się poddałem. Do kieszeni kurtki wrzuciłem trochę pieniędzy. Zakładałem już wygodne, sportowe ale i dobrze wyglądające buty kiedy przypomniałem sobie o Merlinie. Nie mógł siedzieć sam w pokoju, nie zamknięty w klatce. Westchnąłem.
- Sorki szczurku - pogłaskałem go krótko, po chwili wychodząc z pokoju. Minąłem hałaśliwych sąsiadów, którzy się o coś kłócili i zszedłem po schodach, przeskakując po kilka stopniach. Oczywiście na końcu musiałem się zjebać prosto na twarz. Syknąłem z bólu, podnosząc się z ziemi. Otrzepałem kolana z brudu i jak nigdy nic ruszyłem dalej. Szedłem powolnym krokiem, czując jak pulsuje mi nos. Dotarłem do parku. Było tu ładnie - zresztą, jak zawsze. Lubiłem czasami tutaj przychodzić. Usiadłem na ławce i zamknąłem oczy. Oddychałem tym rześkim powietrzem. Pory roku się zmieniały, pogoda też. Byle żeby gorąco nie było. Nagle usłyszałem szczekanie. Otworzyłem oczy i ledwo uniknąłem ataku psa. Wręcz pisnąłem i odsunąłem się na bok.
- Kur*a, głupi pies! Weź spadaj stąd! Głupia kupa kłaków która potrafi tylko szczekać - warczałem wręcz na psa, który z radością na mnie szczekał. W pewnym momencie poczułem jak kręci mi się w głowie, a ciepła ciecz wypływa z nosa. Zamrugałem zdziwiony, przystawiając dłoń do nosa. Odsunąłem i spojrzałem na palce.
- No nie - jęknąłem, patrząc na krew. Świetnie. Spojrzałem do góry, wprost na kogoś twarz. Zestresowany, czułem jak się lekko czerwienię. Nie miałem ochoty nikogo spotykać. Gdyby ten pies nie przyszedł, wszystko byłoby super! Przetarłem krew pod nosem dłonią, rozcierając ją na połowę twarzy. Boże, ale jestem głupi.
(Victor?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz