- Czemu? Nie planuję cię zabić ani nic, chcę tylko żebyś nie chodził jak ofiara ataku mocno niestabilnego wampira.. - Koleś aż nadto naciskał.
-Spasuję, i tak zaraz znowu się ubrudzę
-Okay to nie ruszaj się zaraz wracam - Ruszył gdzieś biegiem. Przewróciłem oczami, wgapiając się w psa, który tylko obejrzał się... za swoim panem? Dlaczego miałbym czekać? To tylko krew, dżizas. Nic się nie stało, a też się przejmuje i naciska... Westchnąłem i wstałem. Zamrugałem, próbując odpędzić mroczki, które się nagle pojawiły. Ruszyłem, gdy w pewnym momencie poczułem szarpnięcie za ramię.
-Chyba nie umiesz słuchać co? Chodź, przemyję ci to
-Zostaw mnie.
-Zrobię to jak tylko upewnię się, że nic ci nie jest okay? Serio - ponownie mnie pociągnął. Zachwiałem się lekko. Uległem jednak i usiadłem na wolnej ławce. Chłopake, facet? Odkręcił butelkę, zamoczył pierwszy wacik i zaczął coś tam robić. Przyglądałem się w międzyczasie jego twarzy, jakby się uspokajając.
-Już? - Spytałem się, tym razem spokojnie.
-Uhu.. Posmaruje ci to i szybko zmaleje opuchlizna ale.. - Przyłożył palec z chyba maścią do rany. Syknąłem. Strasznie szczypało.
-Będzie szczypało -Dodał, odsuwając się.
-Uhu... Czuję - mruknąłem.
-Nie ma za co... - Potarł kark dłonią. Zorientowałem się nagle, że mnie trzyma.
-Już możesz puścić moją twarz - Wziął dłoń, a ja poczułem mrowienie pod brodą. Odchrząknąłem.
-Wybacz... Jestem Viktor - Uśmiechnął się i wystawił przed siebie rękę. Spojrzałem na niego oceniającym wzrokiem.
- Stas - mruknąłem po dłuższej chwili milczenia. Z wahaniem złapałem go za dłoń, którą z chyba radością uścisnął? Czemu on taki radosny i pomocny? Ale przynajmniej miał miłą w dotyku dłoń. Puściłem go i wstałem, ale znowu zrobiło mi się słabo.
- Kur*wa - warknąłem, potykając się o własne nogi i wpadając na... jak mu było... Victora? Przez chwilę byłem pewny, że moja głowa była oparta o jego klatkę piersiową, ale skąd mogłem to wiedzieć skoro zemdlałem?!
<Victor?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz