Okaaay, zaczynało się robić dziwnie, kiedy Czesiek nagle zatrzymał film i ściągnął laptopa z moich kolan. Chwycił drżącymi łapkami moje dłonie na moich ramionach, co sprowokowało mnie do skupienia wzroku na jego oczach. Były szeroko otwarte, a źrenice przykurczone lekko, innymi słowy - przerażone. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim… szoku. Tylko gdybym wiedziała, co wywołało u niego taką reakcje...
– Co… co to jest…?
Spojrzałam na niego jakby postradał zmysły, chociaż pytanie, które zadał, teoretycznie było niewinne i całkiem normalne.
– Ale… nie wiem o czym mówisz… – powiedziałam powoli, przeciągając większość samogłosek.
– Jak to nie wiesz? – zapytał, wydając z siebie jęk bezradności i zaciskając powieki z całej siły. Tą samą siłę przeniósł też na dłonie, ponieważ i one zacisnęły się mocno wokół moich palców. – Nora… – zaczął słabo. Jeju.. naprawdę zaczynałam się o niego martwić. – Mówię o tym.... – Czesiek podniósł moje przedramiona zdecydowanym ruchem i przekręcił nadgarstki w taki sposób, że wszystko się wyjaśniło.
W momencie, kiedy na wysokości moich oczu znalazły się lekko odsłonięte, pocięte nadgarstki, z mojej twarzy spłynęły wszystkie emocje, jakie się na niej zgromadziły, a serce, jakby przestało wykonywać wszystkie swoje akcje. Zamiast tego, podeszło mi do gardła, odcinając możliwość nabrania powietrza. Przez sekundy nie byłam w stanie oddychać. Później, jakby wszystko ruszyło trzy razy szybciej. Uczucie zimna minęło od razu, ustępując miejsca gorącu, nieprzyjemnie wypełniającego całe moje ciałko, a dopóki nie przełknęłam śliny, nie poczułam jak bardzo zaschło mi w gardle.
Wystarczyła tylko chwila. Jedna, malutka, niedopilnowana rzecz, by cała miła atmosfera została zniszczona.
– „Kurwa mać…” – przeszło mi przez myśl. No tak, cały czas miałam na sobie jakąś starszą bluzkę z rękawami nieco krótszymi niż cała długość ręki. Nie sądziłam jednak, że chłopak zdoła zauważyć…
Zacisnęłam wargi w wąziutką linię i przestraszona tym, jak to się może dalej rozwinąć po prostu wydostałam palce z uścisku Cześka i schowałam ręce w materiale pościeli. Odwróciłam wzrok i skuliłam się nieco. Moje ciało już szykowało się na szturchnięcie, pacnięcie w łeb, uderzenie, pochwycenie i szarpanie za włosy, a umysł na solidną porcję krzyku i litani o tym jaka to jestem nieodpowiedzialna, samolubna i skretyniała.
– Nic takiego… – powiedziałam cicho i powoli, nie chcąc zezłościć chłopaka.
– Nic? Nora… – usłyszałam złamany głos chłopaka, co zmusiło mnie mimo strachu do podniesienia głowy i spojrzenia na jego twarz.
Przez ułamek sekundy wydawało się, że przez niebieskie oczy jasnowłosego przeleciał błysk zaskoczenia. Nie było widać w nich żadnej złości, zdenerwowania, chęci krzyku czy zamiaru rękoczynów… nie. Widziałam w nich tylko czysty żal, smutek i jedno pytanie, które ewidentnie cisnęło mu się na usta… jak każdemu.
– Nori… – szepnął ze łzami w oczach i zrobił coś, na co wzdrygnęłam się mocno.
Zatopił delikatnie dłonie w morzu fałd pościeli i odnalazł moje ręce. Ujął je bardzo, bardzo delikatnie, jakby były ze szkła i wyciągnął, po raz kolejny je odsłaniając. Ja nie protestowałam. Strach przed skarceniem był tak wielki, że zgadzałm się ze wszystkim, co robił. Chłopak położył je prosto przed sobą i spojrzał to na mnie, to na lekko podwinięty materiał bluzki. Doskonale wiedziałam, czego chciał. Chciał zobaczyć, co kryje się dalej.
Nabrałam cicho i powoli powietrza w płuca, kiedy jego palce delikatnie wsunęły się pod tkaninę i zaczęły ją podwijać. Pomimo prób, mój oddech przyśpieszył, a ciało stało się napięte.
– Nora…
Ches trzymał mnie za prawą rękę - ta najbardziej zmasakrowaną. Już trzy centymetry od lini zgięcia nadgarstka pojawiły się pierwsze cięcia. Skóra ładnie się zasklepiła, jednak na liniach cięcia jeszcze nie było widać żadnych strupków. Oznaczało to, że zostały zrobione zaledwie kilka dni temu. Im wyżej przedramienia, tym starsze rany. Czy to głębsze, czy płytsze, większość z nich pokryta była czerniejącymi strupami. Nieliczne były albo zagojone, albo od dawna wyblakłe i zgrubione.
Chłopak jeździł ostrożnie kciukiem po posiniaczonej i zmasakrowanej skórze bez ustanku, co chwilę, wzdychając i z niedowierzaniem kręcąc głową.
– Nie mogę w to uwierzyć...
– Proszę, śmiało, nakrzycz na mnie, zrób ze mną co tylko ci leży na sercu… – powiedziałam cicho, spuszczając głowę nisko.
<Ches? D: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz