sobota, 10 marca 2018

Od Nikiyame CD Nitzana

- Kasztan! Jak ty go znalazłaś?! - zapytał Nii, wyraźnie zaskoczony moim znaleziskiem. Poczułam, jak na moje policzki wypływają czerwone plamy rumieńców, i wskazałam na drzewka rosnące niedaleko.
- Hehe...Troszku mi się zapomniało... - mruknął, chyba trochę się zawstydził.
- To nic takiego, mi też tak się zdarza. - Uśmiechnęłam się, na co Rodzynek odpowiedział tym samym i spojrzał na bałwanka.
- Chcesz przyczepić mu nos? - zaproponował. Kiwnęłam głową i ostrożnie doprawiłam mu nosek.
Oboje odeszliśmy troszkę od trzech kul śniegu, które razem tworzyły cudownego, przeuroczego śnieżnego stworka.
- Czegoś mu brakuje... - powiedziałam cicho. Nitzi kiwnął głową i zamyślił się. Po chwili pstryknął palcami i sięgnął ręką do góry, aby zdjąć z głowy swoją czapkę. Zaraz potem misiowe nakrycie głowy widniało na bałwanku. Chłopak spojrzał na niego dość krytycznym wzrokiem i roześmiał się.
- Jest perfekcyjny!
Uśmiechnęłam się i powiedziałam cicho:
- Wygląda trochę jak ty. - Na moje słowa Nitzan przyjrzał się naszemu bałwankowi i zaczął chichotać. Brzmiało to nad wyraz uroczo.
Nagle znalazłam się w mocnym uścisku ramion chłopaka.
- Dziękuję za zabawę! - Zarumieniłam się i odwzajemniłam uścisk, korzystając z chwili ciepła, jakie biło od Rodzynka.
Wzdrygnęłam się, kiedy za kołnierz wpadł mi płatek śniegu. Chłopak zesztywniał, zaniepokojony moim ruchem, ale po chwili spojrzał w górę i westchnął z podziwem. Otworzył buzię, próbując złapać kilka płateczków na język. Nagle ogólnie obecną ciszę przerwała dobrze znana mi melodia pochodząca z filmu Mój Sąsiad Totoro. Rozejrzałam się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Zobaczyłam, jak Nii w pośpiechu wyjmuje telefon i wyłącza go.
- Wybacz, zapomniałem wyłączyć alarm obiadowy! - wytłumaczył zarumieniony i zerknął na mnie. Ledwo dałam radę powstrzymać się od śmiechu i wtedy chłopak dźgnął mnie palcem w brzuch, na co wybuchłam głośnym śmiechem. Zaraz się uduszę!
- Przestań, mam łaskotki! - Zdołałam wymamrotać w przerwie między salwami śmiechu. Nitzan wyszczerzył się tylko i powiedział, że zachowa tą informację dla siebie. Pokazałam mu język i odsunęłam się trochę. Nagle z mojego brzucha dobiegł długi, głośny dźwięk. Oho... jak zwykle świetne wyczucie dla burczenia. Nii spojrzał w moją stronę, a ja szybko odwróciłam wzrok, zawstydzona nieco. Chłopak zachichotał tylko.
- Czy chciałaby pani, żebym zaprowadził ją na obiad? - zapytał poważnym tonem.
- Poproszę... - wymamrotałam i ruszyłam za Nitzanem. Odwróciłam się jeszcze, aby spojrzeć na nasze dzieło. Bałwanek wyszedł naprawdę świetnie.
Weszliśmy na stołówkę, przepychając się przez tłumy ludzi, którzy równie głodni jak my przybyli tu, aby napełnić swoje burczące brzuchy. Poszliśmy po jedzenie; okazało się być nim spaghetti, co mnie bardzo ucieszyło, bo co jak co, ale to danie w tej szkole było przyrządzane świetnie. Rozejrzałam się za wolny stolikiem, to samo zrobił Nii, po chwili wskazując wolne miejsca. Stolik stał przy ścianie, w kącie, co akurat było dla mnie dużą zaletą. Czułam się mniej otoczona i jakoś bezpieczniej.
Usiadłam na krześle ustawionym najbliżej ściany, naprzeciwko usadowił się chłopak. Wolałabym raczej, żeby siedział obok mnie, wtedy nikt obcy nie mógłby usiąść przy mnie. Przemilczałam to jednak, nie chcąc sprawiać kłopotu, i zaczęłam jeść, ciesząc się smakiem makaronu z sosem. Nitzan najwyraźniej też był głodny, bo pochłonął swoją porcję, która była swoją drogą trochę większa od mojej, szybciej ode mnie. Gdy zobaczyłam, że chłopak skończył jeść, pospieszyłam się jak najbardziej, aby nie musiał czekać, przez co trochę sosu wylądowało na moim policzku, a parę nitek makaronu na stole. Rodzynek widząc to zachichotał, a ja szybko sięgnęłam po serwetkę. Szczęście mi jednak nie dopisało - dała o sobie znać złośliwość rzeczy martwych - zamiast jednej wyciągnęłam połowę, przewracając przy okazji stojaczek z cieniutkimi chusteczkami. Westchnęłam cicho z irytacją, przeklinając w myślach swoją ciotowatość.
- Oj Niki, Niki - roześmiał się serdecznie Nitzan i pomógł mi z ogarnięciem powstałego na stoliku bałaganu. Uznałam, że dalsze jedzenie mogłoby skończyć się katastrofą, więc po prostu oddaliśmy talerze i wyszliśmy z jadalni.
- Wiesz... ja chyba będę szła do siebie - powiedziałam cicho. - Muszę zrobić jeszcze parę rzeczy i...
- Okej, okej, nie musisz się tłumaczyć - odparł z uśmiechem Nii. - Też w sumie muszę coś tam pozałatwiać. Do zobaczenia!
- Pa! - Uśmiechnęłam się lekko i skierowałam do akademika. Gdy dotarłam do swojego pokoju, opadłam na łóżko i westchnęłam. Lubiłam spędzać czas z Nitzanem, ale mimo wszystko potrzebowałam też chwili dla siebie, trochę czasu w samotności. Włączyłam sobie moją playlistę i, z zadowoleniem wsłuchując się w dźwięki ulubionej piosenki, usiadłam przy biurku, wyciągnąwszy wcześniej kartkę i ołówek. Chciałam narysować mnie i Rodzynka budujących bałwanka. Zaczęłam od ogólnych kształtów - kartka zawierała wiele kółek i linii - dopiero później zajęłam się szczegółami, na końcu obdarowując rysunek kolorami przy pomocy różnych markerów. Po kilku godzinach pracy w końcu uznałam, że już nic tu poprawić nie można, i powiesiłam swoje dzieło na ścianie za pomocą jakże stylowej żółtej taśmy malarskiej. Zapaliłam światło, bo zaczynało się już ściemniać (uroki zimy), po czym poszłam do kuchni w celu zrobienia sobie kakałka. Podgrzałam mleko, wlałam je do mojego ulubionego foczego kubka i wsypałam do niego odpowiednią ilość magicznego, czekoladowego proszku, po chwili mieszając. Z kubkiem pełnym ciepłego napoju usiadłam na łóżku i ostrożnie, aby nie wylać na siebie kakałka, okryłam się kocem. Zacisnęłam obie dłonie na kubku, ogrzewając je trochę jego ciepłem. Upiłam troszkę, uśmiechając się lekko na jakże dobrze znany mi, a jednak za każdym razem tak samo dobry, smak. Po skończeniu kakałka usiadłam wygodniej, opierając się o poduszki, i sięgnęłam po książkę. Do przeczytania została mi połowa, a że historia była niesamowicie wciągająca, uznałam, że jeszcze dziś ją skończę. Jak się okazało, miałam rację. Gdy zamknęłam książkę, wściekła na autora za perfidne i nikczemne zakończenie, ze łzami w oczach i na policzkach spowodowanymi śmiercią jednego z bohaterów, było dobrze po 22. Westchnęłam głośno i poszłam ogarnąć się przed snem. Po kilkunastu minutach wróciłam z łazienki drżąc z zimna i marząc jedynie o ciepełku. Wkopałam się pod kołdrę oraz koc i skuliłam się, starając się jakoś ogrzać. Na szczęście niedługo potem udało mi się ułożyć wygodnie i zasnąć, wcześniej rozmyślając o wielu rzeczach.
~ Szłam chodnikiem wzdłuż nieznanej mi ulicy, wokół panowała ciemność, którą nieudolnie usiłowały rozpędzić słabe światła latarni. Miałam bardzo niemiłe wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, lub, co gorsza, idzie za mną. Nagle w świetle najbliższej latarni, oddalonej ode mnie o kilkadziesiąt metrów, zauważyłam nienaturalnie wygiętą sylwetkę. Strach mnie opanował. Odwróciłam się w przeciwną stronę i chciałam biec, ale nie mogłam. Moje ruchy były spowalniane przez wszystko. Nagle usłyszałam za sobą kroki, które z każdą chwilą były szybsze i głośniejsze. Odwróciłam się i z paniką zobaczyłam, że postać zaczęła biec. Wyglądało to tak przeokropnie i przerażająco, że zaczęłam płakać. Chciałam krzyczeć, ale z moich ust wydostał się jedynie ledwie szept. Szłam więc przed siebie, co chwila potykając się o wszystko co możliwe. Strach związany ze świadomością, że to coś jest coraz bliżej, był coraz większy, wręcz mnie dławił. W pewnym momencie, gdy kroki były tak głośne, że odbijały się echem w mojej głowie, a ja miałam wrażenie, że zaraz zostanę złapana, wszystko ucichło. Zatrzymałam się, dalej przerażona, i ostrożnie, powoli obróciłam się. Tylko po to, żeby trafić na jego twarz. Okropną, przerażającą, wykrzywioną twarz. ~
Obudziłam się w środku nocy oblana zimnym potem. Nie pamiętałam już dokładnie, co mi się śniło - pozostały tylko urywki i uczucie panicznego strachu, który omotał moje ciało i umysł. Szybko wyciągnęłam rękę i zapaliłam lampkę, kontrolując pokój. Przed oczami dalej miałam straszną twarz, jaka wystąpiła w moim koszmarze. Po kilku minutach usiłowania uspokoić się, zgasiłam lampkę i położyłam głowę na poduszce. Jednak jak tylko zamknęłam oczy, w mojej głowy zaczęły się tworzyć przerażające scenki. Znów zapaliłam lampkę i poczułam łzy spływające po moich policzkach. Cała się trzęsłam i tak bardzo chciałam, aby ktoś teraz był przy mnie. Cały czas kontrolowałam wzrokiem pokój, a po moich policzkach spływały kolejne łzy. Po kilkunastu minutach wzięłam do ręki telefon. Trzecia czterdzieści osiem. Do wschodu słońca tak długo... nie dam rady wytrzymać do rana. Drżącymi rękami odblokowałam telefon i weszłam w kontakt zapisany jako Rodzynek. Pisać czy nie...? W końcu jest czwarta w nocy, na pewno śpi... ale z drugiej strony spróbować nie zaszkodzi... potrzebuję go teraz. Wreszcie wystukałam wiadomość:
< Rodzynku...? 
Po chwili zastanawiania się wysłałam ją. Wielkie było moje zdziwienie i ulga, kiedy otrzymałam odpowiedź.
> Tak?
< Nie śpisz?
W sumie jakby się zastanowić było to dość głupie pytanie, ale w tym momencie niezbyt o tym myślałam.
> Najwyraźniej nie
< A przyjdziesz do mnie?
Zacisnęłam rękę na kołdrze i odłożyłam na chwilę telefon, aby choć trochę wytrzeć twarz z łez, których ciągle przybywało.
> Ok
Zgodził się, naprawdę się zgodził! Poczułam się odrobinkę lepiej. Czekałam prawie całą wieczność, kiedy wreszcie usłyszałam delikatne, cichutkie pukanie do drzwi. W pierwszej chwili nieźle się przestraszyłam, ale szybko przypomniałam sobie, że to Nii. Wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi, po czym je otworzyłam. Stał w nich Nitzan trzymający pod pachą kocyk. Uśmiechnął się lekko i wszedł do środka, od razu kierując się w stronę łóżka. Szybko zamknęłam drzwi i pospieszyłam za nim. Usiadłam na łóżku, powstrzymując płacz. Obok mnie usiadł Rodzynek, patrząc na mnie swoimi jasnymi oczyma.
- Co się stało, Nikiś? - zapytał ze zmartwieniem, a to przelało czarę.
Powoli straciłam kontrolę nad płaczem, czując, jak spod moich powiek ucieka coraz więcej łez, a ciałem raz po raz wstrząsa szloch. - Heeeej... - Rodzynek widząc to objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego, trzymając kurczowo za materiał jego bluzy. Rozpłakałam się na dobre, a on przytulił mnie mocniej i mówił coś, jednak nie byłam w stanie rozróżnić słów. Nie chciałam, żeby odchodził, żeby mnie zostawiał. Za nic nie mogłam się uspokoić, więc po prostu płakałam dalej, wtulając się w niego. Po paru minutach mój szloch zaczął słabnąć, a łzy płynęły rzadziej i w mniejszych ilościach. W końcu przestałam płakać, ale dalej trochę się trzęsłam.
- M-miałam z-zły sen... - wyjąkałam wśród szlochów i mocniej wtuliłam się w chłopaka.
- Już dobrze, spokojnie, jestem tu, tak? - mówił ciepło Rodzynek, ale te słowa sprawiły, że jeszcze bardziej się rozkleiłam. - Hej, no już, spokojnie...
- P-przepraszam... - wychrypiałam w jego bluzę, starając się opanować oddech.
- No już, nie mów nic. Oddychaj głęboko, jesteś bezpieczna, tak?
Pokiwałam głową, dalej męczona przez szloch.
- Chodź, przekonamy się, że nic tu nie ma. - Zaproponował spokojnie chłopak, a ja znów przytaknęłam i podniosłam się. Nii wstał pierwszy i podał mi rękę, którą od razu mocno ścisnęłam.
Udaliśmy się do kuchni.
- Widzisz? Zupełnie nic tu nie ma. - Uśmiechnął się i przytulił mnie na chwilę.
W ten sam sposób obeszliśmy całe mieszkanko, nie zapominając nawet o szafie ani szafkach w łazience. Wróciliśmy do łóżka, gdzie Rodzynek wziął mnie też za drugą rękę i spojrzał na mnie.
- Słuchaj, Niki, wiem, że czasem może ci się wydawać inaczej, ale naprawdę nic ani nikt nie może tu wejść bez twojej zgody, wiesz? To ty tu rządzisz, nikt inny! Możesz w każdej chwili wyrzucić mnie za drzwi - zachichotał - jeśli tylko chcesz. Pamiętaj też, że nigdy nie jesteś sama. Nigdy, rozumiesz? Przenigdy przenigdy. Nie bój się też ciemności, bo bez niej nie byłoby widać gwiazd. Lubisz gwiazdy, prawda? - Pokiwałam lekko głową. - No właśnie. Po prostu pamiętaj, że zawsze ktoś jest. I że możesz do mnie pisać w nocy o północy, czy tam o trzeciej nad ranem, jak wolisz.
- Dziękuję... - szepnęłam i wbiłam wzrok w podłogę. Chciałam powiedzieć coś więcej, ale nie potrafiłam. Jednocześnie wiedziałam, że to jedno słowo to za mało...
- No, już chyba ci lepiej troszkę - uśmiechnął się. - Ale teraz chodźmy spać, bo widzę, że zasypiasz na siedząco.
Pokiwałam twierdząco głową, zdecydowanie popierając ten pomysł. Położyłam się i przykryłam kocem, a Rodzynek tuż za mną. Chwilę trwało, zanim oboje się dobrze okryliśmy, ale w końcu się udało.
- Zostawić lampkę? - zapytał, a ja potrząsnęłam głową. Czułam się już bezpiecznie. - Oki.
Zgasił lampkę i ułożył się wygodnie. Uśmiechnęłam się leciutko, gdy poczułam, jak przekłada przeze mnie jedną rękę, przytulając mnie w ten sposób. Chwyciłam go za rękę i poprawiłam się jeszcze raz, po czym w końcu zamknęłam oczy.
- Dobranoc - wymamrotałam.
Nii? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt