niedziela, 11 marca 2018

Od Ursuli CD Finneya

Kiedy opuszczaliśmy akademik ani nie pisnęłam słówkiem, co prawda byłam zdziwiona, ale nie zalałam go niepotrzebnymi pytaniami. Skoro zaproponował mi to mini spotkanie koleżeńskie to daje mu wolną rękę. Tak chyba powinno się robić?
Szczerze nie miałam pojęcia. Wspominałam wcześniej, że dawno nigdzie nie wychodziłam z ludźmi, bo nikt nie miał na tyle odwagi, aby się w ogóle do mnie odezwać. Zazwyczaj inni odetchnęli z ulga, kiedy mieli za sobą współpracę ze mną.
Tymczasem Finney próbował się zaprzyjaźnić. Nie mam pojęcia czy jest aż tak zdesperowany, czy uparty, ale…szczerze to doceniam.
To było nawet miłe uczucie, że ktoś próbuje cię poznać. Jednak wciąż jestem przygotowana. Nie mam zamiaru popełnić tego samego błędu co w przeszłości. Wspominanie a co dopiero mówienie komuś o tym wywoływało u mnie smutek. W ten jednak sposób nauczyłam się, że nikomu nie powinno się ufać bezgranicznie. Jesteś tylko ty. Sam, ze sobą.
Może trochę przygnębiający pogląd, z którym wiele osób się nie zgodzi. Jednak ja wiem swoje. Dlatego to, co Finney będzie o mnie wiedzieć, to zaledwie garstka. Nie będę jednak wrogo do niego nastawiona. Właściwie to mogę go nienawidzić mniej niż innych ludzi. Kiedyś słyszałam od mojego znajomego z Internetu, że to wprost zaszczyt. Tak. Ula nienawidzi cię mniej niż resztę populacji, czuj się dowartościowany.
Przyglądałam się chłopakowi beznamiętnie, kiedy zaczął temat o sklepie. Jednak kiedy wspomniał o kocie to myślałam, że się nawet uśmiechnę. Tak bardzo kochałam kotki. Nie mogłam jednak żadnego mieć, bo moja matka była uczulona na sierść. Jedyne zwierzątko, jakie miałam to był aksolotl meksykański. Fajna sprawa, ciekawe zwierzątko. Mój był biały i dzierżył dumne imię Napoleon.
Właściwie to lubię wiele zwierzątek. OPRÓCZ PSÓW.
Finney. Dlaczego?
Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy tak kochali te stworzenia. Przecież to śliniło, cały czas się ruszało, wydawało z siebie irytujące i głośne dźwięki a co najważniejsze…było agresywne! Tak wiele słyszałam o przypadku gdzie pies kogoś pogryzł. To mnie utrzymywało w przekonaniu, że te futrzaki wcale nie są najlepszymi przyjaciółmi człowieka.
Jednak nie miałam zamiaru potępiać biednego Finney’a bo ma takiego pieseczka. Po prostu…jeśli ta dziwaczna relacja nie umrze gdzieś po dwóch dniach to z pewnością nigdy, przenigdy nie dam się zaprosić do jego mieszkania.
- Wow – mruknęłam, kiedy weszliśmy do środka rzekomego spożywczaka. Zerknęłam kątem oka na Finney’a i stwierdziłam, że wchodząc tu także spodziewał się czegoś innego.
Właściwie to nawet taki plus, bo przebywanie w mniejszych budynkach bywa dla mnie stresujące.
Z rękami w kieszeni stałam i rozglądałam się po wnętrzu spożywczaka. Ciekawe tu nawet mieli towar. Gdybym miała przy sobie kasę w tym momencie to kupiłabym pięć paczek tych dziwnych czekoladowych kuleczek, które tak sobie niewinne leżały na regale ze słodyczami. Aż mi się przykro z tego powodu się zrobiło. Przecież nie wyżebrzęod Finney’a pieniędzy.
Patrzyłam na te czekoladowe chrupki jak ten chłopczyk, który wpatrywał się z pasją w ketchup. Mem może nie śmieszył mnie zbyt wybitnie, ale wzrok tego chłopca był idealny, aby opisać ową sytuację.
Nie do tego, że będę tutaj będę musiała trochę postać (bo niż Finney powybiera potrzebne produkty) to na dodatek nie mogłam sobie kupić tych czekoladowych chrupek.
Zasugerowałam nawet chłopakowi, bez przegródek, że mogłam zostać w tym akademiku i na niego grzecznie poczekać. Może wtedy bym nie odczuwała takich rozterek?
Ula, zlituj się. To tylko chrupki.
No dobra. Jednak jak smakowicie wyglądające chrupki!
Wciąż stałam i co chwilę zerkałam w kierunku chrupków, ale tak ukradkiem, żeby sobie nie pomyślał, że wywieram na nim presję. Bo nie chciałam tego. Jakoś nie chciałam JAK NA RAZIE być całkowicie sobą przy nim.
No i nagle Finney Boy wywalił z tekstem i…tak. Byłam zaskoczona, nawet tego nie ukrywałam.
Siedzieć w domu osoby, której nawet nie znam, aby zjeść z kolegą z klasy naleśniki?
To brzmi dziwnie, ale bardzo zachęcająco! Takie małe urozmaicenie dnia. Tak, takie coś jest w stanie urozmaicić dzień. Mam bardzo smutne życie nieprawdaż?
- Ta koleżanka nie ma żadnego psa? – zapytałam i spojrzałam na niego mrużąc lekko oczy.
- Nie. Ma kota. To właśnie dlatego kupuję kocią karmę – wyjaśnił i patrzył na mnie. Wprost wyczekiwał na moją decyzję. Zerknęłam na krótki moment w bok, bo ten kontakt wzrokowy zaczął mnie stresować.
Kot. Naleśniki. Ula, przecież to raj dla ciebie!
Odchrząknęłam cicho, zakrywając usta ręką.
- Ta. Idę…- mruknęłam. 
Finney? Przepraszam, że tak słabo. Starałam się jak mogłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt