- BRO JA CIĘ ZABIJĘ! COŚ TY ZNOWU WYMYŚLIŁ CURAKU JEDEN! PO CHOLERĘ TO ZROBIŁEŚ?!?! - Rzuciłem się na Michaela z autentyczną rządzą mordu. Jak on śmiał w ogóle coś takiego wymyśleć?!
- Brat... o co ci znowu chodzi?
- NIE UDAWAJ IDIOTY! - krzyknąłem - DLACZEGO TU MNIE SPROWADZIŁEŚ?! DLACZEGO DO NIEJ?! SAKRA AKURAT DO NIEJ!!!!!!!!!!
- Idioty?! Brat, na litość, sam tu przylazłeś, więc teraz nie próbuj zwalać na mnie!
- Po kiego miałbym tutaj przychodzi?! A tym bardziej DO NIEJ?! - Trzymając Miśka za połacie koszulki wskazałem palcem na Norę
- A po co ja miałbym cę tu sprowadzać, co?! Może cię jeszcze sam upiłem i tu przytargałem?!
- Skoro Czeslav czuje się na siłach żeby tak skakać, to niech lepiej już wyjdzie - Doszły do mnie nagle wypowiedziane słowa dziewczyny.
Odwróciłem głowę w jej stronę i wbiłem wzrok w te zielone oczy. Momentalnie całego mnie zmroziło. Jej spojrzenie było tak lodowate i wyrażało tyle wściekłości, że na jego widok Titanic sam postanowiłby zatonąć. Po plecach przeszły mnie ciarki... to zadziałało jak kubeł zimnej wody. Lekko się cofnąłem, ale po sekundzie doszedłem do siebie. Przecież to tylko ona...
-Świetnie - wykrztusiłem w końcu z pogardą i prychnięciem
Puściłem Miśka, minąłem obydwoje i wyszedłem. Ruszyłem korytarzem wprost w kierunku schodów. Krew ponownie się we mnie zagotowała... CO ONI DWOJE RAZEM SOBIE MYŚLELI?! Pięknie tak ingerować w nieswoje sprawy?! Tak ciężko wsadzić nos w sos? Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
- Huh... brat?
- A daj mi spokój! - zrzuciłem jego rękę. Byłem tak zdenerwowany, że aż się cały trzęsłem.
- Nie, nie dam ci. Możesz ze mną pogadać jak człowiek?!
Na te słowa zatrzymałem się. Po sekundzie odwróciłem się do Miśka z wielkim uśmiechem na twarzy i spojrzeniem pełnym pogardy.
- I co chcesz? No słucham?
- Czemu właściwie jesteś taki wkurzony, co? Pokłóciliście się z Norą?
Stałem i patrzyłem mu prosto w oczy. Były... jakieś obce... albo i nie... Sakra! Dlaczego ja nie umiem odczytywać, ekspresji ludzi?!
- Wal się - rzuciłem krótko i poszedłem w stronę schodów. Zrobiłem dwa kroki, gdy znowu ten niemiec złapał mnie za ramię.
- Nie, dopóki mi nie wyjaśnisz kilku spraw, brat...
Westchnąłem i przymknąłem oczy. Czyli nie odpuści tak łatwo...
- Bro słuchaj - powiedziałem trochę ciszej - Nie mam ochoty teraz patrzeć, ani na Ciebie, ani na Norę, ani na nikogo innego. A tym bardziej rozmawiać. Proszę Cię... daj mi spokój....
Misiek zmarszczył brwi i czoło. Przechylił głowę na bok i po kilku sekundach wpatrywania się we mnie wydusił :
- Rozumiem... - zapadła dłuższa chwila ciszy - Jak coś, brat, będę u nas. A jak będziesz chciał pogadać czy coś, to , no...
- Ta. Dzięki - skinąłem głową i odszedłem.
~~~
Od razu po rozstaniu z Miśkiem poszedłem nad rzekę. Przysiadłem tuż nad samym brzegiem i wpatrywałem się w płynącą wodę... To zawsze działało uspokajająco. Za każdym razem, pozwalało umysłowi odpocząć, pozwalało na przemyślenia... i w sumie dalej pozwala. Mój wzrok przykuło stado płynących kaczuszek. Jak te małe istotki są w stanie walczyć z prądem? I dzielnie płyną razem, jedna za drugą... Ale... dlaczego płyną same? Gdzie jest Pani Kaczka, albo Pan Kaczor? Przecież... przecież zawsze płyną, z którymś z rodziców. Kaczuszki nigdy nie pływają same... Ale te płyną... Dlaczego? Czyżby nie miały już za kim płynąć? Dlaczego ktoś zostawił te kaczuszki? A może... może ich rodzice zginęli? Co jeśli to prawda? One nie przeżyją! Zostaną łatwym łupem dla drapieżników... biedne, małe bezbronne kaczuszki... Nagle spośród tataraku wypłynęła dorosła kaczka. Uważnie patrzyłem jak zareaguje na te maluchy. Może to ich matka... ale, gdy zdecydowanie ruszyła na maluchy, a one się rozpierzchły, już wiedziałem, że to nie to... Ale nagle z drugiego brzegu, wyleciała inna kaczka. Szybko przepędziła tę, która atakowała maluchy. Na sam koniec zrobiła rundę honorową przepływając wzdłuż zarośli i szybko podpłynęła do maluchów, a następnie ,,zgarnęła'' je w bezpieczne miejsce... Przynajmniej teraz nic im nie zagraża i są pod właściwą opieką. Pewnie maluchy wyrwały się na samotne zwiedzanie świata... A to... to mogło się bardzo źle skończyć... Co ja właściwie robię ze swoim życiem? Dlaczego rozmyślam o jakiś głupich kaczkach?! Te kaczki powinny mnie gówno obchodzić! Przecież nie przyjechałem tutaj, aby rozmyślać nad sensem istnienia kaczek! Miałem się zmienić, miałem zacząć wszystko od nowa... a co robię? Robię dokładnie to samo... Ches! Po jaką cholerę się tutaj pchałeś? Mogłeś dalej siedzieć w Czechach i żyć tak jak wcześniej i myśleć nad losem zasranych kaczek! Co sobie obiecałeś, gdy zobaczyłeś ogłoszenie, o stypendiach? Po co przez te trzy lata kułeś po nocach? Po co przez rok załatwiałeś wszystkie dokumenty? Po co? Po to, żeby rozmyślać nad jakimiś kaczkami?! Idioto, przez cztery bite lata robiłeś wszystko, żeby wyrwać się ze szponów poprzedniego życia i móc zacząć wszystko od nowa! To było twoim zasranym marzeniem! A teraz co robisz? Nie tylko przejmujesz się jakimiś głupimi kaczkami, ale też niszczysz sobie nowe życie. Chłopie... coś ty do jasnej cholery zrobił?! Miałeś tylko jedno proste zadanie - nie zepsuć tego. A zrobiłeś to już dosłownie pięciu sekundach. Musisz się wreszcie odciąć od przeszłości... pomyśleć o teraźniejszości, o przyszłości! Nowe życie, jest całkowicie nowe prawda? ,,Tabula rasa''! Czysta tablica! Do wypełnienia od nowa! Udało Ci się wywalczyć gąbkę, mogłeś zmazać całą i stworzyć nową, pięną historię! Ale nieeeee, nie starczyło jak zwykle odwagi. Ale teraz gąbka przepadła. Jesteś w kropce? I co zrobisz? No co zrobisz?
- Nie wiem... - powiedziałem cicho do siebie - Naprawdę nie wiem...
Idiota. Totalny idiota. Totalny, skretyniały idiota. Wygrałeś nowe życie, a przegrałeś je już na starcie...
Oparłem się łokciami o kolana i dłońmi objąłem głowę. Zwiesiłem ją w dół i wbiłem wzrok w ziemię... Dlaczego? Dlaczego znowu sobie to zrobiłem? Dlaczego znowu zniszczyłem sobie życie? Najpierw szkolne... oceny, zachowanie, bycie pod ciągłą obserwacją... potem życie towarzyskie... Najpierw Anja... tak bardzo ją zraniłem... a teraz Nora... chciałem... chciałem tylko uniknąć powtórki... a wyszło, jak wyszło... Sakra, dlaczego ja się tak przejmuję? Chciałbym, tak bardzo chciałbym nie być dla nikogo żadnym problemem... ale nie! wszyscy, których spotykam cierpią przeze mnie... Caroline, co chwile ma do słuchania na temat swojego ucznia.... Tak samo znajomi... tamta impreza... tyle osób zostało ukaranych.... biedny chrupek, aż wylądował u pielęgniarki... Oph... po dziesięciu minutach znajomości, była zmuszona do wyskoczenia przez okno i uszkodzenia sobie nogi, o Anji nie wspominając... a teraz do tego grona dołączyła Nora i Misiek... Misiek..... Jedyny, który od samego początku potraktował mnie tak dobrze... A ja mu kazałem się walić... Jakim ja jestem człowiekiem... Przesunąłem dłonią wzdłuż przedramienia i wyczułem zgrubienie. Podniosłem wzrok i przyjrzałem się. Heh... Już dawno wygojona, teraz całkowicie blada, ale nadal obecna... Wspaniała pamiątka z gimnazjum. Jeździłem po niej palcem, przypomniałem sobie te uczucie, jak jeszcze były na niej szwy. Te małe czarne wypustki łączące dwa fragmenty skóry... a potem zniknęły. Pozostała tylko wielka czerwona krecha... tak bardzo przyciągająca wzrok innych... Przez ponad rok musiałem nosić sportową opaskę, żeby mieć względny spokój. A teraz, po prostu wtopiła się i zlała z resztą ciała... ale nadal tutaj jest. Nadal przypomina o swojej obecności... nadal przypomina o pewnych możliwościach... Czy może, by tak to powtórzyć? Ale tym bardziej lepiej, skuteczniej... Nagle z zamyślenia wyrwał mnie krzyk łabędzia. Rozejrzałem się wokół. Kiedy zaczęło robić się tak ciemno? Sakra, ile ja już tu siedzę? Wstałem z ziemi i otrzepałem spodnie. Rzuciłem wzrokiem jeszcze raz w stronę tataraku, ale nic nie dojrzałem. Wsadziłem dłonie w kieszenie bluzy i powoli ruszyłem do pokoju...
~~~
Stałem pod drzwiami i wpatrywałem się w klamkę. No dalej Ches, zrób to! Wyciągnij tę przeklętą dłoń, naciśnij ją i wejdź do środka. Przecież i tak prędzej, czy później staniesz z nim twarzą w twarz... w końcu mieszkacie razem, chodzicie do jednej klasy, jesteście przyjaciółmi... Tak idioto jesteście przyjaciółmi! Zyskałeś w końcu kogoś na dobre i na złe, więc nie psuj tego jeszcze bardziej! Ciesz się, że on chce z Tobą być, że Cię nie opuścił... ale wiedz, że nie będzie wiecznie, więc z łaski swej rusz te cztery litery i idź powiedz mu, co czujesz! On na to czeka! Sam Ci to powiedział! ,,Wal się''... jak ja mam mu spojrzeć po tych słowach w twarz?
Przełknąłem ślinę i powoli wyciągnąłem dłoń z kieszeni. Położyłem ją na klamce. Kontakt rozgrzanej skóry z zimnym metalem, przypomniał, że to jest jawa, nie sen. Przygryzłem wargę, nacisnąłem klamkę i wszedłem powoli do środka. W środku panował półmrok. Mój wzrok od razu padł na chłopaka leżącego na łóżku. Trzymał w jednej dłoni książkę, a drugą głaskał Immi, która leżała mu na klatce. Gdy wszedłem do środka, podniósł wzrok, by po chwili powrócić do czytania... Oblizałem suche jak pieprz wargi, i bez słowa ściągnąłem buty. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że cały dzień nic nie jadłem i nie piłem... Ale to nie było teraz ważne... Stałem przez chwilę, bijąc się z myślami, aż w końcu zdecydowałem się i podszedłem do chłopaka. Ten nawet, ani na chwilę nie oderwał wzroku od książki... Westchnąłem bezgłośnie i usiadłem na krawędzi łóżka. Chciałem coś powiedzieć... tak bardzo chciałem. Ale nie wiedziałem co. Patrzyłem otępiały na swoje palce, szukając odpowiednich słów, ale żadne, które przychodziły mi do głowy nie nadawały się do wypowiedzenia na głos. W końcu zrezygnowany padłem obok niego i wcisnąłem twarz w poduszkę. Po chwili poczułem na moim ramieniu tak dobrze znaną mi dłoń.
- Brat?.... - Jęknąłem na te słowa. No tak... on chce rozmawiać... A ja? Ja nie potrafię sformułować zwykłego ,,dziękuję, że jesteś'', w tym momencie poklepał mnie po głowie, wyzwalając kolejną dawkę jęków- No już, już, brat, dobrze będzie...
- Nic nie będzie dobrze! - jeszcze bardziej wcisnąłem głowę w poduszkę.
- Ches, coś wymyślimy, pomogę ci przecież, nie jesteś tu sam i nie będziesz, pamiętaj! Co się w ogóle stało? Widzę, że coś z Norą, coś cię dręczy, a pamiętaj, ja tu będę przecież i postaram się zrobić wszystko, co tylko mogę...
Podniosłem głowę i spojrzałem prosto w te jasnobrązowe oczy, które były pełne troski... troski o takie małe gówno jak ja...
- Jak zwykle wszystko spieprzyłem... - z powrotem opadłem na poduszkę
- Brat, nic nie spieprzyłeś, nawet jeśli, to każdy przecież czasem powie coś za dużo albo za mało, zrobi coś dobrze lub nie... grunt to później wszystko ewentualnie naprawić, wyjaśnić, a to "wszystko" nie jest przecież jeszcze zaprzepaszczone!
- Staryyyyy - jęknąłem - ale tak wszystko skopałem, że nie widzę z tego wyjścia! Ciekawe jak ty byś się czuł, gdyby ktoś powiedział, że jesteś jak kamień, że nie masz uczuć, a potem ta sama osoba, zaprosiła Cię na rozmowę w cztery oczy i powiedziała O WIELE za dużo, a na sam koniec wyrzuciła na zbity pysk?
- Już ja ci jakieś znajdę jakieś wyjście, brat. Cóż... z tym kamieniem wyszło może i nie najlepiej, ale możesz przecież znowu spróbować, prawda? Nie zostawi się przecież ot tak tego wszystkiego, a Nora na pewno zrozumie. Jeśli nie dasz rady jej tego powiedzieć, może napisz, jak chcesz, ja też z nią pogadam... czy coś.
- O NIE! JA NIC DO NIEJ JUŻ NIE PISZĘ! To właśnie od pisania się zaczęło! - zacisnąłem dłonie w pięści i wbiłem mocno paznokcie w skórę.
- Dobrze, brat, przyjąłem... obstawiam, że rozmawiać z nią też, póki co, nie chcesz?
- nie chcę z nią rozmawiać, nie chcę jej widzieć, nie chcę jej słyszeć..... - jęknąłem i podnosłem się lekko - Mamy jeszcze piwo?
Niemiec głośno westchnął i pokręcił głowę.
- Nawet jeśli, to tobie na dziś starczy. Mogę ci dać co najwyżej colę. Albo mleko.
- daj mnie te colę.... Bro sakra... ja chyba jednak wolę chłopaków! Z nimi to nie ma takich problemów! - znowu stałem się jednością z poduszką.
Przymknąłem oczy i leżałem wsłuchując się w ciszę... właśnie... ciszę. Otworzyłem oczy i od razu spojrzałem na Miśka. Przygryzłem wargę i powiedziałem
- Co Ci tam chodzi po tej niemieckiej zmiennowłosej głowie?
- Ches... ja Ci nie powiem kogo ty wolisz, ale wiedz, że akceptuję Cię całego.
-Cooo? - zmrużyłem brwi i zacząłem analizować ostatnie słowa - Aaaaaa, nie nie spokojnie.... ja tam jestem na 2000% hetero. Chodzi mi tylko o to, że z chłopakami łatwiej sie rozmawia, nie trzeba się nad wszystkim zastanawiać, nie trzeba analizować... Kobiety to skomplikowane stworzenia...
- Tutaj się z Tobą zgodzę... - powiedział i wstał z łóżka. Immi lekko zeskoczyła na poduszkę i ułożyła się na niej wygodnie.
Obróciłem się na bok i skuliłem, podkurczając nogi do góry. Wbiłem wzrok w śnieżnobiałą kotkę, która leżała tuż przy mojej twarzy. Powoli wyciągnąłem dłoń i pogłaskałem ją za uchem. Kotka przechyliła głowę i wtuliła się w rękę. Bardzo walczyłem ze sobą, żeby nie zabrać tej ręki... ale Immi zaczęła mruczeć. Jej wibracje przechodziły przez moje palce. Zwierzę otworzyło oczy i spojrzało na mnie. Wpatrywałem się w te wąskie szparki przez kilka sekund. W końcu... sam nie wiem, czy to ja, czy ona, ale któreś z nas mruknęło. Kotka podniosła się na cztery łapy. ,,Nie'' powiedziałem w myślach. Delikatnie złapałem ją w dłonie i przyciągnąłem do siebie. Kotka wyglądała na zdziwioną, ale nie protestowała. Położyła się przy ramieniu i zwinęła w kulkę. Wtuliłem twarz w jej sierść, a drugą ręką głaskałem... I jakoś tak... zasnąłem.
~~~
Obudziłem się następnego dnia. Pierwsze, co poczułem po przebudzeniu, to to, że leżę pod stertą kołder, koców i nie wiadomo, czego jeszcze. Powoli zacząłem się wygrzebywać z tego zbiegowiska materiału. Rozejrzałem się po pokoju mrużąc oczy, od nadmiaru padającego światła. Sakra, cudownie! Jaki my mamy w ogóle za dzień? Wysunąłem nogi spod kołdry i postawiłem stopy na zimnej podłodze. Powoli się podniosłem i podszedłem do stolika, gdzie leżał mój wymęczony życiem telefon.
ŚRODA - 14:38
Wpatrywałem się w ekran jak zaczarowany. Środa? W pół do piętnastej? Powinienem być w szkole... znaczy... chyba już skończyliśmy lekcje, albo zaraz się skończą... o sakra! Aż podskoczyłem na dźwięk wydany przez mój brzuch. No tak... biedak domaga się jedzenia, bo nie jadł nic od poniedziałkowego poranka... Skierowałem się w stronę lodówki, zgarnąłem pierwszy lepszy serek, butelkę coli i powróciłem do bezpiecznego i ciepłego łóżka. Nie dane było mi długo posiedzieć samemu, bo zaraz przypałętała się Immi
- Jeśli myślisz sobie - powiedziałem do kotki wkładając łyżeczkę do ust - Że po wczorajszej nocy masz jakieś ulgi, albo nie daj boże zostałem twoim fanem... to jesteś w dużym błędzie! Więc lepiej zmykaj, póki jestem dobry!
Kotka stała i wpatrywała się we mnie tymi oczami z przeraźliwie wąskimi ślepiami, jednocześnie machając nerwowo ogonem na boki. W końcu chyba zrezygnowała i zeskoczyła na podłogę. Z powrotem wszystkie moje myśli skupiły się na serku. Bez żadnego wyrazu i emocji machałem łyżką tak długo, aż zniknął. Zapiłem colą, położyłem wszystko na ziemi i zawinąłem się w tę stertę materiału. W sumie... mógłbym wrócić na swoje łóżko... Ale nie. Tutaj jest lepiej... Położyłem się na boku i zwinąłem w kulkę. Mimowolnym ruchem dłoni wziąłem jakąś poduszkę i mocno przytuliłem, a już po chwili zacząłem odpływać...
- Braciak jak się czujesz? - wyrwały mnie ze snu nagłe słowa Michaela
Podniosłem lekko głowę i odwróciłem się. Misiek siedział na krawędzi łóżka i patrzył na mnie.
- Jak gówno - mruknąłem z powrotem padając na poduszkę.
- Och Czesiu...
- Jak największe gówno świata - zacisnąłem dłonie w pięść - Spać mi się chce...
- Dobrze bro, prześpij się - westchnął głośno - Czy... czy obudzić Cię jutro do szkoły?
Na chwilę zapanowała cisza. Zastanawiałem się, czy jest sens pojawiania się na lekcjach? W końcu i tak nie nadaję się do życia... nie mam siły normalnie funkcjonować... Chcę tylko spać... Gdzieś, kiedyś w którejś książce przeczytałem taki piękny cytat ,,Sen jest jak samobójstwo, tylko gorszy. Po chwili spokoju, znowu powracasz do koszmaru dnia codziennego''. Coś w tym było... Ale mniejsza z tym, nie miałem ochoty brać udziału w lekcjach i od razu słuchać ,,Coś się stało? Jak się czujesz? Wyglądasz jakoś inaczej..'' Sakra dziękuję bardzo! Wiem o tym! Nie musicie mi przypominać! Podkuliłem nogi jeszcze bardziej. Ludzie... zdecydowanie nie pomagają. Ach... i w klasie będzie ONA.
- Nie - powiedziałem krótko - Możesz powiedzieć Caroline, że nie będzie mnie do końca tygodnia, bo bardzo źle się czuję.
- W porządku... Jak coś to...
- Dobranoc - przerwałem mu i zakryłem głowę kołdrą. Wstrzymałem oddech i słuchałem. Po chwili Misiek cicho westchnął i wstał z łóżka, by zająć się Immi... A ja znowu poczułem te nieprzyjemne ukłucie w sercu... Tylko... skąd ono się wzięło? Pokręciłem głową i odpłynąłem.
~~~
Następne trzy dni nie różniły się niczym nadzwyczajnym. Cały czas spałem, jak nie spałem to leżałem w łóżku, ewentualnie czasem wstałem coś zjeść lub się napić... Wyjątkiem była toaleta, do której szedłem, gdy już naprawdę musiałem. Nie miałem nawet już siły, co chwilę wyganiać kotki, która lgnęła do mnie jak mucha do lepu. Zdecydowanie łatwiej po prostu było ją zgarnąć i przytulić... Taka miękka i cieplutka, a jeszcze jak zaczynała mruczeć...
Swój żywot zaczynałem, gdy Misiek znikał w szkole, a kończyłem tuż przed tym jak się pojawiał... Codziennie po powrocie witał mnie i pytał jak się czuję... Tak bardzo chciałabym mu powiedzieć, że dobrze, że jest w porządku, że jestem szczęśliwy... Ale nie... Cały czas bolało, bolało tak bardzo... Tylko dlaczego? Znaczy, już wcześniej bolało i to nie raz... Ale nigdy tak mocno jak teraz! I ten ból, był inny od poprzednich. Nie mam pojecia, czym i dlaczego się różnił, ale był inny... Bardziej bolesny...
Przez te trzy dni miałem spokój, mogłem robić co chciałem, aż nadeszła sobota. Spałem (cóż za odmiana!) Gdy nagle, ktoś ściągnął ze mnie wszystkie koce i kołdry. Leżałem wystawiony na kontakt z lodowatym powietrzem i przerażony patrzyłem na chłopaka, który stał pochylony nade mną. Co tu się właśnie wydarzyło? Dlaczego to zrobił? Bracie... Dlaczego mi to robisz?
- Już! koniec tego wylegiwania i gnicia - powiedział rzucając wszystko na moje łóżko - Pora wrócić do żywych Czeslavie!
Patrzyłem na niego osłupiały. To był mój spokojny Misiek? Gdzie on się podział? Nagle Michael złapał mnie za kostkę i zaczął ściągać z łóżka. Kurczowo złapałem się poduszki i po chwili razem z nią wylądowałem na zimnej... Przeraźliwie zimnej podłodze.
- Broooo - jeknalem - błagam..
- żadne błagam! Koniec tego dobrego! - Michael rzucił we mnie jakimiś szmatami - Tu masz ciuchy. Idź się ogarnij, czekam na Ciebie. Masz dosłownie pięć minut!
Stęknąłem głośno na co ten spojrzał zlowrogo. Pozbieralem ciuchy i podniosłem się z podłogi ,by po chwili zamknąć się w łazience.
- Spróbuj mi się tylko tam utopić, to osobiście przyjdę i Cię uduszę! - usłyszałem stłumiony głos Michaela zza drzwi.
- Dobrze dobrze - mruknąłem walcząc z guzikami przy koszulce
~~~
- Miło ponownie widzieć Cię wyglądającego - Misiek zrobił krótką pauzę - normalnie.
Podniosłem wzrok i uśmiechnąłem się słabo. Od razu skierowałem się na łóżko, ale chłopak mocno złapał mnie za ramię. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Jeśli myślisz, że pozwolę Ci znowu wrócić do łóżka to się grubo mylisz - Michael wyglądał niezwykle poważnie - Zakładaj buty i idziemy.
- Gdzie ty mnie znowu ciągniesz? - jęknąłem - Nigdzie nie chcę iść...
- Chcesz, nie chcesz - przerwał - Ale musisz! Nawet nie próbuj dyskutować. Mam Ci je na siłę wcisnąć?
- Dobrze dobrze - podniosłem ręce w obronnym geście i założyłem buty.
- Grzeczny chłopiec - Misiek szeroko się uśmiechnął
Spojrzałem na niego niepewnie, co ten curak znowu wymyślił?
~~~
- Dalej Ches! Ruszaj się! - Misiek podbiegł kilka kroków do przodu i gorąco zachęcał mnie, abym zrobił dokładnie to samo. Co to to nie, nie ma szans. Niech już mnie ciąga, gdzie chce, ale nie mam zamiaru ... robić cokolwiek. Założyłem kaptur i wbiłem dłonie w kieszenie bluzy. Co ja tutaj właściwie robię? Gdzie my idziemy? Czy on nie rozumie, że nie mam namniejszej ochoty do życia? Spuściłem wzrok i wbiłem go w drogę . Dlaczego dałem się wyciągnąć? Mogłem w spokoju leżeć...
- Nie marudź tam! - do mych uszu dotarł głos niemca.
Podniosłem głowę i spojrzałem zdziwony. Czyżbym powiedział coś na głos? Przecież to jest niemożliwe.
- Nie musisz nic mówić, żebym wiedział, co chodzi Ci po głowie - dopowiedział
Ach, no tak. Ta magiczna zdolność, którą posiada ten curak i... pani Nora. Możesz słowem się nie odezwać, możesz robić, co innego, a oni w jakis sposób wiedzą. Po prostu wiedzą. Westchnąłem i lekko przyspieszyłem.
- Gdzie idziemy? - zapytałem zrównując się z Michaelem
- Na halę - powiedział krótko
Podniosłem wysoko głowę i spojrzałem na niego. Czy on kompletnie oszalał?!
- Bro - powiedziałem - Jeśli pojawię się na sali, to zostanę zjedzony przez drużynę, że się nie pojawiam na treningach, a nie daj boże... będą cheerleaderki.... i Chloe. Nie pojawiłem się na treningu od poniedziałku. A mamy niedługo ważne zawody! Słuchaj ona mnie zabije!!!
- Spokojnie bro - uśmiechnął się lekko - Chloe już Cię szukała, cóż użyła kilku dosadnych słów. Bardzo dosadnych. Tak dosadnych, że nawet Caroline wytłumaczyła jej, że ma Cię nie tykać dopóki nie wyzdrowiejesz. Więc jesteś jako tako bezpieczny.
- Nie pocieszyłeś... absolutnie...
- Nie miałem zamiaru. Stwierdziłem tylko fakt.
Zaczęliśmy wchodzić po schodach. Już w połowie drogi byłem strasznie zmęczony... moja kondycja bardzo ucierpiała, nie miałem siły pokonać schodów, które jeszcze kilka dni temu nie były najmniejszym wyzwaniem. Podniosłem głowę do góry i ujrzałem Miśka trzymającego otwarte drzwi i bez słowa czekającego na mnie. Co on w ogóle chce robić na tej hali?
- Brawo! Dałeś radę - uśmiechnął się szeroko - Chodź klapniemy sobie na trybunach.
Bez słowa skinąłem głową i poszedłem za nim. Jeszcze jedne schody do pokonania i będzie spokój. A w sumie... jestem z Misiek. To nie będzie spokoju, ale przynajmniej sobie usiądę.
Z wnętrza budynku dochodziły do nas odgłosy odbywającego się treningu. Z tego co wywnioskowałem to byli to koszykarze. Uff, całe szczęście. Nikt raczej nie podleci i nie będzie męczył. Poczułem dłoń Miśka na ramieniu. Spojrzałem prosto w te jasnobrązowe oczy.
- Spokojnie Ches, nie masz się czego bać - powiedział
- Ja się nie boję - powiedziałem zgodnie z prawdą
Michael poklepał mnie po ramieniu i wyminął. No tak... pewnie mi nie uwierzył. Pokręciłem głową, nie uwierzył mi. Oczywiście, że mi nie uwierzył. Sam sobie nie uwierzyłeś Ches. Więc nie oczekuj, że on Ci uwierzy. Westchnąłem i zacząłem wdrapywać się na górę. Gdy już zbliżałem się do ostatnich schodów, do mego nosa dotarł ten zapach. Ten piękny zapach. Przystanąłem i głeboko wciągnąłem powietrze. Achhh połączenie potu, skóry, zapachu piłek, maści przeciwbólowych, spreju chłodzącego i tego zacięcia sportowego, tych wszystkich emocji - radość, ból, zacięcie, by wygrać i żal po przegranej. Tęskniłem za tym. To było tak uzależniające... Zrobiłem kilka kroków i wyszedłem na trybuny. Rozejrzałem się w poszukiwaniu niemca. Gdzie go wywiało? Przecież nie mógł zniknąć od tak...
- Ches! - usłyszałem głos z góry
Odwróciłem się i zobaczyłem go siedzącego na samej górze... SAMEJ GÓRZE. Boooże on chce chyba mnie wykończyć. Westchnąłem i ponownie wbiłem dłonie w kieszenie. Kolejne zdobywanie Mount Everestu. Naprawdę nie wiem co ten chłopak sobie wymyślił. Nie mógł tego załatwić na samym dole? Przecież i tak nikogo tu nie ma. A na pewno nie przyszedł podziwiać graczy, ooooo nie zdecydowanie nie. Zatrzymałem się, o sakra. Podstępny dupek!
- Dalej Ches, już tylko... sześćdziesiąt schodów! - uśmiechnął się szeroko
- Jak coś ode mnie chcesz - powiedziałem - To musisz do mnie zejść, bo ja już nigdzie nie idę.
Aby zaakcentować te słowa usiadłem na najbliższym siedzeniu. Nie musiałem długo czekać na odzew. Poczułem cios centralnie w tył głowy. Złapałem się za nią i odwróciłem w jego stronę. Zobaczyłem, co mnie trafiło... puszka po PEPSI! JAK ON ŚMIAŁ?!
- Rusz dupę Ches, nie chcesz żebym do Ciebie zszedł - znowu ten groźny i poważny ton. Aż ciarki przeszły mnie po plecach. - Nie będę się powtarzać - wyszczerzył się
- Dobra sakra niemcu ztentegowany! - mruknąłem i podniosłem się - Za ten czyn zginiesz śmiercią tragiczną! - wskazałem na niego palcem - Rozumiesz?! ZABIJĘ CIĘ!
- To najpierw musisz do mnie przyjść - uśmiechnął się i rozciągnął na siedzeniu
- UCH WKURZASZ MNIE! - warknąłem i zacząłem dalej wspinać się po schodach. Jak on może taką wredotą być? No jakim cudem?! Wściekle kładłem stopy na stopniach i wchodziłem coraz wyżej. Jak... on.. tak... może! Z każdym krokiem czułem się coraz gorzej, tak jakbym zaraz miał wypluć płuca. Nie wierzę! Po prostu nie mogę w to uwierzyć! Ufasz takiemu! Dzielisz się informacjami, a ten takie coś ! Spojrzałem do góry. Minąłem już połowę schodów. A ten curak dalej siedział rozwalony na krzesełkach i się uśmiechał! Znowu wstąpiła we mnie nowa energia. Zacząłem pokonywać schody po dwa naraz i po kilkunastu sekundach w końcu go dopadłem! Ale... zamiast rzucić się na niego i wydłubać mu oczy, albo udusić własnym rękoma, to po prostu padłem na siedzenie. Siedziałem i walczyłem o każdy oddech. Rozpiąłem bluzę i odkleiłem od ciała mokrą koszulkę.
- Za ... - wykrztusiłem - Zabiję cię...
- No proszę - uśmiechnął się Misiek - Przyszedłeś mnie zabić, a sam zaraz zginiesz. Już Braciok uspokój się, ochłoń, odpocznij... W końcu nie chcę, abyś mi tutaj zdechł.
Spojrzałem na niego złowrogo i już miałem wygarnąć, że trzeba było dać mi spokój, ale ugryzłem się w język. Co za dużo, to nie zdrowo, lepiej przemilczeć... Starałem się uspokoić oddech, ale szło mi to niezwykle mizernie. Moja kondycja jest absolutnie godna pożałowania... Żeby nie mieć siły wejść po schodach... wstyd! Potarłem ręką czoło i odchyliłem głowę do tyłu. Heh.. lepiej mieć to już chyba z głowy.
- Wiem po co mnie tu przytargałeś - powiedziałem dalej ciężko oddychając
- Po co? - zapytał misiek wpatrując się we mnie
- Chciałeś porozmawiać...
- Bardzo dobrze - uśmiechnął się szeroko
- To... - westchnąłem - To co chcesz wiedzieć?
- Wszystko Ches - powiedział - Wszystko
- Ale co konkretnie? Nie będę Ci przecież opowiadał wszystkiego od momentu moich narodzin!
- Mógłbyś - uśmiechnął się - Nie miałbym nic przeciwko. Ale teraz bardziej zależy mi na tym, by dowiedzieć się, co się z tobą stało? Gdzie się podział Ches, który był jeszcze kilka dni temu? Coś się musiało stać, że tak nagle cię wzięło...
- Wiesz... - podrapałem się po głowie - Wiesz, że przyjechałem tutaj, aby rozpocząć całkowicie nowe życie. I tak jakby trochę je... zepsułem i nabroiłem. (piękna opowieść o kilku ostatnich dniach, która pominiemy ^^)... Więc schowałem się na zapleczu, żeby w spokoju oddychnąć. Mieć chwilę dla siebie, spałać oddech... I wiesz, co wtedy się stało? Ona weszła na zaplecze! Rozumiesz? Weszła do środka! Więc zgodnie z zasadami wyprosiłem ją, żeby nie mieć problemów - przełknąłem ślinę - I niestety znowu powiedziałem o dwa słowa za dużo...
- Jakie słowa? - spytał Michael
- Idź, wyjdź stąd - powiedziałem - Byłem zły i wściekły i nie zdążyłem się odpowiednio szybko ugryźć w język, więc jak zwykle skończyło się na tym, że zraniłem kogoś...
- Ches, ja wiem, że ty nieraz masz problemy z trzymaniem języka za zębami - powiedział - A zwłaszcza, gdy górę biorą emocje... I fakt nieraz słowa mogą bardzo zranić, ale po to są też słowa, żeby przeprosić i wszystko sobie wyjaśnić.
- Bro, ale jak ja mam spojrzeć komukolwiek, a zwłaszcza tej dziewczynie w twarz? - poczułem jak do oczu nabiegają mi łzy
- Ches, a co ty się tak niej uczepiłeś? - zapytał delikatnie Misiek
- Uczepiłem jej się? - spytałem zdziwiony -Zdaje ci się....
- Bro, siedzisz jej jak rzep na psim ogonie, a mówię Ci to JA!
Podrapałem się po głowie. Ja sie jej uczepiłem? Mmmm no może trochę, w sumie jakby nie patrzeć, przez ostatnie kilka dni głównie ona była mi w głowie. Sakra... głównie ona! Co ta laska robiła w mojej głowie? A no tak... Cały czas myślałem jak się z nią pogodzić. A raczej... jak...
- Braciak - przerwał mi - Ja widzę co się dzieje, i naprawdę nie masz czym się przejmować. Wiedz, że...
- Nie - przerwałem mu ostro - Zwaliłem wszystko, wszystko popsułem. To już nie ma najmniejszego sensu. Chyba... chyba wrócę do Czech, bo to naprawdę nie ma sensu...
- Ches... po pierwsze, musisz przestać tak się denerwować, rozumiesz? Nakręcasz się tylko w ten sposób i tak robisz błędne koło, kręcisz nim i kręcisz... ale nie jest jeszcze tak źle, by mówić, że zwaliłeś wszystko. Nora to w końcu dobra dziewczyna i dobrze by było, gdybyście odzyskali ten dobry kontakt, ale też nie musi być przecież wszystko na już, na siłę. Brat, nie da się zrobić tak, że dla wszystkich jest się codziennie miłym, uśmiechniętym i tak dalej. Mieć zły humor, kiepski dzień to naprawdę żadna hańba, od tego masz przyjaciół przecież, żeby i w taki czas byli przy tobie. To nie jest tak, że będziemy tu tylko wtedy, gdy się szeroko uśmiechniesz i powiesz "Wszystko cacy!", jeśli coś cię gnębi, mów, a postaramy się pomóc na tyle, na ile tylko możemy. Wiesz dlaczego? Bo wszyscy tu kochamy Cześka i chcemy, żeby jak najwięcej uśmiechał się prawdziwie i sam z siebie, a nie dlatego, bo nie chce kogoś martwić. Nora na pewno cię zrozumie, jeśli tylko z nią szczerze porozmawiasz i wyjaśnicie sobie wszystko na spokojnie. Każdy czasem przecież popełnia błąd, powie coś za dużo, trochę za mało... ale grunt to umieć potem przeprosić i spróbować choć wszystko naprawić, co nie? Oboje powinniście usiąść gdzieś i się nie ruszać, dopóki wszystko nie będzie załatwione, a jak się będziecie od tego ciągle wymigiwać, to w końcu oboje was gdzieś zamknę i nie wypuszczę, dopóki sprawa nie będzie załatwiona. Także, Ches... nie bierz tak ciągle wszystkiego na siebie, co? Od tego są też przyjaciele, żeby jakoś tam jednak próbować pomagać, wysłuchiwać, podpowiadać... a myślę, że z Norą naprawdę znajdziecie wspólny język już za niedługo. No bo nawet jeśli ma coś wspólnego z tym nieszczęsnym kamieniem, ty też masz tendencję do duszenia w sobie wszystkiego... już ja to z ciebie wyplewię! Także, mówię... rozmowa, rozmowa, rozmowa, czas i Immi, zgoda? No a jak się uprzesz, to i kwiaty! Więc, Ches.... damy radę!
Patrzyłem na niego bez słowa. On.. on miał rację... Przede wszystkim byłem w szoku, że ten oto tutaj zmiennowłosy niemiec, był w stanie wycisnąć z siebie tyle słów na raz i to jeszcze z sensem. Zatkało mnie... po prostu mnie zatkało... W gardle znowu stanęła gula. Sakra Ches nie rycz!
- Kocham Cię Bro - przytuliłem mocno Miśka
Ściskałem go ze wszystkich sił. Tak bardzo byłem mu wdzięczny za wszystko, że żadne słowa nie były w stanie tego opisać. Nagle poczułem, że ten olbrzym odwzajemnia uścisk. Wyszczerzyłem się szeroko i wtuliłem głowę w jego ramię.
- Żeby nie było Michaelu - mruknąłem cicho - Ja nadal wolę dziewczyny, a Ciebie kocham jak brata...
- Ja tak samo Ches - powiedział Niemiec - Naprawdę damy radę!
- Ale tą Immi to mogłeś sobie darować - uśmiechnąłem się szeroko - To co? Wracamy? Zanim dojdę do pokoju to minie chyba kilka miesięcy...
- Hah o to się nie martw! Już ja Ci pomogę dojść!
~~~
Wyszedłem spod prysznica i wskoczyłem na kanapę. Pora oddać się rozrywce oglądania jakiś głupich programów, a co! Spojrzałem na zegarek - 19:21, a tego curaka nie ma już dwie godziny. ,,Wracam za pięć minut brat'' taaaa pięć minut, mijają dwie godziny, a go dalej nie ma! Zeskoczyłem z kanapy i poszedłem zrobić kilka kanapek. Po tych dniach koegzystencji, byłem masakrycznie głodny. Przygotowując jedzenie, nagle poczułem jak coś ociera się o moje nogi. Podskoczyłem przestraszony i ujrzałem kotkę pierzchającą spod moich nóg.
- Głupi kot - warknąłem - Już ci mówiłem, że nie masz co liczyć taryfę ulgową! Nadal jesteśmy wrogami jasne?!
Kotka odwróciła się z bulwersem na twarzy. Ten wzrok tak bardzo przypomniał mi wzrok jednej norweżki...
- Powracam! - powiedział radośnie Misiek
- No witam pana - uśmiechnąłem się lekko
- Zeszło trochę dłużej niż myślałem - powiedział ściągając buty i padając na kanapę - Co tam dobrego robisz? Możesz bratu też ogarnąć.
- Gdzie Cię tak wywiało? - zapytałem biorąc kolejne dwa kawałki chleba, żeby nakarmić tego wielkoluda - Z serem, czy z szynką?
- Z serem i szynką - powiedział
- Burżuazja - uśmiechnąłem się pod nosem - To, gdzie byłeś?
- A czy to ważne? - powiedział z takim tonem, że od razu przykuł moją uwagę.
- Brooooooo, gdzieś ty był? - odwróciłem się i zmierzyłem go wzrokiem. Misiek uciekał nim na bok. Co on znowu wymyślił?
-Wracam od nory - powiedział cicho i spokojnie
- Po cholerę tam byłeś? - powiedziałem szybko i jeszcze bardziej wbiłem w niego wzrok
- Pogadać po prostu - chłopak wzruszył ramionami
- o czym? - wbiłem wzrok w niemca. Błagam Cię, chociaż raz mnie nie oszukuj...
- o paru sprawach, nie gadalismy długo ches...
- jakich sprawach? - przerwałem mu i spojrzałem podejrzliwie
- O sprawie wyboru nowego prezydenta USA, Czesiek... a tak na poważnie, to o najlepszych sposobach pielęgnacji kotów. A nie jednak o montowaniu szwedzkich szuflad, a potem o niemieckich pastach do zębów - Misiek przerwał, a ja patrzyłem na niego jak na idiotę. On serio chciał robić ze mnie idiotę? - Brat... musiałem po prostu zapytać ją o coś, co mnie nurtuje. Może o to, czy woli Wodospady Wiktorii, czy jednak Niagara. Albo jednak o coś bliżej. Dużo, dużo bliżej, a jest dużo ważniejsze...
Zmierzyłem miśka wzrokiem i bacznie zlustrowałem jego twarz. O czym oni gadali? Co on takiego ukrywa?!
- To był sarkazm prawda? - spytałem stając w kontrapoście
- Może... Szczegóły pozostawiam twojej interpretacji, Ches - zmrużyłem oczy. Och... a więc tak pogrywasz? Świetnie! To ja sobie poradzę sam.
- Pffff - odepchnąłem się od szafki i ruszyłem w stronę drzwi
- Gdzie idziesz brat? - spytał szybko Michael
- gdzieś. szczegóły pozostawiam twojej interpretacji - powiedziałem opryskliwie
- ech... wróć za niedługo, zgoda?
- zobaczymy...
Zacząłem szukać moich butów. Cholera, gdzie one są?! Nie mogę dalej tutaj stać jak idiota... I wtedy dostrzegłem je! Szybko wsadziłem stopy w klapki i wyszedłem. Może i nie był to jakiś szczyt marzeń, różowe klapki w hello kitty, za małe o jakieś dziesięć rozmiarów, w dodatku klapki młodszej siostry Michaela. Ale trzeba przyznać, że idealnie pasowały do mojej piżamki, mmmm cudownie! Klapiąc z każdym krokiem ruszyłem wprost do pokoju Nory. O nie, ja tak łatwo tego nie odpuszczę! Ja mu daję jasno do zrozumienia, że to bardzo delikatna sprawa, a ten bezpośrednio leci do niej! Nosz idiota! Dopadłem w końcu tych drzwi i zapukałem. Zero odzewu... Zapukałem raz jeszcze i jeszcze i jeszcze. Odsunąłem się na chwilę i nasłuchiwałem. Taaaa zdecydowanie musi tam być. Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem
- Nori... - ugryzłem się w język, nie Ches, nie zwracaj się tak do niej... - Pani Noro, proszę o otworzenie drzwi, chciałbym z Panią porozmawiać. Tematyką rozmowy będzie pewien zmiennowłosy Niemiec, którzy zasłużył na kopa w tyłek.
Drzwi lekko się uchyliły i wyjrzała z nich twarz norweżki. Pierwsze na co zwróciłem uwagę, był strój dziewczyny, ubrana w spodnie w gwiazdki i jakąś wielką bluzę, była przyodziana w szlafrok z głową jelenia na kapturze... dziwne połaczenie... Spojrzałem na jej twarz i dojrzałem, ten tak dobrze znany mi wyraz oraz zaczerwienione oczy. Czyli płakała... ale żyje! Jakoś tak lżej zrobiło mi się na sercu na jej widok, ale jej odpowiedź szybko zmieniła ten stan.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Czeslav - cios... prosto... w serce...
- Jak to nie?! - powiedziałem oburzony - Ten curak przyszedł tu do Ciebie i z Tobą rozmawiał!
Norweżka pchnęła drzwi, które otworzyły się szeroko i stała teraz na wprost mnie. Wyprostowała się i skrzyżowała ramiona na piersiach. Teraz jej oczy znajdowały się wyżej. SAKRA! Przeklęty wzrost!
- Nie unoś się tak... - powiedziała z grobowym spokojem, patrząc na mnie z pogardą - Wydaje mi sie, że Michael nie jest na smyczy i ma prawo rozmawiać z kim chce... chyba, że sie mylę...
- Mmm - Zmrużyłem oczy. A więc tak pogrywasz? Też nie chcesz nic powiedzieć? No to ja wezmę Cię pod włos z zaskoczenia! - Nie wiedziałem, że interesujesz się kotami i niemiecką pastą do zębów.
HA! Mam cię! I co teraz zrobisz? Wiem, że o tym nie rozmawialiście, więc powiedz mi, powiedz, o czym!!! Umrę zaraz z ciekawości, złości i żalu... Oboje mnie dobijacie!
- A ja - zawahała się na chwilę - nie wiedziałam ze jesteś takim dupkiem - głos jej delikatnie zadrżał
Och... I nagle cała złość, cała wściekłość, która się nazbierała uciekła wraz z tymi słowami. ,,Jesteś takim dupkiem''... kolejny cios prosto w serce... Idioto, zraniłeś ją tak samo, więc teraz cierp. Zasłużyłes sobie na to! Przygryzłem wargę i odwróciłem wzrok... ale to tak zabolało... aż przypomniały mi się piękne słowa ,,jesteś dumbass'' taaa jestem dupkiem, jestem pieprzonym dumbassem... ale, przecież... ja nie chcę nim być! Ja nie jestem cały czas dupkiem! Dziewczyno zauważ to! NIE JESTEM DUPKIEM... zazwyczaj. Podniosłem głowę i wyprostowałem się lekko zadzierając głowę do góry i patrząc jej prosto w oczy
- Nie każdy jest tym, za kogo go uważamy - powiedziałem bardzo wolno i spokojnie, ważąc każde słowo. Przechyliłem się na bok i stanąłem w kontrapoście.
- Wiem. Wiem to aż za dobrze, Czes... - na chwilę zapada cisza - Jeszcze coś?
Wbiłem wzrok prosto w te przepiękne zielone oczy, które teraz były całe zaczerwienione... Och Nori... Och czes ty idioto! Jak mogłeś doprowadzić, do tego, że kolejna dziewczyna przez Ciebie płacze ty pieprzony dupku! Jak możesz na siebie w ogóle patrzeć idioto! Bardzo dobrze wiesz, że mam rację. A teraz dupku, przypomnij sobie co powiedział Misiek. Co masz zrobić? NA KOLANA I BŁAGAJ O PRZEBACZENIE KRETYNIE!
Przełknąłem ślinę i spuściłem głowę jednocześnie odwracając wzrok i powiedziałem cicho
- Prominte... Przepraszam... Przepraszam, że jestem dupkiem - przygryzłem wargę, żeby już nic więcej nie powiedzieć... więc po prostu dokończyłem w myślach ,,i nie nadaję się, do życia''.
Dziewczyna pokiwała głową i powiedziała krótko
- W porządku - Wbiła we mnie wzrok... Sakra... co teraz?
Znowu odwróciłem wzrok i zacząłem szukać odpowiednich słów, które dobitnie wyraziłyby jak wielkim jestem dupkiem. Ale nic co przychodziło na myśl, nie nadawało się do wypowiedzenia na głos. Nori... tak bardzo nie chcę, byś była dla mnie kimś obcym, a przez moje czyny i zachowanie, czuję.... czuję jak oddalamy się coraz bardziej... SAKRA CO MAM ZROBIĆ?! Dlaczego, w szkole nie uczą, jak zachować się w takich sytuacjach? Dlaczego nigdzie nie dają jakiś jasnych instrukcji , co zrobić w takich momentach? Przecież stoję jak jakiś pieprzony słup soli i nie mogę wykrztusić z siebie, ani słowa... I nagle odzywa się ten mój najwspanialszy głos w głowie ,,zbliż się idioto'' Co?! Jak mam się niby zbliżyć?! Przecież ona mnie nienawidzi! Nawet nie jestem w stanie nic normalnie powiedzieć, a co dopiero mówić o jakimś zbliżeniu! Mózgu naoglądałeś się za dużo gówna w telewizji, co ty myślisz, że mam ją niby teraz pocałować, a ona mi powie, że mnie kocha i weźmiemy ślub? Nie dość, że ja jestem idiotą to jeszcze mój mózg jest idiotą! Jeśliś sobie ubzdurał coś takiego, to nie licz na mnie! Ja co najwyżej mogę dalej tak stać! Słyszysz?! ,,Idiota'' A pfff. Tak ze mną grasz? W porządku! W takim razie dostaniesz to co chcesz, ale na moich zasadach! Zrobiłem krok do przodu, wręcz szybko rzuciłem się i ją przytuliłem. Wbiłem twarz w jej ramię, żeby na nic nie patrzeć.
Dziewczyna momentalnie zesztywniała. Hah... czegoś się spodziewał debilu? Zaraz... taaaak, ty wiesz czego się spodziewasz! No to teraz tylko czekaj na ten cios. Hmmm ciekawe, czy zarobisz strzał z liścia, kopa w brzuch... a może coś gorszego? Wiedz jedno, zasłużyłeś sobie na wszystko idioto, i wiedz, że nie jest mi Ciebie absolutnie żal. Taaa i czego zaciskasz te powieki i pięści? Nie uciekniesz od tego dupku. Puść ją i daj juz sobie spokój. Idź do łóżka, walnij się, a w poniedziałek do sekretariatu po papierki. Własnie mistrzu zakończyłeś pewien dział w swoim życiu. Moje oklaski! ,,Ale ja nie chcę... chcę tu zostać'' mruknąłem w myślach. Nagle dziewczyna poruszyła się. Tym razem to ja zesztywniałem czekając na dalszy los wydarzeń. Błagam Nori tylko nie bij za mocno.... Dziewczyna podniosła ręce. A więc, oberwę po głowie. Bardziej wbiłem twarz w ramię i czekałem na nieuniknione... ale.... nagle Nora mnie objęła. Stałem zszokowany. Sakra... miał być cios, a tu takie coś?! I wtedy, poczułem ciepły oddech we włosach, a po chwili dziewczyna wtuliła tam swoją twarz... O SAAAAAKRAAAAAAAAAAAA RUN CZESLAV RUUUUUUUN!!!! Wiej stąd póki jeszcze możesz! SŁYSZYSZ MNIE?!?! UCIEKAJ! Uciekaj póki jeszcze jest jakaś nikła nadzieje.... Znowu poczułem kolejny ciepły oddech na skórze głowy. W sumie... to było nawet przyjemne. I na co była Ci ta panika chłopie? Chciałeś uciekać, a tutaj wcale nie jest tak źle. Jest przyjemnie... Tak bardzo przyjemnie... Tak bardzo mi tego brakowało. Ścisnąłem mocniej dziewczynę, jak ja potrzebowałem tego... Ale... to jest Nora. Ona Cię nienawidzi. Chociaż... w sumie mogła cię strzelić w łeb, a stoi teraz, przytula cię i ma twarz wciśniętą w twoje włosy! I jeszcze tam oddycha... Dobrze, że wziąłem prysznic, jak nie było Miśka... Nagle dziewczyna podniosła dłoń i lekko poklepała mnie po głowie. Och... koniec tego dobrego, bardzo jasny znak, że pora się odsunąć. Już miałem ją puszczać i się odsuwać, gdy nagle klepanie... przerodziło się w głaskanie. Spiąłem się cały i nie wiedziałem co zrobić. Sakra, ona mnie głaszcze! ONA MNIE GŁASZCZE! ONA MNIE GŁAAAAAAASZCZEEEEEEE! Dlaczego ona mnie głaszcze?! Co ja takiego zrobiłem?! Dlaczego...
- Już dobrze Czes, spokojnie - powiedziała nagle takim cichym, spokojnym i uspokajającym głosem, ta blisko mego ucha. To... to był szok... na te słowa znowu cały zesztywniałem i zacząłem dławić niemy płacz. Ale przegrałem tę walkę, mym ciałem poczęły wstrząsać ciche spazmy szlochu. Zacisnąłem dłoń w pięść, wbiłem paznokcie z całej siły w skórę, byle tylko powstrzymać je... Ale po dosłownie sekundzie, już łzy wypływały z moich oczu i lądowały w szlafroku Nory.
- Przepraszam - szepnąłem łamiącym się głosem - byłaś dla mnie taka dobra... a ja okazałem się takim wielkim dupkiem...
Nora nagle odsunęła się ode mnie i spojrzała prosto w oczy. Przełknąłem ślinę... Tam było tak dobrze... Chciałbym móc przytulić cię raz jeszcze... Nora odwróciła wzrok i zniknęła w pokoju. Och... a więc tak po prostu? Już? Koniec? Cholera ty pieprzony idioto! Nie umiesz trzymać łap przy sobie kretynie, a tym bardziej nie umiesz zachować się jak prawdziwy mężczyzna! Znowu się przed nią rozkleiłeś! CHES TY PIEPRZONY IDIOTO! No to pięknie, teraz to możesz sobie wracać do pokoju. Już miałem się odwracać, gdy nagle znowu pojawiła się Nora, tym razem trzymała w dłoniach rolkę papieru toaletowego.
- Nie mam chusteczek, wybacz - powiedziała cicho
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się szeroko przez łzy, to był pierwszy szczery uśmiech od tak dawna... Wziąłem od niej ten papier, urwałem kawałek i wydmuchałem nos.
- Już? Lepiej? - zapytała po chwili
Bez słowa pokiwałem głową. Zwinąłem papier w kulkę i wsadziłem do kieszeni. Otarłem łzy wierzchem dłonie i powiedziałem
- przepraszam... za wszystko... naprawdę, chciałbym móc cofnąć czas...
Nora nagle wyciągnęła dłoń i poczochrała mi włosy. Ludzie często to robili, a zwłaszcza Misiek... ale teraz po raz pierwszy, poczułem coś. Gdy tylko jej dłoń mnie dotknęła po ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Jakie to było wspaniałe uczucie!
- Ale nie cofniesz. Pozostaje tylko żyć dalej... głupku - powiedziała, a ostatnie słowo wymówiła zdecydowanie ciszej niż resztę... a w dodatku lekko się uśmiechnęła! Odwzajemniłem uśmiech i stałem uchachany. Jezu chciałbym, aby ta chwila trwała wiecznie... Muszę przyznać.... że Nora zrobiła mi dobrze. Zaśmiałem się w myślach i uśmiechnałem jeszcze szerzej. W końcu Nora zabrała rękę, a w sercu znowu pozostał żal i smutek. Spojrzałem na nią ze wzrokiem mówiącym ,,Chciałbym abyś głaskała mnie tak do końca mych dni''.
Nora uśmiechnęła się szerzej, ale po chwili spuściła wzrok.
- ja tez chciałam cie przeprosic
Spojrzałem na nią zdziwiony. Co ta dziewczyna mówi?
- Ty? Za co niby?
Dziewczyna przeniosła wzrok na dłonie i zaczęła się bawić palcami. Czy ja cokolwiek z niej wycisnę?
- musiałam coś zrobić źle - odezwała się nieśmiało
Zmarszczyłem brwi, starając poukładać sobie w głowie wszystkie myśli.
- Ale... przecież ty nic nie zrobiłaś... albo ja jak zwykle nic nie rozumiem - przestąpiłem z nogi na nogi
Nora spuściła głowę i lekko się zaśmiała. Co ją tak rozśmieszyło? Boże nigdy nie zrozumiem tych kobiet... Nagle się wyprostowała i powiedziała spokojnie.
- Skoro tak twierdzisz
Spojrzałem na nią zdezorientowany....
- dobraaaaaa teraz to już kompletnie nic nie rozumiem...
Nora ponownie odwróciła wzrok i zaczęła bawić się palcami. A ja zdałem sobie sprawę, że moje zarumienienie doczekało się apogeum. Och sakra... znowu ten niezręczny moment obecny na początku każdej znajomości, gdy obie strony milczą i żadna z nich nie wie jak się zachować, nie wie co zrobić, nie wie co powiedzieć i siedzą sobie tak razem w całkowitym niekomforcie. Heh... za każdym razem to samo uczucie. A więc pora przerwać tę ciszę. Podniosłem głowę i uśmiechnałem się szeroko
- Nori - zwróciłem się do niej, a dziewczyna podniosła wzrok. Podrapałem się po głowie - Czy mógłbym wejść?
<Nora?>