niedziela, 17 września 2017

Od Nory CD. Czeslava

„Bogowie, co robić...?” – pytałam się w myślach, patrząc jak rudy kolega znika za drzwiami z wielkim, czerwonym napisem na podwieszanej tabliczce „staff only”.
Wpatrywałam się tępo w te dwa krótkie słowa, starając się przede wszystkim zrozumieć, co się właściwie stało. Mój mózg zaczął mozolnie analizować każde wypowiedziane przeze mnie słowa i choć wymagało to większego wysiłku - bo pamięć powoli zaczynała zawodzić - to nie znalazł nic, ale to nic, co mogłabym uznać za mój błąd. Nie powiedziałam nic niestosownego, nic, co mogłoby go urazić. Więc dlaczego tak zareagował? I dlaczego udawał, że wszystko jest w porządku? Naprawdę uważał mnie za idiotkę? Wiem, że wiele dziewczyn to tylko puste lalki, niegrzeszące inteligencją, ba, sama nie mam jej za grosz, ale jeszcze nie straciłam wzroku - widzę, kiedy coś jest na rzeczy.
Zlękłam się, nabierając gwałtownie powietrza, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami za mną. Od razu obróciłam głowę za siebie, dostrzegając zza szklanych drzwi żegnającą się parkę. Wypuściłam powietrze z ulgą. Byłam sama. Nareszcie nie odczuwałam tej beznadziejnej presji, ich wzroku na swoich plecach, nieprzyjemnych słów czy plotek na mój i Czeslava temat. Cudowny spokój i wspaniałe poczucie, że mogłabym zrobić wszystko, że nikt mnie nie obserwuje… poza kamerą w rogu sali… Ale co mi po tej niewielkiej uldze, kiedy za drzwiami tuż naprzeciwko mnie siedział roztrzęsiony chłopak?
Tym razem każda moja myśl była skupiona na jego osobie. Wstałam i podeszłam do drzwi, przy których pokręciłam się jeszcze z dobre dwie minuty. Chwyciwszy za zimną klamkę zalała mnie fala wątpliwości, ostatecznie zbagatelizowałam je wszystkie; i jak się okazało chwilę później, był to wielki, wielki błąd.
– Wyjdź. Idź stąd.
Jak zwykle chciałam coś zrobić, powiedzieć, jednak zaniemówiłam. Słowa uwięzły mi w gardle momencie gdy moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Czeslava. Poczułam jeszcze większy ucisk w gardle. Zamknęłam drzwi szybciej niż sądziłam i od razu skierowałam się do wyjścia. Zatrzymałam się jeszcze obok stolika, przy którym siedzieliśmy. Grzebiąc po kieszeniach udało mi się wygrzebać kilka monet. Nie wiedziałam ile kosztował shake, dlatego dałam wszystko, co miałam przy sobie. Zostałam potraktowana jak ktoś obcy, więc jak ktoś obcy zniknęłam.
Do akademika wróciłam biegiem, jakbym chciała jak najszybciej uciec od tej chujowej sytuacji. Wieczory, chłodny wiatr wiał nieprzyjemne w zaczerwienione oczy i zdecydowanie przeszkadzał w widoczności. Co chwile musiałam przecierać ślepia, bo łzy rozmazywały wszystko przede mną. Jeszcze nigdy nie czułam takiej ulgi, przekraczając próg mojego pokoju i rzucając się bezwładnie na łóżko. Co zrobiłam nie tak…? Do kurwy nędzy, gdzie popełniłam błąd?!
Jęknęłam wściekle i nakryłam się kołdrą po samą głowę. Chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle. Dlaczego to zrobił? Dlaczego tak mnie potraktował? Dlaczego kolejna osoba musi mnie zbywać? Westchnęłam cicho, walcząc sama ze sobą, by nie uronić ani łezki.
Właśnie dlatego wolę poznawać ludzi w internecie. W sieci można być kim się chce i jakim chce, można udawać nie tylko na temat siebie jako osoby, ale i nastroju. A kiedy się z kimś pokłócić, można od razu się odizolować, zapomnieć, bo w końcu większość tych zwykłych ludzi nic nie znaczą. Z Czeslavem niestety nie będzie tak łatwo. Że też chodzimy razem do klasy… że też w ogóle zagadał! Głupek...
Zamknęłam oczy i ziewnęłam cicho. Zmęczenie jak zwykle przyszło w idealnym momencie. Nawet nie walczyłam, tylko ułożyłam się wygodniej i napawałam się tą chwilą, gdzie wszystko odchodziło. Miałam dość tego dnia; chciałam, by skończył się jak najszybciej. Pójście na lekcje było wielkim błędem.
***
– Deeespaaaciiitooo!
Zerwałam się ze cudownego snu, słysząc czyjeś wrzaski. Otworzyłam szeroko oczy, a serce stanęło mi na chwilę, kiedy nie byłam w stanie niczego dostrzec. Bogowie, oślepłam... Zamrugałam kilkukrotnie i zernęłam na boki. Na ścianach pełzały delikatne cienie drzew na żółtej poświacie latarnii. Mruknęłam, szukając po omacku telefonu. Chole.ra, kto odstawia taką szopkę o tej godzinie, w dodatku śpiewając tą chole.rną piosenkę?! Wstałam powoli, kiedy krzyki były coraz głośniejsze. Na domiar złego, jeśli słuch mnie nie mylił, na korytarzu były dwie osoby.
Już miałam chwycić za klamkę, kiedy coś przywaliło w drzwi. Podskoczyłam przerażona, a tętno automatycznie przyspieszyło. Otworzyłam wystraszona drzwi, które ledwo co nie zostały wyważone i odskoczyłam do tyłu, unikając dwóch ciał bezwładnie padających mi u stóp. No tego, to się kompletnie nie spodziewałam.
“To są chyba jakieś żarty” – jęknęłam w myślach, zaraz po tym jak Czeslav stracił kontakt ze światem. Z zakrwawioną twarzą i powyginanymi ciałem wyglądał, jakby był ofiarą jakiegoś pobicia. Powiem, że nie za przyjemny widok, zwłaszcza po kilku dzisiejszych akcjach. Po zaskoczeniu w brązowych oczach Michaela zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie powiedziałam tego na głos, co czasem się zdarza.
– Choleraaa jasna – odezwał się i wstał na równe nogi. – Idiota.
– Taaa… – patrzyłam na to martwe ciało z uniesionymi brwiami z niedowierzania. – Dobra… – otrząsnęłam się z otępienia. – Trzeba… Trzeba coś z nim zrobić… – westchnęłam i po krótkiej wymianie spojrzeń z Michaelem, wzięliśmy się do roboty, zanim zlecą się jacyś uczniowie czy co gorsza nauczyciele.
Chwyciłam rudzielca za kostki, Michael pod pachy. Podnieśliśmy go ostrożnie, chociaż jemu to i tak było wszystko jedno. Powoli i z trudem szliśmy w głąb pokoju, może gdyby nie stan drugiego pijanego, to szło by to sprawniej. Ale koniec końców Czeslav wylądował na moim łóżku.
Zerknęłam na ciemnowłosego. Patrzył się chwilę w przyjaciela, po czym spojrzał na mnie.
– Przepraszam cię najmocniej za tego kretyna.
Pokiwałam tylko głową.
– No… Nic z tym nie zrobisz – wzruszyłam ramionami i włożyłam ręce do kieszeni bluzy.
– Może u ciebie przenocować? Przyjdę po niego z rana i zabiorę jak się wybudzi.
– Okay. Idź już, żeby nikt cię nie przyłapał, zwłaszcza w takim stanie. – Zgodziłam się tylko ze względu na to, że nie było wyjścia.
Czwarta nad ranem dawała o sobie znać. Jednak głupia ja uparłam się, że nie dam spać rudzielcowi w moim łóżku, kiedy jego nos krwawił gorzej niż macica podczas okresu. Pożegnałam Michaela, upewniając się jeszcze, że dojdzie do męskiej części akademika i zajęłam się tym nieprzytomnym nieszczęściem. Właściwie to powinnam zostawić go na korytarzu. Kim ja jestem, by opiekować się człowiekiem, który kilka godzin temu potraktował mnie, jakbyśmy się nie znali? No dobra, kogo ja oszukuję? Nie znamy się, jesteśmy dla siebie nikim - ludźmi, którzy w każdej chwili mogą zniknąć bez żadnych konsekwencji czy powikłań.
Wyrzuciłam ostatni, brudny od krwi ręcznik papierowy do kosza i usiadłam, wzdychając z niesmakiem obok chłopaka. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i napisałam do Isaca, który dzięki bogom w końcu był dostępny:
< Izzy, mam pijanego chłopaka w łóżku, nie wiem co robić… ;-; – napisałam i wysłałam zdjęcie.


> …
> SŁUCHAM?!
> ZABIJ GO JAK NAJSZYBCIEJ
< nie będę mieć gdzie ukryć zwłok
> To ja się nim już zajmę
Na twarzy mimowolnie pojawił mi się uśmiech. Och, on zawsze sprawi, że się uśmiechnę, za to go niesamowicie uwielbiałam. Był jedynym człowiekiem, nie licząc ojca, który zawsze, ale to zawsze poprawi mi humor. Dlatego tak bardzo potrzebowałam go do życia, zwłaszcza na drugi dzień, kiedy Czeslav Wielki powstał ze zmarłych.
“Dlaczego w jej pokoju? Dlaczego jej?”, “po choler.ę to zrobiłeś”, “dlaczego tu mnie sprowadziłeś?! Dlaczego, sakra, akurat do niej?!”
Obserwowałam Czecha szczekającego na Michaela z niedowierzaniem. Po prostu nie mogłam uwierzyć w każde jego najmniejsze słowo, które kolejno wypowiadane trafiały w moje serce, przebijając je na wylot.
“Dlaczego… mówisz takie rzeczy?” – załkałam w duszy. – “Dlaczego…?”
“Dlaczego, sakra, akurat do niej?!”
Obserwowałam kłócących się z pustką w oczach i brakiem jakichkolwiek oznak emocji na twarzy. Choć serce tak cholernie bolało, ściskane mocno przez pierdolone słowa Czeslava, nie byłam w stanie poczuć nic więcej. Nic. Zero
– Skoro Czeslav czuje się na siłach żeby tak szczekać, to niech lepiej już wyjdzie – mruknęłam nagle i posłałam mu niekontrolowane, nieprzyjemnie chłodne spojrzenie, starając się, by odizolować najwięcej urazy ze słów jaką odczułam. Ten obserwował mnie przez chwilę, po czym odezwał się krótko:
– Świetnie.
I tak, jak go o to poprosiłam - wyszedł.
– Przepraszam za niego – usłyszałam nagle od Michaela. Podniosłam głowę, by na niego spojrzeć, jednak chłopak już wychodził za przyjacielem.
Podeszłam roztrzęsiona do drzwi i zamknęłam je na klucz. Oparłam się o nie plecami całym ciężarem i zsunęłam po nich niczym wrak człowieka. Patrzyłam się ślepo w pustkę przed sobą.
“Jesteśmy dla siebie nikim - ludźmi, którzy w każdej chwili mogą zniknąć bez żadnych konsekwencji czy powikłań.”
Żadnych…
Więc dlaczego… Dlaczego boli…?
Po policzkach zaczęły spływać mi ciepłe łzy, oddech stał się nierównomierny, momentami ciężko było mi nabrać powietrza. Zaczęło się. Ta cudowna bezradność. Zakryłam czerwoną twarz dłońmi. Zduszone jęki i płacz niosły się po pustym pokoju i zdawały się odbijać od ścian w nieskończoność, jakby zapętlone.

Bełt?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt