sobota, 23 września 2017

Od Nory CD. Czeslava

Patrzyłam chwilę na chłopaka stojącego na chłodnym korytarzu w samych klapkach Hello Kitty i z szerokim uśmiechem na ustach lekko zmieszana, przetwarzając w myślach pytanie. Źle usłyszałam czy tylko mi się wydawało? Bogowie, naprawdę o to zapytał? Naprawdę chciał wejść do środka? Ale po co? Po co? Po co..? I skąd te klapki??
Kiwnęłam szybko głową. Otworzyłam drzwi szerzej, by bez słów powiedzieć proste, bezmyślne „tak”, które wtedy utknęło mi w gardle i nie mogło wyjść z ust. Chłopak nie pozostał dłużej na korytarzu, chociaż coś wewnątrz mnie, bardzo chciało, żeby mimo wszystko tam został. Na litość boską, gdybym była zwykłą szmatą, albo chociaż trochę potrafiła postawić na swoim, to zamknęłabym mu drzwi przed nosem zanim odezwałby się słowem. Ba! Zanim zdążyłby nabrać powietrza w płuca.
Zaproponowałam Czeslavowi coś do picia i powiedziałam, by usiadł, bo w końcu jest moim gościem, a ja przykładną gospodynią (bez urazy Czes, ale dalej za tobą nie przepadam). Jak przeczuwałam, spytał o colę, której stety, niestety nie miałam, więc jedyne co, to usiadł na skraju łóżka jak zawstydzone dziecko na kazaniu.
„Dziewczyno, co ty wyprawiasz?! CO TY NAJLEPSZEGO ROBISZ?” – zaczęła wrzeszczeć moja podświadomość. Zaczęłam na szybko sprzątać niedogodne rzeczy (smarkatki, więcej smarkatek, paczkę papierosów i kolejne smarkatki), by tylko na chwilę zająć czymś umysł. Jednak podświadomośc dalej krzyczała. – „Zapomniałaś jak cię zranił? Zapomniałaś, że to przez niego siedzisz od trzech dni w łóżku i ryczysz jak małe dziecko? Och, tak baaardzo użalałaś się nad tym, jaka to jesteś beznadziejna, jak to niiigdyyy, ale to nigdy nie znajdziesz przyjaciela lub kogoś więcej, bo zawsze powiesz coś za dużo, a teraz co? Pierwszy lepszy chłopak cię przytulił…”
„ Nie jest pierwszym lepszym…” – zaprzeczyłam od razu.
„...a ty od razu dostajesz jakiegoś pierdolca i wszystko mu wybaczasz?! Kim ty jesteś, by tak łatwo się poddawać pierdolonym hormonom?!” – poczułam jak panna Wielka-Podświadomość uderza mnie z całej siły w głowę. Skuliłam się w sobie i przełknęłam ślinę. Wyrzuciłam wszystkie chusteczki do kosza, a kiedy się odwróciłam, i spojrzałam na rudzielca, wystarczyło kilka kroków, by znaleźć się na łóżku niedaleko jego.
„Nie… kim ON jest, że te „pierdolone hormony” zaczynają buzować?” – spytałam spokojnie, patrząc na niego.
„Płcią przeciwną, mężczyzną, kimś, kto na widok ładnej laski od razu traci głowę… nic wielkiego, ale pewnie, śmiało! Rzuć się na niego, pocałuj i powiedz, że go kochasz, a ja będę przyglądać się tej głupiej scence rodem z tureckiej telenoweli… Tylko nie rycz później jak cię zostawi dla innej.”
„Co?”
Chłopak, o którego w mojej głowie toczył się istny armagedon, krótkim ruchem głowy wskazał na moje łóżko i odezwał się z niepewnym uśmiechem na ustach:
– To było kilka dni temu, a czuję jakby minęło kilka miesięcy.
Spojrzałam na niego z ukosa i zacisnęłam usta w wąską linię. Kilka miesięcy? Ja czułam każdą najmniejszą mijającą sekundę; czas dłużył mi się i nie chciał przyśpieszyć ani trochę, próbowałam to przespać, ale jak na złość i to nie było w stanie pomóc. Mój niezawodny sposób poszedł się jeba.ć tylko i wyłącznie przez jednego pewnego rudzielca. Dobrze, że Podświadomość-Wielka wykrzyczała się zawczasu, bo, oj, udusiłaby Czeslava gołymi rękoma.
– Przepraszam raz jeszcze, że zachowałem się jak totalny dupek… W końcu przenocowałaś mnie... i gdyby nie ty, mogłoby się to źle skończyć... Także przepraszam i dziękuję bardzo – powiedział, patrząc mi w oczy, dalej z wielką niepewnością.
Chrząknęłam cicho:
– To nic wielkiego...
– Nic wielkiego? Dziewczyno uratowałaś moją marną dupę!
– Uratowałam? – spytałam lekko zaskoczona. To słowo, według mnie, nie za bardzo pasowało. W końcu nie byłam zbyt przekonana co do wciągnięcia go do środka. Zrobiłam to głównie po to, by sobie i przytomnemu Michaelowi nie przyswoić problemów. Nie wspomnę o wielkich pretensjach następnego dnia.
– Wieeeesz... jestem trochę na celowniku przez kilka głupich czynów i to mogło się skończyć wywaleniem mnie ze szkoły, a! I Miśkowi też by się porządnie oberwało...
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
– Poważnie?
– Najpoważniej w świecie. Nigdy nie byłem bardziej poważny.
– No proszę...
– Tak jakoś wyszło, hehe… Jestem ci dozgonnie wdzięczny. – uśmiechnął się lekko, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się.
A Więc jednak naprawdę był wdzięczny, jeśli wierzyć mu na słowo... Oh! Idiotka ze mnie! Naprawdę w takiej chwili dopadają mnie zwątpienia? Dopiero teraz? Ale z drugiej strony czy to dobrze? Czy po tej sytuacji powinnam mu zaufać? Uh! Co powinnam zrobić? No ale przecież przyszedł, przeprosił… i fakt, że jest na celowniku, pierwszy do odstrzału. W takim wypadku dobrze, że nie przyswoiłam mu więcej kłopotów. Bogowie, pomyśleć, że gdybym wtedy nie otworzyła tych drzwi… albo je zatrzasnęła przed pijanymi chłopakami to mogłoby go tu nie być, i to z mojej winy…
Chłopak podrapał się po głowie, co przyciągnęło moją uwagę i spytał ostrożnie:
– Czy mogę zadać ci jedno pytanko?
– Pewnie.
– Tooo… – zaczął kręcić palcami młynki – powiesz mi o czym rozmawiałaś z Michaelem?
Oczym? O wszystkim.
Podciągnęłam nogi do piersi i usiadłam po turecku. A Więc w końcu zadał to pytanie, bo głównie po to tu przyszedł, prawda? Kiedy Michael zapukał do pokoju, otworzyłam niemal natychmiastowo. Nie wiem dlaczego, bo leżałam zakopana pod kołdrą, nie chcąc wystawić żadnej części ciała poza obszar łóżka. Może moja podświadomość miała dosyć tego lamentowania i użalania się nad sobą? Może tak bardzo potrzebowałam otworzyć do kogoś gębę? Ah! I ta rozmowa…
„– Śpi przytulony do kota.
– No i?
– Nie rozumiesz.. Przytulony do KOTA.”
I nie rozumiałam, dopóki dziewiętnastolatek nie wytłumaczył mi, jak bardzo źle z nim jest. No i dawno nie czułam tego przyjemnego ciepła na sercu, kiedy ktoś pomimo interesów spytał o mnie. I może pytanie o samopoczucie należało do tylko klasycznych pytań grzecznościowych - bo czemu Michael miałby się mną przejmować? - to i tak było mi niezmiernie miło, że ktoś się jednak mną zainteresował.. nawet w tym najmniejszym stopniu.
– O tobie – powiedziałam bez namysłu.
Czeslav otworzył szeroko oczy i uniósł wysoko brwi. Zamrugał szybko.
– O... o mnie? – zapytał z niedowierzaniem. – Idiota - dodał szybko.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Owszem, o tobie. Podobno od czwartku leżysz w łóżku i ogólnie czujesz się – westchnęłam nerwowo – słabiej. Przepraszam – powiedziałam ciszej – jeśli to przeze mnie – spuściłam wzrok; zaczęłam bawić się paznokciami i drapać skórki, ale od razu zostałam zmuszona do ponownego spojrzenia na Czeslava.
– Nie, nie spokojnie... nie masz za co przepraszać.
Zerknęłam na niego ostrożnie, by nie spojrzeć mu w oczy. Na szczęście nie musiadłam być aż tak ostrożna. Chłopak siedział z lekko opuszczoną głową i wpatrywał się pusto w jeden punkt na pościeli. Zmarszczył lekko czoło, czyżby o czymś myślał? Jeśli tak, to czy powinnam go wyciągać z tego zamyślenia? Może powinna dać mu chwilę…?
Tak też zrobiłam. Trwaliśmy w ciszy przez niecałe pięć minut. Może to nie było sporo czasu na głębokie przemyślenia egzystencjalne… ale...
– Powiedz mi – odezwałam się po chwili. – Co przeraża cię w kotach?
Rudowłosy podniósł wzrok przerażony. Mogłam wtedy spojrzeć mu w oczy z zaciekawieniem.
– Skąd… Powiedział ci?
– Taa... powiedział mi to i owo...
– Heh, mogłem się domyśleć. Nooooo koty są straszne – powiedział, drapiąc się po karku.
– Straszne?
– One... one są straszne, w każdym calu. Nigdy nie wiesz kiedy taki pojawi ci się na drodze, albo kiedy wyskoczy z jakiejś dziury. To tacy cisi zabójcy. Podejdzie do ciebie, nawet nie wiesz kiedy i zatopi w tobie kły i pazury... a te ich oczy... cały czas cię obserwują. Najgorsza jest ich skrytość, bo nigdy nie wiesz co taki kot zrobi, on nie okazuje uczuć... jest jak kamień – na chwilę nasze spojrzenia skrzyżowały się, ale ten szybko odwrócił wzrok – są nieobliczalne.
Uśmiechnęłam się słabo.
– Rozumiem – powiedziałam, czując jak na twarzy ponownie zagaszcza beznamiętność. I oby tylko, bo wewnątrz poczułam to słynne ukłucie w sercu. Usta zaczęły układać się w smutku - to była dosłownie chwila. Dobrze więc, że nie zauważył.
– A co ci konkretnie powiedział o tych kotach?
– Podobno było z tobą tak źle, że z jednym spałeś. Musiał więc wytłumaczyć, dlaczego jest to dość nietypowe.
Chłopak zaczerwienił się lekko i ponownie odwrócił wzrok, przenosząc go na coś w pokoju.
– Nie mnie oceniać... ale z bólem serca przyznaję, że spędziłam ten czas z tą kotką – mruknął i wrócił swoimi oczkami na nie. – Od miśka tego nie wyciągnę, więc zapytam wprost, dlaczego do ciebie przyszedł?
Spojrzałam mu prosto w oczy, jednak ten uporczywie unikał kontaktu. Sama więc przeniosłam go gdzieś na bok. Przygryzłam policzek, układając sobie słowa w głowie.
– Głównie – zaczęłam niechętnie – chciał znać moje podejście do całej tej sytuacji iii...
Przygryzłam się z język, by nie powiedzieć za dużo. Co moje, to moje.
– Idiota – mruknął.
– Martwi się o ciebie.
Czeslav objął się ramionami i pochylił lekko do przodu.
– Wiem... wiem, wiem… Zdenerwowałem się po prostu. Rozmawiałem z nim dość poważnie, a on po całej rozmowie poleciał do ciebie i… – urwał nagle. – ...ten… – zamilkł, a ja jedynie zerkałam na niego co chwilę. – Zastanawiało mnie czy czegoś nie palnął – dokończył.
Spojrzałam w sufit i mruknęłam, zastanawiając się nad tym. W ciągu kilku sekund cała rozmowa z Michaelaem odtworzyła się w mojej głowie po raz drugi. Czy coś palnął…?
– Niee – powiedziałam na głos. – Zdecydowanie nie. Nie musisz się przejmować tą rozmową.
– W porządku, kochana. 
Otworzyłam szerzej oczy na te słowa, czując jak twarz oblewa rumieniec. Uśmiechnęłam się nerwowo, przeczesując włosy dłonią. Chrząknęłam cicho i podniosłam się z łóżka by ukryć czerwieniejącą twarz. Dopiero, kiedy miałam ruszyć się z miejsca, dotarło do mnie, jak głupie to było. Szybko więc wybrnęłam, pytając gościa, czy nie chce nic do picia. Oczywiście miałam do zaoferowania samą wodę, więc podziękował. No i po fakcie zorientowałam się, że zadałam mu to pytanie już drugi raz.
„Bogowie, ogarnij się. Co się stało z twoją znieczulicą?” – spytałam sama siebie. – „To tylko wyższa forma grzecznościowa, uspokój się na litość boską…”
Podeszłam do lodówki, wyciągnęłam z niej butelkę i odkręciłam ją szybko. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że jeśli nie zajmę czymś rąk i myśli, to wydrapię sobie dziurę w skórze. Mając prawie pełną szklankę w dłoni, obróciłam się do Czeslava, od razu zachwycając jego spojrzenie. Uśmiechnął się lekko, a ja odwzajemniłam gest. Po chwili uniósł rękę i podrapał się po tyle głowy, po czym wstał i zwinnie znalazł się przede mną w nie więcej niż pół metrowym odstępie. Gdybym nie miała tuż za sobą blatu, możliwe, że bym się odsunęła na większą odległość, zwłaszcza, że dodatkowo Czes spojrzał mi prosto w oczy. Nabrał powietrza, by coś powiedzieć, ale wypuścił je przez nos i zmarszczył brwi, jakby zapomniał, co chciał przekazać. Koniec końców po raz kolejny między nami zapadła cisza. 
Nie żebym narzekała. Nie jestem na tyle rozmowna, by rozpaczać nad pierwszą lepszą ciszą. Nie przeszkadzała i ani trochę. Mogłam w spokoju patrzeć się w oczy Czeslava. Oczy, które zwróciły moją uwagę już wcześniej, ale jakoś wypadły mi z pamięci. 
– Nosisz soczewki? – spytałam nagle, nie mogąc powstrzymać ciekawości. Ten otrząsnął się, jakby wybudzony z hipnozy i odpowiedział niepewnie:
– Chyba... tak. Znaczy… TAK – zaśmiał się i chwycił dłonią za kark.
– Koloryzujące? – Naprawdę nie potrafiłam sprecyzować ich koloru. 
– Eee, t-tak.
– Jakie są naturalne?
Odwrócił wzrok.
– Niebieskie – powiedział niewyraźnie. 
Uśmiechnęłam się lekko, nawet nad tym nie panując. No proszę, pierwszy raz spotykam osobę o rudym kolorze włosów i błękitnych oczach. Od razu do głowy wpadł mi cudowny fakt, który od razu zaczęłam układać w głowie, by się nim podzielić. 
– Przy rudym kolorze włosów zielone oczy to najczęstsze połączenie – upiłam łyk wody. – Niebieskie to zaś rzadkość. Czemu je zakrywasz, skoro są wyjątkowe?
Czes spojrzał na mnie zaskoczony. Jego policzki zaczerwieniły się lekko.
– Bo... ja… ich nie lubię.
Przechyliłam głowę na bok i spojrzałam na niego zdziwiona. Już miałam podnieść rękę, jednak szybko ją wycofałam tam, gdzie spokojnie się znajdowała, czyli za plecy. 
Jak można nie lubić takiego połączenia? Taka rzadkość, niczym biały kruk. Kruk… ptak… o ironio… 
Wyciągnęłam w końcu dłoń do przodu i poczochrałam gęste, rude włosy. 
– Na twoim miejscu bym się nimi chwaliła – powiedziałam ciszej.
– Nie wiem, czy mówiłabyś tak, gdybyś nie lubiła czegoś w sobie – odwrócił wzrok.
Przygryzłam policzk mocniej niż zwykle i wyciągnęłam łapkę z tego przyjemnie gęstego gniazda włosów. 
„Masz rację, Czes” – powiedziałam w myślach. – „Nie mówiłabym tak”.
Kompleksy… Jak to jest możliwe, że komuś coś się w nas podoba,ale sami tego nie akceptujemy? Gdyby to wszystko było prostsze. 
– Dlatego mówię "na twoim miejscu". – mruknęłam smutniejszym tonem. 

Bełt?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt