niedziela, 10 września 2017

Od Ophelii Cd Dominique

Nie pierwszy raz spędziłam kupę czasu w zabitym deskami w zachodnim skrzydle. Zwykle chodziłam tam, kiedy miałam dosyć zgiełku lub pragnęłam zagłębić się w pokrytej grubą warstwą kurzu bibliotece. Tak jak tej nocy.
Przyznam, że nie bardzo patrzyłam na czas w czasie czytania w regularnie przeze mnie uczęszczanym dalekim kącie starej biblioteki, na jedynym oczyszczonym elemencie umeblowania tego gigantycznego pomieszczenia - obitym zieloną satyną siedzisku wbudowanym w okno, które w miarę upływu czasu wyposażyłam w ledową lampkę przywierconą do ściany nad moją głową, wygodne poduszki w kolorze pasujące do reszty mebla oraz sadzonką bluszczu i paproci, z których pierwsza zwisała niedaleko moich stóp, a druga stała przytulona do okna.
Starych zasłon pozbyłam się już dawno temu, z faktu, że nawet bez alergii wywoływały u mnie ataki kaszlu i kichanie. Były naprawdę mocno zakurzone i też brzydkie, bo poplamione kiedyś jakimś detergentem i częściowo wyblakłe. Moje miejsce do czytania powinno być nie tylko wygodne, ale i piękne, a przynajmniej przyjemne dla oka, bo przecież nie można napawać się sekretami zapomnianych tomisk bez dopasowania im otoczenia.
Tej nocy zagłębiłam się ponownie w dramatach szekspirowskich, co zawsze było moim ulubionym sposobem na wyłączenie się. Dość rzadko jednak czytałam komedie, tak jak teraz - tym razem oddając się w objęcia Snu nocy letniej.
I tak, kiedy w końcu oderwałam wzrok od liter, a moje oczy skupiły się na widoku za oknem, odkryłam, że niebo pojaśniało informacją, że za chwilę wzejdzie słońce.
Z westchnieniem irytacji zamknęłam książkę i położyłam ją na sześciennej półeczce wbudowanej w siedzisko, po czym wstałam z mebla i przeciągnęłam się, czekając aż wszystkie stawy odpowiednio mi się ustawią.
Rozbudzona tym niewielkim działaniem, zerknęłam na zegarek owinięty wokół mojego nadgarstka i stwierdziwszy, że mam jeszcze trochę czasu, ruszyłam w dół najbliższej alejki półek na książki. Wyszukałam dział historyczny, związany z odkryciami w nauce i wybrałam sobie książkę na później, którą zamierzałam zabrać ze sobą do pokoju.
Z biblioteki wyszłam, kiedy przez okna do pomieszczenia wpadły pierwsze promienie słońca i wolnym krokiem ruszyłam w dół zakurzonego korytarza.
To niesamowite, że do tej pory żaden z nauczycieli nie dowiedział się o moich eskapadach, zważając na fakt, że z jednej strony korytarza w kurzu wydeptana była świeża ścieżka ze śladów stóp o stałej wielkości. Pewnie naprawdę nikt oprócz mnie tu nigdy nie zagląda.
Zatrzymałam się przy masywnych drzwiach prowadzących na główny korytarz i schowałam do zwyczajowego schowka latarkę, której używałam gdy po północy przemierzałam korytarze o dostępie zamkniętym dla wszystkich. Względnie zamkniętym, gdyż istniał sposób, aby podważyć deski prawego skrzydła i z łatwością przedostać się na drugą stronę.
Przez chwilę stałam w bezruchu i nasłuchiwałam, po tym lekko odchyliłam deski, żeby upewnić się, że nikogo nie ma na korytarzu i szybko wyśliznęłam się na zewnątrz. Teraz już tylko wystarczyło, że przemknęłam przez wszystkie ślepe punkty kamer na korytarzu, żeby sprawiać takie wrażenie, jakbym właśnie weszła do budynku przez główne drzwi - błahostka.
Już bezpieczna, spokojnym krokiem ruszyłam w stronę tablicy ogłoszeń, którą zaczęłam od razu wertować w poszukiwaniu jakiejkolwiek nowej istotnej informacji. Nie znalazło się jednak nic, co przykułoby moją uwagę i już miałam ruszyć z powrotem w stronę drzwi frontalnych, gdy ze schodów nagle dobiegła mnie muzyka. Ktoś grał na fortepianie w sali muzycznej i jednocześnie ktoś inny musiał właśnie otworzyć do niej drzwi.
Stwierdziwszy, że i drzemka i tak mi już nic nie da, udałam się na górę, przeskakując po dwa stopnie.
Akurat, kiedy przystanęłam na ostatnim stopniu, muzyka ustała i usłyszałam cichy dziewczęcy głos wołający jakiegoś Dominika. Moje spojrzenie spoczęło na niziutkiej brunetce, którą zdaje mi się widziałam już kilka razy w towarzystwie Eve.
Chwilę po tym, w drzwiach naprzeciwko niej (swoją drogą, jakoś się bardzo spięła chwilę po zawołaniu go) stanął wysoki chłopak, którego zdaje mi się też już kiedyś gdzieś widziałam...
- Dominique Castain?
A, czytałam to nazwisko w aktach IIB, kiedy z nudów włamałam się do księgowości.
Dziewczyna wyglądała jakby chciała uciec, więc skupiłam wzrok na chłopaku, kiedy ta odpowiadała na moje niezadane pytanie, czego mogła od niego chcieć.
- Vice-dyrektor Cię wzywa.
Aha, czyli to nie wyznanie miłosne. Aczkolwiek wątpię, aby takie maleństwo (nawet w porównaniu do mnie), które widocznie gustuje w czymś zupełnie innym, miało jakieś większe uczucia do gościa z takim lodowatym wyrazem twarzy.
Ciekawe, że jeszcze nic jej nie odpowiedział, ani nie ruszył się z miejsca, żeby iść do Eleva. Pomyślałby ktoś, że albo jest głuchy (ale wtedy by tak ładnie nie grał.... chyba), albo tępy, albo nie boi się, że za nie usłuchanie nakazu vice wyleci ze szkoły - bo to też się już zdarzało, gdy "staruszek" miał zły dzień.
Widząc, że starania dziewczyny idą na marne, stwierdziłam, że równie dobrze mogę jej pomóc - w końcu przyjaciel mojego przyjaciela.... a właściwie przyjaciela mojego kuzyna, to mój przyjaciel. A może bardziej sojusznik.
Wypuściwszy powietrze, ruszyłam w ich kierunku pewnym krokiem, zastanawiając się czy jestem w stanie coś wskórać w tej sytuacji i pomóc dziewczynie.
- To może powołam się na solidarność grupową - zaproponowałam, kładąc dziewczynie dłoń na ramieniu. Ta wzdrygnęła się, rzuciła mi zdziwione spojrzenie i cofnęła się, tym samym otwierając szerzej drzwi, o które się opierała.
Spojrzenie chłopaka przeniosło się z niej na mnie, co wyraźnie ją ucieszyło, bo od razu się rozluźniła, chyba nawet zapominając, że nadal trzymam rękę na jej ramieniu.
Swoją drogą, nie dziwię się, że tak na niego zareagowała. Ów brak okazywanych emocji mógł rzeczywiście przyprawić o ciarki. Tyle, że mnie i tak nigdy nic takiego nie ruszało, więc nadal uśmiechając się przyjaźnie, kontynuowałam wypowiedź.
- Rozumiem, że możesz nie lubić Eleva. To wredny dziad itd, ale tak jakby.... jeśli go teraz wkurzysz, to cała szkoła będzie miała przerąbane przez cały dzisiejszy dzień, możliwe, że nawet dłużej. I pozwolę sobie zaznaczyć, że jeśli to zrobisz, nie omieszkam wspomnieć o tym każdej pokrzywdzonej przez niego osóbce, co skutecznie sprawi, że staniesz się niechcianie popularny. - to powiedziawszy, uśmiechnęłam się jeszcze szczerzej, absolutnie mając na myśli to co powiedziałam. Jak to się mówi, nie rzucam słów na wiatr, a taka groźba trafiłaby chyba do nawet najbardziej tępego pustaka.

Dominique? (Albo Cynthia, kto tam woli) czy oczekiwałeś takiego obrotu zdarzeń :'>?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt