Śmiało zgarnąłem pokaźny kawałek gorącej pizzy z apetycznie ciągnącym się, roztopionym serem z białego, porcelanowego talerzyka, który to kelnerka o wijących się blond włosach podsunęła nam pod nosy, uśmiechając się przy tym miło.
- Buon appetito - wyrecytowała nienaganną włoszczyzną, dygając lekko.
- Dziękujemy ślicznej panience gorąco! - wyszczerzył się Oliver, mrugając filuternie do dziewczyny. Na jej twarz wstąpił delikatny rumieniec, zaraz też strzepnęła nieistniejącą drobinkę kurzu z biało-czarnego, przystrojonego falbankami fartuszka i przycisnęła notatnik do piersi, umykając w stronę zaplecza.
- Oli! - skarciła brata Anastazja, patrząc na chłopaka z ukosa.
- Oj, Kruszynko, cóż ja zrobię. A teraz jedzmy, zanim ostygnie!
- Popieram! - krzyknąłem entuzjastycznie, przełykając ostatni kęs pierwszego kawałka pizzy. - Będę tu musiał koniecznie przyprowadzić Chesa, ostatnio tylko ciąga mnie do budki z kebabami. W życiu bym nie pomyślał, że nadejdzie dzień, gdy będę miał dość kurczaka w bułce.
- To jest właśnie ten twój brat? Czyżby bliźnięta?
- Hmm - mruknąłem, smarując następny kawałek obfitą porcją sosu pomidorowego. - Właściwie to nie, jesteśmy przyjaciółmi i poznaliśmy się dopiero w akademii. Ale niedawno zostaliśmy sąsiadami i tak sobie kwitnie nasze bro-koto-love.
W tym momencie urwałem, by móc przeżuć pizzę. Kruche, wciąż gorące ciasto przyjemnie syciło, pozostawiając po sobie przy okazji ciepło, mile rozchodzące się po całym ciele.
- Rozumiem... - usłyszałem. Podniosłem głowę, zdziwiony nieco tonem głosu chłopaka. Na jego twarzy wciąż gościł uśmiech, acz teraz nieco bardziej wymuszony: Oliver patrzył na mnie spod nieco przymrużonych oczu, jakby usiłując wybadać, o czym dokładnie w tej chwili myślę.
- Aaa, żeby nie było - dodałem szybko, pospiesznie przełykając porcję. - Obaj hetero jesteśmy. Brat to osóbka naprawdę kochana, ale zdecydowanie wolę dziewczyny.
- Rozumiem - powtórzył Oliver, choć teraz już nieco lżej. Jednak atmosfera nadal, z niewiadomych mi powodów, była dość ciężka.
- W każdym razie - wtrąciła Anastazja możliwie swobodnie - nie miałam pojęcia, że w Green Heels jest tak dobra pizzeria.
- Cóż, wybudowali ją w końcu niedawno - stwierdziłem, energicznie zabierając się za pałaszowanie ostatniego już kawałka. - Jak tak patrzę, to może jednak zostaniemy przy tych kebabach z bratem. Gdyby mnie tu zaciągał równie często, co tam, czarno bym swoją przyszłość widział.
- Tak przy okazji, Michael - Oliver stuknął widelcem o talerz, a sztuciec i naczynie w odpowiedzi zadźwięczały przyjemnie - skoro Ches nie jest twoim bratem, masz może jakieś inne rodzeństwo.
- Och, Czesiek to mój kochany, młodszy braciszek - wyszczerzyłem się szeroko. - Ale i owszem, mam też siostrę, Mariś, mój siedmioletni, ósmy cud świata.
Sięgnąłem do kieszeni bluzy, wyjmując zeń nieco wysłużony, czarny portfel - z jednej z jego przegródek wyciągnąłem małe zdjęcie siostry, zrobione dzień przed rozpoczęciem przez nią szkoły.
- Tuż przed pójściem do szkoły - obwieściłem dumnie. - Na łączce za domem.
Jej pucułowata, urocza twarzyczka, rozjaśniona szerokim, pozbawionym górnych jedynek uśmiechem, zawsze wypełniała mnie równocześnie szczęściem i przykrym uczuciem nostalgii - tak bardzo chciałbym wrócić znów do domu, choć na trochę, by móc znowu porozmawiać z bliskimi twarzą w twarz. Przez listy czy nawet telefon nie dało się wyrazić wszystkiego. Brakowało mimiki, tych małych, ledwo dostrzegalnych, utartych schematów gestów, lekkich uśmiechów...
- Jest śliczna! - stwierdziła wesoło Anastazja.
- Uroczy dzieciak - potaknął jej brat.
- Co nie? - uśmiechnąłem się szeroko. W tym samym momencie zorientowałem się, że pizza całkowicie zniknęła już z talerza. - Oliver, co ty na to, żeby podzielić się po pół rachunkiem?
< Ana? >
- Buon appetito - wyrecytowała nienaganną włoszczyzną, dygając lekko.
- Dziękujemy ślicznej panience gorąco! - wyszczerzył się Oliver, mrugając filuternie do dziewczyny. Na jej twarz wstąpił delikatny rumieniec, zaraz też strzepnęła nieistniejącą drobinkę kurzu z biało-czarnego, przystrojonego falbankami fartuszka i przycisnęła notatnik do piersi, umykając w stronę zaplecza.
- Oli! - skarciła brata Anastazja, patrząc na chłopaka z ukosa.
- Oj, Kruszynko, cóż ja zrobię. A teraz jedzmy, zanim ostygnie!
- Popieram! - krzyknąłem entuzjastycznie, przełykając ostatni kęs pierwszego kawałka pizzy. - Będę tu musiał koniecznie przyprowadzić Chesa, ostatnio tylko ciąga mnie do budki z kebabami. W życiu bym nie pomyślał, że nadejdzie dzień, gdy będę miał dość kurczaka w bułce.
- To jest właśnie ten twój brat? Czyżby bliźnięta?
- Hmm - mruknąłem, smarując następny kawałek obfitą porcją sosu pomidorowego. - Właściwie to nie, jesteśmy przyjaciółmi i poznaliśmy się dopiero w akademii. Ale niedawno zostaliśmy sąsiadami i tak sobie kwitnie nasze bro-koto-love.
W tym momencie urwałem, by móc przeżuć pizzę. Kruche, wciąż gorące ciasto przyjemnie syciło, pozostawiając po sobie przy okazji ciepło, mile rozchodzące się po całym ciele.
- Rozumiem... - usłyszałem. Podniosłem głowę, zdziwiony nieco tonem głosu chłopaka. Na jego twarzy wciąż gościł uśmiech, acz teraz nieco bardziej wymuszony: Oliver patrzył na mnie spod nieco przymrużonych oczu, jakby usiłując wybadać, o czym dokładnie w tej chwili myślę.
- Aaa, żeby nie było - dodałem szybko, pospiesznie przełykając porcję. - Obaj hetero jesteśmy. Brat to osóbka naprawdę kochana, ale zdecydowanie wolę dziewczyny.
- Rozumiem - powtórzył Oliver, choć teraz już nieco lżej. Jednak atmosfera nadal, z niewiadomych mi powodów, była dość ciężka.
- W każdym razie - wtrąciła Anastazja możliwie swobodnie - nie miałam pojęcia, że w Green Heels jest tak dobra pizzeria.
- Cóż, wybudowali ją w końcu niedawno - stwierdziłem, energicznie zabierając się za pałaszowanie ostatniego już kawałka. - Jak tak patrzę, to może jednak zostaniemy przy tych kebabach z bratem. Gdyby mnie tu zaciągał równie często, co tam, czarno bym swoją przyszłość widział.
- Tak przy okazji, Michael - Oliver stuknął widelcem o talerz, a sztuciec i naczynie w odpowiedzi zadźwięczały przyjemnie - skoro Ches nie jest twoim bratem, masz może jakieś inne rodzeństwo.
- Och, Czesiek to mój kochany, młodszy braciszek - wyszczerzyłem się szeroko. - Ale i owszem, mam też siostrę, Mariś, mój siedmioletni, ósmy cud świata.
Sięgnąłem do kieszeni bluzy, wyjmując zeń nieco wysłużony, czarny portfel - z jednej z jego przegródek wyciągnąłem małe zdjęcie siostry, zrobione dzień przed rozpoczęciem przez nią szkoły.
- Tuż przed pójściem do szkoły - obwieściłem dumnie. - Na łączce za domem.
Jej pucułowata, urocza twarzyczka, rozjaśniona szerokim, pozbawionym górnych jedynek uśmiechem, zawsze wypełniała mnie równocześnie szczęściem i przykrym uczuciem nostalgii - tak bardzo chciałbym wrócić znów do domu, choć na trochę, by móc znowu porozmawiać z bliskimi twarzą w twarz. Przez listy czy nawet telefon nie dało się wyrazić wszystkiego. Brakowało mimiki, tych małych, ledwo dostrzegalnych, utartych schematów gestów, lekkich uśmiechów...
- Jest śliczna! - stwierdziła wesoło Anastazja.
- Uroczy dzieciak - potaknął jej brat.
- Co nie? - uśmiechnąłem się szeroko. W tym samym momencie zorientowałem się, że pizza całkowicie zniknęła już z talerza. - Oliver, co ty na to, żeby podzielić się po pół rachunkiem?
< Ana? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz