sobota, 2 stycznia 2016

Od Isabelle

Oparłam głowę o zimną szybę rozpędzonego pociągu. Siedziałam bardzo blisko ściany i oczywiście tuż przy oknie. Inaczej na pewno zmieniłabym przedział. Obok mnie siedziała starsza pani przyglądająca się mi uważnie co sprawiło, że odwróciłam pospiesznie wzrok. Krajobraz za oknem przesuwał się w zastraszającym tępię, więc biel i szarość zlewały się. Cały dzisiejszy dzień padał biały, miękki śnieg. A ja ten dzień spędziłam w pociągu, stresując się za każdym razem jak ktoś przechodził obij przedziału i przysuwając się do ściany gdy ktoś do niego wchodził. Aktualnie siedziały ze mną trzy osoby, a to był już tłum. Czekałam, aż wreszcie ta maszyna zatrzyma się na moim peronie. Wstałam pospiesznie i ubrałam się w czarną kurtkę o szarą czapkę wraz z szalikiem. Rozglądając się wokoło z małym niepokojem zdjęłam walizkę z góry, prawie dotykając starszej pani. Trącając lekko kolanem chłopaka wyskoczyłam z przedziału mruknąwszy ‘przepraszam’. Stałam teraz w wąskim korytarzu i modliłam się, aby nikt nie przechodził nim kiedy ja tu jestem. Człapałam wolno do wyjścia, wiedząc, że zmierzam do celu. Dotknęłam dłonią twarzy. Jak zwykle dłoń była niemiłosiernie zimna, ale mimo to wyjątkowo tego nie czułam. Teraz moim celem było wyjście cało z pociągu, który powoli tracił prędkość. Dopięłam kurtkę i stałam jako pierwsza do wyjścia, a za mną tłoczyli się ludzie. Starałam się oddychać spokojnie jednak od tłumu było mi coraz trudniej to robić. Wreszcie pociąg się zatrzymał, a ja otworzyłam drzwi i wręcz wyskoczyłam z niego, co było nie lada wyczynem z moją mało lekką walizką. Było bardzo mroźno i mało przyjemnie. Nawet gdy się stało biały puch zacinał w oczy i wręcz ranił. Znalazłam najbliższą pustą ławkę i pomimo tego, iż leżała na niej tona śniegu usiadłam na niej. Od razu poczułam zimno, pomimo mojej grubej, puchowej kurtki. Wyciągnęłam czarnego Huawei i wpisałam do niego hasło. Miałam jedną wiadomość od ciotki. Kliknęłam w ikonkę kopertki i przeczytałam cóż to moja znienawidzona ciotka miała mi do powiedzenia. „Mam nadzieję, że te pieniądze, które Ci dałam wystarczą Ci. Nie dam Ci ani centa więcej, możesz wiedzieć. A poza tym nie odzywaj się do mnie, chyba, że miałabyś pieniądze do oddania.”. Tyle wyczytałam. Po moich plecach przeszły zimne ciarki, a potem napłynęła gorąca fala gniewu. Fuknęłam krótkie i rzeczowe bluźnierstwo określające istotę, która wysłała mi ową wiadomość i zablokowałam telefon. Dźwignęłam walizkę i wstałam z ławki. Otrzepawszy ciemną kurtkę skierowałam się do wyjścia z dworca. Po przejściu pod ziemią znalazłam się na jego skraju. Wyszukałam w Internecie numer taksówki, która kursowała między Akademią do, której się kierowałam, a dworcem. Tak naprawdę za wszelką cene chciałam uniknąć tego co miałam zamiar zrobić, aczkolwiek musiałam. Chyba, że wolałabym lecieć na piechotę w -15. Sztywnymi z zimna palcami zadzwoniłam pod podany numer. Śnieg padał coraz obficiej, a moje policzki i nos były pewnie czerwone. Naciągnęłam mocniej czapkę na uszy i założyłam kaptur. Z reguły bardzo lubię śnieg, ale nie tym razem. Teraz stres sprawiał, że byłoby mi zimno nawet w 30+. W ogóle nie zwracałam wcześniej uwagi na to jak wygląda całe miasto, ale teraz miałam okazje się rozejrzeć. Green Heels było bardzo nowoczesne i przyjazne w wyglądzie nawet w taki ponury dzień jak dziś. Cały dworzec był chyba najładniejszym jakim widziałam. Większość była odnowiona, tylko mała część była dość obskurna, ale to zapewne ta do, której nikt nie uczęszcza. Gdy taksówka podjechała zbliżyłam się do niej wolno, wdychając mroźne powietrze. Otworzyłam drzwi i usiadłam na miękkiej kanapie z tył samochodu.
-Dzień dobry. Gdzie panienka sobie życzy?- zapytał taksówkarz.
Miał dość miły wyraz twarzy, ale oczywiście pozory mylą, więc unikałam wzroku mężczyzny. Po jednym z wdechów odpaliłam na jednym wydechu:
-Akademia Green Heels.
Taksówkarz kiwnął głową i ruszył samochodem. Ogrzewanie chodziło chyba na najwyższym obrotach, bo już po kilku minutach gotowałam się w moim zimowym stroju. Zdjęłam więc czapkę i szalik i usadziłam się nieco wygodniej. W radiu leciała jakaś mało ambitna muzyka disco polo. Mężczyzna był ubrany w krótki rękaw i kamizelkę, więc wyjaśnione dlaczego było tu tak ciepło. Nie zdziwiłabym się gdyby miał krótkie spodenki. Założyłam słuchawki na uszy i puściłam muzykę. Najchętniej odpłynęłabym teraz w świat marzeń, ale nie jestem bezpieczna, nie mogę sobie na to pozwolić. Słuchałam więc moich ulubionych piosenek, nie tracąc faceta zza kierownicy z oczu. Po kilkunastu minutach auto stanęło przed jakąś alejką. Zdjęłam słuchawki i schowałam je do kieszeni, tak samo jak telefon.
-Teraz będzie pani musiała iść przed siebie, powinna się pani połapać.- powiedział taksówkarz.
Dałam mu należytą sumę pieniędzy i wraz z walizką wyszłam na zewnątrz. Wychodząc z tak ciepłej strefy, jaką był samochód gdy znalazłam się na dworze myślałam, iż zemdleję. Ruszyłam przed siebie, a moja walizka z niemałym hałasem toczyła się za mną. Miałam wrażenie, że idę długi czas, aż w końcu znalazłam się na głównym dziedzińcu Akademii. Od razu mogłam się domyśleć, który budynek był głównym. Otworzyłam potężne drzwi. W środku było przyjemnie ciepło, ale nie duszno. Zdjęłam zbędną odzież, czyli szalik, czapkę i kurtkę oraz na wycieraczce otrzepałam glany ze zgromadzonego śniegu. Minęłam sale do nauk ścisłych i gabinety pielęgniarki, aż w końcu stanęłam przed pokojem dyrektorki. To do niej miałam się zgłosić po niezbędne papiery. Po zrobieniu wdechu zapukałam, a gdy usłyszałam „proszę” weszłam do pokoju, dość mało pewnie. Ściana naprzeciwko była jedną wielką biblioteczką. Na biurku wykonanym z ciemnego drewna widniała jasno świecąca lampa, a za biurkiem siedziała dyrektorka. Przed biurkiem stał niski stolik do kawy i dwie wiśniowe sofy ze skóry. Gdy tylko starsza kobieta zauważyła mą obecność wstała i usiadła na jednej z sof. Wtoczyłam walizkę do jej pokoju, a gdy kobieta dała mi znak do tego, abym usiadłam naprzeciw jej wykonałam posłusznie polecenie. Siwe włosy starszej kobiety i ostre zmarszczki sprawiały, iż już miałam do niej respekt. Miałam włosy upięte w bardzo schludny kok, a na zgarbionym nosie spoczywały okulary. Kanapa była strasznie miękka, zapadała się pod moim ciężarem.
-Witaj, Isabello. Nazywam się Lucinda Potts. Już wręczam Ci wszystkie papiery, trochę wytłumaczę Ci jakie są reguły w tej szkole. Resztę powie Ci sekretarka w akademiku, również tam ona wręczy Ci klucz.- powiedziała kobieta z lekkim, nieco zimnym uśmiechem.
Skinęłam bez słowa głową i czekałam, aż dyrektorka da mi plik kartek. Jej niskie obcasy stukały o podłogę, a ja siedziałam w oczekiwaniu.
***
Po piętnastu minutach byłam wolna. Teraz miałam się udać do akademika. Po ubraniu się, wyszłam na zewnątrz nie przeżywając już aż tak tej pogody. Zdawało mi się, że trochę przestało padać. Po kilku minutach wchodziłam do akademika dla pań. Powitało mnie ciepło i zapach świeczek. Tuż po prawej był pokój dla sekretarki otwarty na oścież. Po zapukaniu w otwarte drzwi weszłam do niego ostrożnie. Za ekranem komputera siedziała młoda blondynka z włosami spiętymi w kucyk. Na oko miała ok. 32 lat.
-Cześć! Pewnie jesteś Isabelle. Proszę podejdź.- uśmiechnęła się miło.
Kobieta trochę ze mną porozmawiała i wręczyła mi kolejny już dziś plik kartek. Podziękowałam jej cicho i udałam się pod podany numer pokoju. Miałam pokój numer 23. Krążyłam dość długo po całym akademiku, aż w końcu znalazłam upragnioną lokację. Otworzyłam zamek i ostrożnie weszłam do pokoju. Było w nim, dość przytulnie pomimo tego, że pusto. Przekręciłam klucz w drzwiach i zdjęłam niepotrzebną w cieple odzież. Ściany miały kolor lekko błękitny. W lewym rogu było pojedyncze łóżko, przy nim stolik nocny, a przy prawej ścianie stało biurko wraz z krzesłem. Obok biurka był mały kosz i drzwi do łazienki, natomiast najbliżej drzwi po prawej stronie stała szafa. Wszytko miało odcień jasnego drewna. Odłożyłam walizkę przy szafie i weszłam do łazienki. W lewym kącie stał prysznic, naprzeciwko niego toaleta, a niedaleko toalety umywalka i lustro. Na ziemi były schludnie wyglądające płytki, a ściany były gdzieniegdzie również z płytkami, a gdzieniegdzie po prostu białe. Całość sprawiała miłe wrażenie. Podeszłam do lustra i spojrzałam na siebie. Moje włosy były nieco zmierzwione, a twarz wyglądała na nieco zmęczoną. Namoczyłam i tak już zimne ręce, zimną wodą i chlapnęłam nią sobie na twarz. Wytarłam ją następnie ręcznikiem wiszącym niedaleko umywalki. Następnie uczesałam czarne włosy i przebrałam się w ciemnoszare jeansy i czarną bluzkę z białymi napisami na środku, których nie było w stanie rozszyfrować. Postanowiłam, że rozpakuję się później, teraz chciałam wyjść na zewnątrz. Nie zapominając o ciepłej odzieży wyszłam na powietrze. Włożyłam ręce do kieszeni i przypatrywałam się butom, gdy nagle poczułam jak coś mnie nie lekko trąca. Upadłam miękko w śnieg, a tajemnicza postać uchyliła się nade mną. Wymamrotałam pod nosem zrozumiałe tylko dla mnie słowo i spojrzałam niespokojnie do góry.

[Ktoś, coś ;D?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt