Poranki zawsze bywają ciężkie. Nawet (albo raczej w szczególności), kiedy budzi cię twój pies. Dymitry zaś robi to w bardzo wredny sposób, a mianowicie, ładuje swoje wielkie cielsko na moje łóżko i gniotąc przy okazji me wnętrzności, liże mnie namiętnie jęzorem po twarzy. Jeśli to nie pomaga, zaczyna głośno szczekać, a wtedy przypominam sobie, o sąsiadach, którzy już raz skarżyli się na hałasy o piątej nad ranem. Wstaję więc błyskawicznie z łóżka i zamykam psu pysk dając mu zabawkę do gryzienia. Spacery jednak, w przeciwieństwie do pobudki, należą do jednych z najwspanialszych rzeczy, które można by robić przed wschodem słońca. W szczególności, gdy pies przez większość czasu biega w kółko i nie trzeba się z nim szarpać. Orzeźwiona mroźnym, zimowym powietrzem wróciłam do swojego pokoju. Po spakowaniu wszystkich książek do torby, zjedzeniu drobnego śniadania i wypiciu małej filiżanki herbaty wyleciała z dormitorium, prawie zapominając przy okazji zamknąć drzwi. Do sali, w której miałam mieć lekcje dotarłam przed czasem. Ledwo, co zatrzymałam się przy małym tłumie osób, który powstał, kiedy poczułam obcy łokieć na swoim boku. Pisnęłam bardziej z zaskoczenia, niż z bólu i obróciłam się w kierunku, skąd przyszedł cios. Moim oczom ukazał się wielki (za przeproszeniem) czarnowłosy i niebieskooki chłopak. Jednak pierwsze na co zwróciłam uwagę był jego styl ubioru. Nigdy nie widziałam tak... charakterystycznej osoby, albo nie pamiętałam takiego spotkania, jednak wnioskując po fakcie, że jego strój bardzo mnie zaskoczył, bardziej prawdopodobnym było, że nigdy nie spotkałam takiej osoby.
- Przepraszam - powiedział szybko - Nic ci nie jest?
- Nie - odpowiedziałam prawie od razu - Dziękuję za troskę.
Wtedy dostrzegłam, że chłopaka coś dręczy (jest to wielki wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że na ludziach zna się tak bardzo jak na fizyce kwantowej [czyli wcale]).
- Mogę ci w czymś pomóc? - spytałam uprzejmie.
Nikodem?
- Przepraszam - powiedział szybko - Nic ci nie jest?
- Nie - odpowiedziałam prawie od razu - Dziękuję za troskę.
Wtedy dostrzegłam, że chłopaka coś dręczy (jest to wielki wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że na ludziach zna się tak bardzo jak na fizyce kwantowej [czyli wcale]).
- Mogę ci w czymś pomóc? - spytałam uprzejmie.
Nikodem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz